X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Czekając na... ten dzień...
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5 ››

27 listopada 2014, 05:15

Życie... potrafi zaskoczyć...

Pozbawi marzeń, złudzeń, nadziei...

28 listopada 2014, 22:17

Kolejny tydzień ucieka, prześlizguje się między palcami, mija... mija ale jak...
Czasem w radości, spokoju, momentami w smutku, rozchwiania emocjonalnego...

Dziś miałam dziwny sen, widać sen jest odzwierciedleniem tego o czym myślimy, analizujemy...
Niejednokrotnie na przestrzeni lat miałam sny o ciąży, baaa nawet kiedyś to rodziłam :) Ten był inny... czułam w tym śnie, że jestem w klinice gdzie zajmują się niepłodnością, leżę na fotelu gin. i widzę przy sobie 4 pielęgniarki. Są bardzo miłe, ciepłe, radosne, widzę ich twarz. Gdyby stały teraz przede mną byłabym w stanie je rozpoznać, choć są to zupełnie obce osoby. Czuję, że zaraz będą coś ze mną robiły, rozpocznie się proces IVF, szok!! Budzę się i myślę, ja już schizuję :) Śmiałam się sama z siebie, poleżałam chwilkę, podrzemałam i wyrwał mnie ze snu komórkowy budzik, dzwoniący 3 razy i za każdym razem 10 min drzemka ;)

Każdego dnia, myślę chociaż przez chwilę o... dziecku, o swoim dziecku, którego nie ma ale czuję jakby gdzieś było, czekało na mnie, na nas. Nie wiem czy to normalne, czy ja się zachowuję normalnie, może zaczyna się ze mną coś dziać niepokojącego. Codzienne moje myśli zwrócone są też ku Jezusowi, lubię z Nim po prostu rozmawiać. Normalne ? Nienormalne ? Fiksuje ? Nie fiksuje ? Mam nadzieję, że nie :)

Droga N. dziękuję Ci za słowa wsparcia, uwierz mi na tym etapie, którym teraz jestem, pomagasz mi. Dzięki Tobie dowiedziałam się o wielu rzeczach, o których nie miałam pojęcia do tej pory. Mam nadzieję, że też daję Ci coś w zamian :)



Wiadomość wyedytowana przez autora 28 listopada 2014, 22:27

29 listopada 2014, 08:00

Czy jest coś lepszego...

godz. 23.OO, zbliżająca się noc wielkimi krokami

Chodź do mnie, połóż się tak jak zawsze, kładę się więc tak jak zawsze, na ramieniu, z małym jaśkiem pod głowę, obejmując drugie ciało. Czuję ciepło, bicie serca, oddech, dwa słowa - Kocham Cię - Smyranie po pleckach i dłoni sprawia, że zaczynam unosić się co raz wyżej, wyżej i zapadam w upragniony sen w objęciach tego, którego kocham najbardziej na świecie.

Czy można chcieć czegoś więcej, ja nie chcę... jest mi wtedy tak dobrze, czuję się bezpiecznie, błogo...

A dziś powrót do rzeczywistości i czas aby zająć się swoimi obowiązkami, a mam ich na dziś wyznaczonych całkiem nie mało :) Jest cały dzień, więc dam radę. Potrzebna mobilizacja, a więc czas start! WSTAJĘ ! :)

1 grudnia 2014, 20:48

Jestem taka szczęśliwa... dziś skończyłam część błagalną Nowenny... jak ja dałam radę, sama nie wiem... :)

Do poczytania... może wyniesiecie akurat z tych słów coś dla siebie.

(Z pism sługi Bożego ks. Dolindo Ruotolo)

Jezus mówi do duszy:


Dlaczego zamartwiacie się i niepokoicie? Zostawcie mnie troskę o wasze sprawy, a wszystko się uspokoi. Zaprawdę mówię wam, że każdy akt prawdziwego, głębokiego i całkowitego zawierzenia Mnie wywołuje pożądany przez was efekt i rozwiązuje trudne sytuacje. Zawierzenie Mnie nie oznacza zadręczania się, wzburzenia, rozpaczania, a później kierowania do Mnie modlitwy pełnej niepokoju, bym nadążał za wami; zawierzenie to jest zamiana niepokoju na modlitwę. Zawierzenie oznacza spokojne zamknięcie oczu duszy, odwrócenie myśli od udręki i oddanie się Mnie tak, bym jedynie Ja działał, mówiąc Mi: Ty się tym zajmij.


Sprzeczne z zawierzeniem jest martwienie się, zamęt, wola rozmyślania o konsekwencjach zdarzenia. Podobne jest to do zamieszania spowodowanego przez dzieci domagające się, aby mama myślała o ich potrzebach gdy tymczasem one chcą się tym zająć same, utrudniając swymi pomysłami i kaprysami jej pracę. Zamknijcie oczy i pozwólcie Mi pracować, zamknijcie oczy i myślcie o obecnej chwili, odwracając myśli od przyszłości jak od pokusy.



