X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania 5 lat starań, pcos,IO, hashimoto, niedoczynność, niskie parametry nasienia + immunologia
Dodaj do ulubionych
‹‹ 3 4 5 6 7

27 grudnia 2018, 20:59

Odliczamy czas do drugiego szczepienia, mało brakowało a nie dożylibyśmy do pierwszego...

Około 22 km przed Krakowem coś niedobrego zaczęło się dziać z naszym autem. To alternator postanowił wyzionąć ducha na autostradzie, pośrodku niczego. O godz 21
Światła świeciły coraz słabiej bo energii w akumulatorze ubywało z każdym kilometrem. Mąż postanowił jechać nadal, z tym że na światłach postojowych. Dostawałam ataku paniki za każdym razem gdy kończyło się oświetlenie przy różnych zjazdach. Nie widzieliśmy nawet napisów na mijanych tablicach, nie wiem na ile inni kierowcy nas widzieli bo pod koniec jechaliśmy już prawie bez świateł... " W pewnym momencie "przyczepiliśmy się" do tira żeby widzieć cokolwiek przed sobą. Dojechaliśmy ok 23 do Prokocimia i tam, na drugim skrzyżowaniu po wjeździe do miasta nasze auto nieodwołalnie zagasło.
Przejeżdżający taksówkarze pomogli nam zepchnąć tego cholernego dziada na trawnik przy przystanku autobusowym. Trójkąt za tylną szybą i to by było tyle z niego.. Zabraliśmy bagaż i znaleźliśmy autobus do hotelu, ok 1. w nocy byliśmy wreszcie w pokoju. Rano mąż poszedł na pobranie krwi a później organizował lawetę i elektromechanika który ogarnąłby naprawę w jedno popołudnie. Ja w tym czasie dochodziłam do siebie bo tym nocnym koszmarze na autostradzie. Po 13 wyszłam do przychodni, było zajebiśc*e zimno ale musiałam się już wymeldować także czekało mnie kilka godzin czekania na szczepienia. I nadal nie wiedziałam co w sprawie samochodu bo mąż miał zadzwonić jak już będzie wiadomo coś pewnego. Na szczęście czas szybko nam zleciał a auto jakimś cudem zostało zrobione jeszcze przed moim szczepieniem, także po wyjściu z gabinetu mogliśmy już pojechać do domu :)
Samo szczepienie nie było dla mnie jakoś specjalnie bolesne, robienie tatuażu bolało bardziej. Gorzej zaczęło się robić jakieś 20/30 minut po tych zastrzykach, ból wywoływało nawet delikatne otarcie się ręki o cokolwiek np fotel czy ramię męża. Musieliśmy jeszcze wstąpić do Rzeszowa po osobę z rodziny, od razu zrobiło się nam trochę weselej.
Mniej więcej sto kilometrów przed naszym miastem zauważyłam że mimo ograniczenia prędkości jedziemy coraz wolniej. Myślałam że to znów samochód nawala ale to mój wyczerpany mąż. Szybko się zmieniliśmy a on zasnął praktycznie od razu.
Gorzej, że z bólu ledwo byłam w stanie zmieniać biegi. Następnego dnia cudem udało mi się wciągnąć na siebie spodnie. Pójście do pracy to był jednak głupi pomysł. Nie byłam w stanie normalnie funkcjonować. Po południu ból nieco się zmniejszył ale kiedy podniosłam czajnik z wodą to przeszył mnie okropny ból. I tak przez tydzień nie robiłam nic. W miejscu wkłucia powstały mi guzki, wyglądam jakbym miała implanty. Po tygodniu siniaki zaczynają powoli schodzić. Ale wcześniej było duże zaczerwienienie i "gorączka" w miejscu wkłucia.

Dziś za to robiliśmy badanie nasienia bo poprzednie z września (czyli cykl z ciążą!) były niedobre i lekarz zalecił letrozol 2 razy w tygodniu oraz powtórne badanie. Niedobre, czyli ok 10 tys plemników w ml (!). Dzisiejsze było najgorsze ze wszystkich- 0 w badaniu komputerowym, w tym "niekomputerowym" widocznych było kilkanaście plemników. Jakim cudem !?

