W środę szczepienie na rotawirusy, które "zepsuło mi córkę" na kilka dni. Waga 5380 (przybiera 300 na 2 tyg) i 57,5 cm
Po szczepieniu zrobiły się koszmarne noce, od 3 nie dało się już jej odłożyć do łóżeczka, nawet w łożku nie chciała spać obok, spała na mnie. Chodziłam jak ząbi, tym bardziej, że dni też były ciężkie. Ale powoli wrócił do normy. Następne szczepienie mamy 5.12, a później 21.12- ale to przesunę na po świętach bo chciałabym spokojnie je spędzić.
Mamy też trochę problem z wieczornym usypianiem, ale to chyba mój błąd. Pomija drzemkę o 16, i o 17 już jest mega marudna (po naszemu o 18) więc szykujemy się do spania, po kapieli zasypia ekspresem, po czym wybudza się 2-3 razy co 10 min po odłożeniu do łóżeczka. Więc jutro zrobimy drzemkę i zobaczymy.
Hanka smieje się w głos np. na dźwięk aspiratora Nadal mamy bunt fotelikowy - zobaczymy jak pojedziemy we wtorek na zakupy. Trochę się tego boję bo będzie to pierwszy jej wypad do centrum handlowego. Wezmę jej gondole, i mam nadzieję, że będzie myśleć ze jest na spacerze i uda mi się kupić coś na chrzciny.
Coraz ładniej zarzuca tyłkiem wiec coraz bliżej obracania.
Zaczeła się interesować matą edukacyjną i...kotem, który również interesuje się matą.
Na brzuchu pięknie podnosi główkę, trzyma ładnie, robi kołyskę.
Ostatnio dostała pierwszy atak takiej histerii, ze nie mogam jej uspokoić. Nie pomogło chuchanie do buzi, zimna ręka ba brzuch, tulenie, lulanie, tatuś, pierś- nic. I w sumie bez powodu. Było to trochę przerażające.
Kupiłam cudowny zestaw na chrzest, sukieneczka, futerko, buciki, czapka, opaska i płaszczyk.
U nas już mocne hartowanie bo w ciągu dnia było - 6st, Hanka nadal "przejściowym" kombinezonie i cienkiej czapce. Jutro wizyta w centrum hand.
Próbowałyśmy pampersów DADA - dla nas beznadziejne, w pampersie po 2 h nie ma tak napchane jak w dadzie po 1 siku.
ZUS nie przelał mi w tym msc macierzyńskiego hahha próbuję się dodzwonić na infolinię a tam "twój czas oczekiwania 46 min" yhm
Chudnę, na szczęście.
Ostatnio wypad do centrum handlowego w pełni udany. Na początku była niezadowolona z jazdy w foteliku, ale babcia ją zagadała. W centrum grzeczna, nie płakała, 2 x się nakarmiła. Bardzo się cieszę, że można ją zabrać "w tłum".
W sobotę babcia zajmowała się Hanką, a ja poszłam do fryzjera...nie było mnie 2,5 h - Hanka nawet nie zapłakała W chwili, w której pojawiłam się na horyzoncie to rozpłakała się bo przypomniało się jej chyba, ze głodna Aha, a ja wróciłam z bólem żołądka ze stresu
Haneczka z resztą uwielbia moją Mamę.
Z smutniejszych tematów, mamy epizody kolkowe. Głównie wieczorem, po kąpieli i położeniu do łóżeczka. Tak przerażający płacz, że moje serce pęka. Niestety na jej płacz tak przeraźliwy reaguję płaczę, na który nie mam wpływu, co wiem, że jej nie pomaga. Ostatnio D>jechal wieczorem do apteki po krople, które chyba bardziej pomogły mi, niż jej. Mi- myśl, że "coś" zrobiliśmy.
Wczoraj też był ciężki dzień, nie mogła zrobić kupy, niby wiem, że na piersi może nie robić kilka dni, ale widać było, że próbuje przeć a nic z tego i powoduje to dyskomfort. Cały dzień markotna, płaczliwa, a że miałam mnóstwo pracy (dzisiaj chrzciny były) to byłam przerazona. Na szczęście przyjechała Mama i pomogła mi się ogarnąć. Na prawdę Matki to skarb.
Dzisiaj były chrzciny, HAneczka wyglądała cudownie, miło spędziliśmy czas. HAnka w siódmym niebie - chętnie się nosiła, ucinała drzemki to u chrzestnej, to u babci, smiała się, gaworzyła.
