Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe Pierwszy Pisklak u nas... pora na drugiego ;)
Dodaj do ulubionych
‹‹ 2 3 4 5 6

3 września 2015, 18:43

24 tc (23t6d)
5t do zakonczenia pracy
5d do konca L4

Na BBF zawsze mozna liczyc na wsparcie :) Dzieki dziewczyny! :)
Leze w domu, ruszam sie tylko do toalety i juz w lozku wytrzymac nie moge - ale postanowilam wykorzystac ten czas w calosci na odpoczynek, bo ktoz to wie czy dostane jeszcze L4 i czy bede miec taka szanse... Mielismy leciec na urlop do Szwecji w 30-32 tygodniu (przy okazji zdac mieszkanie), ale w takiej sytuacji chyba zrezygnuje z tego wylotu. A skoro ja chce rezygnowac, to i moj S nie chce leciec sam. Juz mi zapowiedzial, ze beze mnie sie nie rusza - bo a nuz bedzie potrzebny gdyby sie cos dzialo ;) No i bilety w plecy, ech... No ale zdrowie najwazniejsze!

Leze sobie zatem w lozku, rozmyslajac o tym, ze moj kochany mezus jest czyms najpiekniejszym, co moglo mi sie w zyciu przytrafic, taka prywatna "wygrana na loterii"... Moze zmienie zdanie po urodzeniu malego, ale... bedzie ciezko, bo konkurencja S jest mocna ;) Codziennie robi sniadanko, przynosi mi do lozka. W porze lunchu wychodzi z pracy, kupuje lunch i przynosi znow do lozka :) Teraz jest u mnie w pracy, pojechal odebrac mojego laptopa, bo sobie oczywiscie nie radza beze mnie i musze troche w weekend popracowac (jesli chodzi o szefa, to bym to oczywiscie olala - ale nie lubie byc nie w porzadku i zostawiac innych z moja praca - no i nie chce tez dostac na koniec etykietki 'olewacza', skoro lata pracowalam na inna). A na weekend ten moj kochany S zapowiedzial sie ze sprzataniem i myciem okien - zebym ja przypadkiem sie nie zabrala za nie ;) Na dodatek... wiecie co mi powiedzial dzis w czasie lunchu? Ze rozmawial rano ze swoja szefowa o naszych problemach z ciaza i zeby mnie troche wyreczyc zapytal ja o opcje pracy z domu przez pewien czas. Ponoc szczesliwa nie byla, ale powiedziala, ze jesli sie zdecyduje, to ona nie bedzie robic problemow ;) I sam z siebie to wymyslil, sam na to wpadl - czyz nie jest kochany? Moj Slodziak...

Mam tez newsy odnosnie zakupu domu. Dostalismy kredyt w jednym z bankow, ale na nieco gorszych warunkach niz sie spodziewalismy :/ Zaaplikowalismy do dwoch bankow - czekamy jeszcze na druga opcje - mamy nadzieje, ze bedzie korzystniejsza :) Potem notariusz... A jeszcze pozniej trzeba bedzie kupic rzeczy dla dziecka, samochod... i pralke, odkurzacz, inne sprzety - nie mowiac juz o farbach do scian, pedzlach itp itd. Ja nie wiem jak to zrobimy, normalnie worek bez dna. Dobrze, ze moja mama zapowiedziala wrzesniowy drobny prezent pieniezny... Na prezent od tesciow nie licze, widzac jak sie "szarpneli" na naszym slubie ;) Potem... S sie zadeklarowal, ze zedrze tapety (pierwszy raz w zyciu) i pomaluje sciany (to juz praktykowal :P ) - sam! Ja mam sie nie przemeczac i odpoczywac! ;) Mimo wszystko chcialabym pomoc - moze moczyc te tapety, albo przyklejac folie... Ale jesli szyjka bedzie dalej krotka, to nie bede ryzykowac. Tak mi zal tego mojego S, bo bardzo go kocham - a tu wszystko zostawiam na jego glowie...

Mysle i mysle dalej i... olsnilo mnie jak moge sie choc troche "zrewanzowac" temu mojemu supermanowi :) Nie mamy imienia dla chlopca. Zadne mnie nie przekonuje na tyle, zebym chciala je nadac swojemu Synkowi. S bardzo sie podoba Erik, wspominal o nim juz kilkakrotnie. Tak mial zreszta na imie jego dziadek od strony ojca... Choc tym mu sprawie przyjemnosc dzis wieczor, ze zgodze sie chyba na malego Erisia :) I tak nie mam lepszego pomyslu, a jesli on bedzie zadowolony - to i ja tez :) Podoba Wam sie imie Eryk? Mi w polskiej formie nie za bardzo, ale z drugiej strony tez mnie za bardzo nie odpycha ;) Chyba bede je zdrabniac do formy Eri / Eriś / chocby Eryś - wtedy brzmi zupelnie inaczej, jakos tak cieplej i mlodziej ;)

5 września 2015, 04:45

25 tc (24t1d)
4t4d do zakonczenia pracy
3 dni do zakonczenia L4 :/

Dzis granica przezywalnosci plodu. Cieszy mnie to w kontekscie moich problemow szyjkowych, ale... z drugiej strony jestem swiadoma ile problemow przynosi urodzenie dziecka w takim czasie... Wystarczy wejsc na wczesniak.pl i poczytac sobie ich historie. Rzadko ktore dziecko wyszlo z tego bez szwanku, a znaczaca ilosc jest kalekami juz do konca zycia... Bardzo sie boje, ze ta moja szyjka nie wytrzyma, a tutaj lekarze bagatelizuja sprawe. Tymbardziej, ze wiem, ze tu reanimuja maluszki od zakonczonego 26 tygodnia, wczesniej zwykle nie - bo sa za wysokie koszty w porownaniu do "spodziewanych korzysci". No i jeszcze mam Synka, a dziewczynki maja ogolnie lepsza przezywalnosc... :(
Do tego moge jeszcze dopisac, ze w pracy mam dwa audyty i zamkniecie miesiaca we wrzesniu... Plakac mi sie chce na sama mysl, a cos czuje ze mi lekarka nie da drugiego L4 :(

Poza tym, standardowo juz, budze sie po 3ciej w nocy i nie moge zasnac... Moze to wlasnie ze stresu?

Przepraszam, ze dzis tak przygnebiajaco, ale nastroj mam jakis marny...

