Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania 5 lat starań, pcos,IO, hashimoto, niedoczynność, niskie parametry nasienia + immunologia
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5 ››
WSTĘP
5 lat starań, pcos,IO, hashimoto, niedoczynność, niskie parametry nasienia + immunologia
O mnie: Mam 28* lat. Założyłam ten pamiętnik z tego samego powodu co wiele osób tutaj- żeby spróbować choć trochę sobie ulżyć i wypluć trochę złych emocji (dobrych też ;) ) *25 w dniu założenia pamiętnika
Czas starania się o dziecko: Od czerwca 2014 roku
Moja historia: Już w 2013 roku wiedziałam, że mogę mieć problem z zajściem w ciążę- dowiedziałam się że mam PCOS. Po ślubie, kiedy zaczeliśmy się starać o dziecko doszła jeszcze insulinooporność, zespół LUF. Po kilkunastomiesięcznym romansie z naprotechnologią wróciłam do 'normalnego' lekarza. Ten na szczęście nie kazał mi analizować swoich wydzielin tylko zalecił zrobienie badania nasienia męża. I właśnie wtedy (lipiec) wszystkie nasze marzenia obróciły się w pył... 0 % prawidłowych plemników. Wszystkie mają defekt główki. Jest ich tylko 200 tysięcy (!) i w dodatku 17 % to plemniki żywe. Ruch 0%. Także ten... Nie dość że mąż prawie nie ma plemników to nawet jeśli by się trafił chociaż jeden sprytny to nie ma czego zapłodnić bo nie mam owulacji. Lekarz nie chce mnie stymulować w takiej sytuacji, więc co nam zostało? Edit. LIPIEC 2016 - Nasienie męża jest w lepszym stanie, szału nie ma ale zwiększyła się ilość i więcej jest prawidłowych główek ;) Zaczynam jednak stymulację CLO, do tego metformina i inofem... Edit. PAŹDZIERNIK 2017 Clo na mnie nie podziałało, pół roku byłam stymulowana letrozolem. Zmiana lekarza na starego znajomego- naprotechnologia again ;) Mąż ma zdiagnozowane żylaki powrózka nasiennego, bierze tamoxifen i czekamy na decyzję o laparoskopii. Mi zdiagnozowano Hashimoto, niedoczynność tarczycy, hiperprolaktynemię. Podejrzenie (90%) endometriozy. Czekam na decyzję o laparoskopii- wizyta 21.12.2017 Update: styczeń i kwiecień- podejrzenie ciąży biochemicznej. Październik- znów ciąża biochem- skierowanie na badania immunologiczne do Krk. AlloMLR 20 %, brak KIRów implantacyjnych, genotyp AA - nie mogę donosić żadnej ciąży bo mój organizm atakuje zarodki. Dwa dni po diagnozie robię HCG- ciąża. Kończy się pięć dni później. Czekamy na szczepienia limfocytami meża, pierwszy termin tuż przed świętami. Nienawidzę Krakowa. Edit. koniec grudnia 2018 Już po pierwszym szczepieniu. Kolejne badanie nasienia męża- 0 plemników. Czekamy na decyzję o gonadotropinach. Załamałam się. Edit. Marzec 2019 Po szczepieniach limfocytami męża, allo mlr z 20% wzrosło do 48%. Mąż jest w połowie zastrzyków z pregnylu i menopuru. Jestem po wlewie z accofilu i czekam na monitoring. Boże, bądź z nami teraz...
Moje emocje: Załamanie. Nadzieja. Załamanie. Nadzieja. Załamanie...

7 sierpnia 2015, 15:37

Czasem tego żałuję, ale postanowiłam na jakiś czas odpocząć od forum, chociaż bardzo mi brakuje dziewczyn, ich wsparcia,historii itd. ale czuję że to nie miejsce dla mnie, przynajmniej dopóki nie poukładam swoich emocji, nie ogarnę się...
Założyłam ten pamiętnik po prostu żeby sobie ulżyć.

Ciężko mi jest nie wchodzić tam i jednocześnie być tutaj ale to dla mnie jest chyba chwilowo najlepsze wyjście. Cieszę cię ciążami innych, naprawdę. Wiem przecież co one musiały przejść.
Tak samo bliskie są mi rozterki innych a propos lekarzy, owulacji, testowania czy temperatury.
I jednocześnie sama czuję się ja kopciuszek na balu.
Dopóki jakimś cudem nie poprawi się morfologia nasienia męża, nie mam nawet co marzyć o ciąży.

Przez ten tydzień odkąd dowiedzieliśmy się o tych nieszczęsnych wynikach, namierzyłam już (z pomocą-jakżeby inaczej-dziewczyny z forum ;)) androloga dla męża. Dziś zamawiamy też profertil i zapisujemy męża na badania TSH, FSH, LH, prolaktyny i testosteronu. Mąż nie jest pewny co do usg jąder...
Rozumiem jego stres ale lekarz wysłał by go na to tak czy inaczej.