Ja dzięki babci, która rano zajęła się Hanką, ogarnęłam się i wyglądałam w końcu jak człowiek, miałam czas pogadać ze znajomymi, było fajnie.
A, i jeszcze jeden sukces - w ciągu dnia Hanka drzemki ma w łóżeczku, casami 30 min, czasami godzinę, ale zawsze to jakiś czas kiedy mogę np. nic nie robic.
D. zapalenie oskrzeli- antybiotyk. Ja, grypa, dawno tak paskudnej nie miałam. Hanka na szczęście zdorwa, ale przesunęłam jej szczepienie na przyszły tydzień, tak na wszelki wypadek i zobaczymy czy pojdziemy.
W poniedziałek usypianie wieczorne trwało 2,5 h, kazda próba odlozenia kończyła się płaczem. Ona chce na noc zjeść obie piersi - trochę się tego zawsze boję żeby znowu nie ukisiła jedzenia w zołądku, ale po podaniu drugiej, zasypia. Kilka nocy z rzędu wybudza się co 45- 60 min, przystawia się do piersi pije kilka łyków i spi. Szaleństwo.
Wczoraj miałyśmy bioderka, wszystko ok, następne badanie, jak sama usiądzie.
Brzuszek niby ok, ale ma przeogromne gazy. Odchodzą w nocy, w ciągu dnia, czasami seriami. Brzuch nie jest wzdęty, zazwyczaj odchodzą bez objawów dodatkowych, czasami pręży się i płacze. Przestała ulewać. Epizody kolkowe ustały. Kupy dzisiaj 4 dzień nie ma- ale nie wydaje mi się żeby ją to męczyło. Czekamy. Aż się boję co to będzie jak zrobi tą kupę
Trochę martwią mnie te gazy czy to nie jakiś objaw alergii.
Z uporem maniaka ssie piąstki, lalkę, koszulkę wszystko co w danej chwili dorwie. Pozwalam jej na te piąstki bo podobno dochdzi do samouspokojenia, poznaje swoje ciało itd., tylko zastanawiam się czy ona przez te ssanie nie połyka powietrza i stad te gazy.
Zastanawiam się dlaczego jeszcze nie łączy rączek, wszędzie piszą, że to umiejętność, którą nabywają w 3 msc. My mamy już 3,5 Kładzie rączki na kolankach, które ładnie podciąga.
Ostatnio przeturlała się z brzuszka na plecy. Najchętniej robi takie wygibasy na przewijaku.
Koleżanka, która ma synka starszego o 3 tyg, wrzuciła ostatnio zdjęcia młodego w chodziku. Serio ktoś jeszcze z tego korzysta? A pisze mi,że brakuje mu jeszcze 5 cm do ziemi... chciałabym jej coś powiedzieć, ale powstrzymuję się.
Ostatnio też przyjęłam metodę "nie tłumaczenia się". Dlaczego szczepię wszystkim (oprócz grypy), że noszę, że codziennie spacerujemy, ze nosi cienką czapkę, że będę karmić tylko piersią do 6 msc, ze w tych ciuchach jej nie jest zimno, że kot jej nie zagryzł i nie ma tego w planach, że nie trzymam diety, że kupiłam drugi fotelik, że nie chce żeby ją "ciotki" nosiły i milion innych rzeczy. Po prostu. Już nie chce mi się opowiadac pani w sklepie, że się hartujemy, a na ciepła czapke jeszcze przyjdzie czas, ani znajomym, o szczepieniach i wysłuchiwania o napędzaniu kapsy firmą farm. Każdy ma jakąś "mądrą radę" i sprzedaje ją - a może ktoś najzwyczajniej w świecie nie chce tych rad?!
I jeszcze jedna sprawa. Jutro mieliśmy mieć zozieraczki przyjaciela D. Ale w związku z tym, że oboje czujemy się źle, a Hanka już i tak walczy ze stadem wirusów, zdecydowaliśmy, że przełożymy to. Dzwonię do znajomej, ona odbiera i ledwo mówi. Mówię jej w czym rzecz, a ona szczerze rozczarowana, choć ledwo mówi. Pytam jej czy też jest chora- owszem ona chora i mąż również. To jak się kuzwa wybierali na te zozieraczki? Ludzie są serio tacy bezmyślni?? Nie robimy jakiejś specjalnej szopki i jak np. wpada koleżanka z córą, która ma katar, nie robimy scen- niech się Hanka uodparnia, do sklepów też ją zabieramy mimo panujących wirusów, ale czy na zozieraczki trzeba iść mając grypę??
