Po dzisiejszym USG - Agatka się przefikała z powrotem do leżenia poprzecznego
Waży 1131g, nogi ma długaśne, więc termin przesunął się na termin z OM, czyli 5.01 co jakby jeszcze bardziej pod znakiem zapytania stawia styczniową cc, ale już nie mam siły się tym martwić
Od diabetologa dostałam glukometr z przykazem mierzenia przez najbliższe 2 tygodnie cukru na czczo i po godzinie od każdego posiłku - tak, żeby wychwycić produkty, które mi cukier niebezpiecznie podnoszą i wyeliminować je z diety. Dziś już 3 pomiary - na razie wszystkie w normie, więc może na tych 2 tygodniach mierzenia się skończy? Oby! Bo na paskach można zbankrutować - 100szt. (które starczą na 2 tygodnie) wydałam dziś 80zł - auć!
Do szpitala nr 3 nie zdążyłam, bo od diabetologa wyszłam o 11:40, a poradnia patologii do 12, pfff.
Jutro naparzam tam od rana, po zawiezieniu S. do szkoły. Bardzo jestem ciekawa wyniku tej konsultacji
Jutro też spotkanie z kuzynką, taką daleką dość, którą widziałam ostatnio ponad 20 lat temu, ale w dzieciństwie miałyśmy ze sobą dość dobry kontakt, który jakoś potem się urwał. Akurat się zabłąkała do Krakowa za pracą, więc fajnie będzie odnowić relacje
Szykuje się więc kolejny emocjonujący dzień. W czwartek to już chyba padnę na ryło i pół dnia prześpię pod warunkiem, że nie będę się musiała zgłosić do szpitala na obserwację kilkudniową, ale nie ubiegajmy zdarzeń
W Szpitalu nr 3 mnie nie spławili. Mam umówioną konsultację na 23.10. I wszystkie formalności, łącznie z kolejkami zajęły mi 45 minut. Da się? Da się. No.
Więc dałam radę zaliczyć jeszcze dziś kino, a zbierałam się chyba ze 3 tygodnie
Spotkanie z kuzynką - megaudane. Dwie gaduły się spotkały i przez 4h buzie nam się nie zamykały
A teraz padam na ryło i zamierzam jutro spać cały dzień. Mam wrażenie, że jest dziś piątek - taki długi był ten tydzień, pełen wydarzeń i emocji. Muszę się zregenerować
Miał być już koniec atrakcji tego tygodnia, a obudził mnie dziś SMS z przychodni, że moja ginka odwołała wizytę - w sensie w ogóle zgłosiła nieobecność jutro w placówce. Mam L4 do jutra włącznie, a na poniedziałek (jeśli będzie w pracy), ma komplet.
Co robić? Umawiać się na jutro / sobotę do innego gina po L4 samo, czy próbować na krzywy ryj wleźć do niej w poniedziałek (no ale jest ryzyko, że nadal jej nie będzie, jeśli się pochorowała).
Psia mać normalnie! Czy nie może być w końcu spokojnie i na luzie?
PS.
Żeby było spokojnie i nie nerwowo, to umówiłam się na sobotę do innego gina - tylko po L4, a do mojej na przyszły piątek. No, to wracam pod kołdrę.
Dzień Dziecka Utraconego nie nastraja mnie jakoś specjalnie optymistycznie ...
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 października 2015, 11:47
Opanowało mnie właśnie jakieś szaleństwo zakupowe - tzn. na razie sprawdzania, na której stronie które produkty są najtańsze:
- przewijak
- rożek
- materac do łóżeczka
- podkłady poporodowe
- podkłady higieniczne
- majtki poporodowe
- Sudocrem
- chusteczki nawilżane
- pieluchy
- wkładki laktacyjne
- proszki do prania
i inne tego typu popierdółki.
Siedzę i notuję jak głupia, żeby czasem parę groszy nie przepłacić (ach, ta sknerska natura ) A wszystko przez to, że dziś pojawiły mi się pierwsze kropelki siary (w ciąży z S. mleko miałam dopiero po porodzie), więc doznałam naprawdę ogromnego szoku.