Mąż ma zbadać kariotyp i kilka innych rzeczy do następnej wizyty, czyli 24.01
Szczerze, to cholernie boję się robić to badanie. I tak dziś mnie lekarz trochę dobił bo powiedział coś w stylu że " tylko Bóg daje życie, mimo wszystkich tych wyników"
Zrozumiałam to tak, żeby się szykować na zakończenie leczenia...
Mąż ma mieć podane jeszcze na próbę gonadotropiny ale czytałam że pomagają w niewielu procentach pacjentów.

Mam jeszcze nadzieję, z kilku powodów i trzymam się jej naprawdę kurczowo...
1. Czas abstynencji to 48 godzin, najkrótszy ze wszystkich dotychczasowych badań
2. Mąż od ostatniego badania przytył a zauważyliśmy że od pierwszego badania nasienia sukcesywnie rośnie jego waga a jednocześnie parametry nasienia są coraz gorsze. Mąż ma BMI ok 32/34 czyli otyłość (!) i nie wiem co jeszcze ma się stać żeby w końcu ruszył du*sko i coś ze sobą zrobił.
3. Wszystko wskazuje na to że w ciążę jednak zachodzę, czyli nawet przy malutkiej liczbie plemników ciąża jest możliwa (tylko jak !?)

Myślałam że może lekarz coś popieprzył że Hcg z wyniku marginalnego odczytuje jako ciążę biochemiczną i czy wg widział u mnie jakąkolwiek ciążę, ale...
Dziś przeczytałam że u kobiet które nigdy nie były w ciąży ALLOmlr wynosi 0%, u mnie było to 20%. Wychodzi z tego że nic się nikomu nie wydawało i ciąże jednak były. Nawet przy tak beznadziejnych parametrach nasienia.

Nie wiem co myśleć o tym wszystkim. A naprawdę straszne myśli przechodziły mi dziś przez głowę. Powiem tyle- jestem podła.
Podła, egoistyczna baba.

Edit. Czytam właśnie to co tu naklikałam a w radiu leci właśnie utwór z naszego pierwszego tańca. Boże, jaka ja byłam wtedy szczęśliwa i zakochana... A to co dziś myślałam o moim małżeństwie to były bardzo, bardzo niedobre rzeczy. i o mężu...
Aż mam wyrzuty sumienia..

Wiadomość wyedytowana przez autora 27 grudnia 2018, 21:06

18 stycznia 2019, 16:57

Za pięć dni mam ostatnie szczepienie. Czuję się fatalnie. Dwie doby po szczepieniu byłam osłabiona i lekko obolała, chociaż drugą dawkę zniosłam o wiele lepiej niż pierwszą. Przede wszystkim następnego dnia mogłam spokojnie założyć spodnie. Czego z powodu bólu przedramion nie mogłam zrobić za pierwszym razem.
Mąż powoli chudnie ale to ja jestem najgorszym kapo w mieście. Kiedy tylko mówi że nie chce mu się ćwiczyć albo kupuje colę i przynosi do domu- wtedy wychodzi ze mnie potwór. Macham mu przed nosem gotowym pozwem rozwodowym i każę podpisywać.

Każdy nadprogramowy kilogram to coraz gorsze parametry nasienia, które się najgorsze odkąd zaczęliśmy się starać.

Co się polepszy, to się popieprzy...

Wiadomość wyedytowana przez autora 25 stycznia 2019, 02:41

18 marca 2019, 01:08

23.01 miałam ostatnie szczepienie, 14.02 badanie kontrolne allo mlr po szczepieniu.
Na początku tego miesiąca odebraliśmy wyniki i dzięki Bogu mamy zielone światło ! Z 20 % na 48 % :D Dostałam receptę na accofil i czekamy na podanie, pierwsza dawka będzie podana domacicznie a później już sama będę się kłuć. Jutro wizyta u gina prowadzącego, muszę kupić te leki bo coś mi się wydaje że już jutro na wizycie może mi podać bo to ma być akurat 5-7 dni przed dniami płodnymi...

