Dzień przed histeroskopią.
Będzie dobrze, będzie super, będzie pozytywnie. Wszystko się uda, zero stresu, wyśpisz się podczas narkozy i obudzisz się z niej w cudownym humorze! Tak właśnie będzie. Tak będzie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 grudnia 2019, 23:47
Czekamynadzidzie, dziękuję że zapytałaś 😙🤗
Koniec stresu, dzień dobiegł końca. Uff...
Zabieg miałam po południu, więc pół dnia przełaziłam z bólem głowy i brzucha że stresu. Dziś dzień wolny, ale nie wiem czy nie lepiej byłoby pracować w sumie. Głowa by się czymś zajęła. W zasadzie to przyczyna lęku była bliżej nieokreślona. Po prostu się bałam. Niestety mąż w delegacji, więc musiałam sobie radzić sama. Zresztą On straszny panikarz, więc w sumie może i dobrze wyszło. Zawsze to jedna osoba mniej do uspokajania.
W klinice spędziłam 4 godziny. W tym histeroskopia trwała godzinę. Okazało się że miałam zrost przednio-tylnej ściany macicy obok mieśniaka. Najprawdopodobniej to on do tego doprowadził. Inne opcje raczej niemożliwe, bo nie było operacji, łyżeczkowania, ani innych zabiegów ginekologicznych. Nie było także nigdy zapalenia przydatków ani infekcji moczowo-płciowych. Mieśniak zostawiono w spokoju, bo malutki. Niecałe 2cm. Generalnie wszystko w porządku. To co nie było w porządku - zrost- usunięto. Lekarz dał mi przy wpisie swoją komórkę i poprosił o telefon po kolejnej miesiączce. Chciałby mnie już zaprosić już do siebie do szpitala na sprawdzenie czy zrost się nie odnawia. W instytucie wojskowym w Wawie na szaserów maja podobno jakieś super 4d usg. Miło z Jego strony.
Generalnie jestem bardzo zadowolona z opieki. Zarówno warunki, jak i cały personel począwszy od Pań w zabiegowym, położne, anestezjolog były super. No tak ale w sumie za to zapłaciłam... Szkoda że tak na nfz nie ma...
Z zabiegu niewiele pamiętam. Pan anestezjolog, z uśmiechem zakładając wenflon już na sali zabiegowej powiedział że poda mi dobry towar na super sny. Zdążyłam odpowiedzieć dziękuję i odpadłam. Co do snów to faktycznie były fajne ale dokładnie ich nie pamiętam bo przerwała mi je Pani położna mówiąc moje imię 🤔😏
Cieszę się, na prawdę się cieszę, że mam już to za sobą.
Czy to możliwe aby jeden zrost był przyczyną niemożliwe długiego jak dla mnie czasu starania? 🤔🙄Tylko jeden zrost... W tym miesiącu się nie staramy. Ale poczekam... Na wszystkie pytania odpowie czas.
I tak sobie żyję pomalutku, mijają minuty, godziny, dni. W sumie całkiem przyjemny ten grudzień. Wierzę w jego magiczny czas.
Zabieg był 1,5 tygodnia temu w środę. Doszłam do siebie po nim w ciągu 3 dni, plamienia trwały 8 dni. Teraz czysto. Przyjmuję od następnego dnia po histeroskopii estrofem w dawce 2 mg i luteine 2x2. Miesiączka powinna się pojawić w czwartek-piątek. Ciekawe te dni oczekiwania, bo... nie wyczekuje niczego innego jak miesiączki. Zastanawiam się jaka ona bedzie, czy będzie inna niż te które pamiętam? Czy zabieg i usunięcie zrostu coś w tej materii zmieniło? Póki co obserwuje siebie i swoje dolegliwości. Porównuję z poprzednimi miesiącami. Pms pojawił się jak zwykle, są bóle piersi, zwiększony apetyt też jest, ale bólu podbrzusza ani bólu krzyża nie odczuwam. Może to powodował ten zrost. Zobaczę w kolejnych miesiącach... Ale w pamięci i pamiętniku odnotowane.
