X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania 5 lat starań, pcos,IO, hashimoto, niedoczynność, niskie parametry nasienia + immunologia
Dodaj do ulubionych
‹‹ 3 4 5 6 7

9 października 2017, 20:20

Dostałam dziś wyniki kilku badań które robiłam ok 2 tygodnie temu. Czekam tylko na wyniki Food Detective. Wiem już że na pewno nie mam celiakii :)

Witamina B12 - 342,9 pg/ml (norma 197 — 771)
IgA - 1,70 g/l (norma 0,70 — 4,00)
IgA całkowite- 0,83 IU/ml (norma <100)
P-ciała p/tkankowej transglutaminazie IgA < 2,00 RU/ml (wynik ujemny: <20 RU/ml; wynik dodatni: >= 20 RU/ml)

Jeszcze ogarnę poprzednie wyniki i wklepię sobie tutaj. W końcu będę miała wszystko w jednym miejscu ;)

Od prawie dwóch tygodni jestem na tej super diecie- bez glutenu, bez nabiału, bez cukru, bez smaku.
No dobra, ze smakiem.
Nie ogarniam jeszcze wszystkiego, na chwilę obecną zamawiam po prostu jedzenie z cateringu (BM-BG). Chociaż od dziś to już tylko obiady i "kolacja" bo śniadania i zupy nie bardzo mi pasują ze względu na smak jak i skład. Po prostu nie ma tak restrykcyjnej gotowej diety w pudełkach :(
W ramach eksperymentu zjadłam w piątek nieco białego sera a boleści brzuszka miałam do niedzieli :/
Generalnie to pierwsze dni z metą były dla mnie straszne. Moim zdaniem zbyt duża dawka od razu, po prostu zmniejszyłam ją sobie i teraz sukcesywnie, powoli zwiększam. To było trochę jak taka urojona ciąża- mdłości, zawroty głowy, biegunka i zaparcie na raz. I utrata apetytu, nadwrażliwość na zapachy. Masakra. Będę się starała przygotowywać posiłki samodzielnie, chociaż planuję też skorzystać z porady u dietetyka ;)
Misja na jutro- chleb gryczany.

27 listopada 2017, 18:33

Jakiś czas temu zauważyłam, że wszystkie spodnie stały się jakby ciut luźniejsze. Później musiałam nosić do nich pasek a jeszcze później- zrezygnowałam z nich całkiem. Założyłam za to spodnie, które kupiłam na wiosnę z zamiarem wciśnięcia się w nie "kiedyś tam" bo były na wyprzedaży i ostatnie, ale dużo za małe.
Tak, schudłam ! Nareszcie waga w dół !
Prawie 9 kg mniej ( dokładnie to 8,600- od końca sierpnia)
Teraz noszę sukienki i spódnice. Przemalowałam włosy na różowy blond ( zamiast spranego żółtego blondu). I jestem zajebista. Tak się czuję ;)
Jest mi dobrze tak jak jest- praca, przyjaciele, mąż. Pytania o dzieci już nie sprawiają mi smutku tylko drażnią, bo wolę pochwalić się np tym że nauczyłam się nowej techniki i namalowałam nowy obraz. Że zrobiłam piękną dekorację w przedszkolu, że moja podopieczna ze szkoły wygrała konkurs plastyczny. A nie- dzieci i dzieci. Czy brak dzieci sprawia że jestem jakimś gorszym sortem kobiety? Zdecydowanie NIE. I tego poglądu będę musiała bronić jeśli przyjdzie mi do głowy rodzinna wizja świąt.
Ale pieprzę to. Nie chcę być zamknięta w ramach "tradycyjnej kobiety" która przed świętami jedzie na oparach byle poprać firanki i wyczyścić dywany. Bo inaczej Jezusek nie przyjdzie i świąt nie będzie. Żal mi mojej mamy, żal i teściowej. Tej ostatniej chyba bardziej bo całe życie wydaje jej się, że musi zmieścić się w czyjeś oczekiwania i być tą super-matką-polką-gospodynią-sprzętaczką-kucharką. Moja to już jakby trochę odpuściła. A ja to już w ogóle...
W niedzielę nie ma dwudaniowego obiadku i deserku, w sobotę nie ma całodziennego sprzątania huj wie czego a najlepiej wszystkiego. Przed świętami pierdole mycie okien i trzepanie dywanu. Wolę sprzątnąć jak zwykle i zrobić nam coś dobrego do jedzenia.
I przede wszystkim- nie chcę żeby ktoś na mnie patrzył z litością. Wolę być wredna i odpyskować zamiast potulnie być tą owieczką, której inne owieczki żałują bo ogonek ma za krótki a za plecami wzdychają - jak dobrze że to nie ja.
No i tak...