To tak wszystko spokojnie brzmi jak to czytam, ale te trzy tygodnie od badania do odebrania wyników i wizyty u dr S. w Krk to była tragedia... Prawdziwy dramat zaczął się już w szpitalu na Prokocimiu, kiedy babeczka podała mi wyniki bez koperty i musieliśmy się od razu z tym zmierzyć. A mieliśmy nadzieję że to lekarz otworzy kopertę i nie będziemy pół dnia przeżywać. A jednak... Źle zinterpretowałam wyniki (dzięki wam- google i fora dla staraczek) i przez kilka godzin byliśmy w piekle... Przeżywaliśmy że znów nam się nie udało, kolejna zjeb*na sprawa. Brawo ja...

Pamiętajcie, żeby nie wiem co się działo- nigdy, przenigdy nie interpretujcie swoich wyników za pomocą internetu (a przynajmniej nie wierzcie w nie na 100% tak jak ja :/ )

21 marca 2019, 18:45

Dziś miałam wlew z accofilu. Nie było to zbyt miłe, lekko mówiąc. Cewnik nie mógł wejść i miałam kolejny raz styczność z kulociągiem. Okrutnie bolesne doświadczenie. Nie miałam oczywiście żadnego znieczulenia a bolalo tak samo jak przy hsg, kiedy lekarka nie mogła tego kulociągu w ogóle włożyć i gmerały mi z pielęgniarką dobre 10 minut zanim dobrze ustawiła sobie szyjkę. A wtedy miałam kroplówkę z ketonalu...
Mam pęcherzyk na lewym jajniku 17 mm i na prawym 12 mm. W poniedziałek monitoring i ovitrelle. Trzy dni po ovu pierwszy zastrzyk z accofilu, potem sama robię co 3 dni. Luteinę mam brać nie do 10 dpo jak do tej pory, ale do 14 dpo. 15 dpo robię test. W moim przypadku po prostu hcg bo po pięciu latach starań testów juz z całego serca nienawidzę.
Nie mamy też zbyt wiele czasu na starania bo ogranicza nas accofil i długość działania szczepień.
Tak bardzo bym już chciała mieć to za sobą... Czuję że już mam dość. Na fotelu popłakałam się z bólu i przyszło mi do głowy jedno pytanie- po co ja to robię ? Po co zgadzam się na ten ból, kolejny raz? Co mnie do tego popycha.. Przecież poród to tez nie jest spacer po parku w niedzielne popołudnie :/ Boli, bolało i będzie boleć.
Tyle zniesie kobieta dla dziecka...

Właśnie się zważyłam. Od października 2017 schudłam 26 kg. Z tym że większość z tego zrzuciłam do marca 2018- waga stanęła na 65 kg. Od stycznia br. waga znów mi spada i obecnie wazę 60 kg. Z 86 :D
Mimo insulinooporności, niedoczynności tarczycy i hashimoto...

Wiadomość wyedytowana przez autora 21 marca 2019, 22:35

28 marca 2019, 16:56

Właśnie zrobiłam sobie zastrzyk z accofilu, rano poszła pierwsza dawka progesteronu. Jeszcze dwie dzisiaj.
Boję się bardzo. Chwilami wpadam w panikę. 9 kwietnia sprawdzamy hcg. Oszaleję do tego czasu.

1 kwietnia 2019, 22:06

Progesteron w p+6 to 23 ng/ml, estradiol tez ok. Czyli mimo nie jednoznacznego wyniku usg w p+2 - owulacja była. I teraz się modlimy...

