Z cyklu "rzeczy ktore powinny cieszyc a smuca"
Zasypiala do tej pory wtulona w mamusie i z cycem w paszczusi. No ale w ramach usamodzielniania dziecka i ulatwienia ewentualnego usypiania innym po skonczonym jedzonku zabralam jej cyca, przelozylam ja do lozeczka i wlaczylam szumisia, dobranoc i buzi w czolko. Postekala chwile do siebie i poszla spac O_o Ja wiem ze moje dziecko jakims super fanem bliskosci nie jest, ze wszystko jej jedno gdzie zasypia, ale zeby tak chociaz nie poprobowac przekonac mamusie ze moze jednak razem?? Wychodzi na to, ze mama to tylko cyc, a bez reszty mozna sie obyc. Fajnie, ze jest taka "samosia", mysle ze rownie dobrze moglaby juz sypiac u siebie w pokoiku. Ale ale... mamusia jeszcze nie jest gotowa, buuuuuu
Moja mala byla dzisiaj aniolkiem. Zaplakala tylko raz, bo ja kolega wystraszyl (nigdy nie zwracala uwagi na jego wyglupy a tym razem sie przestraszyla i poplakala). Teraz zrobila sie marudna na wieczor, bo byla zmeczona juz i (przynajmniej tak myslalam) glodna. Klade sie z nia do lozka jak zawsze i probuje dac cyca, a ta w histerie. Mysle moja wina, za dlugo przetrzymalam, bede uspokajac. Probuje uspokoic, zawsze po jakiejs chwili dawala spokoj i zasysala. Nic, co na moment byla ciszej to zaczynala ze zdwojona sila. Jadla poltorej godziny temu, wiec bylam pewna, ze zje, przytuli sie i pojdzie spac... Wiecie o co jej chodzilo? Nie chciala jesc, chciala zostac odlozona do swojego lozeczka z wlaczonym szumisiem... Polozylam ja, szumisia prawie w ucho wepchnelam zeby go slyszala przy tym swoim wrzasku, a ta 15 sekund sie wyciszala i pach - spi. No nie wierze. A przytulaski dla mamusi? A cycek pelen mlesia? Juz taka indywidualistka... Dokladnie wie czego chce i ryczy az dostanie... Obawiam sie, ze bedzie jednym z tych dzieci, ktore nie lubia sie przytulac i dawac buziakow... A ja mam taka potrzebe tulenia jej, miziania, calowania, ze z tego wszystkiego moglabym ja wepchnac do brzucha przez pepek
Poza tym jutro sie chrzcimy Zrobilam ciasto bezcukrowe i bezglutenowe - wprawiam sie, zeby mala mogla jesc potem zdrowe lakocie.
Bylismy dzisiaj u spowiedzi. Oczywiscie jako ze sie gumkujemy do serduszek coby Zosia za szybko nie przestala byc jedynaczka to i taki motyw sie pojawil. I dostalam wyklad... na temat szkodliwosci antykoncepcji dla kobiet O_o W moim przypadku wszelkie wstrzymywanie okresu jest akurat leczace, wiec nawet dobrze by bylo zebym cos brala, ale abstrachujac... az musialam mu przerwac mowiac ze my tylko prezerwatywy... na co uslyszalam "a, to pol biedy"
No i jestem ciekawa jak to moje malenstwo przetrwa ten swoj chrzest. Ciesze sie, ze dopiero teraz to robimy, bo potrawi siedziec i obserwowac, wczesniej nie bylo na to szans.