W dalszym ciągu bez seksu, już miesiąc w sumie... I wiecie co? Jakoś mi bez niego jest nadzwyczaj dobrze. Mąż przed snem mnie przytula, glaszcze po głowie i plecach, uspokaja. Wyciszam się, nie myślę o tym czy nie powinniśmy dziś się kochać bo np już nie było seksu 2 czy 3 dni. Powoli dojrzewa we mnie chęć i namiętność w kierunku własnego męża. W teorii możemy się już kochać, bo wszystko się ustabilizowało, a w praktyce czekam, aż zadecyduje o tym kiedy to się wydarzy, nasz pierwotny instynkt pożądania.
Już za kilka dni gwiazdka i Święta, więc życzę sobie i mojemu mężowi aby to była Nasza ostatnia gwiazdka we dwójkę. Niech kolejna będzie już z dzieckiem albo zdejmij ze mnie o losie chęć posiadania potomstwa i natchnij innymi marzeniami. Takie moje życzenie na święta i nowy 2020 rok.
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 grudnia 2019, 23:22
Miesiączka przyszła punktualnie. W czwartek rano delikatne plamienie, a już wieczorem żywa czerwona krew. Kompletnie bez dolegliwości bólowych, nic zero. Co prawda jakoś nigdy na nie nie narzekałam, ale pierwszy dzień miesiączki zawsze był odczuwalny. Czasem wymagało to podania leku a czasem bez. Niemniej jednak ból jakich był, a tu... Nic. Super
Zaczynam nowy cykl. W tym będziemy się starać. Zobaczymy. Oczywiście że mam nadzieję, że blizna była przyczyną braku ciąży, ale czy to może być takie proste? Jakoś wątpię w swoje szczęście, ale jak zwykle, jak co miesiąc, podnosimy z mężem rękawice i walczymy. Zrobimy co się da.
7 stycznia wizyta w klinice, a w kolejnym tygodniu postaram się spotkać z lekarzem który robił zabieg na konsultacji i usg pozabiegowym. Liczę na dobre wieści w postaci braku odnowienia się blizny.
Święta minęły szybko, nawet dość przyjemnie. Niedługo sylwester, nic nie planujemy większego. Zostaniemy z mężem w domu na kanapie z netflixem 😉
Matko jak ten grudzień mi zleciał! Zabieg, święta, sylwester i fru po miesiącu. Muszę powiedzieć że już dawno tak się nie leniłam. Oczywiście pracowałam ale w sumie ze względu na święta i przerwę noworoczną to ta praca taka poszarpana była. Dodatkowo cały miesiąc nic nie ćwiczyłam! Po zabiegu lekarz prosił aby się oszczędzać, a potem od razu święta więc człowiek i tak więcej siedzi niż się rusza... Przynajmniej waga w porządku, nic nie przytyłam a nawet 1 kg schudłam. Nie mam na jej punkcie bzika ale najlepiej się czuję i mam najwięcej energii jak ważę swoje ulubioną 😉 Nie wiem jak to się stało bo w sumie i trochę jedzenia było i brak większej aktywności i alkohol. Pewnie mięśnie spadły, niedobrze.
Jestem w okresie okołowulacyjnym, ale w sumie nie ma jego jakiś wielkich objawów, może nie ma pęcherzyka? A może właśnie za dużo tego jedzenia i alkoholu było? Nie jestem jakaś wielolitrażowa ale okazji trochę było i tu kieliszek wina, tam dwa, sylwester 3 drinki z rumem, hm, pewnie przesadzam, ale jak człowiek się stara to analizuje każdy swój ruch, istny obłęd. Bez sensu to. Przecież doskonale o tym wiem. Muszę się opanować. Jutro wizyta w klinice to wszystko się zobaczy i przy okazji pochwalę się wykonaną histeroskopią 😁 Trochę mi zajęło podejście do niej ale widocznie tak musiało być.
Powiem szczerze że mam sinusoide uczuć, myśli. Raz myślę że teraz to już musi się udać. Myślami wybiegam w przyszłość, ciąża, a w którym miesiącu się urodzi jak zajdę. Za chwilę potem besztam sama siebie i wymagam racjonalnego podejścia, żeby potem być pesymistką i stwierdzić że nie, nie na pewno nigdy nie będę miała dziecka i będę zgorzkniałą wredną babą. I tak w kółko 😂😀 No wariatka!