--- update 18h30

Juz mi jest odrobine lepiej. Odpoczywalam caly dzien, to i humor mi sie poprawil. Az mi wstyd, bo w miedzyczasie moj maz:
- kupil rzeczy na sniadanie i podal je do lozka
- pomyl z grubsza wszystkie 7 okien
- zrobil pranie i rozwiesil je
- poodkurzal
- przyniosl pizze na obiad (cale szczescie, ze nie zabral sie za gotowanie - pamietacie jak w tej dziedzinie jest utalentowany? :) )
- zniosl czesc klamotow i roznych rzeczy do garazu przed przylotem rodzicow
- zrobil kawe
- zrobil liste pytan w sprawie przyznanego kredytu w jednym z bankow...

No, ekhm, troche mi juz glupio tak lezec ;)

Aaa i wczoraj zapomnialam sie pochwalic. Jego szefowa zgodzila sie na prace z domu przez okres jednego roku! :) juz dostal nawet laptopa w piatek popoludniu... Nie wiem jak on to zrobil... Jestem pelna podziwu :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 5 września 2015, 18:31

7 września 2015, 15:45

25 tc (24t3d)
4t2d do zakonczenia pracy
1 dzien do konca L4...

Wiecie co, jaka jestem zla na siebie... Tak, na siebie, bo czlowiek chce byc w porzadku, chce pomoc innym - i koniec koncow wychodzi na tym jak Zablocki na mydle. Zeby to jeszcze byl pierwszy raz - a ja jednak sie nie naucze nigdy, ze czasem trzeba odpuscic dla wlasnego dobra...

Wyslalam S po moj laptop do pracy, zeby pomoc innym w zamknieciu. Zrobilam dzis lezac w lozku wszystko to, co normalnie robie w pracy... A teraz zbieram baty, bo odpowiadam na maile, a oni maja problemy... Glupia jestem, oj glupia...

Rozbolal mnie z tego wszystkiego brzuch, wiec wzielam ampulke magnezu. Jutro ide na wizyte lekarska i mam nadzieje, ze dostane kolejne L4... Oby sie udalo, bo jesli nie to przy tych wszystkich problemach spolki zejde chyba na zawal... Dzwonia do mnie bez przerwy i nie mam juz sily odpowiadac na maile...

Poza tym dostalismy druga oferte kredytu z banku... Jest lepsza, ale nie podoba nam sie, ze 95% kapitalu banku pochodzi od rodziny panujacej w Katarze... Wole "standardowy" bank z kapitalem zachodnim, jakos wzbudza we mnie wieksze zaufanie ;) Idziemy wiec do pierwszego banku z prosba o zmiane stopy procentowej w zwiazku z uzyskaniem lepszej oferty. Zobaczymy co nam odpowiedza... Ech... Na podpisanie umowy mamy jeszcze 12 dni, moze sie uda cos ugrac ;) A potem notariusz... Tak bym chciala, zeby juz bylo po wszystkim ;)

8 września 2015, 14:12

25 tc (24t4d)
4t1d do zakonczenia pracy
ostatni dzien L4

Wizyte u lekarki mam o 17.30, ale juz sie nastawiam, ze nic z tego nie bedzie... Choc zobaczymy, bo dzisiejszy dzien zaczal sie bardzo przyjemnie. Pierwszy bank przychylil sie do naszego wniosku kredytowego o zmniejszenie oprocentowania :) Czekamy jeszcze tylko na oficjalne pismo z banku i... podpisujemy sie pod wnioskiem kredytowym ;)

Jesli czytacie horoskopy i znacie angielski, polecam najlepszy horoskop astrologiczny w sieci - wystarczy wpisac w google: Susan Miller i swoj znak zodiaku. U mnie w tym miesiacu cos takiego :) :

"If you are in the real estate market, you will have a superb day to buy, sell, lease, or renovate property on September 8. If you need a mortgage, or want to refinance one, all will go well if you apply on this same day."
(...)
"Over the past several years, Capricorns have been nearly forced to focus on home, and many moved more than once. Now a total eclipse of the moon in Aries, due September 27, will again bring changes in your home and family life. You may be moving on this date, or seeing a renovation or repair project finish. You may hear that a family member who is close to you is about to move away, for lunar eclipses often bring on powerful endings or life events that affect us strongly, especially emotionally. Still, changes you see to your home or family now should work to your advantage. If this is not obvious now, this truth will become clear in time. Lifestyle changes that affect your home usually require large amounts of funding, but it appears you will have all the money you need to enact your dream situation."

W ciagu ostatnich 3 lat przeprowadzalam sie 4 razy, wiec cos w tym jest... Tak czytam, czytam... czyzby notariusza udalo nam sie zalatwic na tego 27 wrzesnia? ;)

8 września 2015, 21:22

Spiesze doniesc, ze otrzymalam L4 do kolejnego wtorku, znow troche z laski, bo szyjka ponoc urosla... Rozciagnela sie magicznie do 2,9 cm... Cieszy mnie to, bo wiadomo - jest to mniejsze ryzyko dla dziecka... Ale znow zaczela sie gadka o L4, ze ta moja szyjka to normalny stan i mam zyc normalnie... Nie wiem, to jakas paranoja - albo tutaj lekarze sa mega nieczuli, albo w Polsce przesadzaja... Bo aparatura chyba mierzy podobnie ;)

No nic, najwazniejsze ze sobie jeszcze troche odpoczne ;)

Kupilam dzis tez pierwsze bodziaki - poki co rozmiar 60 i 68 ;) w naszym supermarkecie byly na promocji, takie slodkie... ;) jaki jest rozmiar dla noworodka? 56?

Dziekuje za caly zestaw Waszych kciukow dzisiaj :)

16 września 2015, 16:43

26 tc (25t5d)
3t do zakonczenia pracy

Chwile mnie nie bylo na BBF. Musialam odpoczac na L4, odciac sie od internetu. Przy okazji zaliczylam w ciagu weekendu wizyte rodzicow S, a na odmiane przedwczoraj przyjechala moja mama i zostaje do poniedzialku ;) Wczoraj, jak jeszcze goscilismy wszystkich rodzicow, ogladalismy razem nasz nowy dom. Wyniknela troche niezreczna sytuacja, bo moja mama wyciagnela w pewnym momencie woreczek z pokazna sumka gotowki i wreczyla nam "na urzadzenie nowego domu"... a potem podeszla tesciowa i wreczyla nam taki byle jaki obrus z Ikei na nowy dom. Pewnie im sie zrobilo troche glupio. Jak to moja mama okreslila, zrobila to poniekad specjalnie mowiac, ze mogliby syna wspomoc choc raz czyms bardziej wymiernym w wyjatkowych okolicznosciach kupna domu, szczegolnie ze sami nigdy nic nie kupowali (maja mieszkanie spoldzielcze, mase kasy i jezdza sobie po swiecie co pare miesiecy). Ja na to nie licze - wiem jak wygladal ich prezent dla nas na weselu ;)

