Mocarzu, we wtorek się spotkamy ❤️
Mam się nie stresować, wyluzować i oczekiwać 😍
Jutro wybije godzina "0"
Myślę, że przygotowałam się chociaż trochę na to co może być... Staram się trzymać nerwy na wodzy, ale dziś tydzień zaczynam burzliwie... Oczywiście jak miałam ułożone wszystko w pracy, żeby nie było dram a i tak się wszystko porąbało (idealne określenie do mojej branży 🌲😉).
Łapię oddech i trochę sprawy służbowe zajmują mi głowę, ale i tak jelita zareagowały na uderzenie stresu...
A i jeszcze piękna opryszczka, postanowiła sobie wyskoczyć przedwczoraj. Napisałam do doktorka czy to nie przeszkoda, ale jeszcze nie dostałam odpowiedzi.
Tak, jestem poddenerwowana, jak przed egzaminem, na który średnio się przygotowałam
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 lutego 2022, 09:37
Odpocznę, znowu wszystko ułożę sobie w głowie i walczę dalej w marcu ❤️
Już dawno nie czułam takiego zjazdu energii jak dziś, jakbym wróciła do czasów przed plaquenilem...
Ale walczę 💪🏻
Najważniejsze, że za chwilę mam wizytę u hematologa i reumatologa.
A od jutra wracam do leków i kontynuuje walkę z niską ferrytyna (spadła mi do 20 😱)
Bezsenność...
Coś co ostatnio mnie dobija... Stres związany z kryzysem w pracy, zbliżający się transfer i wszystko co dzieje się dookoła. Ostanie dwa tygodnie śpię bardzo mało i mnie to rozbrajać ale dziś to już przesada...
Nie przespałam więcej w ciągu niz 30min a za godzinę zadzwoni budzik.
Cykl 36(?) nie będzie cyklem transferu...
Winowajca -->> OPRYSZCZKA 😰 wyskoczyła dwie godziny przed wizytą... Nawet nie wiem jak to skomentować, co powiedzieć. Mój organizm i układ odpornościowy sam mówi za siebie 😒
Dostałam turbo dawkę heviranu (2400/dzień) i zadbać o zwiększenie ferrytyny. Plus początek cyklu wjeżdża steryd.
A dziś? Dziś jest mi poprostu smutno, tak po ludzku...
Nie mam już siły na złość...
12:30 🍀
Dziś czuję powoli lekki strach, ale taki motywujący.
Najbardziej boję się przyszłego tygodnia... Momentu, kiedy będzie trzeba powiedzieć "SPRAWDZAM!"
Teraz, gdy jest on coraz bliżej zaczynają wkraczać emocje, o których zapomniałam. Emocje, które mogę wsadzić do worka STARANIA, gdzie są te dobre i te złe..
7.04 - 6dpt - beta 19,91
11.04 - 10 dpt - beta 180
14.04 - 13 dpt - beta 698
Za dwa tygodnie się zobaczymy😍
Ps. Boję się strasznie, chyba nigdy to nie minie... Ale staram się też siebie wyciszać.
Na razie nie ma radości, są kolejne oddech złapane w przerwie.
23 dpt
🍀6+1🍀
Mój rekord, kolejny krok na plus, nowy cel który udało się osiągnąć.
Ale łatwo nie jest... serce się cieszy, ale głowa wariuje.
Dlatego w piątek przy okazji badań dla immunologa zrobiłam również betę - wynik więcej niż zadowalający - 21dpt i 10700!! Również progesteron wziął się do roboty i wyniósł ponad 35.
Teraz czekamy na wizytę w klinice, żeby zobaczyć Maleństwo. Coś czuję, że już do wizyty czekają mnie silne emocje... Przecież tyle od niej zależy, z bardziej od tego co zobaczymy.
Mocno wierzę, że wszystko będzie ok, że teraz się udało. Chcę wierzyć, bo teraz tylko to mi/ nam zostało.
Piątkowa wizyta będzie kolejnym etapem do odhaczenia i teraz na nim się skupiam. Potem będzie kolejny i kolejny oby do grudnia 🍀
Kolejny nowy etap zaliczony!
Wczorajsza wizyta wywołała wiele emocji, moment "poszukiwań" Bąbla był dla mnie strasznie stresujący... Myślałam, że zemdleję. Ale jak zobaczyłam mały pierścionek z diamentem i mały pulsujący punkt, to ciśnienie spadło. Uff...