Będzie jak będzie, a ja to przyjmę. Muszę. Tymczasem jutro wizyta, podgląd + dodatkowo wyniki histopatologiczne i histochemiczne z wycinka endometrium. I wracam do pracy. Bez rwania dziwnymi, długimi weekendami 😉 Oficjalnie witam Cię styczniu!
Dziś rano klinika-monitoring, konsultacja, omówienie histeroskopii. Nie wiem czy to wynik zabiegu ale coś mi się poprzestawiało z cyklem. Dobrze czułam, że nie czułam zbliżającej się owulacji. Nic dziwnego skoro pęcherzyki mają , na lewym jeden 12 mm, na prawym jeden 10 mm, endometrium 5 mm.... Owulacja prawdopodobnie dopiero za 5-6 dni. Strasznie późno!! Kolejna wizyta w piątek to się podejrzy.
Mamy czas 3 miesiące, potem próbujemy in vitro. Pani doktor też jest za tym. Zwłaszcza, że zrosty powstały nie wiadomo skąd, więc bardzo duże prawdopodobieństwo, że wrócą.
Zapał 50/50 średni, umiarkowany. Nie wiem co to będzie.
Stan rzeczy ma się następująco:
* w ubiegły piątek był monit w klinice - dwa dojrzewające pęcherzyki: pierwszy 16mm, drugi 18 mm. Endometrium w wymiarze 7,8 mm.
* w ostatnią niedzielę zrobiłam zastrzyk ovitrelle
* od poniedziałku przyjmuję estrofem 1x2mg
* dziś środa. Byłam w szpitalu u lekarza wykonującego mi histeroskopię w klinice. Obraz macicy najprawdopodobniej bez zmian, objętość pełna ( no pewności to się nie ma nigdy, ale starał się jak mógł, różne kąty badania, różne pozycje, mocne przybliżanie etc ). Już nie chciałam nadwyrężać jego dobroci i nie pytałam o endometrium i ewentualne ciałko lub ciałka żółte. I tak mi przysługę zrobił, że zaprosił mnie do siebie na oddział.
Dalej w kolejności:
--> pojutrze, w piątek monit w klinice
Jestem bardzo ciekawa co z tego wyjdzie i jaki jest obraz. Trochę się niepokoję, bo od wczoraj mam od czasu do czasu bóle w podbrzuszu i czasem też zaboli raz prawy raz lewy jajnik. Zaklinam oby to nie była jakaś torbiel!! Jeśli ani histeroskopia, ani estrofem nic nie dały to około piątku/soboty powinny się pojawić plamienia.
Aktualne leki: metyl kw.foliowego, wit D3, estrofem, luteina.
Przewidywany termin miesiączki ok. 26-27 stycznia.
Przyszły tydzień będzie maaaaaasa roboty, więc liczę na to, że nie będę myślała o tym, czy się udało, czy może nie...Nadzieja matką głupich, ale przynajmniej spróbuję
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 stycznia 2020, 20:16
--> dzisiejszy monitoring : owulacja z obu pęcherzyków : ciałko żółte jajnik prawy, ciałko żółte krwotoczne jajnik lewy - owulacja najprawdopodobniej się udała ale jakościowo gorsza od tej z prawej.
--> endometrium 9 mm
Zalecenia: 1x2mg estrofem, zmniejszona dawka luteiny 1x2 tabl lub 2x1 do mojej decyzji, na bóle podbrzusza no spa.
Nie wiem, mam złe przeczucia, że nic z tego nie wyjdzie i tak. Jak tylko pojawią się optymistyczna myśl to od razu mózg dociera do podświadomości i zakrywa mi tą sielanke i przypomina " Ty jesteś skazana na bycie bezdzietną kobietą. Nic Ci nie pomoże. Takie Twoje przeznaczenie". Faktycznie całe życie prześladuje mnie myśl, a w zasadzie pewność, że ze mnie to matki nie będzie.
Dziś 7 dzień po owulacji. Raczej nic z tego nie będzie... Tak myślę.