Wczoraj zdenerwowalam sie wyjatkowo, bo mi odwolali wizyte u lekarza - w zwiazku z czym nie mialam nawet szansy probowac wysepic L4 i musialam wrocic do pracy... :/ Na dodatek przelozyli mi te wizyte na kolejny tydzien, w ktorym mam juz zaplanowane badanie krwi, test do Trybunalu Rozrachunkowego UE, i teraz wizyte u lekarza... Co spowoduje szok i niemaly wkurw ze strony mojego pracodawcy... O ile pozwoli mi wyjsc na te kilka godzin...
Szczegolnie, ze nie czulam sie dzis najlepiej i zadzwonilam rano z pytaniem czy moge pracowac z domu do konca tego tygodnia. Niby normalnie nie ma takiej opcji, ale w koncu (po godzinnych pertraktacjach) sie nieoficjalnie zgodzili, wiec siedze w domu przed laptopem. No coz, jeszcze nie wiedza o moich przyszlotygodniowych planach wyjsc na badania i do lekarza... ;) Oj, chyba powrotu do tej firmy juz nie uswiadcze, pora sobie to powiedziec wprost.

Do urlopu i urlopu macierzynskiego jeszcze bite 3 tygodnie, nie moge sie juz doczekac! :) Niech ten czas minie jak najszybciej - inaczej tutaj zwariuje.

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 września 2015, 16:46

18 września 2015, 10:37

27 tc (26t0d)
2t5d do zakonczenia pracy :)

Narzekam czesto, ze tyle pracy, ale jedno musze przyznac - czas ucieka :) Do pozegnania sie z moja praca zostalo mi mniej niz 3 tygodnie - a im wiecej pracy i problemow z audytem, tym moze szybciej zleci ;) To juz i tak niedlugo :) Jedynie 13 dni roboczych, nie liczac dzisiaj.

Wczoraj wieczorem poszlismy sie przejsc - glownie dla mojej mamy, bo jest z nami do poniedzialku, a oprocz domu jeszcze nic nie zobaczyla (ja pracuje + leze w lozku)... Chyba jednak nie byla to taka dobra decyzja, bo juz w czasie przechadzki czulam parcie na pecherz i jakbym cos miala nisko w pochwie... Usiedlismy po spacerze w nowo otwartej restauracji libanskiej (swoja droga bardzo dobre jedzonko), poszlam tam do toalety... i w toalecie mialam wrazenie, ze zbiera mi sie tam kolo szyjki powietrze. Pare razy nawet sie odgazowalo, dziwne uczucie - odglos jak przy problemach jelitowych, ale to nie to... i jeszcze to parcie na pecherz... Oczywiscie sie przestraszylam, ze rozpoczal sie porod przedwczesny, z przerazeniem nie dokonczylismy kolacji i wrocilismy do domu. W domu padlam na lozko, S przyniosl mi magnez, szybko zasnelam... a w nocy bolaly mnie wiezadla z obu stron. Dzis rano chyba jest troche lepiej, ale przy tej mojej krotkiej szyjce zdecydowanie musze bardziej uwazac. Mama bedzie musiala troche pozwiedzac sama... A wizyte u lekarza mam dopiero w przyszly czwartek, ech.

Dzis piateczek, a pojutrze zaczynam 7 miesiac. Musi byc dobrze :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 września 2015, 11:17

21 września 2015, 12:59

27 tc (26t2d)


Rano mialam pobranie krwi na cukier. Przy pierwszym pobraniu pani zmierzyla mi tez cukier glukometrem - wyszlo 92 jednostki (nie mam pojecia jakie). Ponoc na granicy. Nigdzie nie moge znalezc takiej normy, orientuje sie ktos jak to jest?
Poza tym wrocilam po tescie do pracy - a za 3 godziny znow wychodze - do lekarza. Przelozyli mi wizyte z czwartku na dzis. W sumie to sie nawet ciesze, niepokoily mnie te odczucia niedzielne...

Mama dzis wylatuje do Polski. Jestem w pracy, wiec S ja zaprowadza na busik do lotniska. Jak to szybciutko minelo. Teraz mam nadzieje, ze rownie szybko minie mi czas w pracy ;) Pierwszy dzien zakonczy sie wkrotce, bo wychodze do lekarza juz o 15h :)

23 września 2015, 13:18

27 tc (26t5d)

Przyszly wyniki krzywej cukrowej z laboratorium. Na czczo 91 mg/dl, po 60 minutach od przyjecia 75 ml plynu: 211 mg/dl, po 120 minutach: 188 mg/dl. Z tego co widzialam - normy niestety sporo przekroczone... Nie za bardzo ogarniam czemu i jestem w szoku - pewnie dlatego, ze nie lubie i nie jem slodyczy zbyt czesto. W zyciu bym sie nie spodziewala problemu z tej strony... Mial ktos cukrzyce ciazowa? Przy jakich wartosciach podaje sie insuline, a kiedy wystarczy dieta? Czy to jest powazne zagrozenie dla dziecka? Czy juz mu zaszkodzilam w ciagu tych 27 tygodni?

S nadal pracuje z domu, wlasnie go wyslalam po wysokobialkowe, niskoglikemiczne jedzenie do sklepu...
... A ja czekam na przyjscie kolezanki :) przez to L4 stalam sie odrobine asocjalna... ;) dzis bedziemy nadrabiac zaleglosci ;)

24 września 2015, 17:04

27 tc (26t6d)

Walczymy dalej. Dzis pierwszy dzien diety. Jem posilki co 3 godziny, wszystko niskotluszczowe i niskocukrowe... Poki co daje rade. Na obiadek byly roladki z indyka w ziolach nadziewane papryka i ogorkiem. Po 3 godzinach 2 salaterki rosolu. Ile czasu zajmuje takie gotowanie posilkow... Ciekawa jestem jak ja bede w stanie utrzymac te diete gdy wroce do pracy.