10 kwietnia 2019, 20:49

Jestem tak na siebie wściekła że to aż trudno opisać.
Wiązałam ogromne nadzieje z tym cyklem, pierwszy z takim zestawem leków. Po ostatecznej diagnozie, gdzie wszystko miało już być ok.
Wróciły do mnie wszystkie moje lęki, zazdrość, zawiść. Nieustanne porównywanie się do innych. Czuję że znów spotkam się z moim psychiatrą, nie wytrzymam tego. To co już miałam wielokrotnie przerobione, przegadane i zaakceptowane na terapii- wszystko na nic.
Odsuwam się od rodziny i znajomych.
Co raz ciężej mi pracować z dziećmi. Nie mogę patrzeć na ich ciężarne,po raz kolejny, matki. Nie potrafię nie nienawidzić wszystkich szczęśliwych ludzi wokół mnie.
Nasze pierwsze dziecko miałoby już 7 miesięcy.
Gdyby grudniowa ciąża się utrzymała to byłabym w 22 tc.
Nienawidzę wszystkiego. I jestem zmęczona wszystkim. Cholernie zmęczona tymi pięcioma latami starań.

12 października 2019, 17:18

Źle, bardzo mi źle. Czekam na okres i zaczynamy ostatni cykl starań.
Znów mam załamanie, wystarczyło że odebrałam negatywną betę... W kuzynów dzieci rodzą się na potęgę,a że to typowa patola to boli bardziej. On pije, aktualnie w więzieniu. Bez stałej i legalnej pracy i mieszkania. Ona rozgarnięta życiowo jak kupka liści. Nie umie nawet zająć się dziećmi, mają kuratora. Dzieci co rok, ostatnio nawet bliźniaki. A ja proszę Boga na kolanach chociaż o jedno i taki huj. Nie widzę żeby Ktoś tu się przejmował moimi czy męża uczuciami. Pierdole, jak nam gin naprotechnolog powie że już nie ma pomysłu na nasze leczenie i koniec, to mamy w dupie Kościół razem z jego zakazami i zbieramy kasę na in vitro. Będzie to skomplikowana akcja, tak mi się wydaje bo mamy problem immunologiczny ale wiemy że w Łodzi jest spoko dr P. od takich akcji. Nie będę nigdy szczęśliwa bez dziecka. Mój mąż ma to samo. Nie wyobrażam sobie świętować we dwoje pięćdziesiątej rocznicy ślubu. Podpierać się tylko o siebie na starość. Czy kościół mi wtedy pomoże ?

12 października 2019, 22:28

Dziękuję dziewczyny za zrozumienie, wiecie że tego czasem tak bardzo brakuje wokół nas... Co do KK i jego "niezmiennych" poglądów- nie pamiętam czy dobrze kojarzę ale kościół dawniej był przeciwny sekcji zwłok( dzięki temu medycyna ruszyła do przodu) i negował piorunochrony. Może faktycznie tak się zdarzyć że KK zmieni zdanie a naszych lat nikt nam nie wróci...

28 listopada 2019, 18:46

UWOLNIENIE

Dziś piszę tu z zupełnie innego świata. Ze świata bez bólu że nie mam dziecka...
Jak wspaniale...
Zakończyliśmy starania, nawet temat ivf. Czuję że jestem tak szczęśliwa jaka nie byłam od wielu, wielu lat ...
Od lat z czasów beztroski... Od czasów studiów, od czasów wolnego i pięknego życia.
Coś się kończy, coś zaczyna.
Przede mną ciężki emocjonalnie okres w życiu osobistym ale przetrwam to bo w końcu zaczynam poznawać siebie, w końcu zaczynam rozumieć to czego JA chcę i potrzebuję a nie mój mąż, moja rodzina, znajomi czy w końcu- czego oczekuje odemnie jako jednostki, społeczeństwo.
Czego ja wymagałam od siebie a wcale tego nie chciałam.
Przez te 5,5 roku starań zadałam sobie niewyobrażalny ból, pięknie niszczyłam swoje zdrowie psychiczne ale i fizyczne. Wszystko dla złudzeń. Zderzenie z rzeczywistością bolało. Podjęte decyzje bolały. Bardzo.
Bittersweet.
W końcu muszę zrobić coś dla tej kobiety która zabijałam każdego dnia.
M. może kiedyś to przeczytasz, może zrozumiesz...
Ale i tak rozumiesz, prawda ?

‹‹ 3 4 5 6 7