Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Dodatnie ANA i koncentracja plemników 5.22 miliona/1 ml :)
Dodaj do ulubionych
‹‹ 2 3 4 5 6 ››

27 lutego 2019, 12:49

Spadnę chyba z krzesła ze szczęścia!

Wizyta w Poradni Genetycznej 12 marca!!! Ponad miesiąc wcześniej niż miała być :) Zadzwonili z poradni z propozycją wcześniejszego terminu :) Yuppi! Helicobacter pylori w trakcie leczenia. Rezonans magnetyczny w trakcie umawiania. Czyli idziemy do przodu :) ależ mam dobry dzień i tą dobrą energię po światłowodach rozsyłam Wszystkim OvuFriendsom :)

4 marca 2019, 20:25

Czwarta strona pamiętnika. Nie przypuszczałam, że tak to zejdzie.
Marzec i nadejście wiosny jakoś przyśpieszył i tak też w naszych staraniach to wygląda. Wcześniej pisałam, że przełożono nam o ponad miesiąc wcześniej wizytę w Poradni Genetycznej. A w piątek Mężuś dostał smsa, że wizytę u lekarza ma w poniedziałek (czyli dziś), a nie w piątek :) szybko trzeba było zrobić badania hormonów.

Wyniki:
estradiol: 74,17 (spadł w porównaniu z tym sprzed 2 tygodni o 20,87%, ale nadal przekracza normę męską, która jest do 44)
progesteron: 0,25 (spadł w porównaniu z tym sprzed 2 tygodni o 34,21%, ale nadal przekracza normę męską, która jest do 0,2)
testosteron: 9,1 (spadł w porównaniu z tym sprzed 2 tygodni o 18,75%, mieści się w górnej granicy normy do 9,23).

Także teges, także ten.

Lekarz na wizycie powiedział, że: zareagował dobrze na zaproponowane leczenie. FSH sprzed 2 tygodni przekracza normę, ale w ocenie lekarza, wynika to z tego, że organizm sam próbuje się wyregulować. Estradiol i progesteron spadają wolno, ale niektórzy tak mają i to jest ok. Testosteron zapewne jeszcze troszkę spadnie, ale nie powinien wrócić do poziomu startowego (około 2 jednostki). Mężuś pogadał też na temat ewentualnego rezonansu - zdaniem lekarza, na razie nie jest to konieczne, ale gdyby Mężuś się uparł, to proszę bardzo. Skoro jest reakcja na leczenie, to nie ma guza. No i ciekawostka w kwestii helicobacter pylori i przeciwciał przeciwplemnikowych. Lekarz powiedział, że helicobacter powoduje przeciwciała przeciwplemnikowe u 3% kobiet oraz u 6-7% mężczyzn. Jego zdaniem powoduje on powstawanie przeciwciał przeciwplemnikowych z komórek NK wtedy, gdy plemników jest mało. Komórki NK nie potrafią w takiej sytuacji rozróżnić, czy mają do czynienia z plemnikiem czy helicobacterem. Natomiast, gdy plemników jest dużo, potrafią rozróżnić i nie powodują powstawania przeciwciał przeciwplemnikowych, tylko przeciwciała przeciwko helicobacter. W ocenie lekarza, Mężuś powinien sprawdzić czy po kuracji hormonalnej produkcja plemników ruszyła. Jak ruszyła - nie przejmować się helicobacter. Jeśli nie ruszyła - przejąć się helicobacter i wyleczyć, bo leczenie antybiotykami jest mniej obciążające niż leczenie sterydami. My akurat i tak jesteśmy w trakcie leczenia helicobacter, to była raczej rozmowa - z czego to gówno wynika. I działanie nowych specyfików na helicobacter nie powoduje niszczenia plemników, ale powoduje, że składniki odżywcze, z których się one budują nie wnikają w ciało i plemniki nie mają z czego się zbudować.

Kontynuacja leczenia w zmniejszonej dawce, przełom marca/kwietnia badanie nasienia. Po badaniu nasienia i hormonów - wizyta u lekarza.