I ostatnia rzecz - przedwczoraj moja kolezanka miala transfer, tak dlugo sie starali o maluszka, w podobnym czasie co ja zostala mamusia aniolka, tak bardzo chcialabym zeby im wyszlo... Kto czyta niech trzyma kciuki, kto wierzy niech sie pomodli :*
Zosia? Zosia przeszla przez wszystko po swojemu. Najpierw na szybko chce ja nakarmic, godzina 10:30, zaraz wychodzimy... a ona nie chce. Musialam ja namawiac z 10 minut, zebym nie musiala jej karmic w kosciele. Zasnela w samochodzie, co mnie strasznie ucieszylo, mysle sobie, moze chociaz czesc mszy przespi. Bez szans. Jeszcze sie msza nie zaczela, ta pyk, otwiera galy i nie spi... Nie rozryczala sie, chwala jej za to, ale jojczyla konkretnie przez caly czas. Malo tego, w okolicach napisaow koncowych wacham, wacham... niemozliwe... KUPA!!! Szybko do zakrystii, na macie do przewijania na dywanie szybka akcja. Chrzest byl po mszy. Nawet jej brewka nie pykla jak ja woda polewali, ale moi rodzice mowili, ze ksiadz wrzatek wlewal przy nich, wiec ciepla woda byla. Natomiast matka dala rade - powaga, doniosla chwila, naznaczamy dziecko znakiem krzyza, cofam sie i (wait for it) wpadam obcasem w kratke. Probuje wyciagnac noge, but zostaje Zrezygnowana oddaje mezowi mala (chrzest caly czas trwa) kucam i wydobywam buta z kratki. Nawet ksiadz sie pod nosem chichral
Fajnie, kameralnie, tylko rodzinka i najblizsi znajomi. Zrobilismy potem grila na ogrodku, mala poszla spac i udalo mi sie duzo zrobic i nawet zjesc zanim sie obudzila. Potem juz marudzila, bo nie lubi siedziec na ogrodzie. Za jasno, za cieplo, za duzo ludzi. Poszlismy jeszcze z chrzestnymi do ogrodu rozanego porobic troche zdjec, bede miala dopiero jutro i raczej nie wrzuce w pamietnik, chociaz moze jakies Zosiowe sie pojawi
Zosia dostala troche ciuszkow, kocyk, rowerek (az sie boje co moi rodzice jej kupia na roczek...), dwa medaliki z matka boska i jeden lancuszek z zawieszka, duzo slicznych kartek i pieniazki. Fajnie, moge jej teraz pokupowac troche bajerow
Wydaje mi sie, ze moje cycki zwiekszyly produkcje mleka. Ostatnio z jednego odciagnelam 100ml az prawie, zamiast 60. Fajnie, bo Zosia rzadziej je troszke. No i dzisiaj nie bylo juz ze ide spac sama, bardzo chciala z cycusiem i jak zabieralam od razu otwierala oczy
Ogolnie kocham ja strasznie mocno, wszystko w niej jest dla mnie idealne. Te delikatne wlsoki, przeslodkie faldeczki, oczka jak niebieskie koraliki, perfekcyjnie wykrojone usteczka, pucate rumiane policzki, nosek z taka smieszna kreseczka biegnaca przez srodek, malutkie stopki i raczki. Wszystko jest idealne, cala moja sliczna, przekochana coreczka :*
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 sierpnia 2015, 22:50
Ostatnio znowu jakis marud jej sie zalaczyl, dzisiaj na spacerze przeszla sama siebie, ale akurat sie nie dziwie bo goraco jak cholera. Plus taki, ze nas pani na poczcie przepuscila A wczoraj w netto w ogole kierowniczka otworzyla nam bramke i kazala wszystkim nas przepuscic "bo sie nalezy"
Dzisiaj mala nie bardzo dawala mi cokolwiek zrobic, ale udalo mi sie posegregowac zdjecia i wybralam takie ktore chce jej a taki album "pierwszy rok zycia dziecka" wkleic. I chyba pierwszy raz spalysmy razem w dzien, bo juz nie wyrobilam.
A wczoraj sie popisalam jako matka, nie ma co... Polozylam jej w sklepie na nozkach takie drewniane pudelko, a ona za moment te nozki podniosla i zrzucila je sobie na buzie. No zdolnosc przewidywania rowna 0. Na szczescie nic sobie nie zrobila, bo bylo leciutkie, ale sie przestraszyla i poplakala.
I jednak znowu jest cos na co czekam. Czekam az zacznie sie smiac na glos Ogolnie telewizora nie wlaczamy przy niej, na laptopa tez raczej nie patrzy, ale dzisiaj puscilam jej jako inspiracje smiejace sie niemowleta. Byla bardzo zainteresowana, ogladala w skupieniu caly filmik... z grobowa mina. Moze po prostu jest mistrzem poker face
U nas w sumie nic nowego, oprócz małych postępów królewny. Zaraz kończy 5 miesięcy... I akurat w jej pięciomiesięcznice jedziemy na wakacje Niedaleko, ale zawsze. Bo mąż nadgodziny trzepie a ja jak samotny kalosz z tym moim zmiennym maluchem. Raz się cieszy, zaraz krzyczy, no cała mamusia
Zosia umie już sporo, choć pewnie nie aż tyle co większość pięciomiesięcznych maluszków. Ale w swoim tempie się rozwija i chwała jej za to, że ma gdzieś co kiedy powinna. Ja też powinnam mieć takie rzeczy gdzieś, ale wiadomo, latają koło głowy co jakiś czas...
