Wczoraj zirytowala mnie moja przyszla szwagierka - siostra S, ta ktora ma 1,5 rocznego synka. Najpierw bardzo nas namiawiali, zebysmy pojechali z nimi (ona, jej facet i dziecko) i ich rodzicami na cztery dni na wies do wynajetego przez nich domku. Nie bylo nam to zbytnio na reke, bo S wynajmuje mieszkanie w Sztokholmie, ktore bedzie musial zwolnic z koncem roku - wiec jeszcze w tym roku mamy okazje skorzystac z darmowego noclegu... No ale skoro to przyszla rodzina, w koncu stwierdzilam, ze ok - dolaczymy na te 4 dni i dorzucimy sie do wynajmu. Wybrali sobie (nie uzgadniajac z nami) domek z "podjazdem dla dziecka", przewijalnia i jakimis tam innymi "udogodnieniami", z dala od miasta, w lesie - po czym przyslali nam rachunek na 300 EUR od osoby. Domek bez udogodnien kosztowalby 150 EUR (no ok, niewazne, pieniadze rzecz nabyta - choc wkurza mnie takie podejscie, bo sama w mieszkaniu jakos nie ma przewijalni, a dziecko zyje). Kwestia druga - rodzice S obiecali, ze odbiora nas z lotniska i zawioza do tej wioski, bo ciezko tam sie dostac. Wczoraj siostra S pisze sms, ze dostala urlop wczesniej i ZADECYDOWALI, ze ona z synkiem pojedzie autem z ich bagazami, i ze sorry, ale musimy dojechac pociagiem, potem autobusem, a potem 5 km przez lasek na piechote (z naszymi bagazami na dwa tygodnie)... I ze ona moze nam te bilety zakupic i wyslac mailem. Po prostu nie moglam uwierzyc wlasnym oczom. Samochod nalezy do rodzicow S, wiec pytam sie S, jak to jego siostra zadecydowala - a rodzice?? Rozumiem, ze ma male dziecko, ale ja tez jestem w ciazy i nie usmiecha mi sie spedzic pol dnia w srodkach transportu, po czym przedzierac do jakiejs chatki przez las. Do tego dochodzi znow kwestia finansowa, bo ten domek jest usytuowany 300km na polnoc od Sztokholmu. Nie wiem jeszcze ile kosztuja bilety, ale raczej do najtanszych nie naleza. Zalezy mi na spokojnym wydawaniu pieniedzy, bo po slubie chcielismy choc na 4 dni poleciec na Majorke, do Lizbony itp., a nie chce przeginac z wydatkami w tym roku (planujemy kupic dom). Jeszcze ta moja sytuacja z niepewna praca. Cala ta sytuacja mnie zdenerwowala, bo nie tak sie umawialismy. Gdybym wiedziala, ze tak to bedzie wygladac, to w ogole bym sie nie pisala na taka wycieczke - nie mam juz na nia zupelnie ochoty. Posiedzielibysmy w Sztokholmie, pozwiedzalibysmy - moze wybralibysmy sie we dwoje statkiem na wycieczke na wyspy Archipelagu... A tak jestesmy skazani na przymusowe towarzystwo w lesie w drewnianym domku dwojki starszych ludzi, matki-egoistki z malym dzieckiem i jej faceta. Super.
Moj S byl w tym wszystkim miedzy mlotem a kowadlem. Z jednej strony siostra z dzieckiem, z drugiej ciezarna kobieta - a posrodku on i wymiana pogladow przez sms. Podsunelam mu nawet pomysl, zeby jej wyslac kase za ten dom i podziekowac za wspolna wycieczke Sama nie wiem, musze to jeszcze przemyslec, nie chce dzialac pod wplywem ciazowych hormonow - a to przeciez w koncu jego rodzina Przez to wszystko sie biedny S nie wyspal do pracy, krecil w lozku do 6 nad ranem... A ja z nim.
Pocieszajace jest jedynie, ze jutro mamy USG pierwszego trymestru Juz nie moge sie doczekac
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 czerwca 2015, 13:47
Termin porodu wyznaczyl mi OF na 24 grudnia, nastepnie lekarka sprawdzajac date ostatniej miesiaczki zapisala 25 grudnia. Dzis odbylismy razem z Maluszkiem USG pierwszego trymestru, z pomiarem przeziernosci karkowej. Lekarz stwierdzil, ze dziecko rozwija sie nader szybko i zmienil date na 21 grudnia. A co przyniesie los?
Dodatkowo mamy wyznaczona prawdopodobna plec dziecka (lekarz okreslil, ze na 80%).
Jak myslicie, kobietki, co nam pisane? Synek czy coreczka?