Ja czekam na @. Myślałam sobie, że może nie przyjdzie, może się udało. Ale dziś już czułam brzuch. Tak fr@ncowato czułam brzuch. Zobaczymy. Teraz jak biorę antybiotyki to może nawet lepiej byłoby gdyby się nie udało.
Jeśli @ przyjdzie: monitoring pomałpowy.

Z życia pozastaraniowego: złożyliśmy projekt na wstawienie okien i wykonanie stropu w Urzędzie Miejskim- przerabiamy strych na lokal mieszkalny. Czekamy na decyzję, a w międzyczasie czytamy o oknach. Plus Mężuś od tygodnia jest na diecie dr Dąbrowskiej - na schudnięcie i utrzymanie w ryzach cholesterolu. Wstępnie chciał iść na 2 tygodnie, żeby jednak 40-dniową dietą nie robić dodatkowego zamieszkania hormonom. Na wadze nic się nie zmieniło, ale widoczne jest (nie zmierzyliśmy na początku) w obwodzie talii i brzucha. Żałujemy bardzo, że nie mamy porównania z tym, jak wyglądały te obwody przed tygodniem. W zakresie sportu - ponieważ dotychczasowe treningi na siłowni i w domu nie przyniosły rezultatu w postaci utraty wagi i w miarę szybkiej poprawy sylwetki (różnica była zauważalna, ale dla Mężusia za mało), to wrócił miesiąc temu do uprawiania sportów walki. A mi po miesiącu wspinania tyłek się poprawił, łydki nabrały kształtów, siły w rękach przybyło (nie na tyle, by samodzielnie słoiki odkręcać ;P), nawet, jak to Mężuś stwierdził z przemiłym wyrazem zaskoczenia na twarzy - boki piersi się ujędrniły :D Szanowna Lożo Szyderców - proszę się nie śmiać, mi raczej nie ma co wisieć, za chuda jestem na takie rzeczy, a pączki z Tłustego Czwartku nie poszły w cycki, i jak się okazało można było co nieco poprawić ;) na jogę w dalszym ciągu śmigam - w ramach relaksu, rozciągania, poznawania ludzi, nauki spokoju. Te "ciężarówki", od których to miałam się pozarażać ciążą - cóż została utworzona dla nich odrębna grupa. Liczę na szybkie dołączenie do tej grupy.

4 marca 2019, 20:25

2 dc, 17 cs świadomie (śluz, tempka, diagnozy, leczenie), a około 33 - 35 cs ze zdaniem się na los.

Drogie Dziecko Niepoczęte!

Proszę Cię, wybierz Nas, byśmy mogli być Twoimi Rodzicami. To będzie dla nas zaszczyt móc pokazywać Ci świat i kochać bezwarunkowo. Ten czas czekania na Ciebie sprawił, że jesteśmy odrobinę lepszymi ludźmi. Bardziej o siebie dbamy, bardziej dbamy o ludzi wokół nas, bo wiemy, jakie to jest szczęście być na świecie. Jesteśmy bardziej cierpliwi i uczymy się kochać bezwarunkowo. Powiem Ci coś w sekrecie: znalazłam Ci naprawdę fajnego Tatę. Nie masz się o co niepokoić. On sam jeszcze tego nie wie i chyba nie czuje, ale taki Tata, jakiego z niego uczynisz, to skarb. Ma niesamowity potencjał. Świetną pamięć do wszystkiego, co przeczytał. Talent do opowiadania. Ciepłe dłonie do tulenia i dawania Ci bezpieczeństwa. A na rękach takie przyjemne włoski. I wiesz, jak się nie ogoli codziennie, to ma taki lekko drapiący zarost. Jak będzie Cię z tym zarostem całował, to z pewnością będziesz czuł, że to Tata. Uwierz mi, nie da się tego pomylić z czymkolwiek innym. Jest bardzo ciepłym i wrażliwym Człowiekiem. Och, oczywiście, ma swoje wady, bo kto ich nie ma. Ale jego ciepło i wrażliwość zdecydowanie wygrywają. Poza tym robi świetną jajecznicę. On lubi taką mocno ściętą, śmieję się, że je taki "beton", ja wolę delikatnie płynną. I wiesz On zawsze tak zakombinuje, że dla mnie jest płynna, a dla Niego "beton". Jeśli więc obawiasz się, że nie będziesz miał/miała dobrej jajecznicy i dlatego nie chcesz Nas Sobą obdarować, to uwierz mi będzie co jeść. Kaszę z miętą poznałam właśnie dzięki Niemu. Jeśli zdecydowałeś się być Dziewczynką, a nie Chłopcem (znasz tą bzdurę: posadź drzewo, zbuduj dom, stwórz Syna), to uwierz mi, On tego chce. Chciałby mieć swoją Księżniczkę i pokazywać jej świat. Chłopcem też możesz być. Jeśli boisz się, że nie spełnisz Jego lub moich wymagań - uwierz mi, nie masz czego się obawiać. Bądź po prostu. Tęsknimy szalenie.