Podnosi bardzo wysoko główkę, w pionie też już raczej trzyma porządnie, potrafi się podnieść na wyprostowanych rączkach. Podciągana za ręce podnosi się do siadu. Potrafi (jak baaardzo chce) przekręcić się na brzuch i z powrotem. Potrafi głównie lewą ręką chwytać rzeczy w pozycji na brzuszku i przyciągać je do siebie. Przysposabia się do pełzania. Na razie wychodzi jej obrót dookoła własnej osi zamiast ruch w przód, czasem przesunie się w tył. Jak jej podeprę nóżki to potrafi przesunąć się do przodu wie, co zrobić z rączkami. Wszystko wsadza do buzi i wkurza się strasznie, że nie chce się zmieścić Je papki. Na razie dostała ze słoiczka jabłuszka i marchewkę. Bo grudki są fe, a słoiczki mają idealnie gładką konsystencję. Ale ogólnie mam plan sama jej gotować. Je też trochę kaszki mannej w ramach wprowadzania glutenu. A z jaką pasją zajada! Jak wcześniej wypluwała, tak teraz paszczęka na całą szerokość, ręce i nogi latają we wszystkie strony. Oczywiście cały czas głównie cycuś. Ostatnio się chyba denerwuje, że tak powoli leci i mi urządza sceny, wyje, prostuje się i chciałaby żeby ją bujać karmiąc. Niedoczekanie...
Gada, pojawia się więcej dźwięków. Krzyczy, piszczy, warczy, jest przesłodka. Prowadzi rozmowy i odpowiada rezolutnie Np. "No i co tam masz Zosiu" a ona się uśmiecha i mówi "gleeee". Uśmiecha się bardzo dużo, piszczy z radości często, ale śmiać się nie chce łobuz jeden.
Śpi w swoim pokoju. Zasypia sama z szumisiem. A ja biegam co chwilę sprawdzić, czy wszystko jest w porządku...
Nadal uwielbia spacery. W wózku jak może patrzeć, a przede wszystkim w chuście. Ale co się nawściekam żeby ją w tę chustę zawiązać... Pręży się toto, odpycha i podociągać nie daje.
Mąż głównie poza domem, mniej mam ochotę go zamordować, chociaż i on swoje postępy robi na szczęście
Dobra, muszę spadać bawić się z małą, bo już jej się znudziło samej :*
Na polu papkowym się nie popisuję. Jak mi się chce to dostaje słoiczek, jak mi się nie chce to samo mlesio, ma jeszcze czas, ale systematyczność u mnie kuleje...
Rehabilitacja ma się ku końcowi, małą jeszcze ciągnie na prawo, nie wiem czy to wyprostujemy szczerze mówiąc, ale i tak jestem zadowolona.
Wakacje minęły szybko i z kijową pogodą. Zosi było wszystko jedno gdzie śpi, dała nam pozwiedzać, nobla dla tego kto wymyślił chustę. Za dużo i tak nie pozwiedzaliśmy, muzeum regionalne, park dendrologiczny i park dinozaurów, ale jak na pierwszy raz wystarczy
Natomiast po powrocie Zosia pierwszy raz poszła na basen! Z tatusiem się pluskała pod okiem pani instruktorki. Akurat grupa była od roczku, więc zabawy niedopasowane do małej, ale jej było wszystko jedno, taka była zaaferowana, że siedzi w wodzie, że w nic się bawić nie musiała. Pani polała ją z konewki i nawet zanurzyła dwa razy. Myślę, że będziemy chodzić regularnie, ale najpierw skończymy rehabilitacje bo pójdziemy, ale z torbami...
