Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Dodatnie ANA i koncentracja plemników 5.22 miliona/1 ml :)
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5 ››

14 listopada 2018, 20:18

W niedzielę byliśmy na koncercie. Fakt, że dawno nigdzie nie wychodziliśmy, samodzielnie się odcinaliśmy od kontaktu zafiksowani coraz bardziej na wiadomym temacie. Ale teraz zmiana, trzeba zacząć dbać o kontakty towarzyskie. W planach mamy dwa spotkania, jedno z kumpelką, drugie z kumplem. A co.

Jestem po 10. i chwilowo ostatnim zabiegu refleksologii. Cały przespałam. Dziś macica siedziała cicho, podobno delikatnie odezwał się jajnik. Mam poczekać 2 tygodnie na pełną stabilizację organizmu.

Cóż, czekam na efekty. W zeszłym roku miałam olbrzymi problem z barkiem. Nie pomogła rehabilitacja, leki, maści. Pomogła akupunktura. Od tamtej pory jestem zwolennikiem metod medycyny wschodniej (choć nie da się tego objąć rozumem i być może nie na wszystko pomoże, ale na pewno może być dodatkowym czynnikiem wspomagającym organizm). Jeśli, poza rozluźnieniem, podziała to stymulująco na macicę, jajniki - super!

Od refleksoterapeutki dowiedziałam się, że parametry śluzu płodnego poprawia też oliwa z oliwek. Postaram się w najbliższym czasie nabyć i stosować. Łyżka dziennie.

Naprolekarz napisał mi maila, że nietolerancje pokarmowe czasem są czynnikiem utrudniającym poczęcie, nie zawsze są jednak czynnikiem decydującym. Zaleca dalsze trzymanie się diety.

Nietolerancje wyszły mi w czerwcu, rodzinny skierował mnie na te badania, jak zaczęły się okropne bóle stawów. I wyszło mi, że mam nietolerancje na: nerkowce, grzyby, ryż, kukurydzę, pszenicę (wszystkie odmiany, durum, orkisz, graham), owoce morza (ich nigdy nie jadłam), paprykę (również w proszku), pora, czosnek, pomarańcze, cytrynę, drożdże (które są wszędzie - w owocach suszonych, w sokach, nawet w mięsie, ocet, ketczup, wino, piwo - abstrahujac od obecności alkoholu w jadłospisie podczas starań), mleko krowie (czyli jogurty, śmietany, sery białe, kefiry, sery żółte, masło), białko jajka (czyli też beza, która jest moim popisowym wypiekiem, majonez), migdały, kapusta (czerwona, biała, pekińska), rośliny strączkowe (nie tylko odmiany fasoli, ale też soja, ciecierzyca, soczewica), orzeszki ziemne, kakao, imbir. Załamałam się, bo drożdże są absolutnie wszędzie, bo bez nabiału nie potrafię żyć, bo tradycją weekendową była jajecznica na śniadanie, bo pomarańczowy sok z biedronki jest przepyszny, bo w przewodniku po nietolerancji mało było informacji dla mnie: np. zamienniki mleka - mleko ryżowe, mleko sojowe (ta, a jak ktoś ma nietolerancję ryżu i soi). Drożdże to też zakwas domowy i pieczywo na zakwasie. Drożdże to też płatki drożdżowe.

Metodą prób i błędów uczyłam się diety (zalecenia od dietetyka wyrzuciłam, trafiłam na takiego, który wszystko skopiował z internetu!), np. "ooo przecież nie mogę pszenicy, zamiast drożdżówki wezmę wafle ryżowe do pracy" - kilka godzin później docierało do kopułki, że wafle ryżowe są zrobione z ryżu. Ta. Zamawiamy kawę z koleżanką "Latte proszę, ale z mlekiem sojowym" - wielkie oczy koleżanki - mam nietolerancję pokarmową na mleko krowie... Fuck. Na soję również.

Po 2 miesiącach restrykcyjnej diety, powoli wracałam do normalności. Już nie jadam masła klarowanego, a zwykłe, zdarza mi się raz na 2 tygodnie zjeść trochę sera białego lub śmietany. Makarony w domu są jaglane, gryczane, żytnie, nie ma pszennych ani orkiszowych ani z pszenicy durum. Ryżu też już nie ma, są różnego rodzaju kasze. Ale pszenica jest w ciastach, których czasem nie sposób sobie odmówić. Jajka jem w formie przetworzonej, czyli najczęściej w cieście, ale na miękko, na twardo, jajecznica - odpadają. Zamiast jogurtu z płatkami na śniadanie - owsianka z owocami. Sok pomarańczowy zastąpiłam sokiem jabłkowym lub jabłko-gruszka. Nabiał - jem sery owcze. Mlek nie pijam żadnych.

Ciekawostka - jeśli masz uczulenie na mleko krowie, to nie masz uczulenia na laktozę (która jest wymieniona odrębnie), a na białko zawarte w mleku krowim - kazeinę. Kazeiny w mleku krowim jest około 80%. I w trakcie dalszej przeróbki ona się koncentruje, bo w trakcie tworzenia serów białych czy żółtych, oddziela się od mleka serwatka i inne takie elementy, a w całym produkcie większe proporcje zyskuje kazeina. Są dwa typy mleka krowiego a1 i a2. Najpopularniejszy to typ a1, bardziej mleczny. A2 jest typem dającym mniej mleka, co za tym idzie, mniej popularnym. Typ a1 wyparł typ a2. Wiem, że mleko typu a2 można dostać w Australii. No, ale sorry nie będę sprowadzać mleka z Australii. Oduczyłam się go pić.

Kazeina jest też w mleku owczym i kozim, ale jest jej znacznie mniej i różni się delikatnie od tej z mleka krowiego, dlatego też mleko owcze czy kozie nie uczula do tego stopnia.

Nietolerancja pokarmowa różni się od alergii czasem i mechanizmem działania. Występuje nawet kilka dni po spożyciu i nie atakuje układu odpornościowego. Wysyła przeciwciała, które gdzieś się lokują, i po pewnym czasie, zaczynają doskwierać te miejsca, gdzie przeciwciała się ulokowały, u mnie to były stawy. A kto wie, może i też układ rozrodczy przez to nie chce zaskoczyć.

Może komuś się to przyda, może na pewne aspekty otworzy oczy.
Uściski Wszystkim!

15 listopada 2018, 21:06

Znowu pospamuję.

Muszę przytyć. Waga rano pokazała 56 kg przy 177 cm. A ja tyle jem. Tyyyyyyleeee. To już jest niedowaga. Muszę przytyć, ale tak stabilnie, żeby waga nie spadała po tygodniu.

Kilka dni temu odstawiłam kwas foliowy (dzięki OF - bez Ciebie byłabym skazana na porażkę!), dziś przyszedł metylowany. Zaczęłam łykać.

Przeczytałam artykuł o naturalnych metodach wspomagających płodność - póki nie mam badań (czekam na właściwy dzień cyklu), nie mamy wyników badań Mężusia, to staram się we własnym zakresie działać, ile mogę.

https://oczymlekarze.pl/porady/z-notatnika-starego-doktora/3244-nieplodnosc-naturalne-metody-zwiekszenia-szans-na-poczecie

Przeczytałam o jodze hormonalnej. Jako, że byłam na jodze właśnie dziś, zapytałam mojej instruktorki, co to jest. Stwierdziła, że nie ma czegoś takiego, po prostu są to zapewne zajęcia z naciskiem na pracę z układem rozrodczym, ewentualnie z tarczycą.

No i na jodze kobitka w ciąży. Ileż pracy mnie kosztowało, żeby przestać jej źle życzyć. Cały czas w głowie powtarzałam sobie - "nie patrz na jej brzuch, nie patrz, oddychaj, nie wiesz, ile walczyła, z pewnością długo walczyła, Ty też zaraz będziesz, nie zazdrość". Ehhh.

Poza tym przeczytałam artykuł o świadomym ruchu, który częściowo do mnie przemówił (z natury poddaję wszystko w wątpliwość, wszystko, ale nie wszystkich - ludziom zawsze wierzę).

https://plodnosc.pl/swiadomy-ruch-access-bars-totalna-biologia-jak-moga-pomoc-nam-w-zwalczaniu-chorob-w-tym-nieplodnosci/

Wczytuję się w podręcznik napro. I znalazłam sobie napro-schorzenie (być może prawdziwe) - ograniczony cykl śluzowy - ilość śluzu jest znacznie zmniejszona. Zgodnie z podręcznikiem taka sytuacja wiąże się z niepłodnością, poronieniem oraz ciążą jajowodową. Można go zaobserwować w przypadku zaburzeń hormonalnych, wynika z obniżonej produkcji estrogenów lub obniżonej ilości receptorów estrogenowych. Oczywiście już wyczytałam domowe sposoby na estrogeny. Soi nie mogę z uwagi na nietolerancję. Ale jest zielsko - lucerna się nazywa. Miałam dziś kupić - zapomniałam. Jutro kupię i zaczynam łykać.

Poza napro, u którego wizyta w styczniu lub lutym (po 3 cyklach, czyli u mnie w styczniu), znaleźliśmy dziś Szpital, w którym jest poradnia leczenia niepłodności. Terminy mają na styczeń. Tylko piątki. Muszę coś wygooglać na jej temat i na temat lekarza prowadzącego. Tym bardziej, że do zapisu trzeba się pojawić osobiście - tylko po co?

Uściski Wszystkim, z ogromnymi pokładami wiary, nadziei i dobrej energii!

16 listopada 2018, 08:44

To, co znajdziesz w necie - luźne gatki, brak saun, term, lapka na elektrowni jądrowej, telefonu w kieszeni i uważanie na gorączkę, bo gorączka faceta powyżej 38 stopni wybija mu plemniki (może dlatego każdy facet mający gorączkę umiera, bo wybija mu się męskość i on to czuje?). Cały podręcznik dotyczy płodności kobiety, a że kobieta idzie przez życie z mężczyzną, to jest to płodność danej pary. I zamierzam o tym pogadać z napro-instruktorką. Bo na maksa podkręcają cykl kobiety, żeby nawet najsłabsi żołnierze mogli się wstrzelić. Dla mężczyzn póki co suple.

