40t2d wg OM - 2 dni po TP
Chciałabym Wam coś fajnego napisać ... ale ... kompletnie nic się nie dzieje. Jak przez ostatnie kilka dni miałam po 30-40 nieregularnych skurczy, tak wczoraj może z 15 ... A. się znacząco wyciszyła. Przez cały dzień jakieś niemrawe kopniaki tylko były, wieczorem pofikała może z 15 minut i poszła spać. Chyba nabiera powoli sił.
A i ja się wyciszyłam. Nie czekam, nie odliczam, nie panikuję. Co ma być, to przecież będzie. Kiedyś w końcu z tego brzucha wylezie!

Co prawda wolałabym, żeby wyszła naturalnie, bez przyspieszaczy, bez wywoływania ... no ale jeśli będzie trzeba pomóc? Mówi się trudno, nie!? Niczego w życiu zaplanować się nie da. Tego tym bardziej.
Czekaliśmy na nią tyle lat, to te parę dni już nas nie zbawi

40t4d wg OM - 4 dni po TP
Od czwartku w nocy jestem w szpitalu. 10h regularnych skurczów dało 2cm rozwarcia. Potem skurcze ucichły, za to wczoraj odszedł czop. Leżę więc tu i kwitnę, robię grube kilometry po szpitalnym korytarzu, a szyjka dalej długa - no jaja pańskie


Wiadomość wyedytowana przez autora 9 stycznia 2016, 07:32

W czwartek 7.01.2016r. o godz. 17:41 zaczęły się skurcze - regularne, co 4-5minut - takie jak już bywały od kilku tygodni, więc jakoś specjalnie się nie przejęłam. Wlazłam pod prysznic, celem wyciszenia, a tu wyciszenia brak ... więc ... chyba się zaczęło


Skurcze regularne, średnio bolesne, no nie ma paniki przecież, tak?
Przyjechaliśmy na IP ok. godz. 20 - ja zostałam na badaniach, a M. zawiózł w tym czasie S. do Dziadka. Na KTG "coś tam" się pisało, ale regularność spadła nagle do 8-9 minut, na USG przepływy OK, rozwarcie (uwaga!) na pół opuszka (pfff), szyjka (uwaga!) długa i twarda (pfff2). Miałam dwa wyjścia - dać się położyć na patologii i czekać na rozwój wypadków lub wrócić do domu, obserwować i jak się nasili / nie zmieni - wrócić. Wybrałam opcję drugą. Przez ten czas zrobiłam milion okrążeń własnego mieszkania, wzięłam kąpiel, skurcze nadal bez zmian. O godz. 23:30 pojechaliśmy więc znowu i tym razem zostałam przyjęta na oddział.
Cały piątek chodziłam po szpitalnym korytarzu w tę i nazad

Załamanie totalne, foch na cały świat. W sobotę więc olałam chodzenie. Leżałam, pół dnia przespałam, miałam totalnie wyj...ne

Zrezygnowana wzięłam wieczorny prysznic, zjadłam wieczorną kolacją, poprosiłam położną o zastrzyk przeciwzakrzepowy o 21:45 (zwykle brałam o 22) i o 22 zgasiłyśmy ze współlokatorką pokojową światło, próbując zasnąć.
O godz. 22:15 obudził mnie gigantyczny skurcz, który spowodował pęknięcie pęcherza płodowego, a po nogach polały mi się wody. Współlokatorka zadzwoniła po położną, która zaordynowała natychmiastowe przebranie się z piżamy w koszulę i przywiozła KTG. Zdążyłam jeszcze zadzwonić do M. z info jaka sytuacja, a on się tylko roześmiał, że miała być 10 RANO, a nie wieczorem

Zostałam podpięta do KTG i nagle pojawiły się skurcze giganty co 3 minuty, trwające ponad minutę. Kolejny telefon do M., żeby jechał. Zaalarmowano lekarkę, którą po zbadaniu stwierdziła skrócenie szyjki, rozwarcie na 2cm, kazała się spakować i jechać na salę porodową, póki mają jakąś wolną

Ostatkiem sił pomiędzy skurczami udało mi się spakować i o własnych siłach dojść na porodówkę. Była mniej więcej godz. 23. Za chwilę dojechał M. Poszliśmy razem do toalety (wypróżnianie się pomiędzy skurczami - od dziś mój ulubiony sport ekstremalny

Udało się zrobić zapis, rozwarcie na 4cm. Trzeba założyć pończochy przeciwżylakowe, w których muszę rodzić - kolejny ekstremalny sport - zrobić to skutecznie między skurczami, a czasu między skurczami praktycznie nie ma ... udało się. Było po północy.
Skurcze, oddechy, skurcze - położna pochwaliła, że ładnie oddycham, po czym padło pytanie "czy czuje pani, że dziecko się pcha?" - chyba do końca nie zrozumiałam, bo zaprzeczyłam, po czym okazało się, że po kolejnym skurczu nadeszły te parte ... Była godz. 1.
Położna nie pozwoliła przeć, bo musiała wszystko przygotować i nagle słyszę "Agataaaaaa" - i myślę "WTF? co za nowa metoda wywoływania dziecka???


Obyło się bez cięcia. Lekko pękłam, więc konieczne było małe szycie.
A. położona do mojej piersi od razu się do niej przyssała. I do dziś dnia z karmieniem nie mamy najmniejszych problemów

Pamiętacie, jak 28.12 pojechałam karetką do szpitala spanikowana, że A. się nie rusza, że na pewno się pępowiną owinęła i takie tam?
Matczyna intuicja to jest jednak ogromna rzecz. A. faktycznie miała pępowinę zawiniętą na łapce. Dobrze, że nie na szyi .......
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 stycznia 2016, 19:53
Super!! Troszke spokoju wam sie przyda.
No... wryszcie pani z sysnem gada ;) Jedno jest pewne - prędzej czy później wyleźć musi ;)
brawo! teraz to tylko spokój jest ci potrzebny, niebawem sie zacznie :)
urodziłaś? :D