@Kd_eye: W sumie to nikt nie wytłumaczył na jakim cyklu będę miała transwer, ale sądząc po zestawie leków jaki dostałam, zakładam że na cyklu sztucznym, pewnie ze względu na to że do kliniki mam 500 km lekarz nie chce ryzykować, że nie trafimy z owulacją. Mam Estrofem od 2 dc, w 10 dc usg, interesuje ich tylko grubość endometrium, dalej progesteron.
@Marronek: masz rację, w PL można zaplodnić max 6 komórek, nie można też skorzystać z nasienia swojego dawcy, dlatego podchodzimy do IVF w Czechach.
W 3 dobie mamy 8 zarodków kasy A!! Embriolog powiedziała, że się pięknie dzielą 😍 Dziewczyny, Wasze trzymanie kciuków działa!! Dziękuję 💛 dacie radę podtrzymać jeszcze do poniedziałku? 😊
6 dzień po punkcji, 5 doba rozwoju zarodków
Dziewczyny dziękuję! Jesteście dla mnie mega wsparciem. Chciałam wymienić wszystkie, ale wyglądałoby to jak lista wypłat na koniec filmu, nie spodziewałam się, że spotkam tu tyle serdecznych osób, jeszcze raz BARDZO WAM DZIĘKUJĘ! i dodam, że mąż kiedy ostatnio czytałam Wasze komentarze, podejrzliwie spytał dlaczego śmieję się do telefonu i czy kogoś mam, odpowiedziałam że "tak, mam. Całą armię kciuków", więc teraz to już na pewno musi się udać, a dzisiaj przyszła taka wiadomość!
Mamy 7 zarodków na zimowisku (5 klasy A i 2 klasy B ), jestem mega szczęśliwa!
Dodatkowo wczoraj wieczorem zaczęło się krwawienie, myślałam że to efekt tanecznych wygibasów na sobotniej imprezie, ale jednak nie. Dzisiaj rano @ totalnie się rozkręciła, zadzwoniłam do lekarza, że okres, że w 16 dniu, że taki krótki cykl, ale uspokoił mnie, że w czasie stymulacji nie był podawany lek przygotowujący organizm na transfer, więc moje endo jest "zepsute" i taka sytuacja jest normalna. Trochę mnie to zaskoczyło, bo myślałam że odpocznę od leków chociaż na kilka dni, ale chyba moje mrozaczki nie chcą siedzieć długo w lodówce.
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 lutego 2022, 08:39
@Marronek ze względu na znaczną odległość kliniki w przypadku świeżego transferu musielibyśmy jechać wiele km 2x w krótkim czasie lub zostać na miejscu, żadna z tych opcji nam nie pasowała, więc z lekarzem od początku ustaliliśmy, że nie będzie świeżego transferu. Po prostu dostosowali się do naszych potrzeb.
Nie mogę się skupić na pracy (wcale!), do tego herba stygnie za szybko, przerzuciłam się na kubek termiczny. Kurde terminy gonią, a ja przekopuję internety a pro po FET, albo siedzę na OF, mało to rozsądne. Od jakiegoś czasu nie przepadam za swoją pracą, za mało się tu dzieje, ale ze względu na starania o dziecko nie szukałam innej. Czekam, jeżeli zajdę w ciążę zostaję, jeżeli nie, wyruszam na zawodowy podbój świata, może się przebranżowię. Może zrobię przerwę od własnego życia za granicą. Tym czasem wracam do moich tabelek i wykresów.