19 listopada 2018, 17:17

Abilify05 - dzięki za info, już zamówiłam pierwsze smaku do spróbowania. Dziś waga 56,2 kg.

Mamy pierwsze wyniki Mężusia:
objętość: 2,10 ml
upłynnienie: <60 minut
lepkość: prawidłowa
mętność: nieprzezroczysta
ph: 8,50
abstynencja: 3 dni
agregacje: brak
aglutynacje: brak
komórki okrągłe: <1M/ml

koncentracja: 0,75 M/ml (norma: >15 M/ml)
liczba plemników: 1,58 M/ml (norma: >39 M/ml)
ruch postępowy: 0% (norma: >32%)
ruchome (pr+np): 45,45 % (norma: >40%) - nasz jedyny wynik w normie
morfologia: 0% (norma: >4%)

Za niska koncentracja plemników do komputerowej oceny morfologii.

Czekamy na myco i urea oraz posiew tlenowy i beztlenowy.

W chwili obecnej idę się wypłakać, Mężuś siedzi w swojej skorupie.

Chętnie zamienię się w koszyk na dobre rady. Bo przeżywam załamanie i to ostre, i muszę się podnieść, żeby dźwignąć potem psychicznie Mężusia. Daję sobie czas do środy na żałobę taką bezpośrednią. Potem będę walczyć. Tylko muszę mieć narzędzia.

Idę ryczeć. Bez odbioru.

26 listopada 2018, 18:18

Wróciłam. Pozbierałam się. Płakałam tylko 2 razy. Mężusia wyciągnęłam z czarnej rozpaczy. Teraz jest na etapie zwykłej rozpaczy. Sama siedzę w pancerzu bojowym i uzbrajam się po zęby do walki z wrogiem. Poddam się tylko, gdy spróbuję wszystkiego. W obliczu wroga zachowuję spokój i działam. Póki działam - jest ok. Opracowaliśmy plan działania. Niektóre elementy wdrożyliśmy w życie.

Szczegóły:
Naprolekarz dopiero dziś, po 4.przypomnieniu, odezwał się do mnie. W poniedziałek wysłałam mu maila z wynikami. Cisza. W czwartek dzwoniłam, pisałam smsa - cisza. Dziś dorwałam go na Whatsappie - odpisał, że zaproponuje Mężusiowi 3-miesięczną kurację i trzeba będzie zrobić badania z krwi i konsultację urologiczną. Cóż przez ten tydzień zdążyliśmy naprawdę dużo zrobić.

USG zwykłe wyszło prawidłowo. USG Dopller wyszło prawidłowo. Wyniki kolejnych badań Mężusia:
FSH 8,7 jednostek (norma 1,5 - 12,4 jednostek)
LH 4,97 jednostek (norma 1,7 - 8,6 jednostek)
Prolaktyna 11,858 jednostek (norma 4,60 - 21,40 jednostek)
Testosteron 2,78 jednostek (norma 2,49 - 8,36 jednostek)
Estradiol 30,26 jednostek (norma 25,80 - 60,70 jednostek)
chlamydia IgM 1,3 jednostek (poniżej 9 jednostek - nieobecne)
chlamydia IgG poniżej 5 jednostek (poniżej 9 jednostek - nieobecne)

Czekamy na wyniki mycoplasmy, ureaplasmy, przeciwciał przeciwplemnikowych oraz posiewy tlenowy i beztlenowy. W tym tygodniu Mężuś śmiga do rodzinnego po skierowanie na azf, ctfr i kariotyp. Umówił nas dziś do Kliniki Leczenia na 25 stycznia 2019 roku.

W międzyczasie kolejne moje wyniki. Robione w 22 dniu cyklu.
Z morfologii poniżej normy wyszły mi:
leukocyty 3,75 (norma 4,00 - 10)
hematokryt 35,8 (36,0 - 46,0)

reszta:
IgE 28,20 jednostek (norma 0 - 100)
anty TG 1,15 jednostek (norma 0 - 4,10)
anty TPO 0,51 jednostek (norma 0 - 5,61)
witamina D3 46,4 (poziom wystarczający 30 - 50) - menda z tej witaminy, bo od czerwca ją przyjmuję w coraz większych dawkach, najpierw było 1000 jednostek dziennie, po miesiącu 2000 jednostek dziennie, potem 4000 jednostek dziennie, a od listopada 5500 jednostek dziennie i ona śmie być jedynie na poziomie wystarczającym!

witamina b12 394 jednostek (wartości prawidłowe 180 - 914)
estradiol 119,16 (norma 21 - 312)
progesteron 12,50 (norma 1,2 - 15.9)
homocysteina 5,70 (norma poniżej 12)
żelazo 94,4 (norma 23 - 175)
IgA 250,67 (norma 70 - 400)

Zamierzam jeszcze w kolejnym cyklu powtórzyć progesteron i estradiol. Zrobię badanie ogólne moczu, OGTT 3 punktowe, insulinę na czczo i po spożyciu, prolaktynę.

Napisałam do Ovufriend, przysługuje nam darmowa wizyta koncultacyjna w Invicta. Chcemy skorzystać, zobaczyć, czy nam pasuje czy nie. Ale to jak będziemy mieć komplet badań.

Opracowałam dietę - ale nie taką - czego nie jeść, ale właśnie co jeść. Ok, ja wiem, że jeśli to będą bakterie, albo genetyka, to dietą, suplementami, zmianą stylu życia nie pomogę w 100%, ale uważam, że teraz jak nigdy dotąd liczy się zmasowany atak i totalny wstrząs dla organizmu i jego postawienie na nogi. Dlatego też doszło dużo suplementów (nie tylko fertilman plus zalecony przez lekarza, ale też samodzielnie kwasy omega 3, wit. c, wit. e, glutation, koenzym q10, l-karnityna, l-arginina, kwasy ALA, kwas foliowy metylowany). Jeśli chodzi o fajne porównanie suplementów to wklejam link:

http://badanie-nasienia.pl/tag/leczenie/

Być może części z Was znany. A i szukaliśmy jeszcze Pre Conceive, ale wszędzie był wyprzedany. Dlatego tydzień (dosłownie: w pracy wszystko leży, bo się tym zajmowałam, w domu syf, a i chodziłam niewyspana, bo przeczesywałam internet) zeszło mi na ułożeniu suplementacji. A i tak pewnie będzie się zmieniać.

Do tego Mężuś poszedł na refleksologię. Po pierwszym zabiegu przyszedł zachwycony, okazało się, że nie funkcjonuje u niego jelito grube, żołądek i był bardzo zaskoczony, bo nic nie mówił rehabilitantce, ale po naciśnięciu jednego punktu zawył z bólu i zapytał co to - odpowiedź: jądro. Tadam. Dlatego teraz ma też wybrać serię zabiegów refleksologicznych. Od razu kobieta mu powiedziała, że ma zmienić nawyki żywieniowe - do tego stopnia się zaangażował, że po wizycie, poszliśmy kupić blender, gdyż na kolacje ma jeść zupy, najlepiej - kremy. I od razu w sobotę robił warzywną zupę krem na kolację. W niedzielę pasta z awokado, groszku i brokułów. Do tego napar z siemienia lnianego na czczo i dużo jabłek. Regularność w jedzeniu.

Kupiłam nam herbaty wyrównujące nasze doshe (to ajurweda) - dla mnie vata, dla Mężusia Kapha. 1 dziennie, żeby działać kompleksowo.

Kupił dodatkowe pary bielizny. I tak w większości miał bawełnę, ale żeby na pewno mieć taką luźną. Po domu - dresy lub krótkie spodenki bez bielizny. Wysiłek fizyczny - nie kiedy się zachce, ale codziennie po 15-30 minut: rowerek lub wioślarz.

Żel chłodzący na fotel: nie kupiliśmy plastrów z mentolem, ale taki właśnie kompres chłodzący. Siedzimy oglądamy film - pod elektrownią żelik, jeździ na rowerze (stacjonarnym) żelik, w podróży długiej (czyli 2 razy w tygodniu) - żelik na fotelu.

W grę weszły także adaptogeny. Ale to musimy jeszcze przeanalizować, bo mamy ashwagandę - ona jest do rozpuszczenia w wodzie i wypicia. Nieznośna w smaku. Mamy też ekstrakt z kilku adaptogenów - Czarodziej. Tyle, że to jest na spirycie. Ma tego przyjmować 3 razy po 15 kropli. Obliczyliśmy, że to będzie około 30 ml wódki. Codziennie. Ten pomysł więc jest w trakcie analizy.

Do przemyślenia jest także zastosowanie pycnogenolu - wyciągu z kory sosnowej. Wspomaga ona działanie l-argininy, aminokwasu niezbędnego plemnikom na koncentrację i ruchliwość.

Do tego maca - 6 kapsułek dziennie. I pyłek pszczeli. A także oleje - różne, rzepakowy, oliwa z oliwek, lniany, rokitnikowy (ma właściwości adaptogenne).

I jeszcze wstawiam adres strony, która w pracy działa mi po angielsku, a na kompie w domu po polsku: bardzo fajne artykuły o suplementach, w jaki sposób i na co konkretnie działają w spermie (koncentracja, ruchliwość, czy budowa), poparty wynikami badań i źródłami tych badań. Nawet jak to nie były badania kliniczne, na próbie np. 1000 osób, to uważam, że strona budzi zaufanie i jest bardziej rzetelna niż niektóre dostępne.

https://plodnosc.net/

W międzyczasie dziś przyszła fr@nca. A temperatura nie spadła. I przyszły do mnie również testy owulacyjne ClearBlue. Staram się nie karmić nadzieją, że pstryknę palcami i będzie dziecko, ale traktuję to jako maksymalizowanie szans.

Poza tym, dotarło do mnie jedzenie medyczne, na przytycie. Niedobre jak nie wiem. Do codziennej diety dodałam 1 pojemnik tego jedzenia. Waga z dzisiejszego poranka 56,10 kg.