2 dzień po owu kłucie naprzemiennie w jajnikach,
5 dzień po doszło pobolewanie w podbrzusza plus cięższe piersi, lekki ból, bez zmian w ogólnym wyglądzie
Dziś dużo rzadsze kłucie, częste pobolewanie brzucha. Niby to dopiero tydzień ale ja już wiem. Dolegliwości zbliżone do tych jak w poprzednich cyklach. No może kłucia jajników nie było, ale w sumie nigdy nie miałam podwójnych owulacji,nawet na stymulacji z clo czy letrozolem. Natura sama z siebie tak zadecydowała.
Humor paskudny... Nie wiem jak sobie pomóc i czy w ogóle tu coś pomoże.
Cykl dłuższy, ze względu na późniejszą owulację. Termin miesiączki około niedzieli +/- 1 dzień.
W poniedziałek w łazience znalazłam testy owulacyjne. Hm...zrobię, ciekawe co wyjdzie - pomyślałam. Rano we wtorek i dziś przetestowałam papierki. Dziwne, bardzo dziwne, bo wyszły pozytywne. Zdaję sobie sprawę, że mają podobną czułość na alfa i bete hcg, aczkolwiek służą do wykrywania piku LH. A po owulacji to ja jestem na 100 %, potwierdzonej monitoringiem. Dziś jest 10 dzień po niej. To zatem może być przekłamanie. Niemniej jednak ciekawy wynik. Leki tzn. estrofem i luteine mam odstawić w piątek, więc może wykonam test ciążowy, ale jeszcze nie wiem, bo z wiadomych względów nie pałam do nich sympatią.
Co do psychiki, to nadal rollercoaster. Raz lepiej, raz gorzej. Praca mnie trzyma w ryzach. Rozważam samotny wyjazd na któryś weekend. Chcę być przez chwilę zupełnie sama. W domu mąż ciągnie za język. Chodzi za mną i ciągle mówi "no porozmawiaj ze mną, co się dzieje, powiedz, porozmawiaj". Ciekawe, bo to zazwyczaj kobiety chcą rozmawiać . Nie rozmawiam. Nie chcę, już za dużo tych rozmów.
Edit: godzinę po wpisie dostałam plamienia. Widzę że organizm szybko gasi jakiekolwiek poczucie nadzieji. Histeroskopia nie przyczyniła się ani do ciąży ani do zlikwidowania plamień. 😭
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 stycznia 2020, 12:13
Dziękuję dziewczyny, ale nie mam już żadnych złudzeń.
Drugi dzień plamień. .. Żadne to plamienie implantacyjne, tylko zbliżająca się miesiączka. Dziś ostatni dzień estrofemu i luteiny.
Nie pomogła histeroskopia, nie pomogła podwójna owulacja, nie pomogły leki, nic nie pomaga. 29 cykli starań!! 34 lata rocznikowo na karku. Na litość boską, za co??!!! Człowiek stara się być dobry, wyznaję karmę dobra i uczciwości i takie coś?
Statystyki są okrutne...wg nich po takim czasie z niepłodnością idiopatyczną może chyba pomóc tylko cud. Widocznie nie zasłużyłam sobie na niego.
Będę starą, zgorzknałą babą z kotami, psami , kozami i innym zwierzakami !! Czas zaakceptować swój los. Wam kibicuję mocno, siebie już pogrzebałam.
Syty głodnego nie zrozumie... To co ja będę dyskutowała z dziewczynami, co się zapładniają na samą myśl o dziecku. Mam wrażenie, że i tak nikt nie rozumie, a słucha jedynie "bo wypada". Psycha chyba na wykończeniu, depresja? Może, ale jeszcze się myję, jem, i chodzę do pracy, więc chyba jednak jeszcze do niej mi daleko. Niemniej jednak jestem już prawie na dnie... Dosłownie.
Owulacja 5 dni temu, wczoraj potwierdzona. Endometrium 9 mm. Nie czuję, że jestem w ciąży, ani nie czuję, że nie jestem w ciąży. Jeśli zapytam intuicji co ona na to, to odpowiada mi " nie nie jesteś. Bez szans".
Od ovu miałam przerwę. Nic mi nie dała. Jestem w tym samym punkcie, fizycznie, psychicznie. Nie wiem ile jeszcze dam radę...
