Czy Wy widzicie to co ja? Ja sobie cały czas robię nadzieję No co zrobić - ta druga część cyklu zawsze taka jakaś pozytywna
Ale wracając do temperatury...faktycznie wygląda na to, że może coś się zadziało - bo w pierwszej części cyklu tempka nie skakała powyżej 36,5C...Według mnie (umysłu ścisłego) Ovu źle zaznacza linię poziomą - czyli linię średniej temperatur pierwszej części cyklu...gdyby zaznaczył ją poprawnie - skok wydawałby się większy. Ale w sumie nie wiem jakim algorytmem posługuje się Ovu. Może i robi to poprawnie A co mi tam...potaplam się trochę w nadziei
Zapowiada się piękny słoneczny dzień
Od dawna wiedziałam, że jestem sama z sobą i ze swoimi myślami...chwilami czułam to mocniej ale nigdy jeszcze tak mocno jak teraz...czas się wybeczeć...może pomoże...
Wczoraj była kulminacja. Najpierw wkurzałam się na wszystko, klęłam za kierownicą, potem poryczałam się na wiadomość o ciąży znajomych, którzy dopiero co zaczęli się starać i zaskoczyli w pierwszym cyklu. Mój mąż na widok moich łez stwierdził:
"I co? zazdrościsz??"
To tylko mnie dobiło. Cieszę się bardzo na myśl o ciąży koleżanki - będą na pewno super rodzicami, tak samo jak super są małżeństwem. Ale nie da się ukryć, że człowiek łapie doła, gdy ktoś zachodzi ot tak, nie wiedząc nawet co to owulacja, itp itd...a my? nie biorę tabletek od 15 miesięcy...i ciąży ani widu ani słychu...
W obliczu wczorajszych wieści doliczyłam się już tylko trzech par bezdzietnych znajomych w najbliższym otoczeniu. Jedni chyba w ogóle nie planują...reszta chyba odkłada jeszcze dziecko...kolejni by chcieli, ale warunki zatrudnienia nie sprzyjają, choć czas ich już nagli...
Ehhh... a ja nadal sama ze swoimi emocjami, uczuciami, pragnieniami... Nie mam nikogo z kim mogę o tym porozmawiać. Najlepsza przyjaciółka już dzieciata i nie chce jej truć moimi problemami - pewnie i tak by nie do końca zrozumiała (ona z tych co nie wiedzą co to owulacja i o co w tym wszystkim chodzi - wiatropylna ot co)...
I co tu począć?
Boję się nowego cyklu...mam zacząć brać CLO...i pregnyl. Szczerze mówiąc mam mieszane uczucia...a dlaczego moja gin nie chce najpierw spróbować z samym CLO? Może pregnyl byłby niepotrzebny? Czy te "wspomagacze" nie wpływają jakoś na dzidzię potem? Często się nad tym zastanawiam, choć wiem, że wiele kobiet stosuje te leki i rodzą zdrowe maleństwa...
Dół zaczyna mnie łapać. Tacę chęć do jakiegokolwiek działania. Nie chce mi się pracować, nie mam motywacji, nie mam chęci. Zamknęłabym się w czterech ścianach i czekała na maleństwo. Zrobiłabym to swoim etatem, swoją własną firma 24/24. Wiem, że to najgorsze co mogę zrobić
Chyba witamina D przestaje na mnie działać ;(
W końcu upragniona (ostatni raz!) @ ... szanownie się zjawiła przed południem A to oznacza nowy cykl...Pierwszy z CLO.
Trochę się obawiam. Nie wiem czy pani doktor nie startuje u mnie ze zbyt dużą dawką - bo kazała brać 1 tabletkę dziennie przez 5 dni, a czytam, że dziewczyny biorą na początku po pół tabletki a nawet po 1/4...Nie chciałabym, żeby mnie przestymulowała, bo w końcu pęcherzyki mi rosną tylko nie pękają. No ale chyba wie co robi. Z drugiej strony ważę nieco więcej niż powinnam, więc może z tego wynika większa dawka
Marcowy cykl...może zrobimy mężowi prezent na jego urodziny pod koniec marca?
Od razu mam lepszy humor...to czekanie na spóźniającą się @ i negatywne testy mnie nie tyle co niepokoiło to już denerwowało. W końcu się udało skończyć tamten bezowocny dłuuuugaśny cykl ( no dobra - może przesadzam 39 dni to nie aż tak długo ).
