- wg. OM jestem w 6 tc.
- ostatnie badania Beta HCG 15.547 mIU/ml a po dwóch dniach 25.775 mIU/ml - przyrost ok 66%, więc niby w normie. Jak to mówi mój mąż - jeszcze tak bardzo w ciąży nigdy nie byłam.
- poza sennością po godzinie 21. i delikatnie tkliwymi piersiami nie mam żadnych nadzwyczajnych objawów. Nie czuję się w ciąży.
- W 5t i 4d., czyli dwa dni temu na USG zobaczyłam tylko czarna plamę w postaci pęcherzyka ciążowego. Tylko czarna mała plama. Nic więcej. Ani śladu zarodka
Doktorek powiedział, że może być za wcześnie, ale też może się okazać puste jajo płodowe (tak wiem, już przerabiałam 4 lata temu).
Podobno nic dwa razy się nie zdarza, podobno puste jajo zdarza się tylko raz, ale przecież życie nie musi być usłane różami.
Następne USG 7 czerwca... pozostaje tylko się modlić, a może takie zaklinanie rzeczywistości przez przejście na fioletową stronę też nie zaszkodzi...
Do dzisiaj było jako tako. Ja codziennie informowałam męża, że nie mam ŻADNYCH objawów. Brzuch nie boli, piersi miękkie, nietkliwe, nie bolą. Żadnych złych zapachów. Nadal nie wiem co to są nudności. Apetyt jak zawsze spory. Częstotliwość w wc w normie. NIC. On mi czytał za to komentarze z Internetu, że wiele kobiet nie ma żadnych objawów nawet w bardziej zaawansowanej ciąży. I tak jakoś te dni mijały.
Dzisiaj rano m. wstał i stwierdził, że no on tak wierzy już 50/50. No to prawie jak ja od początku. Ja bardziej wierzę w Boski cud niż w medycynę, bo statystyki, że puste jajo zdarza się raz to można sobie włożyć w bajki...
Jak dojechaliśmy dziś oboje do swojej pracy to oczywiście zdzwoniliśmy się i m. zaczyna dywagować, że może owulacja była później, że może zaszłam w ciąże przed samym spodziewanym terminem @ i takie tam baju baj. No to zaczęłam zbijać jego argumenty, że po pierwsze mam wykres temperatury i wiem kiedy owulacja była, po drugie serduszkowanie było PRZED owulacją a nie w jej dniu ani dzień-dwa dni później, więc odpada. No to powiedział, że to ja tylko od miesiąca gadam, że nie mam objawów, że tylko prorokuję, że się nie uda i że ma dość i się rozłączył. Oddzwaniałam do niego chyba ze dwadzieścia razy non stop w końcu odebrał i powiedział do widzenia.
Chce mi się ryczeć, a siedzę w pokoju z ludźmi, którzy kompletnie nie wiedzą co się u mnie dzieje. Z nikim nie mogę pogadać, bo jesteśmy tylko MY sami ze swoimi obawami i marzeniami.
M. oddzwaniał przed chwilą całe dwa razy, ale nie odebrałam. Nawet napisał sms, że przeprasza i że nie będzie już myślał nic tylko postara się mnie wspierać, ale teraz to niech się buja. Ja sama ze swoimi czarnymi myślami jestem zaadaptowana, ale jak on zrzuca jeszcze na mnie swoje negatywne emocje to nie daję rady
Nie wiem jak przetrwamy do piątku. I jak w ogóle przetrwamy ten piątek, wyrok. Jasne, że w głębi serca mam nadzieję, że coś się pojawi na tym cholernym monitorze poza czarnym pustym pęcherzykiem, ale nawet nie mam przesłanek, które podtrzymywałyby tą nadzieję
Przeraża mnie perspektywa ponownego łyżeczkowania, szpitale, zwolnienia lekarskie, tłumaczenie w pracy. Masakra i beznadzieja.
Nie rozumiem, co my takiego światu zrobiliśmy, że los gra z nami w kotka i myszkę.
Ja na prawdę mam cichą nadzieję, że to tylko moje czarnowidztwo, ale kurczę, tak ciężko mi uwierzyć, że będzie dobrze.
I wiecie co? Stał się cud
Nasz Mały Cud ma 6,87 mm i ma głośne bijące serduszko !!!
Wg doktora i OF 6t.6d. Wg usg 6t.4d. Mały poślizg, ale doktor powiedział, że w normie.
6 lat oczekiwany cud, z 0% morfologią męża, bez stymulacji, bez procedur, normalnie cud, o ile cud może być normalny Aaa, co najważniejsze - cud nowenny pompejańskiej
Byliśmy u nie naszego doktora w Klinice. Doktor bardzo sympatyczny. Ja oczywiście sceptycznie nastawiona, a mąż chociaż zgrywał twardziela, to też nie był sobą.
Jak doktor uruchomił usg, to prawie od razu powiedział - no to już mogę państwu powiedzieć, że wszystko dobrze. Ja sobie wtedy pomyślałam - Nie, no kretyn nam się trafił. Jeszcze nic nie widać, jeszcze nie wie, że nic nie znajdzie a już nam nadzieję robi. A doktor w najlepsze gada dalej - no to teraz tylko powoli szukamy Małego Człowieka... Ja - pffff, a doktor - o tutaj jest!
Włączył nam serduszko, całkiem normalnie biło a m. później mówił, że szkoda, że tak krótko, bo on to był chciał ciągle tego słuchać
Doktor powiedział, żebym pamiętała, że nie mam wpływu na przeszłość, ani na przyszłość, żebym nic nie planowała i cieszyła się chwilą. Takie tam carpe diem Horacego.