Facetom to chyba jest dużo ciężej podjąć leczenie, mają jakieś swoje "honory" jak to mówi moja babcia.

Ale generalnie to od kilku dni jestem pełna nadziei :)

Postanowiliśmy z mężem, że zrobimy wszystko, co jest po ludzku możliwe a resztę zostawiamy Bogu.
Tylko on nas może wyprowadzić z tego dołu śmierci..

Od poniedziałku zaczęłam Nowennę Pompejańską :)
Bardzo długo się broniłam przed nią, przerażał mnie ten ogrom modlitwy. 3 różańce dziennie...
Po kilku dniach to dla mnie przyjemność :) Teraz widzę że po prostu musiałam do niej dojrzeć.

I żeby nie było, nie zawsze byłam wierząca... Od 14 rż na Drodze, rodzina taka religijna, a ja?
Seks przedmałżeński, imprezy, glany, black metal itd.
Widzę jak Bóg ciągle się o mnie upominał, jak małymi kroczkami przyciągał mnie do siebie.
I nie tylko mnie. Po prostu chwilami nie poznaję mojego męża ;)

Jeśli poczniemy dziecko, jeśli ono się urodzi całe i zdrowe, to będzie najprawdziwszy CUD :)




Wiadomość wyedytowana przez autora 1 października 2017, 22:08

8 sierpnia 2015, 17:06

Weekend u teściów.
Może być coś bardziej wyczerpującego?
Może. 35 stopni w cieniu. Piękna turystyczna miejscowość, pełna Niemców, Chińczyków i nie wiadomo kogo jeszcze.
Nie można spokojnie wyjść do parku, na spacer na stare miasto czy pojechać nad jezioro. Po prostu wściekły, spocony tłum. Nie znoszę takiego zagęszczenia ludzi na m2 :/
Cieszę się, że chociaż u nich mogę wyjść sobie do ogrodu.

Chyba dlatego wolę wieś i święty spokój. Nie znoszę miasta, hałasu i smrodu...

Wiatrak pędzi jak oszalały, hałasuje przy tym nieziemsko..

Mąż nie chce zamawiać profertilu bo "za drogo". No to w takim razie lepiej łykać z 10 tabletek i wydać niewiele więcej. Qrwa. Muszę go jakoś przekonać, przecież to jest pewne jak 2x2=4 że nie będzie brał mnóstwa tabletek 2 razy dziennie. Nie rozumiem czasem mojego ukochanego mężczyzny :/

A i gwóźdź programu- pytanie za 100 punktów- o co pytała dziś moja teściowa?
Odpowiedź- o wnuka.

I daje mi porady praktyczne... Boziu kochana ratuj bo nie zdzierżę ! :/

Chyba za godzinę pójdę jednak do tego parku, nie wytrzymam upału ale jeszcze chwila i poleje się jucha.

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 sierpnia 2015, 17:11

10 sierpnia 2015, 12:06

Co za piękny, upalny sierpniowy poranek... :)
To był naprawdę wiekopomny weekend, pierwszy raz obejrzeliśmy film z naszego ślubu i wesela. Jest naprawdę świetnie zmontowany ale...
W czołówce zamiast wybranej przez nas piosenki jest ta z "50 twarzy Greya"
Dla mnie to porażka. Ratuje ją tylko to, że nie jest to oryginał, nie ma słów :P
Jest to jakby wersja "klasyczna", ze skrzypcami itd. Może gdybym nie był uprzedzona do tego filmu to by mi się podobała...
Zresztą i tak nie mam wyboru, słowo się rzekło, kobyłka u płotu ;)

I życzenia dla młodej pary: dzieci, pieniędzy, drużyny piłkarskiej, pieniędzy,dzieci, dzieci, dzieci.
Chyba były nieszczere te życzenia bo coś się słabo spełniają. Albo zadziałają z opóźnieniem.

A tak poza tym, to mam znów ostrą fazę na bobaski. Przez kilka miesięcy jakoś mnie nie poruszał ten widok (malutkich dzieci) a teraz znów czuję smutek, żal i tęsknotę.

Jak to powiedziała moja znajoma "kobieta to jeden wielki hormon" i widzę że u moim przypadku to wyjątkowo trafne określenie ;)

Z poczucia całkowitej beznadziei ratuje mnie tylko modlitwa.
Jeju, nie sądziłam kiedyś że będę myśleć w ten sposób, bo modlitwa-a szczególnie ta na różańcu, jawiła mi się jako przykry obowiązek do odbębnienia ;)
Przy Nowennie Pompejańskiej to niemożliwe. Po prostu nie można jej odmawiać byle jak, bo za chwilę kończy się determinacja i ciężko jest odmówić nawet jedno "Zdrowaś Maryjo".