Wczoraj wieczorem ustaliłam termin pierwszego monitoringu - przyszły piątek 12:15! Od niedzieli łykam CLO. Spytałam panią doktor o dawkę CLO, czy aby nie jest za duża na początek (wstydzę się zawsze pytać o takie rzeczy, bo czuję się jakbym podważała czyjeś kompetencje i wiedziała lepiej - cholerny internet!) - ale powiedziała, ze 1 x 1 tab. to standardowa dawka na początek.
Jak dobrze, że dziś już piątek. Od poniedziałku muszę skończyć swoje lenistwo i w końcu wziąć się porządnie do roboty. Koniec sesji...czas zakasać rękawy i wziąć się za pracę.
Niech tylko wyjdzie słoneczko, proszę...
Powiało optymizmem co? A wiecie, że tak powinnyśmy zaczynać każdy dzień? Podobno to, w jaki sposób minie nam dzień, w jakim będziemy nastroju, w największej mierze zależy od nas? W sumie nic dziwnego - przecież to my przeżywamy, stresujemy się wszystkim, ale też uśmiechamy się, pomagamy innym, tworzymy własny dzień. Może zatem warto pracować nad sobą - nad swoim podejściem. Ja zawsze odnoszę się do ludzi w USA - którzy nie, wcale nie mają lekkiego życia - wręcz przeciwnie, ciężko pracują, płacą wysokie ubezpieczenie zdrowotne (kocham naszą darmową służbę zdrowia), płacą za naukę (jak się cieszę, że nasz kraj dał mi bezpłatne wykształcenie)itp.itd. Ale mimo wszystkich niedogodności, nie spotkamy tam człowieka, który odpowie na pytanie "co u Ciebie" - "słuchaj stary - jest do dupy, jest fatalnie, tak mi źle!"
Radość to stan umysłu. To my decydujemy o tym, kiedy się uśmiechamy i jak odbieramy świat - warto zatem w każdym zdarzeniu szukać pozytywów. Warto stanąć rano przed lustrem i powiedzieć sobie - jestem piękna i to będzie miły dzień
Zatem dziewczynki! Uśmiech proszę! Może być w komentarzu Miłego dnia! :*
"Jej wysokość niepłodność
Jeżeli jesteś tutaj z tego własnie powodu, w celu znalezienia siły na dalsza walkę, rozgość się i usiądź wygodnie. Być może nabierzesz siły, a jeżeli to Twoje początki zagrzeję Cię do walki. Nie będę pocieszać, bo i tak wiadomo, że jedynym lekiem jest to do czego dążysz. Teksty „I tak będziesz miała kiedyś dzieci”, „Moja znajoma tez to miała”, „Chyba za bardzo przeżywasz” „Zajmij się czym” „Zablokowałaś się psychicznie” ,”Nie myśl o tym”. Znasz to prawda? Te złote rady to kolejna szpila wbijana prosto w serce.
Na początku jest chaos
I ładny scenariusz na najbliższy rok. Ale nic nie chciało słuchać Twojego scenariusza. Los wymyślił Ci swój własny, sto razy gorszy bez grama waty cukrowej, ale za to wsadził w niego tone goryczy i smutku. Od początku. Najpierw zaczęło się od myślenia o kalendarzyku. No ale po co? Przecież stworzenie potomka jest takie proste. Śmiałaś się z tego na naukach przedmałżeńskich, że pradawna forma dla ortodoksyjnych katolików. Ale życie uczy pokory, co? Minął miesiąc, drugi, trzeci, myślisz sobie hmm tyle niechcianych ciąż, a Ty? Eeee, no przecież wiesz jak to się robi. Według wytycznych masz na to cały rok. Dla Ciebie to głupie wytyczne, miało się udać od razu. Jesteś zdrowa, z sercem pełnym miłości i dobrych chęci. Zaczynasz opracowywać jakiś plan, od czego zacząć, a może poczekać rok? Wewnętrzny niepokój jaki potęguję się w Tobie, nie pozwala na zaniedbania. Jesteś perfekcjonisktą, lubisz mieć wszystko pod kontrolą. Jako kobieto zaczynasz snuć czarne scenariusze, nakręcać się. O matko! Przestań! To najgorsze co może być, jednak jest to silniejsze od Ciebie. Podobno kobiety własnie są tak skonstruowane za dużo analizy i emocji. Myślisz sobie od czego zacząć, może ten pradawny wyśmiewany przez Ciebie kalendarzyk. Odszukujesz kartki i książeczki z nauk i nie wiesz gdzie włożyć ręce. Myślami byłaś nieobecna, kiedy była o nich mowa. Przysiadasz i na początku to czarna magia, jakieś wykresy, kropki, otwarcia, konsystencje jak to ma Ci pomoc, sześć niższych, trzy wyższe. Zaczynasz analizować grzebiesz w sieci, a tam na zbawienie spadają Ci inne internetowe wykresy. Patrzysz na to, nie jesteś sama, tysiące wykresów prowadzonych przez inne kobiety. Dziwisz się, że ta pradawna metoda ma takie wzięcie. Ok, może okazać się pomocna. Fizjologia to najlepszy Twój sprzymierzeniec. Zakasać rękawy i do dzieła!