Zosia zmienia się w tempie ekspresowym. Gada mniej, rusza się więcej. Wcześniej z łaską się przewaliła na brzuch, teraz już się turla! Zostawiam ją na środku maty, wracam, a ona jedną nogą pod szafą leży... Albo już przy drzwiach. Na zabawki dalej krzyczy i się wścieka, ale już coraz lepiej nimi manewruje. Wyciąga ręce, nie tak od niechcenia jak wcześniej, że jak się jej coś podało to wzięła, nie, teraz już jest to gest "moje, daj mi, chcę, natychmiast" i nawet misie w karuzeli są chwytane. I oczywiście pach do buzi... Zaczyna być tak strasznie rozumna... Już od dłuższego czasu reaguje na swoje imię, uśmiecha się do obcych babć, ale na przykład jak mój kuzyn chciał się z nią pobawić to się rozpłakała, w sumie widziała go wcześniej raz przelotem, więc też jak obcy... Podciąga się coraz wyżej. Jak leży na brzuchu wypina pupę do góry i przysposabia się chyba do czworakowania już O_o łapie się za kostki. Dobiera się do mnie jak ją trzymam a ona chce jeść Zaczyna protestować kiedy zabieram jej to czym się bawiła, albo natychmiast wyciąga rączki, że chce to z powrotem. Upodobała sobie łapanie twarzy (mojej i męża), wbija pazurki i ciągnie do buzi Niestety dalej nie śmieje się na głos.
Niestety dostała też pierwszego poważniejszego kataru i walczymy już tydzień. Walczymy dosłownie, bo gałgan jeden odwraca głowę, a aspirator, sól i krople odpycha rączkami i ryczy. Już coraz mniej, bardziej w formie protestu, ale wcześniej to była prawdziwa rozpacz.
A ja? Ze mną jak zwykle do kitu. Ważę już 51,8, zaraz chyba zniknę. Do tego mam już od przed ciążą do wyrwania ósemki, które teraz zaczęły boleć na potęgę, bo są popsute, muszę wytrzymać jeszcze tydzień, już ponad tydzień ćpam przeciwbóle, brałam ibuprom, teraz paracetamol w uderzeniowych dawkach. Boli szczęka, policzek, ucho, oczodół, skroń, tragedia. Do tego nadal mam tak, że jak się oprę na dłoni to przez chwilę mam uczucie jakbym miała połamane śródręcze, totalna masakra. Ale nic mi nie może być, bo normalnie dłońmi chwytam, noszę Zosię, zakupy, wózek i nic wtedy nie boli, tylko jak się oprę żeby wstać czy się przesunąć. WTF??? I jeszcze jak biorę Zosię na ręce czasami omdlewają mi nogi i muszę usiąść żeby nie polecieć. Włosy lecą, linieję normalnie. Muszę się pozbyć hemoroidów po ciąży. Cera padła... Muszę ogarnąć, bo tak to marnie widzę drugą ciążę...
Strasznie nie lubię jej z nikim zostawiać, jedyną dopuszczalną opcją dla mnie jest mój mąż, eeeewentualnie moja matka, choć jeszcze ani razu Zosia z nią nie została. I na nic autotłumaczenie, że więzi buduje Zosia, że nic jej się złego nie dzieje, że dla mnie łatwiej. Serce wie swoje. Moja Zosia, nie oddam nikomu!!!
Miałam mieć dzisiaj usuwane ósemki, ćpam przeciwbóle już ponad dwa tygodnie teraz, i co?? Jak to co? Pan doktor MUSIAŁ akurat wziąć WOLNE.DZISIAJ. Więc będę się męczyć jeszcze do wtorku Już mnie nawet zęby nie bolą, tylko kości całe o ile to w ogóle możliwe. Tragedia. Zosia miała właśnie z babcią zostać od rana bo na 8:45. Misja na marsa, wszystko dopinam na ostatni guzik, karmię, usypiam żeby pospała jak najdłużej i nie obudziła się głodna, wystawiam słoiczek, miseczkę, łyżeczkę, instrukcje szczegółowe, stres jak przed maturą i wszystko na nic. We wtorek od nowa...
Musiałam kupić większe pieluchy, bo 3 nie wytrzymywały presji i każda kupa jakimś cudem zdołała uciec. 4 wydają się takie wielkie. I nagle zdaję sobie sprawę. Moje dziecko JEST wielkie. Jak? Kiedy? Gdzie? Rewind please!! Dopiero co trzymałam w ramionach 2300g świeżo wyciśniętego noworodka. Dopiero co latałam z brzuchem (głównie do kibla). Dopiero co panikowałam na każdym kroku czy wszystko u niej w porządku. Dopiero przekonywałam komóreczki które ledwo zaczynały przypominać człowieczka, że są dziewczynką. Dopiero co martwiłam się, że znowu nie wyszło. Dopiero co przekonywałam siebie, że in vitro będzie najlepszą opcją, jeśli te trzy cykle będą bezowocne.