Wiadomość wyedytowana przez autora 10 sierpnia 2015, 12:08

11 sierpnia 2015, 10:57

Zawaliłam wczorajszy dzień.
Miałam zamówić ten profertil nieszczęsny, nie zamówiłam.
3 różańce skończyłam o 23.58, wszystko odmawiałam na raz :/

Ale dziś jest lepiej :D Wzięłam sprawy w swoje ręce, profertil jutro przywiezie mi kurier z bardzo fajnej (bo taniej) apteki w Internetach.
Kurde, niech ten mój chłop się w końcu ogarnie bo się załamię...
A propos załamania. Koleżanka, która wie o wszystkich naszych kłopotach (chyba jedyna osoba w realu która tyle wie o nas ;)) pytała mnie wczoraj, czy ja się w ogóle nie przejmuję tymi wynikami męża bo wyglądam jakbym się z tym pogodziła i jestem pełna nadziei, żeby nie powiedzieć naiwna patrząc na wyniki morfologii męża. Aż sama zaczęłam się zastanawiać czy ze mną jest coś nie tak, czy co...
Ale doszłam do tego, że ja po prostu MUSZĘ być silna i się nie załamywać. Gdyby mój mąż zobaczył, że ja się załamuję, nie wierzę że jego wyniki da się poprawić itd to sam stracił by wszelką nadzieję.

A ja mocno wierzę w to, że uda nam się naturalnie począć dziecko. Mam też doły, żeby nie było-nie jestem ze stali, smutno mi kiedy patrzę na rodziny z dziećmi...

No, i kiedy w końcu będziemy mieć te dzieci i kiedy już będą nastolatkami, to niech mi któreś tylko powie "ja się na te świat nie prosiłem!", to spuszczę gówniarzowi po prostu niezłe manto.

Przypomniało mi się, muszę w tym tygodniu zamówić sobie infolic bo wystarczy mi go tylko na tydzień.
Qurwa... policzyłam że miesięcznie nam wyjdzie ponad 300 zł za wszystkie leki i suplementy, nie licząc kasy wydanej na wizyty u lekarzy i badania. Znów cała wypłata męża pójdzie w tydzień :/
Jeszcze kilkanaście dni i zacznie się moja praca, może będzie lepiej...
Witaj szkoło !

Wiadomość wyedytowana przez autora 11 sierpnia 2015, 11:04

12 sierpnia 2015, 18:17

Od jakiegoś czasu zaczęłam dużo zdrowiej się odżywiać. Dziś stanęłam na wadze i jakoś tego nie widziałam, wręcz przeciwnie :( Może waga jest zepsuta?

A miałam zrzucić parę kg w te wakacje :/
Na pocieszenie zrobiłam sobie pyszne placki z płatkami owsianymi, mąką żytnią, mlekiem (i jajcem) i z jabłkami. Wyjątkowo były zjadliwe, co więcej- smaczne :P

Dziś dzwoniła szefowa, czy na pewno będę mogła być w pracy od 1 września, bo może w ciążę zaszłam i nie chcę jej powiedzieć. Ha ha ha... no żart roku :/

Za nie całe 40 min mam spotkanie, powiedzmy że ze znajomymi. Chyba właśnie poczułam że mam gorączkę, zawroty głowy... No tak źle się czuję że niestety przyjść nie mogę :D

A specjalnie na tą okazję ułożyłam włosy, trudno :)

13 sierpnia 2015, 14:12

Chyba zrobiłam się już całkiem aspołeczna. Na myśl o jakimś spotkaniu towarzyskim dostaję gęsiej skórki :/ Mam bardzo wąskie grono znajomych, którzy wiedzą o staraniach- koleżanka, od której mam namiary na obecnego lekarza(starali się kilka lat, mają za sobą bolesną stratę), bratowa, też stracili ciążę i moi rodzice + siostra. Całej reszcie ciekawskich wciskamy jakieś kity w stylu "na razie nie mamy czasu na dzieci", "chcemy zmienić mieszkanie na większe", "chciałabym najpierw dostać porządną umowę o pracę" itd itp. Dziwię się tylko że jeszcze mi nos nie urósł od wciskania takich kitów.
Profertil miał być wczoraj, sprawdziłam pocztę i chyba nawet te małpy nie wysłały :/

Ale tak sobie myślę, co ten biedy suplement może pomóc? Poprawi może odrobinę parametry typu ilość czy ruchliwość i tylu. Co nam to da? Czytałam różne wpisy a propos wyników itd, i te wyniki o których można u nas tylko marzyć uznawane są za bardzo słabe. To w takim razie jaką my mamy szansę na dzieci? - 10% ? -20 % ? :(

Pomimo tego, że dziś jest wyraźnie chłodniej, to moje samopoczucie leży i kwiczy :(
Boże, dlaczego to właśnie na nas spadło ?
Aż tak bardzo nas kochasz, że dajesz nam takie doświadczenie ?

Straszne są te huśtawki emocjonalne... 15 dc.
Po co ja piję jak idiotka ten inofem?
Boże, daj mi siłę bo sama sobie z tym nie poradzę...

