Na chwilę obecną bardziej niepokoi mnie brak odzewu ze strony mojej pani doktor. W szybkim tempie odpisuje na smsy, napisałam przed południem, a tu cisza do tej pory. I zapewne już dziś od niej nie uzyskam odpowiedzi bo i godzina nieodpowiednia na odpisywanie. Hm... ?
Otwieram laptopa, wchodzę na stronę laboratorium, widzę jest... serce zaczyna walić...
AMH - 4,58 ng/ml
...z tego wszystkiego patrzyłam na ten wynik, w jednej sekundzie zgłupiałam, nie wiedziałam, czy jest dobry, czy jest zły. Hm... przekroczyłam próg, najlepszy wynik powinien mieścić się do 3,0 ng/ml ale na mój rozum chyba nie jest tak źle. Gorzej jak będzie
Termin biopsji ustalony - przyszła środa 15 kwietnia, godz. 17... aaa już się boję Ile jeszcze muszę przejść? Ile siły jeszcze muszę mieć w sobie? Dam radę, muszę... Kto jak nie ja!
Chodzę zmulona od popołudnia, po obiedzie padłam jak długa, na 2 godziny, podnieść się nie mogłam. Senność totalna. Wcześniej dumałam, z czego zrobić dziś surówkę do obiadu, wszystko się pokończyło, tu zostało jedno jabłko, tam dwa ogórki, trochę kapusty... ale stworzyłam coś z niczego...
- trochę kapusty pekińskiej
- jedno jabłko
- poświąteczna rzeżucha (szkoda było mi jej wyrzucić w końcu pięknie wyrosła)
- 2 ogórki konserwowe
- sól, pieprz
- wczoraj wypatrzona nowa przyprawa w sklepie - estragon - polecam
- wymieszać z majonezem
Postanowiłam zrobić zdjęcie owemu obiadowemu przysmakowi.
Nie wiem czy mi wyjdzie coś z tego wklejania, krótko mówiąc zapomniałam jak to się robi, Zelma mnie zabije Jej nauki być może pójdą na marne...
Od 2-3 dni swędzi mnie skóra, wszędzie gdzie to możliwe, nie wiem czy to od zjedzenia czegoś, czy od proszku/płynu, stwierdziłam w końcu, a może to na tle nerwowym... U mnie wszystko może być możliwe
Po tej drzemce popołudniowej rozbudziłam się na dobre, gdy przed chwilką weszłam na stronę laboratorium i zobaczyłam wyniki ASA - przeciwciał. Przyszły tylko męża, moje jeszcze nie. Nie kumam nic z tego ale chyba dobrze nie jest...
P/c przeciw plemnikowe (ASA): ! Wykryto obecnosc przeciwciał
przeciwplemnikowych
Miano: 1:10
Uwagi: Badanie wykonano z
koniuigatem poliwalentnym.(IgA,IgG, IgM)
Badanie wykonano met. IIF na rozmazie plemników człowieka, z uzyciem odczynników firmy Euroimmun.
<0,35 klasa 0 Brak wykrywalnych swoistych p/c
0,35 - 0,7 klasa 1 Bardzo niskie miano p/c, czesto bez objawów klini.
0,7 - 3,5 klasa 2 Niskie miano p/c, istniejace uczulenie, czesto z objawami klini.
3,5 - 17,5 klasa 3 Wykryto okreslone p/c; czesto objawy klini.
17,5 - 50 klasa 4 Wysokie miano p/c, niemal zawsze z objawami klini.
50 - 100 klasa 5 Bardzo wysokie miano p/c
>100 klasa 6 Ekstr. wysokie miano p/c
Hmmm.... ??? Trochę się jednak boję. Zanim zobaczyłam ten wynik dzisiejszy, poczytałam trochę o tym. Z tym już nie przelewki...
Cholera jasna! Chyba się jednak zdołowałam!!
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 kwietnia 2015, 19:27
Zrobiłam kolejną surówkę wymyśloną przeze mnie...
- 1 duża marchew
- ćwiartka świeżego selera
- 1 jabłko kortland
- mniej więcej 2 łyż. rodzynek
- ciut tej poświątecznej rzeżuchy (ostatni pojemnik został )
- przyprawy
- trochę majonezu
Palce lizać
Mężuś mnie rano wybawił lekiem na alergię i inne drażniące skórę dziwactwa. Lek o nazwie Clemastinum (Klemastyna) - rewelacja, moje swędzenie ustało praktycznie jak ręką odjął. Oby nie powróciło to coś. Tylko jeden skutek uboczny mi się załączył - mega senność. Drzemka 15 minutowa musiała być, inaczej usnęłabym na stojąco. Ogólnie polecam ów specyfik.
