Zapisz się i otrzymuj powiadomienia o
zniżkach, promocjach i najnowszych ciekawostkach ze świata! Jeśli interesują
Cię tematy związane z płodnością, ciążą, macierzyństwem - wysyłamy tylko
to, co sami chcielibyśmy otrzymać:)
Moja choroba ma swoje plusy. Nie mam za dużo siły do działania, więc większość czasu spędzam w łóżku, a co za tym idzie szukam różnych rzeczy dla dziecka. Mamy już mniej więcej wybrany wózek gondola+spacerówka, muszę jeszcze poszukać samej spacerówki, bo nie wiemy w jakim wieku będzie dzidzi... Robię to po to, by później już tylko wszystko zamówić, bo nie będzie czasu na przebieranie. Mamy łóżeczko i fotelik samochodowy... Sprawia mi przyjemność przeglądanie tego wszystkiego, a jednocześnie to takie dziwne, nie wiedząc do końca czego będziesz potrzebować.
Ciekawe czy jesteś już na świecie nasz Aniołeczku?
Bardzo lubie czytac Twoj pamietnik, uswiadamia jak wyglada proces przygotowania na dziecko adoptowane, ze jest w sumie duzo podobienstw do oczekiwania na dziecko rodzone, z tym ze trzeba rozwazyc wiecej opcji 🤔
Bardzo się cieszę, że mogę komuś się przydać. Dla mnie ten pamiętnik jest formą pamiątki ale i chyba takiej autoterapii :) Cieszę się bardzo, ze mi w tym czasie towarzyszysz :) Dziękuję!
Miałam dzisiaj bardzo dziwny sen... Szłam miastem z jakąś grupą dzieci, jakąś panią. Była tam bardzo maleńka dziewczynka (wzrostem jakby miała ok roczku), ale jak to w snach ta maleńka istotka też szła... Wzięłam ją za rączkę "chodź pójdziemy razem". Pojawiły się jakby schody, ona usiadła i nie chciała iść dalej... Zapytałam ją co się stało, dlaczego nie chce iść, a ona pokazała mi i poinformowała, że pod takimi jakby papciami nie ma żadnych bucików i już ma mokre nóżki (byłą brzydka pogoda). Pojawił się mój mąż i nagle przenieśliśmy się do sklepu w poszukiwaniu bucików dla tej maleńkiej istotki. Wysłałam męża do Pepco, bo było niedaleko, a ja zostałam w jakimś strasznie koszmarnym i dziwnym sklepie... Miałam ogromny stres związany z tymi bucikami, bo kompletnie nie wiedziałam jakiej wielkości mają być. Wiecie tak instynktownie czułam, że pojawiła się nasza córeczka. W tym śnie było trochę negatywnych i dziwnych scen, część pominęłam, bo jak to w snach... Wszystko na opak... Rano opowiedziałam o tym śnie mojemu mężowi. Tak strasznie zapragnęłam znaleźć moją córeczkę...
"Nie wiem czy jesteś chłopcem, czy dziewczynką... a może będzie Was dwoje? Może nawet troje? Nie wiem gdzie jesteś? Ile masz lat? Czy teraz cierpisz? Czy jesteś jeszcze w brzuchu swej mamy? Czy tęsknisz już za nami? Nie wiem czy masz ciemne, czy jasne oczy? Czy Twoje włosy się kręcą? Czy ktoś czyta Ci bajkę na dobranoc? Tęsknimy za Tobą nasze maleństwo..."
Wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy znalazłam dla dziecka... Czuję taką pustkę...
Miałam czas, w którym nie myślałam o tym wszystkim tak intensywnie... Wiem, że na wiosnę chcemy zacząć budować dom i byłoby nam o wiele wygodniej zostać rodzicami dopiero po jego ukończeniu. Zaczęłam też studia. Ale rzuciłabym wszystko by móc przytulić moje dziecko...
Dziś z kolei śniło mi sie, ze mam ciążowy brzuszek i tak go z mężem glaskalismy i dzidzia tak koapala sobie. No i mowie w tym śnie, ze teraz to ja na pewno jestem w ciąży... Oczywiście obudziłam sie...