Wiadomość wyedytowana przez autora 7 marca 2019, 08:24

13 marca 2019, 10:02

8 dc, na monitoringu owulka trzeci raz z rzędu z prawego jajnika. Niby się tak czasem zdarza, ale dlaczego? Czy to objaw jakiegoś schorzenia? Naprodoktorek stwierdził, że zazwyczaj tak jest, jak pacjentka jest po laparoskopii lub innych zabiegach, albo jeden jajnik jest usunięty, to wtedy drugi przejmuje funkcje obu. W prawym dwa jajeczka, oba po 15 mm, przy czym jeden jest delikatnie zdeformowany. W lewym jest kilka około 7 mm, czyli nie ruszyły do wzrostu. Endometrium 1 fazy, grubość 6,1 mm. Poprosiłam o to, żeby sprawdził mi, czy widać śluz w środku. Był zaskoczony, że wiem, że to można zrobić, choć nie jest to rutynowe. A ja, jako osoba mająca malutkie ilości śluzu, wyczytałam o tym, na jakimś ovufriendowym wątku.

Naprodoktorkowi urodziło się piąte dziecko. Ma na oko 40 lat. Mojemu Szefowi na przełomie marca/kwietnia urodzi się trzecie dziecko. Ma około 43 - 45 lat. Ehhhh. Przestałam zaglądać w wątki ogólne, bo często można tam znaleźć - staramy się o drugiego maluszka, trzeciego, czwartego. Przerasta mnie to. Po co sobie dodawać problem? Nie zaglądam, udaję, że takich nie ma. Lepiej mi z tym, a przynajmniej nie gorzej.

Ale, ale w tym cyklu nie mogę narzekać na śluz. Śluzu jest więcej, jest częściej widoczny. Leki wykrztuśne biorę nie od ostatniego dnia miesiączki, jak zalecił naprodoktorek, nie od 5 dc jak w poprzednim cyklu testowałam, a od 1 dc. 1 dc - 1 tabletka musująca, od 2 dc do 6 dc po 2 tabletki, a od wczoraj 3 tabletki musujące. Do tego reszta arsenału bez zmian. Możliwe, że wyleczenie helicobacter też dało jakiś efekt??? Albo niedzielny kryzys. A w zasadzie sposób jego zażegnania. Oczywiście był to kolejny kryzys staraniowy. Bo dieta trzymana od 9 miesięcy nic nie daje (nietolerancje pokarmowe), bo przecież o siebie dbam, bo przecież Mężuś o siebie dba i mam taaaaaaakąąąąąą wielkąąąąą ochotę na pizzę na pszenicznym spodzie z dużą ilością żółtego sera z warzywami z mojej ulubionej pizzerii i piwo, a przecież tyyyyleee już nie piję alkoholu. Wobec siebie zachowuję się jak żandarm i super dużo od siebie wymagam. Mężuś zaproponował, że pojedzie na stację paliw po paczkę chipsów i piwka. Wrócił. Z paczką chipsów, 4 butelkami piwa i pizzą. Z mojej ulubionej pizzerii, z dodatkami takimi jak lubię. Na grubym cieście. Wpierdzieliłam bez zastanowienia 3 kawałki. Tak, uszy mi się trzęsły, tak, pszenica spowodowała wzdęcie. Wypiłam butelkę sommersby jagodowego. I się ululałam. Szczęście. Delikatny promyk radości. Dopiero przy chipsach pomyślałam sobie, że to tak strasznie słone i niezdrowe, bo pewnie na oleju palmowym. Na szczęście nie przeszkodziło mi to w ich chrupaniu. Mam więc też teorię, że pizza pomaga w produkcji śluzu na odpowiednim poziomie :) i tego się trzymam.