Nasz plan w skrócie (rozpisany również na planszach i wiszący w domu):

Operacja: TRUSKAWKA

Cel krótkotrwały: POZNAĆ WROGA

Cel długotrwały: ŁUCJA, LILKA, EDEK LUB/I MAKSYMILIAN

Zasady: WSPÓŁPRACA, REGULARNOŚĆ, UPÓR --> MOTYWACJA DO WALKI, WIARA W WYGRANĄ, WYMAGAJ OD SIEBIE, NIE PODDAWAJ SIĘ, POSTARAJ SIĘ NIE KŁÓCIĆ --> ZBĘDNA PRZESZKODA

Metody: SUPLEMENTY, DIETA, SPORT, TLEN, BIELIZNA, REFLEKSOLOGIA, ADAPTOGENY, AJURWEDA, TERAPIA CZASZKOWO - KRZYŻOWA, AKUPUNKTURA, POZYTYWNE MYŚLENIE, KLINIKA LECZENIA NIEPŁODNOŚCI, JOGA, MANTRY, MEDYTACJA, AROMATERAPIA.

No i małe podsumowanie:

Walka z niepłodnością jest jak składanie prześcieradła z gumką. Każdy ma swój sposób dopasowany do swoich możliwości oraz swojej szafy. Ważne jest to, żeby prześcieradło z gumką dobrze leżało w szafie. Raczej nie wpadnie do mnie Perfekcyjna mnie okrzyczeć. Dlatego teraz wszystkie ręce na pokład i walczymy. Wspieramy odporność, podnosimy wydolność i odporność organizmu, uczymy się radzić sobie ze stresem i wspomagamy na wszelkie możliwe sposoby.

Uściski dla Wszystkich! :)

29 listopada 2018, 16:58

57 kg!!! Ważę 57 kg! Już dawno nie widziałam takiej liczby na wadze :) Zadanie na najbliższy tydzień - utrzymać 57 kg :)

Socjalizuję się. Spotkałam się z kumpelką - nie powiedziałam jej o problemach, ale takie spotkanie i wyrzucenie z siebie innych problemów przy herbatce, sałatce i ciachu dużo mi dało. Drugie spotkanie - tu powiedziałam o problemach, bo wiem, że ta kumpelka sama je ma. Kamień z serca, usłyszałam, że od niej nie usłyszę żadnej dobrej rady, bo ludzie z dobrymi radami czasem przeginają i podała przykład (sprzed kilku lat) swojej cioci: "Wiesz, musisz zacząć chodzić na pogrzeby i rozglądać się za wdowcami z dziećmi!". Padłam, absolutnie padłam. Ona też, bo teraz ma do tego dystans.

Dystans najważniejszy.

Jest problem? Jest.
Są narzędzia do walki? Są.
Jest motywacja do walki? Jak najbardziej.
Do dzieła więc.
Tak jest Panie Generale.

3 grudnia 2018, 21:57

Kolejne wyniki badań.

Moje:
współczynnik insulinooporności 1,25 - prawidłowy metabolizm glukozy
przeciwciała przeciw transglutaminazie tkankowej 0,20 - wynik ujemny
krzywa insulinowa 3 punktowa 5,5 --> 8,8 --> 10,5 - w normie
OGTT 3 punktowe 92 --> 96 --> 62 - w normie

Mężuś:
ureaplasma urealyticum > 10^4
streptococcus gamma-hemolityczny > 10^5 (paciorkowiec)
streptococcus koagulazo-ujemny >10^3 (gronkowiec)

Czyżbyśmy znaleźli winowajców??? Zapewne ureę mam i ja.

Dziś był po 3.zabiegu refleksologii, jutro idzie do urologa, w środę do naprolekarza. Zapewne niezbędna będzie antybiotykoterapia, która mam nadzieję, wybije te bakterie, a potem nasienie będzie mogło się super odbudować (po takiej dawce supli).

4 grudnia 2018, 08:49

Akademia Płodności - jadłospis dla Mężczyzn - recenzja.

Zanim dotrę do ureaplasmy, rozmyślań o tym, czy powiedzieć rodzinie czy nie, ostatniej wizycie u naproinstruktorki, to najpierw recenzja.

U Abilify05 znalazłam tą stronę, stwierdziliśmy, że 70 zł, w porównaniu do kosztów badań i dotychczasowej suplementacji, to nie są duże pieniądze i kupiliśmy jadłospis na 7 dni na obniżone parametry męskiego nasienia. Dla mężczyzn jest tylko 1 wersja, dla kobiet jest kilka różnych.

Jesteśmy wraz z Mężem nieco rozczarowani. Jadłospis jest delikatnie mówiąc udziwniony (m.in. nasiona chia), trudny do trzymania, gdy ktoś pracuje i nie ma czasu na stanie przy garach, a w naszym przypadku oboje pracujemy i naprawdę nie mamy czasu na aż tak długie przygotowywanie posiłków w dni powszednie - ok, można koktajle przygotować wieczorem, tylko ile w nich zostanie dobrych składników do rana czy południa następnego dnia?

Nie wprowadził nam nic nowego do diety ułożonej przez nas - może dlatego pojawiło się rozczarowanie. Zanim dotarłam na tą stronę, poświęciłam tydzień lub więcej na ułożenie diety - co jeść (do tej pory było - czego unikać). W związku z tym chyba miałam za duże oczekiwania.

Nie ma w nim wcale wołowiny, za to jest kurczak. Kurczak, w naszej ocenie, nie jest zbyt trafnym wyborem, zdecydowanie więcej propłodnościowych składników ma wołowina. A jeszcze trudno dostać kurczaka niefaszerowanego antybiotykami. Dalej, nie ma ani jednego śledzia. A śledzie są w chwili obecnej, gdy łososie są produkowane na ilość, dużo lepszym wyborem, bogatym w witaminy i składniki mineralne. Jest bardzo mało orzechów, nie ma wcale orzechów brazylijskich, nerkowców. Nie ma pestek słonecznika! Nie ma dyni - jako warzywa, nie pestek - bogatej w kwas foliowy i witaminy z grupy B.

Być może dieta skomponowana przez Akademię Płodności będzie dobrym wyborem dla ludzi, którym się nie chce poczytać, nie mają czasu na ułożenie tego, załamali się, nie potrafią się podnieść i działać. Przecież każdy reaguje inaczej. To, że mi się włącza tryb "Fighter Forever" nie znaczy, że każdy tak ma. Każdy ma prawo do swojej reakcji, smutku, żalu, bezradności, bezsilności, płaczu, krzyku, rozczarowania.

Nie twierdzę, że dieta Akademii Płodności nie przynosi efektów. Twierdzę jedynie, że podrasowana przynosiłaby jeszcze lepsze efekty. Być może nawet w cięższych przypadkach.

Swoją drogą, nie wiem jeszcze, czy nasza dieta przyniesie efekt.

Wiem, że to jadłospis na tydzień i zapewne w innych tygodniach byłyby inne dania, ale komentuję, to co otrzymałam. Z pewnością z części dań można skorzystać, ale sama układając jadłospis Mężusia, dbałam o to, żeby propłodnościowe składniki były w jak najlepszej dla niego formie. I brałam pod uwagę, że np. z roślin dany składnik wchłania się inaczej, z mięsa również, no i z supli też inaczej.

W jadłospisie jest na końcu lista zakupów na tydzień - super sprawa dla zabieganych. Konkretne ilości podane w czytelny sposób.

Do diety dołączony został zestaw antyoksydantów oraz owoców i warzyw, ułożonych pod składnikami propłodnościowymi, których dostarczają i taka lista jest bardzo fajna - ale mnie nie olśniła.

Jeszcze jedno - myślę, że dla dziewczyn z PCOS - dieta ułożona przez Akademię Płodności będzie dobrym wyborem. I tu nie wiem, czy bym podołała, bo jestem Fighter dla innych, dla siebie uruchamia mi się tryb "Czarna Rozpacz".

Uściski dla Wszystkich!

4 grudnia 2018, 19:13

Hit dnia! Wizyta Mężusia u urologa. Najlepszy w mieście, ordynator oddziału. 150 zł, 8 minut w gabinecie.

Lekarz: "Proszę Pana ma Pan świetne wyniki nasienia!"
Mężuś: "?"
L: "Idealne do in vitro"
/zgodnie z naszą wiedzą nie kwalifikujemy się do in vitro/.
L: "ureaplasma nie zaburza Pana płodności, chce Pan leczyć, to dam antybiotyk, ale dla żony jest zbędny, to w niczym nie przeszkadza"

Gdzieś wyczytaliśmy, że urea pozbawia cynku i selenu i dlatego nowe plemniki się nie budują oraz oblepia, te które są i zmniejsza ich ruchliwość.

Granda, granda, granda!

5 grudnia 2018, 19:11

Ostatnie (póki co) wyniki badań Mężusia:

przeciwciała przeciwplemnikowe ASA(z krwi) - obecne, miano 1:10

Ehh.

6 grudnia 2018, 22:30

Mężuś był u naprolekarza. Po wizycie u urologa, był szczerze zaskoczony podejściem.

Naprolekarz powiedział Mężusiowi, że on nie jest niepłodny, a niskopłodny. Słowo klucz. Dla psychiki. Zlecił suplementację. W porównaniu do naszej: zwiększył dawkę wit. e, l-argininy, koenzymu q10. Nic nie wspominał o wit. z grupy B, wit. C, l-karnitynie, l-glutationie, kwasach ALA, cynku. Także to Mężuś bierze na naszą wspólną odpowiedzialność. Poza tym przepisał leki:
- Klabax na ureę i pozostałe pasożyty - dla nas obojga na 20 dni - antybiotyk makrolidowy, więc podobno pozostaje bez negatywnego wpływu na rosnące plemniki. Ale jednak może zaburzać moją florę bakteryjną, dlatego zainwestowałam w probiotyki. Mężuś był na wizycie sam i nie dopilnował, żeby naprolekarz przepisał mi flucofast; zalecana jest wstrzemięźliwość w trakcie leczenia;
- Tamoxyfen - na hormony, naprolekarz wierzy w to, że organizm się samoreguluje, więc podawanie testosteronu zmniejszyłoby wydzielanie testosteronu przez organizm męski, dlatego przepisał lek, który podaje się w przypadku raka piersi, który zawiera hormony kobiece, a wtedy podobno w odpowiedzi organizm męski produkuje testosteron - wykupiony, chyba się wstrzymamy z łykaniem (i tak najbliższa wizyta u naprolekarza ma być za 3 miesiące), stwierdziliśmy, że damy sobie miesiąc na naturalne podwyższenie testosteronu, po miesiącu sprawdzimy wyniki i najwyżej zaczniemy hormony;
- LisiHEXAL - regulujący przepływy krwi, żeby rosnące plemniki na pewno miały zapewnione dostarczanie pożywienia 0,5 tabletki dziennie przez 3 miesiące - to bierze.