Przyznam sie, przyznam za chwile - ale ciekawa jestem co wytypujecie
... na 80% mam w brzuszku malego chlopczyka
A jednak! Na przekor tatusiowi i dziadkom, bo woleli dziewczynke (siostra S ma synka, wiec tamci dziadkowie mieli nadzieje na wnuczke, a moja mama powiedziala z kolei, ze ona miala corke, wiec przynajmniej wie jak o dziewczynke dbac )... Tez odrobine na przekor mnie, bo juz mielismy dla dziewczynki imie wybrane... Ale z drugiej strony sie ciesze - bedzie mamusiny syneczek
Moj S na USG troche sie zmieszal, powiedzial, ze on tak tylko mowil, ze by wolal dziewczynke, ale przeciez i tak bedzie kochal do szalenstwa cokolwiek sie urodzi I ze dla chlopcow tez teraz rozne ladne ciuszki mozna dostac, a nie wszyscy przeciez sa trudni w wychowaniu i sprawiajacy problemy wychowawcze Tym samym plec meska zostala oficjalnie zaakceptowana
P.S. A wydawalo mi sie, ze to dziewczynka. Jednak nie mam kobiecej intuicji
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 czerwca 2015, 16:44
Wczoraj powiedzialam o ciazy mojej babci - i tym samym rodzina zostala poinformowana. Babcia na pewno zajmie sie kolportazem tej wiadomosci dalej w rodzinie
Dzis, bez wyrzutow sumienia, oznajmilam o ciazy moim kolegom z pracy. Czesc zlozyla mi gratulacje, ale jedna osoba z mojego dzialu stwierdzila ("no super, to bedziemy jeszcze musieli wszystko przejac od Ciebie"). Ja rozumiem, ze do tej pory robilam najwiecej z calego dzialu, i ze niespecjalnie ja cieszy, ze bedzie musiala zakasac rekawy i troche popracowac... no ale takie haslo zamiast gratulacji... Wypadaloby sie odezwac, ze jej opinia niespecjalnie mnie interesuje... Ale nie umiem tak, wiec odpowiedzialam tylko, ze nie jest mi znana decyzja zarzadu, czy nowa osoba zostanie zatrudniona... Choc w gruncie rzeczy, naprawde niespecjalnie mnie to interesuje
Moj nowy szef to kawal drania, kto wie, moze jeszcze gorszy od poprzedniego. Wyslalam mu w piatek status mojego urlopu (HR mnie poinformowaly, ze musze wziac calosc do czasu urlopu macierzynskiego w pazdzierniku), napisalam wiec wniosek o 16,5 dnia, ktore mi zostaje po wzieciu urlopu w wakacje - chcialam je sobie wybrac w calosci przed macierzynskim. I wiecie co mi odpisal? Ze to za duzo czasu, i ze moze moge wybierac po pol dnia w kazdym tygodniu? I ze jego zadaniem jest dbac o interes firmy, a firma sobie nie poradzi w czasie mojej dluzszej nieobecnosci. A co najlepsze, tych pol dnia tez na razie powiedzial, ze nie podpisze... Czyli najprawdopodobniej strace moj urlop. Q....wa. Jak to jest mozliwe, no?! Cywilizowany (ponoc) kraj....
---
Zdecydowanie wole myslec o tym, ze moj S wczoraj zarezerwowal 5 dni na Majorce w czasie naszego "miodowego tygodnia" Juz nie moge sie doczekac!
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 czerwca 2015, 10:40
Na poczatek kolejna luksemburska paranoja. Przyjechala firma zamowiona przez zarzad bloku do usuniecia os... Oczywiscie nie usuneli, bo... powiedzieli, ze to PSZCZOLY, a pszczoly sa pod scisla ochrona w Luksemburgu. Q...zwa, no ja rozumiem, ze nie wolno zabijac ich w naturze, ale z bloku tez ich nie wolno wykurzyc?? Smieszne. A jakby sie zalegly komus w samym mieszkaniu? Nasi sasiedzi maja np. 3-letnie dziecko, ktore w kazdej chwili moze byc zaatakowane... Brak mi slow na to "prawo". Jedynie tyle dobrze, ze przestaly byc tak aktywne. Mysle, ze sie to wiaze z temperatura. Ten dzien, gdy byly tak agresywne i zrobilismy zdjecia, to byl najgoretszy dzien lata (32 stopnie w cieniu), mysle, ze im w gniezdzie przygrzalo i wszystkie spanikowane wylecialy na zewnatrz. Teraz kraza tylko wokol gniazda w zdecydowanie mniejszej ilosci i raczej nie dolatuja do nas na balkon... No coz, zobaczymy jak to dalej bedzie, ale mysle, ze to dobry bodziec do mobilizacji do szukania wlasnego domu
Wg. BBF za 3 dni przekrocze magiczna granice drugiego trymestru... juz nie moge sie doczekac Teoretycznie wg. USG wczoraj ja juz przekroczylam... ale ja nadal mysle, ze to byl blad pomiaru Data z BBF jest potwierdzona przez moja obserwacje sluzu i temperatury.
Zastanawiam sie dlaczego pierwszy trymestr trwa nie 12, lecz 13 tygodni. Drugi trymestr nawet 14 tygodni. Z czego sie to bierze? Zawsze myslalam, ze trymestr to trymestr, 3 miesiace po 4 tygodnie... A dodatkowe tygodnie ciazy sie po prostu dopisuje do trzeciego trymestru. A tutaj nie. Wie ktos dlaczego?
Odkad jestem w ciazy, zdecydowanie czesciej zastanawiam sie nad rozmaitymi dziwnymi sprawami zwiazanymi z prokreacja. Ostatnio myslalam o samym cudzie rozmnazania i o tym, jak dziecko potrzebuje plemnika i jajeczka. Czytalyscie na BBF, ze male dziewczynki maja w jajnikach 2 mln komorek jajowych, ktorych ilosc zmniejsza sie przez cale zycie? Pewnie czytalyscie Przemyslalam sprawe i doszlam do wniosku, ze polowa material genetycznego dziecka (jajeczko) tak naprawde jest z roku urodzenia matki. Czyli ja - Terraska - polowa mojej informacji genetycznej, moje wlasne jajeczko istnialo sobie w jajniku mojej mamy juz w 1956 roku... Plemnik jak to plemnik, przyfrunal sobie mlodziutki, swiezutki, w roku mojego urodzenia. Piekny dowod na to, ze milosc nie zna granic wieku
Zastanawia mnie tez wplyw nowoczesnego, modyfikowanego chemia jedzenia. Tyle sie mowi, ze coraz ciezej ludziom zajsc w ciaze i coraz wiecej par statystycznie ma z tym problem. Czesto przypisuje sie to jedzeniu naszpikowanemu tablica Mendelejewa. U nas w Polsce problem chemii w jedzeniu trwa pewnie co najwyzej od poczatkow lat 90, czyli maksymalnie 25 lat. I co to oznacza? Ze wiekszosc par ma problemy, mimo iz tylko jedna z gamet (plemnik) sa "nowe" i podatne na wplywy chemii w czasie ich genezy. Czy za kilka lat pary beda miec jeszcze wiecej problemow, gdy jajeczka tez beda stworzone w nowoczesnym, chemicznym swiecie?