Cieszę się, no cieszę, ale tak bardzo się boję. Brrr. Wiem, że jeszcze wszystko przed nami, że mój zespół siogrena może źle (tfu tfu) wpływać na serduszko Małego Ludka, że może zdarzyć się wszystko...
Ale tak jakoś bardziej ufam teraz, że Matka Boża będzie nadal czuwać nad nami. W sumie tylko ufność w Boga nam została, bo teraz nie jesteśmy w stanie zrobić nic więcej.
A ja nadal nie czuję się w ciąży, nie mam żadnych objawów poza wieczorną sennością i brakiem @. Nawet piersi nadal nie spełniają moich oczekiwań
Zaraz dzwonię i umawiam się do naszego doktorka, bo tak naprawdę to nie wiem nawet co mam zażywać i ile i jakie badania, no nie wiem nic. Chyba nadal jestem w szoku.
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 czerwca 2019, 08:38
W związku z moim zespołem sjogrena reumatolodzy z Instytutu mówili, że jak tylko zajdę w ciążę, to mam zgłosić się do dr T-Cz, bo to specjalistka od ciąż z sjogrenem. Nie udało mi się jeszcze ustalić czy przyjmuje prywatnie. W szpitalu na Karowej termin na połowę sierpnia (hahaha) Panie w rejestracji powiedziały żebym przyszła we wtorek, bo dr przyjmuje 9-15, to może mnie pod koniec dyżuru przyjmie. Zwolniłam się z pracy, przyjechałam przed 14, a tam już od dłuższego czasu pani dr nie było, bo skończyła przyjmować. Płacą jej za dyżur w przychodni za 6 h., nie ma wolnych terminów, a babeczka kończy z 1,5h przed upływem dyżuru. WTF?
No nic, spróbuję za tydzień we wtorek. Pojadę tam chyba w samo południe.
II
Wczoraj byliśmy na wizycie u doktorka. Szczerze - jesteśmy oboje rozczarowani. W ubiegły pt. ten inny doktor to i spódniczkę mi polecił ubrać i parawan zastawił, żebym się komfortowo czuła, a mąż tylko podglądał monitor. Do tego zrobił dostawkę do fotela, tak, że leżałam bez tych nóg w górze. A nasz doktorek wczoraj - bezpardonowo kazał mi siadać na fotel, nogi w górę, tak że mąż mnie w całej okazałości "podglądał" wiem, że wszystko "zostaje w rodzinie". Kurczaki, tak jakoś mało humanitarnie się poczułam.
Ale kit z tym. Bardziej nas rozczarował tym, że po tej wizycie to wiemy tylko, że Mały Człowiek nadal tam jest i że mu bije serduszko. Doktorek robił usg na tym samym aparacie, co w pt., więc pytam czy możemy usłyszeć to serduszko, a on nawet nie zareagował, więc nie usłyszeliśmy Nie powiedział nam jak duży jest Kropek, ani jak mu bije serduszko. Czy ma dobre parametry. Powiedział tylko, że na razie jest dobrze, ale nie znamy jeszcze kondycji ciąży, że jestem jak wydmuszka i mam unikać przeziębień, infekcji itd.
Nadal nie wiem czy mam brać Metypred i Plaquenil, no bo doktorek stwierdził, że to reumatolog powinien zadecydować. Taa, już czuję, że stres mnie nie opuści
Generalnie mamy zaufanie do doktorka, bo chociaż czasami jego metody nas zadziwiały i mieliśmy chwile zwątpienia, to jednak dzięki niemu jesteśmy tu gdzie jesteśmy. Mam zrobić badania krwi i kolejna wizyta za 2 tygodnie. Mam nadzieję, że to będzie kolejne spotkanie z Kropkiem. Tak bym chciała żeby zamiast tej szarej plamki na usg były rączki, nóżki no i baaardzo mądra główka
III
Z ciążowego pola walki - czuję się świetnie (???). Żadnych dolegliwości, złego samopoczucia, ba, nawet na męża nie krzyczę i nie wściekam się częściej niż zwykle, a on to niezmiennie dzielnie znosi Nadal nie czuję się w ciąży, nadal nie mogę uwierzyć. Boję się, że mój organizm jeszcze (7t5d.!) nie zajarzył, że jest odmiennego stanu. M. mówi, że jestem wielkim niedowiarkiem. Dwa usg, a ja nadal wątpiąca. Ech.
Zrobiłam dzisiaj zlecona przez doktorka badania. Oczywiście prywatnie, więc kazałam mężowi doliczyć naszemu dziecku do rachunku 300 zł Ale nie w tym rzecz co do mojej nienormalności.
TSH - 1,39 (w maju było 1,62 ; rok temu 1,38)
FT3 - 2,52 (w maju było 3,11)
FT4 - 1,22 (w maju było 1,73 ; rok temu 1,75)
Niby wyniki ok, a ja już się doszukuję, czy ciąża się nie wyłączyła, skoro mi hormony tarczycowe w ciągu miesiąca spadły? Cały czas od 2-3 lat zażywam taką samą dawkę Euthyroxu, więc to na pewno nie efekt leków. Te obawy chyba w życiu mnie nie opuszczą
W sumie to nie wiem, czy wyniki są ok, bo się nie znam, a wydaje mi się, że w ciąży widełki są większe (???).
Jak się jutro nie dostanę do tej lekarki na Karowej od sjogrena to chyba oszaleję przez najbliższy tydzień, bo dopiero za tydzień wizyta u doktorka .
