Wczoraj mieliśmy USG połówkowe. Wszystkie parametry w normie, płeć potwierdzona, ale jakoś tak bez szału to badanie minęło - pani doktor od prenatalnych 12tc była bardziej komunikatywna
Kiepski dziś dzień - mało spałam, pogoda kiepska, więc i ciśnienie mam jakieś niemrawe jak na mnie ... Może później się ożywię
W ramach poprawy humoru wyciągnęłam część ubrań po S., żeby to jakoś zacząć segregować. Na razie namierzyłam same dla 1-5letniego dziecka. Obawiam się, że jednak faktycznie tych całkiem malutkich się całkowicie pozbyłam.
W związku z tym zamiast mi to humor poprawić, chyba jeszcze bardziej mi go skopało.
Może się jakiejś słabej kawy napiję? Takiej ze spienionym mlekiem (oczywiście bez laktozy, bo innego nie mogę ) Może chociaż ona jakoś pozytywnie na mnie podziała ...
Idę po południu na dopplera żył nożnych. Chyba też mnie to optymizmem nie napawa
No dobra, może jutro będzie lepszy dzień. Mamy się spotkać z koleżanką, z którą kiedyś pracowałam i jej niespełna 3letnią Córeczką. Taaaak, jutro będzie zdecydowanie lepszy dzień
Lepszy dzień? Guzik.
Wstałam tak podkurwiona, że od razu z rana nawrzeszczałam na Młodą i Męża. Bo tak. Profilaktycznie. Normalnie uznałabym to za mega-PMSa, no ale chyba nie wypada
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 września 2015, 09:37
Pojechałam na 4h do koleżanki, gdzie wykawkowałyśmy się i wyplotkowałyśmy na tarasie Dzieciaki się wybawiły i nie zawracały nam gitary Tego mi było trzeba. Humor zwyżkuje
Sabince udało się wczoraj uchwycić kopniaka Agatki - aż odskoczyła ze zdziwienia ręką
Tata dalej czeka, bo A. natychmiast przestaje się wiercić, gdy tylko jego ręka wędruje na mój brzuch. S. robiła tak samo
Dzisiejsza wizyta bardzo OK. Szyjkę mam książkową, więc od jutra porzucam Luteinę. Za to zaprzyjaźniam się z antyżylakowymi pończochami, które dziś musiałam już nabyć. Damy radę
Kolejna wizyta 30.09, a do tego czasu test obciążenia glukozą (jah!) i mnóstwo kolejnych badań krwi czyli jak zwykle.
Dowcip dnia, czyli rozmowa z S.:
- Mamoooo, czemu Ty ciągle sobie żartujesz, jak ja Ci próbuję coś powiedzieć?
- No bo ja już taka dowcipna jestem.
- Raaaaany, mam dwoje dowcipnych rodziców. Agatko, przepraszam.
Tak zupełnie dla odmiany S. ZNOWU chora. Pół nocy się dziś dusiła. A jak zasnęła w końcu przed 5, tak spała ciurem do 11.
A ja musiałam po 6 wstać, żeby zapisać do pediatry (wizyta o 15:30) i już potem nie zasnęłam.
Jestem więc mocno nieprzytomna ... ot, życie ...
No więc u S. - klasyka przypadku, tzn. zapalenie oskrzeli. Dostała natychmiast w przychodni zastrzyk w tyłek na rozluźnienie oskrzeli, a w domu antybiotyk na 7 dni.
Ja za to strułam się plackami z cukinii, które własnoręcznie usmażyłam i podzieliłam się nimi właśnie z białym bratem - najs.
Niech ten dzień się już skończy, bo mam go już serdecznie po dziurki ...
Niestety obawiam się, że skoro S. wstała o 11, to księżniczka co najmniej do 22 lub nawet 23 nie zaśnie (temperatura spadła, więc jest jak nowonarodzona i czyta już kolejną książkę ) Padnę więc chyba przed nią - mówi się trudno
No to się wczoraj najedliśmy strachu.
Wieczorem zaczęłam ostro plamić (nie taka tam pojedyncza smużka na papierze toaletowym jak to już bywało - tylko normalnie plamienie brązowawe i lekko krwawe z sporych ilościach), więc niewiele myśląc zorganizowaliśmy szybciorem opiekę dla S. (ma zapalenie oskrzeli, więc szwagier przyjechał do nas) i ruszyliśmy na IP.
W pierwszym szpitalu mnie zbadano - dopochwowo i usg, ale w związku z tym, że zajmują się ciążami po 34tc, kazali mi jechać do drugiego, w którym ratują maluchy już od 24tc - nawet musiałam podpisać stosowne oświadczenie, że mnie poinstruowano o zagrożeniach i że na pewno tam pojadę, a nie wrócę do domu.