Tymczasem sluzba zdrowia Lux mnie zaskoczyla. Dzis rano zadzwonila pielegniarka z diabetologii i poinformowala mnie, ze ginekologia przekazala jej moja karte w zwiazku z nieprawidlowym wynikiem cukru. Umowila mnie na jutro na wizyte u siebie, potem u lekarza, potem u dietetyczki, a na koniec na terapie grupowa ;) wszystko miedzy 9 rano a 12. Jesli faktycznie tak to sie odbywa - to jestem pod wrazeniem... Tylko ta terapia grupowa to prawie jak spotkania AA ;) Kto wie, moze juz wkrotce bede sie musiala publicznie "spowiadac" z tego co zjadlam ;)

Poza tym dzis maja przyjsc pierwsze osoby zainteresowane wynajmem naszego mieszkania. A u nas nadal brak opcji finalizacji kredytu z uwagi na przedluzajaca sie decyzje z ubezpieczeniem na zycie... Ech, mam nadzieje ze sie wyrobimy z wszystkim, bo przeprowadzka 3 razy jeszcze przed porodem mnie nie urzadza (raz do hotelu, potem do domu, a ta trzecia to z mieszkania w Szwecji...). Trzymajcie kciuki :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 24 września 2015, 17:08

26 września 2015, 11:00

28 tc (27t1d)

Kilka faktow z ostatnich dni:
- Maly sie rzadko rusza. Moze ze dwa razy dziennie go poczuje. Niesamowite, bo to 28 tydzien jest - i ponoc wkrotce ma sie ruszac jeszcze mniej. Lekarze kaza sie nie martwic, wszystko jest ok - wiec sie nie martwie :) ale czasem mi troche smutno, ze tak rzadko czuje to moje dziecko...
- cukrzyca pod kontrola. Dostalam glukometr. Za paski na 2 miesiace zaplacilam 12 euro, 150 euro pokryla kasa chorych - wiec mogloby byc gorzej ;) Niecierpie sie kluc i czesto pojawia mi sie blad malej ilosci krwi w glukometrze, wiec igiel i paskow zuzywam co niemiara... Pierwszy raz prawie zemdlalam, boje sie igiel. Poki co wszystkie wyniki idealne, zaczynam nabierac watpliwosci co do tamtego testu glukozy ze strasznymi wynikami. To bylo akurat po ostatnim dniu mamy u nas, nazarlismy sie jak w Swieta. Moze stad taki wynik?
- Kupilam troszke uzywanych ciuszkow dla Maluszka. Brakuje mi jeszcze miekkich, polarkowych spodenek i kombinezonu na zime :) reszta jako tako dozbierana :)
- Wczoraj S dostal decyzje o przyznaniu ubezpieczenia na zycie - na dniach wszystkie papiery splyna do banku - juz niedlugo bedziemy wlascicielami domku :)
- Za pare chwil udajemy sie rowniez na ponowne poszukiwania autka. Juz nie moge sie doczekac.

To bedzie dobry dzien! :) a w poniedzialek wracam do pracy... :/ ale tylko na poltora tygodnia ;)

26 września 2015, 18:27

Wiesci z ostatniej chwili: kupilismy nowa Corse :) moze nie jest to "rodzinny" samochod, ale musi starczyc na najblizsze kilka lat :)

No a wczoraj... Wczoraj zaczelam oficjalnie 3 trymestr :)

28 września 2015, 11:06

28 tc (27t3d)

Wrocilam do pracy. Powital mnie mail do audytu z kopia do mnie o tresci nastepujacej: wszystkie nierozwiazane sprawy i kwestie do omowienia, w ktorych nie bylismy w stanie udzielic wczesniej informacji prosimy w trybie pilnym przesylac do Terraski ;) Paranoja, szczegolnie jak pomysle, ze za poltora tygodnia juz mnie w tej firmie nie spotkaja i nie zamierzam odbierac telefonow (chyba, ze towarzyskich ;) )
Mierzenie cukru nadal nie wykazuje u mnie podwyzszonych wynikow, wiec zakladam, ze wszystko przez przejedzenie z tygodnia wczesniej ;) I sie ciesze. Raczej nie zaszkodzilam Maluszkowi :) Poza tym zaczynam sie przyzwyczajac do tych wszystkich igiel, moze wreszcie przestane sie bac i pobierania krwi? :)
Co jeszcze? Wczoraj poprasowalam polowe ciuszkow dla Malucha. O ile nie lubie prasowac, o tyle zrobilam to prawie z przyjemnoscia ;) Tak milo jest patrzec na te wszystkie malenkie ubranka...
Milego tygodnia, dziewczyny!

29 września 2015, 16:41

28 tc (27t4d)

Oj, ale mi sie cisnienie podnioslo znow w pracy... :/ Normalnie, ze ho ho i jeszcze troche. Juz sie uspokoilam, ale nie bylo latwo :) Wyobrazcie sobie, ze przygotowalam procedure zadan, ktore wykonuje - super szczegolowa, z zadaniami, ktore juz w wiekszosci byly przekazane i chcialam ja omowic. Napisalam maila do wszystkich "zainteresowanych" (czyli mojego szefa, moich pracownikow, osoby ktora mnie miala teoretycznie zastepowac) i zakonczylam go pytaniem kto przejmie moje obowiazki na zamkniecie kolejnego miesiaca, skoro osoba, ktora ma niby mnie zastepowac bedzie na urlopie (poinformowana zostalam pare tygodni temu, chyba o tym tutaj pisalam). Urlopie, ktory mu podpisano kilka miesiecy po tym, jak ja dostalam podpisany moj wniosek urlopowy. Po tym mailu szef zaprosil mnie do siebie do gabinetu i zaoferowal "najlepsze wyjscie z tej sytuacji" - czyli ze moze bym mogla popracowac przez kolejny tydzien z domu, na urlopie. Przeciez ja sie najlepiej znam na zadaniach, ktore maja byc zrobione w czasie zamkniecia - a dla tego faceta, ktory ma mnie zastapic wszystko takie nowe... No i zawsze odpisywalam na maile w czasie L4, urlopu itp., wiec zaklada, ze nadal bede profesjonalna. Myslalam, ze z krzesla spadne (szczegolnie, ze on ani razu nie odpisal na zadnego maila w czasie swojego urlopu...). Najpierw zrobilam sie czerwona, zalala mnie fala zlosci - ale po chwili wrocil mi trzezwy rozum i powiedzialam, ze moge odebrac telefon i poradzic cos osobie, ktora pierwszy raz bedzie wykonywac zadania, ale nie ma takiej opcji, zebym sie laczyla zdalnie z domu i pracowala. Przez pol godziny wysluchiwalam, ze tak sie nie robi w druzynie, ze trzeba sobie pomagac (bla bla bla, ciekawe kiedy moj szef mi w czyms pomogl...), ale uparcie postawilam na swoim. Koniec koncow szef powiedzial temu facetowi, ze ma sie zdalnie polaczyc z domu i zrobic te paczki "za mnie" w czasie jego urlopu... Porabana spolka z jeszcze bardziej beznadziejnym zarzadem...