Postanowiłam się lepiej odżywiać (od dzisiaj, bo wczoraj wchłonęłam dwie paczki chipsów na kolację - niestety kocham junk food), ale poświęcę się i będę zjadać normalne śniadania (czyli kanapeczki zamiast czekolady) oraz będę pić więcej wody. Ogólnie nie odżywiam się najgorzej, ale mam słabość do niezdrowych przekąsek, przed nadwagą ratuje mnie tylko dobra przemiana materii Juto mam zbadać proga żeby sprawdzić czy pozostałe po punkcji ciałka żółte nie zajmują się jego produkcją, z temperatury wynika, że nie, bo wartości idealnie wpasowują się w I fazę cyklu, a przy wysokim progesteronie wartości byłyby raczej wysokie, zobaczymy czy badanie to potwierdzi . Swoją drogą temp to prawdziwa skarbnica wiedzy o organizmie, prowadzenie wykresu to na prawdę fajna sprawa. Znajoma starająca się o dziecko poprosiła o pomoc w interpretacji swoich wykresów, nie byłam w stanie wyznaczyć owu, wykres nawet nie płaski jak nieszczęście, tylko temp skacząca jednego dnia nisko drugiego wysoko, duże rozbieżności temperatur i brak podziału na fazy, okazało się, że ma problemy z hormonami (głównie z progiem). To fascynujące, ciało kobiety jest jak książka, wystarczy nauczyć się języka w jakim jest napisana.
Mam wynik progesteronu, jest prawidlowy (niski tak jak się spodziewałam po temp.) co oznacza, że ciałka żółte powstałe po stymulacji poszły do krainy niewykorzystanych ciałek żółtych. W związku z mutacją PAI mam brać Acard, a po transferze do końca ciąży coś tam w zastrzykach przeciw zakrzepowego. Perspektywa 38 tygodni zastrzyków, nie jest jakaś super fajna, ale jeżeli to ma pomóc to z radością pomiędzy mdłosciami będę się nakłuwać. Pierwszy raz od jakiegoś czasu mam poczucie, że tym razem naprawdę może się udać ☺️
@Marronek dzięki za radę, po zastrzykach przy stymulacji trzeba było masować, więc pewnie bym rozmasowała 😎😅
Pamiętam kiedy pierwszy raz straciłam ciążę lekarz zapytał mnie o zęby, od razu odpowiedziałam, wszystkie które tego potrzebowały są zrobione. Ponoć zęby potrafią siać na cały organizm i są kwalifikowane jako przyczyna poronień. Do dentysty nie chodzę kiedy boli, tylko regularnie, więc uznałam, że tu jest wszystko ok. Ponieważ ceny u mojego stomatologa zaczęły sięgać sufitu, poszłam do innego, tańszego z polecenia. Dentysta odznaczył 4 zęby, w których trzeba wymienić wypełnienie (trochę się mnie to zaskoczyło, bo na kontroli 4 mc temu usłyszałam, że jeszcze jedno i mam znowu spokój na jakiś czas). Stwierdziłam, że chce to zrobić jeszcze przed transferem. Nowy dentysta jest turbo fajny pokazuje mi w lusterku co było w zębie po zdjęciu wypełnienia, nie czuję się przez to naciągana. Wczoraj byłam na drugiej wizycie, wymieniane były plomby w 6 i 7, o wymianę których prosiłam w międzyczasie 2 stomatologów, ale każdy uznał, że nie ma potrzeby. Okazało się, że wypełnienie zrobione ponad 10 lat temu zostało spierd.. miałam wbity fragment plomby pod dziąsłem, w sposób uniemożliwiający wynitkowanie szczeliny, co stworzyło idealne warunki do próchnicy wtórnej i obumarcia dziąsła, mam ok 1 mm tkanki martwiczej, smród po otwarciu tego miejsca był niebywały, ból dziąsła wczoraj wieczorem kosmiczny, czułam jakbym miała tam otwartą ranę aż do kości. W samym zębie pod plombą zrobiło się coś jakby błoto, bo bakterie miały idealne warunki do bytowania, nie miałam szans wyczyścić tego miejsca, jeszcze trochę i doszłoby do zapalenia miazgi.. Jestem wściekła, gdybym nie chodziła regularnie do dent to ok, ale latam z zębami do dentysty jak wariat, bo zwyczajnie mam na punkcie zdrowych zębów pierdolca, a tu takie coś, coś co mogło być przyczyną utary ciąż.. Nawet nie chce o tym myśleć, bo mam ochotę się zwyczajnie rozpłakać i zabić poprzedniego stomatologa.
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 października 2019, 10:51
Gdubość endometrium 0,86 cm, został wyznaczony termin transferu! 24.10.2019!! 😀 Mam zdecydować czy będziemy podawać dwa zarodki czy jeden.. Lekarz mówi, że podałby jeden, ale decyzję pozostawia mi i teraz nie wiem co robić.. 😱 A Wy co radzicie?