No to chyba zakupy jednak będę robić wcześniej niż planowałam, a przynajmniej nabyć pilnie powinnam laktacyjne wkładki i miękki biustonosz do spania, aaaaaaa!!!
Kurczę, moja ginka zniknęła bez wieści na kolejne 2 tygodnie - w sensie odwołała wszystkie wizyty w tym terminie. Zaklepałam sobie już termin na 2.11, ale czy będzie obecna? Któż to może wiedzieć?! A ja nie wzięłam od niej telefonu, no bo nie było do tej pory takiej potrzeby ... a teraz przydałoby się zdobyć poradę co dalej ...
Na wszelki wypadek zapisałam się na wizytę 29.10 do innej ginki - choćby po skierowania na kolejne badania krwi i sików, choćby po podstawowe ginekologiczne badanie i usg ... Cały czas jednak mam nadzieję, że moja ginka moją ciążę do końca poprowadzi ... no bo jakże by inaczej!?
Umówiłam się już też na przyszłą środę (28.10) z położną środowiskową na NFZ. Babeczka ma przyjść do mnie do domu i mamy sobie pogadać. Podobno głównym tematem spotkania ma być plan porodu - dobrze więc, że jej wizyta będzie już po konsultacjach w szpitalu nr 3 (23.10) - może już wtedy określą, czy mogę rodzić naturalnie czy jednak zlecą cesarkę. Nie chwaląc jednak dnia przed zachodem słońca mam wrażenie, że od kilku dni jest lepiej - w sensie bólowym. No chyba, że się przyzwyczaiłam Ale to znak, że się nie pogarsza, a to już coś, nie?
Dziś to już sama nie wiem, której drogi porodu boję się bardziej. Ale chyba jednak mimo wszystko cc wpędza mnie w stan większego marazmu. SN przynajmniej znam i wiem z czym to się je
No to ja już po wizycie w poradni patologii ciąży w szpitalu nr 3.
Wizyta trwała do kupy może z 7 minut. W tym czasie była wizyta z dwiema lekarkami. Jedna mnie wypytywała i zapisywała informacje w karcie, druga robiła mi USG.
I tak - wg usg dziecko odpowiada 28tyg + 5dni - czyli termin porodu z powrotem na 10.01 Poza tym żylaków nie oglądała - w ciąży się ich i tak nie leczy, w większości przypadków znikają samoistnie. Teraz nic na temat cc czy sn nie może powiedzieć, bo wszystko bliżej terminu się okaże - żylaki mogą się jeszcze pogłębić z powodu nacisku dziecka, a Ono chwilowo nie ma jeszcze żadnego konkretnego ułożenia - pływa sobie i fika jak chce - zresztą sama czuję, że czasem kopniaki mam w bok, czasem w kość ogonową
Jeśli mam i nadal będę mieć tylko żylaki sromu, to mogę rodzić naturalnie, jeśli są / będą też żylaki pochwy, wtedy cc, ale to bliżej porodu. Kolejna konsultacja 19.11 i może wtedy już coś pooglądają i powiedzą.
Czyli generalnie wizyta wiele nie wniosła, no ale ... przynajmniej mi Agatkę zważyli (na dzień dzisiejszy waga - 1331g), sprawdzili przepływy (w porządku) i już widnieję im w kartotekach, o co konkretnie mojej gince chodziło. Co prawda miał być inny szpital. No ale cóż zrobić ... bo niestety wszystko wskazuje na to, że będę zmuszona rodzić jednak w szpitalu nr 3, ale dziś się tym jeszcze nie martwię. Zaczął się weekend i zamierzam go dobrze spożytkować na totalnym nicnierobieniu
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 października 2015, 18:53
O ja, o ja! Jakaś taka ekscytacja mnie ogarnęła. Kilka dni temu rozpakowała się madu, dziś rozpakowuje się Zelma. I jakieś to takie namacalne się stało I choć na mnie jeszcze spoooro czasu, to poczułam, że to nie przelewki.