Z pozytywniejszych rzeczy - jestesmy wstepnie umowieni na wizyte u notariusza (akt hipoteczny + akt notarialny), na odbior samochodu (musimy wczesniej przygotowac papiery do zwolnienia z VAT), ja na wizyte u diabetologa i ginekologa. Po wizycie u ginekologa musze wyslac dokumentacje do urlopu macierzynskiego do mojej pracy oraz do Kasy Chorych i do Kasy Rodzinnej zajmujacej sie urlopem rodzicielskim. Na koniec musze wyrejestrowac sie z gminy, w ktorej aktualnie mieszkamy - i zarejestrowac w kolejnej, zalatwic kontrakt z elektrownia, wywoz smieci, wode itp. do nowego domu. A w niedziele lecimy na zasluzony urlop do Szwecji (jesli oczywiscie lekarz nie bedzie mial przeciwskazan). Na urlopie bedziemy przeprowadzali S, wyrzucali jego rzeczy z mieszkania itp. A kiedy sama przeprowadzka do domu, remont? Ja nie wiem jak przezyje kolejne 3 tygodnie...
Ale potem to juz bedzie bardzo milo :):)

1 października 2015, 16:14

28 tc (27t6d)

Niesamowite, do konca mojej pracy pozostalo 2,5 dnia roboczego (nie liczac dzisiaj). Czuje sie wspaniale ;) Na dodatek wlasciwie "juz" powinnam byc na urlopie, bo mam jeszcze 3 zalegle dni do wziecia w tym roku. Zaproponowalam pare dni temu, ze wybiore sobie dodatkowo te dni - szefowie nie zgodzili sie twierdzac, ze jestem im teraz bardzo potrzebna. Ha. Czyli niby moja praca nie ma sensu, moze ja wykonywac inna osoba w zakresie swoich obowiazkow i nie beda zatrudniac dodatkowej osoby - a teraz sie okazuje, ze jednak jestem tak bardzo potrzebna, ze nie moge wziac nawet 3 dni urlopu? :/ No ale niech im juz bedzie, 3 dni i tak mnie nie zbawia - a w przyszlym roku bede miec ich troche wiecej do wybrania razem z dzieckiem ;) O ile wroce - jesli nie, to przynajmniej mi za nie zaplaca ;) Zastanawia mnie tylko ich zmiana tonu dyskusji. Wczoraj zadzwonil do mnie szef szefa z Londynu, wrecz proszac czy moglabym przyjsc jeszcze na to kolejne zamkniecie. Bo sobie przeciez nie dadza rady (ha! no coz ;) ). Odmowilam, mowiac ze lece do Szwecji (co po czesci jest zgodne z prawda, tyle tylko, ze lece dopiero 9 pazdziernika ;) ) Potem blagalnym tonem prosil mnie tylko, zebym zabrala komputer i komorke sluzbowa, ze zwroca mi za kazde polaczenie internetowe i zebym tylko mogla sie zalogowac i byla dostepna itp... Nie mialam ochoty przedluzac tej konwersacji, wiec powiedzialam, ze moge wziac sprzet, ale nie obiecuje ze bede mogla go uzywac (cos mi mowi, ze z internetem beda problemy. Albo z siecia. Albo z moja komorka. Halo halo, ups, bez zasiegu ;) ). I ze jesli beda miec pytania, a ja zmienie zdanie i bede chciala komus pomoc - moga dzwonic - ale nie bede za nich wykonywac zamkniecia (tak jak na zwolnieniu w ostatnim miesiacu - co, jak wiemy, skonczylo sie dla mnie raczej kiepsko...) A poza tym postanowilam, dla mojej wlasnej swobody, wraz z koncem urlopu i rozpoczeciem urlopu macierzynskiego zwracam sprzecior do biura ;)

Tak wiec juz oficjalnie rozpoczynam urlop wypoczynkowy we wtorek popoludniu. Choc, szczerze mowiac, bedzie on mial z wypoczynkiem malo wspolnego. 7 pazdziernika mam wizyte u lekarza i odbior autka, 8 pazdziernika podpisanie pozyczki hipotecznej i aktu notarialnego, 9 pazdziernika wizyte u diabetologa i zmiane adresu... A potem szwedzka przeprowadzka - i przeprowadzka po powrocie. Oj bedzie sie dzialo ;) Rok 2015 jest dla mnie pod kazdym wzgledem przelomowy. Z pewnoscia zapamietam go do konca zycia :)

Z frontu ciazowego - kochane ciotki - kupujecie swoim maluszkom kombinezoniki zimowe? Nigdzie tu czegos takiego nie moge znalezc, a wydaje mi sie to najlepsza opcja dla dzieciatka (ubierzesz pod spodem w byle co, opatulisz i nie martwisz sie ze synus marznie ;) ). Prosze o rekomendacje - co, jak duzy rozmiar, jaka firma itp. To samo z miekkimi spodenkami na bodziaki. Kupujecie takie polarkowe? Ja mam kilka "rajtuzowych" opcji, do tego a la dzinsy i sztruksy... Nie wiem czy jest sens dokupywac?

Wiadomość wyedytowana przez autora 1 października 2015, 16:43

2 października 2015, 16:47

29 tc (28t0d)