A- najlepszy lek stawiający na nogi tych, którym nic nie wolno to: szklanka ciepłego mleka, do tego łyżka masła, miodu i 3 zabki czosnku.
Nie zaszczepili nas. Brzuszek jest twardy mimo porannej kupy. Kazała nam zbadać mocz (i ciekawe jak ja upoluję ten poranny), i zażywać floraktin activ- probiotyk i espumikon, ale tego nie było i kupiłam espumisan. Ja mam trzymać dietę bo ewidentnie szkodzi jej coś co jem. Obstawia lekarka, że węglowodanami ją przemęczyłam.
Temperatury nie ma, kataru nie ma, uszy czyste, osłuchowo czysta.
W czwartek wizyta.
Ostatnie kilka dni marudne mocno, dzisiejsza noc wybudzanie co chwilę, tulonko, od 4 wspólne leżakowanie. A rano chciała odsypiać noc, a na 8 było szczepienie.
Po powrocie do domu, dziecko jak nowe- 40 min oglądania karuzelki, 45 min drzemki, kolejne 30 min na macie, teraz znowu karuzelka.
Na macie kolejny raz przekręciła się z brzuszka na plecy - to idzie jej ładnie. Pierwszy raz, sama złapała też się za rączki i zaczyna szarpać się za bluzeczkę. Siegneła też po grzechotkę (choć to mógłbyć czysty przypadek).
Śniegiem sypnęło. Mój 4 x 4 bolid u mechanika i poniewieram się volvo D. - co spowodowało, że miałyśmy średnio kontrolowany poślizg.
Ja mam trzymać dietę. Martwię się bardzo. Mam mnie uspakaja, że to usg to >na wszelki wypadek" i tak też próbuję sobie to tłumaczyć.
Noc po szczepieniu jak gehenna, wybudziła się o 22, nakarmiła i już nie dała odłożyć. Wczoraj już ok, ale nadal markotna.
Czwarty dzień brak kupy, jutro będę próbować rureczką windi.
Jeszcze się zastanawiam bo podczas masażu mizia sobie kolanka, brzuszek i ściera masło kakaowe, a później oblizuje te rączki.
A, cały dzień bardzo ok, bawiła się, śpiewała ( a talent ma, niejedna opera będzie się o nią biła), nie płakała, nie wiła się, wieczorem fajnie na macie przed kąpielą. Zobaczymy jak noc minie.
Czwarty dzień brak kupy, jutro będę próbować rureczką windi.
Jeszcze się zastanawiam bo podczas masażu mizia sobie kolanka, brzuszek i ściera masło kakaowe, a później oblizuje te rączki.
A, cały dzień bardzo ok, bawiła się, śpiewała ( a talent ma, niejedna opera będzie się o nią biła), nie płakała, nie wiła się, wieczorem fajnie na macie przed kąpielą. Zobaczymy jak noc minie.
W nocy się wybudzała tak często bo podejrzewam, że była głodna- dzisiaj w nocy podałam jej po kolejnym wybudzeniu (ok 40 min po karmieniu) drugąpierś, zasneła i unormowało się spanie.
Za to karmienie w ciągu dnia- to jakiś dramat. Z piersi tyska, ona się krztuśi, jak się zakrztusi to się zrażą i już nie ma opcji jej przystawić. Więc usypiam ją i karmię jak prawie się wybudza.
Wieczorem to samo, pije dwa łyki, drze się, jest wsciekla, zasypia. Teraz czekam aż się wybudzi żeby ją nakarmić.
Jest możliwe, że ona będzie teraz jesc co 4 h w ciągu dnia? Któraś z mam kp coś wie na ten temat?
Dolegliwości brzuszkowe ustały, gazy mniejsze, dzisiaj kupa- po rurce windi.Ogólnie ma dobry czas, "śpiewa", bawi się ładnie- ale woli towarzystwo i to aktywne towarzystwo, czyi trzeba z nią rozmawiać, zagadywać.
A- mam nadzieję, że to nie żadna alergia. Podobno przy uczuleniu na laktozę powinny być biegunki, a u nas raczej nie ma.
Zobaczymy co pokaże jutrzejsze usg.
Dzisiaj w ciągu dnia nakarmiła się sama tylko raz O 10.00 zjadła na spiocha po drzemce i później jadła o... 13.30 (samodzielnie), później przed wyjazdem do lekarza - kilka łyków, u lekarza kilka łyków, po lekarzu kilka łyków. Zasneła jedząc kilka łyków. O 19. wybudziłam ją i zjadła całą pierś na spiocha. Od dzisiejszej nocy piszę godz nocnych karmień. Na razie nie szaleję (tzn już o mało nie oszalałam ze zmartwienia, przy zmysłach trzyma mnie tylko opanowany D.), będę ją karmić na śpiocha skoro się nie da inaczej, a jeżeli się ten stan będzie utrzymywał to po świętach pojde do lekarza. Choć może i tak pójdę żeby mi ja zwazyla.
