Zapisz się i otrzymuj powiadomienia o
zniżkach, promocjach i najnowszych ciekawostkach ze świata! Jeśli interesują
Cię tematy związane z płodnością, ciążą, macierzyństwem - wysyłamy tylko
to, co sami chcielibyśmy otrzymać:)
Mam nową pracę Nowe możliwości i nie kolidujące z moim osobistym rozwojem i indywidualna działalnością, a to dla mnie bardzo ważne. Dodatkowe pieniążki się przydadzą, bo te wszystkie leki są niesamowicie drogie.
Cisatka z kaszy jęczmiennej i płatków owsianych są świetne nawet ja mam silną wolę i trzymam się w miarę dobrze diety
Jemy same zdrowe pyszności. Dziś mięsko z kurczaka pieczone w naczyniu żaroodpornym (w wykonaniu mojej babci), ryż i suróweczka pyszności :*
Trzeba pomyśleć już o jutrze bo późno wracam do domu... Będę gotować wieczorem i tyle...
Kolejny dzień bliżej szczęścia. Przed wczoraj test owulacyjny wyszedł pozytywny (ale zrobiłam dopiero po 20...) Wczoraj (po 19) był negatywny... Zobaczymy co wyjdzie dzisiaj...
Do jutra Kochani
Mała przerwa... Mam urwanie głowy, więcej pracy. W tym pędzie życia, którego nie lubię, ciągle pamięta o co walczę... A raczej o co oboje walczymy... Ba o co my wszyscy na tej stronie walczymy. Nie zawsze tak głęboko do przeżywam i myślę o tym nagminnie, ale są takie dni, że łzy cisną się same do oczu. Bo to już drugie święta z moim mężem.. Te miały być o jedną osobę więcej...
No to po wizycie. Badanie nie było, bo miałam już w tym roku, było wszystko dobrze. Taka konsultacja wyników. Dostałam skierowanie na HSG.... Boję się... Pani doktor mówiła, że może się udało i jednak hsg nie będzie potrzebne... Okaże się i mam nadzieję, że to "może" będzie za "chwilę na pewno" się udało...
Wierzę, że się udało. Cokolwiek by nie myśleć, jak bardzo nasza sytuacja była czy jest beznadziejna, ja ufam, że ten cud teraz nadszedł. Nadchodzi wielkimi małymi stópkami! :*
Mikołajki Wspaniałe mikołajki. Miałam fajny dzień. Spotkałam prawdziwe mikołaje na swojej drodze. W autobusie i w sklepie takiego przebranego z cukierkami. Sama mogłam się dziś zająć przez chwileczkę 4 letnim "Mikołajkiem". Tak ogromnie czułam taki sama nie wiem co, instynkt macierzyński. Tak przepełniało mnei jakieś odczucie. Kupiłam świąteczny śliniaczek i czapkę od mikołaja dla męża Bo za rok, będzie nas troje! Mikołaj obiecał
Wydawało mi się, że moje serce już więcej nie zniesie, że kolejny raz nie przetrwa porażki. Przetrwało. Jak za każdym razem jest ból, jest smutek, raz większy raz mniejszy... Nie chcę tracić nadziei. Wiem, ze kolejne święta spędzimy już we troje... HSG przesunięte na 18 grudnia. Strasznie się boję. No ale co... ie mam wyjścia.