Ciążę wspominam w 60% do kitu w 40% cudownie. Przewaga kitu, bo co to za stan "błogosławiony" gdzie nie dość, że nic nie możesz, wszystko cię boli, strzyka, rzygasz jak kot, poznajesz nowy wymiar słowa "mdłości" to jeszcze każda najmniejsza rzecz wywołuje natychmiast panikę. 7 miesięcy strachu czy wszystko będzie z nią w porządku i świadomość, że nie jesteś w stanie zrobić nic więcej... A 40%? Kto widział bijące serduszko na monitorze i czuł rozpychającą się gadzinę w swoich wnętrznościach to wie
Poród wspominam bardzo dobrze. Chętnie podejmę się jeszcze raz :)Chociaż teraz już mi wszystko jedno. Sn, cc, chłopiec czy dziewczynka, wcześniej czy później, ten czy tamten szpital. Przy Zosi latałam jak kot z pęcherzem, wszystko musiało być idealnie i zaplanowane i w ogóle. Następne ciąże na pewno takie nie będą. Co by się nie działo, poczęcie, noszenie pod sercem i urodzenie Zosi zawsze będzie wyjątkowe w ten magiczny i niepowtarzalny sposób. (Sorry przyszłe Zosiowe rodzeństwo :* )
Zosia próbuje i próbuje, ale jeszcze siadanie jej nie idzie tak jakby chciała. Za to nauczyła się stękać. Było już eeeeeeee, eeeeeeee, warczenie, piski. Teraz jest stękanie. Nie ma gu, gao, ba, ghi, ge, gle, au. Stęki. Turla się coraz sprawniej. Szczerze się przyznam, że w moich myślach miała być super zdolnym i inteligentnym dzieckiem. A wydaje mi się, że jest po prostu przeciętna póki co. Rozwija się ładnie, co chwila jest coś nowego, ciągle mnie zaskakuje, ale taki wewnętrzy głos gdzieś głęboko i tak marudzi... Psychol. Ale z drugiej strony, nawet jakby była najgorszym nieogarem to i tak kochałabym ją dokładnie tak samo. Bo przecież bardziej się już nie da, a nie ma możliwości kochać swojego dziecka mniej niż całym swoim sercem i nad życie, prawda? :*
A dzisiaj Zosia została z babcią, a ja poszłam wyrywać ósemki. Obie naraz udało mi się wyżebrać. Ibuprom daje radę, więc nie jest źle.
Zosia już od kilku dni chwyta się za stópkę (niestety tylko lewą, prawa ręka z nogą nie chcą współpracować) a dzisiaj udało się jej wsadzić ją do buzi Moja zdolniacha
A ponadto spróbowałam ją wysadzić na nocniczek po drzemce. Spryciula od razu wiedziała do czego to służy A jak się cieszy jak się jej brawo bije. Także pierwsze siusiu na nocnik zaliczone. Porządnie za wysadzanie się wezmę jak już będzie siadać, na razie to tak od przypadku żeby wiedziała z czym to się je. Myślę, że jak się teraz przyzwyczai to potem nie będzie protestować i szybko wyjdziemy z pieluch.
A przedwczoraj była pierwsza zupka jarzynowa, którą wtrąbiła w całości (słoiczek). I kawałeczki malutkie bułki też już umie zjeść. Natomiast dzisiaj zrobiłam jej sama jabłuszko z marchewką i było fuuuuj. Wiecie... GRUDKI. Ale kompocik smakuje mamusiowej roboty
Tyle mogę powiedzieć o tym tygodniu. Ważę już 50,5kg.