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 listopada 2020, 08:37
Mózg mi dziś paruje... Bo nie wiem, czy pisałam ale studiuje... I to nie dietetykę, jak na poczatku mialam... Sudiuje psychologię... Musialam zmienić uczelnie i kierunek... Bo na dietetyce zajecia mialam od piątku po południu do niedzieli wieczorem... Nie dałabym rady fizycznie, praca itd... Teraz mam mało takich spotkań typowo on-line, by siedzieć i słuchać. Mam za to duzo ZA DUŻO zadan, które musze wysyłać na zaliczenie... Koszmar... Teraz jestem chora, wiec nie mogę pracować, ale w normalnym trybie mojego zycia nie wiem czy to ogarne xD czas pokaze narazie wysyłam zadania w terminach... Trochę sie boje jak to bedzie, ale cóż... Jakoś trzeba spożytkować czas oczekiwania na dzidzię...
W środę test na Covid...
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 listopada 2020, 13:57
Jestem po teście, mam kwarantannę. Dzisiaj czułam sie duzo lepiej, ale teraz na wieczór mnie dopadło trochę... Kaszel i lekkie duszności. Ostatnio zaczęliśmy wypełniać Księgę adoptowanego dziecka
Fajne jest te poszukiwanie zdjęć z początku drogi do adopcji.
Mam znów spadek mocy... @ coraz bliżej, a ta choroba mnie strasznie meczy... Te studia juz mnie zaczynają coraz bardziej wkurzać... Nie wiem już w jaki sposob odreagować, bo jestem osłabiona i na kwarantannie... Czuje sie paskudnie, negatywnie, źle, strasznie, ech...
Wszystko mnie juz denerwuje! 🙄
Strasznie dziwny cykl mnie dopadł. Z tego stresu chyba wszystko sie kiełbasi. @ przyszła w piatek, no ból był, ale nie zaczęłam jakoś mocno krwawic, drugi dzień juz niemal by okres a dzisiaj jakby wszystko stanęło, jakbym miała ostatni dzień. Mialam mega stresujacy weekend i jestem po chorobie... Przed okresem wysypało mnie jak nigdy... Zdarzają sie jakieś zmiany skórne zawsze ale nie tak mocno... Może to tez ta moja długotrwała choroba... Dopiero dzisiaj kaszel w miarę ustał.... Brałam.duzo różnych leków, jedne takie mocne dość... Stres związany z wynikiem testu na covid i ze studiami jeszcze większy... Ech ten rok jest dla mnie bardzo trudny... Z jednej strony jestem z siebie dumna, ze wiele mi sie udało rzeczy zrobic, a z drugiej jestem tak zastosowana wszystkim, ze masakra...
Ten czas leci tak niesamowicie szybko... Już od prawie 4,5 roku staramy się o to by zostać rodzicami. Kolejne święta w dorosłym składzie, jeszcze teraz "umilone" koronawirusem... Świetnie... Wiecie, że takie długie czekanie hartuje? Na początku tych wszystkich diagnoz i starań (również tych starań w ośrodku adopcyjnym), kiedy słyszałam: za miesiąc, za pół roku, za rok to krew mnie zalewała... Miesiąc wydawał mi się być całą wiecznością. Nie potrafiłam, a w sumie bardziej nie chciałam się pogodzić z tą świadomością, że nasze rodzicielstwo jest tak odległym, niemalże nieosiągalnym wydarzeniem. A dziś? Dziś jestem spokojniejsza. Choć są momenty, kiedy moja tęsknota bierze górę, to już rok nie wydaje mi się aż tak daleki jak wcześniej. Wcale nie oznacza to, że nie mogę się doczekać tego maluszka, bo jak wiele razy już pisałam, oddałabym niemalże wszystko by móc tulić już tego aniołka. Jestem jednak spokojniejsza, staram się rozwijać na różnych płaszczyznach, nie wartościuję swojego życia przez pryzmat dzieci. Myślę, że to jest bardzo zdrowe, że w końcu dotarło do mnie to, że moje życie bez dzieci jest coś warte, że mogę się nim