28 listopada 2017, 18:29

Kocham aliexpress :D Przyszła dziś pierwsza z 22 zamówionych rzeczy :D <3 Najbardziej nie mogę się doczekać henny do malowania "tatuaży" i kolczyków. I naszyjnika. W zasadzie dwóch. I bielizny do "spania" :P Widziałam tam nawet tabletki na "płodność" ;)

7 grudnia 2017, 22:05

Właśnie znowu zaczełam stymulację owu i wiecie co ? Przeraża mnie myśl że mogę zajść w ciążę. Autentycznie, czuję po prostu paraliżujący strach, że w tym momencie życia mogę mieć dziecko. Nie wiem czy to dlatego że po prawie 4 latach już się przyzwyczaiłam że jesteśmy sami czy po prostu już sobie ułożyłam życie bez potomka.. A może to praca z dziećmi tak na mnie działa ? Że nie chce mieć takiego dziecia w domu, że lepiej jest wrócić z pracy i po prostu odpocząć w ciszy... Nie wiem co robić :(

11 grudnia 2017, 21:57

Odebraliśmy dziś wyniki badania nasienia, podobno 3 razy więcej plemników. Ale nadal mało, dużo za mało. Ze 100 na 300 tys. W środę mąż idzie do swojego lekarze ale dziś nasz lek. prowadzący powiedział że tamten na 100% skieruje go na operację. 21.12 mam w niego wizytę i powiem mu że nie chcę stymulacji w tej sytuacji. Zbyt dużo mnie to kosztuje psychicznie i fizycznie żebyśmy robili to w ramach eksperymentu przy takich wynikach nasienia. Seks z zegarkiem w ręku, na zawołanie... Kiedy np wcześniej się pokłóciliśmy ale udaję że jest ok żeby chociaż był w stanie odbyć ten stosunek. Czuję się wtedy jak jakaś krowa doprowadzana do byka :/ To jest po prostu okropne.
Ale nie ma tego złego, przyszły dziś stringi "kalvina kleina" :P

13 grudnia 2017, 19:32

Dziś się ważyłam iiii ... równo 20 kg mniej !!! Z 86 na 66 !! Kupiłam sobie zajebistą kieckę z tej okazji, w końcu mam piękne kształty :D Teraz jeszcze dojdą ćwiczenia i będzie perfect :D

15 grudnia 2017, 18:27

Wczoraj byłam na usg, na obu jajnikach jest po jednym pęcherzyku, każdy ma 22 mm. Jak się dobrze bzykniemy do będą bliźniaki :P
Ale wątpię, gin mi nie chciał dać ovitrelle, jutro idę znów jajka podejrzeć a tymczasem... Idę na imprezę firmową "świąteczną". Lecę się zaszpachlować !

16 grudnia 2017, 14:25

Dziś kolejny monitoring. Mam trzy dojrzałe pęcherzyki. Od 26 do 28 mm, endometrium 11 mm. Jestem już po zastrzyku i ekhm... No i czekamy dwa tygodnie na test, być może właśnie zrobiliśmy trojaczki :P Ale jeśli mam być szczera to szczerze wątpię, nie z taką słabą morfologią. Zrobiłam też tsh. A i dlaczego dostałam w końcu ovitrelle ? Bo poszłam do innego gina na usg. Skonsultował się z moim, a jakże. Nie można było od razu mnie posłuchać a nie czekać aż mi pęcherzyków narośnie ?