Ciążowo bez zmian. Brzucha nie zauważam. Nadal płasko. Co prawda założyłam sobie na zamek w spodniach gumkę, żeby mnie nie uciskało, ale to tylko tak profilaktycznie. Puszą, że najszybciej brzuszek się rusza u szczupłych, drobnych i niewysportowanych (to ja, to ja) a tu nic takiego Wiem, że 9 tc to nie 29 tc, ale tak chociaż mini mini coś by mogło już wystawać, skoro piszą w "mądrych" internetach, że macica rośnie i ma wielkość małego melona o_O Gdzie ja mam ten melon???
Senność się zmniejszyła, o czym świadczy fakt, że nadal siedzę w robocie. Innych objawów brak. No bo czy objawem może być to, że wieczorem jak zjem i to nie za dużo, to czuję się jakoś niestrawnie na żołądku. Nie jest mi niedobrze w klasycznym rozumieniu, ale jakoś tak ciężko i nieprzyjemnie się czuję. Dwa to zauważyłam, że mam troszkę większe problemy z opróżniane żołądka (lekkie zaparcia?). Może już sama doszukuję się na siłę czegoś czego nie ma. Ogólnie czuję się świetnie, jak nie w ciąży.
Mały Ludku, jak ja bym chciała sprawdzić czy Ty tam jeszcze jesteś i jaki duży jesteś. Teraz! Natychmiast! Cierpliwość nie jest moją zaletą
Co do ginekolożki od sjogrena na Karowej, to mam mniej szczęścia. Dzisiaj mnie nie przyjęła, bo była ostatni dzień przed urlopem i wraca dopiero w sierpniu. Stąd takie odległe terminy. Ale spoko babka, bo dała mi karteczkę żeby mnie w rejestracji wpisano na 1 lipca do jakiejś innej lekarki. Mogłam na 24. czerwca, ale no jesteśmy u moich rodziców na wyjeździe, wiec nie da rady. Poza tym fajnie, bo mi wychodzi, że co tydzień będę miała ginekologa jak nie Klinika to szpital, więc jeśli (rany ciągle to "jeśli") z Ludkiem jest wszystko w porządku to będę go miała od samego początku pod mega kontrolą.
Oczywiście jestem, a chyba m. też, rozczarowana, że nie miałam dziś usg, bo Ludek nadal nie daje znaku swojego istnienia. No nic, tylko 8 dni do usg
Jutro jedziemy do moich rodziców na kilka dni. Jakieś 350 km. Kolejna wizyta dopiero będzie w sierpniu podczas urlopu. Dlatego chcemy im zakomunikować o naszej sytuacji bardzo delikatnie już teraz. Doktorek ostatnio powiedział, że już możemy zrobić kolację przy świecach, ale ja nie chcę wybuchów euforii i radości. Nie jestem na to gotowa, chcę poczekać przynajmniej do badań w 12 tc by się w pełni cieszyć. Normalnie pewnie byśmy powiedzieli rodzicom dopiero na początku 4 miesiąca, ale od tej ciąży zależy nie tylko nasz urlop (albo wyjazd za granicę albo urlopik u rodziców - oby!), ale poniekąd i ich wyjazd urlopowy, więc musimy wcześniej wszystko ustalić.
Trochę się boję reakcji mamy, bo jak dwa lata temu pierwsza w naszej części rodziny kuzynka zakomunikowała ciąże (o czym moja mama już co nieco wiedziała) to mama o mało nie spadła z krzesła krzycząc jak bardzo się cieszy. Hurra, hurra. Normalnie teatr... Myślałam wtedy, że się załamię.
Boję się też, że zrobimy im nadzieję i wyjdzie coś nie tak... Z drugiej strony chyba z przekory dlatego chcę też im powiedzieć i właśnie robić wszystko tak jakby wszystko miało być dobrze.
Z mojej strony wiara i nadzieja, a wszystko i tak jest w rękach miłościwego Boga.
Aha. Rano temperatura mi spadła do 36,51 C. Oczywiście spanikowała, bo ostatnio bywała w okolicy 36,80 C, więc kilka razy ją zmierzyłam aż termometr pokazał 36,73 C Wiem, że trochę zmanipulowałam, ale psychicznie poczułam się lepiej.
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 czerwca 2019, 14:23
Wiadomość o ciąży udało nam się przekazać spokojnie, więc i rodzice na szczęście nie świrowali z radości. Powiedziałam im że w styczniu nam się nie udało, więc jeszcze niech się nie nastawiają. Ale oczywiście mam nadzieję że wszystko będzie ok.
Kurczę, od wczoraj wieczorem a dziś to już prawie cały czas coś mnie gnicie w brzuchu. To jest prawidłowe chyba określenie - gniecie, uciska, rozpiera, nie boli tylko jakiś taki dyskomfort mam po prawej stronie brzucha. Mam nadziej że to nic groźnego, bo mój lekarz jest jakieś 350 km stąd 😕
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 czerwca 2019, 15:33
Następna wizyta w sierpniu i mam nadzieję, że już będziemy mogli oficjalnie chwalić się brzuszkiem. Na razie nie mówiliśmy nikomu poza moimi rodzicami. Odwiedziliśmy moja przyjaciółkę, której przez ostatnie pół roku unikałam jak ognia odkąd się dowiedziałam że jest w ciąży. Teraz ma duuuzy brzuch chociaż termin na połowę sierpnia. Jednak nie zdecydowałam się pochwalić naszym małym cudem. Jeszcze jestem zbyt strachliwa żeby nie zapeszac.
W czasie tego urlopu mąż mój kilka razy zauważył na mojej komórce otwarte pamiętniki OF lub BBFi stwierdził że można się depresji nabawić czytając te historie... no cóż grunt, żeby się kończyły happy endem.