Z dobrych rzeczy: prawdopodobnie miałam stan zapalny endometrium. Stan zapalny endometrium objawia się brązowymi plamieniami (tak jak endomenda oraz niski progesteron, ale prog jest raczej w normie, nie wiem, co z endomendą, nie miałam laparoskopii). Ja takie miałam, czasem na początku cyklu, czasem na końcu cyklu, ale w każdym cyklu troszkę było, 1-2 dni. Leczy się to metronidazolem podawanym w II fazie cyklu, gdy endometrium rośnie. Metronizadolem leczy się też helicobacter pylori. U mnie się tak złożyło, że leczenie helicobacter zaczęłam w drugiej fazie cyklu. I kurka nie wiem, czy to jest możliwe, ale teraz miałam zupełnie czysty okres, ciemnoczerwony, czerwony, nie było nic, absolutnie nic brązowego.

Wizytę u genetyka odwołali. Genetyk zachorzał. Mają dzwonić z nowym, możliwie szybkim terminem, jak genetyk wróci do pracy. Immunolog w maju. Tydzień po owulce badania progesteronu, estradiolu, powtórzę nietolerancje pokarmowe, może niektóre już sobie poszły hen daleko ode mnie i zrobię kilka badań pod kątem immunologii, może sprawdzę poziom ASA po leczeniu helicobacter. Przełom marca/kwietnia powtórne badania nasienia i hormonów Mężusia, powtórka ASA, początek kwietnia wizyta u urologa i naprodoktorka, w zależności od wyników i tych wizyt, kwiecień/maj wizyta w klinice.

Pozastaraniowo: będziemy pisać wniosek o odstępstwo budowlane, żebyśmy mogli wstawić okno w naszą przyszłą sypialnię. Początek kwietnia wypad w góry na 2-3 dni, dalej moje szkolenie niedaleko Mężusia pracy, także odpoczynek służbowy (ugotowane jest, sprzątać nie trzeba, zmywać nie trzeba, można ponarzekać na te same zawodowe problemy), majówka - Alpy, a potem Mężuś stwierdził, że chce zobaczyć piramidy, długi weekend w czerwcu wyjazd w Sokoliki :)

Jest dennie, bo jest i nie ma co się oszukiwać, ale staramy się nie stracić siebie.

15 marca 2019, 14:04

10 dc, monitoring:

Jajeczko 1,7 cm, endometrium I fazy: 7,8 mm. Śluz obecny. Nawet na zewnątrz. W poprzednim miesiącu takie endo miałam w 12 dc po pęknięciu jajeczka wielkości około 2 cm. W tym cyklu rzeczy, które zmieniłam to ilość i start przyjmowania leków wykrztuśnych (śluz), start picia soku z aloesu od 1 dc (śluz) i garść płatków migdałów od 6 dc codziennie (endo). I jest lepiej :)

A z ciekawych faktów, wartych zapamiętania: podczas wczorajszej współpracy serduszkowej wyszła nam taka fajna, zupełnie nowa i przyjemna pozycja, że wow. Strasznie byłam i jestem z nas dumna i nie wiem, czy to zasługa jogi, czy w ogóle mojego powrotu do regularnego wysiłku fizycznego. Nie wiem, polecam szczerze :D

18 marca 2019, 10:09

Ponarzekam trochę. Próbowałam się umówić na konkretną datę do immunologa (prywatnie), bo zapisy na maj mieli przyjmować od dziś. O godzinie 8:30 nie było już miejsc, na czerwiec brak grafiku. Mężuś zapisał mnie do innego immunologa na 29 maja. A ja do tego konkretnego będę próbować zapisywać się w innej klinice około 22 marca.

