Wstałam dziś o zwykłej porze, mąż już przygotowywał sobie śniadanie. I coś mi się przestało zgadzać. Żaden z moich trzech budzików nie dzwonił. Mąż nie zabierał mi kołdry powtarzając że mam wstawać bo się spóźnię. Zapomniałam że teraz już nie MUSZĘ a jedynie MOGĘ wcześnie wstać
Już miałam odwrócić się na drugi bok i spać dalej kiedy przypomniałam sobie że miałam dziś jechać do laba zrobić progesteron. Zebrałam się w 15 min czyli jakieś cztery razy szybciej niż do pracy. Znów to błogie uczucie- pobierają krew a ja schodzę z fotela i żegnam się kulturalnie. Żadnego płacenia. Nadal jest to dla mnie... dziwne.
Wizyta przełożona z 6.07 na 7.07. Bo wyniki niestety będą tego 7go a nie ma sensu iść do gina bez nich.
A i jeszcze dziś spotkała mnie zabawna sytuacja w mpku. Podrywało mnie dwóch lekko wczorajszych panów, ale jak ! Takich eleganckich komplementów to ja dawno nie słyszałam
"O mój Boże, co za wielkie oczy! Jak dwie gwiazdy!", drugi: "Jest pani przepiękną niewiastą!Najładniejsza w całym autobusie!"
I na koniec gwóźdź programu.
"A może postaramy się o 500+? Jestem bogaty, mam zakopane złoto"
Panowie wysiedli wkrótce potem wesoło mi machając na do widzenia. Na szczęście rękami
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 lipca 2016, 11:56
Okresu brak, objawów zbliżającego się okresu brak. Ciąży zresztą też.
Ok 16.10 mam wizytę u gina, jak znam życie to wejdę dużo później I trochę się stresuję, ciekawa jestem co z moimi wynikami i czy jest jakiś sensowny plan na mnie... Zarzekałam się co do iui że nie, że nigdy w życiu. Teraz to już mi wszystko jedno. Powoli leci trzeci rok starań i chciałabym już po prostu zajść w tą ciążę. Nawet seks nie smakuje tak jak dawniej.. I nie chodzi już nawet o to że musi być na zawołanie bo owulacja- absolutnie nie, u nas tak nie ma bo nawet nie mierzę już temperatury.
To zaczęło się jakiś rok temu, kiedy dowiedzieliśmy się że nasienie męża jest, krótko mówiąc, do kitu. I odkąd mam tę świadomość wydaje mi się że moje libido sporo na tym ucierpiało, tak jakbym podświadomie wiedziała że nic z tego i nie warto się męczyć
Ostatnio jest troszeczkę lepiej ale i tak po prostu nie mam ochoty. Albo z jednej strony chcę ale jak pomyślę że zaraz trzeba będzie się rozbierać, po wszystkim biec do łazienki i znów ubierać itd to wolę odwrócić się na drugi bok i po prostu zasnąć Nie wiem co jest ze mną nie tak
I jest plan na moje szalone jajniki (!)
1. Dostałam w końcu metforminę- alleluja! Oczami wyobraźni już widzę tą upragnioną szóstkę z przodu :)Bede chuść
2. Dostałam luteinę- dziś 28 dc, jak do 30 dc nie będzie @ to mam sobie wywołać.
3. Dostałam również CLOSTILBEGYT-W pierwszym cyklu mam brać tylko po pół tabl. bo dr chce sprawdzić czy jajniki w ogóle na niego reagują (i czy przy pcos nie będzie hiperstymulacji czy coś)
4. Dostałam także PREGNYL- ale to dopiero w drugim cyklu z clo (w tym w którym mam brać po całej tabl) i do tego oczywiście monitoring.
Także ten... ciekawe co w takim razie z plemnikami mojego męża. Tak szczerze to coś nie widzi mi się że to wszystko zadziała przy takich parametrach Ale bez tego nie będzie iui.