Inna kwestia jest istnienie chorob genetycznych (Down, Turner, ale tez inne). Skoro tylko najsilniejsze plemniki moga dotrzec do komorki jajowej, jak to sie dzieje, ze wlasnie te genetycznie uszkodzone tam docieraja, mimo ze w nasieniu jest ich miliony? I jak to sie ma do zalozenia, ze komorka jajowa byc moze wysyla sygnal umozliwiajacy szybkie dotarcie do niej tym plemnikom, ktore maja jakies cechy oczekiwane przez nia?
Tyle jeszcze nie wiemy...
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 czerwca 2015, 13:44
Zaczynamy trymestr numer 2. Niesamowite
Zaczelam sie rozgladac za jakimis uzywanymi rzeczami dla dziecka - nie lubie przeplacac za cos, co przyda sie przez krotki czas, a nie chce tez kupowac bardzo tanich rzeczy z najnizszej polki. Trafilam na calkiem dobra grupe na facebook'u, gdzie ludzie wklejaja co maja do sprzedania i po ile w mojej okolicy (nie dotyczy tylko rzeczy dla dzieci, widzialam juz samochod, buty, telewizor...). Poki co kupilam juz sobie kilka dni temu stolik do przewijania dziecka (30 EUR, nowy w Ikei kosztuje 100 EUR), a na jutro jestem umowiona w sprawie wozka Maxi Cosi Mura 4 travel system (pamietam, co Zelma mowila na temat wozkow typu 3w1, ale na poczatek jednak byloby dobrze sie zaopatrzyc w cos takiego i nie musiec sie martwic innymi zakupami. Poza tym ja na wozkach znam sie prawie tak dobrze, jak na elektrofizyce czy biologii molekularnej, czyli prawie wcale - wiec polegam na opiniach z internetu, ktore sa calkiem dobre...). Wozek ponoc w bardzo dobrym stanie, kolor czerwony (nie jest to moja bajka, ale dla dziecka 0 - 3,5 roku to przeciez bez roznicy ). Cena: 120 EUR obejmuje gondole, fotelik samochodowy, spacerowke, parasolke, dodatkowe kolo zapasowe i oslone przeciwdeszczowa. Wydaje mi sie, ze to calkiem niezla oferta - jesli oczywiscie jutro potwierdzimy, ze stan jest bardzo dobry (tak jak w ogloszeniu). Moze ktoras z Was uzywala tego wozka? Albo zna kogos, kto go uzywal? No i na co zwrocic szczegolna uwage przy ogledzinach uzywanego wozka?
W niedziele z kolei jedziemy ogladac dom ludzi, od ktorych kupilismy stolik do przewijania. Jak uslyszeli, ze szukamy domu - sami nas zaprosili (dom obok, w budowie od ich dewelopera, jest na sprzedaz), stwierdzili, ze chcieliby nas miec za sasiadow Cena od dewelopera odrobine ponad nasze mozliwosci, ale pojechac i poogladac zawsze mozna... Potem popoludniu przyjdzie do mnie kolezanka pomagac w doborze drobiazgow do slubu... Nie bedzie to latwe, biorac pod uwage wyglad moich nie-slubnych kiecek na cywilny S tez juz oczywiscie zaplanowal sobie weekend W poniedzialek przylatuje moja mama, takze musi troche ogarnac mieszkanie. Oczywiscie pomoge mu, ale nie ukrywam, ze licze na jego wielkie zaangazowanie, hehe Zreszta z kobieta w ciazy sie nie dyskutuje - i moj kochany S o tym wie
Milego weekendu!
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 czerwca 2015, 13:17
Mamy wozek!
Okazalo sie, ze on nawet nie jest czerwony, tylko ciemnofioletowy - i problem z glowy wlascicielka wstawila zdjecie podobnego z internetu.
Na tyle na ile jestem w stanie ocenic - wozek jest w dobrym stanie. Kola pompowane, wszystkie czesci sa (mamy nawet dodatki takie jak parasolka od producenta ).
Jestem zadowolona, bo za kwote ponizej 500 zl bym sie nie spodziewala jednak kupic ladnej, uzywanej trzyczesciowki.
