Odrobine lepszy mam dzis humor. Siostra S pomogla nam jednak troche z przeprowadzka, no i przy okazji przyniosla mala reklamowke ciuszkow na 56-62 'do pozyczenia'. Mala reklamowke jedynie, bo ponoc sama pozyczonych uzywala i musiala zwrocic no, ale pare rzeczy tam jednak jest, i trzy ciuszki nawet fajne. Do tego troche mi sie jej zrobilo zal - przy przeprowadzce wygadala sie mojemu S, ze w lipcu-sierpniu byla w ciazy, ale poronila. Moze stad te jej kasliwe uwagi, komentarze wtedy i pomysl z podroza do domku w lesie... W kazdym razie wszystko juz jest dobrze, bo tydzien temu zrobila test i znow jest w ciazy tym razem maja nadzieje na dziewczynke, bylaby to pierwsza dziewczynka w rodzinie... Troche mi sie smutno zrobilo, ze nasz Synus tak krotko bedzie najmlodszym wnuczkiem w rodzinie (pol roku)... Ale coz, taka jest kolej rzeczy. Moze i nam jeszcze jedno dzieciatko bedzie kiedys dane
Bylismy dzis z tesciami w galerii handlowej w poszukiwaniu kombinezonu na 62... Te, ktore podobaly nam sie najbardziej byly oczywiscie tylko w rozmiarze 68... I to takim sporym 68. W koncu zdecydowalismy sie na granatowy spieorek-kombinezonik w H&M, za ktory ostatecznie zaplacil tesc. Gdybym wiedziala, ze szarpnie sie na taki gest, poszlibysmy nie do sieciowki a do sklepu dla dzieci z drozszymi ubrankami hehe, ale i tak mile to bylo - pierwszy prezent dla wnuczka
Poza tym nie dopytujemy sie o dom, robimy sobie kilkudniowy urlop od zmartwien
Tesc po raz drugi wyladowal w szpitalu ze stanem przedzawalowym. Kurcze, to wszystko jest tak bardzo skomplikowane. Facet ma 62 lata, chodzi na silownie, jezdzi na rowerze, uprawia sport. Je zdrowo, nie pali, nie naduzywa alkoholu. Skad ten wczesniejszy zawal i teraz znow problemy? Jedyne wyjasnienie jest takie, ze to problemy genetyczne - dziadek S zmarl na zawal, ale on nie przyjmowal nawet lekow na zdiagnozowane nadcisnienie... Wlasciwie stad ten zdrowy styl zycia jego ojca - zawsze sie bal, ze czeka go to samo... I co? I mimo stylu zycia lepszego od mojego S - przeszedl juz zawal i teraz stan przedzawalowy pare dni pozniej... Na dodatek widzimy z S, ze psychika mu siadla, facet sie po prostu boi o swoje zycie, co jeszcze pogarsza ten jego stan. I oczywiscie stan mojego S, widze jak sie martwi, choc nic nie mowi by mnie nie stresowac... Kuzwa. Jakbysmy mieli za malo problemow na juz do rozwiazania...
Niecierpie pazdziernika. Dokladnie 5 lat temu w pazdzierniku zmarl moj kochany dziadek, nieoczekiwanie. Teraz te problemy z domem i z ojcem S. Bo o prozaicznych rzeczach typu cukrzyca ciazowa i krotka szyjka juz nawet nie wspominam... Buuuu...