W wigilię nasza córeczka skończyła 4 msc.
Nowe umiejętności:
- bawi się obiema rączkami
- chwyta przedmioty 2 rączkami
- chwyta się za kolana
- robi mostek
- "śpiewa" podczas każdego usypiania
- podciąga się jakby robiła brzuszki
- zrozumiała zabawę w akuku
- zyskała miano Pirani- wpycha sobie kciuk do busi, pozostale paluszki wyprostowane i tak go ciumcia jakby miała obgryzać go do kosci
Nadal się nie odwraca (te kilka razy z brzuszka na plecki widocznie było przypadkiem), choć robi jakby C- tak się wygina. Umie się też przekręcić na boki.
Leżenie na brzuchu nadal jest "średnioulubionym" zajęciem
Środa okazała się dniem kupy- czyli jakby 1 na tydzień.
Za to mamy nocny bunt Wybudza się co 20-40 min na tulonko, piers, noszonko itd. Wczoraj już byłam jak zombi, jeszcze D. miał dyżur. Wydaje mi się, że ona ma takie nocne perturbacje jak w ciągu dnia spędza ze mną mniej czasu, czyli ktoś ją nosi, zabawia- a nie ja. Wtedy w nocy nadrabia ta potrzebe czułości.
Dzisiaj np. obudziła się o 5.30 i już darowała sobie spanie, do 7.00
Miałyście rację z tym karmieniem- to chyba jakiś kryzys laktacyjny był. Teraz już karmi się ładnie, w miarę radzi sobie z tryskającym mlekiem, sama się odstawia i czeka aż nadmiar wypłynie.
Święta spędziliśmy miło, była siostra z narzeczonym. Wczoraj byłyśmy same bo chłopaki w pracy, ale dziś rodzinnie.
Cudne pierwsze świeta z córeczką. Ubiegłą wigilię przepłakałam- w nocy zaczęłam krwawić, myślałam,że znowu ronię. A w tym roku, Haneczka spędziła ja z nami. Życie umie niesamowicie zaskoczyć. Jestem taka szczęśliwa gdy patrze na te małe paluszki, cudne uszka i uroczą buzię. Ale najcudowniejsze jest ta bezgraniczna ufność w jej spojrzeniu, mam wrażenie, że mówi mi "wiem, że się o mnie dobrze zatroszczysz". Codziennie powtarzam jej, że będę dla niej dobrą matką. Pokazać jej jak być dobrym człowiekiem, nauczyć szacunku i miłości.
D.zmienił się niewiarygodnie od chwili urodzenia Haneczki. Mam w nim ogromne wsparcie i pomoc. Niesamowite jak taka mała istota wpływa na ludzi. D. jest raczej oszczędny w okazywaniu uczuć, mocno zdystansowany. Po tylu wspólnych latach wiem już kiedy "mówi" komplement, albo okazuje uczucia.Natomiast w stosunku do Haneczki jest niesamowity, tuli ją, buziaczki, powtarza, że jest piękna, że kocha, ciągle coś opowiada. Czasami udaję,że idę do sypialni i coś tam robię, a przyłuchuję ich rozmową. Jestem taka szcześliwa.
Przy następnych świętach, muszę nakierować rodzinę co do prezentów dla Hanki. Te święta obfitują w pluszaki. Ale dostała też fajne edukacyjne zabawki, skarbonka została obdarowana.
Hanki problemy brzuszkowe przeszły. Myślę, że lekarka miała rację i po prostu przesadziłam z węglowodanami. W prawdzie podaję jej jeszcze probiotyk, ale espumisan już nie- bo gazy ładnie same odchodzą- choć przezerają nos do mózgu
W wigilię nasza córeczka skończyła 4 msc.
Nowe umiejętności:
- bawi się obiema rączkami
- chwyta przedmioty 2 rączkami
- chwyta się za kolana
- robi mostek
- "śpiewa" podczas każdego usypiania
- podciąga się jakby robiła brzuszki
- zrozumiała zabawę w akuku
- zyskała miano Pirani- wpycha sobie kciuk do busi, pozostale paluszki wyprostowane i tak go ciumcia jakby miała obgryzać go do kosci
Nadal się nie odwraca (te kilka razy z brzuszka na plecki widocznie było przypadkiem), choć robi jakby C- tak się wygina. Umie się też przekręcić na boki.