Ale co lepsze raz zaczął czytać jakiś wpis na głos (opis jakiegoś snu) i stwierdził, że niektóre z nas to się nadają do psychiatryka - to był MÓJ PAMIĘTNIK jak mu o tym powiedziałam to dziwnie na mnie popatrzył i poszedł sobie
Odebrałam wczoraj wyniki ANA - miano - 1:2560 ;( niewiele na ten temat znalazłam w Necie ale na pewno takie przeciwciała nie sprzyjają ciąży mam nadzieję, że nie zniwelują naszego Małego Ludka
Jutro wizyta u doktorka. Strasznie się denerwuję czy Mały Ludek jeszcze tam jest. Nadal nie mam żadnych objawów. Czuje się świetnie. Nawet senność i zmęczenie już mi tak nie dokuczają. A brzuch nadal płaski, no chyba że się najem to go trochę wywala, ale nie wiem czy to ciąża czy zawsze tak było. Już schizuję całkiem
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 czerwca 2019, 13:26
Widzieliśmy na monitorze nieproporcjonalnie wielką głowę - będzie inteligentem
To dla mnie trochę dziwne, bo nadal tego nie czuję, nawet zmęczenie mi przeszło. Jest idealnie i wyniki badań mam idealne (no, poza tymi ANA) więc muszę wierzyć doktorkowi, że wszystko jest dobrze
Teraz czekamy na PAPPA - 9 lipca. Brrr. Jasne, że się boję, ale muszę ten stres jakoś równomiernie rozłożyć na dwa tygodnie oczekiwania. Na szczęście badanie będzie robił ten fajny doktor co przy pierwszym usg, więc na pewno dostaniemy dokładne wyniki. Cieszę się, że nie nasz doktorek, bo ten to nawet nam wczoraj żadnych parametrów Małego Człowieka nie podał, tylko stwierdził, że wszystko ok.
Jeszcze 1 lipca po drodze wizyta w poradni na Karowej, ale to tak kontrolnie i asekuracyjnie, bo na razie wydaje mi się, że mój doktorek też ogarnia system. Coś wspominał, że mi włączy heparynę za jakiś czas i muszę di-dimery zrobić i inne nowe badania krwi. Z doktorkiem widzimy się dopiero 16 lipca, więc mam nadzieję, że do tego czasu nic złego się nie stanie.
Ta ciąża im dłuższa tym bardziej się rozwleka. Już lepsze było badanie beta, bo już co dwa dni, a tu z tygodnia na tydzień większe przerwy.
Ech, nie dogodzi mi nic
Lekarka powiedziała, że zespół sjogrena powoduje jakieś przeciwciała REM (???) które też mam jak wynika z mojej ostatniej karty wypisowej ze szpitala i które powodują blokady w przepływach u dziecka i mogą zatrzymać akcję serca podobno z reguły jest jednak wszystko ok (z reguły...)
Z uwagi na sjogrena i moje dwa wcześniejsze poronienia zaordynowała mi Neoparin - zastrzyki. Czyli heparynę. Doktorek też mówił, że mi później włączy heparynę, ale nie wiem teraz czy już brać ten Neoparin czy czekać na decyzję doktorka za dwa tygodnie - trochę długo czekania. Chyba dzisiaj zadzwonię do niego. I w ogóle.... zastrzyki??? RATUNKU!!! Jak ja mam sobie to podawać, jak żyć. Nigdy nie robiłam sobie zastrzyków i się ich boję Oczywiście dla małego człowieka zrobię wszystko, ale przeraża mnie to.
Dostałam też skierowanie do pracowni na badanie echa serca płodu. Dzisiaj już tam nie dotarłam bo musiałam gnać do pracy. Jutro tam rano podskoczę przed pracą. Podobno co tydzień mają mi badać echo serca dziecka by monitować, czy sjogren go nie blokuje itd. Coraz bardziej skomplikowana ta ciąża.
@gosiulla - na razie nie wybieram się na L4 bo nie mam pracy fizycznej, tylko biurową, a czuję się świetnie, więc i z tej strony nie mam takiej potrzeby. Tak obstawiam dopiero od września, lub nawet od października, bo w sierpniu i tak planuję 3 tyg. urlopu z mężem.
Brzuszek nadal niewidoczny dla postronnych, ale już co nieco mogę się dopatrzeć szczególnie wieczorem po kolacji. Niestety (nareszcie!) moje ołówkowe spódnice i letnie sukienki do pracy już odpadają, bo się albo nie zapinam albo strasznie mi brzuch wywalają.
Za to zrobiłam pierwszy zakup sukienki w H&M dla mam Do tego o i le zawsze szerokim łukiem omijałam stoisko dla dzieci w IKEA, to ostatnio przeszliśmy się po nim z mężem żeby sprawdzić ceny łóżeczek. Króciutka wizyta, ale fajne uczucie. Pierwszy raz nie dostałam w IKEA depresji na widok ciężarnych.
Ale i tak ganię się w myślach, że już sobie pozwalam na takie ciche marzenia i planowania.
Wczorajszą noc się stresowałam, bo nie wiedziałam czy doktorek nie będzie miał wątków, że byłam u kogoś innego, ale nawet nie zwrócił na to uwagi, tylko kazał brać heparynę. No to sobie wieczorem "znalazłam" nowy problem przez który nie mogłam spać całą noc. Mianowicie nachodzą mnie obawy, czy nasz Mały Ludek nie ma przypadkiem jakiegoś zespołu wad genetycznych. Czy brałam wszystko co mogłam by go uchronić, czy na pewno moja mutacja MTHFR nie zrobi nam psikusa. Po prostu mam cholerne obawy, czy bym takie dziecko kochała, chciała, że będę się go wstydzić itp. No wiem, głupia jestem, bo po pierwsze na pewno go będę kochać, a po drugie to będzie cały i zdrowy!!! Zwariuję do 9 lipca (PAPPA) a od dzisiaj melisa obowiązkowo na sen.