Po ustalonej przeze mnie suplementacji - Mężuś stwierdził, że ma więcej włosów wszędzie i rosną dużo szybciej. Nie wiem, czy jest to możliwe po 36 dniach brania fertilmana plus oraz 1,5 tygodnia zmasowanego ataku i w zasadzie jedzenia supli na śniadanie, obiad i kolację oraz wcinania dobrych składników? Refleksologia? Regularny odpoczynek i sport? Tak szybko? Efekt placebo? Nieważne. Mam nadzieję, że jeśli składniki dotarły do włosów to dotrą do plemników.

Mężuś pokazał lekarzowi wyniki moich dotychczasowych badań, ale ledwo zerknął i stwierdził, że teraz się trzeba zająć Panem. No ok, spoko, tylko jeśli u mnie jest coś nie tak (podobno naprolekarze mają swoje własne normy badań), to dlaczego mam czekać 3 miesiące na poprawę u Mężusia, a dopiero potem mnie można ewentualnie leczyć?

Mężuś zapytał jeszcze, czy urea i to inne dziadostwo może wpływać na moją suchość. Naprolekarz stwierdził, że raczej nie. Mężuś zapytał, co mogę przyjmować na lepszy śluz płodny i wskazał, co przyjmuję - naprolekarz stwierdził, że nic nowego nie znajdzie, a moje suple potrzebują czasu, żeby zacząć działać (5 miesięcy siemię lniane i olejek z wiesiołka, wcześniej 3 miesiące z castagnusem itd.)

Ważne jest to, że informacja o przeciwciałach przeciwplemnikowych przyszła do nas już po wizycie i nie mieliśmy szansy jej skonsultować.

A teraz poniedziałkowa wizyta u naprointruktorki. Stwierdziliśmy, że pójdziemy jeszcze ze 2 razy i jak tak będą wyglądać te spotkania, to rezygnujemy. Nie wiem, czy to kwestia instruktorki, czy też mojego charakteru, że nie znoszę lania wody, a oczekuję konkretnej odpowiedzi na pytanie.

Drugie spotkanie, a pierwsze indywidualne. Cała masa informacji do statystyki zbierana była, spotkanie musiało przebiegać według schematu, oglądaliśmy zdjęcia z podręcznika ze śluzem. No ok, trochę to pokazało, który jest który (niepłodne: wilgotny bez lubrykacji, mokry bez lubrykacji, błyszczący bez lubrykacji), natomiast na moje pytania pani instruktor świetnie unikała odpowiedzi.

Kilka razy w ciągu spotkania pytała, czy Mężuś się interesuje śluzem czy nie. Powiedzieliśmy jej za pierwszym razem, że przyszły wyniki badania nasienia Mężusia i nie miał do tego głowy i miał święte prawo się załamać i naprawdę mieliśmy delikatnie mówiąc ważniejsze sprawy na głowie niż szczegółowe zainteresowanie znaczkami. Ja to wypełniałam, ale bez przesady, żebym po wynikach Mężusia, które dyskwalifikują nas nawet z in vitro, mówiła "to chodź powyklejamy kartę, ej miałeś pytać o jakość mojego śluzu". Ona swoje. Stwierdziła, że taki problem męski, to nie jest problem. Doprawdy???????? Doprawdy???????

Dalej robiła statystykę i pytała o zdrowie i czy były jakieś badania w kierunku niepłodności. Pytam: moje czy Mężusia? - Zaczniemy od Pani. Wymieniam, a potem przechodzi do kolejnego etapu spotkania. Które niby miało być dopasowane pod konkretną parę, a my widzimy, że biegnie według ogólnego schematu. W związku z tym rzucam "a zdrowie i badania Męża?" - a tak, proszę. Wymieniamy.

Pytam: na pierwszym spotkaniu powiedziała Pani, że nawet przed wizytą u lekarza jest Pani w stanie zalecić jakieś środki naturalne na poprawę niektórych parametrów, miedzy innymi śluzu, a ja mam ograniczone cykle śluzowe. Wypróbowałam już siemię lniane, olejek z wiesiołka, castagnusa, aloes, grejfrut, piję codziennie około 3 litrów płynów, w tym około 1,5 litra wody. Testuję oliwę z oliwek, lucernę i ocet jabłkowy.

Odpowiedź instruktorki: A to ocet działa? Jak Pani go pije? Jak Pani znalazła taką informację, że ocet jabłkowy poprawia jakość śluzu płodnego?

Witki opadają. Noż kurde, to ona ma więcej wiedzieć niż ja. Zbyła mnie twierdząc, że mam tylko 1 niepełny cykl obserwacji i to akurat od dni po owulacji do okresu, więc żeby się tym nie przejmować. Powiedziałam, że obserwuję siebie, może nie Creigthonem, ale widzę, że nie jest tak, jak być powinno. Przeszliśmy gładko dalej.

Rozmawialiśmy o diecie, bo oboje mamy nietolerancje pokarmowe, teraz doszła dieta na zmaksymalizowanie szans na rośnięcie plemników i testosteronu, więc wiedzę mamy dużą. Zapytała się skąd czerpię taką wiedzę, podałam jej kilka stron internetowych. M.in. akademię płodności. Tu zareagowała żywo i stwierdziła, że oni z nimi współpracują i polecają skontaktowanie się celem ułożenia diety. Powiedziałam jej mniej więcej to samo, co o otrzymanym od akademii płodności jadłospisie na obniżone parametry nasienia napisałam - nie jestem do końca zadowolona i napisałam im to również w mailu. Zrobiła wielkie oczy wyrażające chyba zdumienie, że śmiałam kogoś skrytykować lub zdumienie, że dotarłam do tej strony bez jej wiedzy.

Czuć było, że nie na rękę jej są pytania wybiegające poza temat "lekcji" czyli dokładne rodzaje śluzu. Zapytała mnie na koniec, czy teraz po zobaczeniu tych zdjęć, jestem w stanie powiedzieć, że któryś z suchych dni był jednak innego rodzaju. Oczywiście, jestem w stanie potwierdzić, że było absolutnie i idealnie sucho, nic nie zostawało na papierze. Nic.

Może ja chcę za szybko, może za dużo, może za konkretnie??? Może jestem za bardzo Krąsi, a trzeba było się przymilnie uśmiechać i udawać głupka? Tylko mnie to kosztuje, nie tylko te 120 zł.

Ale za to mam pytanie do naprokoleżanek, jeśli jakieś tu zaglądają, jakie są przyczyny śluzu błyszcząco bez lubrykacji (4)? Nie znalazłam nic takiego w wątku naprotechnologia.

Tymczasem, uściski dla Wszystkich!

P.S. Prawdopodobnie zrealizowaliśmy CEL KRÓTKOTRWAŁY --> POZNAĆ WROGA. Mamy nadzieję, że nic więcej nie wyskoczy.

10 grudnia 2018, 21:33

Kolejne wyniki badań:

13 dc, j - jednostka
prolaktyna 31,49 j (norma: 5,18 - 26,53)
prolaktyna 1h po mcp 336,50 j (maks. 10-krotny wzrost, u mnie ponad 10,5x)
prolaktyna 2h po mcp 191,88 j (jak wyżej)

oraz hit weekendu:
przeciwciała przeciwplemnikowe obecne w mianie 1:10 (badanie z krwi)

Ostatni raz robiłam badanie w weekend i ostatni raz odczytywałam wyniki badań w weekend. Cały weekend wola walki była odwieszona na haczyk, a sama oddawałam się czarnej rozpaczy.

Ale potem zobaczyłam, w trakcie czarno-rozpaczowego-nic-nie-robienia zwiastun najnowszego filmu z rodziny Avengers (uniwersum Marvela). I sobie pomyślałam, że co, jak co, ale Avengersi się nie poddają, a co ważniejsze Avengersi wygrywają :) powiedziałam o tym Mężusiowi, a on na to "a wiesz, jak się tłumaczy >>Avengers<<?" - "no nie" - "mściciele" - "oh, mi to pasuje, mścimy się na urea, paciorkowcu, gronkowcu, braku plemników". W związku z tym, jak przystało na Avengersa przebrałam się w mój strój roboczy określający moją supermoc. Moja supermoc to wola walki.

I już wiem, że p/c przeciwplemnikowe mogą być spowodowane infekcjami, stanami zapalnymi - wiążę to z ureą i całą resztą bakterii. Poza tym, że mam ich dość mało. I że są sposoby na zwalczenie ich. Na razie nie będę ich stosować, wybiorę antybiotyk do końca i wtedy sobie strzelę badania.

Poza tym z prolaktyną też jest problem. Nie wiedziałam, żeby nie robić tego od razu po wstaniu, pierwsze pobranie miałam o 7:36, a wstałam o 6:56. Możliwe, że nie zdążyła spaść. Dwa: do laboratorium się przeszłam - 15 minut porannego, intensywnego, bo w deszczu, spacerku - wysiłek fizyczny, który może przyczynił się do zawyżonego poziomu na czczo. Trzy: zrobione w 13 dc (doktorek powiedział, że nie ma znaczenia dzień cyklu), doczytałam, że najlepiej zrobić między 2-5 dc, lub 7 dpo razem z progiem. Cztery: kolacja zjedzona była o 20:30, makaron z indykiem, groszkiem i brokułami. Czy to aż tak treściwe było? A poza tym, pielęgniarka pobierająca powiedziała mi, że mogę sobie chodzić, więc między 2 a 3 pobraniem przeszłam się do pobliskiej piekarni i warzywniaka. No i ostatnie: jestem w trakcie antybiotykoterapii - nie wiem, czy Klabax może wpływać na poziom hormonów.