Czyżby zaczął mnie ogarniać lekki przedporodowy stresik?
Zelma - trzymaj się dzielnie!!!
Diabetolog wczoraj trochę mnie postraszył - kazał bardziej się pilnować - znaczy dietę trzymać. Bo jeśli nadal będą słabe pomiary cukru, to za 3 tygodnie dostanę insulinę. Nie no - będę grzeczna. Przecież kilka tygodni (czyt. max 11 do porodu) wytrzymam, tak!?
Za godzinkę mam wizytę położnej środowiskowej - bardzo jestem ciekawa tej wizyty. Idę się zatem ogarnąć, co by choć trochę przypominać człowieka
Zelma opisała dziś swój poród, mój ostatni miał miejsce dokładnie 9 lat temu (tak! tak! S. ma dziś urodziny) i tak żywo stanęły mi przed oczami te wydarzenia sprzed lat. Spłakałam się więc jak głupia i mam teraz całą słoną twarz
Mój poród, mimo że chyba jednak trudniejszy niż u Zelmy, też nie pozostawił traumatycznych wydarzeń, a to, że różnicę między Córkami będziemy mieć ponad 9letnią to splot tylko różnych niefortunnych wydarzeń, a nie zakorzenionego we mnie strachu. Bo ja tak bardzo chcę poród sn, ale ostatnie wydarzenia stawiają coraz silniej go niestety pod znakiem zapytania.
W czwartek miałam jazdy z ciśnieniem - przez kilka godzin ciśnienie w granicach 128-138/97-99 (to dolne zwłaszcza niebezpieczne!) i piekielny ból głowy.
W piątek pojawił się hemoroid-gigant, który krwawi do dziś
Na szczęście dziś wizyta u ginki, więc mam nadzieję, że coś zaradzimy.
Od tygodnia jestem na diecie cukrzycowej (bo wcześniej przez 2 tygodnie eksperymentowałam - z różnym skutkiem - obecnie cukry mam na idealnym poziomie - z jednym małym wyjątkiem - po owocowym kompocie własnego wyrobu, pfffff). I po tej diecie moja waga zleciała w ciągu tygodnia o 1,4kg Trochę się martwię, bo tempo trochę duże, a w wytycznych od diabetologa było wyraźnie "ciężarna nie może być głodna i nie może chudnąć!!!". No i co ja mam z tym fantem zrobić? Głodna nie chodzę, kombinuję jak mogę co i kiedy zjeść - czasem mnie jeszcze skręca jak pomyślę o jakimś ociekającym czekoladą murzynku czy pizzy. Ale wszystko się da przeżyć. BBF mówi, że zostało 69 dni. Kto wytrwa, jak nie ja!?
Aaa, położna okazała się cudowną kobietą. Bardzo pozytywnie nastroiła mnie wtedy na resztę dnia. Dała wiele ważnych i budujących wskazówek. Mam nadzieję, że równie dobrze zajmie się mną i dzieckiem w tych najważniejszych i najtrudniejszych dniach po porodzie
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 listopada 2015, 08:30
Dzięki, Zelma, za mobilizację, żeby się odezwać
Jakiś chwilowy zastój informacji u mnie, co nie znaczy, że nic się nie dzieje lub dzieje się źle, Ot, chyba wena opuściła zwyczajnie.
Ale pokrótce - S. miała urodziny. W sobotę wyprawialiśmy małe przyjątko dla najbliższych (Babcia, Dziadek, przyrodni brat, wujek niestety nie dotarł ) - było bardzo miło. Posiedzieliśmy, pojedliśmy, poplotkowaliśmy. Mama nie mogła się nadziwić jaka S. i M. (brat) są podobni, a równocześnie, jak bardzo M. jest podobny do ojca - nie tylko wizualnie, mimo że wychowywał się na drugim końcu świata (większość życia spędził w Stanach ).