Oprzyjcie się na Mnie wierząc w moją dobroć, a poprzysięgam wam na moją miłość, że kiedy z takim nastawieniem mówicie: „Ty się tym zajmij”, Ja w pełni to uczynię, pocieszę was, uwolnię i poprowadzę.

A kiedy muszę was wprowadzić w życie różne od tego, jakie wy widzielibyście dla siebie, uczę was, noszę w moich ramionach, sprawiam, że jesteście jak dzieci uśpione w matczynych objęciach. To, co was niepokoi i powoduje ogromne cierpienie to wasze rozumowanie, wasze myślenie po swojemu, wasze myśli i wola, by za wszelką cenę samemu zaradzić temu, co was trapi.

Czegóż nie dokonuję, gdy dusza, tak w potrzebach duchowych jak i materialnych, zwraca się do mnie mówiąc: „Ty się tym zajmij”, zamyka oczy i uspokaja się! Dostajecie niewiele łask, kiedy męczycie się i dręczycie się, aby je otrzymać; otrzymujecie ich bardzo dużo, kiedy modlitwa jest pełnym zawierzeniem Mnie. W cierpieniu prosicie, żebym działał, ale tak jak wy pragniecie... Zwracacie się do Mnie, ale chcecie, bym to ja dostosował się do was. Nie bądźcie jak chorzy, którzy proszą lekarza o kurację, ale sami mu ją podpowiadają. Nie postępujcie tak, lecz módlcie się, jak was nauczyłem w modlitwie „Ojcze nasz”: Święć się Imię Twoje, to znaczy bądź uwielbiony w tej mojej potrzebie; Przyjdź Królestwo Twoje, to znaczy niech wszystko przyczynia się do chwały Królestwa Twego w nas i w świecie; Bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi, to znaczy Ty decyduj w tej potrzebie, uczyń to, co Tobie wydaje się lepsze dla naszego życia doczesnego i wiecznego.



Jeżeli naprawdę powiecie Mi: „Bądź wola Twoja”, co jest równoznaczne z powiedzeniem: „Ty się tym zajmij”, Ja wkroczę z całą moją wszechmocą i rozwiąże najtrudniejsze sytuacje. Gdy zobaczysz, że twoja dolegliwość zwiększa się zamiast się zmniejszać, nie martw się, zamknij oczy i z ufnością powiedz Mi: „Bądź wola Twoja, Ty się tym zajmij!”. Mówię ci, że zajmę się tym, że wdam się w tę sprawę jak lekarz, a nawet, jeśli będzie trzeba, uczynię cud. Widzisz, że sprawa ulega pogorszeniu? Nie trać ducha! Zamknij oczy i mów: Ty się tym zajmij!”. Mówię ci, że zajmę się tym i że nie ma skuteczniejszego lekarstwa nad moją interwencją miłości. Zajmę się tym jedynie wtedy, kiedy zamkniesz oczy.

Nie możecie spać, wszystko chcecie oceniać, wszystkiego dociec, o wszystkim myśleć i w ten sposób zawierzacie siłom ludzkim albo – gorzej – ufacie tylko interwencji człowieka. A to właśnie stoi na przeszkodzie moim słowom i memu przybyciu. Och! Jakże pragnę tego waszego zawierzenia, by móc wam wyświadczyć dobrodziejstwa i jakże smucę się widząc was wzburzonymi.

Szatan właśnie do tego zmierza: aby was podburzyć, by ukryć was przed moim działaniem i rzucić na pastwę tylko ludzkich poczynań. Przeto ufajcie tylko Mnie, oprzyjcie się na mnie, zawierzcie Mnie we wszystkim. Czynię cuda proporcjonalnie do waszego zawierzenia Mnie, a nie proporcjonalnie do waszych trosk.

Kiedy znajdujecie się w całkowitym ubóstwie, wylewam na was skarby moich łask. Jeżeli macie swoje zasoby, nawet niewielkie lub staracie się je posiąść, pozostajecie w naturalnym obszarze, a zatem podążacie za naturalnym biegiem rzeczy, któremu często przeszkadza szatan. Żaden człowiek rozumujący tylko według logiki ludzkiej nie czynił cudów. Lecz na sposób Boski działa ten, kto zawierza Bogu.

Kiedy widzisz, że sprawy się komplikują, powiedz z zamkniętymi oczami duszy: Jezu, Ty się tym zajmij! Postępuj tak we wszystkich twoich potrzebach. Postępujcie tak wszyscy, a zobaczycie wielkie, nieustanne i ciche cuda. To wam poprzysięgam na moją miłość.

Jezu, Ty się tym zajmij! ... Ty wiesz czym.