Wrocilismy do Luksa. W miedzyczasie zadzwonil notariusz, ze bank wyszedl z propozycja spotkania w sprawie podpisania kredytu w przyszlym tygodniu. Mysle sobie - wtf? Najpierw im ten teren przeszkadza, odwoluja spotkanie - a teraz takie akcje? Powiedzialam do S, ze ma notariuszowi odpowiedziec, ze my sie jeszcze zastanowimy. W miedzyczasie dzwonilismy z S do agenta nieruchomosci. Ponoc ta staruszka nie podpisze cesji terenu z uwagi na Alzheimera. Ma dwojke dzieci - syn juz podpisal przyrzeczenie cesji, corka chce dostac wszystkie papiery do wgladu i zastanowic sie... Troche to jeszcze potrwa - czekamy dalej. Pozytywem jest to, ze dzis agent sam z siebie nam powiedzial, ze wlasciciele domu zaproponowali, ze mozemy sie wczesniej wprowadzic do domu... Spotkamy sie z nimi w poniedzialek, to dowiemy sie na jakich warunkach mialoby to sie odbywac Czyli nie wyladujemy w grudniu na bruku, nie jest zle
Podejrzewam, ze przez wyprowadzke w Szwecji i taszczenie wszystkich mebli w deszczu moj S sie rozchorowal... Dostal wczoraj i dzis katar, goraczke 38 stopni i meczy go kichanie... A najgorsze jest to, ze musial isc do pracy, bo - jak to stwierdzil - nie chcial, zeby szefowa myslala, ze przedluzyl sobie wakacje o dwa dni chorobowego... Na dodatek musial isc do sadu z uwagi na jakas konferencje. Ech, biedny ten moj maz - szczegolnie, ze znow zmobilizowalam go do dzwonienia do gminy, agenta nieruchomosci, notariusza... Mam nadzieje, ze jakos da rade pracowac na gripexie, a w weekend bedzie troche lepiej
Front ciazowy - poki co wszystko w porzadku. Jutro rozpoczne 32 tydzien, to juz 8 miesiac ciazy niesamowite! Rowniez jutro odbieram troche uzywanych ciuszkow dla Synka, potem robie zakupy, potem jade do pielegniarki z diabetologii, a na koniec idziemy z S na szkole rodzenia - pierwsze zajecia! To bedzie zwariowany dzien! Mielismy jeszcze jechac do salonu z ta nasza Corsa - ale chyba przesuniemy to na sobote, bo S kiedys musi tez pracowac. Szkoda, ze sie nie znam na tym co robi - moglabym mu pomoc, w koncu jestem na macierzynskim
Na koniec pozdrawiam wszystkie ciezarne i rozpakowane - to byl goracy tydzien ciesze sie, ze przybylo Polsce kilku nowych, uroczych malych obywateli... I czekam na kolejne wiesci Zelma, dzabuch, potem Feska, Rudzia... I pare innych kobietek.... Informujcie nas na biezaco!
Dzisiejszy dzien spedzilam w biegu. Rano wstalam wczesnie, bo umowilam sie po odbior uzywanych ciuszkow z jedna sprzedajaca w galerii handlowej. Pierwsza mysl - wyciagac nasza Corse... Eee... Nie. Nie dosc, ze z garazu ciezko wyjechac, to jeszcze znow sie gdzies po drodze zatrzyma... Jade komunikacja miejska, mam jeszcze sporo czasu. Chyba jednak bylam bardzo zaspana, bo z autobusu wysiadlam przystanek wczesniej przez pomylke... A poniewaz bylam umowiona na konkretna godzine, ledwo dobieglam do punktu na czas. Na miejscu kobieta siedziala przy stoliku z kawa, wiec tez sobie kawe zamowilam, zaczelysmy rozmawiac... I tak mi zeszlo poltorej godziny chyba jestem dobrym sluchaczem, bo kobieta zdazyla mi opowiedziec o wszystkich ciazowych przygodach W koncu udalo mi sie urwac, a ze bylam juz w galerii handlowej - poszlam na zakupy. Niby chwila moment, ale czlowiekowi jednak troche czasu zawsze w sklepie zejdzie. A nawet jesli czlowiekowi nie, to na pewno niezdecydowanej ciezarnej w koncu patrze na zegarek, a tu juz po 11.00. Szok. Szczegolnie, ze musze zawiezc zakupy do domu, zjesc cos, a potem teletransportowac sie na drugi koniec miasta na wizyte u pielegniarki z diabetologii na godzine 12.00. Oczywiscie bylam spozniona. Jak zawsze czekam na lekarza, tak tym razem pielegniarka czekala na mnie. Wkurzona na starcie. Po drodze zdazyla mnie objechac za nieprzyniesienie glukometru (skad mialam wiedziec, ze wyniki nie wystarcza? )
W miedzyczasie pojawil sie S i poszlismy na pierwsze zajecia szkoly rodzenia. Na jakies 10 kobiet tylko 3 przyprowadzily partnerow wyglada na to, ze jestem wsrod nich najmlodsza (ha ha ha - no jak to jest mozliwe...), mimo iz najstarsza stazem ciazowym najstarsza pierwiastka miala 42 lata i adoptowane dziecko w wieku 3 lat Przy okazji na kursie spotkalam zone mojego znajomego. Kiedys chodzilam na jezyk niemiecki z takim Irlandczykiem, pare razy umowilismy sie tez razem biegac po pracy. Pewnego razu zaprosil mnie razem z chlopakiem do nich na kolacje. I w ten sposob ja poznalam. Byla to ostatnia kolacja z nimi, gdyz czulam ze kobieta zyczy mi zebym sie udlawila oscia... A jak jej facet zaoferowal, ze nas odwiezie do domu samochodem - to juz w ogole nie kryla oburzenia. Nawet moj facet to wtedy zauwazyl. Rozumiem byc odrobine zazdrosnym, ale to bylo dla mnie mega przegiecie w jej wykonaniu... A ze nie chcialam sie mieszac w cos takiego, odpuscilam nawet spotkania z tym znajomym. No i teraz ta kobieta podchodzi do mnie na kursie i wita sie jak dobra znajoma ze mna i z S. My patrzymy po sobie, glupio nam sie zrobilo... "Ach ale super, ze razem czekamy na dziecko... Dobrze widziec znajome twarze. Musimy sie spotkac bardzo niedlugo, ostatnim razem bylo tak milo..."