I moje żyły protestują, autentycznie, ręce mi drżą przy próbie wbijania igły. Pielęgniarka stwierdziła, że to już nadwrażliwość na ukłucia. Dlatego w tym miesiącu, a nawet do wybrania antybiotyku, odpuszczam jakiekolwiek pobrania. Niech żyły odpoczywają. Trudno, nie będę wiedzieć jak prog i estradiol.

Na przeciwciała podobno pomaga wstrzemięźliwość, którą akurat mamy zapewnioną na czas antybiotykoterapii. Jest ciężko, nawet bardzo. Poza tym, u mężczyzn pomaga trybulus (buzdyganek), ten jest zamówiony, dla Mężusia. Ja dodałam sobie macę 2 kapsułki dziennie i dzięgiel chiński 1 kapsułkę dziennie. Wróciłam też do wit. E oraz cynku.

Pierwszy CEL KRÓTKOTRWAŁY --> POZNAĆ WROGA, mamy nadzieję, że osiągnęliśmy. Wymazaliśmy go z tablicy. Teraz CELEM KRÓTKOTRWAŁYM jest INFILTRACJA + ANIHILACJA. Do METOD dopisaliśmy ANTYBIOTYKI.

Wieczorna rozmowa z Mężusiem:
Krąsi: Ciekawa jestem, czy wyjdziemy z tego silniejsi czy słabsi?
Mężuś: Wiesz co, ja zamierzam z tego wyjść dzieciaty.

Rozmawialiśmy o adopcji oraz dawstwie komórek (jednych lub drugich, lub obu łącznie). Póki co stwierdziliśmy, że to nie dla nas. Boimy się, że w przypadku pojawienia się naturalnego cudu po zakończeniu adopcji lub urodzeniu z dawstwa, zaczęlibyśy faworyzować i rozróżniać. Jesteśmy tylko ludźmi i nie wiem, czy nie uleglibyśmy tutaj. Wcześniej mieliśmy takie plany, żeby mieć własne i otworzyć rodzinny dom dziecka albo rodzinę zastępczą. Bo stabilność finansową mamy i dość otwarte serca. Teraz nas to przerosło.

I teraz, coś, czym chciałam się podzielić od dawna. Dziś ovufriend napisało mi, że nie ma technicznej możliwości wstawiania plików Excela, dlatego przerobiłam tablę excela na print screeny w 3 częściach i wrzucam miniaturki. To tabela z suplementami i ilością i na co wpływają, opracowanymi przeze mnie dla Mężusia. Usunęłam z niej referecyjną dawkę dzienną oraz sumę, dlatego, że nie biorę odpowiedzialności za efekty, gdy ktoś z niej skorzysta i nastąpią efekty uboczne. Nie jestem dietetykiem ani lekarzem. Z medycyną mam tyle wspólnego, że moja najlepsza przyjaciółka jest w trakcie specjalizacji - anestezjologia. Z nią też nie konsultowałam suplementacji. Mężuś nie bierze wszystkiego jednocześnie. W wersji mojej jest również ostatnia kolumna - dieta - wymieniłam w niej, w jakim pożywieniu dany składnik występuje. Ale nie zmieścił się już w print screenie, więc przepraszam.

https://naforum.zapodaj.net/thumbs/42d7390d7ec7.png

https://naforum.zapodaj.net/thumbs/2d660ce6fa5a.jpg

https://naforum.zapodaj.net/thumbs/5b431eee3ab6.jpg

Uściski dla Wszystkich!

Wiadomość wyedytowana przez autora 10 grudnia 2018, 21:35

13 grudnia 2018, 08:10

Kobieta w ciąży na jodze - nie rusza mnie. Kobieta w ciąży w rossmanie przeglądająca artykuły dla niemowląt - nie rusza mnie. Rodzina na zakupach przedświątecznych w casto - nie rusza mnie.

Wczoraj u mojej lektorki angielskiego minęłam się w drzwiach z kobietą w ciąży. Trzeciej. Zdrowej. Tym razem niechcianej.

W ciągu 10 sekund zmalałam (co przy moich 177 cm jest wyczynem) i schudłam (co przy 56,5 kg jest również wyczynem).

16 grudnia 2018, 21:29

W piątek obydwoje byliśmy na jodze. Mężuś pierwszy raz. Akurat w piątek przypadała ważna jogowa data i robiliśmy 108 powitań słońca. Kto praktykuje, ten wie, że to nie lada wysiłek. Przekładając jedynie na język sportu - 216 skłonów, 108 pompek, 108 wygięć kręgosłupa w dół, 108 wygięć kręgosłupa w górę. Raczej taki maraton jogi. Instruktorka bardzo się cieszyła, że Mężuś przyszedł. Widząc jego determinację w robieniu nawet zapytała czy mu coś obiecałam, ale przyszedł, bo chciał. Było super, kondycyjnie mega, do dziś mam zakwasy, świetny odpoczynek pd myślenia i relaks. Po prostu uspokojenie. Mężusiowi się podobało na tyle, że chciałby przychodzić regularnie :)
_____________________

Zastanawiamy się, czy nie powiedzieć Rodzinie. Bo zalewają nas problemami. I my już mamy dość rozwiązywania cudzych problemów lub choćby tego oczekiwania, że rozwiążemy cudze problemy. A po smsie od mojego Brata, staż małżeński - prawie 3 miesiące (22 grudnia będzie równo 3 miesiące), dziecko w drodze - zastanawiamy się nad tym bardzo intensywnie. Cytat z smsa (rozmowa dotyczyła zupełnie innej kwestii), gdyby ktoś nie wiedział, na co dzień żyjemy z Mężusiem 160 km od siebie z uwagi na prace, robimy co w naszej mocy, żeby się przenieść, ale w naszych zawodach to nie jest takie proste: "Przenieś się bliżej i się wreszcie ogarnijcie z rodziną. Dzieci miejcie i tak dalej. Kariera taka aż nie jest ważna. Ja też odpuszczam robienie 24 na dobę i jak dziecko mi się urodzi to zamierzam się poświęcić rodzinie. Powinniście w jednym miejscu osiąść i na spokojnie życie prowadzić. A nie na odległość. Miejsce męża jest u boku żony, a Twoje miejsce jest przy nim, a wy latacie tu i tam.". Smarkacz ma auto od 8 lat, mieszka z żoną 120 km od swoich rodziców (no i jednocześnie moich) i przyjeżdża do domu 2 razy w roku. Nawet po sobie kubka nie umyje jak herbatę wypije.

A jeśli chodzi o poświęcanie się rodzinie, to uważam, że moją rodziną jest nie tylko Mężuś, ale też rodzice, babcia, rodzeństwo, matka chrzestna i kuzyneczka. Żyję z nimi blisko i do tej pory w każdym problemie pomagałam. Mieszkając 260 km od domu rodzinnego, praktycznie co 2-3 tygodnie przyjeżdżałam, pociągiem. U Babci sprzątałam, w domu pomagałam rodzicom w ogrodzie, trawę kosiłam, liście grabiłam, chwasty wyrywałam i też sprzątałam. Poza tym, wykorzystuję swój zawód, żeby im pomóc w ich problemach. Od 10 lat. I kurczę, taki szczyl (całe 3 lata młodszy) śmie mi gadać o poświęceniu, o tym, co powinnam robić, bez zapytania najpierw "ej, a dlaczego Wy w różnych miastach żyjecie, nie da rady tego jakoś zmienić?". No, ja faktycznie, tak hobbistycznie zajmuję się Mężusiem, a że to hobby, wystarcza mi 2,5 dnia w tygodniu, no czasem 3 dni, niech będę stratna.

To, że nie mam dzieci stawia mnie (pewnie nie tylko mnie) od razu w roli karierowiczki. Nie tylko w oczach Brata. W oczach Teściów również. Ok, wychodzi mi w pracy, ostatnio usłyszałam, że jestem dobrym Szefem :):):):):) A to nie tak, że kariera jest mega ważna, wychodzę z biura o 15:30, poświęcam się sportowi, a ostatnio szukaniu rozwiązań związanych z płodnością. Ale nikomu kurka nie przyjdzie do głowy wejść w moje buty i stwierdzić "hej, a może ma problem, a może lepiej nie wnikać, a może dyskretnie zapytać, o co chodzi, a może zabrać na kawę/pizzę/basen/squasha i dać się wygadać, może wtedy problem, jeśli jest, wypłynie?". Mam przestać awansować? Przestać dbać o pracowników? Przestać chodzić na angielski? Wpadnę w deprechę z pewnością. Wystarczy mi problem niepłodności. W reszcie niech wychodzi, niech reszta da mi szansę na zajęcie się problemem. Jakby jeszcze w pracy się waliło i jakbym nie miała czasu na sport (choćby raz w tygodniu, dla przewietrzenia głowy), to witam się z morzem zwanym Czarną Rozpaczą.

Jeszcze przypomniała mi się kampania sprzed kilku lat "nie odkładaj macierzyństwa na później" i businesswoman w pięknym, ale pustym domu. Fcuk. Przecież nie każdy pozna Ojca Swoich Dzieci już w podstawówce. Nie każdy ma też potrzebę posiadania dzieci. I wreszcie - nie każdy może. Ale tam kobieta była pozostawiona sama sobie, ze swoją decyzją. Nie było w pobliżu faceta. A może miała takiego, co ją wodził za nos. A może miała koszmarnie trudną sytuację rodzinną i stwierdziła, że to jeszcze nie czas. A może w wieku 28 lat wycięli jej macicę wraz z 37-centymetrowym guzem (historia koleżanki), a może w wieku 29 lat zachorowała na złośliwego raka jajnika i nie było wyjścia - musieli wyciąć. Ale po co się zastanawiać.