Pierwsza podroz autobusem z wozkiem za nami. Do gondoli zapakowalismy spacerowke, do spacerowki fotelik, do fotelika adaptery, dodatkowa opone, pompke, parasolke, nawet instrukcje uzytkowania wozka na to wszystko moskitiera, pelerynki przeciwdeszczowe i komplecik jest przygotowany do przewozu w komunikacji miejskiej . Dobrze sie prowadzilo, a jaki S byl zadowolony. Nawet pokazywal mi na przystanku jak dobrze bujac dziecko - ech, ten moj specjalista od dzieci, hehe
Zrobilam jedno zdjecie przed sama nasza podroza autobusem. Oto to wlasnie zdjecie z transportu (czyli jak wygladaja gondola, spacerowka, fotelik i dodatki zapakowane razem ):
Nie widac niestety szczegolow. Jak minie caly galimatias zwiazany ze slubem, podroza poslubna itp. wytaszcze wozek z garazu i sprobuje przeprac wierzchnie tkaniny - moze wtedy uda sie zrobic zdjecie kazdej czesci z osobna
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 czerwca 2015, 19:38
Za 3 dni nasz slub. Pogoda u nas za oknem - leje i zimno jak w marcu... Mam nadzieje, ze do czwartku troche sie niebo ogarnie A jak nie - to bedziemy zagorzale twierdzic, ze ten deszcz to na szczescie
Pogadalam z moim S na temat prezentow weselnych. U nas w Polsce, wiadomo, zastaw sie a postaw sie kroluje. Mlodzi biora pozyczki, zeby wyprawic wesele, a goscie, zeby dac odpowiedni prezent Nie wiem ile w tej chwili "nalezy" dac, ale wiem ile sie spodziewac od mojej rodziny, czyli mamy, babci i tych wujkow (babcia, tak jak mowilam, zajmuje sie kolportazem wiadomosci w sposob wielce profesjonalny ). Jest to kwota niemala. Szczegolnie mi zal mojej mamy, postanowila nam sprezentowac rownowartosc swojej podwojnej wyplaty, co jest wydatkiem sporym jak na jej mozliwosci... Do tego kupila zestaw ksiazek ilustrowanych albumowych o Polsce (oczywiscie po angielsku) za pareset zlotych dla rodzicow S i jego siostry. No i tutaj zaczyna sie problem. Powiedzialam o tym mojemu S, po czym on zbladl... Okazuje sie, ze w Szwecji na slub dziecka dajesz... jakies 50 euro (co przy ich zarobkach rzedu kilka tysiecy euro wydaje sie kwota smieszna...) :] Dla mnie to w sumie nie ma znaczenia, ich sprawa ile moga i chca nam podarowac. Probowalam to tlumaczyc S, ale widze, ze on teraz czuje sie glupio, bo ma wrazenie, ze jego rodzina nie do konca wpasuje sie w klimat polski... Nawet ostatnio z mina zarzynanej swinki wymyslil, ze zadzwoni do nich i powie, jak wyglada sytuacja w Polsce i zeby przywiezli wiecej pieniedzy, co ja oczywiscie skwitowalam smiechem, bo nigdy nikomu nie bede narzucac co ma ochote nam przywiezc w prezencie W ogole sobie nie wyobrazam, jak taka rozmowa mialaby przebiegac... Pomysl byl oczywiscie beznadziejny, ale wiem ze S sie po prostu martwi... Mysle, ze nie chce, by moja rodzina czula sie jakos pokrzywdzona tym, ze ich corka nie jest podobnie traktowana przez jego rodzine. I zebym ja myslala, ze jego rodzice wykpili sie jakimis drobniakami (oczywiscie usilowalam mu przetlumaczyc, ze przeciez my nie mamy na to wplywu, wiec po co o tym myslec, ale widze, ze caly czas mu to chodzi po glowie...) Dzis mi powiedzial, ze on w takim razie chce zaplacic za cale wesele sam, bo i tak wiecej niz wydamy na wesele dostaniemy od mojej rodziny... Sama nie wiem co mam odpowiedziec, zeby go nie urazic, ani jego rodziny. Z drugiej strony nie chce, zeby jego rodzice, a szczegolnie siostra mysleli, ze S sie ladnie zachowal i zaplacil za wesele, a ja, jak ksiezniczka przyszlam na gotowe i nie dorzucilam sie ani centem... Przeciez oni nie beda wiedziec ile dostalismy od mojej rodziny ani czym to jest spowodowane, ani ze to wszystko zeby S czul sie lepiej... Dziwna ta cala sytuacja, musze jeszcze pomyslec jak wybrnac z tego z klasa...
Wczoraj przyjechala do mnie kolezanka z kilogramami bolerek, bizuterii, chustek, zapinek do wlosow, woalek, kopertowek... Dobieralysmy cos do mojej bialej, krotkiej i bardzo nieslubnej sukienki. Brzuszek troche zaczyna odstawac, wiec nie bylo latwo - ale koniec koncow S bardzo sie podobal efekt, a to chyba najwazniejsze
Poza sprawami weselnymi, ogladalismy wczoraj dom ludzi, od ktorych kupilismy stol do przewijania. Piekny, nowoczesny dom pasywny o zerowym zuzyciu energii i ciepla (klasa AA). Technologia jest dla mnie srednio zrozumiala, jakas pompa cieplna rozprowadza cieplo generowane w pokojach przez ludzi / maszyny do pozostalych pomieszczen, nie ma zadnych piecy... Szeregowo sa postawione 4 domki, Ci ludzie maja segment wewnetrzny. Do sprzedazy pozostaly dwa domki z zewnatrz. Jest to zupelnie nowe osiedle domkow jednorodzinnych 15 minut od miasta, w ladnej okolicy (winorosle). W domu podgrzewane podlogi, same nowoczesne materialy... a przede wszystkim mozesz go wybudowac od podstaw, tj. wykanczaja tak, jak ktos sobie chce (musi sie zmiescic w zaplanowanym budzecie, albo trzeba doplacic do projektu). Plac zabaw niedaleko, sasiedzi to same mlode, miedzynarodowe rodziny z dziecmi (Ci, ktorych dom ogladalismy, to Lotyszka rosyjskiego pochodzenia i Francuz; obok nich Bialorusinka z Francuzem...). Minusy: niezbyt duzy ogrodek (4,5 ara) oraz... niestety - cena. Trzeba sie liczyc z wydatkiem rzedu 700k EUR - czyli kredytem na jakies 30 lat (przynajmniej jesli tylko S bedzie pracowal, co przy mojej obecnej sytuacji zawodowej jest mozliwe...)
http://www.athome.lu/immobilier-neuf/maison/centre/weiler-la-tour/weiler-la-tour/3160842
Co myslicie?