Estrofem cały czas
3x1
Utrogestan od 20.10 (N) dowcipnie, w dniu transferu dogardłowo
3x rano
2x popołudniu
3x wieczorem
(Estrofem 3x1)
Emocjonalnie byłam nastawiona na 2 zarodki i tyle by na moje życzenie podano. Uparta jestem, nie lubię kiedy coś mi się narzuca (nawet kiedy robi to lekarz), jednak lekarz dał wybór i pewnie zupełnie nieświadomie zasiał ziarno niepewności, powiedział że "podanie dwóch zwiększa szanse na ciąże, ale mam bardzo ładne zarodki, podałby jeden, bo przy dwóch jest 10% szans na ciążę bliźniaczą, ale oczywiście jeżeli będę chciała podadzą dwa". Powiedział to w taki sposób jakby ciąża bliźniacza była najgorszą rzeczą na ziemi. Zaczęłam czytać publikacje medyczne i statystyki, ryzyko poronień mocno rośnie, zaczęłam się zastanawiać co jeżeli znowu stracę ciążę. Myślę, że zastanawiałabym się do końca życia, czy było to spowodowane ilością zarodków, a przecież zależy nam na powiększeniu rodziny o dziecko, ale nie koniecznie na ciąży bliźniaczej (przynajmniej nie z własnej woli).
Jeżeli jest tam TEN, który z nami zostanie, to na nas poczeka, tak jak my poczekamy na niego. Stwierdziłam, że lepiej podawać zarodki pojedynczo. W końcu mamy ich 7 i tu pojawił się kłopot, zarodki miały być mrożone parami (czyli 3x podwójnie i 1x pojedynczo), pomyślałam że jak teraz podamy jeden i się uda to potem co? Zawsze chcieliśmy mieć dwoje dzieci, czy przy staraniu o drugie dziecko rozmrozimy dwa zarodki i podamy jeden, żeby nie mieć trojga dzieci? Nie pasował mi taki pomysł zupełnie.. a może da się ponownie zamrozić zarodek. Zadzwoniłam do embriologa, a tu niespodzianka! Zamrozili 5 samodzielnie ze względu na ich jakość i te 2 nieco słabsze w dwupaku. Kamień z serca. Decyzja podjęta. Podajemy jeden zarodek.
Dzięki Dziewczyny za wsparcie, rady (każdą dobrze przemyślałam) i pomoc w podjęciu decyzji
(Estrofem 3x1, Utrogestan 3xR, 2xP, 3xW, Acard)
3 dni.. aż trudno uwierzyć. Gdyby rok temu ktoś powiedział, że będę w tym miejscu, nie uwierzyła bym.
Rok temu o tej porze byłam w ciąży i byłam przekonana, że za kilka miesięcy będę trzymać w ramionach nasze dziecko. Ciąża przebiegała książkowo, żadnych plamień czy krwawień, beta wzorcowa, dużo objawów i mdłości, nawet przez ułamek sekundy nie przeszło mi przez myśl, że może stać się coś złego. Dokładnie rok temu, w dniu w którym mam mieć transfer, oglądałam na usg bijące serce naszego dziecka, 21 mm szczęścia, szczęścia, które za ok 10 dni miało nas opuścić, ale dowiem się o tym dopiero na usg za dwa tygodnie, wtedy nasza kruszyna będzie mieć 31 mm. Do końca życia nie zapomnę lekarza, który mnie wtedy badał, czoło miał zmarszczone, na twarzy było widać skupienie, inne niż 2 tygodnie wcześniej, szukał akcji serca. Zanim cokolwiek powiedział, wiedziałam, że jest źle.. Czy to nie ironia losu, że transfer mam w dniu, w którym ostatni raz widziałam nasze dziecko żywe, a wizytę kontrolną, na której mam potwierdzać potencjalną ciążę, dokładnie w dniu, w którym się dowiedziałam, że nasz kruszynek odszedł. Zaciążyłam wtedy w pierwszym cyklu starań i odebrałam od życia wyjątkowo trudną i bolesną lekcję pokory oraz bezsilności, kolejna lekcja przyszła 4 miesiące później, ciąża biochemiczna (5tc), po kosmicznych przyrostach bety wiadomo, że bliźniacza, pęcherzyków na usg nie zdążyłam zobaczyć, przyszła @, od początku czułam, że coś jest nie tak, od początku nie potrafiłam się cieszyć dwoma kreskami na teście. Wiem już, że pozytywny wynik testu ciążowego czy bijące serduszko na usg nie świadczy o tym, że rodzina się powiększy.