cieszyć. Choć w teorii wiedziałam, że dziecko kiedyś dorasta i zostajemy znów sami jako małżeństwo, to w praktyce nie mogłam dopuścić do siebie myśli bycia szczęśliwą bez dziecka, w szczególności tu i teraz... Oczywiście nie wyobrażam sobie swojej rodziny bez dzieci, walczę o to by móc zostać mamą. Jednak dziś jestem świadoma, że moje szczęście nie zależy tylko i wyłącznie od tego czy zostanę mamą, choć mam świadomość, że przyniesie mi to ogromną radość, pewnie taką nie do opisania, to jasne... Będę najszczęśliwsza na ziemi, kiedy zostaniemy rodzicami. Jednak staram się być szczęśliwa tu i teraz, robić rzeczy, z których za jakiś czas przyjdzie mi na pewien okres zrezygnować. Wcześniej swoje zajęcia traktowałam trochę jako takie zapychacze życiowe... Po części nadal staram się nie strać w miejscu, nie skupiać swojej uwagi tylko i wyłącznie na tym aspekcie życia, ale nie na taką skalę jak dawniej. Nie mogę osiągnąć tego w czasie, który sobie wymyśliłam, więc zaleję się 1000 spraw by o tym nie myśleć. Trochę to niebezpieczne... Jeśli znajdujemy pasję i bawimy się przy niej świetnie to ok, warto zająć czymś głowę, ale kiedy przestajecie mieć czas na własne myśli, na choć chwilę wytchnienia z mężem, to znaczy, że jest źle... Mimo wielu doświadczeń w moim życiu, cieszę się z tego, gdzie jestem obecnie. Może to głupie, ale jestem wdzięczna, że mam tak ogromną świadomość tego, że moje "chcę", nie zawsze oznacza "mam". Jestem ogromnie wdzięczna za to, że wiem jak ważna jest relacja z drugim człowiekiem i jak cenne jest ludzkie życie... Jestem wdzięczna za to, że wiem jakim cudem jest dziecko. Jestem wdzięczna za to, że wiele spraw mogłam przepracować w sobie, bo dzięki temu będę lepszym rodzicem, niż byłabym gdybym nie musiała się o to tak bardzo postarać... Wiem, że są rzeczy, o które warto walczyć i wiem już jak o nie walczyć by nie zatracić siebie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 listopada 2020, 15:09
Przeczytałam i pomyślałam, że to jest dojrzałość, której niestety w dużej mierze brakuje dzisiaj rodzicom. Ludzie chcą mieć wszystko na teraz, na już. Potem dziwią się, że ich dzieci chcą tego samego... Masz mądre podejście, które przekażesz swoim przyszłym dzieciom. Jestem pewna, że już niedługo będziecie wspaniałymi rodzicami :)
Jejku nie spodziewałam się takich miłych słów, dziękuję. Serio miło mi to słyszeć, bo raczej jestem trochę dziecinna, cieszę się na święta, jaram się prezentami, czasem naiwnie patrzę na życie i robię rzeczy spontanicznie. Chyba nigdy nie usłyszałam takich słów w swoim kierunku <3
Pięknie napisane. Widać, że osiągnęłaś stabilność, A Twoje życie ekst dzięki temu lepsze. Chciałabym też moc powiedzieć, że znalazłam równowagę lecz wciąż na tym pracuje. Gratuluję 🙂
Grudzień to zdecydowanie najpiękniejszy, a zarazem najsmutniejszy miesiąc dla par, które starają się o dziecko. Nie ważne w jaki sposób się starają... Chyba każdy odczuwa w grudniu większą pustkę niż zwykle. Świąteczne piosenki, zakupy, przygotowania... a nam brakuje tuptania tych małych stópek... Perspektywa kolejnych świąt w dorosłym gronie (choć ta czasem może być lepsza od tej, w której jest pełno dzieci, ale nie naszych...) Wczoraj odwiedziłam małą księżniczkę, jestem mamą chrzestną To jest takie cudowne móc trzymać tego maluszka na rękach i patrzeć na jego radość...
W grudniu tęsknimy jakoś tak bardziej....