Co się stało? A no stał się dziadek. Postanowił, że czas spadać z tego świata. A mi przypadło w udziale opiekowanie się, bo ja NIE PRACUJE. A że mam 6 miesięcznego niemowlaka? Co za problem? I tym sposobem ja się męczę, Zosia się męczy, a dziadek opiekę ma wątpliwej jakości. Dzisiaj w nocy już było apogeum, budził się co chwilę i chciał rzygać, musiałam się też budzić, podnosić, opróżniać wiaderko, Zosię karmić w międzyczasie. Jak nie rzygał to jęczał i też się spać nie dało, więc spałam aż godzinę. Nie wytrzymałam, wezwałam karetkę (wczoraj też, ale nie chciał jechać do szpitala) i pojechał. Kuźwa, zawsze mi się wydawało, że ludzie mają wzgląd na matki z małymi dziećmi, okazuje się, że nie dotyczy to mojej rodziny. A jakie jest rozwiązanie problemu? No, przecież damy ci pieniądze. No i chooj, że o pieniądze nie chodzi, bo przecież nie dlatego zajęłam się dziadkiem. Ja chcę żeby mi ktoś pomógł, a najlepiej żeby wynająć fachową opiekę, bo po prostu nie wyrabiam fizycznie ani psychicznie Takie moje gorzkie żale
Ale żeby nie było tak strasznie, teraz o Zosi
Zosia skończyła 6 miesięcy Moja duuuuża dziewczynka. Ubranka 68 właśnie robią papa, przesiadamy się na 74. Nie wiem ile waży, ale strasznie ciężko mi ją nosić już w foteliku. Turla się jak szalona. Nawet w wannie chce się obracać. Przysposobienie do raczkowania idzie jak szło, z każdym dniem ociupinkę lepiej, ale jeszcze nie podniesie głowy i pupy naraz. Nóżkami czasem sięgnie już do buzi sama samiutka i łapie też nimi zabawki - w sensie w rączki i w nóżki naraz Uwielbia swoje stopy i zakładanie pieluszki to teraz wojna z mamusią, bo jak to "puść"??? Dalej rehabilitacja, bo dalej trzyma główkę w prawo, ale już tylko to zostało. Super postępów motorycznych nie ma, chyba skupiła się na gadaniu, bo pojawiają się nowe dźwięki. Di, De, Ta, różne różniaste odgłosy paszczą i rozpaczliwe "mmamm" jak ją ubieram. Z rana nadal potrafi przez godzinę się sobą zająć sama. Bawi się w łóżeczku albo na macie, ale potem już trzeba dotrzymywać jej towarzystwa. No i wczoraj udało się!!!! Zosia się ŚMIAŁA!!! Poza tym myślałam że padnę jak się kitmasiła w łóżeczku turystycznym. Jeden bok, drugi, na plecach, wzdłuż łóżeczka, w poprzek, na samym końcu wylądowała na brzuchu. No nigdy to moje dziecię się tak nie kręciło przez sen.
Wprowadzanie pokarmów kuleje, chciałam już polecieć pełną parą, wymienić dwa cyce na kaszkę i obiadek, a tu dziadek. Wystarczy jej, że musi się tam kisić, nie będę jej jeszcze stresować obiadkami.
Super dokonanie Zosi - farba z nosa mamusi. Złapała mnie za nos wsadzając niechcący jeden paluszek do środka i pociągnęła. A pazurki akurat nieobcięte. Zabolało jak cholera. Już dawno mi krew z nosa nie leciała i strasznie się zdziwiłam, że taki potop wywołał ten malutki pazurek O_o
To chyba tyle u nas, może się jeszcze zdrzemnę póki poszła spać??
Edit: Właśnie wstała...
Edit2: Apropo braku super postępów motorycznych - właśnie się kawałeczek podczołgała do zabawki O_o
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 października 2015, 12:27
Gosiu no właśnie, kiedy to zleciało? Potem będziemy mówić młodym matkom "ja już nie pamiętam jak moje było takie małe" Zwłaszcza że Pola i Zosia do filigranowych nie należą ;)Pan z pogotowia jak Zosie zobaczył powiedział "co tam Klucha?"
Magic dziękujemy za życzenia :* Jak tam Lilcia, najsłodsza z naszych majówkowych ślicznotek??
Nie wiem jak tam będzie z rozwiązaniami, bo teraz to już nic nie wiadomo. Wyszło na to, że całe szczęście, że go do tego szpitala wysłałam mimo, że nie chciał, bo byłoby już po nim. W sumie myślałam, że mu tam jakiś płyn z brzucha wyssą i podłączą kroplówkę. Jak przyszliśmy szukać dziadka w szpitalu okazało się, że jest świeżo po operacji, nawet nie będę opisywać co to było i co mu zrobili, grunt że bez tego pewnie jutra by nie dożył. Nie żeby to dużo zmieniało, bo wyrok nad nim już zapadł, dziadek ma lat 85 i mówimy tu o dniach/tygodniach raczej niż o miesiącach, a już na pewno nie latach. Szkoda dziadka, to chyba autentycznie jedyna osoba na całym świecie, która nigdy nie zrobiła mi nic niemiłego... umrzeć kiedyś musi, szkoda, że w taki sposób.
Ojciec wraca na gwałt zza granicy i zobaczymy. Anestezjolog twierdzi, że zważając na diagnozę i wiek stan jest dobry i coś tam bąkał o normalnym jedzeniu i wyjściu ze szpitala do domu. Chirurg był bardziej sceptyczny. No nic, zostaje czekać.