Tak mna to wstrzasnelo, ze nie za bardzo skupilam sie na kursie. Zreszta chyba niewiele mnie ominelo - przedstawialismy sie i rozmawialismy troche o zdrowym zywieniu i o tym czego sie spodziewac na kolejnych zajeciach. I na ktore zajecia praktyczne NIE zabierac meza
Jak tylko sie dowiem czegos ciekawszego, przekaze dalej.
A wieczorkiem moj Maluch mi urzadzil dzien rozroby - chyba po raz pierwszy widzialam tak drastyczne "przemeblowanie" w rejonach mojego brzucha ach, cudownie, dziecie sie rusza...
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 października 2015, 22:39
Aaa i teraz najlepsze - oswiadczyla S, ze jak przyleca do nas na tydzien w kwietniu to zarezerwuja duze walizki w samolocie, zeby zabrac kombinezonik i reszte ciuszkow po naszym Synku!!! I ten komentarz, ze szkoda, ze gondolka sie nie zmiesci bo taka ladna mamy, to akurat by sie przydala! Jak to uslyszalam - serio - myslalam ze sie przewroce... ktos chce sie wymienic na tesciow?
Na dodatek uwazaja, ze zrobili nam laske wielka, bo odebrali od S klucze do pustego mieszkania (kawalerki), ktore bylo poodkurzane i uprzatniete przez nas - mieli przekazac kolejnym lokatorom... Ale nie, oni... Zamowili firme sprzatajaca, zeby "zrobila tam porzadek" i przeslali zdjecie rachunku - 850 euro. Mieszkanie bylo czyste, sami zamiatalismy, odkurzalismy, rozmrozilismy lodowke, S nawet pomyl okna! A nawet gdyby nie bylo - to w koncu moja tesciowa nie pracuje od lat. Moglaby ruszyc swoj tylek i sama sie zajac sprzataniem. Jak to opowiedzialam mojej mamie - to najpierw zaczela sie histerycznie smiac, a potem tylko skomentowala, ze no tak, mama S nie przywykla do pracy fizycznej... I ze szkoda, ze nie dali nam tych pieniedzy na dom zamiast trwonic na pierdoly... Choc moze ten rachunek nam przyslali, bo mieli nadzieje ze im oddamy te pieniadze? Sama juz nie wiem, S twierdzi ze nie...
Dzis dostalismy skanem umowe cesji gruntu, na ktorym lezy chodnik miedzy 92 letnia staruszka - oficjalna wlascicielka, a gmina jednak wyobrazcie sobie, ze sie podpisala sama jeszcze ma ta umowe zaakceptowac jutro rada gminy, potem czekanie kilka miesiecy na pomiar terenu przez geodete, a na koniec - akt notarialny... Niby wszystko zmierza w dobrym kierunku i stad nasz bank zgadza sie jednak na kredyt - ale... Ja sie troche obawiam co bedzie, jak sie staruszce umrze przed dopelnieniem tych wszystkich formalnosci?