A no i pani w rejestracji powiedziała, że 9 lipca (to będzie 11t3d) jest ok i że mnie na ten dzień umawia (doktor, który mi robił pierwsze usg napisał, że kolejne badanie referencyjne za 4 tygodnie to wypada dokładnie 5 lipca) )chociaż mój doktorek radził mi na wizycie dopiero 16 lipca (ale to nie on będzie robił to badanie bo od tego jest ten od pierwszego usg).
W sumie to mi odpowiada opieka w dwóch miejscach. Doktorek jest pod telefonem 24h i dwa razy w tygodniu przyjmuje w Wawie. W sumie jest moim głównym prowadzącym i myślę, że nie będą sobie wchodzili w kompetencje z panią doktor z Karowej, którą mam raz na miesiąc. W razie komplikacji jestem już zabukowana w przychodni przyszpitalnej. Dostaję Neoparin na receptę z refundacją, to też zawsze coś, a do tego od 14 sierpnia będą mi tam robić nie echo, a jakieś przepływy co tydzień. Tam przynajmniej wiedzą z czym się je zespół sjogrena i jak prowadzić takie ciąże. Czuję się jakoś taki bezpieczniej.
Rano mój brzuch się bawi w chowanego, a kiedy leżę, to już w ogóle udaje linię modelki, ale jak chodzę w obcisłej bluzeczce po mieszkaniu, to już co nieco widać, no i spodni nie dopinam. Fajnie
Odebrałam wyniki z Diagnostyki:
TSH 0,751 µIU/ml (nawet spadło w porównaniu z czerwcem)
FT4 1,35 ng/dl
Wszystkie inne - potas, d-dimery, morfologia, fibrynogen i kreatynina też w normie
Praktycznie jestem idealna
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 lipca 2019, 15:52
Wczoraj zrobiłam sobie pierwszy raz w życiu zastrzyk i to a'la Kevin sam w domu, bo mąż zbyt późno wracał do mieszkania. Przeżyłam. Byłam chyba bardziej podekscytowana niż przestraszona i jakoś poszło.
Po pierwszym zastrzyku, który robiła mi pielęgniarka mam takie kółko ok 5 mm. silnie krwiste, a po moim zastrzyku jest kropeczka po wbiciu igły i takie lekkie zasinienie o szerokości ok 1,5 cm. Szczerze mówiąc lepiej wygląda ślad po moim działaniu Mam nadzieję, że nabiorę wprawy. Szukam porad w Necie jak uniknąć tych sińców, ale chyba się nie da
Rano wpadłam w panikę, że mi się brzuch zmniejszył i spłaszczył i że nic nie widać o_O
Mąż mnie pocieszał i mówił, że wszystko ok i że niepotrzebnie panikuję, że gdyby się coś złego stało to Ludek jest już zbyt duży, by organizm nie dał mi znaku o tym, a poza tym przecież ma czas żeby urosnąć, że jak zjem to pewnie będzie bardziej wybrzuszony i takie tam bla bla bla...
Kochany ten mój mąż i taki cierpliwy na wszystkie moje ataki paniki może po tym PAPPA się bardziej uspokoję.
Dzisiaj wizyta u reumatologa. W sumie i tak sobie już odebrałam wyniki, bo przychodnia zlecała je Diagnostyce i się wyświetliły na moim koncie, no ale pójść trzeba.
Pamiętam swoje pierwsze badanie obciążenia glukozą gdzieś sprzed ponad roku i do teraz mnie mdli na wspomnienie. Bleee. Dzisiaj też miała to badanie, ale zapobiegliwie przyniosłam sobie swoją. Panie pielęgniarki dziwiły się, że w ogóle coś takiego jest jak smakowa glukoza. No i to był strzał w dziesiątkę. Nie była to lemoniada i też parę razy się skrzywiłam ze słodkości, ale o niebo lepsze i nic mi po jej wypiciu nie było, nie mdliło. Tak to ja mogę glukozę badać
11t2d, czyli de facto trwa w najlepsze 12 tc, a mój brzuszek nadal bawi się w chowanego
Mężuś mówi, że trochę mi się figura zmieniła (bajerant), a jak pojem to wieczorkami trochę się zaokrąglam w obcisłych bluzeczkach, ale jakoś mi mało Nie żebym chciała mieć już wielki brzuchol, ale tak jakoś mam wrażenie, że chuda jestem w porównaniu z tymi innymi babeczkami w przychodni, a tam praktycznie same ciężarówki chodzą. Poza tym większy brzuszek, to namacalny dowód, że ktoś w nim mieszka. Ech...
Skończyłam kolejną nowennę pompejańską. Tak mi trochę łyso bez niej, ale chyba Matka Boża się nie pogniewa, że przez jakiś czas jej nie będę torpedować dzień w dzień zdrowaśkami
Za cztery dni usg przesiewowe - mam nadzieję, że będzie dobrze. Oczywiście im bliżej, tym bardziej się boję.
A mój cudowny mąż ostatnio mi zarzucił, że nasze dziecko to przecież jego dziecko, a jego ród jest waleczny i się nigdy nie poddaje i że ja mam za małą wiarę w tego naszego Małego Wojownika, a on(ona), chociaż taki malutki, to tam w środku bardzo walczy żeby żyć i powinnam go tylko dopingować żeby rósł. Kochany mężuś
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 lipca 2019, 11:25
- na czczo – 5,3
- po 1 godzinie – 6,2
- po 2 godzinach – 4,9
Ja się nie znam, ale tak mi się wydaje, że nie są one takie złe jak zabrzmiało to w ustach pielęgniarki. Ten 1 na czczo jest w górnych granicach (do 5,5 chyba, bo nie mam skali stosowanej w przychodni), ale bez przesady. To by się zgadzało z wynikiem sprzed miesiąca, gdy na czczo glukoza wyszła mi 96 (norma do 99), a doktorek tylko stwierdził, że słodka ze mnie dziewczyna
Reszta wydaje mi się nie najgorsza. Ale, może faktycznie w ciąży są większe obostrzenia(?).