Życie jest jak stół z 4 nogami, gdy któraś z nich jest za krótka, stół się chybocze. A te 4 nogi to: Rodzina, Praca, Przyjaciele, Hobby. W dowolnej kolejności, wszak stół obejdziemy wokół. Jasne, stoły mogą mieć 1 nogę i 3 nogi. Ale ten najbardziej stabilny to 4 nogi, a przynajmniej tak mi pasuje :) bo to mój stół i moje życie.

Uściski dla Wszystkich!

21 grudnia 2018, 20:10

1 dc. Czyli dalej w Klubie Nie-Długo-Zafasolkowanych. Bo przecież to niedługo się stanie? Prawda? Prawda. Wczoraj byłam w Casto. Akurat przeszłam się przez dział z oświetleniem i, jak niektórzy zatrzymują się przy ciuszkach, ja zatrzymałam się przy żyrandolach do pokoi dziecięcych. I pomyślałam sobie, że będziemy mieć trudny wybór (póki co wynajmujemy mieszkanie, więc ten teges, ale Strzeżonego Pan Bóg Strzeże) i że czeka nas to już niedługo.

Dzisiejszy dzień nie był zbyt udany. Zaczął się pięknie - stwierdziłam, że nie boli mnie ząb i to będzie dobry dzień. W 1/3 drogi do pracy (dojeżdżam jakieś 30 km) samochód odmówił posłuszeństwa. Skrzynia biegów nie chciała współpracować. Została na luzie i nic nie wskakiwało. Udało mi się zjechać na pobocze, po chwili Panowie z pomarańczowego samochodu "Pomoc Techniczna" zepchnęli mnie bardziej na pobocze. Pierwszy raz ustawiałam trójkąt ostrzegawczy. Mężuś znalazł mi lawetę, a ja wydzwoniłam mechanika. Pierwszy raz wjeżdżałam na lawetę, w sumie to byłam wciągana, ale kołami musiałam nakierować na te szyny. Ehh. Potem zejście z lawety. W spódnicy. Na szczęście spódnica elastyczna. Musiałam z tej lawety skakać, nie było jak sensownie zejść.

Teraz mechanik dzwonił i powiedział, że poszło sprzęgło i dwumasa. Koszt około 2.500 zł. Póki co auto stoi u mechanika. Trudno.

W pracy: pracuję w sądzie. Jest to istotne dla dalszej części opowieści. Pracownicy sądów od 2 tygodni protestują. Ja nie protestuję, bo mam wydatki, a poza tym, liczyłam, że jak przez ostatnie 2 tygodnie popracuję w pocie czoła, to przyszły czwartek i piątek dostanę wolne, żeby móc swobodnie pobyć Żoną dla Mężusia, czyt. zjeść razem śniadanie, obiad, kolację, porozmawiać, posiedzieć razem, poczytać gazety razem (polecam: dwie różne gazety, a najciekawsze fragmenty na głos). A ten ciul zakichany, zwany moim szefem (specjalnie małą literą, nie zasłużył na wielką!!!!) stwierdził, że czwartek mogę, ale piątek nie. Bo on nie dopuści do zapaści sądu. Wcześniej sam zachęcał do protestu. Ciulasty ciul. Tłumaczę, że będę w sylwestra, że Mężuś na co dzień daleko, że to jedna z niewielu szans na pobycie razem, że samochód rozklekotany, więc tym bardziej mi się przyda, bo nie mam alternatyw dla dojazdu samochodem. Gówno. Gówno. A Mężuś od początku mówił "Bierz L4" (zawsze możliwe przy moim schorzeniu) głupia ja, ostatni raz. Ostateczny ostatenieńki ostatni raz.

Potem zrobił Wigilię służbową i wszystkim życzył wszystkiego najlepszego, wszyscy oczywiście tak samo odpowiadali. Poza mną. Życzyłam mu jak najwięcej powodów do zadowolenia z pracowników i jak najmniej powodów do trosk. Zdziwko było. Po rozejściu się do swoich pokoi, złożyłam moim pracownicom życzenia. Chyba wyszło, bo się popłakały ze wzruszenia. Z takim mini zespołem gramy do końca świata i jeden dzień dłużej! Hasło naczelne: Dobrze, że jesteś.

Trzecia wizyta u naproinstruktorki. Druga indywidualna. Byłam sama, bo Mężuś stwierdził, że będzie się przebijał przez stolicę jutro, a nie dziś, gdy prawdopodobnie cała Warszawa wyjeżdża do siebie na Święta :)

Powiedziała, że śluz typu 4 czy 2 nie jest objawem choroby. 2W jest objawem infekcji czy stanu zapalnego. Ona nie słyszała o tym, żeby śluz 4 był objawem nietolerancji pokarmowej.
Widząc mój cykl stwierdziła, że mam mało śluzu (dla mnie żadna nowość).
Wyliczyła mi wskaźnik śluzu, w skrócie MCS. U mnie wyszło 3,00. Czyli słabo. Oznacza to suchy cykl. Czyli za mało estrogenów, tak przynajmniej piszą w książce. Zwiększyła mi dawkę wit. b6, do 450 mg dziennie przez cały cykl. Do tej pory brałam około 180 mg.

Cykle ze wskaźnikiem od 5,00 - 9,00 to cykle z ograniczonym śluzem, a prawidłowe cykle od 9,00 wzwyż. Ale nie wnikałam, jak to się liczy. Zresztą powiedziała, że robi to instruktor.

No i trzeba zaznaczać długość fazy popeakowej, u mnie wyszło 13 dni, stwierdziła, że jest ok.

Zezwoliła też na współżycie, ale póki co jesteśmy na antybiotyku więc i tak nie możemy. Jest ciężko. Baaaaardzo ciężko. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że my weekendowo, to te weekendy kiedy nie mogliśmy, były pod względem powstrzymywania się dramatyczne.

Dzisiejsze spotkanie nawet zachęciło mnie do przychodzenia następnym razem. Choć denerwujące jest odpowiadanie na te same pytania, ale z drugiej strony wytłumaczyła, dlaczego z jej punktu widzenia, to jest istotne.

Na karcie, mimo że się nie zapisuje, zapisałam sobie wynik testu owulacyjnego, start Klabaxu, start probiotyku i zapisuję temperatury. I stwierdziła, że dla niej jest to w porządku i mogę sobie zapisywać.

Drogi Klubie Zafasolkowanych!
Życzę Wam Opatrzności Bożej na czas ciąży, spokojnej, nudnej, zdrowej ciąży, cieszenia się z mówienia Rodzinie, cieszenia się wyborem imion, ubranek, kolejnymi wizytami u lekarzy, a nawet cieszenia się z mdłości i spuchniętych stóp, poza tym zdrowia i szczęścia w Waszych Życiach :) Uściski również dla Partnerów, Narzeczonych, Chłopaków, Mężusiów :) również od mojego Mężusia.

Drogi Klubie Wkrótce-Zafasolkowanych! (wyjątkowo ekskluzywny klub :) )
Życzę Nam Opatrzności Bożej na czas starań, obyśmy szybko spełniły swoje marzenia i dołączyły do Helenki, Kaliji i innych Szczęściar, oby nasze zdrowie i zdrowie naszych partnerów szło ku lepszemu, obyśmy nie traciły Życia podczas starań, bo poza staraniami, musimy znaleźć dla siebie chwilę na cokolwiek innego, żebyśmy potrafiły znaleźć to Cokolwiek Innego, obyśmy miały wytrwałość wobec wścibskich pytań, spojrzeń, obyśmy miały cierpliwość wobec ciulastych ciuli, których każdy z nas spotyka na swojej drodze (oni muszą ze sobą wytrzymać dużo więcej i dużo dłużej), obyśmy również dbały o naszych partnerów, nasze związki, by one miały się dobrze i się nie rozpadły, gdzieś między jednym a drugim staraniem, i choć każda z nas wolałaby być w tym pierwszym klubie, to życzę nam niezachwianej wiary w to, że wkrótce tam dołączymy i będziemy mogły czerpać wiedzę od doświadczonych o walce z mdłościami, nieuprzejmością w autobusie, kolejce w przychodni, kremach na rozstępy, one to przetestują, żebyśmy my tego nie musiały robić. Uściski również dla Partnerów, Narzeczonych, Chłopaków, Mężusiów :) również od mojego Mężusia.

1 stycznia 2019, 17:46

Dzień dobry Wszystkim w Nowym Roku! Życzę Nam mnóstwa dobrych chwil i nie zatracenia się w staraniach :)

Niutek - dziękuję Ci bardzo, odnalazłam gdzieś na forum wzór na liczenie MCS i sama sobie ćwiczę.

Taaaaakie miałam plany seksualne na okres między Świętami a Nowym Rokiem. Akurat przypadały moje płodne dni, Mężuś miał wolne i mógł być na miejscu. Skończyliśmy Klabax w Święta. Wszystko sprzyjało temu, żeby nie wyłazić z łóżka. Tym bardziej, że mój śluz był wreszcie zauważalny częściej niż 1 dzień w cyklu. W dalszym ciągu 1x lub 2x na dzień, ale łącznie miałam go ze 4 dni. Przypuszczam, że to zasługa ACC i innych leków na kaszel. Jak na mnie, to czad i powinnam dostać Puchar Świata w kategorii "Najdłuższego okresu śluzu Krąsi" :) Dodaliśmy sobie żelu conceive i kurde po takiej abstynencji nie było nic na siłę!!! Oczywiście w przypadku tak marnych parametrów nasienia zaleca się co 2 dni. Oczywiście, że się nie nastawiam, bo po antybiotykoterapii, bo z takim nasieniem i ile ja już takich wypowiedzi tu czytałam "nie nastawiam się". No to ok, nie nastawiam się, ale kurka wodna trochę trudno się nie nastawiać... W związku z tym, czas się przyznać przed sobą, nastawiam się, właśnie, że tak, nastawiam się. Pozytywnie.

Trochę mi te plany seksualne popsuła wizyta pogotowia u mnie i potem kilkugodzinny pobyt w szpitalu.