Rzadko mi sie zdarza narzekac na meza. Generalnie uwazam, ze trafilam na najlepszego czlowieka na swiecie, i ze narzekanie byloby nieprzyzwoitoscia ;) Aaale jednak czasem mi podniesie cisnienie niepotrzebnie. Na przyklad dzisiaj - i to wyjatkowo wieloma rzeczami. Zaczne od tego, ze bylismy dzis w banku w zwiazku z otwarciem konta ROR przeze mnie (musialam otworzyc nowe z uwagi na kredyt). Niby nic specjalnego, takie otwarcie konta w banku - ale jak przebrnelam przez wszystkie papiery, ktore przyniosl S wczesniej z banku - okazalo sie ze jest w nich duzo zapiskow, ktore sa dla nas niekorzystne albo dziwne - np. o cesji wynagrodzenia na rzecz banku w zwiazku z karta kredytowa. Niby to dziala tak, ze w momencie zadluzenia oni maja prawo sobie te srodki pobrac z mojej pensji - tylko ze nigdzie w tej zgodzie na cesje nie ma takiego warunku, ze ja musze miec zadluzenie wobec banku. Zaczelam wiec dyskutowac z uprzejmym panem z banku, w pewnym momencie dosc stanowczo. S sie wylaczyl z dyskusji, zaczal gapic w sufit i udawal, ze go tam nie ma... A po calej wizycie z banku mi mowi, ze bylo mu wstyd, ze tak sie klocilam w tym banku i ze przeciez to normalne, ze to bank o standingu AAA, jeden z najbezpieczniejszych w Europie, a ja niepotrzebnie tylko robie zle wrazenie i ze jak tak dalej pojdzie nie pozycza nam tych pieniedzy na dom. Noz myslalam, ze go tam udusze. Ja sie dwoje i troje, staram pozbyc wszystkich potencjalnych niebezpiecznych klauzul z umowy, omawiam rozne kwestie... a ten twierdzi, ze niepotrzebnie sie kloce z panem z banku. Potem S mial zadzwonic do notariusza w zwiazku z bledami w proponowanym akcie notarialnym (zle wpisali ilosc arow i imie wlasciciela nieruchomosci... :/ co oczywiscie odkrylam ja czytajac projekt aktu). Mial to zrobic juz pare dni temu, ale twierdzil ze ma duzo pracy i nie da rady (wole, zeby on dzwonil, bo jednak lepiej mowi w jezyku obcym i sam jest prawnikiem). Koniec koncow dzis zadzwonil i okazalo sie, ze notariusz sobie zrobil wolne do wtorku. W banku nam nie zmienia poki co zapisow hipoteki, bo opieraja sie na akcie notarialnym - wiec w srode bedziemy musieli dopilnowac zeby zmienili w akcie notarialnym i przefaksowali poprawna wersje do banku, potem zmienili w umowie kredytowej i hipotece - a potem bedziemy czytac to wszystko po nocach czy sie zgadza, bo juz nie bedzie czasu przed podpisaniem papierow. Wszystko na juz, na szybko. Tak mnie to zirytowalo, ze az sie poklocilismy z S przez telefon, a ja sie rozbeczalam. Dodatkowo jeszcze poszlo o mieszkanie, ktore wynajmujemy. Jak sie wprowadzilismy, jeden palnik w kuchence nie dzialal. Nie zauwazylismy tego na odbiorze mieszkania, a potem 3 nam wystarczyly, wiec nawet nie dzwonilismy z tym do landlorda. Ostatnio byly u nas osoby ogladajace mieszkanie no i co ja slysze - ze S mowi jednej dziewczynie, ze niestety palnik nie dziala. Dziewczyna na to, ze to musi sobie wpisac w kontrakt bo jej kaza potem za ten palnik zaplacic. Po jej wyjsciu ochrzanilam S, ze przeciez ten palnik nie dzialal juz jak sie wprowadzilismy i ze nam nikt tego nie powiedzial, a teraz nam kaza za niego zaplacic - a ten naiwnie mowi, ze nie, bo przeciez mysmy go nie zepsuli... Jasne, ciekawe jak on ma zamiar to udowodnic... Wczoraj nasz landlord (mieszka na stale w Finlandii) dzwonil wypytywac o osoby, ktore ogladaly mieszkanie - i co ja znow slysze? Ze S mowi, ze ta dziewczyna wyglada na porzadna i sympatyczna i ze on by jej to mieszkanie wynajal. Juz wtedy wiedzialam, ze to sie tak nie skonczy. Dzis dzwoni do nas landlord, ze dziewczyna mu powiedziala, ze podobno ZEPSULISMY palnik i ze jesli tak jest to on sobie potraci z kaucji za zabudowana kuchenke, bo bedzie musial wymienic cala na nowa. I oczywiscie nowa wynajmujaca osoba bedzie ta "sympatyczna" dziewczyna... S dzis wieczorem nie bedzie miec ze mna latwo, wsciekla jestem na niego jak osa...

A na dodatek wieczorem przyjezdza na weekend jego kumpel. Kumpel, ktory mieszka w Hiszpanii w San Sebastian - a na pytanie S czy mozemy go kiedys odwiedzic powiedzial, ze nie za bardzo, bo jego dziewczyna ma koty, ktore budza w nocy (!!!) Przeciez ja bym sie do takiej osoby nie odezwala - co to w ogole za powod jest do odmowy (?) A teraz ten kumpel ma miec rozmowe o prace w Luxie w UE i nie chce wydawac kasy na hotel, pyta S czy moze u nas sie zatrzymac na weekend - a S w najlepsze, ze jasne, nie ma problemu, mamy dodatkowy pokoj dla gosci! A potem sie mnie pyta, czy nie bedzie mi przeszkadzac (jak juz powiedzial temu kumplowi ze tak). Aaaa. Uduszenie to chyba jednak zbyt mala kara dla S.

Nie wiem, a moze to moje ciazowe hormony?

5 października 2015, 10:33

29 tc (28t3d)

Od kilku miesiecy czekalam na ten tydzien. Tydzien, w ktorym po raz ostatni postawie swoja spuchnieta ciazowa stope na wykladzinie mojego biura :) Przerabialam to myslami po sto razy - i wyglada na to, ze wreszcie sie doczekalam. To juz ostatnie dni na pokladzie szalonej lajby, juz niedlugo poranki beda wygladac zupelnie inaczej. :) Czego sie nie spodziewalam? Przede wszystkim myslalam, ze wszystko bedzie zupelnie inaczej zorganizowane. Dostane jakas kartke na odprawe, na ktorej napisza mi co mam zostawic, gdzie sie zglosic itp. Wolne zarty. W koncu wszystko zostaje po staremu - komorke mam wziac ze soba, komputer tez... Niech im bedzie, i tak go rzuce w kat po przyjsciu do domu i odpale tylko na bardzo widoczne blagalne prosby wysylane systemem dymnym ;)

W weekend moja zlosc na S wyparowala, glownie za sprawa bukietu kwiatow czekajacego na mnie w domu w piatek, naprawienia kuchenki przez S i wywalenia kumpla na miasto samego na ponad pol dnia pod pretekstem zalatwienia roznych waznych spraw zwiazanych z domem i przeprowadzka, co faktycznie dalo nam chwile, by odetchnac i zastanowic sie nad planami na ten tydzien. Co do tej kuchenki - tutaj szczegolnie jestem z mojego S bardzo dumna :) Tyle razy probowalismy i palnik ani drgnal, a tu jednak sie w koncu udalo. Moj maz ma jednak glowe na karku - no i mial teraz calkiem niezla motywacje ;) Szczegolnie, ze wczesniej zachowalam sie jak lisica i poprosilam o zerkniecie na kuchenke tego jego kumpla, ktory do nas przyjechal - kumpel (doktorat z fizyki) ocenil, ze sie nie da, ze palnik jest przyspawany do czegos... a tu moj S chwile pozniej sie zmobilizowal i pokazal koledze ile jego rady warte :) Sam rozkrecil kuchenke, naoliwil i przetarl palnik, no i naprawil :) Yeeees! Swoja droga co to za inzynier z tego kumpla, co ma doktorat, a na niczym sie nie zna (matematyki nie lubi, a jest fizykiem. Praktyczna wiedza (jak widac) mniejsza od wiedzy mojego mezusia, ktory jest prawnikiem. Z kolei IQ testy do UE poszly mu gorzej niz mnie... ;) )