Pani przez telefon z marszu skierowała mnie do poradni diabetologicznej dla ciężarnych na Karowej z podejrzeniem cukrzycy ciążowej. Termin dopiero na 2 sierpnia - czeka mnie cały dzień pobytu, więc chyba trzeba będzie wziąć urlop. A na razie mam stosować się do zaleceń dietetycznych, które mają na stronie Internetowej szpitala.
Oczywiście muszę sobie załatwić skierowanie od lekarza rodzinnego do tej poradni. Jakby nie mogli mnie tam skierować w ramach jednej placówki. Ech ta biurokracja.
Taaa, pierwszą rzeczą jaką zrobiłam po powrocie do domu wczoraj, to sałatka z majonezem, a na deser zimny sernik urodzinowy męża (oczywiście z proszku, bo ja jestem takim samym piekarzem jak i górnikiem)
Wiem, wiem, nie było to zbyt rozsądne, ale musiała się trochę zbuntować
Oczywiście, jeżeli trzeba będzie, to ja dla Małego Ludka będę sam jarmuż jadła i brokuły plus ciemny chleb, którego niestety nie lubię
Dzisiaj sobie jeszcze pofolgowałam, bo kupiłam drożdżówkę w piekarni, ale od jutra na prawdę ograniczę węglowodany i produkty z wysokim IG.
W pracy koleżanki planują wyjazd na szkolenie w połowie października. Na razie powiedziałam, że nie mogę, bo mam inne plany. Dziwnie na mnie popatrzyły - chyba jakaś głupia jestem, że na fajne szkolenie do Kraka nie chcę jechać! - no ba, po prostu planuję już w tym czasie zwolnienie lekarskie, ale nie zamierzam robić coming out przed piątkowymi badaniami.
Jeszcze 3 dni do spotkania na usg
Nadal mierzę temperaturę rano (usta), chociaż przejrzałam cykle zakończone ciążą i nie znalazłam takiej wytrwalej mierzyciecielki temp. Mi to mierzenie tak weszło w krew po kilku latach, że nie sprawia problemu. Do tego przeczytałam gdzieś, że dobrze jest mierzyć cały I trymestr, bo wtedy można zaobserwować nieprawidłowości, chociaż mi się wydaje, że raczej chodzi o to by szybko zareagować w razie stanu podgorączkowego. Raczej mi to nie grozi...
Znalazłam też masę informacji w Necie, że temperatura w ciąży wynosi 37,0 C - 37,5 C No i to się zaczynają schody, bo moja nigdy takiej nie osiągnęła, a od kilku dni nie przekracza 36,61 C i to z reguły jest to efekt drugiego lub trzeciego mierzenia, bo na pierwszym termometr wskazuje 36,51
Na szczęście gdzieś też doczytałam, że w ciąży temperatura wzrasta w stosunku do podstawowej sprzed owulacji o 0,5 C do 1,0 C No to by się prawie zgadzało, jeżeli przyjmę, że moja temperatura przed owulacjami oscylowała w granicach 35,9 C - 36,2 C. Ale jednak przez pierwsze tygodnie ciąży miewała się wyżej na poziomie 36,7 C -36,8 C... Teraz mam zagwostkę, czy wszystko ok.
Zastanawiam się też, czy Heparyna nie zmniejsza trochę tej temperatury, ale nie mogę znaleźć info na ten temat.
Także tego... pewnie szukam problemu tam, gdzie go nie ma i pewnie gdyby wszystkie kobiety w I trymestrze mierzyły temperaturę, to by się okazało, że bywa ona różna.
Nie zmienia to jednak faktu, że w głębi duszy tak strasznie się boję, że coś jest nie tak z Małym Ludkiem.
Halo, czy On/Ona tam jest?
Jestem drobnej budowy, tak, że średnio ludzie odmładzają mnie prawie o 10 lat Ważę 46 kg, mam 157 cm wzrostu i choćbym nie wiem ile jadła i czego, to moja filigranowa figura się nie zmienia. Dlatego też zastanawiam się, gdzie się Mały Ludek chowa?
Brzuszek na prawdę tylko minimalnie mi się wydął (taki spiczasty fałdek się zrobił), ale przynajmniej m. mówi, że mam brzuch W pracy jednak nadal nie mają szansy tego zobaczyć. Z jednej strony fajnie, bo mam wrażenie, że Mały Ludek jest tylko naszym ukrytym skarbem, a z drugiej strony fajnie by było, gdyby był bardziej namacalny
Dwa dni do usg. Jutro pobranie krwi na PAPPA.
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 lipca 2019, 09:40
Mi tam się zdarza rzucić niecenzuralne słowa, ale dla mego męża teraz tego nie uczynię, a wierzcie mi, mam wielką ochotę.
@$$&@*?@?!!$$?&!!$?#?#
Mea culpa, bo nie na wszystkim się znam, bo pierwszy raz jestem na prawdę w ciąży i jeszcze nigdy nie robiłam PAPPA. Oczywiście, czytałam o tym badaniu, ale pomijalam kwestie techniczne, bo przecież panie w recepcji (3 różne panie, w tym położna i pielęgniarka) mi powiedziały, że badanie krwi robi się dzień wcześniej.