Z soboty na niedzielę, akurat godzinkę po całkiem przyjemnym rozkoszowaniu się Mężusiem, zaczął mnie boleć brzuch. Do tego stopnia, że zaczęłam się drzeć na całą kamienicę. Mężuś nie był w stanie się ze mną porozumieć, bo siedziałam w toalecie i krzyczałam z bólu. Wezwał pogotowie, zadzwonił do naszej przyjaciółki anestezjolog co robić - powiedziała o pogotowiu, podtrzymywała go na duchu do przyjazdu pogotowia, a po całej akcji stwierdziła, że ona nawet w trakcie porodu tak się nie darła. Pogotowie przyjechało, przenieśli mnie z toalety na kanapę, dali zastrzyki, chyba nospę domięśniowo i pyralginę dożylnie. Aaaa, Mężusiowi udało się podać mi ibuprom przed ich przyjazdem (taaak, ten co nie ma zbyt dobrego wpływu na owulację). Oni mnie kłuli, Mężuś odpowiadał na pytania i okładał mnie mrożonkami, bo narzekałam, że jest mi strasznie gorąco. Potrzęsłam się jeszcze chwilę z bólu, Mężusiowi kazali mnie ubrać. Witaj więc goła dupko i zakładanie majtek przy pielęgniarce i ratowniku medycznym, w górze od piżamy zostałam, jakoś założył mi spodnie, bluzę, czapkę, szalik, lekką kurtkę, zimowa nie przeszła przez wenflon. Wenflon, który nie pamiętam kiedy się znalazł na mojej ręce. A, no może przed podaniem dożylnie pyralginy, bo to pamiętam, że mi robili, tylko byłam tak otumaniona bólem, że zakładania wenflonu nie skojarzyłam.

Zawieźli do szpitala, w szpitalu od ręki ekg, temperatura, a po 1,5 godziny czekania (było pusto, więc szczerze nie wiem, dlaczego aż tyle czekałam) wizyta lekarza. Chirurg. Zalecił kroplówki - nospa i pwe (wieloelektrolitowa). Po kroplówkach usg jamy brzusznej. Oczywiście w międzyczasie tryliard pytań o ciążę, ostatni okres, ostatnią wizytę u ginekologa - nie w ciąży, 10 dzień cyklu, zaraz moment owulacja, na ostatniej wizycie u gina usg wyglądało pięknie. Na sali obserwacyjnej leżałam z panem, który przyjechał na postawienie się do pionu, gdyż miał 4 promile we krwi. Cud, że nie wymiotował i nie śmierdziało od niego aż tak. Na usg pytanie od lekarza: ciąża, okres, ostatnia wizyta u ginekologa. "A wyszło coś nie tak?" - pyta Krąsi - "No, a torbiele na jajnikach były?" - "Nie" - "No to może to jest fizjologia, ale ja na jajnikach się nie znam". A na opisie usg ani słowa o jajnikach. Tadam. Na szczęście 9 stycznia idę do ginekologa, postaram się nie osiwieć do tego czasu. Wróciłam, wypisali mnie. Kilka minut po 8 byłam w domu, wypiłam herbatę, zjadłam śniadanie i poszliśmy spać. Wstaliśmy przed 15.00 i to bardziej dlatego, że trzeba było, żeby nie rozregulować sobie dnia i nocy.

Taki rozkład niedzieli nie pozwolił mi zmierzyć temperatury, ani za bardzo obserwować śluzu, ale za to clear blue pokazał stałą buźkę. W niedzielę nic z tego nie było, bo czuliśmy się jak wyżęte szmaty przed praniem, ale za to w poniedziałek o siebie zadbaliśmy. Zobaczymy, co będzie. Afirmacja, pozytywne myślenie, muzykoterapia.

7 stycznia kolejne badania, moje i Mężusia, 9 stycznia wizyta u gina. 25 stycznia wizyta w szpitalu. Napisaliśmy do Invicty z uwagi na bezpłatną wizytę z ovufriend. Przesłali nam listę badań, mają nas umawiać. Zobaczymy. Lista badań zawiera również te przed in vitro, a u nas in vitro tylko z dawstwa nasienia lub adopcji zarodka, a na to jeszcze nie jesteśmy gotowi. Nie wiemy więc czy jest sens, robić też te badania i iść w koszty.

Mam nadzieję, że okres Świąt minął u Wszystkich Forumowiczek w dobrej atmosferze.
A teraz zaczniemy z kopyta, i zaraz się poprzenosimy na fioletową stronę mocy, tu trzeba zrobić miejsce dla nowych :)

Uściski dla Wszystkich!

4 stycznia 2019, 14:44

Samochód odebrany od mechanika. Sprzęgło, dwumasa i rura od interkulera, czy od czegoś wymienione. 3000 zł z kieszeni. Tak więc teges, kasa się rozchodzi nie tylko na leczenie. Mam jednak dużą nadzieję, że następnym razem widzę się z mechanikiem na wymianie oleju, a potem długo, długo nic do tego stopnia, że zapomnę jak wygląda :)

25 stycznia mamy umówione wizyty w dwóch różnych klinikach. Jak już jedziemy na podbój stolicy, to tak hurtem sobie załatwimy. Do tego czasu oczywiście zbieramy jak najwięcej badań. I żeby nie zwariować, kupiłam nam bilety do teatru, co by zadbać o życie poza-staraniowe.

Z takiego socjalizowania się - odwiedzą nas w weekend kumpelki, też będzie spoko.

Zmieniam sobie ovarin na czysty inozytol. W ovarinie jest wit. b6, którą i tak łykam oddzielnie, wit. d3, którą jadam na śniadania i coś tam jeszcze, co chyba spożywam na deser po obiedzie. Stwierdziłam, że jeśli mogę choć trochę zaoszczędzić - to biorę tańszy odpowiednik.

A z ciekawostek medycznych - udało mi się zapisać Mężusia na wizytę u genetyka, na NFZ, na 30 marca 2020 roku. TADAM. Kurtyna.

Prawdopodobnie porobimy te badania prywatnie, tylko mnie krew zalewa, że tyyyyyyyyleeeeee kasy mi ściągają z mojej pensji, z mężowskiej też, i kurka wodna, jak przychodzi nam skorzystać, to jakoś nigdy nie korzystamy ze służby zdrowia.
W chwili obecnej koło d...py lata mi budowanie dróg z moich podatków, szkoły, boiska, urzędy. Kuźwa. W tym kraju trzeba mieć kasę na chorowanie.

Mimo takiego nastroju, pozdrawiam ciepło Wszystkich!

7 stycznia 2019, 13:31

Nowe wyniki badań. Mężowskie z innego laboratorium niż ostatnio (mają inne normy testosteronu):

testosteron - 2,56 (1,42 - 9,23)
brak kiły, brak wirusowego zapalenia wątroby typu B, brak wirusowego zapalenia wątroby typu b
cytomegalia (IgG, w IgM - brak) - witamy na pokładzie, jeszcze Ciebie tu nie było!

moje, 17 dc, P+7, jednocześnie wydaje mi się, że peak pokrył mi się z owulką, wychodzi więc też 7 dpo:
TSH - 1,69 (0,34 - 2,5) - wydaje mi się całkiem ładne TSH
ft3 - 3,42 (2,90 - 4,90)
ft4 - 12,69 (7,50 - 21,10)
brak kiły, brak wirusowego zapalenia wątroby typu C, brak wirusowego zapalenia wątroby typu B, brak toksoplazmy, brak różyczki, brak HIV
cytomegalia (IgG, w IgM brak) - witamy na pokładzie, cholernica, idź sobie stąd!

ca125 - 20,30 (5,00 - 28,00) - poprzednio był robiony w 3 dc, wyszedł delikatnie podwyższony około 31. I teraz tak, niektórzy twierdzą, że nie robi się go w trakcie okresu, bo zawsze wychodzi podwyższony, inni twierdzą, że to wskazówka do endomendy i trzeba go zbadać właśnie na początku cyklu.
estradiol - 172,40 (21,00 - 312,00) - nie wiem, co o nim myśleć, niby mieszczę się w normie, ale wyczytałam, że to taki około 200 potwierdza dojrzały pęcherzyk, z drugiej strony niektórzy piszą, że to kwestia indywidualna;
progesteron - 17,68 (1,2 - 15,9) - bardzo mi się podoba, gdzieś wyczytałam, że najlepszy jest taki około 18, ale też i tu na ovu znalazłam przypadek ciąży, przy progu 6,6, także teges, także ten.

Czekamy na pozostałe wyniki oraz dodatkowe badania w środę.

Nasz statek jest pełen i nie chcemy przyjmować już nikogo, a w zasadzie niczego z bakterii, wirusów, choróbsk, znajdzie się za to miejsce lub kilka miejsc na Dzieciaki. Ale bakteriom i innym patologiom, mówimy stanowcze NIE.

8 stycznia 2019, 18:53

AMH 2,94 - chyba ok?

Zliczyłam dotychczasowe koszty leczenia, tak dla siebie.

14.205,39 zł + 2.300 zł

Tych 2.300 zł nie jestem pewna, są jakieś wydatki z rachunku przez payu albo dial24 i one są trudne do zidentyfikowania, więc nie biorę ich za pewnik.
W 14.205,39 zł nie wchodzą dojazdy, przejazdy. Za to mieszczą się tam też badania nietolerancji pokarmowej i moje zaszłości reumatologiczne. Od których w sumie zaczęło się całe leczenie.
Czy sobie postawić granicę? Jeśli tak, to gdzie?

Dostałam mapę zdrapkę. Może to znak, że trzeba się zająć też życiem, poza-staraniowym życiem. Dlatego teraz czytam o Sri Lance, o Madagaskarze, może się uda. A przynajmniej mam zajęcie :)

9 stycznia 2019, 16:29

Jesteśmy po dniu pełnym wrażeń.