Posadziłam agrest i 3 róże, które dostałam. Ciekawe czy coś mi z tego wyrośnie.
Piękna, słoneczna pogoda, aż chce się żyć... ciekawe czy będzie mi się chciało dalej żyć, jak przyjdą moje przeciwciała. Oby wynik był pozytywny!! Musi być. Przecież inaczej być nie może!
Słońce, słońce, słońce...
...Panie spójrz okiem miłosierdzia swego na mnie, moje małżeństwo, moją rodzinę, tych wszystkich, których mam w sercu, moją pracę, moją płodność...
Z Dzienniczka s. Faustyny
...Nie lękaj się, ja jestem z tobą... Umacniaj się do walki... Miłość moja nikogo nie zawodzi...
Jezu, ufam Tobie...
Jest mi niezmiernie miło, wiele z was o mnie pamięta i pisze, że będzie jutro o mnie pamiętać... to ja przypomnę, godz. 17 Można myśleć intensywnie i do bólu Nie będę tych osób wymienić, żeby kogoś nie pominąć i nie sprawić przykrości... Jednak z góry dziękuję.
Tylko jest jeden problem... jak ja wam się odwdzięczę ??
Ps. Jeśli jutro będę się do czegokolwiek nadawać, oczywiście zdam relację.
Czekam na męża na parkingu, oczywiście to ja muszę być pierwsza, to ja zazwyczaj na wszystkich czekam, taki ze mnie typ. Mimo, że o godz 16.50 podjechał, ja już się niepokoiłam. I tak nie weszłam o 17, była lekka 20 minutowa obsuwka. Na początek moja pani doktor każe nam wejść razem i z nami rozmawia, większość chyba czasu poświęciła mojemu mężowi, a nie mi. A to o inseminacji, jak to wygląda (oczywiście wszystko wiedziałam, od czego jet wujek google), a mój mąż, jak to mój mąż, jak kogoś widzi pierwszy raz wylewny nie jest, zamyka się w sobie. Coś powiedział, coś zapytał, na pytania p. doktor odpowiedział. Lekarka przejrzała jego ostanie wyniki nasienia. Powiedziała, że jest wszystko ok. Teraz moja kolej... wyciągam te moje badania... i mówię... yyy pani doktor, chyba pani będzie na mnie zła i na mnie nakrzyczy bo wyszłam trochę przed szereg... ja??? a czemuż to miałabym być zła? Zrobiłam różne badania, których pani mi nie zleciła, tak sama z siebie je zrobiłam... zaczynam wyjmować te 'zwyklejsze' tsh i prl. No widzisz jaki ładny wynik, wcale się nie stresujesz. Wyciągam dalej... pokazuje AMH komentuje, że jest bardzo dobrze. Wszystko zapisuje u siebie w komputerku. Wyciągam dalej... już się boję, brniemy dalej w las, przeciwciała czyta... zapisuje, sprawdza coś w komputerku. Na 20 dni przepisała mojemu mężowi encorton. Ja swoje przeciwciała mam wysłać mailem albo smsem. Nic więcej nie wyciągam, a ta się śmieje czy już wszystko. Mówię, że tak. Mówi... w najbliższym czasie bym Ci i tak kazała to zrobić, tylko widzisz, jak ja dam taki zestaw badań to nie raz już tak było, że kobieta wraca i mówi, że nie zrobiła bo drogo. Stopniowo chciałam Cię kierować na te badania. Hmmm... sobie myślę, może i tak. Ogólnie była zadowolona z tego, że zrobiłam. I tak to rozmowa się jeszcze toczyła, po czym mój mąż został wyproszony, a ja co... na fotel... ufff... no co kładę się, wyjścia nie ma... nogi rozkładam i niech się dzieje wola nieba. Rozkręcam jakiś temat, właściwie temat mojego swędzenia ciała od kilku dni coby nie było ciszy, coś mi się zapytała... ble ble ble... wyjmuje sprzęcior zwany pipellą, lekarka to co robi w danej chwili, zazwyczaj mówi... jak zwykle magiczne słowo luźniutko, to coś weszło łatwo... każe mi odkaszlnąć, robię to, jak zwykle komentuje... świetnie, po chwili zdejmuje rękawiczki i po wszystkim, coś cienkiego długiego włożyła i wyjęła. Już? No już... chcesz to dotknij, pokazuje mi to coś cienkie, jednak nie dotknęłam Siadamy na chwilkę... pokaż oczy, pokazuje... zrób badanie... na wątrobę (zapisała nazwę nie pamiętam teraz jakie) może to być też przyczyna tego swędzenia. I jak ja mam tej mojej p. doktor 'nie kochać'. Wylicza mi kiedy mniej więcej się spotkamy, w 7 dc zrobić estradiol i działamy w przyszłym cyklu z inseminacją. Mam się nie stresować i nie denerwować będzie to tak wyglądało jak dzisiejsze badanie. Jak to rzekła pani doktor, w tym przypadku gorzej ma chłop, wiesz jak oni tego nie lubią. W dzieciństwie na potęgę to robili, a teraz jakoś im się to już nie podoba. No to się nie stresuję. Ufff... jak dobrze, że już po... krótko mówiąc, to coś zwane biopsją endometrium to pikuś Prawie, że przyjemność, nic nie boli albo po prostu tak delikatna jest doktor.