No to dzisiaj rano zrobiłam. Sprawdzam sobie wyniki w Alabie, bo tam są realizowane badania, a tu komunikat, że czas realizacji 4 dni robocze.... Stwierdziłam, że pewnie dla mojej Kliniki robią szybciej.
Zadzwoniła pani potwierdzić jutrzejszą wizytę, więc tak z ostrożności procesowej pytam, czy na pewno będą jutro wyniki krwi podczas usg. Pani tą informację weryfikowała chyba z 5 minut, po czym mi mówi, że nie i że najlepiej żebym przyszła w najbliższy wtorek....kurtyna.
@#$$&??!@#_??#$$?@!_##
Oczywiście, powiedziałam, że są niepoważni, nieprofesjonalni i że mnie wprowadzili w błąd itd. ale uznałam, że w takim razie jutrzejsze USG mija się z celem.
Reasumując, stres, który miał się jutro skończyć potrwa jeszcze kilka dni. Grrrrrrrr.
Ja wiem, ze może i lepiej, bo będzie to wg OM 12t3d i powinno być wszystko ładnie widać. Wiem, że to badanie nic zasadniczo nie zmienia, bo czy dziecko jest zdrowe, czy chore, to wynik tego faktu nie zmieni.
Ale ja już dzisiaj ze stresu ledwie mogłam się skupić się na pracy. Dobrze, że nie miał nic pilnego, bo bym poległa całkiem.
A tu jeszcze w sumie 5 dni czekania
Jestem wkurzona :[
Teraz padam na twarz, bo zrobiliśmy z mężem zakupy na weekend, wcześniej byliśmy w Manekinie na pysznym jedzonku, wczesniej obejrzeliśmy spektakl muzyczny teatru Jandy na Pl. Konstytucji, a jeszcze wcześniej... i tu życie nas zaskoczyło...mieliśmy USG i test PAPPA już za nami
Ludek machał do nas rączką, wszystko ma na swoim miejscu, a statystyki są obiecujące
Szczegóły zapiszę później, bo serio jestem zmęczona dzisiejszymi emocjami.
Udanego weekendu
W ubiegły czwartek po powrocie z pracy opowiadam mężowi jak mnie w klinice wkurzyli, że wyników krwi jednak nie będzie i usg z PAPPA przeniesione na wtorek. Mówię, że na stronie Alabu jest info, że na wyniki czeka się 4 dni robocze (na pewno tam było tak napisane!) i włączam stronę, by mu to pokazać a tam… wyniki. No to łapię za telefon do kliniki żeby spytać, czy możemy jednak przyjść na badanie. Pani po drugiej stronie oczywiście nie ma pojęcia i konsultuje to przez dobrych parę minut. W końcu stwierdza, że możemy przyjść. Na szczęście została wolna godzina.
Widocznie w mojej klinice wystarczy zrobić badanie krwi, a następnego dnia usg i ma się wyniki od ręki.
Ufff.
Mały Ludek jak na razie nie wykazuje cech męskich, nic tam między nóżkami nie było widać, ale doktor stwierdził, że to jeszcze nic pewnego, więc zostanie na razie Małym Ludkiem. Chociaż ja jakoś od początku nastawiam się na małą dziewczynkę
Na badaniu wyszło, że Mały Ludek ma 5,34 cm. Nie dużo, ale na pierwszym usg miał 6,78 mm, więc to wielkie osiągnięcie
Wszystkie inne pomiary w normie. Wszystko ma na swoim miejscu. A i doktor powiedział, że przyszliśmy w idealnym momencie na to badanie - wg. usg 12w0d (wg. OM 6t6d).
Termin porodu wg OM - 25 stycznia'20.
Termin porodu wg USG - 24 stycznia'20.
Wyniki testu:
Tris. 21 – 1:431 ; skorygowane 1:2352
Tris. 18 – 1:998 ; skorygowane 1:19960
Tris. 13 – 1: 3145 ; skorygowane <1:20000
Samoistny poród przedwczesny przed 34 tc – 1:94
Doktor powiedział, że wyniki są dobre i ja tego nie sprawdzam, nie porównuję. Nie zamierzam się nakręcać więcej niż i tak to czynię
W weekend mój brat miał 25 urodziny. Do tej pory nie mówiłam mu o ciąży, bo też nie było okazji. Mieszkamy w różnych częściach kraju i widujemy się od święta. Na szczęście byliśmy już po tych prenatalnych, więc wysłałam mu Messengerem życzenia dla wujka ze zdjęciem usg, na którym Ludek macha łapką (pfff. mama mi się przyznała, że oczywiście spaliła parę dni wcześniej temat, ale nie do końca, więc trochę elementu zaskoczenia mi zostało) Młody stwierdził, że się wzruszył i że to najlepszy prezent urodzinowy jaki dostał Myślę, że będzie fajnym wujkiem
Rany, zaczynam powoli wierzyć, że będzie dobrze chociaż nadal nie wiem, gdzie ten Mały Wielki Człowiek się u mnie chowa?
Jutro za to wizyta u doktorka. I już nie mogę się doczekać, czy znowu się zobaczymy.
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 lipca 2019, 08:48
Czuję się nadal dobrze, a po południami nawet mi trochę brzuszek wywala. Ostatnio nieznajoma pani w naszym osiedlowym markecie mnie przepuściła w kolejce Aż się zawstydziłam i mówię, że przecież jeszcze nie widać, a ona (mając w wózku na zakupy dwa brzdące, więc doświadczona kobietka) uśmiechnęła się i mówi - oj już troszkę widać
W 7-10 tc strasznie mi się chciało spać już od popołudnia. Później mi ta faza minęła i nawet udawało mi się do 22 czytać książki albo oglądać filmy z mężem. Teraz znowu po 18 jestem nie do życia. Nic mi się nie chce robić, najchętniej bym leżała i odpoczywała (gdzie ta energia?) Ten mój stan mnie irytuje, tym bardzie, że z natury bywam raczej sową niż skowronkiem.