O 17.00 dostałam emaila że ten profertil nieszczęsny będę miała jutro. Chociaż jedna pozytywna wiadomość dziś.
Nie mam sił na nic. Od trzech dni rozmawiam z mężem po 10-15 minut dziennie. Po prostu nie che mi się odzywać, zajmuję się swoimi sprawami, on swoimi...
Przyszło mi właśnie do głowy żeby udostępnić mój pamiętnik. To było by napewno interesujące, może jakieś inne spojrzenie na to wszystko...
No sama nie wiem...

Wiadomość wyedytowana przez autora 19 sierpnia 2015, 11:59

14 sierpnia 2015, 10:19

Nie, nie jestem jeszcze gotowa na takie rewolucje.

Mam profertil ! Dziś mężulek zaczyna go jeść :)
Wierzę jak ostatnia naiwna w to że coś pomoże, czegoś muszę się przyczepić :)

Chyba dziś mam owulację... Bardzo niska temperatura, krótki ale intensywny ból jajnika z lewej strony...
No nie wiem. Zrobiłam test owulacyjny, wyszedł prawie pozytywny. Może jutro powtórzę ?

Wiem że i tak z tego nic nie będzie - nie ma zdatnych plemników do zapłodnienia, ale to by znaczyło że jednak ta owulacja czasami u mnie bywa ! Byłby to chociaż jeden plus :)
I znak że inofem działa w moim przypadku. Lekarz mówił że efekty są po 2-3 miesiącach. Akurat za kilka dni kończy mi się drugie opakowanie. Boże, jak by to było wspaniale !
Owulacja :)
No nawet śluz się pojawił, świetnie :D

Wiadomość wyedytowana przez autora 19 sierpnia 2015, 12:00

16 sierpnia 2015, 19:46

Chyba to była owulacja...
No jestem w szoku :) To dla mnie ogromne pocieszenie po serii cykli bezowulacyjnych coś się dzieje :D

Za tydzień mąż idzie na badania hormonalne, z usg jąder jest gorzej bo ciężko jest znaleźć mi kogoś kto się tym zajmuje w naszej okolicy. Nie chciałabym tracić czasu na wyjazd do większego miasta, i tak mam męża dla siebie tylko w weekendy :/ A i jeszcze warunek podstawowy- koniecznie musi to być facet, mąż wyklucza wykonanie usg przez kobietę. Nie dziwię się w sumie, też wolę kiedy bada mnie kobieta.
Tylko czemu się tak wszystko komplikuje ?

Muszę zrobić dziś pyszną kolację ;)

17 sierpnia 2015, 23:39

Smutno mi dziś...
Przygnębiający dzień. Już się nie cieszę owulacją. Na co mi ona bez zdrowych plemników?

Widzę tylko jeden plus (a staram się jak mogę żeby w każdej sytuacji jakiś odnaleźć).
Seks jest o niebo lepszy :) Chyba ta świadomość że nie musimy się akurat kochać bo owulacja, bo temperatura, super śluz itd.
To jest piękne.

Zamówiłam właśnie inofem. Ciągle żyję marzeniami...

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 sierpnia 2015, 23:46

18 sierpnia 2015, 23:02

A dziś nie dość że smutno to jeszcze mam dzień świra jakiś :/
Żeby trzy razy wjeżdżać na to samo rondo bo się zajęło nie ten pas a za czwartym wpaść na inne auto, kto to widział (!).
Na pewno przemiły pan, któremu oberwałam lusterko :(
Ale miałam szczęście że nie wzywał niebieskich krążowników szos, dałam biedakowi moje ciężko zarobione "dzięgi" i pojechał do auchana po nowe.

Boziu droga, czemu ja jestem taka nieogarnięta ? :(

Biedny ten mój mężuś, oj biedny... Chyba zaczyna sobie na poważnie zdawać sprawę że na chwilę obecną jest niepłodny. Jak ja... Jak to strasznie brzmi !

Kiedy chodziło tylko o mnie- potrafiłam jakoś znaleźć promyczek nadziei. Teraz jest to bardzo, bardzo trudne.

Więc z tego powodu, życzę sobie aby każdego dnia, nawet tego najgorszego, wychodziło słońce.

Metafora taka, hłe hłe hłe :D
O takie słoneczko:
3b37fd92dc1d0344med.jpg

Takie, jak dziś nad pięknym zalewem Z. :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 sierpnia 2015, 23:15

19 sierpnia 2015, 12:10

No i stało się.
Udostępniłam pamiętnik, muszę przyznać że zostałam niecnie zbałamucona ale co mi tam ! :)

Po wczorajszym ciężkim dniu dziś wstałam o 11. Nie lubię tak długo spać, mam wrażenie że ktoś mi ukradł pół dnia.

Wkurzyłam się na męża, znów kombinuje coś z tymi badaniami. Przecież od kiedy dowiedzieliśmy się o wynikach badania nasienia minęło tyle czasu a oprócz kupna profertilu nic nie ruszyło z dalszą diagnostyką. Jemu się chyba wydaje że jak nie będzie o tym myślał to problem sam zniknie. Tak przynajmniej było kiedyś z innym jego schorzeniem :/
I jeszcze muszę przypominać żeby brał ten cholerny profertil.