W niedzielę w ramach prezentu dla S. byliśmy na koncercie Justyny Steczkowskiej. Udało nam się nawet dostać za kulisy, zdobyć autograf, chwilę z Justyną pogadać, zrobić zdjęcie S. u Justyny na kolanach - czyli generalnie cud, miód i orzeszki, bo S. jest zagorzałą fanką i obecnie nowa płyta Justyny (nabyta po koncercie, a jakże!) leci w głośnikach niemal non stop, a S. podśpiewuje piosenki w wannie, przy jedzeniu i takie tam
Agatka ma więc również wymyślone wreszcie drugie imię - Justyna właśnie, ha ha!
Z wieści okołociążowych - proktolog zaliczony. Czopki i nasiadówki w użyciu, więc hemoroidy odpuściły - nie bolą, nie krwawią, jest całkiem OK.
W sobotę przed imprezą zaliczyłam jeszcze IP w szpitalu, bo na porannej wizycie lekarka miała wątpliwości co do tętna Agatki, podejrzewając barykardię - w związku z czym w szpitalu podpięli mnie na 1,5h do KTG, potem robili USG przez powłoki i dowcipne - na szczęście niczego nie wykryto i wypuścili mnie do domu - i ok, bo to ja byłam tego dnia odbierającą tort z cukierni
Mama była u nas przez 5 dni, skutkiem czego temat wózka został ogarnięty. Tyle siedziałyśmy, wybierałyśmy, myślałyśmy, a potem jeździłyśmy po sklepach, żeby obejrzeć na żywo, że w końcu się udało. M. model zaakceptował, do koloru się nie wtrąca, także gitara gra
Zostaje model Baby Design Lupo Comfort w kolorze grafitowym. I niech mi tylko ktoś spróbuje zmienić koncepcję, to zamorduję, bo nie mam już siły zarwać kolejnej nocy we wczytywaniu się w kolejne wózkowe parametry Wózek wybrany, będziemy go zamawiać jakoś na początku grudnia - tak samo jak materacyk do łóżeczka - i tu chyba zdecyduję się na piankę z kokosem i gryką, czyli klasyka Przez chwilę przeszedł mi przez myśl lateks ... ale wolę zainwestować te pieniądze w leżaczek-bujaczek No chyba, że macie jakieś wskazówki w tej kwestii, to chętnie poczytam
Przez cały tydzień miałam genialny humor. Wiedziałam, że ten stan nie może trwać wiecznie. wczoraj miałam cały dzień cukier w górnych granicach normy + mega-ospałość. Dziś po śniadaniu już 155. Jestem przerażona i wyję od rana ...
Naprawdę ta ciąża mnie już psychicznie wykańcza ...
Cukier nadal kiepskawy, ale max do 135.
Za to wieczorem ciśnienie znowu dało popalić, bo przecież jak nie urok to ...
Naprawdę odliczam już dni do 35tc ... a najlepiej do 37
Proszę o porady, czy wszystko uwzględniłam
TORBA NR 1 - „porodowa”
- koszula do rodzenia
- szlafrok
- klapki
- ciepłe skarpety
- pończochy przeciwżylakowe (jeśli sn, to niestety u mnie konieczność - chociaż zastanawiam się czy nie założę ich jeszcze w domu )
- maszynka do golenia + pianka (przy moich żylakach nie podejmuję się tematu ogolenia się samodzielnie, więc położna będzie proszona o pomoc )
- czekolada gorzka
- woda mineralna
- kanapka
- dokumenty + wyniki badań
- żel antybakteryjny do rąk
- pomadka ochronna do ust
TORBA NR 2 - „szpitalna”
- 2 koszule do karmienia
- 3 pary skarpet
- kosmetyczka (żel do mycia + żel do higieny intymnej + szampon + krem do rąk + szczoteczka do zębów + pasta do zębów + grzebień)
- podkłady poporodowe – 2 paczki
- majtki jednorazowe – 2 paczki
- wkładki laktacyjne – 1/2 paczki
- 2 biustonosze do karmienia
- 3 komplety ubranek dla Agatki
- rożek
- 3 pieluchy tetrowe
- Pampersy – 1 paczka
- chusteczki nawilżane – 1 paczka
- Linomag do pupy (?)