Nie ma co się bać hsg. Nawet jak wyjdzie źle, bo nie zawsze oznacza ro ze faktycznie jajowody są niedrożne a dwa przynajmniej wiadomo na czym się stoi i co robić dalej. Ja się bałam, wyszła niedrożność. Piłam zioła, okładała się bowina i przy kolejnym hsg wyszło wszystko dobrze :)
A poza tym hsg przy lekko przytkanych jakowodach utoruje drogę robaczkom ;)
Powodzenia
Nie ma co się bać hsg. Nawet jak wyjdzie źle, bo nie zawsze oznacza ro ze faktycznie jajowody są niedrożne a dwa przynajmniej wiadomo na czym się stoi i co robić dalej. Ja się bałam, wyszła niedrożność. Piłam zioła, okładała się bowina i przy kolejnym hsg wyszło wszystko dobrze :)
A poza tym hsg przy lekko przytkanych jakowodach utoruje drogę robaczkom ;)
Powodzenia
Kochani oczekujący na swojego malucha... Kolejny dzień już za nami, następne sekundy, minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące, lata stawiają nas przed różnymi wyzwaniami, setkami badań, bardziej i mniej inwazyjnych, może operacji, zabiegów... Być może inseminacji, albo rozterki czy zdecydować się na invitro. Każdego dnia próbujemy żyć normalnie, tylko z większą ilością wyjść do lekarza, może dla niektórych to już prawie jak drugi dom. Wstajemy rano i mimo natłoku obowiązków i stresów nadchodzącego dnia, myśli każdego z nas uciekają do tego, czego tak bardzo pragniemy. Nie ma chyba dnia, w którym nie pomyślelibyśmy o dziecku. Czasem myślimy o nim z wielką radością i wiarą, a czasem z żalem i rozpaczą. Nie raz mijając na ulicy szczęśliwych rodziców, uśmiechamy się a po chwili smutniejemy, do tego stopnia, że ledwo powstrzymujemy płacz. Czasem modlimy się z nadzieją, że na pewno się uda, czasem z goryczą i wołaniem "Dlaczego ja?". Każdego dnia toczymy walkę, jedni dopiero ją zaczynają, inni są już weteranami w tym temacie i wiedzą czasem więcej od lekarzy. Każdy z nas czeka na to samo, nie ważne jak długo już się stara, jak wiele już przeszedł badań, każdy z nas pragnie jednego. Każdy z nas ma prawo do smutku, ma prawo zapłakać na wieść o ciąży ludzi z bliskiego otoczenia, ma prawo zaszlochać do poduszki bo po południu dzieci pięknie bawiły się w parku... Pamiętajcie, my przyszli rodzice, my tak bardzo pragnący stworzyć rodzinę mamy prawo do wyrażania swoich uczuć. Choć musimy żyć jak inni, nie do końca jesteśmy jak inni. Wiem, że każdy człowiek ma jakieś problemy, ale niepłodności nie zrozumie nikt, kto nie był nią nigdy dotknięty. Mężczyźni nie bójcie się płakać, ten płacz jest największą oznaką waszej męskości i wrażliwości. Kobiety nie bójcie się tych emocji, to normalne, że kiedy słyszycie, że koleżanka jest w ciąży, a wy tak bardzo tego pragniecie i nie jesteście, chce wam się płakać... Musimy pozwolić sobie na ten smutek...
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 grudnia 2017, 20:35
Tak dużo strachu... HSG 18 grudzień... Przyjęto mnie do szpitala, przede mną ciężarna przyjęta, za mną kolejne. Wenflon wbity, krew pobrana... Czekać... Pielęgniarka przyniosła już nawet gustowną koszulkę do badania, powiedziała, że przyjdzie powiedzieć kiedy się przebrać... Obchód... Pani dr. nie wiem jak my damy rade z tym hsg, ale wszystko powie. Czekać... Czekam... Pani dr mówi, że trzeba czekać. Mąż pojechał domu i prawie pod domem, dzwonię po niego... Pani dr. przyszła i mówi, ze nie da rady zrobić HSG, wszystkie sale pozajmowane, cesarki, porody, wielkie boom... Na dole operacje... No i albo zostaję w szpitalu i jutro, albo do domu i jutro zrobimy... A to był 11 dzień cyklu... A mnie już jajniki zaczynały pobolewać dzień szybciej... Więc postanowiłyśmy, ze za miesiąc... Tyle z mojego HSG... Teraz trzeba zakasać rękawy i dobrze się postarać I HSG mnie nie dopadnie, przechytrzę je ciążą