Grudzień się jeszcze nie skończył więc wciąż jest szansa na Wasz mały cud ✊✊
A jeśli jednak stało by się inaczej to pomysl, że to Twoje ostatnie święta we dwoje i wypij ze smaczkiem grzane wino czy butelkę ajerkoniaku 🙂🙂
Wczoraj wstawiałam post i chyba coś poszło nie tak, bo go nie ma... Pisałam o tym, że w grudniu jakoś tak tęsknimy bardziej... Brakuje nam jakoś tak mocniej tupotu tych małych stópek... My wszyscy, starający się, oczekujący itd. mamy przed sobą kolejną perspektywę świąt w dorosłym gronie... (a jeśli z dziećmi, ale nie swoimi, to może i czasem gorzej...) Mimo, że ten czas grudniowy, świąteczny jest wspaniały, to tęsknota wkrada się bardziej niż przez resztę roku... Odwiedziłam w Mikołajki moją mała księżniczkę (jestem mamą chrzestną). Cudownie tak móc potrzymać takie maleństwo na rękach
Ja widzę wcześniejszy post ale skomentowałam więc przenoszę też tutaj jeśli u Ciebie nie widać.
Grudzień się jeszcze nie skończył więc wciąż jest szansa na Wasz mały cud ✊✊ A jeśli jednak stało by się inaczej to pomysl, że to Twoje ostatnie święta we dwoje i wypij ze smaczkiem grzane wino czy butelkę ajerkoniaku 🙂🙂
Coraz bliżej święta.... Ten rok jest totalnie zakręcony. Za pare dni mam 27 urodziny. Na 30 planowałam oddać włosy na fundacje. Jednak zmieniłam zdanie... Zrobię to teraz... W moje urodziny idę oddać włosy. Moze dla niektórych to tylko włosy... Ja przeżywam to bardzo, lubie je, kocham moje długie warkocze, kocham... Ale pragnę, by ktoś tez mógł jak ja pogłaskać sie po włosach... Dlatego mam ogromna motywację... moze do 30 oddam drugi raz
O kurczę, myślałam że jesteś dużo starsza 😉 Oddanie włosów to piękny gest, podziwiam! Mówi się, że kiedy kobieta ścina włosy, to znaczy że w jej życiu następuje przełom. Myślę, że w Twoim przypadku tak jest, bo nawet jeśli jeszcze nie ma z Wami Aniołka, To mentalnie jesteś już Mamą 🙂
No i mamy styczeń. Miesiąc, w którym wykonam telefon do ośrodka, podpytam co słychać... Choć czuję, że w moich uszach zabrzmi, jeszcze trochę... Nic na ten moment nie możemy powiedzieć... Wczoraj uzupełniłam bardzo dużą część księgi adoptowanego dziecka. Dzisiaj znalazłam zdjęcia, które już możemy tam zamieścić. Taka książka trochę uświadamia "Będziesz mamą!"... Do mnie to jeszcze do końca nie dociera, w końcu nie mam dziecka, nie wiem kiedy ono się pojawi, więc trochę ciężko w takiej sytuacji nazywać się mamą... Poza tym dla nas jest to już tak nieosiągalne, tak wyczekane, że aż trochę abstrakcyjne. Piękna jest ta księga... Wczoraj uzupełniłam sporo dat... Ile czasu to wszystko trwało, by dojść do tego miejsca to aż człowiek nie dowierza...
Przepraszam ze tak bezposrednio ale zastanawialam sie nad tym, czy nie boisz sie, ze adoptowane dziecko bedzie z FAS? , Czy nie ma to Dla Was zadnego znaczenia?
Bardzo mało o tym myślę... Czesto FAS ciezko zdiagnozować u maluszków od razu, ośrodek jednak zapewniał nas wszystkich, całą grupę, ze dzieci z silnym FAS zwykle nie są nawet proponowane, bo maja zbyt duże schorzenia... Zajmują sie nimi specjalne ośrodki, które mogą zapewnić im najlepsze warunki. W Łodzi jest dom chorego dziecka, chyba jedyny taki w Polsce. Przeszliśmy już bardzo długą drogę, dziecko adopcyjne czy biologiczne również nigdy nie daje nam gwarancji, że bedzię całkowicie zdrowe... Myślę, ze tacy ludzie w ogóle całkiem zdrowi nie istnieją... Ale byłabym wariatką gdybym powiedziała, że się w ogóle nie boję... Boje się jednak tego, czy ja dam sobie rade i odpowiednia opiekę mojemu dziecku... Nie wiem dlaczego, ale jakoś mało myślę o chorobach... Mam nadzieje, ze bedzie zdrowe, jak każda mama... ;) Jesli masz jakieś pytania to postaram sie odpowiedzieć ;)
Czasami pękam... Rozpadam sie na małe drobne kawałki... Potłuczona rozpadam sie na kawałki jakbym była zrobiona z kryształu.. Mimo, że w teorii jestem wielu rzeczy świadoma, mimo tego, że wiele w sobie przepracowałam, ale tez mimo tego, za co jestem wdzięczna... Rozpadam sie czasem... Chyba nic w tym złego... Tak bardzo chowałam swoje uczucia przed innymi. Oczywiście nie przed moim mężem... Świadomość braku zrozumienia mojej i waszej sytuacji jest silniejszy ode mnie. Przez to moze część rodziny postrzega mnie jako kogoś silnego, nie mającego zmartwień... Tak bardzo chciałabym czasem stad uciec... W miejsce, w którym cisza zrozumie mój ból, w którym cisza ukoi tęsknotę... W miejsce, w którym moje łzy będą mogły uleczyć jakąś część mnie...