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 czerwca 2015, 10:02
Mama dotarla na miejsce. Przez te dwa dni (wczoraj mialam wolne, swieto narodowe w Luksie...) poczulam sie jak za dobrych, dawnych czasow - zrobila moja ulubiona salatke, kupilysmy czeresnie... i pochodzilysmy troche razem po miescie Dzis spotykamy sie na lunch i zakupy Chcialabym, by moje dziecko mialo taka mame, jak ja
Wieczorem przyjezdzaja rodzice i siostra S. Rodzice jak rodzice, ale po tych ostatnich wydarzeniach siostry sie boje. Nie wiadomo, co ta kobieta jeszcze wymysli
... ale przede wszystkim juz nie moge sie doczekac podrozy poslubnej... Oby juz niedlugo Przewidywana pogoda na Majorce - 32 - 36 stopni
Cioteczki, czy Wy czulyscie cokolwiek w 14 tc? Ja nie czuje nic (no, moze poza zmeczeniem wiekszym niz zwykle). Zaczelam sie zastanawiac, czy wszystko ok z dzieckiem - kolejne USG i wizyte u lekarza mamy dopiero 7 lipca, wiec jeszcze sporo czasu... Zero ruchow, zero objawow. Mam nadzieje, ze wszystko u Malucha dobrze...
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 czerwca 2015, 10:43
Przesylam niesmialo zdjecia z ceremonii... i uciekam sie pakowac na Majorke
Pozdrawiamy!
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 lutego 2016, 17:07
Mam nadzieje, ze za kilka dni nadrobie wszystkie zaleglosci A tymczasem... serdecznie Was pozdrawiam i zycze tyle Sloneczka na caly tydzien, ile mielismy na Majorce
Denerwuje sie przed jutrzejsza wizyta, bo nie mam zadnych odczuc fizycznych zwiazanych z dzieckiem. Niby bylo duze na swoj wiek... A ja go ani nie czuje, ani nie nam zadnych innych objawow ciazy (no ok, moze poza choroba morska na statku na Majorce - pol rejsu spedzilam w toalecie )
Nie czuje zadnego ruchu, a staram sie obserwowac dokladnie... Oczywiscie niewiedza jest poczatkiem histerii, wiec kochane, przypomnijcie mi kiedy u Was czuc bylo cokolwiek? Motyle, ruchy...? Feska, u Ciebie to bylo juz w 15 tc, prawda? Jakie to bylo odczucie?
Dobrze, ze jutro ide do lekarki, mam nadzieje, ze sie uspokoje i wszystko sie wyjasni... Prosze o mocne kciuki
Dziekuje Wam, kochane, za wsparcie i dobre slowo. Faktycznie nie powinnam chyba jeszcze sie martwic tymi ruchami
Z nowosci ciazowych - wczoraj pierwszy raz wstalam o 12 w nocy, zeby COS zjesc. Nawet nie mialam konkretnych zachcianek, po prostu rozbolal mnie z glodu brzuch i MUSIALAM wstac... A poniewaz po powrocie z podrozy poslubnej mamy niewielkie zapasy jedzonka, spalaszowalam znaleziony caly sloik patisonow i ogorkow konserwowych, ktore staly w domu od kilku miesiecy Kupne w Luksemburgu, czyli niezbyt smaczne - dlatego sie tak dlugo zdolaly utrzymac na polce Swoja droga to ciekawe zjawisko, ten wilczy glod
Dostalam dzis prezent od moich ludzi z pracy z okazji slubu. Takie okropne, chinskie kubki i lyzeczki porcelanowe - zupelnie nie w moim stylu Mimo to i tak mi sie milo zrobilo, ze pamietali. S dostal juz wczoraj w pracy piekna orchidee, wiec bylam pewna, ze nikt nie wpadl na pomysl prezentu... A tutaj taka niespodzianka Chyba musze upiec jakies ciasto...
O 17.00 wizyta u lekarza, a potem moze kupimy jakies skladniki na ciacho. Jednak bedzie pracowity wieczor
Dziewczyny - ile przytylyscie w pierwszym trymestrze?
Ja, co prawda, od dwoch lat zylam w nieswiadomosci swojej wagi, wiec znam dopiero wage z 6 tc... ale wyglada na to, ze od tej wlasnie wagi przytylam tylko 1 kg. Co nie zmienia faktu, ze waga mi sie jakos inaczej rozklada, bo brzuszek odstajacy widze, powiekszone piersi tez...
Dostalismy rowniez wyniki ryzyka trisomii genetycznych: polaczone NT + krew. Ryzyko mniejsze od 1/20000, wiec (ponoc) bardzo niskie. Cieszy mnie to bardzo.
Co jeszcze? Maluchowi bije ladnie serduszko, cos malo sie ruszal wczoraj. Na zdjeciu zajmuje juz znaczna czesc tej przestrzeni owodniowej (sac amniotique), z lekarzem zawsze rozmawiamy po francusku i po prostu nie pamietam jak to sie nazywa po polsku... No i przede wszystkim - troszke wolniej rosnie... Zawsze byl wielkosci odpowiadajacej gornym granicom norm - a teraz, pod koniec 16 tc, tylko niecale 10 cm (wg. belly CRL dla tego tygodnia 11-12 cm). Lekarka mierzyla dwa razy, raz wyszlo jej 9 z kawalkiem, a raz 10. Troche mnie to martwi, ale zakladam, ze powiedzialaby nam, gdyby cos bylo nie tak... Tymczasem ona twierdzi, ze wszystko jest w jak najlepszym porzadku i ze dzieci rosna w roznym tempie.
Zapytalam o polozenie lozyska - z tego co zrozumialam jest faktycznie z przodu i amortyzuje troche ruchy dziecka. Skoro tak, faktycznie przestaje sie martwic brakiem ich odczuwania... tak przynajmniej do 20 tc Wiem wiem, panikara ze mnie ogromna....
---
Tova, kciukamy tutaj wszystkie. Nie daj sie dluzej prosic, dolaczaj na fioletowa.