Wyścig o dziecko czas zacząć
Zaczęłaś mierzyć te temperatury licząc, że nie odkryjesz nic ciekawego tylko książkowy cykl. Pewnie będziesz mówiła „Dopiero zaczęłam mierzyć, a już jestem w ciąży”. Dochodzą pod Twoim wykresem nowe koleżanki, jest miło. Dobrze wiedzieć że nie tylko Ty się starasz, ale są inne, zagubione w tych tematach. W grupie raźniej. Zaczynasz coraz więcej czasu spędzać wlepiając się w swój wykres i go oczywiście ANALIZOWAĆ! To najgorsze, bo to nic nie daje. „Może ten skok to to”, „Aby zdarzyć z mężem” „O nie! „Za późno, za wcześnie, za średnio”. Kolejne temperatury za dużo analizowania. Łeb już ci pęka od tego myślenia. Po miesiącu albo i dłużej masz jakiś zarys tego swojego wykresu. Patrzysz coś jest w nim nie tak, albo wręcz przeciwnie jest całkiem ok. Wykorzystujesz wszystkie szare komórki, przeglądasz miliony stron ze schorzeniami próbując dopasować jakieś do siebie. Do lekarza?! Każdy mówi masz rok. Ty nie chcesz go zmarnować, analizujesz siebie dalej.
Jedno wielkie pasmo niepowodzeń
Kolejny miesiąc i ten nieszczęsny wykres, który na długie tygodnie stanie się twoim znienawidzonym kompanem. Ty o tym jeszcze nie wiesz, licząc. że brzdąc jest już za rogiem. Trochę Twoja czujność została uśpiona. Przecież masz rok. Każdy normalny lekarz wygoni taką histeryczkę, Ty nadal czujesz, że coś jest nie tak. Obserwujesz i czekasz dalej. Masz listę przyczyn, które możesz dopasować do siebie. Dziecka nadal nie ma, a Ty masz ten pieprzony rok. Abstrahując od tych głupot oglądasz wózki, łóżeczka, ubranka i już chcesz wszystko pakować do koszyka, bo przecież już niedługo będą potrzebne.
O tym co sprawia ból
Izolacja od świata to najlepsza rzecz, a zresztą czy mogło być coś lepszego od bycia Depresyjnym naleśnikiem? Płaczesz o każdej porze. Nastąpił koniec świata. Wariujesz z bezsilności. Jesteś przekonana, że nigdy się nie uda. Wszystko to postępuje rzutami. Kolejny cykl kolejne nadzieje. Ale dobrze o tym wiesz, że „depresja” zaczyna się trzy dni przed miesiączką, a kończy dwa dni po niej, kiedy znowu widzisz światełko w tunelu, słysząc w nim „To Twój miesiąc”. Pożycie małżeńskie ulega rozłamowi, nie ma już czegoś takiego, tylko jest MISJA do spełnienia. Ona nie ma nic wspólnego z przyjemnością. Czasem wydaje Ci się, że to Was jeszcze nie dotyczy, ale w głębi siebie wiesz dobrze, że namiętne chwile macie dawno za sobą. Liczysz te pieprzone 48h, kiedy to zginą potencjalni protoplaści, bo o nie najbardziej się teraz martwisz. Seks stał się mechaniczny? Ale zaraz przypomniało mi się! Przecież nie jesteś sama ze swoim problemem, który uważasz za SWÓJ. On jest Wasz! Przez ten okres zapomniałaś o partnerze, a właściwie powtarzałaś „Co on może wiedzieć i rozumieć”. Otóż moja Miła On rozumie, a co lepsze i czuje. Ty skupiona tylko na sobie wpajasz, że jego to nie obchodzi. Może czas zadbać o komfort psychiczny partnera? Bo przecież stał się dawcą materiału, prawda? Pomimo Twoich zaprzeczeń tak się stało…
Chcesz mieć dziecko, a nie możesz
W końcu do Twojej głowy dochodzi że macie problem, a definicje WHO chowasz głęboko do szuflady. Przedarłaś wszystkie zakątki internetu, spróbowałaś wszystkich dostępnych na rynku wspomagaczy w celu ułatwienia i przyspieszenia tworzeniu Cudu. Mikroskopy, paski owulacyjne, żele, zioła, fitoestrogeny w diecie, oleje z wiesiołka, magnez, vit. b6. Miałaś po tym wszystkim miejsce na obiad? Nie poskutkowało. Robisz badania. Myślisz sobie będzie dobrze. Znalazłaś przyczynę! Jesteś szczęśliwa, że jest „coś”, że wiesz co to jest. Czujesz euforie, wiesz z czym walczyć, zapisujesz się na jakieś fora. Ufff są inne, takie jak Ty! Niektórym udało się to pokonać, czytasz happy endy. Stop! Kobieca logika podpowiada nie czytać szczęśliwych zakończeń, więc zaczynasz skupiać się na tych najczarniejszych scenariusz, że walka potrwa latami i wyszukujesz tylko takie przypadki.