- smoczek (?)
TORBA NR 3 - „na wyjście” (zostaje w domu, M. przywozi, gdy przyjeżdża po nas po wypisie)
- moje spodnie
- moja bluzka
- kombinezon
- czapeczka + szalik + rękawiczki
- ubranko „na wyjście”
- kocyk (?)
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 listopada 2015, 12:33
Siąść i płakać z tymi lekarzami normalnie.
Jak zapewne pamiętacie chodzę sobie ostatnio do poradni patologii ciąży w szpitalu uniwersyteckim (czyli szpitalu nr 3 - krążyłam swego czasu od Annasza do Kajfasza )
Byłam jakieś 3 tygodnie temu - pani doktor zrobiła USG, po czym "papa" rączką. Na moje pytanie o Clexane (na żylaki sromu) zostałam wyśmiana. I to by było na tyle.
Dziś kolejna wizyta - inny lekarz. USG zrobione - A. waży 2168g, po czym obejrzał mi srom, grzebnął paluchem (swoją drogą tak niedelikatnie, że zobaczyłam nieboskłon), po czym zaopiniował, że ABSOLUTNIE nie ma chuja we wsi, żebym rodziła naturalnie, co podkreślił dobitnie 2 razy. I z zaskoczeniem zapytał "a dlaczego pani nie bierze Clexane?". Aha.
Dostałam receptę, pierwszy zastrzyk w brzuch uskuteczniłam [przy pomocy pielęgniarki z mojej przychodni - są jeszcze LUDZIE w polskiej służbie zdrowia], a teraz idę płakać i psychicznie przyzwyczajać się o myśli o cc. Spakowaną torbę na poród naturalny mogę wyrzucić / przepakować - na razie nie mogę na nią patrzeć bez świeczek w oczach
Kolejną wizytę w poradni patologii ciąży lekarz wyznaczył na 21.12 - "wtedy umówimy termin cc". No ale hallooooo, to jest 38tc! nikt nie pomyślał, że może być do tego czasu po ptokach!?
Dobrze, że w sobotę (21.11) mam wizytę u mojej ginki, bo bym chyba zwariowała od tej niewiedzy, co dalej. Zwłaszcza, że ja naprawdę nie chcę rodzić na Kopernika! Może da się jednak zrobić cc w Żeromskim ... ehhh.
Aaa, "miły" pan doktor dał mi jeszcze skierowanie do poradni diabetologicznej i poradni kardiologicznej (bo nieważne, że chodzę prywatnie). Uśmieję się pewnie, jak zadzwonię jutro, a terminy będą na styczeń / luty albo i później
WOW, właśnie mi opadła kopara w dół !!!
Zadzwoniłam do poradni diabetologicznej przyszpitalnej (wczoraj dostałam skierowanie). Babka przez telefon wypytała mnie szczegółowo o wyniki badań, które robiłam (czyt. krzywa cukrowa), który tydzień ciąży itp. itd., o to jaką dietę stosuję (od razu przez telefon uświadomiła mnie, że "na oko" to nie dieta, trzeba ważyć i stosować się stricte wytycznych - prawdopodobnie po takiej diecie moje cukry będą kompletnie w normie, bo wynik krzywej cukrowej miałam ładny - nawet poniżej norm, które obecnie obowiązują w diagnostyce ciążowej cukrzycy aha, w sumie to dobrze wiedzieć )
I znalazła mi termin (uwaga, fanfary!) na 26.11 !!!!!!!!!! czyli za 6 dni !!!!!!!!!!