Leżenie na brzuchu nadal jest "średnioulubionym" zajęciem
Środa okazała się dniem kupy- czyli jakby 1 na tydzień.
Za to mamy nocny bunt Wybudza się co 20-40 min na tulonko, piers, noszonko itd. Wczoraj już byłam jak zombi, jeszcze D. miał dyżur. Wydaje mi się, że ona ma takie nocne perturbacje jak w ciągu dnia spędza ze mną mniej czasu, czyli ktoś ją nosi, zabawia- a nie ja. Wtedy w nocy nadrabia ta potrzebe czułości.
Dzisiaj np. obudziła się o 5.30 i już darowała sobie spanie, do 7.00
Miałyście rację z tym karmieniem- to chyba jakiś kryzys laktacyjny był. Teraz już karmi się ładnie, w miarę radzi sobie z tryskającym mlekiem, sama się odstawia i czeka aż nadmiar wypłynie.
Święta spędziliśmy miło, była siostra z narzeczonym. Wczoraj byłyśmy same bo chłopaki w pracy, ale dziś rodzinnie.
Cudne pierwsze świeta z córeczką. Ubiegłą wigilię przepłakałam- w nocy zaczęłam krwawić, myślałam,że znowu ronię. A w tym roku, Haneczka spędziła ja z nami. Życie umie niesamowicie zaskoczyć. Jestem taka szczęśliwa gdy patrze na te małe paluszki, cudne uszka i uroczą buzię. Ale najcudowniejsze jest ta bezgraniczna ufność w jej spojrzeniu, mam wrażenie, że mówi mi "wiem, że się o mnie dobrze zatroszczysz". Codziennie powtarzam jej, że będę dla niej dobrą matką. Pokazać jej jak być dobrym człowiekiem, nauczyć szacunku i miłości.
D.zmienił się niewiarygodnie od chwili urodzenia Haneczki. Mam w nim ogromne wsparcie i pomoc. Niesamowite jak taka mała istota wpływa na ludzi. D. jest raczej oszczędny w okazywaniu uczuć, mocno zdystansowany. Po tylu wspólnych latach wiem już kiedy "mówi" komplement, albo okazuje uczucia.Natomiast w stosunku do Haneczki jest niesamowity, tuli ją, buziaczki, powtarza, że jest piękna, że kocha, ciągle coś opowiada. Czasami udaję,że idę do sypialni i coś tam robię, a przyłuchuję ich rozmową. Jestem taka szcześliwa.
Przy następnych świętach, muszę nakierować rodzinę co do prezentów dla Hanki. Te święta obfitują w pluszaki. Ale dostała też fajne edukacyjne zabawki, skarbonka została obdarowana.
Hanki problemy brzuszkowe przeszły. Myślę, że lekarka miała rację i po prostu przesadziłam z węglowodanami. W prawdzie podaję jej jeszcze probiotyk, ale espumisan już nie- bo gazy ładnie same odchodzą- choć przezerają nos do mózgu
Haneczka usypiala sie 17-20.00
O 23.30 wybudziła sie,zjadla i usypiala do...1.30 o 2.03 sie wybudziła. I co pol godz wybudzała sie, nie bylo opcji zeby ja włożyć do łóżeczka. O 8 D.zabral ja do salonu, kimnelamtroche. Mam wrażenie ze kręgosłup mi lada chwila pęknie. Oby dzień minął szybko,a noc przyniosła dobry sen. I jeszcze byłoby wskazane zeby moc byla ze mna.
Hahah jeszcze w ciąży nie byliśmy a ustaliliśmy, że albo jedno albo drugie winkuje.
Miałam robić podsumowanie roku, ale nie mam sił na to.
Haneczka miewa trudne noce- zasypia ładnie, śpi do 22/23 i później surrvival -.- 30 min usypianka - 10 spanka, w łóżeczku stęka, kręci się, nawet jak spała na mnie pojękiwała. Rano nie w sosie bo niewyspana, ja ledwo na oczy patrze, a ona już usypianko by chciała bo zmęczona. I cały dzień jęczenie. Łolaboga. CZasami już mnie nerwy brały.
Na szczęście dwie ostatnie noce (tfu tfu nie zapeszając) przespała ładnie. Wczorajszy dzień cały fajny.
Umie coraz dłużej bawić się sama. Wspólne zabawy też coraz fajniejsze.
