Potrafi coraz dłużej postać bez trzymanki, ale widzę, że się boi. I zamiast spadać na pupę, to powolutku sobie kuca i siada

Taki przytulas się z niej zrobił. Jak ją biorę na ręce to się do mnie normalnie przytula. Kładzie główkę na ramieniu i tak leży. U męża tak nie robi

Po 100 razy sprawdza, czy coś działa i jak, i czy znowu mama powie "nie wolno" jak będzie próbowała dotknąć rury od kaloryfera. Odkrywca 100%. Siadam z nią w pokoju, a ona patrzy na mnie, po czym czworakuje do drzwi, popycha sobie żeby otworzyć i wychodzi


No i obcięłam dzisiaj włoski. Bardzo nie chciałam, bo nie chcę, żeby mała miała grzywkę, ale już jej w oczy chodziły, a akcesoria do włosów wymagały ciągłego poprawiania.
No i wreszcie spadł śnieg!!!!!!!! Teraz to ja czuję święta













Zosia jest cudowna

Po pierwsze nauczyła się pokazywać rączką "jaka Zosia będzie duża" i szpanuje sztuczką na prawo i lewo.
Po drugie wymyśliła własny sposób na blw




Po trzecie zaczęła się puszczać i próbować robić samodzielne kroczki


Po czwarte, jak jej się chce daje buziaka na "daj buziaczka" rozdziawia paszczękę i jest buziak

Nie chce już siedzieć u siebie w pokoju, woli łobuzować wszędzie indziej, nawet jeśli mamusia w pokoju została. Ojca ostatnio zamknęła


Je bardzo ładnie póki co. Ślini się okrutnie, ale nowych zębów brak. Gada jak nakręcona, ale nic sensownego. Na zrób brrrrrum czasem robi brum ustami. Jak ostatnio mąż na nią nakrzyczał, że nie wolno kontaktu, to jak potem coś mówił, że nie wolno to patrzyła na kontakt


Zważona u lekarza - 9110g na 9,5 miesiąca. Zmierzona pi razy oko - 71cm. Obwód główki 45,5cm. Ubranka na 80 coraz częściej pasują, zapas mi się przerzedził...
Chodziłyśmy z przyjaciółką w poszukiwaniu sukien ciąg dalszy. No i jest. Znalazła się ta najpiękniejsza i najlepsza, ale moja M. jak zwykle nie zdecydowana, ona by jeszcze poszła tu i tam, bo co jak tam coś ładniejszego będzie? A serio, ta suknia to 10/10. I jeszcze z salonu prosto, więc taniej, tylko drobne przeróbki by musiały być. Mam nadzieję, że jutro zadzwoni i ją weźmie. Bo jak jej wykupią, to jeśli ładniejszej nie znajdzie (a pewnie nie znajdzie) to będzie musiała zapłacić dwa razy tyle albo wziąć inną

No i wczoraj jeszcze imprezę teściowa zrobiła. Męża swojego pominę milczeniem, że go nie zabiłam to chwała mi. A Zosia była rozchwytywana. Szła dość chętnie do wszystkich cioć. Wujkowie nie próbowali





Ja jestem jakaś nieogarnięta. Budzę się śpiąca i zmęczona. Ostatnio co chwilę mam wzdęcia i mi nie dobrze. Często boli mnie głowa. Nic mi się nie chce w sumie. W weekend nagotowałam obiadków na 10 dni i mam spokój z robieniem jedzonka Zosi. Nie mogę się zmotywować. Do sprzątania. Do ćwiczenia. Do diety porządnej. Chciałabym mieć fajną pracę, która pozwoliłaby mi nie oddawać nigdzie małej. Chciałabym mieszkać gdzie indziej. Na swoim. W ładnie, po mojemu urządzonym mieszkanku. Marzy mi się kawałeczek szeregowca. 4 pokoje, piętro, kuchnia, łazienka. Za dwa miesiące kończy mi się macierzyński, muszę znaleźć pracę jakąkolwiek. Muszę zdać ten głupi licencjat co nade mną wisi, żeby 3 lata nauki w dupę nie poszły. A potem?
A potem to zależy co mi powie pan doktor 15.02. Robię przegląd techniczny. Może antyki na chwilę? Może nie... I od majowego cyklu... może... A jak nie, to będę siedzieć w jakiejś biednej pracy, jeśli w ogóle coś znajdę na popołudnia, albo będziemy biedować jak nigdy. A moje marzenie odpłynie hen hen. No bo żeby wziąć kredyt potrzebna jest umowa o pracę na stałe