Jestem załamana.

22 sierpnia 2015, 17:34

Ciężko mi... Odebraliśmy wyniki badań hormonalnych męża, wszystkiego jest za mało :(

Szczególnie testosteron i FSH. Ciekawe czy to ma wpływ na morfologię plemników...
Pewnie tak :/
A ten to zajada wszystko chipsami i popija colą. Tak bardzo dba by teraz odżywiać się zdrowo :/ Nie wiem co jest z nie tak że tego nie pojmuje.

Postanowiłam się odciąć od internetu w ten weekend. Jestem w końcu na Roztoczu, upoluję sobie jaką sarnę albo coś ;) Dziś widziałam dzika, wyskoczył na nas kiedy spacerowaliśmy po lesie. Zanim zaczęłam na dobre krzyczeć ten zwiał w krzaki po drugiej stronie ścieżki.

Piłam wodę z leśnego źródełka i jadłam jagody i jeżyny prosto z krzaczka :)
Nazbierałam też piękny bukiet wrzosów :)
Tu jest tak cudnie że nie chcę stąd nigdzie wyjeżdżać...

27 sierpnia 2015, 18:16

Spotkanie z dzikiem to był hardcor ;) Nie wiedziałam czy uciekać już czy zaraz.

A i chyba oszalałam. Jakiś czas temu kupiłam takie różowe cosie na łapki dla noworodka. Teraz wygrzebałam je z szafki i się zachwycam. Początek ciąży urojonej czy jak...
4b4969bcaff0cfefmed.jpg

Od kilku dni miałam dość podły nastrój. Przygnębiała mnie głównie ta moja rodzinka, a dokładniej kilka jej "elementów".

Całkiem niechcący zostałam uznana za czarną owcę w rodzinie, bo nie pozwoliłam na to, żeby po raz kolejny wszyscy się wpieprzali do mojego łóżka i dyskutowali o mojej macicy.

Przypomniał mi się pewien fajny, stary dowcip i postanowiłam go użyć żeby zamknąć usta pewnym wścibskim babom. Dowcipasa wklejam poniżej, może się komuś przyda (tylko trzeba uważać, bo np moja babcia już mnie nie lubi i uważa za wcielenie bezczelności) :)

"W autobusie na jednym z krzeseł siedzi blondynka, a obok stoi starsza pani z dzieckiem. Babcia świdruje dziewczynę wzrokiem, w końcu nie wytrzymuje i mówi:
- Może by tak pani ustąpiła miejsca?
- Nie mogę - dziewczyna na to.
- A dlaczego?
- Jestem w ciąży!
- Hmm, w ciąży, akurat. I taki płaski brzuch? A długo jest pani w ciąży?
- Pół godziny! Jeszcze mi się nogi trzęsą!"

Pragnę jeszcze dodać kontekst:
(Przekleję z wątku)
Tydzień temu były urodziny babci i zaczęła rozmawiać o swoich prawnukach, jak to cudnie że ich tyle i wg. No i cała rodzinka na mnie siadła (mąż godzinę wcześniej pojechał do pracy) "kiedy dziecko, kiedy dziecko?". A przodowała w tym oczywiście moja babuleńka. Wqrwili mnie już niemożebnie i w końcu powiedziałam tak do babci :babciu, jak tak się wypytujesz to już się wam przyznam, jestem w ciąży ! Tak ze dwie godziny i jeszcze mi się nogi trzęsą". Po czym w zupełnej ciszy wyszłam z domu i wróciłam do siebie. Nie planuję szybko się tam pojawić. Teraz powinnam mieć spokój na jakiś czas

Zacnie. A teraz zdjęcia z telefonu męża. Udało mi się kilka zrobić w lesie, po czym resztę zrobiłam już swoim ale później utopiłam go w rzece. Jestem blondynką, nie da się ukryć :/

fe775ad6f3bbb884med.jpg

e29a88aea4f6f3e5med.jpg

A no właśnie, zapomniałam napisać- to Roztocze, najpiękniejsze miejsce jakie widziałam :) Nie jest jeszcze tak zadeptane przez turystów, chociaż trzeba się śpieszyć bo robi się tam co raz tłoczniej :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 27 sierpnia 2015, 18:47

21 września 2015, 21:04

Ciężko mi było przez ostatnie tygodnie, tyle złych rzeczy naraz...
Nie chcę się powtarzać, może kiedyś przekleję tu kilka wpisów z mojego ulubionego wątku w ramach uzupełniania historii...