Najprawdopodobniej spędzę tam pół dnia - od 10 do 14 - będą mnie ważyć, mierzyć, badać, edukować itd. Emocjonująco I kosmicznie jakoś
Jeśli jeszcze uda mi się dodzwonić do poradni nadciśnienia i uzyskać równie nieodległy termin, to uznam, że dziś jest dzień cudów
PS. Spałam dziś 3h, więc jestem nakręcona jak ruski zajączek
Do poradni nadciśnienia dzwonię od piątku - bez skutku - albo zajęte, albo nikt się nie zgłasza. Wiszę więc sobie na słuchawce, a w międzyczasie jem - co 2h. Ciągle jem, ciągle pichcę, ciągle układam menu na kolejny dzień. Do znudzenia A mimo to waga stoi w miejscu - fenomen tej cukrzycowej diety mnie doprawdy zadziwia
A poza tym próbuję znaleźć jakieś pozytywy związane z koniecznością cc. Póki co marnie mi idzie. Ale na piątek umówiłam się z moją środowiskową położną. Mam nadzieję, że ona mnie jakoś podbuduje i wyjaśni, że strach ma tylko wielkie oczy ... Bo ma, prawda!?
No więc ... do poradni nadciśnienia nie dodzwoniłam się przez 4 doby, toteż dziś potuptałam tam osobiście. Dowiedziałam się, że moje ciśnienie nie jest na tyle zatrważające, żeby być stałą pacjentką poradni (hurrraaa!), ale oczywiście jeśli będzie się nasilać lub częściej niż teraz (skok średnio raz na 2 tygodnie), to mam się zgłosić i zostanę przyjęta na wizytę "od kopa" skierowanie ważne jest dożywotnio
W poradni diabetologicznej dowiedziałam się, że NIE MAM CUKRZYCY! No i super hiper, gicior itd Przecież mój prywatny diab też stwierdził li i jedynie "nieprawidłową tolerancję glukozy w ciąży" i nakazał dietę, samokontrolę i ogólnie takie takie. Diablo ze szpitala powtórzyła to niemal słowo w słowo W związku z brakiem cukrzycy paski do glukometru są nierefundowane (ale mam się nie wygłupiać z mierzeniem cukru co posiłek, tylko max 4 razy na dobę, a nawet rzadziej), do tego mam sobie badać ketony w moczu - tak na wszelki wypadek. Gdybym się była zgłosiła do nich jakieś 3tygodnie temu, to zrobiliby powtórkę krzywej cukrowej. W 34tc grozi wywołaniem przedwczesnego porodu, a tego nie chcemy. Tak więc żyć jak dawniej, ale jeść dalej ostrożnie - z korzyścią i dla mnie, i dla dziecka przecież
W ramach samokontroli (i z tej dzikiej radości o braku cukrzycy) na obiad wszamałam lasagne !!! (boshhhh, jaka była pyszna!), a cukier 102 Po 1/2 drożdżówki, 1/2 pączka i kubku kakako na podwieczorek nieco gorzej (135), ale tragedii nie ma, więc lekka kolacja powinna wszystko unormować.
Także to był bardzo pozytywny dzień dzisiaj. I ten miesiąc jeszcze jakoś się we względnie dobrym humorze jeszcze doturlam Jakby jeszcze Clexane zadziałał tak cudownie, że zniszczyłby moje żylaki i mogłabym rodzić sn, to chyba bym fruwała pod sufit. Ale może to już za dużo szczęścia naraz?
Aaa, jutro przychodzi położna pogadać o tej nieszczęsnej cc. Więc mam nadzieję, że też mnie pozytywnie natchnie. Bo ta kobieta "ma tę moc"
Plan pakowania torby miałam na jutro lub wtorek.
A. jednak postanowiła mi te plany pokrzyżować i zmusiła mnie do pilnego pakowania w sobotę. Skurcze (REGULARNE!) co 4 minuty to w końcu nie przelewki, nie!? I to przez kilka godzin.