Pierwsza wizyta u lekarza
Z gotową diagnozą stawiasz się u Pan doktora. Czujesz znowu podekscytowanie, ciąża jest blisko. Znowu możesz oglądać wózki i ubranka. Mija miesiąc i nic. Wyczytuje znowu głupoty. Uda się, tym razem się uda. Stres aby zdążyć w odpowiedni czas. Myśli skupione 24h na tworzeniu Cudu. Mija miesiąc i nic, a przecież obiecał, że za trzy miesiące będzie ciąża. Powoli tracisz resztę szarych komórek. Głowa przestawiła się na osiągniecie jednego. Nic Cię nie obchodzi, wakacje, znajomi, nic! Obowiązki wypełniasz, bo musisz, wszystko traci smak. Nie chce Ci się żyć. Zamieniasz się w „Depresyjny naleśnik”.
Inni ludzie
Nie lubisz ludzi, chcesz się izolować. Informacje o ciążach przyjmujesz z uśmiechem, aby później móc po wejściu do samochodu wyć jak wilk do księżyca. Doszukujesz się jakieś sprawiedliwości i niesprawiedliwości od losu. Tak naprawdę zaczynasz egzystować, a jedyne punkty w Twoim życiu to: 1. Początek cyklu 2. Owulacja 3. Wyczekiwanie. Zbliżasz się ku końcowi. Ty jako sfrustrowana staraczka robiąca już setny test i zamawiająca te przez allegro w multipakach, zobaczyłaś jakiś cień włosa (jak co miesiąc). Wiesz, że wlepianie się pod światło w tą drugą kreskę nic nie pomoże i jej nie wyczaruje. Twój partner mówi, że przesadzasz. Ty nie wiesz skąd czerpać siły. Pytania o potomstwo doprowadzają Cię do szału, a żarty „Może nie umiecie tego robić” odpalają wizje Ciebie rzucającą się na owego dowcipnisia. Spokojnie, to tylko taka metafora, tak naprawdę uśmiechasz się od ucha do ucha udając, że nie ukuło. Kobiety z wózkami, ich widok boli? Szczególnie w okresie kiedy wiesz, że się nie udało. Serce pęka na kawałki, wiesz dobrze jaki to ból. Twoje serce jest jeszcze w stanie wytrzymać dużo. Myślisz, że nikt nie wie co czujesz. Powoli znajdujesz kolejne pary, które przeszły to samo. Dla Ciebie to żadna pomoc. To, że im się udało nie oznacza, że uda się Tobie. Nie przekładasz tego na swoje życie.
Jak myśleć pozytywnie
Mówisz, że masz już na to sposób, że dałaś sobie spokój, że najgorsze za Tobą i wierzysz, że się uda. Tak trochę wierzysz. Szukasz informacji o klinikach. Czas wytoczyć większe działo, bo wszystko straciło inne sens. Nie masz ochoty na wizyty znajomych, na wycieczki, na pracę. Na nic! Masz ochotę zamknąć się przed światem. Jesteś wyczerpana, sfrustrowana i nieszczęśliwa. Nikt tego nie potrafi zrozumieć. Uwierz! Kiedyś się to skończy.