Zwiększyła swój repertuar- a jaka jest zadowolona ze swoich śpiewów. Kąpiel powoli musimy przenieść do łazienki, bo podłoga w sypialni może tego nie wytrzymać.
Ślicznie bawi się rączkami i stopami. Ładnie odwraca na boczki. Z brzuszka udaje je się odwrócić na plecy. Tłumacze jej, że najpierw trzeba w drugą stronę, ale nie chce słuchać
Ślini się. Wpycha wszystko do buzi. Dzisiaj na buzi- z jednej strony pojawiła się wysypka. Boże żeby to nie była jakaś alergia.
No i spacery. Wychodzimy, udaje nam się dojść do bramky i wrzeszczy. Ale, to nie zwykły płacz tylko w histerię wpada. Ostatnio myślałam, że to po prostu ze zmęczenia bo czasami tak jej się zdarzało, ze popłakiwała, ale dała się uspokoić- tym razem nie dała i D.musiał po nas przyjechać samochodem. Miałam ją już na rękach, ale i tak nie dało jej się uspokoić- dopiero jak wsiadłyśmy do samochodu to się uspokoiła.
Dzisiaj doszłyśmy do bramy, rozdarła się, wzięłam ją na ręce bo taka cudowna pogoda, pospacerujemy trochę- 10 min- rozbieram ją drze się- myślę, może jednak chce tego świeżego powietrza. Zakładam misia, otwieram balkon w sypialni- wrzeszczy dalej. Rozbieram- wrzeszczy, tule, wrzesczy, cyc-wrzeszczy. Uspokoiła się, chce zmienić pampersa- wrzeszczy, uspokoiła się-odkładam wrzeczy. W końcu pora usypiania- zasneła na 10 min. Po drzemce nawet ok, bawiła się, trochę się tuliłyśmy. Następna drzemka- 40 min usypiania- ona ledwo na oczy widzi, śpiewa, ogląda, próbuje ją odłozyc wrzeszczy -.- W końcu zasneła… stwierdziłam, nie ryzykuję i nie ide jej odłożyć, tylko pozwolę spać na mnie, ja poczytam. Umościłam się na łóżku, chwytam książkę i kurwa co?! Kurier- dzwoni raz za razem...obudziła się i już nie zasneła. Tak mi jej szkoda było, taka umęczona.
Sama nie wiem o co może chodzić z tymi spacerami. Przychodz mi do głowy jedynie, ze nie odpowiada jej kombinezon. Wyjełam wkładkę wełnianą bo stwierdziłam, że po prostu za ciasno ma. Ale dzisiaj mimo wszystko to samo. A kombinezon 62 ma za mały, a 68 za duzy i może to ją wkurza. Jutro spróbuję założyć jej kurtkę. Choć kurtkę mamy taką do samochodu- nie zbyt grubą, ale zobaczymy- jak coś kupię nowy kombinezon.
Jestem zmęczona tym siedzeniem w domu. Kocham ją nad życie, D. pomaga jak może, ale po prostu chciałabym wyjść na trochę bez dziecka. Chociaż do lidla.
A. Ale mamy mega progres- nie musimy nosić do usypiania, wystarczy utulanko.
Jest to kolejny dowód na to, że "jak przyjdzie czas to się skończy" Smoczkowała pierś, czasami miałam wrazenie, że cały dzień wisi na niej, wieczorne usypianie to 1,5 h, aż sutki bolały. Później trzebabyło nosić do usypiania- wynosiliśmy swoje, a w zasadziej ja, już nie chce być noszona. CZekam na czasy kiedy zacznie zasypiać sama
Jest mi przykro gdy czasami tracę cierpliwość. Wiem, że ona jest jak radar i odczuwa moje emocje i trudniej jej. Ale czasami ręce mi opadają. Później patrzę w te jej cudowne oczy i mam wrażenie, że ona patrzy z rozczarowaniem na mnie. Tez jestem sobą rozczarowana w takich chwilach. Dzisiaj zamknęłam się w łazience i płakałam.
Ale, dzisiaj się kończy. Odkreślam grubą kreską. A jutro zaczynamy od nowa.
Goziku, właśnie chciałabym karmić do roku, ale boję się co będzie jak pojawią się zębiska
W środę miałyśmy szczepienie na meningokoki. Pierwszą dawkę przyjęła bez problemu, myślałam, że i z tą tak będzie. Środa po szczepieniu była trochę bardziej marudna, ale do przeżycia. W nocy wybudzała się co 20 min, stan podgorączkowy. W czwartek cały dzień temp na granicy 38, i ciągle na rękach. Na nóżce pojawiła się dość duża opuchlizna, zaogniona. Wczoraj zrobiło się lepiej, ale dzisiaj znowu cały dzień jojczenia.