Poza tym chodze dzis caly dzien w pizamie, o rany, jak mi sie nic nie chce moj S pracuje, dzis poszedl do sadu na konferencje, potem zapowiedzial sie z wizyta w sklepie... A ja leze i kompletnie nic mi sie nie chce. Stan na dzis: + 8 kg, moze nawet odrobine mniej. Od rozpoczecia przygody z cukrzyca ciazowa trzymam sie caly czas tej samej wagi... Mam tylko nadzieje, ze wszystko z Maluszkiem ok - bo cos ostatnio mniej go czuje. Jestem dobrej mysli, bo juz nie raz tak bylo - a jednak wszystko bylo w absolutnym porzadku
Tak bym chciala, zeby wszystko sie powoli zaczelo ukladac w jedna calosc - dom, samochod, rodzinka... Juz nie moge sie tego doczekac
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 października 2015, 15:46
Kochane cioteczki, prawie wszystkie się już rozpakowałyście... Te ostatnie tygodnie były na BBF niesamowite Trochę Wam zazdroszczę już tego "odbębnienia" porodu, też chciałabym mieć to już za sobą - ale oczywiście rozumiem, że nie ma tak łatwo i człowiek musi się sam przemęczyć A dzieciaczki macie cudne - te zdjęcia... Mogłabym oglądać od rana do wieczora
Na froncie ciążowym - zaczynam nowy tydzień od poczucia, że coś mi się przytyło. Na wadze nie widać za wiele, nadal oscyluję w okolicach ósmego kilograma na plus... Mimo to odbicie w lustrze zdecydowanie pokazuje mi, że spuchłam Dodatkowo zaliczyłam ostatnio nowy objaw ciążowy - w nocy bolą mnie uda i cierpną mi nogi (do tego stopnia, że się wybudzam - i to niezależnie na którym śpię boku). Chyba Synuś naciska mi gdzieś na nerwy w okolicach kręgosłupa. Najchętniej spałabym na plecach - ale to ponoć niebezpieczne dla dziecka... Tak źle i tak niedobrze - takie to częste w ciąży, nieprawdaż? Pocieszam się, że to już ósmy miesiąc - za 7 tygodni wszystko pójdzie w niepamięć
Luzujemy też z obostrzeniami żywnościowymi na te ostatnie tygodnie - wczoraj gotując dodałam kieliszek brandy do gulaszu, zakładając że alkohol się wygotuje Zdarzyło mi się też ostatnimi dniami skosztować serów pleśniowych w barze tapas ze znajomymi i spożyć mięsko hamburgera wysmażone medium-rare... W końcu i tak tyle mnie omija przez dietę cukrzycową, że postanowiłam od czasu do czasu zaryzykować... Szczęśliwa i najedzona mama to szczęśliwe dziecko, prawda?
Dziś zaliczyłam też wizytę na diabetologii. Trochę mi się wyniki pogorszyły poprzez przeziębienie z ostatniego tygodnia, ale od kilku dni już lepiej jest Póki co nie dostanę insuliny, uff...
Dobre wieści zagryzłam bufetem indyjskim w knajpie naprzeciwko szpitala i deserem - lichee A po powrocie do domu przez pozostałe pół dnia podglądałam sobie rzeczy z Ikei i rozmyślałam co kupimy Synkowi Zaczęłam też tworzyć szafę w systemie PAX, ale niestety to zadanie mnie przerosło... Po tym, jak mi się program zaciął trzeci raz z rzędu - dałam sobie spokój. Zaczynam myśleć, że chyba pora na zlecenie tego zadania S. Póki co narysowałam na kartce gdzie chcę półki, gdzie szufladki, gdzie drążki... No, niech się teraz moje kochanie wykaże twórczą inwencją w pozostałych kwestiach A przede wszystkim cierpliwością do systemu Ikei...
Wybaczcie, ze nie komentuję. Może nadrobię z czasem, bo póki co nie jestem w stanie.
Powód tych opóźnień - to moja szyjka. Skrócona, miękka, z czego na dodatek w połowie otwarta (od wewnątrz)... Nie da sie już nawet założyć pessara. Wg. mojej lekarki - bardzo wysokie ryzyko porodu przedwczesnego w najbliższych dniach. Dostałam końską dawkę progesteronu, zalecenie nie wstawania z łóżka i ogólnie szeroko pojętego odpoczynku... A ponieważ zwróciłam smartfona z pracy, musiałabym wstać do komputera by przeczytać co tam piszecie. Mam nadzieje, ze zrozumiecie...
Bardzo proszę o modlitwę za szybki rozwój naszego Synka. On jest teraz dla nas najwazniejszy!
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 listopada 2015, 22:40
Wracam do żywych
Dziękuję za wszystkie komentarze i prywatne wiadomości. Przyznaję, tęskniłam za Wami bardzo
A teraz pora wyjaśnić, wytłumaczyć...