2 grudnia 2014, 20:04

Było zielone marzenie... za rogiem czai się czerwona rzeczywistość ;)

Mijają kolejne dni, tygodnie, miesiące... zaczynam się pomału się z tym wszystkim oswajać, przyjmować tą rzeczywistość, która jest. Ile można płakać, wylewać łez, żalić się, zastanawiać dlaczego... czy to do czegoś doprowadzi, nie... tylko do większego bólu i frustracji.

Chciałabym, żeby były już święta, czas wolny, leniwy... a potem już styczeń. Miesiąc, którego jeszcze 2-3 tyg się obawiałam i tego co mnie czeka, dziś chcę aby przyszedł jak najszybciej. Dlaczego?? Bo w końcu będę wiedzieć czy da się coś zrobić, czy nie... czy jest jakaś szansa na naturalne poczęcie, czy przepadła już na dobre. I nie będę się więcej łudzić, tak jak do tej pory. Nadzieja... jest jej już coraz mniej. Chociaż podobno nadzieja umiera ostatnia :)

Mam nadzieję, że ta laparoskopia da mi odpowiedź na to co mi w końcu jest, co powoduje moją bezpłodność... obstawiam jednak niedrożność jajowodów. A wtedy mamy 3 opcje do wyboru, do koloru :

opcja nr 1 - pogodzić się z tym co nas spotkało i żyć we dwoje w samotności, bez dzieci. Zarąbiście... już mi się to podoba, jestem wniebowzięta.

opcja nr 2 - spróbować z IVF (chociaż do tego nie dojdzie, bo mój maż się nie zgodzi, wstępne rozmowy na ten temat były ; w akcie desperacji ja bym poszła bo potrzeba macierzyństwa osiągnęła już u mnie poziom zenitu)

opcja n3 3 - adopcja (na dzień dzisiejszy nie czuję tego tematu, nie potrafię się przełamać)

No i masz babo placek... wyboru za dużego to nie mam... chyba, że zdarzy się CUD. A wiara czyni cuda... tylko moja jest taka malutka.



4 grudnia 2014, 20:27

Doszłam do wniosku, że na chwilę obecną pomaga mi to pisanie tutaj...

Jadąc do pracy lub z pracy lubię myśleć, analizować, zastanawiać się... kiedyś spowoduję wypadek, bo są momenty kiedy się zawieszam i nie wiem jak przejechałam odcinek drogi między miejscowością X a Y ;) Potem się odwieszam, a tu patrzę, jestem już blisko pracy. Rutyna mnie kiedyś zgubi i jazda na pamięć... odpukać, tfu, tfu :)

I tak kilka dni temu jadąc myślałam i doszłam do takiego to wniosku... Przez 30 lat jak żyję, nigdy poważnie nie chorowałam, nie leżałam w szpitalu, żadnych większych dolegliwości, które powodowałyby wizytę u lekarza rodzinnego. Czasem robiłam podstawowe badania z krwi, ot tyle. Od czasu do czasu małe problemy żołądkowo - jelitowe ale nie tak drastyczne aby myśleć o pójściu do lekarza. Przypadek... ? Gdyby dopadła mnie jakaś choroba wymagająca hospitalizacji, długiego farmakologicznego leczenia, brak nadziei na wyzdrowienie, poddałabym się, załamała, nie jestem tak odporna psychicznie, myśli o odejściu by mnie paraliżowały. Chorobą ciała, aż tak drastycznie nie zostałam obarczona przez Opatrzność... wie co robi... ale no właśnie, żeby nie było tak lekko dał mi coś, co nie jest bezpośrednią chorobą ciała ale... wiadomo o czym myślę. Przypadek ? Podobno w życiu nie ma przypadków...

Dziś w pracy, krótka rozmowa dwóch koleżanek o zdrowiu, jedna młodsza ode mnie, druga starsza... ja trzecia, w trakcie dołączam się do rozmowy. Młodsza chorowita, często się przeziębia, starsza "doktorowa" coś radzi, a ja mówię, że nie chorowałam od lat na anginę, grypę etc, a temperaturę to nie pamiętam kiedy miałam. Starsza mówi : to się ciesz, że jesteś taka zdrowa, to znaczy masz bardzo silny organizm. Dobrze się odżywiasz, jesteś wypoczęta, dużo śpisz, nie to co ja, nie mam czasu na nic (ma 3 małych dzieci). To ja myślę sobie tak... zdrowa może i jestem ale chora na niepłodność. Więcej nic nie skomentowałam bo nie chciało mi się nawet wchodzić w dłuższą dyskusję.

Tak myślę, że ten mój pamiętnik bardzo pesymistyczny jest, czy aż tak melancholijnie i smutno w nim piszę ? :) Nie jestem taka w rzeczywistości... chyba... a może tu wychodzi jakieś drugie moje "ja". Hmmmm...