Boję się transferu i jednocześnie nie mogę się go doczekać, boję się pokładanych w nim nadziei i boję się porażki. Boję się braku ciąży i boję się ciąży. Ból tamtych dni miesza się z radością przed transferem. To cholernie trudny czas.
Wiadomość wyedytowana przez autora 21 października 2019, 08:25
(Estrofem 3x1, Utrogestan 3xR, 2xP, 3xW, Acard)
Mam wrażenie, że zjadam (tudzież aplikuje) takie ilości tabletek, że niedługo będę świecić w ciemnościach, wszystko po to aby kiedyś móc trzymać na rękach własne dziecko. Ostatnio często przeglądam forum ivf, podglądam losy dziewczyn, ich historie, sukcesy i porażki. To niesamowite ile jesteśmy w stanie znieść, badań, cierpień, porażek cały czas mając nadzieję, że się uda. To cholernie niesprawiedliwe, trudno mi się z tym pogodzić, że tyle fajnych dziewczyn walczy z niepłodnością (nadal ten wyraz nie przechodzi łatwo przez gardło), kiedy inne przeglądają internet pod hasłem „jak usunąć ciążę”.
Jutro transfer, przeżywam emocjonalny rollercoaster, Wasze wsparcie jest naprawdę nieocenione, to zabawne.. nawet nie wiem jak wyglądacie, a jesteście totalnie blisko serca, bardzo Wam dziękuję. Oby do jutra!
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 października 2019, 08:37
(Estrofem 3x1, Utrogestan 3xR, 2xP, 3xW, Acard)
No i po transferze nie jest bolesny, był trochę jak cytologia, najgorsze było wstrzymywanie moczu, "pani przyjedzie z pełnym pęcherzem", no to przyjechałam, a później pielęgniarka w czasie transferu radośnie wciskała głowicę od usg w sam środek tego wypełnionego po samiuśkie brzegi pęcherza ^!$@&#(&%#* !!!! Po transferze usłyszałam "pani poleży godzinę", no to poleżałam. Mniej więcej w połowie tego leżenia poczułam dwa maleńkie ukłucia w macicy "to jest to! zainstalował się!"... eeeem.... mózg wrócił do mnie zanim skończyłam w myślach to zdanie, kolejne brzmiało "i co jeszcze? może już czujesz ruchy dziecka?", to niebywałe jak durnie czasem reaguję na pewne rzeczy i objawy, później oczywiście sama się z tego śmieję. Kiedy minęła godzina leżakowania, biegłam do wc szybciej niż Usain Bolt na olimpiadzie w Pekinie, odprawiając w myślach zdrowaśki, aby nie było zajęte. Modlitwy zostały wysłuchane, nie było. To był zdecydowanie najprzyjemniejszy moment tego dnia (kto choć raz długo wstrzymywał ten wie).
Widziałam wczoraj naszą blastocystkę na monitorze, to niesamowite, że każdy z nas był kiedyś takim kropkiem. Jestem spokojna, przygotowana na każdą opcję (pogodzona z tym, że może się nie udać, jednocześnie oczekując na pozytywny wynik testu). Oczywiście jest to stan na dzisiaj, na ok 11 rano, za godzinę nastrój może się zmienić o 180 stopni. Wszystkie cykle starań, sukcesy i porażki, nauczyły że samopoczucie potrafi być bardzo chwilowe, już nie łudzę się, że do końca dnia będę szczęśliwa i spokojna, ale też nie stanowi to dla mnie problemu, po prostu tak jest i tyle. Zrobiłam wszystko co mogłam, reszta jest po stronie matki natury i dopochwowego progesteronu
Oficjalnie odliczam do 07.11, w tym dniu lekarz zlecił zrobienie bety
Już widzę oczyma wyobraźni jak nie robię wcześniej sikacza (taaaa na pewno)
@czekamynadzidzie myślę, ze to dobra decyzja, trzymam kciuki!