A i jeśli po 3-6 cyklach stymulacji nie zajdę to w końcu doczekam się hsg i laparoskopii. Amh mam nie sprawdzać bo najprawdopodobniej wyjdzie powyżej 15 i będzie niemiarodajne (ach te pcos). A potem wiadomo.
Liczyłam na pregnyl z refundacją- ehe, to sobie policzyłam, odpłatność 100%
Tak mi pani pomazała te zalecenia na maleńkiej karteczce, że chyba sobie gdzieś tu zapiszę bo jak nic jutro wszystko mi się pomiesza...
A i w tych cyklach stymulowanych też mam brać luteinę bo mój progesteron w 22 dniu cyklu wynosił UWAGA- 0,86 (ale nie wiem czy ng/ml czy nmol/l, ale stawiam na te pierwsze bo są tradycyjne)
I ovarin/inofem też.. Będę świecić w nocy.
Przypomniał mi się jeden minus mojej super dr. Ona wcześniej nie wiedziała że dieta i pcos są ze sobą ściśle związane. Wierzyła tylko w tabsy i inne chemiczne cuda. Poszerzam horyzonty lekarzom, czaicie?
Boże ! Ja chyba znów mam nadzieję ! Właśnie zdałam sobie sprawę że mamy większe szanse niż jeszcze wczoraj nam się wydawało... Błagam, niech to się uda...
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 lipca 2016, 20:44
Małpa w końcu przyszła, wywoływana luteiną w 47 dc. Chyba nigdy wcześniej tak nie czekałam na okres
Oczywiście nadal liczę że stymulacja coś pomoże ale jakby mniej trochę w to wierzę.
Zaliczyłam też pierwsze przeczołganie przez metforminę. Wzięłam tabletkę jak zwykle wieczorem a rano zjadłam słodki jogurt. Przysięgłam, zrobiłam coś takiego ostatni raz- mdliło mnie cały dzień Jogurty zazwyczaj robię sobie sama w blenderze, zdrowe owoce itd. Wtedy dopadł mnie głód i lenistwo.. Pokarało.
Na szczęście waga mnie nie zawodzi i nadal spada. Nie jakoś szybko, raczej ze stałą prędkością ok 0,5 kg tygodniowo. Czyli teraz na liczniku mam 73 kg. Do końca sierpnia mam nadzieję zobaczyć 6 z przodu Niestety dieta mi się "rozjechała" i przez to znów cykl się wydłużył ale wracam już na właściwe tory. To jest dla mnie przypomnienie że nie mogę sobie nigdy odpuszczać, nawet na jeden kawałeczek ciastka, na jednego loda bo będzie coraz trudniej trzymać się zasad. We wtorek zrobiłam zdrowe lody bananowe z cynamonem, pyszne Zdaję sobie sprawę że banany to nie był najszczęśliwszy wybór ale pocieszam się że od czegoś trzeba zacząć.
Będąc kilka tygodni temu u dobrej znajomej dostałam pył z Groty Mlecznej w Betlejem. Jeszcze nie używany. Leży na szafce jak wyrzut sumienia że od dawna już się nie modlę o to dziecko...
Wydaje mi się że eksperyment z costilbegytem się nie uda Nie czuję praktycznie nic, a naczytałam się jak to jajniki pięknie pracują, że bolą, itd. A ja czasami mam wrażenie jakbym miała dostać okresu. Może to też jakiś objaw?
Zresztą, kogo ja tu chcę oszukać. Parametry nasienia nie są na tyle dobre żeby mieć nadzieję
Boże, co ja wyprawiam najlepszego Tylko nadwyrężę rezerwę jajnikową i będę bardziej rozchwiana niż zwykle
Gdzie się podziała moja wiara? Mój optymizm? Po dwóch latach nie mam już chyba nic z tych pięknych rzeczy...
Edit.