Gosiu no właśnie, kiedy to zleciało? Potem będziemy mówić młodym matkom "ja już nie pamiętam jak moje było takie małe" Zwłaszcza że Pola i Zosia do filigranowych nie należą ;)Pan z pogotowia jak Zosie zobaczył powiedział "co tam Klucha?"
Magic dziękujemy za życzenia :* Jak tam Lilcia, najsłodsza z naszych majówkowych ślicznotek??
Nie wiem jak tam będzie z rozwiązaniami, bo teraz to już nic nie wiadomo. Wyszło na to, że całe szczęście, że go do tego szpitala wysłałam mimo, że nie chciał, bo byłoby już po nim. W sumie myślałam, że mu tam jakiś płyn z brzucha wyssą i podłączą kroplówkę. Jak przyszliśmy szukać dziadka w szpitalu okazało się, że jest świeżo po operacji, nawet nie będę opisywać co to było i co mu zrobili, grunt że bez tego pewnie jutra by nie dożył. Nie żeby to dużo zmieniało, bo wyrok nad nim już zapadł, dziadek ma lat 85 i mówimy tu o dniach/tygodniach raczej niż o miesiącach, a już na pewno nie latach. Szkoda dziadka, to chyba autentycznie jedyna osoba na całym świecie, która nigdy nie zrobiła mi nic niemiłego... umrzeć kiedyś musi, szkoda, że w taki sposób.
Ojciec wraca na gwałt zza granicy i zobaczymy. Anestezjolog twierdzi, że zważając na diagnozę i wiek stan jest dobry i coś tam bąkał o normalnym jedzeniu i wyjściu ze szpitala do domu. Chirurg był bardziej sceptyczny. No nic, zostaje czekać.
Tak bardzo podobało mi się jak mnie zaczepiała, uśmiechała się i gaduliła patrząc w oczy znad cycusia. Teraz mama jest nudna, już tak nie robi. Za to odgina się czasem po kilka razy przy jedzeniu żeby skontrolować czy pokój za nią dalej jest na swoim miejscu
Dzisiaj szłam z nią z wózkiem w parku depcząc dziesiątki kasztanów i mijając puste place zabaw. Godzina 12 w sobotę. Gdzie są dzieci? Czemu się nie bawią? Czemu nie zbierają kasztanów i żołędzi? Poczułam jakiś taki wewnętrzny żal... Aż nagle pojawiła się nadzieja. W postaci rodzinki trzyosobowej idącej sobie dróżką. Mała miała może ze dwa latka. Zbierała pieczołowicie kasztany i podbiegała do taty żeby wrzucić je do woreczka który trzymał. Za nią szła jej mama i pomagała zbierać Czyli jednak jeszcze nie wszystko stracone
Kiedy w niedzielę poszliśmy szukać dziadka nie było go już na sali pooperacyjnej. Pielęgniarka skierowała nas do lekarza no i już było wiadomo. A w sobotę jeszcze się widzieliśmy, na szczęście mój ojciec zdążył dojechać. Dziadek nawet rozmawiał w miarę normalnie i wyglądało, że trzyma się nieźle. No ale jednak 85 letnie serce po dwóch zawałach w niedzielę o 12 dało za wygraną. Szkoda. Smutno. Z drugiej strony dobrze, bo się nie męczył za bardzo. Od momentu kiedy choroba zaczęła dawać się porządnie we znaki minął miesiąc. Niektórzy umierają latami. Swoją drogą za dużo się napatrzyłam na umierających ludzi. Jeśli chodzi o dziadków to 4/4. Plus jeszcze ciocia siostra babci. W tym 3/5 to rak. Każdy gdzie indziej, tragedia ta sama. Najlepiej się zawinęła prababcia, lat 91, do końca ogarniająca i nie leżąca w łóżku, chociaż lekkiej pomocy wymagała. Po prostu któregoś ranka się nie obudziła. I tak to ja rozumiem. Starość przeraża mnie coraz bardziej...
Pełza sobie po całym pokoju, musimy pozabezpieczać meble. Udało mi się ją rozśmieszyć jeszcze ze dwa razy od kiedy śmiała się pierwszy raz.
Dzisiaj też pierwszy raz została z moja matką na godzinę i jakoś nawet dały radę.