Kochane kobietki czekające na HSG! Nie bójcie się, to nie boli... Oczywiście nie nastawiajcie się, że całkowicie nic nie poczujecie, bez przesady, ale nie czytajcie tych głupot w internecie. Kiedyś rzeczywiście ten zabieg bolał, dziś już jest inaczej, medycyna idzie do przodu. Ja naczytałam sie wiele, nie wiedziałam czego mam się spodziewać... Bałam się... Ale było serio dobrze... Być może to zasługa zespołu, wspaniałych kobitek, które były podczas zabiegu. Tak zabiegu, bo tak właśnie nazywano to w szpitalu. Jest to inwazyjne badanie, w końcu obce ciało wprowadzane jest w wasz organizm. Jajowody drożne nie bolą, jest to dyskomfort, może jak przy okresie (choć mój okres bywa bardziej bolesny)... Samo zakładanie tego wszystkiego jest bardziej odczuwalne (dla mnie to taki słaby poziom bólu, że serio nie ma się co przejmować na zapas) niż samo wpuszczanie kontrastu
Zazdroszczę, ze masz dobre wspomnienia :-) też mam drożne oba, a nigdy wcześniej tak nie cierpiała, dla mnie najgorszy zabieg na świecie :-( ale pacjentka przede mną mówiła, że nie było źle, więc może to zależy od odporności na ból (uważam że mam dość dużą) ale może też od sposobu przeprowadzania badania (podanych środków przeciwb. - ja dostałam na 2 godz. przed jedna tabletkę...) a może od budowy ciała i szeregu innych uwarunkowań. A co do obaw przed zabiegiem tych które jeszcze go nie miały, to z reguły lepiej nie nastawić się negatywnie, chociaż dla mnie właśnie jeszcze gorsze było to, że miało nie boleć, miało być jak skurcz podczas okrsu, a bbolało jak diabli :-\
Przykro mi, że tak trafiłaś. Przy drożnych jajowodach, przeprowadzone prawidłowo badanie nie powinno boleć. Być może zbyt dużo płynu wpuszczono? U mnie o tym kontraście rozmawiały, że nie rodziłam, jestem bardzo drobna, nie ma sensu brać 100ml bo to za dużo. Ja dostałam jakiby takiego ala głupiego jasia, nagle zaczęło mi wszystko latać, od razu po podaniu zastrzyku. Pamiętajmy, że to zabieg. Inwazyjne badanie... Ja dopiero kończę krwawić, a dzień po, jak położyłam się spać aż zwinęłam się z bólu tak mnie chwyciło. Ale wolę tak żeby terochę pobolało po, co normalne, w końcu jest to wszystko naruszone... niż ból przy tym zabiegu. Był moment, że powiedziałam że boli, ale to raz zabolało, tak jak mówię raczej przy montowaniu całego tego sprzętu. Na pewno nie było to warte mojego stresu przed tym wszystkim. Z drugiej strony wolałam być zaskoczona pozytywnie... Serio miałam boleśniejsze miesiączki... jeden wniosek... Sprawdzić jak wykonywane jest badanie w danym szpitalu i czy dostaniemy w ogóle jakikolwiek środek znieczulający... JA rozmawiałam ciągle z paniami, pytałam, one sobie żartowały... Atmosfera świetna, super było to, że były same kobitki :)
W 9-10 dc, nie jestem pewna. Raczej w 10. Ja właśnie żałuję, że nie sprawdzałam przed badaniem gdzie lepiej zrobić, a wybrałam niby najlepszy klinicznie szpital w mieście, a tu taki zonk był, że Boże uchowaj więcej! Ale ostatnio mi lekarz powiedział że nie powinno mnie boleć i zastanawia się nad powtorką tego badania, brrr. Czytałam też różne historie o tym badaniu i jednak większość nie wspomina tego tak źle, więc chyba miałam pecha :-\
Kurcze, ja czytałam wiele nie fajnych historii niestety... Może było za blisko owulacji?... Ja miałam 6 dzień cyklu. Nie ma co rozkminiać, dobrze, że już mamy to za sobą. Jak długo się staracie o malucha? Jakie badania już zrobiliście? :)
Tak z górką 4 lata :-\ byłam u wielu lekarzy, wiele różnych badań, ale dopiero zaczynamy przygodę z klinik niepłodnością, wiec powtarzam sobie, że to nowy początek. Inaczej by czlowiek zwariował
Weszłam na Twój pamiętnik... To już sporo czasu, ale nie można się poddawać, zawsze trzeba mieć nadzieję, jest tyle różnych możliwości powodujących niepłodność, że i 4 lata to za mało by wykluczyć wszystkie przyczyny. Trzymam kciuki za szczęśliwy traf :*
Czas leci szybko... Okropnie szybko, im jesteśmy starsi tym szybciej ucieka. Praca, dom itd.
Tak nie dawno były święta, czekałam na HSG... Dziś jestem po badaniach, po bólach, po dniach płodnych.