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 października 2019, 11:20
(Estrofem 3x1, Utrogestan 3xR, 2xP, 3xW, Acard)
Licząc wiek blastki i ilość dpt, wypada dzisiaj jakby "8 dpo", w obydwóch poprzednich ciążach 8 dpo miałam już 100% pewności, że jestem w ciąży, implantacja jest u mnie szybko bo w 5 lub 6 dpo, a 8 dpo mam na tyle wysoką betę że wychodzi spokojnie na sikaczach i to nie w postaci cienia tylko dobrze widocznej kreski. Wstałam rano z przeczuciem, że się nie udało, ciało nie informuje mnie że jestem w dwupaku. Zrobiłam test wiedząc co na nim zobaczę, ale chciałam przestać robić sobie nadzieję, że być może ten sztuczny cykl zaburza moje odczucia. Biel wizira. Wiem, że jest wcześnie, ale znam swoje ciało i nie będę robić sobie niepotrzebnie złudzeń. Najchetniej przestałabym już brać leki i spróbowała na cyklu naturalnym, cykl sztuczny mnie zwyczajnie męczy, ale wiem że lekarz się nie zgodzi i będzie kazał czekać do 7.11, jest to stracony czas, w którym mogłabym już rozpocząć kolejny cykl. Oczywiście mała iskierka nadziei, że może tym razem jest inaczej będzie się tliła jak zawsze do samego końca, ale zbyt dobrze znam ten scenariusz.
Pisząc to nawet nie umiem określić co czuje, jestem jakby obok tego co się dzieje. Mix obojętności i rozczarowania. Nie wiem tylko jak to powiedzieć mężowi..
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 października 2019, 09:43
(Estrofem, Utrogestan, Acard, Neoparin, Encorton, Medargin, wit C, wit D, Metafolin, Metylowana B12)
Dzięki Dziewczyny za słowa otuchy, oby się pospełniało
@Krycha, mam pełną świadomość tych statystyk, ale do tej pory się w żadne nie mieściłam. Fakt, że tyczy to tylko naturalnych cykli, w tym sztucznym jestem zupełnie rozbita.. wieczorem piersi są ciążowe, rano nie. Nic już nie wiem, ciało pod wpływem zewnętrznych hormonów jest dla mnie nieinterpretowalne, to zupełnie obce uczucie.
Przez te wszystkie miesiące starań spotkałam wielu lekarzy, którym pokazywałam wyniki badań zrobione samodzielnie, bo nikt ich nie zlecił bo takie badania robi się po trzeciej stracie. Lekarze przeglądali je ze średnim lub mniejszym zaangażowaniem, omijając skutecznie immunofenotyp "a to to nawet nie wiem co to jest, widocznie mało ważne". Jak mało ważne dowiedziałam się zdecydowanie za późno..
Polecono mi abym poszła do naprotechnologa, budżet już leży i płacze, ale pomyślałam, że co mi szkodzi wydalaliśmy na badania tyle, że jedna wizyta u napro nas nie zabije. Okazało się, że nie jedna tylko dwie, bo pierwsza jest wizyta z położną, która zbiera wywiad i zleca badania tak, aby na wizytę do lekarza przyjść już z wynikami (w sumie ma to sens), pierwszy wolny termin był za 2 miesiące. Jestem już po tej wizycie.