Do dupy z tym ovufriend Skasowała mi się moja edycja w której zachwycałam się faktem że mieszczę już mój tyłek w huśtawce na placu zabaw. Kurcze, zapomniałam już jaka to frajda. Co prawda chodzę tam po zmroku bo obiektywnie patrząc to jestem już nieco przystarawa na takie rozrywki.I żeby nie było- nie chodzę sama a z "alibi" w osobie mojej młodszej kilkanaście lat siostry
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 sierpnia 2016, 22:06
Wykładowca: - Opowiem wam teraz anegdotę, którą opowiadam prawie wszystkim grupom. Otóż w czasach PRL, wiecie, ścisła cenzura, w pewnej wsi koncert chciał dać zespół o pięknej nazwie "Przejebane". Niestety, źle by to wyglądało na plakatach, więc sprytny sołtys tejże wsi postanowił zmienić nazwę na "Nie Jest Dobrze". Historyjka kończy się happy endem, zespół się zgodził, koncert był udany. A teraz przechodzimy do głównego powodu, dla którego to słyszycie. Moi drodzy, sprawdziłem wasze prace.
Nie jest dobrze.
Jaki ten lekarz sprytny, tak pięknie potrafi powiedzieć nieprzyjemne wiadomości
Nie jestem już nawet wkurzona na to wszystko, czuję się tylko głęboko załamana. Jajniki w ogóle nie zareagowały na clo, pęcherzyków jest coraz więcej, więc pcos się rozwija w najlepsze. Na usg wyglądały jak kupka czarnych kuleczek. Okropne, nie nadające się do niczego. Endometrium 7,17 mm. Jak na moje możliwości to cud bo zazwyczaj to 3-4 mm. Dostałam receptę na coś w stylu lametty, z letrozolem. Dr napisał na recepcie tylko "letrozole".
Wydaje mi się że powinnam usunąć tu konto. Szczególnie po tej wczorajszej akcji ovuf. I tak nie prowadzę wykresu, nie mierzę temperatury... Założę bloga i tam będę uzewnętrzniać moje gorzkie żale. Prowadzenie pamiętnika na prawdę bardzo mi pomogło, dzięki temu widzę że moje myśli są jakoś uporządkowane i nie duszę też wszystkich negatywnych uczuć w sobie. Kiedy czytam to co pisałam na początku to aż nie mogę uwierzyć że spod moich palców wyszły tak infantylne myśli i słowa. Szczególnie rzucało mi się to w oczy przy kasowaniu wpisów z wątków na których się kiedyś udzielałam (przeniosłyśmy się na fb). Tyle wiary i jeszcze więcej niewiedzy i naiwności...
Dziś śniło mi się coś szalonego i strasznego. Po tej okropnej wizycie u lekarza dowiedziałam się, że moja dobra znajoma jest w ciąży. Było to dla mnie o tyle szokujące, że oboje z narzeczonym są bardzo religijni i deklarują czystość przedmałżeńską. I tu zaczyna się akcja- okazało się że to mój mąż jest "sprawcą". To najgorsza rzecz jaka mi się śniła. Na początku byłam w szoku (w tym śnie) a później dotarło do mnie że przecież musiał ją przelecieć żeby było ta ciąża (a mnie zdradzić). Uderzyłam męża w twarz a on mi powiedział że przecież bardzo uważali i założył nawet prezerwatywę. Ale podobno była za mała jak na jego sprzęt i się wylało
Byłam tak wqrwiona że się obudziłam i miałam ochotę profilaktycznie mężowi przyłożyć. Ale pomyślałam sobie, że mąż przecież ma mało plemników i nie mógłby zrobić jej tego dzieciaka. Brawo ja. Nie dość że w dzień myślę o moim nieszczęściu to jeszcze w nocy nie mam spokoju
<2 mUI/ml
Niby gdzieś tam się komuś zdarzyło że wyszła ciąża z takiej bety ale chyba nie jestem w tym zacnym gronie. Niemniej czekam aż się wszystko w piątek/sobotę wyjaśni. Zrobię wtedy kolejną betę o ile oczywiście wcześniej mnie ta cholera nie zaleje.
Dobranoc.
O co poszło?