Kolejny miesiąc starań. Kolejny miesiąc oczekiwania i nadziei, kolejny miesiąc...
Mam nadzieję, wierzę, że w końcu się uda. BO musi się udać, musi być dobrze.
Gardło mnie boli, coś mnie chwyciło wczoraj i trzyma... Zimno... Do tego mam ostatnio koszmary. brr... A na dodatek ktoś strasznie zadziałał mi na nerwy, muszę nad tym jakoś panować i zanim cokolwiek odpowiem, czy się zdenerwuję, policzyć to 100.... bo do 10 nie wystarczy....
Cóż, @ wypada mi jakoś właśnie na 3 lutego, więc w ten czas, w którym jedziemy na badanie nasienia... Więc badanie i tak zrobimy, choć mam ogromną nadzieję, że w końcu się udało...
Plan na dzień dzisiejszy był dość napięty, większość zrobiona, muszę się wygrzać i wypić trzecią herbatę z cytrynką i prawdziwym miodkiem... Najadłabym się czosnku, ale nie najlepszy pomysł, jutro w pracy straszyłabym oddechem xD, chyba, że zrobię jakąś małą ilość. Tabletek boję się brać, bo ostatnio na wszystkie mam jakieś uczulenie... Jakiś składnik z niektórych tabletek mnie uczula i czeka mnie wizyta u alergologa.
Jutro mam kolędę, ale nie wiem czy zdążę wrócić z pracy, ale spokojnie, moi domownicy będą.
Mam potrzebę wygadania się, stąd te moje monologi o wszystkim i o niczym...
Tak wiele spraw mnie denerwuje, a nie mam na nie wpływu, muszę ogarnąć na spokojnie i uświadomić sobie w końcu, że jak na coś wpływu nie mam, to nie warto się tym tak zadręczać... Tym bardziej, że w innym miejscu muszę porządnie działać.
Powinnam zbadać progesteron, muszę zobaczyć w jakich dniach cyklu najlepiej zrobić to badanie:)
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 stycznia 2018, 16:01
Mam dziś strasznie straszny dzień. Pryszcz na brodzie... Czyżby jednak sygnał @? Wypada na niedzielę/poniedziałek.... W sobotę badanie nasienia... Wszystko widzę na czarno... Chyba z dwóch powodów, a raczej trzech.... Boję się, że ten humor to już sygnał na @, boję się, że znów dostanę @ i boję się wyników badań męża. Nie wiem jak zniosę znów jego łzy... Pewnie, że mam nadzieję, że będziemy się cieszyć, bardzo bym chciała cieszyć się podwójnie.... Nie dostać @ i mieć pewność już przed odbiorem wyników, że jest dobrze. Strasznie różne uczucia mną miotają, pewnie jak każdą z nas od czasu do czasu. Gdyby nie ta strona i forum, to nie wiem jak bym sobie poradziła... Chciałabym żeby ktoś się chyba przy mnie rozczulił pożałował, a z drugiej strony strasznie tego nie chcę, bo boję się uświadamiania sobie jak bardzo w czarnej dupie jestem... Sama jakoś to muszę pchnąć, pokazując światu, że przecież wszystko jest dobrze. Najbardziej boli udawanie, że wszystko jest dobrze... Kidy w pracy koleżanki pytają, czy chce mieć dzieci, kiedy bym chciała... Nie odpowiem im przecież, staramy się od 1 i 7 miesięcy... Walczymy z niepłodnością. Moją odpowiedzią jest zawsze to, że jesteśmy młodzi, ledwo co zdobyłam nową pracę, na dziecko trzeba mieć warunki, a mnie czeka tyle remontów... Każdy to łyka... Takie dzisiaj czasy, że wiele ludzi odkłada powiększanie rodziny ze względu na pracę... Ja? Ja jestem zmuszona do takiej sytuacji. Cierpienie jakie przeżywa moje serce odpowiadając całkowicie na przekór sobie, na przekór swoim poglądom jest nie do opisania... Rodzinie zawsze mówię, jak Bóg da to będą... Nikt nie pyta. Bo ludzie boją się pytać. Może i dobrze.... Bo co mielibyśmy odpowiedzieć starej ciotce chwalącej się wnukami? Nie możemy mieć dzieci? Pragniemy ich z całego serca, ale jesteśmy bezpłodni? To jest okropnie bolesne. Być może bardziej niż kolejna ściema w stylu, to jeszcze nie czas... musimy trochę się dorobić...