Położna była zadowolona z ilości badań, które miałam (jaka miła odmiana) "ooo pani ma wszystkie potrzebne badania i jest najważniejsze immunofenotyp (zaraz, zaraz, a to nie jest to badanie, które do tej pory było takie "obce lekarzom i mało istotne", facepalm), o nie, kiedy pani miała transfer (odpowiadam kiedy) pani musi się natychmiast spotkać z lekarzem, z takimi wynikami szanse na donoszenie ciąży są bardzo małe". Zostałam w trybie awaryjnym przyjęta przez lekarza, który ma dwumiesięczne terminy, tylko dlatego, że wyniki są źle rokujące, a jest cień szansy, że jestem w ciąży". Prawie zbierałam szczękę z podłogi ze zdziwienia, a finalnie tak mnie podejście położnej i lekarza zmiażdżyło, że rozpłakałam się w gabinecie jak dziecko. Jakby ktoś zdjął z moich barków niesamowity ciężar, pierwszy raz poczułam, że nie jesteśmy z mężem w tej walce sami, że nie tylko nam zależy. Pierwszy raz od dawna czułam się w gabinecie lekarskim bezpiecznie (nowe i dziwnie przyjemne uczucie). Dostałam listę zaleceń długą jak papier toaletowy i jeszcze dłuższą listę leków do przyjmowania. Jak się zbiorę w sobie to zrobię notatkę co na co i dlaczego, może się komuś przyda.
(Estrofem, Utrogestan, Acard, Neoparin, Encorton, Medargin, wit C, wit D, Metafolin, Metylowana B12)
8 dpt beta 12,7
9 dpt beta 8,1
Ciąża biochemiczna.
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 listopada 2019, 08:38
(Estrofem, Utrogestan, Acard, Neoparin, Encorton, Medargin, wit C, wit D, Metafolin, Metylowana B12)
@taśta wracamy po kolejnego malucha jeszcze pod koniec listopada (chyba, że @ się przesunie)
@czekamynadzidzie mam wyniki immunologii od pół roku, ale za późno znalazłam lekarza, który się nimi zainteresował opisałam to w przydługawym wpisie z 01.11. Wszystkie wyniki mam w normie, oprócz PAI-1 hetero i NK zdecydowanie powyżej normy, które ograniczają moje szanse na donoszenie ciąży bez wspomagaczy prawie do zera, ale to wiem dopiero od zeszłego tygodnia. Najważniejsze, że już wiem z czym walczymy.
Leki mam brać jeszcze do poniedziałku i w pon powtórzyć betę, bo jest niewielki mikroprocent szans, że zarodek był dobry, ale przez immunogolgię i pai-1 organizm go odrzucił. Dajemy mu jeszcze szansę, oczywiście bez robienia sobie zbędnej nadziei, znam realia, ale bardzo podoba mi się podejście nowego lekarza "będziemy walczyć do końca, dopóki nie będzie pewności 100%, że straciliśmy ta ciążę".
Może to zabrzmi dziwnie w obecnej sytuacji, ale jestem szczęśliwa.
W końcu czuję, że nie walczymy z bezpłodnością i lekarzami, tylko razem z lekarzem przeciw bezpłodności
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 listopada 2019, 13:47
Odstawiam wszystkie leki, aby organizm się oczyścił.
Beta:
8 dpt – 12,7,
9 dpt – 8,1
10 dpt - 2,89
Druga cb w moim życiu. Trzecia stracona ciąża. Czwarty dzieciak.
Nie płaczę, nie zdążyłam się nawet ucieszyć, bo jak zobaczyłam pierwszy wynik bety to czułam że jest za niska, był tylko strach i nadzieja, która umarła ostatnia.
Nie mam wątpliwości, że będziemy walczyć dalej, że odbierzemy każdy jeden zarodek, ale coraz mocniej czuje, że to koniec naszej drogi, że nie mam już więcej siły na dalsze starania, stymulacje, badania itd. ani siły, ani pieniędzy. Chce cieszyć się życiem nie myśląc o staraniach, a one mimo wszystko są gdzieś z tyłu głowy, nawet jak się o nich niby nie myśli. Są jak robak zjadający jabłko od środka.
Wczoraj kolejna wieść o (czwartej już) ciąży u patologicznych sąsiadów, a chwilę później informacja o stracie od dziewczyny z forum, przybiło mnie to do ściany. Po prostu JAK?! Jak to możliwe? Może trzeba w ciąży chlać i wtedy organizm jest zajęty walką z alk a nie z dzieckiem? Czuję złość.