Byle do 15h - niech to bedzie cudowny moment w Twoim zyciu
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 lipca 2015, 10:30
Moj S byl w ciagu ostatnich dni smutny, chodzil jakis taki przygnebiony. W koncu dzis w czasie lunchu poruszylam temat, bo lepiej przegadac problem i miec go juz z glowy. Pytam, i mowi mi dzis moj maz, ze jego rodzina sie chyba zle przez nas (w domysle: przeze mnie) czuje - bo nie chcemy jechac do tego domku w lesie. Dwa razy dzwonili, pytali go czy na pewno nie przyjedziemy - a siostra nie odpowiedziala nawet na maila po tym jak postanowil, ze nie pojedziemy...
Mielismy przegadac problem, ale nie dalo rady, bo ja sie wscieklam. Wszystko rozumiem - ze kazdy ma inne odczucia, ze mielismy przeciez jechac, ze S bedzie mial w jednym z tych dni urodziny... Ale tego watku z siostra, ktora jest pokrzywdzona w tym wszystkim nie rozumiem. Uswiadomilam oczywiscie S, ze jego siostra potraktowala nas wczesniej jak piate kolo u wozu, ze zmienila wszystkie ustalenia i nie tak sie umawialismy, i ze ja nie bede na jej zyczenie zapylac przez las do jakiejs chatki - w koncu ta cala sytuacja to jej wina i nie zamierzam brac odpowiedzialnosci za cos, co nie wynika z mojej wlasnej decyzji a zostalo mi narzucone. Poza tym ta kobieta byla na slubie - pojadla, popila, pozwiedzala, nie dorzucila sie ani w jednym dniu do rachunku w restauracji - i jakos wtedy nie poruszyla tego tematu. Wtedy wszystko bylo ok, usmiechala sie falszywie jak gdyby nigdy nic, a teraz sie czuje pokrzywdzona i saczy ta swoja zlosc i swoj jad w nasza rodzine... Ja podejrzewam, ze ona czuje sie troche zazdrosna, bo jej wlasny facet nie chce z nia wziac slubu, a widzialam jak jej sie podobalo nasze malutkie, skromne przyjecie. Do tej pory byla w centrum uwagi, bo jest mlodsza od S, a potem z uwagi na jej dziecko - a teraz wszyscy skupili sie na nas - i stad te jej humory i wykorzystywanie malego do pokazania swojej przewagi. A ze moj S sie daje zdominowac wyjatkowo latwo... To ja go musze przywrocic odrobine do pionu. W konsekwencji dostalam metke "tej zlej".
Przykro mi z powodu S, ale postanowilam, ze nie odpuszcze. Przede wszystkim z uwagi na to, ze duzo bardziej mi szkoda mojej mamy. Postanowilam zaprosic moja mame do Szwecji na weekend, bedziemy zwiedzac Sztokholm i okoliczne wysepki. Ustalilismy z S, ze bedzie nocowac w mieszkaniu S z nami, bo nie ma sensu zeby placila za hotel. Wykosztowala sie juz na nasze wesele dziesiec razy wiecej od calej rodziny S (o czym oczywiscie nie wie, ale chyba sie domysla...). Zaplacila pare razy rachunek za kolacje dla 6 osob w Luksemburgu, bo moj tesc jej przygadal, ze w Szwecji za wesele tradycyjnie placi rodzina panny mlodej...) Niby zart, ale moja mama jest honorowa, wiec powiedziala, ze skoro tak to ona zaplaci... A na koniec S mi mowi, ze jego siostra skomentowala ten przyjazd, ze to jakis zart i dlaczego my chcemy ten weekend z moja mama mieszkac, ze moze sobie przeciez cos wynajac. Az mna zatrzeslo, co ja to obchodzi w ogole! U niej przeciez mieszkac nie bedzie. Wariatka jakas!
Caly czas mam wrazenie, ze i tak jestem za delikatna w kwestii siostry S. Ja mam gleboko gdzies, ale szkoda mi S, bo chodzi potem smutny i prawie placze po katach... Ale nie moge wybaczyc jej tego wyjazdu, teraz to juz naprawde nie moge...
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 lipca 2015, 13:31
Ladna pogoda, za oknem swieci sloneczko... a ja siedze w robocie i uzeram sie z kolejnym audytem. Mimo to mam dobry humor. Dlaczego? Mamy w naszej firmie kontrole SOx, co oznacza w praktyce, ze pewne procedury powinny byc sprawdzane i podpisywane przez konkretnie wyznaczone osoby na konkretnych stanowiskach. Ja jestem jedna z takich osob, wlasciwie to mam ich najwiecej do sprawdzenia i jestem jedyna osoba posiadajaca wiekszosc uprawnien (ale i obowiazkow) w firmowym RCM. W zwiazku z moim macierzynskim w pazdzierniku chcialam uzgodnic kto przejmie moje obowiazki, bo audyt nie daje nam zyc i juz zaczyna sie spinka. Trzeba to zrobic droga oficjalna, wpisac do oficjalnego RCM... Druga kwestia jest przygotowywanie sprawozdan finansowych. Do tej pory robilam to ja. Mamy dwoch ksiegowych, ktorzy zajmuja sie ksiegowaniem faktur - jestem bardzo ciekawa jak sobie sami z tym poradza (albo inaczej: kiedy wyjdzie na jaw, ze zawalili sprawe )... Poza tym nikt w firmie oprocz mnie nie zna prawa luksemburskiego i w zwiazku z tym na chwile obecna nie jest w stanie zrobic zadnej korekty statutowej do IFRS i zadeklarowac tego na stronach rzadowych, nie mowiac juz o przygotowaniu deklaracji VAT, STATEC...