Gówno prawda, nie musimy, mamy wszystko czego człowiek do szczęścia potrzebuje... No prawie wszystko...
Dzień dobry,
@ przyszła dwa dni szybciej z mocnym impetem. Bólem obudziła mnie ledwo po godzinie 6:00.
Łzy pociekły mi po policzkach i kolejny raz kazały mi się podnieść i walczyć. Jakiś 20 raz z kolei...
Mimo różnych przejść i badań, przyszła sobie nieproszona, jak najgorsza ciotka... nieproszona...
Jutro badanie nasienia rozszerzone plus do tego posiew na bakterie tlenowe.
Być moze to piekło gotujemy sobie sami, marzac... Wróciłam z fajnego wypoczynku, piluzowalam szelki i wyluzowalam... Dziś odebrałam z mężem wyniki. 0% plemników o prawidłowej budowie. Mamy bakterie. Wizyta u antologia 24 luty. Zrobimy tam tez usg.
Byle do przodu. Łatwiej znieść druga porażkę... Pierwsza to był prawdziwy koszmar jak grom z jasnego nieba. Gdzie jest nasz Anioł Stróż? Gdzie Bog, którego teraz nam tak potrzeba? Ile jeszcze Zdrowas padnie blagalnych... Kiedy chcielibyśmy paść na kolanach z dziekczynieniem. Tam przed ołtarzem zaprosiliśmy Cie oficjalnie do naszego zycia Boże... Ciagle mamy miejsce dla Ciebie i niczym go nie jesteśmy w stanie zastąpić. Nie ukoi naszego bólu kolejny ciuch, czy inna rzecz materialna... Nie ukoi go żadna przyjemność tego świata. Nasza pustka jest nie do zniesienia. Gdzie jesteś mój Panie, kiedy przy nas Cie nie ma? Czekamy nieustannie z ogromną nadzieja na małego aniołka z nieba...
Dzięki... No coś może drygło, ale nie w tym co trzeba... Okazało się, ze mamy bakterię, w sobotę wizyta, więc będzie pewnie antybiotyk... Z bakteria te te suplementy wiele nie miały szans pomóc :/
Nie zmienię biegu wydarzeń, nie dam rady tego uczynić. Co nam zostaje jak nieustannie wierzyć i walczyć... Walczyć z nierównym nam przeciwnikiem. Jedni planują swoje życie odkładając na kolejny remont, na samochód, wakacje... A my? Planujemy swoje życie od wizyty do wizyty, od badania do badania... pomiędzy tym zapychając czas normalnym życiem zwykłych ludzi... My nie planujemy jak inni skupiając się na tym co właśnie chcą zrobić, my zalepiamy sobie czas trochę na siłę... Czasem tworzymy sobie nowe pasje, czasem uciekamy w ogrom pracy, czasem robimy sobie wakacje, "zatrzymując na chwilę czas..." Wyłączamy nasze myślenie... Tylko po to by zabić naszą niecierpliwość przed kolejnym odbiorem badań czy kolejną wizytą u lekarza... Ile krwi spłynęło już z naszych żył w próbówkę? Ile testów wyrzuciłyśmy do kosza? Ile potu i łez oddał nasz organizm i jak wiele razy trzęsły nam się ręce, choć wcale nie było nam zimno zewnętrznie. Wewnątrz był lód, lód ten wcale się nie kruszy, nie topnieje... Nasze serca marzną coraz mocniej, to taka nasza złudna odporność na kolejne niepowodzenia. Bo kolejna porażka tak jakby bolała mniej? W końcu ile razy może zabić nas to samo?
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 lutego 2018, 23:35
Treści zawarte w serwisie OvuFriend mają charakter informacyjno - edukacyjny, nie stanowią porady lekarskiej, nie są diagnozą lekarską i nie mogą zastępować zasięgania konsultacji medycznych oraz poddawania się badaniom bądź terapii, stosownie do stanu zdrowia i potrzeb kobiety.
Korzystając z witryny bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. W każdej chwili możesz swobodnie zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich zapisywaniu.
Dowiedz się więcej.