ps. Anusia to ja już tą farbę podeślę paczką. Ty się tak mną stresujesz, osiwiejesz mi cała, nie chcę mieć wyrzutów sumienia
Dziewczęta drogie... to ja mówię skromnie DZIĘKUJĘ
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 kwietnia 2015, 21:15
Jak ja ją kocham, jest cudowna, miła, najsłodsza przylepa ale i mała zadziora. Charakterek ma po chrzestnych, wypisz wymaluj... leń, nie chce się uczyć, zawsze spada na przysłowiowe 4 łapy, wygadana, wszędzie wejdzie, pójdzie, nic się nie wstydzi. Jak to trzeba się głęboko zastanowić nad chrzestnymi... Oj trzeba mieć to na uwadze
Z jej urodzinami kojarzy mi się dzień wyboru papieża Benedykta na stolicę Piotrową. Mama Kasi czekała już na cesarskie cięcie, a lekarze żartem powiedzieli, że będą ją ciąć jak wszyscy zobaczą kto tym papieżem zostanie. Zobaczyli, a Kaśka zaczęła się drzeć wniebogłosy... Pamiętam ją, śliczna była... też chcę swoją taką Kasię...
Głupia jestem i wiem to nie od dziś...
Czekam na ten nowy cykl jakby on miał coś zmienić, a przecież może być różnie. I wcale ta inseminacja nie musi przenieść pozytywnych rezultatów... a wręcz przeciwnie smutek i rozczarowanie. Tylko jakoś tak wewnętrznie jestem pozytywnie nastawiona jakby miało się udać.
Oj głupiutka, głupiutka...
Jeszcze czekam na jedną rzecz, jak żadnego roku na... WAKACJE!!
Miesiąc temu, kiedy mocno się nastawiłam na tamten cykl, brzuch dał o sobie znać już 4-5 dni po owulacji. Krótko mówiąc wiedziałam, że i tak z tego nic nie będzie. W tym cyklu z wiadomych względów starań nie było, dopatrywania się czegokolwiek nie było, brzuch nie dał o sobie znać prawie wcale. Wniosek jeden - wszystko leży w naszej głowie.
Przypomniałam sobie dziś jedną rzecz, jakiś czas temu byłam na pewnych warsztatach, na koniec tych zajęć wrzucało się karteczkę ze swoim imieniem, nazwiskiem, prowadząca losowała, można było wygrać książkę. Nie do końca mnie interesowała ta tematyka ale co tam, myślę sobie muszę zostać wylosowana, w swoim życiu nic nie wygrałam. Osób było ze 30 - książki 3. Pierwsza osoba, druga osoba.... myślę intensywnie 'teraz będę ja, teraz będę ja', co się okazało książką nr 3 trafiła do mnie.
Hmm... może by tak zacząć myśleć, teraz się uda, teraz się uda... tylko nie wiem czy to dobry pomysł Właściwie już sobie wmawiam od dwóch dni, że teraz to się uda... albo będę się cieszyć, albo będę wyć... trudno! A jak nie teraz się uda, to uda się za 2 czy 3 miesiące ale się uda!