Dziś jest już lepiej...
Humor mi się troszkę polepszył, mam nowy PLAN.
1. Dalej ciągać mężula po lekarzach.
2. Zapisać się na wizytę do swojego gina.
3. Zrobić zapas profertilu.
4. Zacząć szukać nowej pracy.
5. Do końca września znaleźć jakiś przybytek biurokracji w celu odbycia tam praktyk a wcześniej poprosić piękne panie z sekretariatu coby za wrześniowe nieobecności nie wywaliły mnie ze szkoły.
6. To najgorsze- dogadać się z biblioteką w sprawie siedmiu zaginionych ksiąg. Co jakiś czas wysyłają mi listy z pogróżkami. Jak im wytłumaczyć że mój eks-znajomy po prostu mi je ukradł? Uwierzą?
7. Mobilizacja 1. stopnia w sprawie niedokończonej magisterki.
8. Nie tęsknić tak za dzieckiem którego nawet nie widziałam.
9. I za tym którego jeszcze nie ma też.
10. Postarać nie być się ostatnim żyjącym przedstawicielem "głupkus naiwniakus" i może przy okazji zacząć uczyć się tej trudnej sztuki mówienia "nie"...

Dam radę? Mam nadzieję, trzeba w końcu poskładać się do KUPY ;)

A i babcia znów się do mnie odzywa. A myślałam że obraziła się na zawsze, w końcu takie nieobyczajne rzeczy wygaduję...
Za to pozbyłam się (przynajmniej chwilowo) teściowej i jej pierdzielenia.
Scenka z ostatniego pobytu u nich:
- A jaka tam pogoda na dworze (ok, nie była cały dzień- może nie wiedzieć)
- Nieco chłodno mamo... (wyrywa się do odpowiedzi Arturowa)
- Oj to trzeba było się ubrać, spodnie włożyć, skarpety...<mina_wyrażająca_litość_nad_niewydarzoną_synową)
(No tak. A ja głupia gęś całe życie chodziłam po mieście w samych majtkach i nie wiedziałam czemu we wrześniu tak zaczynam marznąć. Na szczęście później na majtki nakładałam kurtkę i było znośnie)
I tu zazwyczaj zbywałam milczeniem "złotą radę" i znosiłam cały wachlarz rad i pouczeń, mający na celu pokazać mi jaką jestem niewydarzoną, nieprzystosowaną do samodzielnej (czyli bez niej) egzystencji istotą. Jako i mój mąż także.
A tu kuku! Arturowa poinformowała uprzejmie ukochaną mamusię że ma już tyle-to-a-tyle lat i od jakichś dwudziestu sama się ubiera. I że jej własna matka przykazała jej jak ma się na jaką porę ubierać i trzyma się tego jak wesz psa. Teściowa obrażona, nie załapała dowcipa.
Ciąg dalszy przygód litościwie pominę...
Proszę tylko o cierpliwość. Nie proszę o siłę bo bym ją ... ugryzła.

Wiadomość wyedytowana przez autora 21 września 2015, 21:40

26 września 2015, 22:22

Diety, wszędzie diety...
Kto to widział żeby się na zimę odchudzać.
Po raz kolejny podejmuję ten temat, udało mi się narazie zamienić chleb pszenny na żytni, następny w kolejce jest makaron :(
Wiem że u mnie dieta ma ogromny wpływ na płodność ale z tyłu głowy mam myśl- ale po co ci to? I tak Co z tego że ja się staram, jeśli moja druga połówka ma to w nosie i udaje że wszystko jest w porządku ?

Mój mąż uruchomił w sobie jakiś mechanizm wyparcia problemu, nie interesuje się lekarzem, nie szuka, nie mówi żebym mu poszukała... Skończył opakowanie profertilu które mu zamówiłam i już 3 tygodnie cisza w temacie. Czeka aż ja mu wszystko pod nos podetknę, a może i za niego oddam nasienie do kolejnego badania :/
Nie może palić- ok, w domu i przy mnie nie pali za to w pracy owszem, po powrocie czuć od niego popielniczką. Nie może pić napojów tzw kolorowych, słodzonych. Ma to w dupie, dostaje ślinotoku w sklepie na widok coli i pół drogi do domu się nie odzywa bo nie pozwoliłam mu kupić. Na drugi dzień przywlókł tę pieprzoną colę. I tak w koło macieju. Gorzej niż z dzieckiem :(
Zapytałam go czy on w ogóle chce mieć to dziecko skoro ma wszystko w... daleko, bo sama sobie tego dziecka nie zrobię.
No i pan mąż obrażony.
I dziwi się że nie mam ochoty na seks... Ciekawe dlaczego :/
Sory za te gorzkie żale, ale wy wiecie jak to jest kiedy tylko w internetach można być szczerym, bo np w moim otoczeniu to już niekoniecznie.
Każdy ma swoje problemy, co to kogo obchodzi że ja mam takie a nie inne? Kończą mi się bezdzietni znajomi, ostatnio osoba z jaką rozmawiałam o niepłodności właśnie zaszła w ciążę, tp na kwiecień. A ja tak się modliłam o to żebym urodziła przed 26 rż, urodziny mam akurat kwietniu. Syty głodnego nie zrozumie.
I jeszcze ten mój mąż mnie dobija, ciągle liczy że "samo przejdzie" czy co...
Jestem bezradna i wkurzona.