6 grudnia 2014, 20:34

Dziś Mikołajki... kiedyś podobało mi się imię Mikołaj, w moich młodzieńczych fantazjach wyobrażałam sobie, że mój syn będzie miał tak na imię. Teraz już niekoniecznie... nie jest brzydkie, kwestia gustu ale chyba nie dałabym tak dziecku na imię. Dziś byłby to bez wątpienia Piotr :) Dziewczynki nie zdradzę... a właściwie czemu nie... dziewczynka byłaby Małgosią, nie byłaby, a kiedyś będzie... choć mój mąż upiera się przy Karolinie ;) Marzenia... ale po to są :)

Mężuś wróci późno, zaharuje się ten mój 'chłop', za psie pieniądze pracuje... ale co zrobić, on nie narzeka aż tak bardzo, może zmieni kiedyś na lepszą, taką w swoim zawodzie. Jakby tu go zaskoczyć dziś, nic specjalnego mu nie kupiłam tylko dwie pary gaci, właściwie bokserek, włożę je do mikołajkowej skarpety, dorzucę cukierków. Resztę muszę schować, bo jak wyniucha to mi wszystkie zje i nie będę miała dla dzieciaków w poniedziałek. Hmm.. skarpeta będzie czekać na klamce powieszona do jego pokoju :) Ciekawe czy mu się pomysł spodoba :)

Tak sobie myślę i myślę, jak zawsze ja... żebym kiedyś filozofem nie została... :) cieszę się z tego co mam, z tego co osiągnęłam, co osiągnęliśmy już razem, z naszego małżeństwa. Myślę, że do wszystkiego w życiu trzeba dojrzeć, do małżeństwa, do rodzicielstwa również, jak to mężuś mówi dziecka jeszcze nie mamy bo do tego też się trzeba dobrze przygotować i ten czas jest właśnie nam dany po to, żebyśmy się do tej roli dobrze przygotowali... optymista w tej kwestii :) Po moich oczach już widzi kiedy będę jęczeć. Ostatnio nie jęczę i nie marudzę, za to dużo myślę :) Czym jest cierpienie... chyba każda z dziewczyn tutaj na swój sposób cierpi, to cierpienie dusi w sobie, wylewa pisząc w pamiętniku, to cierpienie spływa po policzkach w postaci łez... ale cierpienie to też łaska, które dotyka osoby pokładające ufność w Tym na górze. On nas oświadcza. Dziś dowiedziałam się o pewnym facecie, który uległ poważnej chorobie, amputacja nogi. Facet przystojny, elegancki, rozmodlony razem ze swoją żoną w kościele... i Bóg doświadcza właśnie takich ludzi.

Gdybym teraz miała wybrać : lepszą, dużo płatniejszą pracę, opływanie w luksusie i nie liczenie się z pieniędzmi, 3 dzieci, ekstra samochód, w perspektywie świetny wyjazd na wakacje plus grono przyjaciół kontra moje doczesne życie, wybieram to co mam teraz. Ktoś z boku powiedziałby, Alka weź się walnij w ten pusty łeb... przecież każdy przy zdrowych zmysłach wybiera to co lepsze. Nie, ja nie... Bo to jest łaska.

Rozpoczął się miesiąc świąteczny, lubię święta ale nie pokładam w nich żadnych nadziei na świąteczny prezent w postaci dwóch kresek na teście ciążowym. Nie nakręcam się. Nie mam zamiaru też się dołować, będzie tak jak w zeszłym roku, prawdziwa choinka, drobne prezenty, nastrojowe świeczki, ciasto upieczone przez męża, kawa w filiżance, ciepło rodzinne, lenistwo razem na łóżku, spacer wieczorny jak pogoda pozwoli.

Kupiłam dziś mojej ciotecznej sister prezent pod choinkę taki jak chciała, cieszę się, że akurat ją wylosowałam w naszej świątecznej zabawie. Ale kto mnie wylosował, pojęcia nie mam... ale będzie niespodzianka :)

'Kielonek' wracajcie cali i zdrowi, czekam na Ciebie, właściwie już się stęskniłam :) Jak będziesz miała mnie już dość to wykop mnie tam skąd przyszłam ;)

'Madziara' Twój krótki wpis utkwił mi dziś w pamięci, modlitwa zapewniona z mojej strony. Trzymaj się ciepło Słonko :)

Koniec moich przemyśleń ;)



7 grudnia 2014, 21:02

Jak ja nienawidzę takiej pogody, mglistej, pochmurnej, ciężkiej... zdecydowanie wołałabym przymrozek i słoneczko. Może w tym tygodniu coś się zmieni, nawet nie wiem, nie oglądałam pogody na ten tydzień. Aaaa... i jeszcze nie lubię poniedziałku i niedzieli wieczorem też ;/