Dziś 9 dzień po owulacji. Na pewno nie jestem w ciąży. Nie potrzebuje testu ciążowego, ani bety. Jak to co poniektóre kobietki mówią " to się po prostu czuje czy się jest czy się nie jest. 6 zmysł". I ja to czuję, że nie jestem. Dodatkowo i objawy za tym przemawiają:
Jak zwykle, w tym samym mniej więcej okresie czasowym:
* ból piersi, w sumie tuż po owulacji ( na to pewnie wpływ ma przyjmowany estrogen )
* ból podbrzusza, od około 4 dni ( no spa trochę pomaga, ale nie niweluje do końca
* pogorszenie stanu skóry - taka poszarzała, bez tego błysku
* nieco zwiększony apetyt
* drażliwość
Typowy PMS
No i dziś, już nie mam do tego siły, poważnie....delikatne , małe plamienie brązowe ze śluzem. Zapewne jutro się rozhuśta i będzie towarzyszyć już do wystąpienia miesiączki. Ja już nie wiem co począć z tymi plamieniami, jestem obstawiona lekami i dupa...Jeden miesiąc spokoju lub dwa i znowu wracają. A leki+dawki takie same. Tracę do tego cierpliwość. Były podejrzenia , że są od zrostu, ale już wiem, że to nie od niego, bo przecież na histeroskopii go usunięto....
A poza tym weekendowe pasmo sukcesów. Zawsze w naturze jest równowaga... Tu nie idzie, a tam idzie... Jestem na kontrakcie i świadczę usługi zewnętrznej medycznej firmie. W związku ze zwiększeniem składki ZUSu miałam renegocjować warunki finansowe kontraktu - nie musiałam...Firma sama postanowiła go zwiększyć i dać mi 25% podwyżkę. Tiaaaa, fantastycznie. Dodatkowo weekend na udanym szkoleniu. Masa nowości, masa wiedzy. No żyć, nie umierać...
W kolejny weekend planowana miesiączka, mąż wyjeżdża, kupię butelkę wina i wypiję ją sama. Na smutno, ale z podwyżką. No ideał...
Mnie się nie udaje...ale wciąż jestem z dziewczynami i mocno trzymam kciuki. Niech chociaż Wam się uda!!
Samotny weekend, ale w sumie bardzo przyjemny. Mąż na wyjeździe. Czasem taka kilkudniowa separacja jest potrzebna 😉 W piątek byłam z koleżanką w kinie. Dziś spokojny poranek z gazetami, internetem i zielona herbatą, następnie obiad u rodziców, a teraz wieczór z winem. Zaraz kąpiel, peeling, maseczka na twarz. Przyjemnie mi...
Cała reszta wygląda podobnie tzn. plamienia dalej są. To już 6 dzień. Miesiączka powinna zjawić się jutro. Nie mam złudzeń, bo tak jak napisałam kompletnie nic nie czuję. Mam nieodparte wrażenie że dopóki one są i nie znajdziemy ich przyczyny, a następnie nie zlikwidujemy ich, to w ciążę nie zajdę. Leki tylko robią zasłonę dymną, a problem nadal jak widać jest, od czasu do czasu tylko robi miesiąc lub dwa wytchnienia. Muszę pogadać z prowadząca... Ona wierzyła w histero że znajdzie się przyczynę. Znalazło się zrosty, nawet je usunięto, ale plamienia pozostały. Uparte. Nie wiem co teraz... Laparoskopia??
W najbliższych planach oprócz kolejnego wyjazdowego szkolenia jest porobienie kilku badań. Na pewno moje i męża kariotypy. Dodatkowo wejdę troszkę w immuno. Rozpocznę od immunofenotypu i p/c plemnikowych, ale myślę że nie wszystko na raz. Podzielę sobie to wszystko.
Wizyta w klinice za 2 tygodnie. Muszę koniecznie pogadać z dr! Zaraz zapiszę sobie tematy do poruszenia z nią, aby nie zapomnieć.
Póki co relaks... Nie całkowity, bo przecież gdzieś z tyłu głowy.. Ech.. No ale cóż. Przynajmniej jestem zdrowa i mam w sumie całkiem dobre życie. Muszę to docenić. Po prostu muszę.