Muszę jeszcze pomyśleć jak wyzbyć się doszukiwania jakichkolwiek objawów, zwłaszcza jednego, tego bolącego - niebolącego brzucha... Właściwie może niezaglądanie tutaj byłoby też jakimś rozwiązaniem. Przyglądanie się swojemu wykresowi, nieswoim, nakręca, wyostrza wyobraźnie i pojawia się nutka może nie zazdrości ale takiego żalu, że komuś się udało, a mi nie. Taka jest prawda. Przecież nie będę kłamać
A teraz najważniejsze... coś mi się pokićkało w mojej głowie, byłam pewna, że wczoraj był 19 kwietnia, dzwonię do mojej Katarzyny, składam życzenia, a mała mówi... ciocia przecież to jutro To trzeba być zakręconym... ostatnio często tak mam. Starość nie radość, starania niecodzienność... i tak to się dzieje w Alusiowym życiu...
Hura Terraska z małym Terrasiątkiem wyruszyło na fiolet, po raz któryś rzucił mi się w oczy czas jej starania, cholernie długi... sobie pomyślałam... ja nawet nie jestem w stanie powiedzieć ile się staram, ile cykli, ile miesięcy, lat? Jakby to tak zebrał w całość, podliczył, podsumował, z rok, półtora do dwóch by było. Tak jakoś wyszło, po prostu tego nie liczę...
W końcu rozpoczął się nowy cykl, niby rozpoczął, niby nie, dziwnie to wygląda... inaczej niż zawsze... ale jest.
Z nadzieją w tym cyklu... otwieram się na łaskę macierzyństwa... On wie najlepiej czy to jest dla nas czas najlepszy, najdogodniejszy, czy jesteśmy na to gotowi. Jeśli tak faktycznie jest... Pan okaże nam swoją łaskę... Jego miłosierdzie trwa na wieki.
Wróciłam z kościoła właśnie z nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego... kościół w Polsce się starzeje... osób mniej więcej w moim wieku, może było z 5... albo to ja jestem inna...
Stresy w pracy sprawiły popołudniową 1,5 godzinną drzemkę, fajna mi drzemka, to głęboki sen, z którego nie mogłam się wybudzić. Od jutra ciąg dalszy różnych mniej lub bardziej ważnych rzeczy na głowie ale ogólnie spokojniejszy dzionek się szykuje.
Jak ten mój mąż pragnie tego dziecka, może nie bardziej niż ja, pragniemy go tak samo bardzo, na każdym kroku daje mi to odczuć, że tak właśnie jest. Dużo o tym rozmawiamy... I to jest miłe, i fajne. Wiem, że nie tylko mi na tym zależy.
Kubek herbaty się skończył, czas dorobić kolejny...
Dobrej nocy
Wszystko ładnie pięknie, rano miałam plany zrobić zupę i naleśniki, ogarnąć dom, u nas to ciągle syf jest, nastawić pranie... a mi tak zwyczajnie chce się znowu spać. Oprócz zakupów w sklepie, zjedzenia dwóch kanapek z białym serem i dżemem nie zrobiłam nic.
Zamiast nabierać sił witalnych i wigoru z nastaniem wiosny to ja zasypiam
Swędzenie i wysypka w postaci czerwonych pręg pod kolanami, na udach, czerwone place na piersiach się utrzymują, potem znikają, potem znów pojawiają. Wzięłam tabletkę, wnerwia mnie to już. Oczywiście moja panika podpowiada tak : może to objaw jakiejś naprawdę poważnej choroby, nie tylko sama alergia... do dupy z tym!
Dojeżdżając codziennie do pracy widzę jak przyroda budzi się do życia, pojawiają się pierwsze zielone liście na wierzbie, brzozie i bodajże lipie... całe pobocza usypane są mniszkiem lekarskim. Już niedługo będą przed moimi oczami rozpościerać się całe łany żółtego rzepaku. Taki to plus tych dojazdów, na minus... ceny paliwa i biedne porozjeżdżane (nie przeze mnie oczywiście) jeże, lisy i zajączki. Dziś widziałam kicającego zająca po polu... ja to taka głupia jestem... zawsze na widok różnych różniastych stworzeń śmieje się sama do siebie jak głupi do sera
Spać czy nie spać, o to jest pytanie... Słońce świeci, ładna pogoda, trochę szkoda czasu na to spanie... z drugiej strony poduszka mnie kusi...