Właśnie rozpoczęłam kolejny cykl, 3 z OF, miłe są te dziewczyny tutaj, dają wsparcie, piszą słowa otuchy, każda wnosi coś innego. Cykl na szczęście bez wspomagaczy, zupełnie na luzie, bez stresu, bez kochania na zawołanie i wewnętrznego spinania się. Ulga od brania tych leków, które de facto odczuwałam na sobie. Aż się czuję taka lżejsza bez tego wszystkiego. Luz pas :) Temperaturę będę mierzyć, ciekawe czy ten cykl bez wspomagaczy będzie wyglądał podobnie jak z tymi medykamentami. Hm... ciekawe czy owulka wystąpi... jaka ja niecierpliwa jestem, wszystko bym chciała wiedzieć na już, na teraz ;)

Postanowienia na ten cykl :
- łykać magnez jak zawsze
- pobrać Prenatal pro baby bo mnie mąż zabije :) on to robi regularnie, a ja co... jak zawsze się wymiguję
- nie łamać się i nie jęczeć mężowi do ucha
- z przyjemnością dużo się serduszkować :) ... a co... wolno nam :)
- i już dalej nie wiem co na chwilę obecną...

8 grudnia 2014, 20:18

Drogi Pamiętniczku... miałam cię nie otwierać przez kilka dni i zostawić w spokoju, a jednak...

Z racji tego, że od pewnego czasu nauczam "wudeżetów" to rozmawiam z moimi dzieciakami na najróżniejsze tematy, o rodzinie, dzieciach, rozmnażaniu itp itd. Dziś na zajęciach obecne były same dziewczyny, właściwie dojrzewające dziewczynki ;) Plan na dzisiejszą lekcję "pudełko pytań", na karteczkach zapisuje się pytanie, wrzuca do pudełka, później ja losuję i odpowiadam na pytanie, które zostało zadane przez daną dziewczynkę. Pytania były anonimowe, najróżniejsze :) Losuję, losuję, czytam... 'dlaczego kobiety są bezpłodne?', kolejne 'dlaczego niektóre kobiety nie zachodzą w ciążę?' O żesz w mordę jeża, powaliły mnie te pytanie, któraś później pyta, a jak to się dzieje, dlaczego tak jest ;) jakoś poszło... Już miałam na końcu języka, oczywiście bym tego nie powiedziała 'już jedna bezpłodna stoi przed wami' ;) Jak uczę ileś lat tego przedmiotu, tak po raz pierwszy przytrafiły mi się te pytania, które w jakiś sposób dotyczą mnie bezpośrednio. Po przeczytaniu kolejnego pytania, od razu skojarzyło mi się OF 'Czy dziecko w macicy jest wielkości fasolki w pierwszym tyg ciąży', ciągle tu u nas przewija się temat fasolki :)
Lubię te lekcje, wesoło jest, dzieciaki zawsze czymś zaskakują... :)


Postanowiłam, że dziś wieczorem pójdę do kościoła... Święto Maryjne... czułam, że muszę, że chcę.

Fragment Ewangelii... jakże radosny i krzepiący dla mnie w sytuacji, której jestem (...) ta która uchodzi za niepłodną (...)

Kazanie... 'młodego' księdza, zawsze do mnie przemawiają jego słowa, znajduję coś dla siebie :

'Jest w Rzymie kościół św Anny, przepiękny fresk na ścianie, a na nim św. Anna, matka Maryi, modlą się przy nim kobiety oczekujące dziecka, kobiety pragnące mieć dziecko i zmagające się z niepłodnością, wreszcie kobiety dziękujące za dar macierzyństwa'.

'Znajdujesz się w trudnej sytuacji, zadajesz sobie pytanie : jak to rozwiązać, co zrobić ?

Zawierz Bogu

Powiedz - Fiat

Bóg wie, co dla ciebie jest najlepsze'


Nie potrafię tego uzasadnić ale nastąpił u mnie jakiś przełom... nie ma we mnie żalu, smutku, rozdarcia, wycia i wylewania łez, jest wewnętrzny spokój, wyciszenie, pogodzenie się z tym, co mnie w tej chwili otacza, dotyczy. Czuję w sobie zamiast smutku radość. Nie wiem co się ze mną dzieje, skąd to wszystko, może psycholog by mnie rozpracował ;) Może te odczucia są chwilowe, może będą trwać dłużej. Nie mam pojęcia! Nie czuję się przygnębiona! Czekałam na to!

