
Zosia dostała sporo rzeczy. Ja sama zamówiłam jej chyba z 6 sukienek z allegro i nosidło na olx kupiłam. Cieszy się w nim jak mysz do sera

W kościele święciliśmy jajka, a Zosia próbowała zaczepiać dzieci. A w Wielkanoc byliśmy na mszy, to się dorwała do świeczek i zapałek i pół mszy się tym bawiła i zwiewała mi w stronę ołtarza, potem zaczęła marudzić i w końcu wyszliśmy przed czasem żeby ludzi nie wkurzać

Mogę zacząć powolutku tworzyć mini słowniczek Zosi

Ba - Bam - jak coś spadnie, czymś rzuci.
Be - Be - na coś, co jest "niedobre" np. brudną pieluchę.
Nie - jako "nie" że się nie zgadza i jako "nie nie", że nie wolno robić tego, co właśnie robi

Pa pa - jak macha rączką na pożegnanie.
Mamam to ja

Tatat to mąż.
Brum brum to auta, ale też dużo innych rzeczy, więc chyba nie do końca się liczy.
Ponadto robi takie bubububu jak udaje pieska, powtórzy "tak" mówiąc taaaa, kiwa głową jak się zgadza. I wydaje mi się, że mówi mamama jako am am. Próbuje naśladować miny, niektóre dźwięki. Umie przełazić przez pufy. Wspina się na nie, odwraca i zjeżdża z drugiej strony. Uwielbia jak wypadam na nią z "kryjówki" krzycząc praktycznie growlem PICKABOO!!!!! Zaśmiewa się wtedy jak z najlepszego dowcipu. "kuku" nie działa w ten sposób. Postanowiła, że się przestawia zgodnie ze zmianą czasu i już od kilku dni zamiast między 8 a 9 wstaje między 7 a 8 czyli de facto tak jak było




Z ciekawszych rzeczy, dzisiaj taka sytuacja. Słyszę, że jest akcja, wpadam za nią do jej pokoju "Zrobiłaś fuj fuj w pieluszkę?" a ona mi kiwa głową. Myślę sobie, że przypadek, bo lubi kiwać. I pytam znowu "Jest be w pieluszce? Fuj? Trzeba zmienić?" a ona kiwa głową i mi pokazuje na czyste pieluchy! No i fuj fuj faktycznie było.
No i nie drze się jak opętana na zakrapianie nosa. Dzisiaj mi nawet sama pokazała żeby jej zakropić, bo znalazła spay


Impreza nr 1 zaliczona, dzisiaj nr 2

Tort się udał, spodobał, nawet padło pytanie gdzie zamawiałam


Zosia była zachwycona i rozchwytywana, dostała książeczki i ubranka, integrowała się z chrzestnym, aż nawet go w pewnym momencie przytuliła


Pogoda dopisuje, aż nie mam serca trzymać małej w domu i wczoraj zamiast szykować wszystko na dzisiejszą imprezę, siedziałyśmy 2 godziny na placu zabaw

Od wczoraj jestem też bezrobotna, zarejestrowana i szukam sobie pracy...
U Zosi jakiś spektakularnych postępów nie ma. Stan zębów nadal 6. Chodzenie coraz szybciej. Wspinanie się coraz sprawniej. Nowych słów brak. Wiadomo, rozumie coraz więcej, zapamiętuje nowe słowa, niektóre stare zapomina. Jedyne co, to zaczęła robić takie uuuuu, jak jej np. światło zgaśnie


No i pierwszy upadek z kanapy za nami. Zostawiłam ją na chwilkę na kanapie z moim uczniem, a ona postanowiła za mną pójść i coś jej nie wyszło, on jej nie złapał i było wielkie bum. Ale na szczęście nie bolało aż tak, bo co to za ból, jak pomaga na niego przejeżdżający za oknem autobus?

Kocham tego mojego najcudowniejszego goblina najbardziej jak się da


Przedszkolanka, specially for you


Number one

Potem była jeszcze 1 dorobiona koło misia

Number two

Wiadomość wyedytowana przez autora 9 kwietnia 2016, 23:23
Zosia codziennie czymś zaskakuje. Rozumie bardzo dużo. Dzisiaj na przykład powiedziałam "no, pokaż jak ładnie pijesz sama z kubeczka" a ona chwyciła kubeczek i zaczęła pić


A jaka jest zachwycona na placu zabaw. Z chodzeniem i włażeniem na rzeczy radzi sobie niemal równie dobrze, co dzieciaki które są od niej z pół roku starsze. Lubi zjeżdżalnie, lubi się huśtać. Nie chce iść do domu, jest ryk i bunt


Upgrade słowny:
Zamiast ba jest już całe bam
Powtórzy kuku (często kukło) i dzidzia