EDIT
Drzemka 15 min, wstałam z pełną mobilizacją wzięłam się za sprzątanie, drugie pranie już się pierze. A to sprawczyni kłaków, sierściuchów i innych syfów w Alusiowym domu, a co! chociaż jest na kogo zwalić
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 kwietnia 2015, 16:50
Wróciłam ze spaceru, 3 km się przeszło, promieni się złapało, język u mnie do pasa, u rudzielca wstrętnego do ziemi... czyli kondycji brak
Wczoraj przelotem miałam wstąpić do babci... dzwoni... Alunia, zrobić ci tych zacierek na wodzie co chciałaś... pewnie, że tak, tak mi się tego chce, wieki całe nie jadłam... wstąpiłam zjadłam, baaa pierogów z wiejskim serem wpałaszowałam z 6 albo i więcej, nie liczyłam coby się nie dołować... Baa nawet babcia dała dla mężusia całą miskę. A chcesz jajek... nie, jeszcze tamte mamy z niedzieli. Przecież co tydzień dostaję 10 szt w pojemniczku tekturowym, nawet mój żarłok w postaci osobistego męża nie jest w stanie przejść Wiem jedno, póki babcia żyje, jajek, ziemniaków i innych warzywek mi nie zabraknie
Tak sobie jem dziś śniadanie, przypomniały mi się czasy, odległe czasy, miałam 7 lat, ta moja babcia przyjeżdżała po mnie rowerem i całą sobotę i niedzielę przesiedziałam u niej. Ale to były czasy... pamiętam ten chleb z masłem i kakao, chleb ze śmietaną i cukrem. Te wakacje u babci... cudowne to były chwile... szkoda, że nigdy już nie powrócą. Tylko babcia coraz starsza. Chciałabym aby doczekała się prawnuczka/i... wiem, że tego bardzo chce, chociaż nie mówi... Ale dziadek za to zapobiegawczo powiedział... tylko nie kłóć się z Arturem...
Wyszłam przed południem na działkę, posiałam ozdobne słoneczniki (znów te cholerne wróble w sierpniu i wrześniu będą miały wyżerkę ), aksamitki zebrane z tamtego roku i jedną paczkę nasturcji. Ciekawe czy te ostatnie wyrosną, nie miałam ich nigdy. Za to wiem jedno oj słabiutka jestem, słabiutka... zaraz zlana potem, zasapana, zziajana... wychodzi jeżdżenie wszędzie samochodem, jedzenie 6 czy więcej pierogów zamiast 4
Tym samym postanowiłam :
- więcej się ruszać (tiaaa ciekawe czy dam radę)
- zdrowiej się odżywiać (ale pomyślałam od razu tak, przecież zdrowo to my się w miarę odżywiamy... hmmm... wyrzeczeniem byłoby ograniczenie do maksimum jakichkolwiek słodyczy), trudne to do wykonania, o cukrze nie wspomnę...
Mieć okres dwa dni... cholera trochę krótko... z jednej strony wygodne, z drugiej... sama nie wiem co o tym myśleć. Jak wspomniałam o tym ostatnio lekarce, mówiła żeby się nie martwić, to się nie martwię...
A tak w ogóle to czuję się szczęśliwa...
Aha i jeszcze coś... wychodzę na taras jak któraś chce wystawić buzię do słońca, to wpadać do Alusi na kawę i przy tym łapać promienie słoneczne
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 kwietnia 2015, 16:39
Czy się cieszę... Nie, nie do końca...
Dla mnie jest to po części UPOKARZAJĄCE...
A z takim MOIM podejściem pozytywnego rezultatu trudno się spodziewać.
Inaczej na to patrzy mój mąż...
Pogodnej niedzieli!
EDIT godz. 21.00
Pierwsze dni cyklu, a już dał o sobie znać lewy jajnik (jak zawsze zresztą) to 'znak', żeby nie dumać, nie analizować, nie zastanawiać się za bardzo tylko iść do przodu... Oby to była właściwa droga i właściwy wybór.
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 kwietnia 2015, 21:00
I znów zaczyna się wszystko na szybko...
Próba na święta majowe szybko.
Sms do lekarki (ostatnio kazała się pojawić w poniedziałek na szpitalu) z pytaniem czy mogę podjechać ok 14. Odpisuje, że jest do 14. Trzeba iść się zwolnić z lekcji bo inaczej nie zdążę.
Zwalniam się, mówię szefowej co i jak, przecież nie skłamię, kłamstwo ma krótkie nogi. Ta pokazuje mi swoje kciuki i pyta 'I jak'? Hmm.. odpowiedziałam 'I dobrze, i źle'. Na tym się skończyło, zadzwonił dzwonek na lekcje.