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 lutego 2020, 22:09
Przyszła punktualnie. Przynajmniej mam miesiączkę regularną...
Dziewczyny, endometriozy raczej nie mam. Piszę raczej, ponieważ nie miałam wykonywanej laparoskopii. Przy histeroskopii był pobierany wycinek endometrium do histopatologii - wynik - bez zmian zapalnych ( choć wiem , że endo może występować w wielu miejscach-narządach). Dodatkowo były wykonane badania AOA i ANA - oba ujemne oraz marker CA 125 - wynik niski, w nomie. Stąd domniemanie moje i lekarki pewnie także, że nie mam endometriozy, aczkolwiek 100% dałaby laparoskopia. Pogadam z prowadzącą o tym, czy jest potrzeba mimo wszystko jej wykonania w moim przypadku.
We wtorek planuje wykonać badania: TSH, Estradiolu, Progesteronu, Prolaktyny, FSH, LH i na obecność p/ciał plemnikowych. To akurat będzie 3dc, w sam raz. Przed owulacją wykonam ponownie estradiol, a tydzień po owulacji progesteron. Biorę ovitrelle na pękanie - choć w sumie nie wiem czemu bo same mi pękają...Było podejrzenie , że może za późno, i taka chyba "próba w ciemno" prowadzącej. Zawsze zastrzyk był podawany kiedy Ona prosiła, nigdy nie sprawdzałam poziomu estradiolu, ufałam, no ale może w tym miesiącu sprawdzę, czy w ogóle jest robiony w czas ( poziom estradiolu powinien wynosić powyżej 200 ).
Dodatkowo zastanawiam się nad przyjmowaniem estrogenu aby podratować to moje nieszczęsne endometrium, jednak to 7-8 mm w trakcie owulacji to za mało ... Bym zaczęła gdzieś od 5 dc i pociągnęła do 12-13?
Jakoś to będzie, jakoś to będzie... Jeszcze chwilę powalczę z tym tematem, spróbuję. Mój deadline przypada za rok, w dniu 35 urodzin.
Rano pobranie krwi na badania hormonalne + p/ciała plemnikowe . Wyniki hormonalne będą dziś, a p/ciała do piątku maksymalnie. Już dawno nie badałam, więc się przydadzą. Postanowiłam sobie w tym cyklu pobadać hormony tzn teraz , na początku cyklu wszystkie, przed owulacją estrogen, a po owulacji tydzień poziom progesteronu. Będzie dobry obraz.
Co do naturalnych sposobów na endometrium, niestety one na mnie nie działają. Serio! Byłam sumienna, jadłam orzechy, wino czerwone, dobre kwasy tłuszczowe, ale endo wciąż było na tym samym poziomie. Niewiarygodne. Ruszyło dopiero po zabiegu histeroskopii. Nie ma jakiegoś szału, ale 2 mm więcej. Jako, że mam często monitoringi to wiem, że pod koniec miesiączki jest w okolicach 3-4, dni płodne - owulacja 7-8 mm, a kilka dni po owulce, na ogół 3 dzień po niej ( sprawdzamy czy pękł pęcherzyk ) 9 mm. Biorę estrogen i luteinę w II fazie cyklu, kompletnie nie ma odpowiedzi z endometrium. Wciąż takie samo + plamienia jak były tak są. Jako, że w pierwszej fazie cyklu dominuje estrogen, stąd chciałam przyjmować 1 mg podczas jej trwania. Może tu zaskoczy. Choć słabo w to wierzę. Jestem jak widać oporna na wszelką ingerencję z zewnątrz
Czekamynadzidzie - in vitro na pewno tak, rozważamy. Ja to pewnie już dawno byłabym po procedurze, ale moja prowadząca ostudza mój zapał, mówiąc, że po histeroskopii, po usunięciu zrostów należałoby poczekać trzy cykle dając szansę na naturalne poczęcie. Oczywiście ma rację. Tak, więc poczekałam. Jestem w 3 decydującym cyklu. Swoją drogą nie wiem czy powinnam podchodzić wciąż nie znając przyczyn tych plamień. Obawiam się, że z nimi to ja nie zajdę, biorąc pod uwagę, że one zawsze występują w okolicach dni implantacyjnych i receptywności endometrium. Coś się nie udaje, coś gdzieś jest przeszkodą, tylko co... Tym samym in vitro w tej kwestii nie jest rozwiązaniem, ponieważ może być to samo. Zapłodnienie to zagadka!! niestety.