Mężuś rano strzelił sobie badania z krwi, przyjechał do mnie, żebyśmy mogli iść do naprolekarza i naproinstruktorki. Ja za to z rana zrobiłam wymazy, w celu sprawdzenia, czy ureaplasma jeszcze u nas jest. Mężuś teraz pojechał jeszcze na badanie nasienia, po powrocie, ja idę na jogę, a on ma doczytywać wszystko.

Była to nasza pierwsza wizyta u naprolekarza po okresie 3 cykli obserwacji metodą Creightona. Zrobił mi usg, stwierdził, że widzi prawdopodobnie ciałko żółte, że owulacja prawdopodobnie była z prawego jajnika, nic niepokojącego nie zauważył, gdy mnie badał, pytał, czy mnie boli tak, a tak, a jeszcze tak, w pewnym momencie powiedziałam, że "Boli tak na 2 lub 3 w 10 stopniowej skali" - skąd Pani zna tą skalę? - "moja własna" - to ogólnoświatowa skala bólu, bezskutecznie próbuje się ją wprowadzić w Polsce.

Z fajnych rzeczy - pierwszy raz miałam robione usg w spódniczce. Wiecie z jakiego materiału są wdzianka na oddziałach? Taki, lekki, przejrzysty, kazał się przebrać w taką spódniczkę. I tak wszystko widać - ale kurde, jaki to komfort!!! Zarąbiste to było.

Dopiero teraz przeczytałam w opisie usg, że endometrium ma 8 mm, jeszcze o grubości endometrium nie czytałam, ale chyba to za mało, jak na 19 dc i 9 dpo, lub jak kto woli P+9?
I jeszcze zatoka Douglasa wolna. O tym też jeszcze nie czytałam, więc nie wiem, co to znaczy.

Stwierdził, że on nie wie, co to była za akcja ze szpitalem u mnie i czym można związać ten ból brzucha. Stwierdził, że zapewne mam niski próg bólu. Wkurzyłam się ostro, bo prób bólu chopie, to ja mam wysoki i to, że się tak wtedy darłam, to znaczy, że mnie napieprzało. Nawet mój Mężuś, który zna mnie trochę dłużej niż naprolekarz stwierdził, że człowiek nie powinien mówić takich słów wobec mnie. Chodzenie ze złamaną nogą, samodzielne przemieszczanie się z tą nogą między dwoma budynkami szpitala, łatanie dziur w zębach bez znieczulenia? Niestety, bardzo nietrafne.
Gdzieś w międzyczasie padło słowo "endometrioza". Trzymałam się, żeby się nie spłakać. Stwierdził, że na razie nie położy mnie na stół, bo nie wytacza się armat, na razie spróbujemy Aromka, Dostinexu, ACC Optima i wit. C.

Ponadto stwierdził, że mam cykle ze słabym śluzem i mogą być bezowulacyjne. Pomyślałam sobie - ej Doc., przecież Ci to mówiłam 2 listopada. 2 miesiące temu. Ale wtedy mnie skierowałeś do naproinstruktorki. Ale nic, siedzę twardo. Dlatego mam mieć stymulację Aromkiem. 3 dc 5 tabletek. Od naproinstruktorki dowiedziałam się, że Aromek ogranicza śluz. Jeszcze kuźwa bardziej!!!! Ja tyle walczyłam, żeby mieć ten śluz. ACC Optima w dawce 3x600 mg od ostatniego dnia miesiączki do dnia P+2. ACC Optima tylko, że w dawce 1x600 mg i inne leki wykrztuśne, zastosowałam, dzięki Niutek87, w ostatnim cyklu i to było to, co na mnie podziałało. Niestety wiesiołek, siemię lniane, ocet jabłkowy, b6 - nic ze mną nie robiły.
Stwierdził też, że w ulotce Aromka nie znajdę tego zastosowania, ale z powodzeniem jest stosowany i jest lekiem nowszej generacji niż Clo. Aromek - przynajmniej mi się obiło o uszy.

Dostinex dostałam na zbicie prolaktyny. Mimo moich wątpliwości, odnośnie wiarygodności badania prolaktyny, o których mu powiedziałam, stwierdził, że jest ewidentnie hiperprolaktynemia. Dostinex 1x na tydzień. Aaaa, zdaniem naprolekarza, ACC Optima również ma właściwości leczące endometriozę. O tym dopiero będę czytać. No i wit. C w dawce 1000 mg od dnia P do pierwszego dnia okresu. Wspomniałam mu, że przecież biorę wit. C w takiej dawce. Wzruszył ramionami i zapytał, czy mam wykształcenie medyczne. No nie mam, doktor google może jest i słaby, ale doktor ovufriend jest zaje....ty i w chwili obecnej najwięcej supli i leków bez recepty oraz badań mam właśnie stąd.

Dalej, okrzyczał mnie, że nie biorę naltreksonu w niskiej dawce. Że już mogłam od 2 miesięcy brać. A kurka, nie znalazłam nikogo, kto zaszedłby po tym w ciążę. Poczytałam u Fumy, że bierze i poleca, teraz już nie pamiętam, na co jej pomógł. I mi zapisał to. Biorąc pod uwagę moje przygody z leczeniem reumatologicznym i ilość kasy wydanej na nieudane eksperymenty na mnie, mam pewne wątpliwości. Mężuś zaordynował "Bierzesz!".

Jestem z nim umówiona na monitoring, ale to mam dzwonić. Wypisze mi L4 na dni płodne, przynajmniej tyle, że nie będę się musiała zwalniać i drałować do niego z pracy. O stan zdrowia Mężusia nie padło nawet słowo. Ale na wizycie powinniście być oboje. No mnie to wkurzyło, bo Mężuś nie ma teraz łatwego okresu, jutro jedzie na szkolenie do Białowieży, od nas to około 340 km. Ale Mężuś bardzo spokojnie. Podsumował wizytę "Widać, że ma plan, Ty mu przeszkadzasz, bo pytasz i chcesz wiedzieć.".
Ah i jeszcze stwierdził, że niepotrzebnie robiliśmy badania na kiłę, różyczkę, toksoplazmę, "to robią invitrowcy". No nie powiedziałam mu, że na 25 stycznia jesteśmy umówieni na wizytę w 2 różnych klinikach. Chcemy zweryfikować wiedzę, może ją poszerzyć, skonsultować, zobaczyć, jak to jest.

W zakresie wyników, z ciekawych rzeczy: "Ma Pani płaską krzywą cukrzycową, tzn, że Pani bardzo szybko trawi. szybko robi się Pani głodna? Boli Panią głowa?" - Zaczęłam się śmiać, bo tak jest, ja muszę zjeść śniadanie do 8, w sobotę do 9, bo inaczej robię się marudna, głowa mnie nie boli. Mężuś potwierdził, na co naprolekarz powiedział, że on się nie dziwi, bo z takim cukrem każdy by się robił upierdliwy z głodu.

Edit: i jeszcze mam pić 2,5 litra wody. Mówię, że piję i wyliczam dokładnie kiedy. Był delikatnie zszokowany. Ja delikatnie zszokowana, że daje takie rady. Ale potem sobie wytłumaczyłam, że nie każdy musi to wiedzieć.

Ah i życzył mi cierpliwości.

Naproinstruktorka - coraz bardziej mnie przekonuje do siebie. Mieliśmy dziś test z pewnych zasad, całkiem dobrze nam poszło, na 20 pytań, udzieliliśmy tylko 1 błędnej odpowiedzi. Opowiedziałam o wizycie w szpitalu, wyliczyła mi ten wskaźnik śluzu, MCS, i tu zaskok nawet dla mnie (bo oczywiście, że znalazłam to w wątku metoda naprotechnologii, i wyliczyłam sobie na 5,00), a ona mi mówi 6,34. Ponad dwukrotna różnica w porównaniu do poprzedniego i ja wiem, że od 9,00 przyjmuje się prawidłowy śluz, ale dla mnie to jest meeeeeega różnica i barrrrrdzo dziękuję raz jeszcze Niutkowi za podpowiedzi. Na następnym spotkaniu ma mnie nauczyć wyliczać ten wskaźnik. Powiedziała o skutkach ubocznych Aromka.

Zapytała również o satysfakcję ze stosowania naprotechnologii. I ja już wiem, co mi tu nie pasuje. Za mały udział mężczyzny i za mały nacisk na zdrowie mężczyzny. Powiedziałam o tym, bo zakładając, że jestem w 100% zdrowa, to z takimi parametrami nasienia, naprawdę są marne szanse na ciążę. (Wczoraj przeczytałam pamiętnik Reni, daje super nadzieję i wzmacnia wiarę w wygraną, 10 lat walki o cud, i cud :)) I powiedziała, że po pierwsze cieszy się, że dzielę się swoimi wątpliwościami, a po drugie wynika to, że w sumie od niedawna tak bardzo kładzie się nacisk na zdrowie mężczyzn i w zasadzie mamy mało andrologów. Natomiast, jest w Wawie ginekolog androlog - dr Maksym - i on, jak bierze parę, to faktycznie jako parę. Mi może nie chodzi o lekarza, a bardziej o wyczuwalny, 90-cio procentowy nacisk czy też przechylenie szali odpowiedzialności na kobietę. I ona jeszcze powiedziała, że w przypadku normalnych par, żyjących codziennie ze sobą, nie jak my, na odległość, ona prosi, żeby to mężczyzna wypełniał tabelę, kobieta bada śluz, opisuje go, a mężczyzna wpisuje pod konkretne oznaczenia.

Ogólnie zadanie dla mnie: poczytać o endometrium 8 mm w 2 fazie cyklu i wolnej zatoce Douglasa. Pamiętać na przyszłość, żeby w gabinecie przeczytać opis usg i zadać nurtujące mnie pytania. Pomyśleć, czy nie wrócić na 1 wizytę do standardowego ginekologa ze wszystkimi badaniami i popytać, może podpowie coś innego, może zauważy coś innego.

Zadania dla Mężusia: poczytać o endomendzie, endomendzie i ACC Optima, endomendzie i wit. C, endomendzie.

Zadanie dla obojga: nie zwariować.

Uściski dla Wszystkich!

Wiadomość wyedytowana przez autora 9 stycznia 2019, 16:44

1 2 3 4 5 ››