Poza tym moje libido chyba się gdzieś po drodze zagubiło
Aż mam wyrzuty sumienia wobec męża mego. Co prawda doktorek jeszcze nie dał nam zielonego światła na seks, ale przecież są różne formy okazywania o sobie czułości (pominę fakt, że doktorek mocno zaakcentował, że zakaz seksu mam ja, a nie mąż ), ale mnie się zwyczajnie nie chce, nie mam siły, chcę się tylko przytulić wieczorem i spać. Mam nadzieję, że to przejściowe...
Na koniec dodam, że zrobiłam się jakaś poddenerwowana. No dobra, ja zawsze jestem nerwowa i warczę na mojego święcie cierpliwego męża, ale ostatnio to nakrzyczałam na niego, bo zjadł ostatnie jabłko i się nim ze mną nie podzielił (jak nic kwalifikacja czynu na przestępstwo). Pfffffffff. Oczywiście później ładnie przeprosiłam a scysja, jak to u nas, trwała jakieś 10 minut, ale co nagadałam ,to nagadałam.
Jeszcze dwa dni i weekend
- wg BBF 32% ciąży
- 90 dni od ostatniej @
- 190 dni do porodu wg OM
- 12t6d
Jutro zaczynamy II trymestr
Niestety doktorek znowu odwołał wizytę. Chyba stało się coś poważnego, bo już 2 tydzień wszystko odwołuje. Mam nadzieję, że nic tragicznego. Proponowali nam nowy termin na 26 lipca, ale boję się, że znowu nam odwołają, a mamy w planach Sztukmistrzów w Lublinie i już ostatecznie umówiłam się na 30 lipca do tego doktora, który nam robi usg. To nie takie złe rozwiązanie, bo to będzie 2 tygodnie po ostatnim usg prenatalnym, a prawie bezpośrednio przed naszym urlopowym wyjazdem poza Wawę, wiec mam nadzieję, że do tego czasu nie zwariuję bez badania kontrolnego, a Mały Ludek sobie w środku ładnie rośnie.
Tak średnio co dwie godziny pytam męża (tak wiem, jestem nudna i monotematyczna), czy jest pewien, że Ludek tam w brzuchu u mnie sobie żyje, a mąż odpowiada, że tak, ż jest wszystko ok. Ale ostatnio czasami pytałam, czy "ona tam jest" i zakazał mi tak mówić "ona", bo powiedział, że jeszcze nie wiadomo, czy na pewno dziewczynka, a jak się okaże chłopcem, to będzie zniewieściały No to zostaje Mały Ludek
U mojej fryzjerki zwolnił się termin i umówiłam się na dzisiaj na ścięcie i farbę. Farbuję włosy głównie dlatego, że niestety, ale na czubku głowy mam od paru dobrych lat wyraźnie siwe pasemka. Ostatnie farbowanie miałam w kwietniu, więc sobie można wyobrazić jak teraz wyglądam. Pół głowy ciemny blond, pół głowy rudy blond
Pani w rejestracji powiedziała mi, że dziewczyny mają farby bez amoniaku i że moja pani na pewno coś wymyśli skoro jestem w ciąży. Trochę się martwię czy mogę, tym bardziej, że II trymestr formalnie dopiero od jutra, ale też czytałam wiele artykułów, że nie powinno zaszkodzić Ludkowi. Z drugiej strony mogę chodzić nawet łysa byle by Ludek był zdrowy. Mam jeszcze parę godzin do zastanowienia...
~~~~~~
Na prawdę nie rozumiem dlaczego los jest taki okrutny. Daje tyle radości, żeby za chwilę wręcz rzucić nas na kolana. To jest strasznie dołujące.
Mój mąż mówi, że my tutaj na OF i BBF to nie jesteśmy reprezentatywne, bo tu trafiają raczej wyjątki z problemami. Takie normalne dziewczyny bez problemów z zajściem w ciążę tu nie zaglądają, a zdecydowanie częściej w życiu jest happy end.
Jasne, ale z drugiej strony ci bezproblemowi ludzie nie mają pojęcia nie tylko co to znaczy długie staranie się o dziecko. Oni nawet nie mają pojęcia co to jest strach o donoszenie ciąży i codzienne myśli, czy to malutkie serduszko w środku bije.
Ale może właśnie dlatego tu trafiamy, bo jesteśmy wyjątkowe, silne, aby się wzajemnie wspierać, rozumieć i przekonywać, że dla każdej z nas w końcu zaświeci słońce ziemskiego macierzyństwa.
W końcu, dziś też niektórym z nas zapaliło się zielone światełko i to jest ten promyk nadziei, który nas umacnia
Jak byłam u lekarza w drugiej ciąży, u mojej Pani dr na usg nie było widać nic poza pecherzykiem. Gdy zaczęłam lekko plamic pojechałam na IP, gdzie widać było już zarodek, ale bez serduszka, a na następnej wizycie za tydzień było już wyczekane mocne serduszko. Przeżywałam to co Wy teraz, ale uwierz mi-będzie dobrze :) kibicuje! Trzymam kciuki :)
Jestem dobrej myśli i wysyłam Ci pozytywne wibracje. Pozostań na fiolecie. Czasem zapłodnienie ma różne ramy czasowe i trzeba zaczekać. Oby statystyka miała rację. Jedno puste jajo za Wami. To powinno powodować w fasolkę. Trzymaj się do następnego usg
Owocowac nie powodować