A ja znalazłam chyba partnera do ćwiczeń

Wszystko co robię jest z myślą o Zosi. Następny maluszek w sumie też. Chcę, żeby mała miała rodzeństwo, żeby nie była sama. I żeby to rodzeństwo nie było dla niej utrapieniem (jak moje dla mnie, serio nie wyniknęło dla mnie absolutnie nic pozytywnego w życiu z tego że mam siostrę, wręcz przeciwnie), chciałabym żeby dzieciaki się lubiły i mogły na sobie polegać





Dzisiaj pierwsza noc od zawsze, w której nie jadła ani razu... Spała od 22 do 7 i potem wzięłam ją do siebie i spała do 9. Cudownie

Wczoraj jak sprzątałam, wyglądało to jak na filmiku "why moms get nothing done". Ja układam, Zosia leci rozwalić. Efekt - 3 razy tyle pracy

Ostatnio zostawiłam otwartą bramkę i weszła do kuchni. Pytam "a czemu tu przyszłaś, przecież nie wolno?" a ona z niewinną minką do mnie "bum?". Argument nie do zbicia

I wsunęła dzisiaj na śniadanie trochę serka wiejskiego, bardzo zdziwiona, ale chętna. Ostatnio tak wcina, że szok. No i nigdy nie daje znać, że jest głodna/spragniona...
Uwielbiam ją

Wiadomość wyedytowana przez autora 11 lutego 2016, 11:46
Akt pierwszy: pluje przy jedzeniu. Jak nie chce jeść to robi brrrrum buzią i wszystko jest WSZĘDZIE. A może i chce jeść tylko się durnowato bawi. Doprowadza mnie do szału.
Akt drugi: nie słucha się wcale. Na "nie wolno" jeszcze intensywniej zaczyna robić to co chciała a nie można. Jak na nią krzyczę żeby się choć trochę przestraszyła i skojarzyła, że robi coś złego to się ze mnie śmieje!!
Akt trzeci: rozbiera mnie choroba i przez to mam mniej cierpliwości i sił

Postępy

Ostatnio mąż powiedział, że zrobiła sama 11 kroczków z przerwami! Wow, zaraz zacznie biegać!
Nauczyła się "bezpiecznie" schodzić z kanapy. Jeszcze nie ogarnia, że jak zrobi to zbyt gwałtownie to i tak poleci, ale już się obraca i nogi schodzą pierwsze. Zaczyna powtarzać, jak mówię mama mówi ma, jak tata to ta, jak baba to ba, najlepiej wychodzi jej "nie"