11 grudnia 2014, 20:23

... Już poniedziałek, już czwartek, czas pędzi, życie pędzi, my pędzimy... Wszystko co robimy, robimy w biegu... w biegu śniadanie, w biegu do pracy, w pracy też prawie wszystko w biegu nawet lekcje, żeby ze wszystkim zdążyć, wszystko omówić, wszystko zapisać, powrót do domu w biegu, zakupy w biegu, pranie w biegu, lekcje na następny dzień w biegu, różańce w biegu, baaa... nawet poranny seks w ostatnich 3 cyklach w biegu, no tak w biegu bo mąż na 6 do pracy. Czy to my tak pędzimy, czy życie? Czy w tym wszystkim potrafimy się odnaleźć? My się nawet mijamy w biegu... jedno do pracy idzie, drugie z pracy wraca. Jak jedno przychodzi, to drugie idzie. Normalne?! Nienormalne?! Tego wymaga od nas dzisiejszy świat? Kiedy się w końcu zatrzymamy? W święta? W styczniu kiedy pójdę do szpitala? A potem znów bieg... bo praca, bo dom, bo obowiązki... A może by tak zwolnić? Ale jak? Albo nie potrafię się przystosować do dzisiejszego świata i wszystko robię za wolno dlatego taki bieg albo ten świat tak pędzi... tylko dokąd ??

12 grudnia 2014, 20:33

Jutro wyjazd na chrzest...Prezenty spakowane, ubrania też, zostały kosmetyki i to co się nam przypomni. Znając życie czegoś zapomnimy, oby nie siebie nawzajem ;) Obawiam się tego wyjazdu, żebym nie wróciła jakaś zdołowana. Nie zamierzam nawet tego dziecka wziąć na ręce coby nie rozbudzać swojego instynktu macierzyńskiego... zresztą ja nie będę o to prosić, oni sami z siebie też tego nie zaproponują więc sytuacja rozwiązana. Dobrze, że śpimy w hotelu, chociaż całe jutrzejsze popołudnie i niedziela spędzona będzie razem z rodziną mojego męża.
Pojawią się pytania, na które nawet mi się nie chce odpowiadać, bo co u nas... powiem wszystko dobrze, to okłamywanie samego siebie, przecież nie wszystko jest dobrze. Kłamać, nie kłamać? Momentami sztucznie się uśmiechać i mówić jest cudownie, wszystko gra... rewelacja. Dobrze, że dwa wieczory spędzimy razem sami... w hotelowym łóżku, tylko my i szumiący wiatr za oknem. Może nie będzie tak źle... a całkiem miło... oby!

15 grudnia 2014, 21:08

Wróciliśmy...

Nie mogłam się powstrzymać... miałam małej nie brać na ręce, a...przepadłam w jednej sekundzie kiedy ją zobaczyłam. :) Miałam ją na rękach niejednokrotnie, wcześniej mama małej poprosiła czy jej na chwilkę nie potrzymam. Jest cudowna, taka spokojna i ten zapach małego dziecka, coś wspaniałego... Wierzę, że kiedyś nadejdzie ten czas... ten dzień... ta chwila...

Ps. Nie jestem smutna, zdołowana, nie przemawia też przeze mnie nuta zazdrości... cieszę się z ich szczęścia.

17 grudnia 2014, 17:05

Tydzień do świąt, a ja... jestem w tyłach jak żadnego roku :)

Dom nieogarnięty.
Żadne zakupy niezrobione.
Prezenty połowiczne.
Choinka stoi i czeka gdzieś od domu ze 2 km.
Jednym słowem wszystko nieogarnięte :)

Ogarnięta jest natomiast dusza. Chyba, że zdąży się jeszcze zabrudzić... oby nie! Trzeba trzymać się na baczności i ją codziennie przecierać :)

Mam nadzieję, że ze wszystkim dam radę, a tu jeszcze za rogiem owulacja, więc trzeba działać, oj... ciężka praca mnie czeka :) Tylko po co działać... tylko i wyłącznie dla przyjemności bo dzidzi i tak nie będzie.

18 grudnia 2014, 16:30

... Wieczorno - łóżkowe rozmowy małżeństwa A. i A. ...

Wtuleni w siebie... pamiętasz o czym był fragment Ewangelii na naszym ślubie? Nie... przypomnij mi... o domu zbudowanym na piasku i o domu zbudowanym na skale... A pamiętam. Wiesz, zastanawiałam się kiedyś dlaczego taki fragment ksiądz nam przytoczył, wtedy wydawał mi się taki niepasujący do tej uroczystości. Dziś widzę w nim sens. Tak, a jaki? Zobacz jak my teraz musimy być silni, żeby to wszystko przetrwać... jak silna musi być nasza wiara, żeby się nie poddać, nie załamać, nie zwątpić w Boga. Masz rację... to wszystko nas teraz umacnia, nawet nasz związek, jesteśmy tak blisko siebie jak chyba nigdy. Zobacz... człowiek układa sobie życie jak puzzle, jak marne puzzle, planuje, myśli, analizuje... a co robi Bóg... pfuuu dmuchnie i układa te puzzle po swojemu. Mężuś... ale Ty jesteś mądry, może już na noc nie filozofujmy.

Kocham Cię moja gwiazdko.


... Melancholijno - smutne czwartkowe popołudnie ...