Doktorek porobił wszystkie wymiar, obliczenia i skorygował wg. nich datę porodu.
Tak więc - jestem dziś na etapie 6+4 i planowanym terminem porodu jest 20.12.2022
Kolejna wizyta 23.05 i oczywiście dla mnie oznacza to strasznie długie oczekiwanie... Już teraz dwa tygodnie, były katorgą.
Jednak przyjmuję, tak jak powiedział lekarz, że mam odpoczywać i brać leki, bo na nic innego nie mam wpływu.
Mam być dobrej myśli i dbać o tego Bąbelka, jak tylko potrafię
Mdłości były raz lżejsze, raz mocniejsze, a teraz minęły... Z jakichkolwiek objawów zostały napady głodu. Właściwie mam wrażenie, że ciągle jestem głodna... Najbardziej, jak budzę się w nocy.
Od tygodnia zmagam się również z dość silnym przeziębieniem i zatokami, niestety w pakiecie wyskoczyła mi oczywiście opryszczka... Na jej widok spanikowałam na maxa, bo przecież po to łykałam heviran na kilogramy, żeby jej nie było. Widocznie mój organizm serio dostał w kość.
Staram się wypoczywać ile się da, ale po zeszłotygodniowym kurowaniu się (3 dni w łóżku) miałam dość i wróciłam do spokojniejszego trybu. Popołudnia przeznaczam na totalny relaks, drzemki i odpoczynek i szczerze polubiłam to
Teraz zaczynam już oficjalne odliczanie do kolejnej wizyty - zostało 10 dni - jeszcze w przyszłym tygodniu robię badania (okaże się czy heparyna daje radę).
Staram się nie myśleć, chcę żeby ten czas do wizyty minął szybko... Jestem na takim etapie, że zapominam, że jestem w ciąży. Jeszcze nie ma tej radości jak z poprzednich dwóch kresek, ale staram się myśleć pozytywnie, bo tylko na to mam teraz wpływ.
Bąbelku
Chyba tyle mogę o tym wszystkim napisać...
Myślałam... wierzyłam, że kurcze może się teraz udać...
Ale niestety... Nie udało się...
Właśnie wróciłam z wizyty do domu, ze skierowaniem do szpitala w ręku... Boję się chwycić za telefon i umówić na ostateczne zakończenie kolejnego marzenia. Niespełnionego...
Kolejne kroki wstępnie już zarysowane - immunologia do sprawdzenia już na poważnie - prof. M Łódź - i dopiero potem dalsze próby...
Ale do tego czasu muszę (musimy) posprzątać głowy... Pamiętam, że ostatnio też byłam dzielna, ale potem dostałam rykoszetem... Podwójnie... Ciężko było się podnieść...
Transfer miałam w pryma aprylis a dziś, gdy już jestem w szpitalu na zakończeniu moich marzeń - Dzień NieMamy...
W zeszłym roku - właśnie byłam po drugiej IUI - jeju jakie ja nadzieje z nią wiązałam (i z kolejnymi dwoma również) i pamiętam, że wyobrażałam sobie, że w tym roku już na pewno będzie inaczej - na pewno będę w ciąży...
No i marzenie się spełniło, jest inaczej i na pewno BYŁAM w ciąży
A dziś - dziś mam wokół siebie cudowne Anioły - cieszę się, że wybrałam inny niż zawsze szpital. Daleko od domu, ale czuję się tu jak w prywatnej klinice. Mam swój pokój i spokój. Nikt nie robi problemów z tego, że chcę zbadać genetycznie zarodek.
Psychicznie czuję się ok, od poniedziałku dałam sobie czas, żeby dobrze się do TEGO nastawić.
A Wam Anioły z forum przesyłam serducho, nawet nie wyobrażacie sobie jaką moc ma każde ze słów i myśli od Was płynące - najlepsza terapia nie jest w stanie tego zastąpić
Dziś dowiedziałam się też, że straciliśmy córeczkę - a byłam przekonana, czułam, że to był chłopczyk... A jednak...
Teraz czas pozałatwiać "sprawy urzędowe" i co dalej?
Właśnie tego nie lubię, czeka nas czas, w którym nie będzie testów, czekania na owulację, na wredotę, liczenia dni... Będzie zwykłe życie i staranie się wyłączenia głowy od tematu starań.