Biegnę, zostawiam szpargały i tak muszę jeszcze wrócić do szkoły.
Gorąco, leje się ze mnie, czuje jak moje stopy płyną, pot spływa po plecach, sobie myślę, cholera jasna chyba będę śmierdzieć. Wpadam na szpital, na chwilę do łazienki, jadę na 4 piętro - oddział ginekologii i położnictwa - jak widzę ten napis, zaczyna mnie boleć brzuch, mam syndrom czwartego piętra Ufff... 13.50 zdążyłam.
Pukam... yyy widzę z 6 lekarzy, moja doktor siedzi tyłem. Poznała mnie po głosie, usłyszałam tylko 'proszę poczekać na korytarzu'.
Czekam, dzwoni mężuś, na którą będziesz, wstawię ryż. Nie wiem, może na 15.
Wychodzi idziemy do pokoju, przede mną weszła inna lekarka z pacjentką w ciąży, moja weszła coś powiedziała, wchodzimy my.
No i stało się... z uśmiechem na twarzy 'moja osobista pani doktor' nazwała mnie GADUŁĄ! No ja nie mogę, przecież dziś naprawdę się mało odzywałam. Wieści takie : 3 pęcherzyki, dwa na prawym jajniku się już pokazały całkiem okazałe, jeden na lewym ale taki nijaki, średnio kształtny i z niego może nic nie być... No to pani doktór mówi : podjedź i zrób dziś estradiol to będzie taki punkt wyjściowy... nie nie mogę dziś nie dam rady. Cholera jasna może bym i dała ale zapomniałam i kasy, i karty do bankomatu. Znaczy się portfel miałam, a w nim jakieś grosze. Dobra to pierwszy mam zrobić w środę. Schodzimy z tego 4 piętra na nogach, już myślałam, że nie skończą się te schody. Gatka szmatka o pogodzie. Znów szybko do auta, do szkoły, biorę kasę szkolną, jadę do banku, wpłacam forsę, znów się ze mnie leje. Wracam do domu, wchodzę, padam, ściągam spodnie... w końcu powoli jem obiad. Na dziś mam zaplanowane sprawdzanie klasówek, 3 km spacer w szybkim tempie... muszę się zmobilizować, rano zakładam spodnie, w których chodziłam jesienią, a tu co... no właśnie to, że ledwo się zapięły. Nie ma bata, schudnąć muszę!! Niech się dzieje co chce, ciąża będzie czy nie będzie ale spadnę ze 2 kg minimum, a jak się zawezmę to może i więcej... Chcę w to wierzyć... znaczy się w schudnięcie
Nie no ta GADUŁA... daje do myślenia, Alusia od dziś zamykasz buzię
Na lewym jajniku jest torbiel, która blokuje wzrost pęcherzyków na prawym. Przez dwa dni urosły tyle, że nic. Z 7,3mm na 8,3mm. Jak się już psychicznie oswoiłam i nastawiłam na inseminację, to najprawdopodobniej jej nie będzie. Dlaczego tak jest?? Czy to jakiś znak, czy coś, żeby za to się nie zabierać. Sama nie wiem. Nigdy wcześniej, od tego momentu co się podglądam, nie miałam żadnej torbieli, skąd się wzięła teraz. Poniedziałek prawdę powie, kolejny podgląd, kolejne badanie estradiolu. Dzisiejszy wynik - 93,75 pg/ml.
Z lekka się podłamałam... no żesz...!!
Aaa... i jeszcze zepsuł się mój stary zasłużony laptop, pewnie nie będzie opłacało się go naprawiać. Moja 8letnia Toshiba pójdzie na złom. Teraz piszę z mężowskiego małego wypierdka i mylę się nawet z literkami... ehh... trzeba będzie się do tego przyzwyczaić. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma...
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 kwietnia 2015, 19:48
Wczoraj wieczorem jestem w łazience, dumam jak to ja... No ba, miałam wszystko zaplanowane, tu pęcherzyki rosną, przecież zakładałam, że na pewno tak będzie, no jakże mogłoby być inaczej, do tej pory było wszystko idealnie pod tym kątem więc głowę miałam spokojną. Szłam na wizytę wyluzowana, jakby nigdy nic, przecież byłam pewna, że od poniedziałku sobie nieźle podrosły. Jak to się skończyło wiadomo... Myślę dalej... oj Alusia głupiutka ty, możesz sobie podchodzić 100 razy do inseminacji, 200 do in vitro, podglądać się dzień w dzień ale jeśli nie będzie w tym woli Bożej i tak nic z tego nie będzie. Ponownie wychyliłam się przed szereg ale Opatrzność pokazała mi gdzie moje miejsce. Nic tu nie zależy ode mnie ani od mojego męża, ani od lekarki... wszystko jest w Jego rękach. I bardzo dobrze, że tak się stało, trochę pokory Alusia... czy co jakiś czas musi być ci to przypominane??