Poza tym mam wrażenie, że położyła się na drzemkę i wstała o jakieś 50% mądrzejsza... Możliwe to?? Czasem mnie przeraża to, jak szybko dzieci się rozwijają...
Wczoraj na placu zabaw bardzo spodobał się jej jeden chłopczyk, chodził za nią cały czas i się przytulali


I dzisiaj się już w końcu nie bała mojego ojca, którego rzadko widuje, chyba go już pamięta.
Poza tym czekam na tę drugą dolną dwójkę, bo wszystko, autentycznie wszystko jest w ślinie, bleeeeee
Ale i tak ją kocham nad życie.
Wczoraj po raz pierwszy dała znać, że robi kupkę. Pokazała na pieluszkę, powiedziała bu, skrzywiła nos i tym sposobem połowę kupy złapałyśmy na nocnik. Ale dziś już fail na placu zabaw, wszystko na wylot.
Byłyśmy u dermatologa, ponoć ma jakiegoś liszajca na buzi, potówki się zaogniły na szyjce, a dupka - odpieluszkowe zapalenie. No i bomba. Maści dostałam takie, że aż strach. No ale mam nadzieję, że chociaż podziałają.
Natomiast u mnie jeszcze lepiej. Poszłam z infekcją, bo na basenie mnie jakaś cholera chwyciła. Turlałam się z tym 2 tygodnie, w końcu się zapisałam, poszłam i infekcji już w sumie nie ma. Za to jest prezencik od endo****** - 6cm torbieli dwukomorowej na prawym jajniku!!!! Dopiero co było całkiem czysto!!!! Aaaaaaa!!!! No i nie wiem co teraz. Powoli zaczynam żałować, że nie zaczęłam się starać już te 2 miesiące temu. Z drugiej strony dalej mam wątpliwości, bo w czerwcu ślub a ja świadkuję, a potem urlop męża i co, jak wyjdzie to pewnie przerzygam cały czerwiec i lipiec



Torbieli nie ma! Tzn jest ale jakiś bzdet endometrialny, ch** z nim. Ale że kurwa 2 godziny czekałam z małym dzieckiem roznoszącym przychodnię aż mnie lekarz w końcu przyjmie... Prawie się tam poryczałam, Zosia już ze złości mi włosy specjalnie zaczęła wyrywać i tarzać się po podłodze. No ale litości, dla niej 30 minut to kupa czasu, a 2 godziny????? I to jeszcze głodna i śpiąca, bo pora na mlesio i drzemkę. Ale panie pielęgniarki na czas mojej wizyty wzięły ją w obroty i nastał błogi spokój. Wniosek z tego taki, że dziecko mogę sprzedać dowolnej pani i nie będzie płakało



Brak torbieli byłby super informacją i nawet zaczęlibyśmy starania, aaaaaale.... Oczywiście, że musi być jakieś "ale". Przecież u mnie nigdy nic nie może być normalnie i na spokojnie i według planu. No więc aaaale na początku czerwca mam zabieg na dupie! Więc nie mogę być w ciąży. Kochany nfz. Kulam się z tym od końca lutego, na każdą wizytę trzeba czekać miesiąc!! No i miałam aż dwie. Na pierwszej dostałam czopki. Na drugiej stwierdził, że niestety usuwamy chirurgicznie. I teraz kolejny miesiąc czekam, żeby zrobili zabieg. No i oczywiście hit: ustaliłam datę panieńskiego na 04.06. Więc zabieg mam 02.06. Super, co nie?? Z kolei później mam @, więc nie można, a 18 już ślub, no to z dwojga złego... Ale nic nigdy nie może być normalnie

A nie. Jest. Zosia. Zosia jest normalna. Z normalnym motorkiem w swojej normalnej doopce. Wysiadam. Autentycznie nie wiem jak ogarnę ją będąc w ciąży, bo teraz nie jestem i ledwo wyrabiam. Żeby za nią nadążyć bym chyba ćpać musiała

Co u niej. Oprócz ciągłej poprawy sprawności jest powolutku coraz więcej gadania.
Jest bam, bem (brawo), papa, mama, tata, baba, kuku, dzidzia, kaka (kwa kwa), tak, nie, nienienie (nunu) i czasami próbuje powtórzyć coś bardziej skomplikowanego, ale rzadko trafia w dźwięki. Zaczepia wszystkich i do wszystkich się uśmiecha. Na lekarzy reaguje płaczem. W sumie nie wiem czemu, bo szczepień na bank nie pamięta, następne dopiero przed nią (w środę, już się boję), a tak to najgorsze co jej robili to zaglądanie do buzi z patyczkiem i badanie stetoskopem.
Wspina się na kanapę. Zjeżdża sama ze zjeżdżalni (ja ją łapię na samym końcu, chyba, że krótka zjeżdżalnia, to całkiem sama), wspina się na łóżeczko turystyczne, na drzwi od tarasu, na drabinę, nie można jej na sekundę spuścić z oka. Wczoraj sama wymyśliła, że jak oprze nóżki na takim dzyngsie od rowerka to będzie optymalniej niż jak zwisają po bokach (niestety rowerek ewidentnie dla dzieci, które pedałują, moja nie sięga jeszcze nóżkami). Jest uparta. Strasznie uparta. I nieczuła