Wigilia w pracy... założyłam nawet kieckę, rzadko się zdarza ale zdarza, całkiem dobrze się czułam w tym dzisiejszym stroju i chyba tylko w tym. Życzenia po jasełkach na sali i co... i coś we mnie pękło. Kilka życzeń... wiem, że szczerych, płynących z dobrych serc przyjaznych dla mnie osób, życzące w bardzo delikatny sposób dziecka, a mi pojawiły się łzy w oczach. Po raz pierwszy w miejscu innym niż dom. Na szczęście nie rozpłakałam się jak ja to potrafię. Szefowa też coś powiedziała tak bardzo subtelnie ale wyczuła, że nie jestem w stanie nic z siebie wydusić, tylko uściskała mnie, właściwie uściskałyśmy się tak bardzo mocno dwukrotnie. Jak mnie to dziś zabolało, to co budowałam przez ostatnie 3 tyg. runęło... Zaczynam odbudowywać tą siłę w sobie od środka odnowa. Cegiełka po cegiełce, kiedyś dojdę do tego i powiem, że zwyciężyłam. Bo zwyciężę, nie tak, to inaczej ale zwyciężę...


Znów nic mi się nie chce, nic nie robię, nie mam na nic ochoty... początek chandry ? depresji ? Nie, chyba nie...
Jajnik lewy tak daje dziś o sobie znać, jakby drwił i mówił 'i tak nic z tego nie będzie'. Do tego mam dziwną, nieopisaną ochotę na seks. Popęd seksualny osiągnął u mnie maksymalny poziom, wczoraj męża zaciągnęłam o 18 na to, co obydwojgu sprawiło nam nieopisaną rozkosz i przyjemność. Dziś, mam nadzieję dostawa świeżych plemników, bo po prostu mi się chce. Gorzej jak wróci zmęczony z pracy, wtedy nie będę go zmuszać... nie mogę, byłoby to wbrew mnie.


Boże czy my Cię prosimy o tak wiele...?? Układamy to życie jak te puzzle, 1 puzzel dałeś nam nasze życie, 2 puzzel dałeś nam siebie, 3 puzzel dałeś nam pracę i godne warunki bytowe, 4 puzzel dałeś nam dom... tak bardzo Cię proszę daj nam kolejny puzzel, wtedy będzie już cała układanka... Nie chcemy nic więcej, żadnych innych, kolejnych puzzli. Ile Cię mamy błagać, ulituj się nad nami... zlituj się w końcu nade mną. Moja wdzięczność nie miałaby początku i końca. Kiedyś pragnęłam 3 dzieci, zdmuchnąłeś moje plany, dziś błagam Cię chociaż o jedno.


21 grudnia 2014, 11:04

Od kilku dni czuję metaliczny posmak w buzi... czy mi się zawsze musi coś przytrafić ?? Nie pomaga mycie zębów, płukanie, tylko na krótką chwilę zjedzenie czegoś łagodzi dolegliwość ale przecież w kółko nie będę jeść. Nie w tym rzecz. Wczoraj wieczorem aż mnie zemdliło. Odstawić słodycze, przez jakiś czas nie jadłam i czułam się b. dobrze. Tylko jak tu odstawić jak mój mąż wykupuje słodkości, zajada się nimi, a ja co, mam tylko popatrzeć :) Przynajmniej muszę to ograniczyć do minimum. Dziś zjadłam lekkostrawne śniadanie i jest to samo. Obstawiam jeszcze mleko. Niedobrze mi się momentami robi. Tak jak właśnie teraz. Zaraz idę myć zęby, ponownie zresztą. Ehh.. :(

Dom wysprzątany, plastry cytrusów się suszą na choinkę, roznosi się zapach pomarańczy. Sama jestem ciekawa jaki urok będzie miała ta moja choinka. Pewnie jutro mąż mi ją przywiezie. Z takiej dekoracji została nam jeszcze iluminacja bramy. Szkoda, że jest tak ciepło.

Rzadko mi się zdarza ale wczoraj wczesnym wieczorem zasnęłam snem sprawiedliwego. Po tym sprzątaniu mnie tak zmorzył sen, a koc sprawił komfortowe ciepełko. Było mi tak dobrze ale po przebudzeniu byłam nie do życia. Dlatego nie lubię robić sobie takich drzemek. Później oglądaliśmy film, 24 a tu spać się nie chce. Co wykorzystał mój mąż i zaniósł mnie na górę do łóżka i dalej nie pozwolił mi zasnąć :) Taaa... tylko później usnął po minucie, a ja męczyłam się z dobre pół godziny. I myślałam... o mojej drogiej N. tak bardzo chcę żeby jej się udało, zasłoguje na to szybciej niż ja. W tej 'kolejce o dziecka' ustępuje jej miejsca, po tylu latach ma zdecydowane pierszeństwo. Ile jeszcze czasu będzie musiała czekac na swoje Szczęście ?? Żebym znała odpowiedź na to pytanie.

Po południu wybieram się na rynek, mają być kolędy, wigilia, idę trochę z ciekawości zobaczyć jak to będzie wyglądać.