A i przerwałam odmawianie Nowenny. W sumie to już jakieś 2 tygodnie temu. Nie mam siły, brak mi wiary.
Znów popadam w przygnębienie, beznadzieja :/

PS.
Naszła mnie chwilę temu taka oto refleksja...
Bardzo mocno liczyłam że w tym roku urodzę, naprawdę. Wydawało mi się że od czerwca 2014 do marca br dam radę. A teraz to nawet w przyszłym się nie zanosi. I tak od kiedy zaczęliśmy się starać to liczyłam na to że:
- zajdę do wrześnie ub. r.- powiemy o ciąży rodzinie na Boże Narodzenie,
- zajdę to grudnia ub.r. - powiemy rodzinie na Wielkanoc (wiecie, świąteczne klimaty i te sprawy,takie wow)
- błagam, niech zajdę do marca to urodzę w 2015- ch. d. i kamieni kupa
- wszystko jedno, mogę zajść w wakacje
- jednak nie, Boże proszę, chcę mieć dziecko w kwietniu 2016
A czy teraz zmądrzałam ? Otóż nie. Teraz mi się tłucze po głowie myśl:
- Błagam, błagam o to bym w 2016 została matką.
Tiaa...

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 września 2015, 23:14

22 października 2015, 23:33

Ciche dni i awantura. A po tym <3 na zgodę. Efekt ? Mąż zrobił drugie badania nasienia, dwa dni później poszedł do urologa :) Myślałam że oszaleję jak on w końcu nie ruszy tyłka do lekarza... Nie wierzę że cokolwiek może "samo przejść" i w końcu dotarło to do męża.

Wkleję wyniki (w nawiasach poprzednie z sierpnia)

lepkość <1
pH 7,4 (7,3)
liczba plemników 1,56 mln (0,2)
ruch postępowy 22 % (2%)
- szybki postępowy 10 (0)
ruch oscylujący 8 (10)
ilosc plemników prawidłowych 1 % (0%)
plemniki patologiczne 99 % (100%)
-patologia główki 99 (100)
-patologia wstawki 87 (98)
-patologia witki 69 (89)
-plemniki niedojrzałe 4
aglutynacja 10 %
agregacja 20 % (10%)
komórki okragłe <5 mln/ml
liczba leukocytów <0,1 mln/ml
liczba komórek spermatogenezy <0,1 mln/ml
VIABILITY (plemniki żywe) 28 % (17%)
HOST 10 %

Tam gdzie nie ma nawiasów wyniki bez zmian.

Mąż był dzielnym chłopcem- nawet się nie zająknął że chce uciekać, nie doceniłam go ;)
Lekarz powiedział że w sumie urologicznie jest wszystko ok, skierował nas do znajomego endokrynologa bo podejrzewa co mniej więcej może być problemem.
Mąż ma po prostu za wysoki estradiol, co przy testosteronie ledwo mieszczącym się w normie może wskazywać na zaburzenia hormonalne które wpływają na takie a nie inne parametry nasienia. Na usg wyszło że pęcherzyki nasienne są puste(?).
Powiedział że to że wyniki się poprawiły to bardzo dobrze rokuje i kazał brać salfazin i jakieś ziołowe "nefrotabs".
Ale tak sobie myślę że jednak kupimy ten profertil i tym razem mąż będzie go brał ile Bóg przykazał, 3 miesiące.

Chociaż zapytał o przewlekłe stany zapalne to jakoś nie przejął się tym, chociaż m. takowe ma. Przewlekłe zapalenie zatok, ósemka do usunięcia... W sumie nie zajmuje się niepłodnością, nie musi.
Czuję że wreszcie coś ruszyło do przodu, że w końcu mogę się odważyć mieć nadzieję...
Kolejne wyzwanie to wysłanie męża do dentysty, operację na zatoki miał zaplanowaną na kwiecień a teraz nie ma szans bo praca, praca :/

U mnie dziś 50 dc, co za okrągła sumka... Zwątpiłam w szanse na ciążę i od lipca nie byłam u gina ale myślę że i za mnie trzeba się zabrać, zawsze narzekałam że @ przyszła a teraz chciałabym żeby już było po. W sumie nie powinnam się dziwić, przy pcos takie cykle są typowe. Znów przytyłam w wakacje, dla mnie każdy kg działa negatywnie na moją gospodarkę hormonalną. Obliczyłam że przez półtora roku udało mi się przytyć 15 kg :( Matko bosa, kiedy ja to zrzucę...
Nie mam wyjścia, muszę się zmusić ;)


Wiadomość wyedytowana przez autora 18 października 2017, 22:23

23 października 2015, 23:25

Wiem że czasami robienie pewnych rzeczy jest po prostu bezcelowe.
Np zrobienie testu ciążowego przy baardzo słabych parametrach nasienia.
51 dc, pcos. Typowe.
A jednak jutro (najpóźniej w niedzielę) robię ten test :/
Jestę naiwniakię ?
Czy raczej masochistką ?