Ja już oczywiście miałam wizję, że to A. pcha się na świat, że to na pewno czop i że nawet jeśli cudem ją uratują, to na zdrowie i sprawność ma naprawdę nikłe szanse Płakałam więc jak szalona.
W drugim szpitalu wykonano te same czynności. Okazało się, że szyjka zamknięta, w obrazie USG wszystko w normie. Lekarz za to stwierdził nadżerkę na szyjce, która najprawdopodobniej dała takie a nie inne objawy. Mam prowadzić oszczędny tryb życia (serio? Jeszcze bardziej? Wczoraj z łóżka niemal nie wyszłam!), nie stresować się, no i bezwzgledny zakaz seksu do końca ciąży (co i tak sama wiedzialam, bo przy moich żylakach sromu i tak jest awykonalne ) Luteiny nie pchać, bo i tak niczego nie zmieni Uffff.
Za chwilę idziemy z S. na kontrolę do pediatry, mimo że jeszcze 3 dni antybiotyku zostały, no ale skoro lekarka kazała się w piątek pokazać, to się jej pokażemy. Mam nadzieję, że ta godzina w przychodni mi nie zaszkodzi ...
S. ma siedzieć w domu do środy (oczywiście z wydłużoną dawką antybiotyku) - no skaranie boskie z tym dzieciakiem! Przecież ona nigdy tyle nie chorowała!
Muszę więc w trybie pilnym poodwłoływać wszystko, co było na przyszły tydzień zaplanowane (mój pedicure , jej zajęcia teatralne, jej występ w szkole, moją krzywą cukrową, bo M. nie wygospodaruje nagle 3h rano, żebym mogła zrobić a z nią chorą to raczej sobie nie pojadę, bo i po co). No żyć nie umierać normalnie! Zamiast więc leżeć to wiszę na telefonie (no dobra, pół-leżąco )
Dobrze, że przynajmniej pani od sprzątania odwoływać nie muszę, bo S. akurat w tym przeszkadzać raczej nie będzie. Ufff ...
A miałam w przyszłym tygodniu dokończyć przegląd ubranek S., żeby znaleźć jakieś malusie ciuszki dla A., miałam wygospodarować już miejsce w komodzie, żeby móc zacząć prać ciuszki A. - te, które kupiłam i dostałam, zrobić przegląd w szufladzie z dokumentami, bo dziada z babą tam brakuje i nic znaleźć się nie da. Ale z S. w domu to się nie uda ...
Może życie mi pokazuje, że nie czas? Że mam się jeszcze wstrzymać? Że nie ma się z czym spieszyć, bo A. jeszcze tak szybko się na świat nie wypcha? No oby
Od powrotu z IP (czyli od czwartku) jestem taaaaka słaba, że aż się czasem boję. Co wstanę z łóżka, to mam zawroty głowy i mdłości, więc właściwie wstaję tylko na chwilkę - do toalety i do kuchni - przygotować coś do zjedzenia i zjeść.
Przez to wszystko humor też mocno ujemny - chce mi się tylko ryczeć.
Kiepski czas nastał. Mam nadzieję, że opuści mnie przed porodem, bo sama ze sobą przez te 3,5mca nie wytrzymam!
Postanowiłam sobie wczoraj wieczorem, że wstanę dziś w dobrym humorze. Dość tego mazania się, pojękiwania i marudzenia. Nie może tak być, żeby to hormony rządziły mną i całym moim życiem - muszę przejąć nad nimi kontrolę.
W dobrym humorze zdecydowanie pomogło słońce, które już od bladego świtu postanowiło zapukać w okno. I dobrze Zebrałam d. w troki, wyszykowałam się i pojechałam na TSH (w czwartek mam wizytę u endo). Te pół godziny w samochodzie (przed 8 w Krakowie mega-korki), Radio Złote Przeboje na tapecie i słońce wypalające mi oczy - zdecydowanie nastroiły mnie pozytywnie.
Wracając wstąpiłam więc po tonę mięcha i warzyw i po powrocie wzięłam się za pichcenie! Rety, jak mi tego brakowało. Przez ostatnie dni czułam się taka bezużyteczna. Wyjadałyśmy z S. resztki z zamrażalnika, które kurczyły się w zatrważającym tempie. Teraz nowe zapasy zrobione. Kolejna fala depresji mi nie straszna Chociaż po cichu mam nadzieję, że nie wróci.
Do końca dnia zamierzam leżeć z nogami w górze i pachnieć.
A co u Was?
S. jest Z-D-R-O-W-A !!! Jutro w końcu wraca do szkoły.
To ja z tej okazji pomykam na krzywą cukrową - już się cieszę
Mam wrażenie, że ta moja ciąża to jakiś pieprzony rollercoster - ciągle nie może być spokojnie i cicho. Nie dane mi jest się cieszyć i głaskać spokojnie brzucha. W czwartek miałam takie jazdy z ciśnieniem, a leki nie pomagały, że już kolejny raz pakowałam się na IP - wtedy właśnie (po kilku godzinach zabawy) zaczęło odpuszczać.