O SAŁATKĘ. I sos do kebaba.
Zrobiłam sałatkę do obiadu z fetą. Jest genialna: pekinka, feta, pomidory, cebula i czosnek, papryka. I tyle. Ma NIE być ostra. Co zrobił ten profanator żywności? Zajebał wszystko ostrym sosem do kebsa "bo lubię ostre". Kurwa, to nie ma być ostre!
Obraża mnie jak ktoś doprawia moje dania zanim jeszcze w ogóle zdąży spróbować To jakby nie wierzył że potrafię zrobić coś jadalnego i od razu zakłada że jedzenie fuuj i trzeba zabić delikatny smak fety jebanym keczupem. Robi tak z większością rzeczy - nie spróbuje a dopierdziela wszystkiego a później jęczy że nie pasuje. I żeby to tak z moją kuchnią było. Robi wiochę gdzie popadnie.
Chyba się rozwodzę przez to czerwone gówno do kebabów.
Wiem że kłótnie o głupoty to tylko objaw. Nasze małżeństwo coraz gorzej radzi sobie z niepłodnością.
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 września 2017, 21:06
Jak już będę w moim kochanym lesie to tak głośno krzyknę KURWA że mnie w Krasnobrodzie usłyszą. Może nawet do Lublina doleci. Taką wielką mam ochotę wyrzucić z siebie ten żal. A wiosłami to mam zamiar tak napieprzać że godzina i dopłyniemy do Wisły.
A czemu? Bo małpa w drodze. Plamienie w toku. Czuję że znów dostałam po głowie. Głupia ja. Że też ten mój mąż ze mną wytrzymuje. Ale to dało by się łatwo wytłumaczyć- woli mieszkanie ze mną od mieszkania ze swoją matką. Ale to że mnie jeszcze kocha... jak to możliwe? Taka ze mnie cholera wyłazi że aż wstyd.
A krzyknę sobie nawet "kurwa mać". A co ! Za ponad dwa lata męki należy mi się.
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 września 2017, 21:06
Stymulacja 1x1 letrozolem zdziałała cuda- wyhodowałam piękny pęcherzyk Miał ponad 19 mm, endometrium też ok, więc dostałam pregnyl i czekałam tydzień z kolejnym usg. Niestety okazało się że po zastrzyku jednak nie pękł, a za to bolało mnie coraz bardziej. Pęcherzyk urósł do prawie 27 mm i lekarz straszył torbielą, tabletkami anty, laparo itd. Po kolejnym usg w 28 dc okazało się, że torbiel zmniejszyła się i czekałam do @.
Ku mojemu zdumieniu, dostałam wczoraj @- czyli jak na mnie to ekspresowo, bo w 32dc. Od jutra zaczynam stymulację 2x1 letrozol, prze 5 dni. W 13 dc usg.
Zaczęłam nową-starą pracę od września. Mam więcej pracy, ale na szczęście też więcej kasy, którą mogę wydawać na lekarza i usg Ciekawe czy to coś da. Nie chciałabym męczyć swojego organizmu bez sensu. Pod koniec tego miesiąca mąż miał zrobić badanie nasienia ale chyba zrobi na początku października, ten tydzień mamy już zapełniony i jak zwykle nie ma na nic czasu...
Tym razem pęcherzyk z prawego jajnika, 19.77 mm. Endometrium 8,59 mm
Jutro rano zastrzyk a we wtorek wieczorem znów monit.
Ale bolało mnie nieźle...
A z poza- staraniowych rzeczy:
Mąż właśnie pierwszy raz robi mi obiad
Wzięliśmy wczoraj na spontanie kredyt i dziś kupiliśmy nowe auto. Boję się, ale chyba pierwszy raz poczułam się tak naprawdę dorosła Wczoraj też kupowaliśmy prezent na urodziny dla bratanicy w smyku. Długo nie mogłam znaleźć męża bo testował zabawki Szczególnie przykładał się do przetestowanie wszystkiego ze star warsów... Nasze dziecko będzie miało świetnego tatusia
Tłumaczę sobie to logicznie. Pierwszy raz owu była taka jak trzeba, dlatego bolą jajniki i w ogóle czuję się nieco okresowo. Jestem przeziębiona i zmęczona= śpiąca. Ale to wszystko na nic, czuję jak szalona iskierka nadziei chce mi dokopać swoją największą bronią- rozczarowaniem.