Co będzie, poniedziałek pokaże... już nie planuję, już nie zakładam... przecież to Ty jesteś Panem Życia...
ps. Marcelinka... pisz to co uważasz. Każdy ma prawo wyrażać swoje zdanie, to co myśli, oby tylko to nie urażało/ubliżało osobie prowadzącej ów pamiętnik. Też się nad tym zastanawiałam, a może to jakiś znak...
Jednak coś się dzieje, mój lewy jajnik przypomina o sobie co jakiś czas.
Byłam u koleżanki, Kasia ma dwoje szkrabów, mały jest cudowny... po kilku godzinach spędzonych u niej śmiało mogę napisać... dom bez dzieci, to nie dom. Uśmiech 8-miesiecznej pociechy, bezcenna.
Nastąpiła historyczna chwila, trzeba to zapisać...(01.05.2015r.) po 2 czy 3 latach mój mąż na jeden dzień całkowicie zgolił swój zarost, po bródce ani śladu. Muszę się nacieszyć gładkością jego twarzy i bezbolesną przyjemnością całowania. Już mi uświadomił, od jutra powrót do rzeczywistości, ponownie to coś drapiącego na twarzy się pojawi A niech zapuszcza, bo dziś wygląda młodziej ode mnie
(...)
Wierny bowiem przyjaciel potężną obroną,
kto go znalazł, skarb znalazł.
Za wiernego przyjaciela nie ma odpłaty
ani równej wagi za wielką jego wartość.
Wierny przyjaciel jest lekarstwem życia.
(...)
Tak, tak... mam w życiu szczęście... do ludzi! Szczęściem jest spotykanie na swojej drodze takiego, a nie innego człowieka.
A teraz chrzanić owulacje, śluzy płodne, rozciągliwe, torbiele i inne cuda. Chce mi się spać i właśnie idę spać!
...Po lekcjach otwieram laptopa na stronie laboratorium, drukuję wynik estradiolu 150,8 pg/ml. Wydaje mi się za niski. Nie dumam nad tym. Wychodzę, jadę, lubię prowadzić, to jest wówczas mój czas... czas na przemyślenia, mimo wszystko czas na refleksję, muzykę. Ot po prostu...
...Podjeżdżam pod szpital, idę, pukam, czekam 5 min, wchodzimy... dziś mamy ten i ten cyklu... no tak... skąd ona to pamięta myślę sobie... I co tam mamy... pani doktor pewnie nic nie będziemy mieć... ile nam dziś wyszło... 150, czy 158... to nieźle... zobaczymy co tam... patrzy i nic nie mówi, wiedziałam, że nic z tego w tym cyklu... Alicja nic z tego nie będzie... pojawiło się jeszcze więcej pęcherzyków, taka drobnica. Dalej leżę, kręci tą 'pałką' w różne strony, ja cierpliwie czekam, milczę. Wstaje, ubieram się, siadam... Siedzimy na wprost siebie. Co robimy... za miesiąc jedziemy na naturalnym, czy się wspomagamy. Pani doktor szczerze to ja bym wolała na swoim. To moje zdanie, przecież to pani decyduje, nie ja... Przypomnij mi jak to było wcześniej... 3 cykle były na wspomagaczach wszystko rosło, 3 czy 4 były bez i też wszystko rosło... Teraz coś się porobiło, a wie pani dlaczego, tak teraz się stało... bo za bardzo się nastawiłam, przetrawiłam ten temat... a tu ooo... jak widać nie wszystko jest zależne od nas. Jedna z niewielu rzeczy, która od nas nie zależy. Alicja... wiesz o tym, że ja ci nie daję gwarancji, że inseminacja się powiedzie. Pani doktor ja wiem o tym oczywiście... może się udać, może nie... mojej koleżance udało się za 1 razem. Szczerze to chciałabym wiedzieć, co tu u nas jest nie tak... wolałabym gdyby pani mi powiedziała to i to nie gra, to trzeba naprawić... myślisz pragmatycznie, tak się nie da. Przypuszczam, że immunologia psuje nam tu plany. Czemu nie chcesz podejść do ifvu... bo co?... Wie pani co... ja nawet teraz