Naprawianie świata.
Śmieszna rzecz. Gdy za młodego pędraka przysięgasz sobie, że nigdy nie zgubisz swojego idealizmu, a z upływem czasu stajesz się coraz bardziej cyniczna i zniechęcona. Świat potrzebuje naprawy. No ale co jeśli świat jej wcale nie chce??? Ile razy jest tak, że nie da się nic zrobić i w końcu pozostaje wzruszenie ramion. Ile razy chcesz komuś pomóc i odbija się to rykoszetem w ciebie? Ile razy pomagasz, poświęcasz się tylko po to, żeby z całą pewnością móc stwierdzić, że jeśli masz na kogoś liczyć, to wyłącznie na siebie? Już się nie wkurzam kiedy moje przewidywania okazują się prawdą, nawet jeśli po milion razy ostrzegałam, zastrzegałam i cholera wie co jeszcze robiłam. Gdy ktoś opowiada mi coś okropnego, wkurza się na to, jak funkcjonuje świat, wzruszam ramionami. Bo co ja mogę, że samochód na wodę jest nie na rękę koncernom naftowym, lekarstwo na raka nie na rękę komuś innemu, sensownie prowadzone państwo polskie nie na rękę naszej władzy. No co ja mogę? Idę, głosuję, a potem się wkurzam, że większość głosujących (bo to nawet nie większość Polaków) ma inne zdanie niż ja, albo boi się zaryzykować. A że wkurzanie się nic nie wnosi? Więc wzruszam ramionami, przyjmuję wiadomość na klatę i idę robić swoje. Bo i tak się nie uda, bo i tak nic to nie zmieni, bo i tak milion różnych rzeczy. No i fajnie.
By było. Gdyby nie fakt, że siedzi we mnie jakiś drugi mały głos. I on dalej chce naprawiać świat. On wierzy, że warto, że chociażby dla samej satysfakcji. Że kiedy po raz 100 odbieram telefon od "znajomego" wiedząc, że dzwoni bo czegoś ode mnie potrzebuje, należy się uśmiechnąć i powiedzieć "nie ma sprawy". Że to robi różnicę. Że każde miłe słowo, każda bezinteresowna pomoc, każdy sprzeciw na niesprawiedliwość robi różnicę. Że nic nie tracę próbując jednostronnie podtrzymać znajomości. Muszę tylko pamiętać, że kto ma miękkie serce musi mieć twardą dupę. Przejmuję się ludźmi? I dobrze! Przejmuję się porażkami? Mam prawo! Tracę na tym, że gram fair, że traktuję innych tak, jak sama chciałabym być traktowana? Może. A może nie. Może idealizm jest ważny? Może jest się dzięki temu lepszym człowiekiem? A może jednak się uda? A może zmiana nie musi być spektakularna? A może milion malutkich rzeczy, z pozoru nieznaczących i nieważnych jest w stanie narzucić zupełnie inny tor wydarzeniom? A że jak się nie odwrócisz dupa z tyłu? Niech wszyscy, którzy cynicznie ciągną w swoją stronę mnie w nią pocałują.
Z cyklu postępusie Zosiakowe.
Buziak przestał być dawany rozdziawioną paszczą. Próbuje robić dziubek



Tatuś nauczył Zosię "nie nie nie" i teraz np. stała w pokoju koło podpiętego kabla, pokazała go palcem i krzyczy "nie nie nie", że nie wolno



Rodzinna dzisiaj stwierdziła, że maluszki z małą różnicą wieku są najgorsze do ogarnięcia. A ma 4 dzieci, właśnie jedne z małą różnicą, a potem bliźniaki!!



Uwielbiam się z nią wygłupiać



Byłyśmy wczoraj u kuzyna. Kurde, trochę mi go szkoda generalnie. Ogólnie fajny z niego chłopak, przystojny, zadbany, ma pracę nawet niezłą, a jakoś zero szczęścia do kobiet. A widać, że już by trochę chciał, Zosią był zachwycony. Eh.
Nie że narzekam, bo mam na prawdę złote dziecko. Tylko jakby tak ktoś na zmiany ze mną pobiegał...

Ah, czekam na dzień gdy wsadzanie wszystkiego w paszczę przestanie być celem nr 1 życia mojej córeczki


Zosia: zlitowała się w końcu i robi papa na polecenie, ale nie zawsze chce. Próbuje sama puszczać bączka (bez puszczania oczywiście


Ja? Kijowo jak zazwyczaj. Brak chęci. Jedyne co, to postanowiłam, że sama zrobię jej sukienkę i tort na roczek, jak to wyjdzie? Pewnie nijak, ale spróbować warto. Z pracą brak postępów, bo nawet nie szukam! Sama wiem, że to durne... Z mężem się kłócę co chwilę. Eh. I jak ja ogarnę jakiegoś kolejnego berbecia?

Mała zasuwa, przewraca się, wstaje, zasuwa i tak dalej

Byłyśmy dzisiaj na placu zabaw

Byłam na usg tarczycy, chyba jest na tyle ok na ile może być, mała została z teściową i została przez teściową uśpiona


Szczeka. Robi takie bubububu jak usłyszy, że za oknem szczeka pies. Zna coraz więcej słów. Podaje bardzo dużo różnych rzeczy o które proszę. Ma jakieś swoje pomysły, np. każe wsadzić się na parapet jak słyszy karetkę, jak chce żeby jej poczytać książeczkę, to prawie nią zęby wybija