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 stycznia 2021, 21:17
Dziekuje za odpowiedz na pytanie pod poprzednim postem o FAS. Zgadzam sie z Toba ze nie ma gwarancji, jednak u mnie obawy sa jednak duzo duzo wieksze przy adopcji. jeszcze raz cofnelam sie do poczatkow Twojego pamietnika, ,do daty 26.02.2018,- wtedy u Twojego meza wyszly wyniki takie jakie my mamy teraz, z bakteria E.f. wlacznie, gdy lekarze sugerowali Wam invitro. Ty jednak myslalas raczej o adopcji. Mozesz powiedziec,prosze, czy invitro wykluczalas ze wzgledow religijnych, czy innych?
A co do dzisiejszego postu- mysle ze w kazdej rodzinie ,czy wsrod znajomych znajdzie sie ktos-lub moze wiekszosc?...- kto mysli ze jak nie masz dzieci, to z wyboru, bo chcesz robic kariere czy podrozowac...brak zrozumienia sprawia,ze pojawiaja sie "dobre rady" ze trzeba sie pospieszyc zeby na starosc mial kto podac szklanke wody.... To tak rani..... U mnie tak wlasnie jest, zle sobie z tym radze. A Czy mowicie rodzinie, ze staracie sie o adopcje?
Iiyama dziekuje, ze tutaj jesteś i cieszę sie, ze masz do mnie tyle pytań ;) Jeśli masz ich wiecej napisz proszę do mnie w wiadomosci prywatnej :) postaram sie szybko odpowiedzieć tutaj, choć myślę, ze to tematy na które mozemy dłużej pogadać. Co do in vitro to myślę, ze nie tylko ze względów religijnych. Moze z mojej strony po części (ale dokładne opowieści juz zostawię). Jestesmy wierzący, ale tez nie oznacza to, ze potępiam na całej linii te metodę zapłodnienia. Prawda jest taka, ze tylko sam Bóg wie czy cos jest dobre czy złe. Wiem, ze jest to szansa na potomstwo, którego pragnie dwoje ludzi... Tym bardziej daleka jestem od oceniania pary, ktora stara się o potomstwo w ten sposob. My zwyczajnie uważalismy, ze nie jest to rozwiązanie dla nas... Czuliśmy, ze wolimy dać dom dziecku, które go potrzebuje... Które będzie potrzebowało nas... In vitro nie dawalo nam gwarancji, ze zostaniemy rodzicami, a kolejne negatywne testy, zastrzyki, wizyty nie były czymś czego chcieliśmy. Oboje kierowaliśmy się sercem. Osobiście uważamy, ze zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy na tamten moment... Podjęliśmy dla nas najlepsza decyzję... Musialam wiele przepracować, by zdecydować sie na ten krok...
Co do rodziny, rozmawiamy czasem z najbliższymi, wiedza o adopcji :) Reszta rodziny myślę, ze cos tam wie, ale nie pyta... Więc sami tez nie zaczynamy tematów. Co do tego wpisu mojego... Hmm chodziło mi bardziej o to, ze mam wrażenie, ze część moich bliskich patrząc na mnie moze pomyśleć sobie, ze jestem na tyle silna, ze aż prawie niewzruszona tym co mnie spotkało, albo nawet bardziej, ze to nic takiego... Prawda jest jednak taka, ze nikt nie zrozumie przeplakanych nocy, podwójnego bólu przychodzącej niegdyś w dniu miesiaczki, ani rozpaczy jaka człowiek miał w sercu na wieść o ciazach innych ludzi...