Ale ale, ja przeciez nie jestem wcale im potrzebna! Moj szef twierdzi, ze rozlozy sie moje obowiazki na reszte zespolu na czas mojego macierzynskiego (czyli na wszystkich poza nim samym...) - i ze moge przekazac zespolowi wiedze pod koniec wrzesnia... I co ja na to? Bardzo sie ciesze, bo strzelaja sobie z wiatrowki w gola stope! Nie wyklocam sie, nie denerwuje, nic nie mowie - niech nikt nie przejmuje moich obowiazkow, zobaczymy co bedzie w listopadzie i grudniu Nie zamierzam odbierac telefonow sluzbowych
Zawsze bylam zbyt malo asertywna, powoli zaczyna sie to zmieniac. Po odejsciu mojego poprzedniego szefa mamy problem z audytem, bo facet przestal na koniec podpisywac jakiekolwiek dokumenty. Odszedl do spolki z grupy, ale takiej troche "konkurencyjnej" (ciezko wyjasnic bez znajomosci branzy), wiec zalezalo mu na tym, zeby troche nas "usadzic" i dzieki temu by skorzystalo jego nowe miejsce pracy... A najlepiej i najlatwiej przez SOxy, za ktore jestem odpowiedzialna. Normalnie bym sie wsciekala i siedziala po godzinach, a teraz na luzie przygotowuje te rzeczy, ktore naleza do mnie, olewam reszte i ciesze sie na urlop od przyszlego piatku. W sumie - co mi grozi? Zwolnic mnie nie zwolnia, a wracac juz chyba nie chce Ocene w pracy mam gleboko gdzies - wiadomo, dobrze dostac bonus gdyby byla dobra - ale bez spinki, poradzimy sobie i bez niego
Byle do 7 pazdziernika Juz nie moge sie doczekac
A takie dobre byly, ze z checia bym sie z nim nie podzielila. Cale jego szczescie, ze jego oczy kota Shreka nadal robia na mnie wrazenie Szkoda, ze zuzylismy wszystkie ziemniaczki...
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 lipca 2015, 08:04
Do tego zrobilam troche konfitur truskawkowych, czeresniowych i czeresnie w wodce do deserow... Zeby mnie korcilo przed porodem przynajmniej raz sie utrzymaja przez kilka miesiecy, jak zalecane...
Musze przyznac, ze czas spedzony w kuchni jest dla mnie wielka przyjemnoscia. Odkrywanie nowych smakow, doskonalenie sie, a przy tym zabawa... Nie czuje zmeczenia, czuje jedynie radosc ze wszystko wychodzi tak, jak powinno. Albo dreszczyk emocji, jesli robie cos po raz pierwszy.
Chyba minelam sie z powolaniem - powinnam byla zostac taka polska Martha Stuart, a ja wybralam ksiegowosc
A moj S kompletnie nie rozumie tego mojego hobby. Co chwila mowi, ze to tyle pracy, ze mozemy przeciez pojsc do restauracji zamiast mojego czatowania w weekend przy garach... Mowi tak do momentu, w ktorym jedzonko jest gotowe - wtedy przestaje narzekac, ze zonka zajeta, a zaczyna palaszowac, az mu sie uszy trzesa...
Ciezki tydzien mi sie trafil. Wczoraj bol brzucha po prawej stronie, dzis dopadly mnie ciezkie mdlosci... Troche wczoraj sie posprzeczalismy z S, nic strasznego, ale znow mnie zdenerwowala jego siostra. Przy okazji mam pare problemow w pracy, ja nie wiem jak mam sie z tym wszystkim ogarnac. Najchetniej zakopalabym sie w poscieli i przespala caly dzien....
Nadal brak ruchow dziecka. Co wiecej, nawet wydaje mi sie, ze jak jakis tydzien temu raz czy dwa poczulam cos bulgoczacego, tak teraz nic mi sie w brzuchu nie przelewa, nie bulgocze. Cisza. Troche mnie to stresuje, bo wlasciwie wg. USG jest juz 18 tc. Wizyte u lekarza mam dopiero 4 sierpnia, chyba osiwieje zanim ona nastapi...
Jedyny pozytyw jest taki, ze w piatek lecimy na urlop do Polski i Szwecji Odpoczne chwile od wszystkiego, zmienie nastawienie...
Wiesz co?! Bezczelna! Dokładnie zrobiłabym tak jak mówisz, wysłała jej te 300 euro i niech spada. Będziesz się z nimi męczyć przez 2 tygodnie?! Pewnie niejedną akcję tam odwali!!!
co za historia... twoje wkurzenie to nie kwestia ciążowych hormonów bo nawet mnie szlak trafia jak pomyślę, że coś takiego miałoby mnie spotkać! gdybym była na twoim miejscu to nigdzie bym do żadnego domku na wsi się nie wybrała po takim cyrku, niech sama sobie jedzie pociągiem, autobusem a później 5km piechotą, a poza tym to już na miejscu miałabym wkurw na tą kobietę ;) ale fakt jutro masz USG i tym powinnaś się cieszyć a myśli o wyjeździe odłożyć na później :)
Też by mi chyba ochota przeszła na taki wyjazd, ale faktycznie jesteś trochę między młotem a kowadłem. Bo z jednej strony rozumiem, że chcesz dbać o relacje, a z drugiej strony - jak się siostra S. przyzwyczai, że nie musi się z Wami liczyć to już tak zostanie. A ta przesiadka z pociągu na autobus w jakiej odległości od domku? Może by po Was rodzice czy siostra S wyjechali na pociąg? Bo te 5km przez las to nie wyobrażam sobie, żeby NIE wyjechali... A może wynajem własnego samochodu wchodziłby w grę? Jeśli w Szwecji transport publiczny drogi to może auto na 4 dni wyszłoby porównywalnie? A byłoby dla Ciebie wygodniej.