Nie, to nie zęby.
Dzisiaj nawet przy obiedzie musiałam ją wyciągnąć z bujaczka co raczej nam się nie zdarza- i przy posiłkach nam w ten sposób towarzyszy. Ciągle jest jakby zmęczona i marudna. Nawet po drzemce wygląda na śpiącą.
Teraz leży na macie i już jęczy, ale po prostu potrzebuję 10 min na reset mózgu o ile coś mi z niego zostało.
Ostatnio zaczęła się karmić w nocy co 1,5h...jak noworodek. Sama nie wiem czemu tak się dzieje. W ciągu dnia chyba gorzej, odrywa się, szarpie, ryczy.
Ja chyba też mam gorszy czas. Czasami dobija mnie to funkcjonowanie od drzemki do drzemki- już nawet na sacer nie wychodzimy bo jak pół miasta ma słyszeć i podejrzewać ze się nad nią znęcam - to rezygnuję. Znajomi muszą się wpasować w drzemki HAnki, bo ona o ustalonej porze musi i koniec. A teraz nie chce zasypiać nigdzie tylko w sypialni. Już kuzwa nawet przez tel się nie da pogadać. A, no i wrocilismy do systemu drzemki "na mamuni". Drzemki trwaja 29-34 min.
Czasami mam wrazenie, że jeszcze chwila i zwariuję jak zaczyna z tym jojczeniem. A na uwagi, że macierzyństwo jest trudne żałuję ze nie mam karabinu maszynowego w stodole. Acha, stodoły też nie mam. Hahahah i jeszcze pytania z dupy "a jak śpi"- chujowo.
Apogeum wszystkiego było wczoraj- D. idzie w ciągu dnia na drzemkę bo jest zmęczony. TAk kurwa, a ja jestem rześka i kwitnąca i ja snu nie potrzebuję bo żyję miłością (do Hanki, bo jego też bym chwilowo do tej stodoły zaciągnęła). I moja Mama- "przecież to idealne dziecko, takie grzeczniutkie. Dzięki mamo- dobij mnie.
Jestem po prostu zmęczona. Czasami się wkurzam. Sporo płaczę.
I jeszcze ten snieg wszędzie, drugi zawalone, w miasteczku obok wprowadzili kleske zywiołowa (tak, w miejscowości górskiej, w styczniu śnieg jest zaskoczeniem- nie tylko dla pana na letnich oponach).
W sobotę umówiłam się z przyjaciółkami, 1,5 h bez dziecka, 5 łykow wina i suflet z czekoladowy.
Ma Hanka gryzaki, ale nie- lepiej gryzc lusterko przy macie edukacyjnej, albo pałąk.
Już niedługo wiosna i wszystko się zmieni. Czuję to- jeszcze te 4 msc przetrwać.
Tfu tfu tfu odpukać w niemalowane czy tam drewniane.
Dni są całkiem fajne, umie się już bawić sama, zauważyłam, że jak "przeczekam" chwilę jujczenia (czasami suę udaje) to bawi się dalej. Ok. 16 dostaje drugie życie, mam wrażenie,że czeka na D. bo gdy tylko on wchodzi - świat jakby znika i tylko oni na placu boju. Ona gaworzy, smieje się w głos, robią Hankoloty, rozmawiają jakby oboje byli dorośli. Cudne to. No więc generalnie dni mamy dobre, czasami więcej się tulimy i bawimy na łóżku, a czasami mamy moc.
I uwaga- wychodzimy na spacery W prawdzie usypiam ja a dróżce przy domu - w razie W- ale później idziemy dalej. Mieszkamy w miałym miasteczku turystyczny, w górach. I oczywiście marketing srarketing - zapraszamy turystów, a mieszkańców mamy w dupie. Chodniki pokryte kilkunastocentymertową taflą lodu, wózkiem nie ma opcji, drogą nie pójdziesz bo "kozak z warszawy" (bez urazy rodowici warszawiacy) przyjechał na tą "wieś" i ciśnie 500 km, a, że jakto w górach się zdarza- bywa śliski- to zbyt ryzykowne. Więc gdzie ja mam z tym dzieckiem na te spacery? W poniedziałek mam zamiar pofatygować się do UM i zapytać jaka strategia odśnieżania obowiązuje.