19 grudnia 2017, 17:22

Pojutrze wizyta u mojego ultra-katolickiego gina a ja ze świeżym tatuażem... Ciekawe czy wyrzuci mnie z gabinetu czy nie ? :P Dziara praktycznie na cały bok ;)
Zapomniałam o najważniejszym, tsh mi spadło do 1,6 czyli progress :D

Wiadomość wyedytowana przez autora 19 grudnia 2017, 17:29

22 grudnia 2017, 18:50

U lekarza było spoko, pęcherzyki pięknie pękły. Wszystkie trzy. Mąż dostał metę i ma zrzucić 20 kg + siłownia 3x tyg a ja z wagą ok. Generalnie to gin nazwał moją sytuację zdrowotną "poważną". Obecnie biorę 10 różnych leków. Mam zwiększoną dawkę bromergonu bo hiperprolaktynemia szaleje.. A i mój miał mieć operację na żylaki w marcu a będzie gdzieś w styczniu. Czyli żadnych dzieci w przyszłym roku, ale to już chyba wiedziałam od dawna.
Mam tylko dwa marzenia na przyszły rok- chodzenie na rurę i skończenie tatuażu. No i może w dalszej kolejności jakieś kolejne dziarki ;) Przynajmniej w końcu robię coś dla siebie...

26 grudnia 2017, 23:16

23.12 zbadałam progesteron. Tego samego dnia po południu wyniki 45 ng/ml . Także ten... Jeśli do 3.01 nie będzie okresu to robię test ;)

31 grudnia 2017, 18:40

Coś mnie boli brzuszek i jajniki, będzie okres jak nic ;) Chociaż... bolą już ok 3-4 dni oraz to 14 dpo i nie mam nawet plamień. Ale czekam do 16 dpo z ewentualnym testem ( trzymając już tampona w dłoni :P )
A i sylwestra spędzę w domu z ogromnym kaszlem i innymi niefajnymi rzeczami typu temperatura 37,3 od tygodnia. Także ten... Szczęśliwego Nowego Roku !

2 stycznia 2018, 20:09

Zgodnie z moimi przeczuciami- okres.
A teraz czas na noworoczne postanowienia ! W sumie będą kontynuacją rzeczy które zaczęłam realizować w ubiegłym roku, ale...
1. Dokończyć tatuaż
2. Zrobić kolejny tatuaż
3. Chodzić na pole dance
4. Chodzić na basen
5. Trzymać się diety i nie tyć
6. Być zawsze sobą :D

No i wystarczy ;) Zrobię tyle, ile zależy ode mnie a to co ode mnie nie zależy- tym się już nie martwię ;)

11 stycznia 2018, 22:52

No i przyszedł. Kolejny rok, kolejny cykl. Ostatni ze stymulacją.
A to tylko dlatego, żeby móc dobrze wykonać badanie/test pct. Podobno trzeba właśnie je robić kiedy śluz jest najbardziej płodny a u mnie taki występuje tylko przy stymulacji.
Chodzimy z mężem do psychologa, bardzo się cieszę. Od czasu wizyty nie kłóciliśmy się ani razu, szok i niedowierzanie. Całe osiem dni spokoju, wow ;) Kolejna wizyta za trzy tygodnie, w tym czasie mamy ćwiczyć to o czym nam mówił psycholog, np relaksacja, przytulanie się nago (tylko przytulanie, żeby nasze "pola magnetyczne" się połączyły :P ).
Waga ciągle spada :) Mąż też przeszedł na dietę. A ja zostaję przez tydzień na L4- doleczam zapalenie oskrzeli...