Powód mojej nieobecności był prozaiczny - oddałam smartfona z pracy i nie zakupiłam własnego... A komputer był poza moimi możliwościami (leżałam w łożku i faszerowalam sie progesteronem... Aż do dziś ). Wczoraj dostałam zielone światło od lekarki na odstawienie tabletek, wstanie z łóżka i normalne życie. Moja szyjka już praktycznie nie istnieje, rozwarcie na 2 cm... Skurczy brak. Synek zdrowy, waży w chwili obecnej około 3 kg
To już końcówka, trzymajcie kciuki!
Mam nadzieję, że Was kiedyś nadrobię, ale tyle się nazbierało, ze sama nie wiem kiedy... uwierzcie mi, ze często o Was myślałam i miałam nadzieję, że u Was wszystko w jak najlepszym porządku (zarówno u tych dzieciatych, "napuchniętych", jak i tych starających).
P.S. Zna ktoś jakieś cudo na rozstępy? Mój brzuch niestety pozostawia sporo do życzenia... Mimo, ze przytyłam póki co 11 kg, więc niby nie jakoś dramatycznie...
Wg. USG 39t1d
Ze spraw ciążowych - byłam dziś na KTG. Troszkę zmartwiło mnie bicie serduszka Synka, bo mieściło sie w przedziale 110-130... Czyli trochę mało. Oczywiście położna olała sprawę twierdząc, że jeśli bije to oni uznają, że jest ok... Co za kraj...
Dodatkowo nie mam już umówionej wizyty w ciąży - mam przychodzić tylko na KTG, już mnie lekarka nie zobaczy, nie bedą mi tez robić więcej USG. A jeśli dziecko się nie urodzi do 31 grudnia, to mam przyjść wtedy do szpitala i czekać na jakiegoś lekarza, żeby mnie łaskawie przyjął, bo moja lekarka będzie na urlopie... No cóż... A do tego skurczy teraz BRAK. Jak były w 32-34 tygodniu ciąży, tak teraz magicznie zniknęły... Ech. Mój S mówi, ze Synek czeka aż uregulujemy wszystkie swoje problemy...
No właśnie, problemy.
Pozostałe sprawy prezentują się rożnie, choć nie mogę narzekać na czas wolny... Kupiliśmy dom. Wprowadziliśmy się. Tyle dobrego. Oczywiście w momencie przeprowadzki odkryliśmy masę usterek i problemów... Tak to chyba jest zawsze w starym domu. Zawory nie trzymają, rury puszczają... Wczoraj przyjechał hydraulik podłączyć nam nowo kupioną zmywarkę. Zakręcił zawór z wodą... A jak go odkręcił - okazało się, że z rury doprowadzającej trysnęła woda... Skombinowaliśmy wiaderko, a dziś rano byliśmy w gminie zgłosić usterkę... Do tego jeden kranik cieknie, a w wannie można tylko brać prysznic, bo kamień uniemożliwia zmianę na dopływ do wanny... Można jeszcze wymienić baterię w łazience. Wczoraj zapłaciłam hydraulikowi 100 euro, ciekawe ile zapłacimy kolejnym razem... Do tego wiercenie w ścianie. Po pierwsze - nie mam pojęcia jak idą kable elektryczne. Część puszek jest na dole, część na górze. Jak mój S wiercił otwory na ramki, modliłam się by nie wstrzelił się w jakiś kabelek... Ech. No i dom jest chyba zbudowany z uzbrojonego betonu - wiertarka udarowa ledwo daje radę z centymetrowymi otworami na ramkę - popalilismy już dwa wiertła....
W przyszłym roku zrywamy tapety, malujemy, zabezpieczamy ścianę po kinkietach, które uwielbiala staruszka... I jak sie uda, wymieniamy wszystkie płytki bo są absolutnie koszmarne. Oboje z S mamy dość, jakbym wiedziała, ze tak bedą wyglądać nasze pierwsze tygodnie w domu - kupiłabym mieszkanie
Może to faza docierania, latem będzie lepiej... A gdzie tam poród, jak u mnie codziennie remont? Szczególnie te nieplanowane skutecznie organizują nam czas...
Z pozytywów - upiekłam masę ciasteczek - pierniczków, kruchych, drożdżowych... I z moim S zanieśliśmy je kilku najbliższym sąsiadom przy okazji się przedstawiając wszyscy byli chyba miło zaskoczeni chciałabym, by nasze stosunki z sąsiadami były pozytywne
Wg. USG 39t5d
Jak w okolicach 30 tc miałam solidne i częste skurcze i napięcia brzucha, tak teraz... Wszystko sie uspokoilo...