Owulka była na 99,9% w sobotę. Tak mnie napitalał jajnik, że szok. Wczoraj w nocy za to obudził mnie ból podbrzusza i zalewająca fala gorąca. Mężuś zaordynował nospę fortę i wietrzenie sypialni. Na szczęście przeszło, jutro idę do internisty, może są jakieś pasożyty, które do tej pory nie wyszły mi w żadnym badaniu i trzeba to przeleczyć. Nie mam już pomysłu. A tych pasożytów uczepiłam się do tego stopnia, że dziś mi się śniły, normalnie śniły mi się różne robaczki z oczkami i uśmichami, sterczącymi nosami lub uszami. Ot takie tam wymysły sfisiowanej Krąsi.

A. Wyleczenie helicobacter pylori oraz prawdopodobnie stanu zapalnego endometrium wpłynęło super na mój śluz i mcs. W poprzednim cyklu mcs to było 2,67, w tym 9,66. I jeszcze jedna informacja: wczoraj popołudniu wyleciał ze mnie biały, gumowaty, bardzo gęsty niczym delikatnie zeschnięty klej, śluz. Pierwszy raz taki miałam, nie wiem, co to znaczy, z pewnością było już po owu. Przestraszyłam się tego, oprócz niego miałam 2 razy rozciągliwy, w bardzo małej ilości, ale zawsze i to dziwadło.

Zastanawiam się czy iść jutro na monitoring, żeby zobaczyć, czy wszystko jest w porządku. Będę 3 dni po owulacji i nie wiem czy jest sens coś oglądać, czy nie ma sensu.

18 marca 2019, 15:26

Poniedziałki nie należą do najlepszych dni. Chociaż sama się w poniedziałek urodziłam. Zadzwonili z poradni genetycznej - wizyta 29 marca godz. 16:20. Super. Tylko, że jest problem, moje skierowanie nie dotarło. Mężusia tak, moje nie. Były wysyłane oddzielnie, bo mojego nie mogłam znaleźć. Ale znalazłam i następnego dnia wysłałam. Poleconym priorytetowym, bo przecież trzeba dosłać w terminie 14 dni od dnia zapisania się na wizytę. Mam zdjęcie potwierdzenia nadania, mam zdjęcie skierowania. Wysłałam do poradni, oni to rozumieją, ale nie mają tego. Na stronie śledzenia przesyłek poczty polskiej - adnotacja: doręczono. Pani z poradni mówi, że na poczcie nie potrafią powiedzieć, kto pokwitował odbiór. Dzwonię do Naczelnika tejże jednostki pocztowej. On słysząc całą historię - skierowane do genetyka, wizyta za 2 tygodnie, oddzwania do mnie po 4 minutach. Super. Naczelnik informuje mnie: Proszę Pani, poradnia ma uproszczony sposób doręczania listów poleconych, tj. poprzez wrzucenie do skrzynki pocztowej. Dużo korespondencji tam przychodzi. Ale nikt nie ma prawa od nich nic podpisywać, bo zrezygnowali z tej formy doręczenia. - Aha, mówi Krąsi, dziękuję Panu za Pana czas i uwagę oraz nakierowanie na rozwiązanie problemu. Dzwonię do poradni. Pani już mnie zna i mówię jej swoją wersję wydarzeń - aha, no ja rozumiem, ale my nie mamy tego skierowania, nic takiego w skrzynce nie było, to pierwszy raz się nam zdarza (Pani sobie blablabuje, a Krąsi włącza się tryb "Pani", czyli co 3 nanosekundy rzuca "rozumiem", "rozumiem", "rozumiem") - I co mam teraz zrobić? - Iść do lekarza rodzinnego, może wystawi kolejne skierowanie - A jak nie wystawi? - To będziemy myśleć. - Ze swojej strony, rekomenduję Pani udanie się do kierownika placówki czy też dyrekcji i rozmawianie, co zrobić z tej sytuacji, chciałam dowieźć to skierowanie, ale oczywiście byłoby to grzechem, dowieźć skierowanie na wizytę, bo przecież świat się skończy, jak nie będziecie mieć skierowania na miesiąc prze wizytą, a na 15 minut przed wizytą, a teraz to ja mam problem.