Oj poprzedni tydzień i weekend aktywnie. Kolejny kurs, usystematyzowanie wiedzy, zaczerpnięcie nowej. Cóż taki zawód - nie uczysz się, nie nadążasz? wylatujesz z rynku...Ale bardzo go lubię
Zrobiliśmy z mężem badania. Ja hormony + p/ciała plemnikowe, mąż morfologia. Z nim to gorzej niż z dzieckiem. Bardzo boi się wszelakich badań, igieł, nawet ma opory przed wejściem do szpitala hahahaha. Przynajmniej jest prosty w obsłudze...bardzo lubi ciastka,słodycze ( na jego szczęście jest bardzo szczupły) więc obiecałam, że po badaniu pójdziemy do cukierni i dostanie wielką WZtke i dużą kawę Americano. A że w domu słodyczy nie ma zazwyczaj i "wydzielam" cukier, to dał się namówić.
Wyniki męża ogólnie ok, choć powtórzymy za 2 -3 tygodnie, bo kilka parametrów poniżej normy, głównie składowe krwi.Na kilka dni przed badaniem pił alkohol, więc najprawdopodobniej to jest wynikiem, ale jeszcze sprawdzimy.
Wyniki moje - pobranie w 3 dc
TSH 1,40
FSH 6,24 mIU/ml
LH 8,62 mIU/ml
Estradiol 39 pg/ml !!!
Progsteron 0,5 ng/ml
Prolaktyna 310 mIU/ml
P/ciała - w realizacji jeszcze
Przy estradiolu wykrzykniki. Uważam, że jest to za mało. W piątek wizyta w klinice. Obgadam sprawę z dr. A sama chyba włączę sobie estradiol 1 mg do wystąpienia owulacji. Taka dawka nie zaszkodzi i nie wpłynie na owulację, a przynajmniej nie powinna. Zresztą w czwartek, dzień przed wizytą kolejne badanie estradiolu , to będzie 13 dc.
P/ ciała p/plemnikom w surowicy - wynik - ujemny.
Powinnam się cieszyć i tak w sumie jest, ale ciągle nic nie mamy.
Dziś wizyta w laboratorium - pobranie krwi na estradiol - wynik 326, czyli mamy jeden dobry jakościowo, dojrzały pęcherzyk.
Dodatkowo spotkanie w klinice z Panią dr. Podsumownie:
* jest pęcherzyk,
* endometrium w okolicy 8 mm
* śluzowka jakościowo zdecydowanie lepsza niż przed histeroskopią
* nie ma ovitrelle, jakieś problemy, więc 1 raz dostałam Pregnyl
* na badania genetyczne nie ma wskazań, ale jak bardzo chcemy to możemy wykonać.
Po pregnylu czuje się koszmarnie. Rozbita, bóle mięśni i stawów. Jeśli będzie wybór to następnym razem będę jednak za ovitrelle.
Esperanza - mąż HBA ma 95%, dna też zbadane. Generalnie wyniki w porządku. U mnie ANA zrobione - ujemne. Myślałam o NK, ale to już chyba cały immunofenotyp wtedy. Nie wiem kiedy wykonam. Zbieram się ale coś mi nie wychodzi 😉
Z Panią dr poruszyłam temat co dalej ze mną, że ja już jestem zrezygnowana, że nic nie działa, że nadal występują plamienia. W sumie to i Ona powoli traci nadzieję. Mówi że ten cykl 3 po histeroskopii jest ostatnim. Później już chyba rozpoczniemy in vitro. Problem w tym że skoro nie znamy przyczyny niepłodności to skuteczość in vitro jest niższa. Nie wiem jak to będzie.
Tak będzie! Narkoza to nic strasznego, dla Ciebie to będzie jak jedna sekunda :)
i jak po histero?