18 stycznia 2018, 16:03

Tatuaż, l4 i dobre rady ;)

Co robią ludzie na l4? Odpoczywają, dochodzą do siebie po chorobie,tak ? Ogólnie to grzeje się tyłek w domu, szczególnie jeśli jeszcze ma się kaszel. Co robię ja ? Stwierdzam "już prawie nie kaszlę więc umówię się na dziabanie bo ile można chodzić z niedorobioną dziarą a zresztą mam wolne więc na spokojnie dojdę do siebie". Taa... Genialnie.
Przez całą sesję nie miałam żadnych ataków kaszlu, trochę szok. Ale jestem osłabiona po antybiotykach więc liczyłam się z tym że wszystko będzie "gorzej"- boleć, goić się itd. I tu kolejny szok bo w porównaniu z pierwszym razem to było prawie bezbolesne. Prawie. Czułam po prostu nieprzyjemne drapanie w miejscu w którym wcześniej czułam coś na kształt rozżarzonej końcówki bardzo cienkiego noża, który raz po raz zanurza się w mojej skórze. Bolało tylko w miejscu gdzie przed chwilą już było pokolorowane a tatuażysta dodawał np białe kropki ;) I oczywiście na samej kości biodrowej- czułam po prostu wszystkie wibracje maszynki na kości. To samo było przy kolorowaniu na żebrach tuż pod biustem, chociaż przy pierwszej sesji na żebrach nie bolało za bardzo to teraz miałam problem z utrzymaniem nieruchomej pozycji ;)
Ale niczego nie żałuję :D Pobolało i przestało.
Muszę iść jeszcze raz, mimo wszystko nie dało rady skończyć wczoraj. W sumie to sesja trwała od 12 do 20.00, oczywiście były przerwy bo i ja i mój tatuator musieliśmy jeść ;) Z tym że ja oczywiście częściej bo bałam się że jak nagle zrobię się głodna to zemdleję czy coś. Czyli z tych 6ciu godzin spokojnie można odjąć ok 1,5 h na przerwy "bo cośtam".
Do domu wróciłam ok 22 i od razu zasnęłam a dziś wstałam cała obolała tuż przed 12stą. Za długo gadaliśmy po tym dziabaniu, z przyjaciółmi zawsze znajdzie się wspólny temat i robi się posiadówka... Wymyśliliśmy przy okazji co jeszcze można dodać do obecnego kształtu mojego tatuażu i już nie mogę się doczekać następnej sesji :D No właśnie- bo mój tatuażysta to przy okazji osoba z mojego najbliższego kręgu więc mam np taki luksus że robimy przerwy kiedy chcę i mogę wtedy np napić się wina (tylko im więcej alkoholu, tym bardziej boli-sprawdzone info ;) ). No i tak...
A jeśli chodzi o tematy staraniowe to nic ciekawego nie słychać. Owulacja była, seks był, ciąży nie będzie. Czekamy do laparo męża i korzystamy z życia ;)
Tym samym (choć nieco mimowolnie) stosuję się do "złotych", wkurwiających rad z cyklu "zajmij się czymś innym" oraz "nie myśl o tym". Tylko że ja musiałam sama do tego po prostu dojrzeć i być po prostu gotowa przejść na ten kolejny level. A każdemu, kto daje starającym się o dziecko takie rady polecam wsadzić sobie głęboko w du*pę :D