Nocnik na razie porażka. Wysadzona czasem zrobi siusiu, czasem nic. Dawanie znać powtórzyło się raz. A tak to wali w pieluchę. No ale ma jeszcze czas. Jak jej się nałoży kawałeczek parówki na widelec, to sama je








Ja mam super śluz płodny, a tu dupa. Niestety dosłownie





Do tego panieński robimy już w ten piątek!! I przez to połowa rzeczy mi nie doszła! Jestem bez planowanych prezentów, będę musiała pokupować nowe, a te co zamówiłam chyba odesłać, nie wiem czy to się uda... Szklanka prezentowa się potłukła w transporcie





Natomiast męża co chwilę mam ochotę zamordować, już mi się nawet nie chce kłócić, non stop pojawia się jakiś problem...
Panieński się udał




Robimy Bzykowi plac zabaw, schnie piaskownica, reszta pomysłów czeka na realizację.
Z pracą ani widu ani słychu, kolejny już tydzień...
Przeraża mnie to, że jest tak źle jak mam gorszy dzień. Absolutnie sobie nie wyobrażam mdłości ciążowych z Zosią u boku. Tym bardziej nie wyobrażam sobie jakiegokolwiek pobytu w szpitalu pomijając poród. Swoją drogą przeraża mnie też, że teraz poświęcam małej prawie 100% czasu, a potem będę musiała to dzielić na pół z przewagą skupienia na mniejszym

A najbardziej najbardziej przeraża mnie to jak szybko ona rośnie a ja robię się stara. Zaraz będzie miała 2 latka, potem 5, potem 7, 10, 12, przestanie mnie tak potrzebować, będzie mieć swoje życie. Przeraża mnie ta zmiana, ta nieodwracalność, to dążenie donikąd tak na prawdę... Jest taka cudowna, chciałabym przeżyć każdy moment z nią po 3 razy i dlaczego nie mogę????
Zosia ostatnio odkryła, że na ścianie wisi Bozia i witrażowy aniołek i teraz pokazuje tam paluszkiem i mówi "buuuu". A jak się dzisiaj spytałam gdzie jest buzia, to też myślała, że chodzi o Bozię

Podchodzi do innych mamuś na placu zabaw, łapie je za rękę i prowadzi, żeby jej pomogły na coś wejść


Odkąd ubieram ją lżej do spania przestała się co chwilę przebudzać, chyba było jej za gorąco.
Jeszcze tylko 10 dni do naszego wielkiego wyjazdu! Już mam stresa, tak bardzo nie lubię jej zmieniać układu dnia i nocy, mam jakąś totalną schizę!! Denerwuję się jakby ją to krzywdziło jakkolwiek, że raz dłużej czegoś nie zje, albo później pójdzie na drzemkę... No siadło mi na mózg. Wiem to, ale to silniejsze ode mnie, jakaś obsesja normalnie... I zamiast się stresować samą podróżą i świadkowaniem na ślubie, to się stresuje tym, czy mała zaśnie w nowym miejscu, czy będę miała jak ją nakarmić porządnie na weselu itp. Mamy tak idealnie dograny plan dnia, tak bardzo nie chcę żeby coś jej się poprzestawiało

Test twierdzi, że nicht schwanger i nic innego się nie spodziewałam, ale dla pewności...
Zosia przykucnęła i sika, jak koń, aż słyszę z dwóch metrów dalej. Podchodzę i mówię: zrobiłaś psi psi, dlaczego nie na nocniczek? na nocniczek trzeba. trzeba wołać mama, psi psi, albo mama, be! Idę i zmieniam pieluchę, odstawiam na ziemię, goblin bawi się nocnikiem, nagle staje i słyszę "mama, mama, BE". Myślę sobie "na bank nie". Wysadzam i jest. Ogryzek kupy, ale jest

Uo - ucho, nyń - nos, krówka robi mumu, kaka to teraz wszystkie ptaszki, tań - tam, Bej - tak się nazywa nasz pies, AM - jeść, gu - guzik, op - hop. Jak się pytam czy idziemy na plac zabaw, to łapie mnie za rękę i prowadzi do wózka. Jak mówię, że zakładamy buty to siada na ziemi i wystawia stopy. Jak niosę mlesio leci na fotel do karmienia i się próbuje wspiąć na niego. Jak mówię, że idziemy myć rączki to leci do łazienki. Potężnie żebrze o jedzenie, no masakra, jak tylko coś jem to prawie mi w talerz włazi, bo ona właśnie to teraz chce!