Kolejny dzień jakby pogodniejszy... Choć ostatnio nie jestem w dobrym nastroju... Oglądaliśmy wczoraj piękny film na Netflixie "Rodzina od zaraz". Piękny film o adopcji. Strasznie mocno mnie wzruszył. Do tego czekam na @, wiec kumulacja hormonów, bieżące problemy itd... Dały taki skutek jak wczoraj... Dziś jest lepiej. Moi znajomi starają się o dzidzię, podejmują leczenie. Kuzynka męża spodziewa sie drugiego szkrabika.
Mnie trochę przytłacza życie xD
Moze to śmiesznie brzmi... Ale taka jest prawda... Jak mówiłam wczoraj... No i nadal podtrzymuje... Dajcie mi na chwile zniknąć
Zbliża sie sesja na studiach... Dokumenty trzeba ogarnąć z budowa domu... Ach namnożyło się, szkoda gadać...
Ostatnio wpadła mi myśl, by założyć instagrama tematycznego. Dotyczyłyby głównie adopcji. Sama szukam takich kont na insta, jest ich coraz wiecej, ale wciąż mało. Ludzie boja sie adopcji, maja ja za teamy tabu... Rodzice adopcyjni sa czasam postrzegani jako bohaterowie, a z samej adopcji robi sie cos egzotycznego... Sama nie chce być ta, której rodzinę będą definiować na zasadzie T"y patrz, to sa Ci co dzieci adoptowali", "pewnie nie mogli miec swoich, biedni"... A no wlasnie wcale, ze nie biedni... Szczęśliwi... Moze trochę inaczej stworzymy swoja rodzinę niż przeciętny kowalski ale bedzie ona taka jak u przeciętnego kowalskiego... Beda te same problemy... Pewnie część tez innych ale w końcu każdy.ma inne te same problemy
Takie konta z opisem jak wyglada szkolenie,procedury adopcyjne z "pierwszej reki", i jakie uczucia sie z tym wiaza, sa bardzo potrzebne; to tez dobry sposob na zebranie nie tylko wiedzy dla innych,ale tez wspomnien dla siebie na przyszlosc :)
Puls 150... albo więcej... Niedługo minie 3 miesiące odkąd mamy kwalifikację i czekamy już tylko na TEN telefon...
W ośrodku wspomnieli żebyśmy dzwonili tak co kwartał i się przypominali, żeby oni wiedzieli, że my nadal chcemy i czekamy na dzieciątko. Zaplanowałam sobie ten telefon na 19 stycznia... Jest sobie piątkowe popołudnie (15 styczeń)... Spokojnie sobie siedzę... Dzwoni telefon.... Patrzę... OŚRODEK ADOPCYJNY!!! Puls 150! Czułam, że to pewnie jeszcze nie to... Ale jakoś mimo wszystko moje myśli już budowały całą wizję tego jak to będzie... Byłam taka zestresowana, że musiałam brzmieć bardzooooo fachowo... Okazało się, że dzwonią tylko się upewnić czy nie zmieniły się nasze oczekiwania... Zwiększyliśmy granicę wieku do lat 3, no i zaznaczyłam, że nie musimy się tak sztywno trzymać tych ram wiekowych... Być może do następnego telefonu liczbę dzieci zwiększymy xD. Mamy podane 1 lub 2 rodzeństwa... Ale... troje też byśmy chyba się zdecydowali adoptować Wiecie jakie to jest dziwne uczucie, kiedy już czekacie tylko na telefon, który ma zmienić CAŁE WASZE ŻYCIE?! JA już myślałam o tym, że będę chyba ze szkoły rezygnować, że trudno, olać.... Już miałam w głowie, miejsce do którego pojedziemy zobaczyć się z dzieckiem... A to wszystko w czasie normalnej rozmowy, na konkretny temat z Panią z ośrodka...
PS. Założyłam profil na Insta: szukajac_aniołka, także zapraszam.... Jednak nie mam tam jeszcze kompletnie nic....