Mamy dokładnie wyznaczone drzemki: 10.00 13.30 15.00
A, chyba nie pisałam. NA wizycie szczepiennej lekarka powiedziała, że kupa powinna być co najmniej raz na 2 dni- nawet przy KP i mam ją przepajać wodą. I znowu jestem zniesmaczona, skoro normą jest kilka kup dziennie, ale też 1 na 10 dni to po co ją przepajać? Zdecydowaliśmy, że nie będziemy tego robić i Hanka zaczęła robić kupy codziennie Śmiejemy się, że ze strachu przed tą wodą
Laktacja się w miarę unormowała i mogę spać bez stanika - co jest spełnieniem marzenia. Przed ciążą nosiłam rozmiar A- teraz C. Co biedne kobiety, które C miały przed porodem.
Było to też ciężki czas między mną i D. Dzisiaj zdałam sobie sprawę dlaczego- oczekuję, że D.będzie się domyślał i czytał w moich myślach. Jeżeli tego nie robi ja się wściekam, zamykam w sobie, wkurwiam, płaczę i mam wrażenie, że jestem z wszystkim sama. A D. pyta "czemu nie powiedzialas zrobiłbym to". Yyy no właśnie? Dlaczego nie powiedziałam? Sama zapędzam się w kozi róg. Zawsze uważałam, że kobiety robią błąd udając, że z wszystkim poradzą sobie same i same robią wszystko najlepiej. Teraz ja tak próbuję. Mam jakiś dziwny problem z mówieniem o potrzebach/oczekiwaniach.
D.stara się bardzo. Ja jestem za to suką roku- uszczypilwą, zrzędzącą, jęczącą, narzekająca.
Słaby poczate roku.
NAdal tyję. TZN nadal ŻRĘ to i tyję.
Musze iść do gin bo "wciąga" mi bliznę po cc.
Mimo pigułek mam taki trądzik, że nie mam sił patrzeć w lustro.
Mam trzy przyjaciółki. Ostatnio okazało się, że "nadmieniły" to mężowi, to koleżance, to mamie, że Hanka jest z zapłodnienia in vitro. I "nie sądziły, że będę miała coś przeciwko temu, że powiedzą i , nie wiedziały, że to tajemnica". Kurwa, przyjaźnimy się od lat. A sprawa wyszła bo kuzynka jednej z nich zapytała mnie czy "muszę Hankę gdzieś zgaszac". TAk - do ubojni bydła.
Chyba nawet nie jestem tak wsciekła jak mi po prostu przykro.
A, jakiś czas temu Haneczka miała pełno Boboli w nosie- zakropiłam wodą i chciałam odessać aspiratorem. Wpadła w taki szał, że ciężko ją było uspokoić. Od tego momentu wpada w płacz na dźwięk odkurzacza i blendera…
Wczoraj "krzyknęła" na mnie... już wiem, że nie warto przetrzymywać jej w bujaczku jak jujczy
A propo in vitro- mieszkamy w małym miasteczku- tutaj takie sprawy rozchodzą się jak ciepłe bułeczki. My nie robimy z tego niewiadomo jakiej tajemnicy- wiedzą nasi bliscy znajomi, rodzina. Chcemy sami córce powiedzieć kiedyś w jaki sposób powołaliśmy ją na świat, a nie żeby dowiedziała się od jakiejś kanalii, która np. będzie ją pokazywać palcem i mówić, że "to jest ta z in vitro".
Owszem, jestem dumna, że przeszliśmy taką drogę i, że jesteśmy rodzicami. Ale nic nie upoważnia przyjaciół do rozgadywania takich spraw.
Kropka.
Współczuję histerii wiem jakie to jest okropne. u nas natomiast jest problem z drzemkami w ogóle nie mogę tego uregulować no ale że jeszcze zobaczymy. jestem zaskoczona że dopiero teraz zainteresowała się matą myślałam że to będzie troszkę wcześniej ja mojego młodszego o miesiąc już powoli kładę, ale faktycznie jeszcze nie rozumie o co chodzi myślałam że wkrótce załapie. a to okazuje się że pewnie jeszcze z miesiąc muszę czekać co to z takim dzieckiem robić jak mu się nudzi... Gratuluję odwagi że wybierasz się do centrum handlowego ja to się chyba za bardzo trzęsę nad tym dzieckiem i boję się że mi się rozedrzę na pół sklepu. fajnie że mimo buntu w fotelikowego i obaw przelamujesz się i próbujesz. Szacun.
Najważniejsze to nie bać się i gondola faktycznie czasem lepsza niż fotelik, u nas dłużej w gondoli była grzeczna, teraz juz w foteliku tez ok na zakupach;)