31 stycznia 2018, 23:08

Hej hej :D

Miałam zacząć od smęcenia ale Aleqzi- na samo wspomnienie o tatuażu poprawia mi się humor ;) Bardzo chętnie pokazałabym tatuaż i nawet myślałam wcześniej o tym, ale... po pierwsze- jest duży i ktoś musiałby mi zrobić zdj, po drugie- charakterystyczny, po trzecie- ciągle niedokończony. Także nie chciałabym zostać zdemaskowana ;) Bo to jest rzecz tak bardzo związana z moimi zainteresowaniami, moją historią i charakterem że trochę się boję. Szczególnie że wiem o co najmniej czterech kobitkach z mojego najbliższego otoczenia które są na ovf a niekoniecznie chciałabym żeby wiedziały o mnie rzeczy typu: psycholog, moje relacje z mężem i jego choroby.
Chociaż możemy się umówić że np zrobię wpis jakiegoś tam dnia i przez kilka/kilkanaście min zdjęcie tatu będzie widoczne ;) Ale to i tak dopiero po skończeniu dziarki. O ile wytrzymam do końca bo przyznaję ze wstydem że nie potrafię znieść dziarania z godnością i dlatego czeka mnie trzecia sesja. Dla usprawiedliwienia przypomnę że jest to bok- czyli żebra, biodro. Boli.

A co do smętów... W sumie wszystko " *ujowo ale stabilnie ". Waga znów lekko ruszyła w dół ale bez szału, skupiam się na utrzymaniu tych 65 kg. Gotuję sobie sama, okazało się że potrafię ;)
Z mężem jest jak zwykle- odi et amo. Dziś przez 10 min(słownie- dziesięć minut) stał nade mną i ciągle pieprzył jaką jestem nic nie wiedzącą idiotką bo nie znam hasła do nowego kompa (hasło to jego ulubiona gra- a jest prograczem i gra chyba we wszystkie gówna jakie wyszły na ps). Zepsuł mi się samochód- zepsułam go specjalnie. Wszystko psuję specjalnie i nic nie umiem. Na niczym się nie znam. Bez niego nic nie zrobię.
Jak któraś z moich znajomych czy kuzynek chce wychodzić za mąż przed trzydziestką to staram się ostrzegać jak mogę przed tym głupim krokiem.
Ja żałuję.
Ciągle mam problem z kaszlem. Chodzę już normalnie do pracy ale wracam jak przepuszczona przez maszynkę na lewych obrotach. Bolą mnie plecy, uszy pękają od ciągłego jazgotu. Wszystko mnie drażni. Zjadłam dziś niedozwolone słodycze.Dużo. I spaliłam papierosa.

Niczego nie żałuję.
Wszystko pamiętam.
Nie obiecuję poprawy, nie proszę o rozgrzeszenie.

17 lutego 2018, 15:24

" Tak mi się nie chce, tak bardzo nie chce... "

Trochę mi się ostatnimi czasy dieta rozjechała i już czuję tego skutki. Znów nie mam na nic siły, śpię po kilkanaście godzin dziennie. Przychodzę z pracy i zasypiam. Budzę się ok 21, muszę coś zjeść po czym znów śpię :/
Pozytywna wiadomość to że ćwiczenia z kettlami idą bardzo dobrze ;) Tatuaż już skończony a następny już niedługo :D Nie mówię że będzie ostatni w ogóle ale już nie planuję nic przynajmniej do następnej zimy. Nie mam na razie ani pomysłu ani potrzeby. Ten będzie dla mnie bardzo wyjątkowy :)
Rozmawiałam ostatnio ze znajomą min o tatuażach, też jest "nosicielką". Stwierdziła że kiedy ktoś dowiaduje się że ma tatuaż to pierwsza reakcja to "a co on oznacza?". To bardzo osobista rzecz, szczególnie jeśli ten tatuaż jest z tych co to naprawdę mają jakieś szczególne znaczenie dla posiadacza. Bo bywa że ktoś zrobi sobie dziarę bo mu się po prostu wzór podoba i już, też spoko. Ale nie wyobrażam sobie tłumaczyć ludziom dookoła genezy tego co noszę na skórze. Nie wiem co jest z tymi ludźmi że wszystko muszą wiedzieć. Jeszcze do niedawna wkurzały mnie pytania "a kiedy u was będzie dzidziuś?", teraz mam to tak dalece gdzieś że nawet nie ściemniam że nie bo praca, itd. Teraz mówię po prostu że to nie twoja sprawa człowieku, nie interesuj się moim życiem seksualnym ;)
Kilogramy lecą w dół, szkoda mi tylko że biust też mi chudnie :(

2 grudnia 2018, 18:13

Już prawie zapomniałam o ovu a kiedyś zaglądałam tu kilka razy dziennie...