Skurczy brak, czop się nie pojawił (chyba, że w kawałkach przez kilka dni). Wkręcam sobie, że mi się wody sączą - czasem mam takie wrażenie... Nie chcę jednak robić paniki, tymbardziej, że muszę jechać ponad 40 km do szpitala - a w poniedziałek mam zaplanowaną wizytę u lekarza... Ciekawe, czy to ten progesteron tak mój brzuch "uspokoił"...
Od września problemy z szyjką, leżenie, spora dawka progesteronu do 38 tygodnia oraz rozwarta szyjka... Jednak to za mało, by przewidzieć, że poród będzie wcześniej czekamy! Dziadkowie też chyba już nie mogą się doczekać, bo co chwila odbieramy z S jakiś telefon... Niby to przy okazji, bo oficjalny powód rozmowy jest oczywiście inny - ale wypytują o wnuka
Przeczytałam kilkanaście artykułów o objawach porodu i sączących się wodach... A teraz wracam do spania. Dobranoc!
39t6d wg USG - jutro przewidywana data porodu
Mam wrażenie, że mój Synuś tę przewidywaną datę oleje tzn. olałby, gdyby był już na zewnątrz i w stanie użyć tej szczególnej części ciała
Jutro wybieram się do lekarki, mam nadzieję, że dowiem się co z nami dalej będzie z tego, co pamietam, czekają z wywołaniem porodu do 10 dnia po terminie USG... U nas wypada 31 grudnia. Czyli nadal nie wiem, z którego Synuś będzie roku
... Chyba, ze się coś w najbliższym czasie zmieni i poczuję JAKIEŚ skurcze.... Jeszcze parę ciekawych dat po drodze się znajdzie - Wigilia, Święta...
Ech, no cóż - a miesiąc temu kupiliśmy taki cudny komplecik w czerwonym kolorze z reniferkiem i napisem "moja pierwsza Gwiazdka" jak tak dalej pójdzie - raczej się nie przyda
Kto by pomyślał, ze to nasze Kozlątko szykuje nam taką świąteczną niespodziankę
P.S. Może to i lepiej, bo mój S się wczoraj rozchorował. Jedyny objaw: dreszcze i gorączka 38 stopni. Dziś trochę poleżał w domu, mam nadzieję, że będzie tylko lepiej!
Trzymajcie kochane kciuki za nasze Maleństwo i za mnie - jestem odrobinę przerażona jak to wszystko się potoczy
Wesołych Świąt, kobietki!!
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 grudnia 2015, 16:41
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 grudnia 2015, 14:24
Do tego szew po nacięciu kroku boli mnie w kierunku odbytu tak, ze nie tylko nie mogę siedzieć, ale niemal w ogóle się poruszać.
Buuuu...
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 grudnia 2015, 15:26
Eryś jest już z nami!
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 grudnia 2015, 14:23
Z tymi małymi kombinezonami to wszędzie widzę jest problem. Myślę, że to nie ma znaczenia, że w rodzinie pojawi się nowa kruszynka. Wszędzie wnuczek czy wnuczka to wielka radość!
hehe..taka kolej rzeczy ja bym sie za bardzo nie martwila, w koncu mieszkacie daleko wiec tesciowie nie beda wam za bardzo pomagac. Co do sytuacji u nas to corka zawsze ma priorytet u tesciow w domu, nawet kilka razy sie zdarzylo ze tesciowa odwolala pilowanie Adasia na dzien przed bo musiala corce pomoc..ja mam to gdzies, powiedzialam jej tylko ze musi mnie uprzedzac bo moja nania musi wiedziec z wyprzedzeniem, A co do poronienia to na pewno jest to trudny temat, wiem bo sama przechodzilam a depresja wlacznie.
To się wnuczęta dziadkom ze strony męża posypią ;) Może w necie poszperaj za tymi kombinezonkami w rozm 62. Nie ma nic ? Wracajcie cali i zdrowi :)
Co do kombinezonu, to ja juz widze ze wszytsie nasze będa za duze, ale w sumie w gondolce, będzie młody przykryty więc wazne żeby były ciepłe:) Terresko przepis specjalnie dla Ciebie :) http://foodwishes.blogspot.com/2014/10/chicken-tikka-masala-god-save-curry.html.
fajnie, że Wasz mały będzie miał kuzynostwo, zawsze to podczas spotkań rodzinnych będzie mu raźniej :) i nabierze wprawy w kontaktach z innymi dziećmi zanim pojawi się jego własne prywatne rodzeństwo :D co do mojego K. - oj niezły z niego bajkopisarz, to prawda :D