Cały czas na coś czekam, na okres, na owulacje, na transfer, na testowanie, na badania i tak w kółko. Trwam w tym oczekiwaniu od dłuższego czasu odnosząc wrażenie, że dni przelatują między palcami. Życie przelatuje między palcami, pamiętam kiedy podejmowaliśmy decyzję o powiększeniu rodziny, 16 cykli temu.. niby nie dużo. Zleciało szybko. Dopiero teraz zaczynam rozumieć dlaczego starania o dziecko potrafią trwać latami. Nikt tego nie planuje, poświęcamy dużo energii, czasu i pieniędzy, a później przychodzi okres. Można by odpuścić starania po przyjściu @, ale kolejna szansa na ciążę jest już za dwa tygodnie, więc szkoda zrezygnować z tego wszystkiego co się robiło do tej pory, bo może akurat tym razem się uda.. i tak w kółko.
Hormony powoli opuszczają moje ciało, choć temperatura na wykresie wskazuje, że progesteronu nadal jest w nim sporo. Rozmawiałam z lekarzem, spróbujemy podejść na cyklu naturalnym, na sztucznym czułam się nie najlepiej, nogi puchły i byłam jakaś taka ociężała, po za tym wolę czuć swoje ciało, wolę kiedy do mnie mówi, jestem wtedy spokojniejsza.
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 grudnia 2019, 07:02
Im bardziej staram się być dzielna, tym bardziej dostaję w pysk rzeczywistością. Oczywiście kolejna informacja o kolejnej ciąży "no nie planowaliśmy, ale jak już jest to co zrobić" 😶. Miałam podły nastrój, mąż zabrał mnie na kolację i do kina. Po kolacji poczułam się lepiej, zdecydowanie lepiej, pełen brzuszek i kieliszek wina zadziałały rozluźniająco. Wieczór zapowiadał się wybornie, rozsiadłam się wygodnie w kinowym fotelu, zapomniałam o wszelkich ciążach i staraniach a tu nagle zwiastun 1800 gram i dialog jakiegoś dzieciaka z M. Różczką:
chłopiec: gniewasz się bo ci się coś popsuło
MR: nie gniewam się, a po za tym co mi się miało popsuć?
chłopiec: bo nie możesz mieć dzieci
Jakby mi ktoś w pysk dał i to tak z zaskoczenia. Nie będę płakać w kinie, nie będę płakać w kinie, nie będę płakać w kinie. Nie płakałam, ale prawie zęby sobie starłam. Dzisiaj rano odpalam poranną prasę i na miły początek dnia: "dziewczynkę, urodzoną najprawdopodobniej w czwartek, znaleziono w reklamówce na terenie ogródków działkowych".
Serio?
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 listopada 2019, 21:53
Ciąża biochemiczna.. za mało aby zostać matką, za dużo aby o tym nie myśleć. Słynne II..
Dlaczego ze mną nie zostałeś dzieciaku? Co robię źle?
Obiecuję, że będę się starać na maxa, że będę mamą jakiej sama nie miałam, tylko zostań ze mną. Zostań z nami..
Rozpadam się na tryliard kawałków.
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 listopada 2019, 11:29
Psychicznie już mi lepiej, musiałam popłakać, otrzepać się i mogę iść dalej. Chyba bierze mnie jakaś jesienna zaraza, od wczoraj nie rozstaje się z chusteczkami, zapewne w konsekwencji czego, rano obudziłam się z piękną opryszczką poc calusieńkim nosem. Ponieważ nadal smarkam jak oszalała, spodziewam się, że febra rozniesie się po całej twarzy. Heviran z Zoviraxem już włączone do akcji, ale to tak głupie miejsce, że nie ma opcji aby przy wydmuchowaniu nosa tego nie potrzeć. Datkowo doszedł jeszcze pakiet kaszel, mam nadzieję, że do jutra przejdzie bo nie ma opcji abym poszła na L4, za dużo mnie ostatnio w pracy nie było przez starania.
Wooow zarodeczki na szóstke ;).
Dam radę! Dam! Trzymam i dopinguje myślami :)
Kciuki kciuki, będzie dobrze :*
Ale czad 🥰🥰🥰 damy radę z kciukami nie tylko do poniedziałku ale i nawet do porodu 😄
Oczywiście, że damy! Powodzenia :) jest pięknie.
😀🤞🤞🤞🍀
Cudownieeeeee! :) trzymamy kciuki i nie puszczamy!
A to umknęło mi, ze w Czechach masz IVF
✊