Co za franca! To jest najciekawsze, że dopiero co była w ciąży i nie pamięta jak to jest!
Albo faktycznie nie kombinować z dojazdem tylko wycofać się z wyjazdu i tyle. Możecie powiedzieć, że taka podróż (niestety) będzie dla Ciebie zbyt męcząca i tyle.
Z nerami lepiej. Poję się wodą JANA, woda źródlaną, sokiem żurawinowym... przez to mało jem, bo jestem ciągle pełna. No, ale co mam zrobić... Nie dziwię się, że nie masz ochoty na ten wyjazd. Brzydko mówiąc, panienka WAS olała i ma gdzieś jak się dostaniecie, ważne żeby jej było wygodnie. Tak się nie robi i tyle. Jak się teraz na to zgodzisz to sytuacje będą się powtarzać...
Terrasko, a skoro ona uważa, że dojazd jest ok to niech sobie sama tak jedzie i później 5 km zapieprza z bagażami. Co Ty gorsza jesteś?! No, ale mnie wkurzyła chociaż nie znam!!!!
Ciesze sie, ze wszystkie macie podobna opinie do mojej, bo juz zaczelam rano swirowac, ze moze ja przesadzam, w koncu ona jedzie z malym dzieckiem, ze pewnie bierze jakies wozeczki, stojaczki, wanienki (coby przewijalnie wypelnic :P)... Ale chyba jednak nie przesadzam. Nawet wczoraj w przyplywie tych emocji powiedzialam do S, ze jej chyba osobny rachunek za weselna restauracje wystawimy ;) ;) Oczywiscie zarty zartami, ale niesmak pozostaje. Zaskoczenie i duzy niesmak, ze to moja przyszla rodzina.
Dołączam do oburzenia ogółu. I wcale mnie Twoje zniesmaczenie nie dziwi. Eh ...
Ojej, ale się zbulwersowalam! Ja rozumiem, że wybrać się z dzieckiem na taką podróż to ciężko, ale nie takie były ustalenia! Jak jej się pozmieniało to sama powinna sobie dojazd zorganizować a nie ładować się w Wasze miejsce! Po tym wszystkim raczej też bym wolała osobny urlop, bo nie wiadomo ile jeszcze różnych rzeczy wyniknie. S Powinien to zrozumieć. A co do mnie to lekarka powiedziała, że obraz daje wrażenie na chłopca, ale dobrze nie widziała bo maluch niesamowicie się kręcił, nie skupiała uwagi na tym, bo ważniejsze były sprawy, no i nie sposób było się z tym nie zgodzić :-) ja mam uczucie dziwne, że to raczej dziewczyna będzie ...
Ja bym podziękowała. Napisałabym, że w ciaży nie chcesz jechac tyloma srodkami transportu i tyle. Jak ja nienawidze durnych, egoistycznych ludzi ehhh z tej szwagierki co za kobieta;/
Rozumiem, że chcesz dobrze żyć z rodziną S, Twoją przyszłą rodziną. Rozumiem, że S jest trochę między młotem a kowadłem, ale sądzę też, że to jest mądry facet i wybierze to co dla Ciebie czyli dla Was wygodniejsze. Po pierwsze te środki transportu... Przecież to nie jest dobry pomysł w ciąży. No i jeszcze te km przez las z tobołkami? Żart jakiś. Po drugie pomyśl jak podczas tego pobytu szwagierka mogłaby Cię jeszcze zdenerwować, skoro już na wstępie jesteś wściekła. To podobno ma być wyjazd w celach odpoczynku a nie stresu. No nie wierzę żeby nagle przeszła przemianę. Nie powinnaś się stresować. Nie powinnaś ryzykować. S. powinien to zrozumieć, że to nie Twoje fanaberie. A prawda jest taka, że z rodziną dobrze wychodzi się na zdjęciu i nie miej wyrzutów do siebie, że relacje z nimi nie takie, bo to nie Twoja wina. Odpuśćcie sobie ten wyjazd i spędźcie razem ten czas. Milej i taniej. W ostateczności zawsze możesz powiedzieć, że się gorzej poczułaś i tyle. Pozdrawiam
Ja bym na twoim miejscu nie pojechała. Umowa była inna na początku. To tak jakbyście kupili wycieczkę z dojazem autokarem przez biuro podróży, a potem biuro podróży by oznajmiło, że macie sobie sami zorganizować dojazd. Żenada. Kobieto, jesteś w ciąży. Zadbaj o siebie i bezpieczeństwo malucha. Ja już sobie wyobrażam jak się utrudzisz drogą, a ostatnie 5 km piechotą z tobołami to już w ogóle... Wyobraź sobie moment przywitania, przecież nóż w kieszeni się otwiera. Jak jeszcze nie zapłaciliście swojej części, to bym sprawę postawiła jasno: jedziemy wszyscy razem autem, albo wy nie jedziecie i nie płacicie. Umowa to umowa.
faktycznie zrobiłabym tak jak mówisz - przekazała pieniądze i podziękowała za wspólny wyjazd. Ja z bratową mojego K. niespecjalnie za sobą przepadamy, ale nasi męzowie to bracia i szanuję to, a z bratową nie wchodzę w bliższe kontakty. Tylko tyle, że się tolerujemy. Chociaż odkąd jestem w ciąży musze przyznać, że jakaś milsza się dla mnie zrobiła i nie gada za moimi plecami głupot na mój temat. Osobiście uważam, że na siłę to nie ma co się zmuszać do uprzejmości, bo zazwyczaj daje to odwrotny skutek. Lepsze chłodne kontakty ale stabilne niż bliskie, ale pełne mieszanych uczuć.Razem z Tobą ciesze się na Wasze USG :)