Ten kumpel S, to w ogole jakies indywiduum. O dziewczynie w 24 tc mowi, ze gruba jak beka, i ze moglaby trzymac linie w ciazy tak jak ja a nie zrec na potege jak swinia (co, patrzac na zdjecie jego dziewczyny - Brazylijki - faktycznie jest prawda, ale moglby sie od takich komentarzy jednak powstrzymac ;) ) O dziecku, ze nic do dziecka nie czuje i ze az mu glupio, ma nadzieje ze cos poczuje w momencie narodzin... Widze ogolnie olbrzymia roznice - moj S chce chodzic ze mna na zakupy, wybierac ciuszki dla dziecka, sam z siebie umawia lekarza i towarzyszy mi na kazdej wizycie, zapisal nas na szkole rodzenia, zaaplikowal o prace z domu... A ten tutaj nie bardzo nawet wiedzial ktory to miesiac ciazy tej jego niuni ;)

Weekend przetrwalam w miare spokojnie, z jednym "ale". W sobote postanowilam ugotowac kolacje dla wszystkich. Wyslalam S i kumpla na zakupy, potem na rowery... a sama wzielam sie do dzialania. Wszystko wyszlo ok (o dziwo nic nie przypalilam, nie poparzylam sie itp.), zasiadamy do kolacji, mezczyzni chwala moje poczynania kulinarne, pierwszy kes... po czym kumpel S nagle sie krzywi... Krzyczy "o f...k". Spanikowalam, ze jednak cos jest z jedzeniem nie tak... Ale okazalo sie, ze po prostu rusza mu sie zab ;) No i uparl sie ze juz, natychmiast, w sobote wieczorem musi jechac do dentysty. Dzwonimy do szpitala, dyzurujacy dentysta wlasnie poszedl jesc kolacje. Przelaczyli nas do niego na komorke, gosc byl wsciekly jak nie wiem bo musial przez niego wrocic do szpitala... S zamowil kumplowi taksowke, pojechali razem na pilna wizyte... no i koniec koncow moja pyszna kolacje zjadlam sama ;) Juz drugi raz nie odwazylam sie gotowac ;)

Wiadomość wyedytowana przez autora 5 października 2015, 11:06

8 października 2015, 06:15

Ostatni tydzien byl jednym z najgorszych w moim zyciu. Zaczelo sie od tego, ze w ramach przygotowan do kupna domu notariusz znalazl w ksiegach wieczystych, ze wlascicielem chodnika przed naszym domem nie jest gmina, a osoba prywatna. Niby nie jest to problem, ale blokuje nam to wyjazd z domu na droge. W latach 70 wlascicielem wielkiego pola byl rolnik. Rolnik dostal pozwolenie od gminy na przekwalifikowanie typu gruntu na budowlany jesli odda czesc gruntu pod budowe drogi, chodnika, infrastruktury gminie. Ten rolnik (osoba prywatna) podpisal nawet akt sprzedazy gruntu budowlanego z wlascicielem naszego domu z adnotacja, ze odda te 15m2 gminie na budowe chodnika, ale gmina sie nigdy nie upomniala i nigdy nie doszlo do podpisania aktu notarialnego w tej kwestii. Oficjalnie wlascicielem gruntu jest 92 letnia wdowa po rolniku, staruszka z alzheimerem..... Dzwonilismy do notariusza, powiedzial nam ze ryzyko praktycznych problemow z uzytkowaniem domu jest zerowe, bo i tak jest cos takiego jak sluzebnosc gruntu i po 30 latach nawet ta staruszka by nie mogla nam zabronic przejazdu przez jej chodnik... Poza tym ona podpisala przyrzeczenie przekazania gruntu gminie. Bylismy dzis w gminie wraz z wlascicielem domu, ta obiecala, ze sprobuja naprawic to niedopatrzenie, skontaktuja sie ze staruszka, wymierza ten chodnik na wlasny koszt i sprobuja podpisac akt notarialny... Tyle, ze to trwa w czasie. Nawet ponad rok. No i teraz najlepsze - nasz notariusz powiadomil o zaistnialej sytuacji bank i bank cofnal decyzje o kredycie z uwagi na ten grunt... Jednak nie podpiszemy jutro aktu notarialnego i nie zaczniemy przeprowadzki, dowiedzielismy sie dzis... Tak wiec za miesiac zostajemy bez mieszkania (w sierpniu, po otrzymaniu kredytu i podpisaniu umowy przedwstepnej, wypowiedzielismy umowe najmu obecnego mieszkania), bez domu i byc moze z dzieckiem pchajacym sie na swiat....

Na domiar zlego tata S, czyli moj tesc mial wczoraj zawal.

Jedyny pozytywny efekt tego wszystkiego to praca. Praca sie juz nie przejmuje, w tej sytuacji po prostu przestalam odbierac telefony... Trudno, sa priorytety i Priorytety.

Od kilku dni nie spie, nie jem, schudlam 3 kg i na okraglo wymiotuje ze stresu. Bylam wczoraj u lekarki, kazala sie zrelaksowac. Yhym, jasne. Ciekawe jak. Co sie stanie z nami za te kilka tygodni.... :(

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 października 2015, 06:19

11 października 2015, 10:46

30 tc (29t2d)

Podsumowanie ostatnich wydarzen. Troche za duzo tego bylo jak na moje nerwy - ale czlowiek wszystko przetrzyma. Zawsze mi sie wydawalo, ze po odejsciu z pracy bedzie luz blues... A tu takie kwiatki. Ostrzegam, ze bede smecic...