Z tego, co wiem, nie istnieją żądne przepisy ustawowe czy żądne rozporządzenie, w którym jest napisane: dostarczyć skierowanie 14 dni od dnia rejestracji, to są jakieś wewnętrzne regulaminy przychodni. Być może się mylę i coś takiego jest.

Ja p....dolę.

Dwa wyjścia widzę w chwili obecnej: jadę w przyszły piątek do tej poradni, wchodzę na pewniaka, wszak nadałam skierowanie i mam wydruk ze strony śledzenia przesyłek, że doręczono oraz obwiniam za zgubienie niekompetentnych pracowników. Dwa: próbuję dostać się do rodzinnego (sezon grypowy) i opowiedzieć mu ponownie moją historię oraz tym razem historię skierowania oraz liczyć na to, że nie istnieją żadne przepisy zabraniające mu wystawić ponowne skierowanie do tej samej poradni.

Pomysły???

Wiadomość wyedytowana przez autora 19 marca 2019, 07:48

25 marca 2019, 09:51

Wyniki badań z P+6, czyli 7 dpo, nie zrobiłam ponownym w dniu P+7, bo po pierwsze to była niedziela, a po drugie owulka była dzień przed peakiem:

progesteron: 20,60 :) pięknie, pierwszy raz mieszczę się we wszystkich normach naprotechnologicznych :)
estradiol: 149,64 - lepiej niż ostatnio, ale bywało też znacznie lepiej, więc pracuję nad estradiolem, przydałoby się, żeby miał te 150, niewiele brakuje.

W piątek wizyta u genetyka, w piątek rano wizyta u internisty po wtórnik skierowania.

Mężuś powtarza badania nasienia i hormonów prawdopodobnie po 12 kwietnia. Wcześniej nie, bo najpierw będzie w Białymstoku, potem mamy wypad w góry (akurat jakoś w dni płodne się złożyło :)), potem ja mam szkolenie i będę rezydować niedaleko Mężusia, więc mamy szeroko zakrojone plany bycia razem. No i musi zachować 3 dni abstynencji, żeby były porównywalne z poprzednimi. 12 kwietnia mamy wizytę u naprodoktorka, może warto byłoby rozważyć wcześniejsze zrobienie badań i przyjście z wynikam i na wizytę? Z drugiej strony Mężuś jest prowadzony przez urologa, to może nie ma sensu się spinać przed naprodoktorkiem?

Po wynikach badań, chcemy udać się do wybranych klinik na pierwsze wizyty, żeby zobaczyć, która nam pasuje. Od lipca ma u mnie ruszyć program dofinansowania in vitro, więc śledzimy to i może uda nam się załapać. Wstępnie mają być dofinansowywane 3 pełne procedury in vitro, do kwoty maksymalnej 18.000 zł. Piechotą nie chodzi.

Dziś będę próbować zapisać się do immunologa.

I jeszcze po swojej diecie na zbicie cholesterolu i co za tym idzie stabilizację hormonów, również nie-lekami, wyniki Mężusia: 8 cm mniej w talii, 2 cm mniej w brzuchu, na wadze nic się nie zmieniło - przypuszczamy, że to kwestia ćwiczeń. Przestał się garbić!!! Powiedziałam mu, że może warto rozważyć startowanie na okładkę Men's Health, bo oni chyba raz w roku organizują coś takiego, że na okładkę trafia czytelnik wybrany przez pozostałych czytelników :) poziom zachwytu pomysłem - sky is the limit :)

Wczorajsze oświadczenie Mężusia: "Wiesz, znowu lubię się z Tobą kochać, tzn. lubiłem zawsze, ale miałem takie myśli, że jestem niepłodny i one były tak nachalne, że nie mogłem się Tobą tak do końca cieszyć, ale teraz znowu mogę."