to bym się już zdecydowała, bo wiem, że jestem w stanie przejść wszystko, może nie do końca się z tym zgadzam, popieram... mój mąż ma inne zdanie. Rozmawiacie o tym... tak my dużo rozmawiamy ogólnie... mówię co sądzi o tym mój mąż... kościół zatrzymał się 2000 lat wstecz, nie idzie do przodu... ja sama jestem ochrzczona, wierzę w Boga... Masz 35 lat, jesteś młoda... tak młoda... no młoda... wysokie AMH, dobrze ukrwione endometrium/śluzówkę, brak problemów z owulacją, takim dziewczynom udaje się za 1 razem. Masz 90% szans na powodzenie za 1 razem... chyba pani żartuje... nie żartuje... Chcesz robisz u nas (w mieście), chcesz Warszawy, wtedy wysyłam cię do Invimedu do Warszawy. To jest oczywiście temat do przemyślenia... To jest twoja decyzja, twoje życie... Pani doktor dlaczego to wszystko jest takie trudne... I co ja mam ci odpowiedzieć. Żebym ci mogła pomóc, już dawno bym to zrobiła, mi zależy tak jak i tobie... Pani doktor ja to mam jednak szczęście, że na panią trafiłam... mąż mi pani wynalazł... mąż? Jasne... wiedziałam, że do żadnych oklepanych i przereklamowanych nazwisk nie pójdę. Tak jak kiedyś trafiłam na inną panią doktor ale to nie mój klimat... pani jest kimś z kim mogę normalnie rozmawiać... widzisz, ja podchodzę do pacjentów po partnersku, lubię rozmawiać, chociaż nie każdy to lubi... z pacjentkami mojego męża w ogóle nie potrafię rozmawiać... Oczywiście nie każdy pacjent też lubi prowadzić konwersacje, wchodzi, wychodzi i na tym wizyta się kończy... Z tobą bardzo chętnie i lubię rozmawiać... Bo pani jest bardzo miła i sympatyczna... tak ale to nie wszystko, powinnam być skuteczna. Głaszcze mnie po ręku... Pani doktor ale doskonale pani o tym wie, że to powodzenie nie zależy ode mnie, od pani, od mojego męża... Na to nie mamy wpływu. Wstaję ale w końcu siadam ponownie, bo lekarka wcale tak szybko nie ma ochoty kończyć... Ponownie rozmowa się toczy... Pani doktor jaka ja byłam naiwna... Mam przyjść w 5 dniu nowego cyklu. Cóż pozostaje czekać i mieć nadzieję... tylko czasem tak trudno rozbudzić ją w sobie na nowo... I tak to minęło nam pół godziny na rozmowie, gdzie miały miejsce inne główne lub bardziej poboczne tematy...
W domu pomyślałam sobie tak :
Panie Boże... chciałabym teraz usiąść tak po prostu naprzeciwko Ciebie i zapytać :
- Czemu mi to robisz? Czemu robisz to mi, kobiecie, która dałaby wszystko, żeby cieszyć się z tej łaski macierzyństwa? Chcesz mnie wypróbować? Co chcesz mi przez to pokazać??
Co zrobiłam później... miałam iść spać, w konsekwencji poszłam do ojca i napiłam się z nim piwa.
Co robię teraz... piszę, nie myślę, nie chcę się zastanawiać, chyba chce wszystko wyprzeć ze swojej podświadomości... Mam trochę pracy na jutro, nie chce mi się nawet o tym myśleć, a co mówić o zrobieniu tego...
Czy jestem smutna ?? Nie!
Zdołowana ?? Nie!
Tylko czuję pewną niesprawiedliwość!
Trzymam kciuki za pozytywne rozstrzygnięcie spraw zawodowych :) no i dobre wieści od pani doktor!
Przeczytałam dziś cały Twój pamiętnik:-) Życzę wszystkiego najlepszego:-)
Ja również życzę samych pomyslnosci w szkole, czas szybko leci, niedługo wakacje :-) a ja myślę że jak coś ważnego to każda pora jest dobra na odpisanie, przyjemnego tygodnia życzę :-)
Dokładnie już niedługo wakacje i będziesz mieć luzik :)