A czas mija... Za pół roku kończę 35 lat
Nagle i niespodziewanie na BabyShower znajomej (tej, która wcześniej "zapomniała" mi powiedzieć, że jest już w 14tc).
Poczułam, że to strasznie niesprawiedliwe, ona siedzi obrażona na cały świat, bo balony źle wiszą, a ja jej zazdroszczę.
Szczerze i z całego serca czuję zazdrość. Sama chętnie pogłaskałabym się po brzuchu... Już pewnie byłoby go widać.... Sama bym obstawiała imię, datę urodzenia, myślała o wyprawce...
Chcę być silna, ale nie zawsze mi się udaje... Walczę sama ze sobą, ze swoimi uczuciami. Mąż również czuje bardziej tą pustkę. Może to wszystko, przez ostatnie załatwianie aktu urodzenia? Nadawanie imienia?
Boli to życie, boli ten plan dla nas napisany...
A mi w głowie siedzi ostatnio jedno pytanie - marzenie, które wydaje się być niemożliwe do spełnienia - czy mam szansę na naturalną ciąże?
Taką, wiesz z zaskoczenia… że biegnę do rosska szybko po test, dzwonię do męża mówiąc „nie uwierzysz!”…
Jakie mam szanse na taki cud?
Skoro przez 38 cyklów starań byłam dwa razy w „udokumentowanej” ciąży (po razie z IUI i inV) a nigdy w takiej zwykłej naturalnej?
Za dużo ostatnio filozofuje, bo właściwie co mam teraz robić?
Kłujące jajniki sygnalizują, że jest szansa na owulacje i normowanie się wszystkiego.
Czekam na kolejny cykl. Pierwszy normalny od września. Bez stymulacji, leków, zastrzyków, transferów… Normalny (?)
Ostatnio tu na OVF zamiast dobrych wiadomości za dużo jest tych odbierających nadzieję...
I to właśnie los zabiera na końcu nadzieję - ostatnią rzecz która nam zostaje w długoletniej walce - już nie wspominamy pieniędzy, zrobionych nieprzyjemnych badań czy zastrzyków, czasu, łez, depresji, naszych związków...
Walka, którą toczymy jest nierówna i co najgorsze nie obiecuje wygranej...
Więc dziś się zastanawiam ile bólu można jeszcze przetrwać? Gdzie jest ta granica?
Kiedy powiedzieć dość?
W którym momencie dopuścić do siebie myśl, że to się nie uda?
Dziewczyny, o których dziś myślę, których emocje znam aż za dobrze...
Jestem tu z Wami - w tym samym "bagnie" starań - i dziś już nie napiszę "na pewno się uda", "bądź dzielna", "dasz radę"
Zostaje mi tylko - bądź dla siebie dobra
jeden z niewielu momentów, jedna z niewielu chwil tego typu gdzie szczerze cieszę się razem z świeżo upieczonymi rodzicami…
Mimo, ze w tym gronie zostałam już tylko ja, to cieszę się, z tego małego cudu!
Jeju wiem, ze kolejny raz liczyłam na cud… dokładnie 39 raz… byłoby świetnie przejęcie brzucha od bliskiej mi osoby.
I tak się stało, przejęcie brzucha było - od bliskiej mi osoby do bliskiej mi osoby.
I znowu zazdrosne, ze kilka dni po ślubie dostaje wiadomość ze zdjęciem usg, zazdroszczę, ze to 5tydz. a już cały świat jest o tym poinformowany, zazdroszczę i płakać mi się chce bo teraz już naprawdę zostałam w tym gronie sama, bezdzietna… mimo bliskich więzi nie wyobrażam sobie wspólnych spotkań (już ostatnia ciąże w towarzystwie ledwo dałam rade przetrawić).
I na to wszystko przyszła małpiszona, jak wisienka na torcie 🥵
W tym momencie czuje się jak potwór, bez uczuć i nie potrafiąca szczerze napisać gratulacji.
✊🏻🍀❤️
Aaaaaaa! 🥳 To już za chwilę. 😊
✊🏻✊🏻✊🏻 za kilka dni będziesz w ciazy 😍
Aaaaa ❤️❤️❤️❤️ To czekamy!!! 🥳🥳😊
Aaaaa ale czad ❤️❤️ Już za chwile będziesz w ciąży!!!!! 🥰🥰❤️❤️❤️✊✊✊
😍😍😍 trzymam kciuki!