Dziękuję za kciuki, może następnym razem
"Nicht schwanger".
Chyba już mi przechodzi Smutek i żal do całego świata. A najbardziej żal do Boga.
Zastanawiałam się w sobotę, co ja zrobiłam takiego, że mnie po prostu przeczołgał. Czemu mnie tak doświadcza? W niedzielę poszłam do spowiedzi, a nie byłam już naprawdę długo... Rozmawiałam z księdzem o mojej sytuacji i zastanawiałam się skąd człowiek, który nie ma rodziny może tyle o niej wiedzieć... Dlaczego on rozumie mój ból, skoro nawet bliscy nie rozumieją? Niesamowita spowiedź, bardziej jak rozmowa. Wyszłam z kościoła zapłakana ale to było po prostu moje "katharsis". Nie czuję już tej palącej zawiści która niszczyła mnie od środka. Bo oczywiście dowiedziałam się o ciąży w rodzinie i znienawidziłam kuzynkę w jednej sekundzie. Byłam tym przerażona, bo owszem, zdarzało mi się (nawet dość często) zazdrościć ciąży ale żeby aż tak, to nigdy.
Czy mam nadzieję? Oczywiście. To nieuleczalne. Znów biorę letrozol, znów będzie monitoring i pranie mózgu.
Dziś miałam cudowny, bo wolny dzień Rano zakupy, później prawie cztery godziny nieustannego sprzątania. Zrobiłam porządek z "przydasiami" w kuchni i łazience, Wyszło 3 worki śmieci i 3 worki rzeczy, które trzeba wynieść do piwnicy... Nie mam pojęcia skąd się to wszystko wzięło. Teraz piję pyszną kawkę i odpoczywam. Jestem szczęśliwa że udało mi się nie zmarnować całego dnia na głupoty
13 dc. Pęcherzyk ponad 26 mm, endometrium 10,46 mm. Zastrzyk w dupke i do dzieła
Równo miesiąc temu też miałam monitoring- było słabiej.
W sobotę kolejne usg, zobaczymy czy pęcherzyk pękł czy niet...
A za dwa tygodnie dowiem się, czy czeka mnie radość czy depresja
Będzie co ma być, niech się stanie wola Twoja Panie...
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 listopada 2016, 22:25
:D 500+ boskie ;)
No to chyba ostatni dzień na wnioski czy coś i ciągle o tym mówią w radiu. Może dlatego panowie się zmobilizowali ;) Tylko że ze mną raczej by im nie wyszło, mogłam im powiedzieć że kiepska ze mnie inwestycja :P
no piekne komplementy panowie Tobie trzaskali:) Zreszta sie nie dziwie, wg zdjecia ktore niedawno wkleilas wygladasz bosko:))) U nas na razie zadne IU sie nie zapowiada, wlasciwie to wuj wie co sie zapowiada. U prywatnego lekarza pomysl jest taki, zeby dac 3 miesiace metforminie i jesli nie zajde to 4 stymulacje CLO (bo 2 mialam w zeszlym roku), potem pewnie inseminacja i in vitro (wiecej inseminacji niz 1 nie chce). a wg publicznego to nie wiem, wizyta w przyszlym tygodniu, zobaczymy jaki maja dla mnie plan:)
Ech... potwierdzam- źle nie jest ale tak na 100% bosko będzie jak zobaczę w końcu 6 z przodu :D Ale dzięki :D Trzymam kciuki za tą metforminę, słyszałam dużo pozytywnych wieści o niej. Przy pcosie i dobrych parametrach nasienia clo+monitoring daje radę, może iui nie będzie już potrzebne ;)