*teksty o niepłodności będą pojawiać się sukcesywnie w kategorii OCZEKUJĄC"
Jedyne co mnie przeraża, to że mogło tam urosnąć więcej pęcherzyków zamiast jednego porządnego ładnego. W opowiadaniach znajoma wspominała, że u niej rekordowo było 5 pęcherzyków. Ja szczerze mówiąc (wiem, wiem, wybrzydzam) boję się nawet dwóch...kurcze, głupio przyznać, ale boję się bliźniaków i chyba chciałabym uniknąć ciąży mnogiej (zawsze przypominam sobie co powiedziała mi kiedyś cyganka - że będę miała dwójkę dzieci - ale kto powiedział, że osobno...może to będą jednak bliźniaki?)...
Moja pani doktor w sumie nie informowała mnie o ryzyku wystąpienia ciąży mnogiej po CLO...muszę jej jutro powiedzieć, że mam pewne obawy i że wolałabym jednak jedynaka na początek
Przy mojej wadze z bliźniakami wyglądałabym jak orka a tak jest szansa na dużą foczkę jedynie hehe
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 marca 2015, 19:44
9dc
Prawy jajnik - pęcherzyk 10mm
Lewy jajnik - pęcherzyk 9mm
Endo 5mm
Według gin nie jest ciekawie..."opornie idzie" - pęcherzyki powinny być większe w tym dniu. Mam brać CLO jeszcze 2 dni. Kolejny monitoring w środę w 15dc.
Się popsuł mi humor...i to nie tylko przez ten "oporny" cykl. Ale też przez fakt, że czekając na gin (ja mam coś z głową, że jadę zawsze godzinę wcześniej niż na czas) ... postanowiłam odwiedzić ciocię w szpitalu, który jest dosłownie kilkaset metrów dalej. Po co godzinę siedzieć w aucie?! Wiedząc, że wchodzę na 5 minut nie zostawiłam kurtki w szatni tylko poszłam od razu na górę. I co? I zostałam wyproszona...Najpierw upomniana przez pielęgniarkę - potem przez ciocię, która rzekomo za chwilę miała mieć zmieniany opatrunek przez ordynatora i "w pokoju panowały antyseptyczne warunki" (??) nie jestem laikiem w tych tematach i nie wiem jakim cudem oni na czas zmiany opatrunku organizują "antyseptyczne warunki", że nikt wejść nie może. No cóż. Moja wizyta trwała 30 sekund. usłyszałam "wyjdź" ...więc wyszłam. W nagrodę miałam prawie dwukilometrowy spacer i czas szybciej zleciał.
Dobrze, że chociaż słoneczko się pojawiło... a w piekarniku dojrzewa ciasto gryczane...(co za zapach!!!!).
Buziaki Kochane!
Weekend minął za szybko jak zwykle, ale może to i dobrze, bo wczoraj miałam wyjątkowego doła. Doła takiego, że dna nie było widać. Nie wiem skąd on...ale byłam w stanie płakać cały dzień. Żal mi było męża, bo nie miałam nastroju na nic, a on bardzo chciał coś zrobić aby umilić mi niedzielę ale nic nie zadziałało. Dziś może trochę lepiej...ale też nie jest dobrze. Jakoś brakuje mi wewnętrznych sił, radości, celu...czegokolwiek. Masakra. Jakby ktoś wyłączył mi zasilanie. Może to przez CLO? Muszę zerknąć w ulotkę czy efekty uboczne obejmują depresję. Jeśli tak to ja dziękuję. Nie chcę się tak już czuć. W zasadzie czuję się tak "nijako", że mogłabym iść położyć się w trumnie...
Ciekawe jak może pęcherzyki. Od soboty cisza...nie boli mnie nic, nie czuję nic. Jajniki ucichły mimo brania CLO jeszcze w piątek i sobotę. Dlatego podejrzewam, że na monitoringu w środę nie będzie żadnej sensacji i żadnego wyrywającego się naprzód pęcherzyka.
Tak tak...pisała to ta optymistka z przez tygodnia, której ktoś wyciął część mózgu odpowiedzialną za dobre samopoczucie...
Ehhh....
Sprzątnęłam balkon, odkryłam clematisy, dosypałam im świeżej ziemi, zamiotłam...Nie mogę się już doczekać, gdy usiądę na balkonie z kawą.