24 października 2015, 14:54

Tak sobie myślę że nie jestem masochistką, test oczywiście negatywny ale nie czuję się zmasakrowana psychicznie :) Bałam się okrutnie tego testu, że poczuję ten znajomy zawód ale nie...
Widocznie kilka miesięcy bez testowania mi pomogło ;) I oczywiście świadomość własnych ograniczeń, jak się nie ma diagnozy, nie zna przyczyn to można sobie wmawiać do woli...
Zastanawiam się jak to jest jak się widzi takie dwie kreski na teście? Jak bym chyba nie wierzyła w to co widzę ;) To dla mnie coś tak abstrakcyjnego że naprawdę nie mogę sobie tego wyobrazić. A niby wyobraźnia nie zna granic ;)

27 października 2015, 14:22

"Bez wody można przeżyć kilka dni, bez sensu całe życie"
To zdanie znalezione dziś w internecie zburzyło mój spokój duszy :/

Patrząc z perspektywy czasu to cieszę się że mieliśmy w czerwcu takie kłopoty z mieszkaniem i z pracą męża. Dzięki temu nastąpiły zmiany, chociaż bardzo się ich obawiałam to okazało się że były to zmiany na lepsze. Tak sobie żyliśmy bez większych stresów, gnieżdżąc się w małym mieszkanku, mąż codziennie chodził do beznadziejnej, kiepskiej pracy i nie miał większych motywacji na zmianę. Ja już dostawałam szału ze swoją pracą, czułam zostawiam tam kawałek duszy, to pożerało mnie po prostu, czułam się wypalona i zrezygnowana. I nagle wszystko się wywróciło...

Musieliśmy zmienić mieszkanie, mąż dostał propozycję duużo lepszej pracy (niestety w innym mieście). Ja odpoczęłam sobie u rodziców na wsi, żeby odciążyć psychikę zajęłam się ogrodem, warzywami, chodzeniem do lasu, nad rzekę... Po prostu po kilku godzinach spędzonych z rodziną musiałam pobyć sama, wcześniej nawet nie podejrzewałam się o to. Myślę że nie znałam siebie dostatecznie by dostrzec, że nie jestem jednak zbyt towarzyska i żeby poprawić sobie nastrój po prostu MUSZĘ się zaszyć gdzieś na łonie natury, z dala od ludzi, naładować baterie.
Teraz bardziej doceniam męża, jego obecność po dwóch miesiącach widywania się tylko w weekendy. Cieszę się że jest już razem ze mną.
Moja praca też się zmieniła, chociaż ciągle mam "do czynienia" z dziećmi. Ale czuję że to nie jest to, co chciałbym robić w życiu... Zaczęłam się rozglądać za czymś nowym.

Rozmawiałam kiedyś z koleżanką, która była świeżo po zakupie mieszkania. Dziwiła się bardzo że my w najbliższej przyszłości nie mamy takich planów. Czy to z powodu barku pieniędzy? Tak, ale nie do końca w tym leży problem. My po prostu nie wiemy czy chcemy zostać w tym mieście na dłużej.
W planach mamy założenie własnej dg i wydaje nam się że nasz dziki wschód nie jest dobrym gruntem na to...
Chciałabym mieszkać w górach... Mieć śliczny domek, kwiatki na parapetach, własny warzywniak. Być blisko lasu i nie za blisko innych ludzi. Nie wyobrażam sobie więc mieszkania np w bloku, choćby był najpiękniejszy i najnowszy. Ani w szeregowcu... W sumie na typowych przedmieściach, w domu wyglądającym jak ksero innych domów w sąsiedztwie też nie...
Co ja mam za wymagania :/
Chciałabym żeby moje dziecko wychowało się z dala od hałasu i zanieczyszczeń miasta.
Bo kiedyś takie dziecko w końcu będzie w naszej rodzince, na pewno :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 27 października 2015, 14:25

27 października 2015, 23:56

Po kilku godzinach to już nie jestem taka pewna ostatniego zdania...
Na pocieszenie kupiłam dwie czerwone żarówki. Bo tak. powiedzmy że pasują mi do czegośtam.
Po włączeniu salon wygląda trochę w klimacie "bordello", przynajmniej ja prezentuję się w tym świetle o niebo lepiej :)

Zrobiłam zdjęcie na pamiątkę. Przecież pasują mi do moich dziwacznych ufo-lamp !

[zdjęcie usunięte]

[zdjęcie usunięte]

Dziwnie jakoś to pierwsze zdjęcie wygląda... Trudno, tak to jest jak się robi zdjęcia cegłofonem zamiast naładować aparat :/

Sąsiad chyba korzysta z taniości prądu i tłucze pralkę już z dwie godziny :( Mój biedny sufit...

Wiadomość wyedytowana przez autora 24 kwietnia 2016, 18:05

1 2 3 4 5 ››