To tyle na dziś mój pamiętniczku...


23 grudnia 2014, 07:57

... Pozwól mi mieć marzenia, na nic więcej nie liczę... cud? Tylko to mi pozostaje...

Dlaczego myślisz o ciąży, o dziecku, przecież nie ma żadnej ciąży, żadnego dziecka... pozwól mi chociaż mieć marzenia...

23 grudnia 2014, 23:01

Czas wyczekiwania na Bożą Dziecinę...
Z tej okazji życzę wszystkim kobietom starających się o dzidziusia wielkiej wiary i nadziei, że nasze marzenia się urzeczywistnią i tak jak Maryja nosiła pod sercem dziecko i czekała na Jego przyjście, tak i my będziemy z utęsknieniem czekać na narodziny naszego niemowlęcia...
A nawet jeśli przeznaczony jest dla nas inny plan to wierzmy w to, że jest on dla nas najlepszy...

Wszystkim kobietom oczekującym dziecka, szczęśliwego rozwiązania i radości z cudu nowego życia...

Matkom, które cieszą się już ze swojego potomstwa, niech uśmiech waszego dziecka, rozpromienia wasze serca...

Wszystkim zaglądającym do mojego pamiętnika systematycznie i tym, którzy może czytają dziś pierwszy raz życzę pogodnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia, pełnych wiary, nadziei i miłości... bo ona wszystko zwycięża i wszystko przetrzyma.

<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3

24 grudnia 2014, 21:05

Wróciliśmy z Wigilii... 14 osób przy stole, wesoło, gwarnie, miła atmosfera, świąteczny klimat, moja siostra cioteczna przybrała rolę śnieżynki przy rozdawaniu prezentów, Iwka rolę mikołaja, śmiechu było co nie miara. Niesamowity czas przebywania razem... było cudownie. Nacykałam zdjęć dla upamiętnienia tych chwil.

A teraz siedzimy sami w domu i jest mi trochę smutno... ale tylko troszeńkę, mam nadzieję, że zaraz przejdzie.

Zelma dziękuję :) Mam nadzieję, że się uda :)

7b54fd6b12e49087med.jpg

Kawałeczek mojej pomarańczowej choinki :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 24 grudnia 2014, 21:37

26 grudnia 2014, 19:51

Czy ja zawsze muszę coś powiedzieć... za dużo powiedzieć, powinnam skrócić sobie ten pyskaty i szczekaty język. Powiem za dużo, potem się źle z tym czuję i tak jest zawsze. Wychodzi na to, że zawsze jestem najgorsza. Czemu ja mam taki ciężki charakter, jak go zmienić, jak nad nim pracować... Kobieto, gdzie pokora ??

28 grudnia 2014, 16:52

<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3

Skończyłam Nowennę, jestem szczęśliwa, w najśmielszych oczekiwaniach nie przypuszczałam, że mi się uda. Wymaga to jednak pewnej mobilizacji, cierpliwości, wytrwałości. Niestety, właśnie w tym ostatnim dniu przy tajemnicach radosnych popłakałam się. Często nie potrafię zapanować nad swoimi emocjami. Czy płacz to nie oznaka słabości...

Będzie mi brakować tego czasu spędzonego na modlitwie, to tak jakby ona wsiąknęła w moją codzienność. Nie potrafię się zupełnie z nią rozstać, od jutra postaram się odmawiać jeden różaniec dziennie. Oby nie zabrakło mi tej ochoty, którą mam w sobie dziś.

<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3

Ostatnio znów nie mogę spać, budzę się nad ranem i nie mogę już zasnąć, tak było dziś, o 3 nad ranem normalni ludzie śpią, a ja... leżę, myślę, analizuję, zagłębiam się w mojej sytuacji, wszystko rozkładam na czynniki pierwsze...

Czy mogę mieć pretensje o coś do swojego męża? - NIE, wspiera i jest ze mną w tych staraniach jak nikt inny.

Czy mam pretensje do całego świata? - NIE, świat żyje swoim życiem, inni żyją swoimi problemami.

Czy mam pretensje do Boga? - NIE, chciałabym aby udzielił mi tylko odpowiedzi, dlaczego nas to dotyczy i czemu nas tak doświadcza? Czasem słyszę odpowiedź ale czy ona pochodzi od Boga...?

Zimowa aura na zewnątrz, jakże piękna... czy w moim życiu nie ma teraz zimy... ? Tak po ludzku nic nie czuję, chłód, obojętność, stagnacja...

Taka właśnie zimowa aura jest u mnie :) Jeśli komuś brakuje, podsyłam troszkę zimy ;)
Zaczęłam dokarmiać ptaki, ciekawe czy dzięcioł przyleci w tym roku... na razie odwiedzają mnie sikorki, wróble, kawki i sroki.


49f278f02318bbc5med.jpg






1 2 3 4 5 ››