Chyba Oeparol zadziałał...wczoraj miałam odrobinkę śluzu...a dziś...jest go już naprawdę sporo i piękny rozciągliwy...najgorsze jest to, że podejrzewam, że pęcherzyk jeśli urósł to jest jeszcze mały i pewnie jutro nie dostanę jeszcze pregnylu...więc do owulki śluz spakuje walizki i się zawinie No ale może nie będzie tak źle...
Przeraża mnie to, że znowu mi się przytyło. Ładnie trzymałam wagę przez kilka miesięcy a teraz już 2,5kg więcej...muszę się jakoś ogarnąć...koniecznie!!
U mnie dziś 14dc...koooocham ten dzień! Ten fantastyczny książkowy najważniejszy dzień cyklu, który możemy sobie w większości wsadzić między bajki
Straszliwie nie chce mi się ruszać z domu, ale niestety muszę...mam nadzieję, że dziś szybko pójdzie. Wieczorem monitoring - na 90% jestem pewna, że dziś jeszcze nie dostanę pregnylu. Skoro w ostatnich 3 cyklach pęcherzyki miały 30mm w mniej więcej 30-32dc, to pewnie mój ma dziś dopiero ok. 15mm...Chyba, że CLO w końcu zadziałało. W sumie wątpię, bo od piątku cisza w moim organizmie.
I po co ja to wszystko analizuję? No bez sensu...
Jajnik prawy - pęcherzyk 10mm
Jajnik lewy - pęcherzyk 19x15mm i 14mm
Endo - 10mm (wow - dawno takiego endo nie miałam - a przy clo podobno jest lipa straszna - chyba to winko działa )
Ale jestem dziś przeszczęśliwa - coś się ruszyło. Pani doktor stwierdziła, że jest pięknie - wręcz książkowo. Ale nie podała jeszcze dziś Pregnylu - czekamy do jutra i Pregnyl będzie jutro wieczorem. Tak więc dziś serwuję sobie winko i jestem dobrej myśli co będzie to będzie
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 marca 2015, 21:00
Pęcherzyk nie podrósł zbytnio od wczoraj, ale endometrium zwiększyło się do 11mm.
Dostałam Pregnyl. Według normy pęcherzyk powinien pęknąć w sobotę o 8 rano - i wtedy też pani doktor zaleciła współżycie. Kurcze - nie lubię takich akcji "na żądanie" - zastanawiam się co jeśli zrobimy to w piątek wieczorem? Przecież plemniki żyją kilkadziesiąt godzin...
Odebrałam Inofolic - kupiłam w niezłej cenie po 20-parę zł/op. W sumie i tak biorę jakiś kwas foliowy to czemu nie skorzystać z tego jak się trafiło. "Na zaś" kupiłam 3 opakowania - to w sumie tylko na 60 dni, więc 2 miesiące. Podejrzewam, że w większości to pic na wodę fotomontaż z tym Inofolic'iem, no ale...
Dziś nie biorę już na wszelki wypadek wiesiołka.
Od rana tak mnie boli lewy jajnik...kłuje ewidentnie...że zastanawiam się czy ta owulacja nie będzie wcześniej niż jutro rano. Mam wrażenie, że coś mi tam rozsadza jajnik Ah ta kobieca wyobraźnia
Musiał się domyślić, że to właśnie teraz powinniśmy się starać. W sumie sama chyba dawałam takie sygnały...I nic nie wyszło. Dwa podejścia i nic. Co z tego, że było super, co mi po trzech orgazmach dziś w nocy...co mi po wspaniałej pobudce...Nie wystarczy "uprawiać seks", żeby mieć dzieci...
Czuję się taka rozwalona wewnętrznie. Piszę to i łzy cisną mi się do oczu, ale muszę się maskować. Nie chcę pokazywać, że to mnie boli. Że wiem, że straciłam jedną szansę.
Mam wrażenie, że owulacja była wczoraj wieczorem. Do około 23 strasznie kłuł mnie lewy jajnik...a potem cisza. Temperatura lekko rano skoczyła - ale może to po seksie?
Myślałam, że mamy problem, który leży we mnie. Ale chyba mamy dużo większy problem. Hormony można podciągnąć lekami, można pomóc pęcherzykowi urosnąć, można pomóc mu pęknąć - ale nie można kazać facetowi kochać się na zawołanie! Nie można. Ja to rozumiem. Stawiam się w ciele facetów i myślę, że też nie chciałabym być traktowana jako maszynka do robienia dzieci...
Rety jak mi dziś źle. Miałam jakieś złudne nadzieje...jak przypomnę sobie moją radość po środowej wizycie jeszcze bardziej chce mi się wyć...