Cieszę się, że uciekasz przede mną i muszę Cię gonić, masz sprawne nóżki i poniosą Cię gdzie chcesz.
Cieszę się, że wsadzasz mi z rana palec w oko, w ucho, w nos, bo wszystko widzisz, a Twoje rączki są jeszcze sprawniejsze niż nóżki.
Cieszę się, kiedy krzyczę, że nie wolno, a Ty się obracasz i z uśmiechem robisz na przekór, bo wszystko słyszysz i masz własne zdanie na ten temat.
Cieszę się, kiedy nie chcesz zasnąć i się kręcisz, mogę Cię dłużej poprzytulać, za jakiś czas nie będziesz już chciała zasypiać z mamą.
Cieszę się, że plujesz obiadkiem i Cię to tak strasznie bawi, bo jesteś radosna i masz poczucie humoru.
Cieszę się, że co chwilę stoję w kuchni żeby robić Ci coś do jedzenia. Masz dobry apetyt, chętnie jesz i zdrowo się rozwijasz.
Cieszę się, kiedy rozwalasz wszystko co poukładam, uwielbiam patrzeć na Twój uśmiech, a psocenie cieszy Cię najbardziej.
Cieszę się, kiedy nie mogę czegoś zrobić, bo jesteś Ty. Mogę za to robić inne rzeczy tylko dlatego że... jesteś Ty.
Uwielbiam patrzeć jak się rozwijasz, jak rośniesz, jak się zmieniasz każdego dnia. Nic w życiu nie przynosi tak wiele satysfakcji. Nic.
Cieszę się, że zostałam Twoją mamą. Dziękuję, za każde postawione mi wyzwanie. Dziękuję, że jesteś. Że jesteś zdrowa. Że tak na prawdę jesteś super bezproblemowym maluchem. Że ładnie śpisz w nocy. Że ładnie jesz. Że grzecznie siedzisz w wózeczku na spacerach i nie protestujesz kiedy znowu Cię przypinam, bo musimy wracać. Że uwielbiasz się kąpać. Że bardzo często grzecznie leżysz jak zmieniam Ci pieluchę i ubieram. Że masz do mnie tyle cierpliwości...
Dopiero teraz rozumiem jak wiele razy trzeba upaść, żeby stanąć w końcu pewnie i samodzielnie na nogach. I że faktycznie z każdym upadkiem wstaje się silniejszym. Że wszystkiego można się nauczyć, wystarczy odrobina chęci. Że jeśli się czegoś bardzo chce, należy próbować do skutku. 10 razy. 100 razy. 1000 razy.
Zawdzięczam Ci tak dużo... córeczko

Faza na kiwanie głową. Kiwa na wszystko. Na wzmocnienie przekazu, na zachętę, dla zabawy, przezabawnie to wygląda


A ja knuję wieczór panieński przyjaciółki. Mam nadzieję, że wszystko mi się uda i będzie epicko

Po pierwsze wieczorem zjadła sama chlebek z masełkiem.
Po drugie butów mam teraz dwie pary, bo dziadkowie jakby się zmówili i kupili Zosi żeby miała w czym chodzić

Byliśmy na wystawie lego. Szału nie było. Ani dla mnie ani dla Zosi. Fajne, ale za 17zł za osobę spodziewałam się duuuuużo więcej. W kąciku zabaw dla dzieci miałyśmy z Zosią przyjemność poznać najgorszą dziewczynkę jaką widziałam. Miało to może ze 2 lata. Od razu zabrała Zosi to co trzymała, jak dawałam małej klocki to też je zabierała, popchnęła ją i przewróciła, pchała się nie patrząc na nic, nie pozwoliła Zosi wejść do domku z klocków i przełażąc odepchnęła ją za główkę. Złapałam dziadostwo dwa razy spokojnie tłumacząc, że musi uważać, bo dziewczynka jest mała i można jej zrobić krzywdę, ale spojrzała na mnie jakby ją wilki wychowały i język ludzki był jej obcy. Rozpuszczone dziadostwo. Najbardziej było mi szkoda Zosi, bo ona tak ufnie do wszystkich podchodzi, a tu taka wredna mała sucz się trafiła. Ja nie wiem jak niektórzy dzieci wychowują. Bo rodzice na bank byli świadomi z czym mają do czynienia bo przywdziali jej raczej nie bez kozery bluzeczkę z napisem "łobuziara"...
To czas poznawania wszystkiego wokół... ale mama musi mieć oczy dookoła głowy :)