Co prawda Mąż wylajtowany z S. instalowali zakupioną w tygodniu zmywarkę do naczyń, a ja się pakowałam. Biegałam jak z pieprzem, nastawiłam jeszcze w międzyczasie 2 pralki prania. A ja już w końcu po 3h zasiadłam na d.... to wszystko minęło Co zresztą do przewidzenia było, ale przezorny zawsze ubezpieczony, więc wolałam już te torby dopiąć na ostatni guzik
Tyle rzeczy jeszcze się ma dziać przez najbliższe 3 tygodnie, że ja zwyczajnie nie mogę sobie pozwolić na rodzenie - ostatecznie godzę się na 18.12 - to taka najwcześniejsza data. Słyszy, Małe? Słyszy? No. A tak w ogóle to najlepiej po Świętach lub wręcz po Sylwestrze
35t2d wg OM
Nadal w dwupaku, chociaż akcja skurczowa nr 2 miała też już miejsce, 2 dni temu - zabawne, że byłam akurat za kółkiem, co oznacza, że była to prawdziwa jazda na krawędzi
Cukier od kilka dni ustabilizowany - nawet po niewielkich grzeszkach.
Zaczęło się czyszczenie organizmu.
Naprawdę zaczyna to wyglądać na początki CZEGOŚ
Próbując obejść system umówiłam się w "moim" szpitalu (czyt. Żeromskiego, w tym, którym chciałam rodzić) na KTG na 18.12. Bo w Szpitalu Uniwersyteckim tylko ze skierowaniem i muszę się nasłuchać tyle ich marudzenia, że już mam dość. Zresztą ... w ogóle w SU czuję się jakoś tak przedmiotowo traktowana i upokarzana na każdym kroku. Nie w takich warunkach wyobrażam sobie przyjście na świat mojej Młodszej Córki. Więc może jeszcze nic straconego i uda się z Żeromskim. Byle do tego 18.12 wytrzymać. Byle mnie tam wtedy ktoś obejrzał i jakieś decyzje mądre podjął
35t4d wg OM
Ależ mam od wczoraj przypływ energii. Normalnie roznosi mnie od środka. Korzystając więc z nadmiaru sił zaliczyłam wczoraj 3km spacer i 2 seanse w kinie (se se se!), a właściwie 2 seanse w 2 różnych kinach Oł je!
Z racji tego, że p. Małgosia przyjdzie sprzątać w poniedziałek, to nie biorę się za odkurzanie i inne takie, chociaż czuję, że dziś spokojnie sprostałabym temu wyzwaniu, no ale bez przesady ... od kilku miesięcy tego nie robiłam, a jak dziś zacznę to jutro urodzę, co to to nie! Jeszcze 2 tygodnie czekamy grzecznie w brzuchu
Nowa zmywarka do naczyń sprawuje się znakomicie, więc nawet naczyń sobie pomyć nie mogę. Obiad gotowy, tylko podgrzać - no i co ja mam biedna robić? Z nudów wstawiłam więc pranie - to zawsze sprawdza się znakomicie. Bo nawet film czy książka mnie wkurzają - wszak trzeba przy nich bezczynnie siedzieć
M. z S. wybyli gdzieś w tajemnicze miejsce (nie chcieli się przyznać gdzie i po co), oznajmili jedynie, że będą za 2h ... no i dobra, krzyżyk na drogę, tylko jakoś tak trochę cicho i nudno tu teraz w tym domu
Babie nie dogodzi A babie w ciąży to już w ogóle ...
ZELMA - GDZIE SIĘ PODZIAŁ TWÓJ PAMIĘTNIK!?!?!?
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 grudnia 2015, 12:48
Diabetolog nie dał recepty na paski???!!! Toż to bardzo dziwne bo to refundowana przyjemność jest przecież! Powodzenia jutro:)
Współczuję tego codziennego kłucia, a o służbie zdrowia to tym razem sie już nie wypowiem.
Będzie dobrze! Myśl pozytywnie :)
No i dobra, sytuacja sie rozjasnia. Bedzie dobrze Mła, zobaczysz!
U mnie najgorzej podnosi cukier... Bialy ryz. Nie mialam pojecia, ze to cholerstwo takie niebezpieczne ;) cala reszta posilkow (wlacznie z kupna pizza, makaronem, chlebem, owocami...) nie powoduje duzych problemow ;) trzymam kciuki