Jak już w piątek i sobotę było spokojnie, to dziś mocne skurcze BH - takie, że się zmobilizowałam i w końcu zrobiłam miejsce w 3 szufladach w komodzie i wstawiłam pierwszą pralkę z ubrankami dla A. - żeby nie zostać w razie czego z ręką w nocniku.
Wszyscy mi mówią - masz czas (w końcu to dopiero początek 26tc!), ale we mnie jest jakaś panika, że jednak nie ma co czekać do ostatniej chwili, że lepiej być wcześniej przygotowanym, bo A. się może pospieszyć ...
Może więc ja jednak już niebawem zamówię przewijak, materac i kosmetyki? (miałam czekać z tym do przełomu listopada / grudnia) Może jak już będzie wszystko przygotowane to A. przestanie robić cyrki i mój organizm też zastopuje z tymi szaleństwami?
Czy jednak wariuję?
Odebrałam wynik krzywej cukrowej i jestem mega-skonsternowana
Na czczo - 71 (norma 70-99)
Po 1h - 146 (w normie, norma do 180)
Po 2h - 152 (a przecież po 2h powinna być niższa niż po 1h - norma do 140).
To wiele tłumaczy, dlaczego tak źle się czułam po tym badaniu i mi tak ciśnienie skakało. No ale kurde ... teraz dieta cukrzycowa mnie czeka? Przegięcie pały jakieś
Dobrze, że mam wizytę w środę, to może czegoś mądrego się dowiem ... kolejny specjalista chyba dołączy do mojej kolekcji. Już chodzę na stałe do endo, kardiologa, teraz jeszcze diabetolog. Naaaajs. Przekichana ta ciąża.
A po ciąży z S. krzyczałam głośno, że w ciąży to ja mogę chodzić non stop i nawet rodzić mogę wielokrotnie. Teraz mam już naprawdę serdecznie dość. Rozpaczliwie chcę, żeby był już styczeń. Serio, serio.
Na początku tej ciąży obiecywałam sobie, że niczego nie kupię i nie przygotuję przed III trymestrem - tak, żeby nie zapeszyć.
Teraz nagle jednak dostałam motorka w dupie i boję się zostawiać czegokolwiek na III trymestr. Jakieś takie mam głupie przeczucie, że za chwilę na jakiejś patologii wyląduję i wtedy to już zostanę uziemiona na amen i niczego nie ogarnę.
Zrobiłam więc plan, żeby zamknąć się ze wszystkim do końca listopada - tak mi jednak sprawnie idzie ogarnianie kolejnych punktów, że chyba się do końca października zamknę - haha!
Ja wiem, że może widzę wszystko w czarnych barwach, że może nie będzie tak źle i jeszcze się zdążę w listopadzie i grudniu zanudzić na śmierć z nie-posiadania-niczego-do-roboty-w-temacie-dziecka. Ale zdecydowanie wolę nudę niż nerwówkę, że czegoś nie dopięłam na ostatni guzik. Bo ja to z tych perfekcyjnych i przed-czasowych. Muszę mieć zrobione wcześniej i już. Inaczej się nerwowo wykończę.
Także realizuję swoje małe cele i jest dobrze.
A dziś jeszcze odhaczyłam zakup 2 par spodni i bluzy dla S. (co ostatnio jest nie lada wyzwaniem, bo albo się Królewnie nie podoba, albo ją gniecie, albo ... milion innych powodów), a dziś wparowałyśmy do H&M i niemal od kopa 3 rzeczy zgarnęłyśmy. Jest dobrze
Tylko ja nie mam żadnego wierzchniego okrycia na jesień, a nie opłaca mi się na miesiąc-dwa kupować czegoś w rozmiarze XXL przecież. Oby więc jak najdłużej było te 15 stopni, to może jakoś w swetrach przebiduję.