No i gdyby nie pani Renatka nasza od ćwiczeń to matka by nic nie zauważyła, a tu Zosiakowi ząb idzie, a nawet dwa na dole, jeden już prawie prawie na wierzchu
No i jemy obiadki ze słoiczków - dynia z indykiem była suuuuper
Wycwaniła się gadzina. Zabrałam ją na trening pomóc mężowi. Zostawiłam w kąciku na kocyku. Jojczyła i jojczyła, aż w końcu padło zrozpaczone "mama!". Wątpie, że świadomie i że chodziło o mnie, bardziej "niech się mną ktoś natychmiast zajmie". Ale już teraz co jojczy to po chwili jest "amamam" "mamamam" "mam" i różne wariacje.
Zosia zrobiła dzisiaj pierwszą kupkę do nocnika I bijemy jej z mężem brawo a ona się cieszy, a po chwili mąż szybka refleksja "ty wiesz, że właśnie biliśmy brawo kupie...?". No cóż...
A jutro idziemy na basen skończyłyśmy rehabilitację to trzeba się inaczej poruszać. Tym razem ze mną będzie pływać. Ostatnio mnie lubi bardziej Lęk separacyjny jak nic. Tyle mojego co się z rana sama pobawi 40 minut. Potem jak tylko znikam krzyczy mamam i koniec. Mąż nie wystarcza, muszę być ja. Eh, dobrze, że nie chodzi bo nie mogłabym nic zrobić. A tak, zanim się doczołga...
Zosia robi na nocniczek świadomie. Wie, czego się od niej oczekuje i siusia ładnie
Jest coraz trudniejsza do ogarnięcia. Ja ją przewijam/ubieram a ona sobie idzie. Wygina się i krzyczy na mnie żeby ją puścić, obraca się we wszystkie strony i próbuje odczołgać. Wkurza mnie to niemiłosiernie, zwłaszcza na koniec dnia, gdzie moja cierpliwość leci już na oparach...
Jest coraz zabawniejsza. W śmiechu dalej oszczędna. Jak się ją porządnie rozbawi to się śmieje "he. he he." I tyle Jak coś łobuzuje i nagle wejdę do pokoju to dostaje turbo przyspieszenia rozbrajająca jest wtedy. Jak ją trzymam na rękach i zobaczy coś ciekawego za mną to próbuje po mnie przeleźć do tej rzeczy Od razu jest ejej! i leci... Dzisiaj wyczołgała się od siebie z pokoju i rozbroiła śmietnik z pieluszkami Dalej czołga się używając tylko lewej ręki i prawej nogi chyba wrócimy na rehabilitacje jednak...
Budzi się w nocy z płaczem i nie chodzi o jedzenie I nie ból. I nie wiadomo. Usypianie nie trwa długo, ale taki przerywany sen o kant tyłka w sumie...
A no i poddałam się już z butelkami. Nie będę próbować. Kupiłyśmy kubki niekapki. Jeden zwykły taki z twardym ustnikiem za 9zł i ten z lovi 360 stopni. Ten z ustnikiem jej przypasował i pije z niego Na lovi pewnie przyjdzie jeszcze czas. Powoli ograniczamy cyca, chciałabym żeby było 3/3 - 3 razy kaszka/obiadek i 3 razy cycuś. Zobaczymy czy wyjdzie, bo na razie buntują się... moje cycki. I muszę odciągać mleko
Od jakiegoś czasu potrafi przejść kilka kroczków na czworaka, ale dalej woli się czołgać, więc wróciliśmy na rehabilitację, niech jeszcze poćwiczy, bo główka znowu przechyla się na prawo...
Jak śmiesznie gada. Skończyło się dadadadada, teraz już są przeróżne kombinacje. Dila, gle, gej, ge, gaj i różne bliżej niezidentyfikowane okrzyki
Jest strasznie mamusiowa. Inni ludzie są do kitu, po drzemce nawet tatuś jest be. Płacze u obcych na rękach, ale zaczepia twardo
Uszyłam jej ochraniacz, bo tak się kręciła, że głową w szczebelki waliła co chwilę.
Zaczęłam ćwiczyć i jeść porządniej, zobaczymy czy przyniesie to jakiekolwiek efekty, bo już miałam straszny deficyt energii. Jutro chyba idę biegać. Trzeba się wziąć porządnie za siebie... Od czerwca chciałabym się starać o drugie maleństwo, zobaczymy czy damy radę
Ach :) skąd ja znam te usmieszki ;) te nasze cory to nie zle gagatki sa :)
Ale się zmieniają te dzieciaki aż serce radości rozpiera :)