Tesc wyszedl ze szpitala do domu z zaleceniem lekow i wzglednego odpoczynku. Mysli o przejsciu na wczesniejsza emeryture. Pracuje jako dziennikarz w TV, w takich miejscach zawsze jest stres, wiec troche go rozumiem...
Kwestia domu - po naszej info o odwolaniu kredytu wlasciciele dogadali sie z gmina, ze ta podpisze umowe przedwstepna przekazania gruntu z wlascicielem chodnika. Na tej podstawie za dwa miesiace bedzie geodeta mierzyl teren, potem miesiac trwa podpisanie aktu notarialnego. Wlasciciele i agent nieruchomosci twierdza, ze na podstawie umowy przedwstepnej bank powinien sie zgodzic na kredyt. No coz, zobaczymy - w razie czego sprobujemy od nich ten dom wynajac na pare miesiecy. Przy takich komplikacjach z ich strony nie powinni robic z tym duzego problemu...
Co do mieszkania - wiemy juz ostatecznie, ze do 30 listopada musimy sie wyprowadzic, bo landlord podpisal juz nowa umowe najmu. Zaoferowali nam tylko, ze czesc rzeczy mozemy przeniesc do garazu do czasu znalezienia nowego lokum... W sumie dobre i to. Szkoda mi tego mieszkania bardzo, bo cena byla konkurencyjna. Teraz nie mamy szans wynajac 100 m2 z garazem i pomieszczeniami uzytkowymi w centrum - trzeba bedzie dorzucic z 1000 euro miesiecznie, koszty agencji... Wiec pewnie wynajmiemy jakas klitke "na teraz", jesli bedziemy zmuszeni do tego okolicznosciami...
Nasz nowy samochod - Corsa ecoflex. Ma 500 000 super bajerow, ktorych zadne z nas nie pojmuje, komputer pokladowy - a za to wkurza mnie niemilosiernie. Nie wiem czy to byl dobry zakup... Po pierwsze - po wylaczeniu stacyjki nadal swieci sie hamulec reczny. Nie pojmuje co to za idiota wymyslil. Jesli bedziemy kiedys zmuszeni parkowac na gorce, to padnie akumulator... No, ale to nie jest najgorsze. I mnie i S przy ruszaniu pod gorke wylacza sie silnik. Tak, jakbysmy nie dodawali gazu. Roznymi autami jezdzilam, ale juz 3 razy prawie nam ktos w tyl wjechal, bo silnik zgasl mimo dodawania solidnej porcji gazu. Nie wiem czy to zwiazane jest z systemem start-stop. Sami juz nie wiemy co robic, przeciez to mega niebezpieczne... Kiedys na tylnim siedzeniu bedzie nasze dziecko... Zalamana jestem. I wsciekla, ze zamiast starego auta, ktore nie mialoby tych wszystkich bajerow, ale jezdziloby normalnie - kupilismy nowiusienkie, a tu taki klops... Na dodatek moj S nigdy nie mial auta, a prawko robil 15 lat temu - i teraz ja go ucze jezdzic, a sama nie czuje sie pewnie...
Bylismy wczoraj w Ikei. Uswiadomilam sobie ile roboty nas czeka - zakup mebli do nowego lokum, skrecanie ich... Najbardziej boje sie projektowania szaf. Nigdy nie lubilam dekorowac mieszkania, a teraz zaczynam byc przerazona tym wszystkim. Tymbardziej, ze akt notarialny podpiszemy byc moze przed samym porodem... Przez ten permanentny stres zrobilam wczoraj po powrocie ze sklepu gigantyczna awanture mojemu S. Argumenty obrzydliwe padly - powiedzialam o kilka slow za duzo. Takie tam glupoty, ze S na niczym sie nie zna, ze z autem i domem zostalam ze wszystkim sama... Ze w Ikei tez mu wszystko jedno co do wystroju i to ja mam urzadzac wszystko. Oczywiscie tak nie mysle, ale juz sobie nie daje rady z wszystkimi tymi problemami. Na koniec jeszcze ta Corsa mnie dobila... I parkowanie w srodkowym garazu, ktore robie ja bo S sie boi. A zajmuje mi to z 20 minut, bo garaz ma ciezki, waski wjazd wprost z zakretu... Moi eks byli ekspertami od aut. I choc nie zamienilabym nigdy S na zadnego z nich, tak bardzo mi tego brakuje...
Dzis mamy leciec do Szwecji, a ja jestem przerazona wszystkimi nierozwiazanymi sprawami. Lekarka stwierdzila, ze moge leciec, moj S naciska... A ja mam chyba jakas lekka depresje. Najchetniej spedzilabym caly czas w lozku... I sama juz nie wiem co robic. Gdyby nie bylo mi zal pieniedzy, ktore akurat teraz bardzo nam sie przydadza, poszlabym chetnie do jakiegos psychiatry, bo juz naprawde mam wszystkiego dosc :(

Ostrzegalam, ze bedzie smutno. Przepraszam Was, ale ciezko mi w ogole myslec na chwile obecna optymistycznie...

Wiadomość wyedytowana przez autora 11 października 2015, 12:53

15 października 2015, 14:52

30 tc (29t6d)

Jestesmy w Szwecji.
Ojciec S po zawale, matka sie "zle czuje", a siostra "zajmuje dzieckiem"... Wiec cala robota z wyprowadzka na glowie mojej i S. Co to kuzwa za rodzina, w ktorej nikt nikomu bezinteresownie nie pomoze, a jak rodzice zaprosili nas raz na kolacje do siebie, to S sie czul zobowiazany zamowic stolik do restauracji na drugi dzien, bo jeszcze pomysla ze ich objadamy... Paranoja! U nas w domu tak nie bedzie... Ale... No wlasnie. Usilowalam delikatnie wyjasnic S, ze jego rodzinka to troche takie pasozyty - jak sa u nas - ja dwoje sie i troje zeby spedzili super czas, gotuje, organizuje im czas... Wiem, ze jest mu przykro, ze nie lubie jego rodziny, ale trudno - musi sie obudzic. Dzis mi juz empatii braklo, po tym jak mama S zadzwonila, ze znow nie przyjedzie pomoc w przenoszeniu rzeczy do piwnicy babci, bo boli ja glowa!! I jak chcemy auto - zebysmy podjechali metrem to nam je pozyczy na pol dnia (potem jest umowiona ze znajoma). S to przyjal na klate i stwierdzil, ze biedna mama i tata, zle sie czuja... A ja sie wscieklam - i zaprotestowalam. Dodam tylko, ze jego mama w ogole nie pracuje, nie gotuje, nie sprzata - ta kobieta chyba nic nie robi poza czytaniem ksiazek (ma doktorat z literatury) i spotykaniem podobnych kolezanek... Powiedzialam S, ze skoro dla niego wszystko jest ok z jego rodzicami, to niech sobie tym razem sam radzi, sam prowadzi auto, sam pakuje wszystkie rzeczy do srodka, sam sie przenosi. Ja mam juz dosc zmartwien w Luksemburgu i tez zle sie czuje. Tak wiec zostalam sama w mieszkaniu, a S pojechal (po raz pierwszy samodzielnie) samochodem... Nie denerwuje sie - to nie nasz samochod. Zaraz zrobie sobie kawke i bede sie relaksowac na balkonie :)

Nie ma to jak matka-Polka. Doceniam moja kochana mamusie, ktora sie o nas martwi, pomaga finansowo jak tylko moze, wspiera duchowo i juz zapowiedziala, ze jak przyjedzie do nas w styczniu - wlacza sie w akcje remont (jesli oczywiscie rozwiazemy problem z domem...)

Wiadomość wyedytowana przez autora 15 października 2015, 14:55

‹‹ 2 3 4 5 6