Wieści z frontu są następujące:
- jestem po wizycie, na której została uspokojona, że ta moja krzywa cukrowa wcale nie jest taka tragiczna, ale ... na wszelki wypadek mam się przejść do internisty-diabetologa - niech on oceni fachowym okiem i mnie ostatecznie uspokoi wizyta 13.10. W związku z tym, że jest to internista, ma jeszcze raz zerknąć na moje CRP, które nieustająco utrzymuje się na poziomie ok. 12-14 - i czy szukamy czegoś dalej czy przyjmujemy za normę;
- d-dimery mimo iż podwyższone mieszczą się w normie dla ciężarnych, więc stresu też się w tym temacie nie przewiduje
- leżeć? owszem, sporo leżeć, żeby żylaki nie bolały, ale też trochę chodzić, żeby się nie zrobiła zakrzepica;
- możliwe, że w związku z tym, że Cyclo3Fort guzik daje i żylaki się w mega-tempie pogłębiają - głównie te na sromie (a na dodatek lek rozpierdziela mi żołądek) będzie chyba konieczność włączenia Clexane - no tak ... jeszcze zastrzyków w brzuch mi brakowało, nie? no ale nic to ... powiedzmy, że liczyłam się z takim obrotem spraw;
- 13.10 - USG - niby to będzie już początek III trymestru, ale USG zwykłe, nie to takie trzeciotrymestralne - tamto zrobimy za kolejne kilka tygodni;
- mam skierowanie do szpitala celem konsultacji z patologiem ciąży; co prawda nadal nie padło magiczne słowo "cesarka", ale jakoś tak chyba wszystko jednak zmierza w jej kierunku; też powoli chyba zaczynam się z tym godzić.
Następna wizyta 16.10. Mam nadzieję, że tym razem nie będę musieć podnosić ciśnienia Pani Doktor Bo dziś mnie słuchała niestety z niejakim przerażeniem
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 października 2015, 13:16
Przemyślenie na dziś:
- jak się robi cesarkę planową to kiedy? W sensie w którym tc? Czy nawet jeśli będę musiała mieć cc to doczekam do stycznia czy koniecznie będą chcieli mnie w grudniu kroić?
Ktoś? Coś!?
No więc dziś nadszedł ten dzień, kiedy to poszłam zgłosić się do szpitala, do którego miałam skierowanie. Wybrałam się bladym świtem tak, żeby Mąż z Córą podwieźli mnie jeszcze przed wyjazdem do szkoły, skutkiem czego w szpitalu stawiłam się o 7:15.
Czekałam na lekarkę z patologii ponad 2h, żeby rozmowa trwała minutę i miała wydźwięk "spadaj nam z oczu, bo i tak Cię tu nie chcemy" - czyli nawet Cię nie zbadamy, nie mówiąc o przyjęciu na oddział. Idź sobie do szpitala, w którym rodziłaś S., tam jest poradnia patologii ciąży i jeśli będziesz chciała u nas rodzić, a będzie wskazanie do cesarki, to przyjdź do nas ok. 34tc i wtedy Cię zakwalifikujemy.
Takiego wała! Nie będę rodzić w tym szpitalu! Ba! Moja noga tam więcej nie postanie.
Tak wyszłam stamtąd wkurzona, że przydreptałam ponad 2km na piechotę do domu, żeby ochłonąć.
Poradnia patologii ciąży w tym drugim szpitalu bez zapisów, więc w poniedziałek czeka mnie tam wielogodzinne warowanie. Najs
W ramach odreagowania spałaszowałam właśnie 3 parówki. Rzadko jadam, ale ten spacer wzmógł mój apetyt i miałam wizję takiego pysznego hot-doga ... ale w mijanej budce się nie odważyłam takowego zakupić. W domu więc rzuciłam się na parówy. Humor od razu lepszy
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 października 2015, 11:25
Szpital nr 2 niestety też nie okazał się miejscem, gdzie chciano by mnie zbadać. Posiedziałam sobie kolejne 2h w poczekalni, żeby chwilkę tylko z lekarką pogadać. Wszyscy się chyba boją mojej ciąży, traktując mnie jak śmierdzące jajo. Tak więc czeka mnie jeszcze nasiadówka w szpitalu nr 3 (gdzie rodziłam S. - Szpital Uniwersytecki), skąd nie mają mnie już gdzie odesłać. Dziś lekarka w szpitalu nr 2 zasugerowała, że w szpitalu nr 3 na pewno mnie zostawią na obserwacji. Ale przezornie nie zamierzam brać torby z rzeczami - najwyżej się umówię, że przyjadę kolejnego dnia ...
Już mnie trochę bawi ta sytuacja. Na szczęście wiem, że nic nie zagraża na razie życiu ani A., ani mojemu, więc mogę sobie tak spokojnie od Annasza do Kajfasza dreptać
Najgorsze, że dziś w Krakowie spadł śnieg, a odśnieżanie samochodu nie należało nigdy do moich ulubionych sportów A do tego jazda na letnich oponach też jest jednym z ekstremalniejszych przeżyć jednak.
No nic - pewnym jest, że tę ciążę będę dłuuuuugo wspominać. Na pewno nie powiem, że minęła gładko, lekko, przyjemnie i szybko
Gratuluje dobrych wiesci. Ja tez wolalam pierwsze USG ;)
Same dobre wieści... a na lepsze samopoczucie, może spacer, dobra herbata albo pyszny obiadek? Hmm.. zawsze jakieś wyjście ;)
najważniejsze, że badania prenatalne wyszły dobrze :)
Gratulacje! Czyli spokojna nudna ciąża aż do końca :-)