Od ostatniego wpisu dużo się u mnie działo.
Dwie ciąże biochemiczne- luty i marzec, kolejna - październik.
Skierowanie do Krakowa na Prokocim- allo mlr 20 %- nie donoszę ciąży.
Skierowanie do dr Sachy, Kraków- oprócz tych nieszczęsnych mlrów okazało się że nie mam kilku ważnych KIRów które odpowiadają za implantację zarodka i utrzymanie ciąży.
Zapisaliśmy się na szczepienia limfocytami męża, najbliższe 19.12...
O tym wszystkim dowiedzieliśmy się pięć dni temu. Dwa dni temu zrobiłam beta hcg.
Niewiele większa od błędu laboratoryjnego ale pozytywna.
Jestem nafaszerowana luteiną bo oprócz tego na chwilę obecną nic się nie da zrobić.

Pozdrowienia z piekła.

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 stycznia 2019, 19:25

14 grudnia 2018, 21:04

Przeżyliśmy.
Okropna, strasznie obezwładniająca jest bezsilność.
Wiesz że po tylu latach czekania na dziecko to maleństwo już się poczęło, ale nic nie możesz zrobić żeby mu pomóc dalej przeżyć... I wiesz co was wszystkich czeka, kolejny raz.

Mamy już badania potrzebne do szczepień. Tak się złożyło że w ciągu tygodnia miałam pięć pobrań, ręce pokłóte, całe w siniakach bo trafiałam na jakieś pielęgniarki z nerwicą. Jedna z próbek została uszkodzona w transporcie, mąż musiał powtarzać badanie. Myśleliśmy że będziemy musieli przekładać termin szczepienia ale zadzwoniłam do Krk i możemy to jedno dowieźć następnym razem( na wynik czekamy ok 21 dni + czas dostarczenia z Wrocławia przez kuriera PP- na drugi koniec kraju). Moja morfologia w dolnej granicy normy, zdziwiłam się że w ogóle mieści się w jakiejkolwiek normie biorąc pod uwagę ile ostatnio ubyło mi krwi i jak się odżywiałam..
Odebrałam część badań które robiłam do diagnostyki zespołu antyfosfolipidowego, są ok albo obawiam się że nic z nich nie rozumiem.

Dziś muszę ogarnąć jakiś nocleg w tym paskudnym, wielkim mieście. Tak, jestem prawdziwym wieśniakiem i cierpię kiedy opuszczam moje małe 300tysięczne miasteczko. Załatwiłam już zwolnienie i zastępstwo w pracy.

Cały czas liczyłam że jakoś cudem się ta ciąża utrzyma, wszyscy będziemy żyć długo i szczęśliwe a tym samym nie będziemy musieli wchodzić na tą karuzelę spierdolenia jaką są wyjazdy do Krakowa...


18 grudnia 2018, 00:03

Jutro po pracy jedziemy do tego Krakowa. Znów uratował mnie booking bo szukanie czegokolwiek zajęło by mi wieki, taka jestem zdecydowana i ogarnięta.

Zabrałam dziś mojego brudasa na myjnię i coś tam ogarnęłam w środku, zabieramy jeszcze pasażerów po drodze, inaczej nie dałabym rady się zmobilizować do jakiejkolwiek aktywności przy aucie.

Aaa.. nie idzie mi jednak wszystko tak sprawnie, po pracy jadę do dr rodzinnej po zwolnienie a muszę wjechać w oko cyklonu czyli do centrum o 16stej. Good luck. To sobie pomarzyłam o punktualności.

I myślałam że z czasem będzie mnie bolało mniej a boli bardziej. Mam na myśli tą wielką bolącą ranę po sercu. Gdzie ten czas co goi rany ?
‹‹ 3 4 5 6 7