Nie mam pomysłu co do zdjęć, bo swoich osobistych nie chciałabym tam wstawiać... Od tego mam swój profil... Być może kiedyś... Na razie chcę coś neutralnego, bo tam głównie wpisy będą ważne... Nie wiem jeszcze od czego tam zacząć... Może na początek dlaczego zakładam w ogóle te konto... A później samo jakoś pójdzie
Chciałabym żeby to było miejsce, w którym przyszli rodzice adopcyjni będą mogli znaleźć odpowiedzi na swoje pytania... Sama szukam takich profili, jest ich coraz więcej, ale wciąż mało... Bardzo mało mówi się o adopcji...
Jejku sama bym dostała zawału po takim telefonie ale mam nadzieję, że następny będzie już tym właściwym 🙂
Może na takim koncie mogłabyś opisać najpierw wasze emocje związane z sama decyzja? Jakie rozpatrzyć za i przeciw?
Jak radzić sobie z wątpliwościami? Następnie cała procedura. Co zbierać i kiedy. Jak wyglądają wizyty w OA.
Pisałaś też o księdze dziecka? Może insta zrobić coś w podobnym stylu tylko przenieść to do internetu?
Wiesz co ja bym chyba tam dzwoniła co miesiąc na Twoim miejscu :)całe życie mam doświadczenia że im ktoś bardziej nieusyepliwy i im bardziej się przypomina tym jest pierwszy w kolejce do.zalatwienia sprawy nawet pomimo procedur choć może tu jest inaczej. Ale chyba i tak bym dzwoniła... ;). apropo instagrama poczytaj o serwisachudostepniajacych za darmo zdjęcia typu pixabay. Z tego możesz korzystać do woli...
Nie no myślę, ze tutaj lepiej nie dzwonić co miesiąc. Te panie nie zajmują sie Tylko w szukaniem rodziców dla dzieci, maja sporo na swoich barkach... No i jest sporo par czekających na dzieci... Ale bede dzwonić za 3 miesiące ;) narazie dopinamy projekt domu i na wiosnę ruszamy, wiec mamy trochę pracy... :)
Instagram działa, ludzi przybywa
Mam nadzieje, że to będzie fajne miejsce
U mnie po staremu... Telefon milczy, projekt nie skończony, praktyki nie załatwione, zadania na studia w trakcie tworzenia, motywacja średnia... Szczerze mówiąc ostatnio największą radość sprawia mi taniec... Nawet jak mam lenia to efekty mnie tak motywują do działania, że głowa mała... Dobrze, że chociaż na ten kurs tańca można wyjść... Kiedy w końcu otworzą restauracje? Kina? Hotele?!
Pewnie tez tak macie, ale czasem tak strasznie tęsknię za byciem mamą, za wyprawą na sanki, za robieniem sterty naleśników i wołaniem "mamo"... Szczególnie kiedy zbliża sie @... Wtedy jakoś boli bardziej... Myślę o tym, jak w szybkim tempie była bym w stanie zmienić swoje życie i jak do niektórych rzeczy jestem mało przywiązana...
Kochana myślę że każda z nas tak ma... jak patrzę teraz na rodziby z dziećmi na sankach to serce mi się kraja że ja tak nie mogę...też byłabym w stanie dla tego małego człowieka zmienić całe swoje życie jeśli byłaby taka potrzeba...ale doczekamy się i my...głęboko w to wierzę, już niedługo...
Treści zawarte w serwisie OvuFriend mają charakter informacyjno - edukacyjny, nie stanowią porady lekarskiej, nie są diagnozą lekarską i nie mogą zastępować zasięgania konsultacji medycznych oraz poddawania się badaniom bądź terapii, stosownie do stanu zdrowia i potrzeb kobiety.
Korzystając z witryny bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. W każdej chwili możesz swobodnie zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich zapisywaniu.
Dowiedz się więcej.
Bardzo lubie czytac Twoj pamietnik, uswiadamia jak wyglada proces przygotowania na dziecko adoptowane, ze jest w sumie duzo podobienstw do oczekiwania na dziecko rodzone, z tym ze trzeba rozwazyc wiecej opcji 🤔
Bardzo się cieszę, że mogę komuś się przydać. Dla mnie ten pamiętnik jest formą pamiątki ale i chyba takiej autoterapii :) Cieszę się bardzo, ze mi w tym czasie towarzyszysz :) Dziękuję!