Z nadchodzącą wiosną (opon jeszcze nie zmieniłam, u mnie ma sypać śnieg w tym tygodniu jeszcze :P) życzę wszystkim z problemami, takiego podejścia, bez względu na to, czy problem wynika ze stanu zdrowia mężczyzny, czy kobiety, czy obojga, to właśnie takiej radości w trakcie wzajemnych rozkoszy Wszystkim życzę.

Edit.: udało mi się zapisać do immunologa, 15 maj, godz. 13:40. Wizytę z 29 maja w Warszawie odwołam (i dalszy termin i nie ten lekarz, do którego chciałam), i w zasadzie po 20 maja będziemy mogli gdzieś polecieć na krótko.

Wiadomość wyedytowana przez autora 25 marca 2019, 12:10

30 marca 2019, 10:36

Staraczka w oparach absurdu:

Staraczka 21 dc, 10 dpo miała jednorazowe, jasnoróżowe plamienie. Przestraszyła się, że to okres się rozkręca, a przecież tak ładnie sobie je wyregulowała, mają po 25-26 dni, jest pięknie. I się wkurzyła, no bo jak to tak? Ale okres się nie rozkręcił. Okres ma termin na jutro. We wszystkich możliwych apkach. A że Staraczka przebywa w oparach absurdu, to poza ovufriend, używa dwóch innych apek. Ponieważ okres się nie rozkręcił, Staraczka nie ma syfów na twarzy, które wyskakiwały jej zawsze po owulacji i trwały do okresu, ma mega ciężkie piersi od 5 dpo, do tego stopnia, że nie pozwala ich w trakcie rozkoszowania się dotykać swojemu Mężusiowi, ma zaparcia (a do tej pory jej problemem były biegunki, zaparcia, to coś nowego) i ma dziwny śluz, to Staraczka 2 dni przed terminem okresu i jednocześnie 3 dni po owym plamieniu zrobiła test ciążowy. Tym razem całkiem nowy. Test wyszedł negatywny. Staraczka się tym nie przejmuje, bo brzuch ją boli, tak małpowo, tylko wtedy, kiedy myśli o tym brzuchu. Wtedy, kiedy o nim nie myśli (np. wspinanie się, joga, prowadzenie auta), to sobie uświadamia, że jej nie boli. Staraczka dostała delirki, jak tylko pomyślała o becie. I stwierdziła, że jest zbyt wielkim tchórzem, żeby robić to badanie z krwi. No i nie ma jak zrobić innych testów, bo po pierwsze nie ma żadnych w zapasie, a po drugie jest u rodziców i myje im okna :)

Wczoraj rozmawiałam z moją naproinstruktorką, bo ten cykl wygląda zupełnie inaczej niż pozostałe. Powiedziała, że wszystko jest w normie, zapytała, co zrobiłam, że miałam aż tyle dni śluz. Opowiedziałam jej o mojej teorii związanej z helicobacter i stanem zapalnym endometrium. Pogratulowała determinacji. Wolałabym nie mieć determinacji, a wiedzę konkretną od naproinstruktorki i naprodoktorka. Ale sprawdza się hasło, jak się nie wyleczysz sam, to nikt Cię nie wyleczy. Poza tym, po przeczytaniu kilku informacji na forum, że taki śluz może być objawem bakterii, wczoraj zrobiłam wymaz na bakterie, grzyby i biocenozę. Wyniki najpóźniej do końca tygodnia.

Wczoraj rano byłam u lekarza pierwszego kontaktu z prośbą o wydanie duplikatu skierowania. Zrobił wielkie oczy, ale wydał, a popołudniu byliśmy na wizycie u genetyka. Lekarz przypominał trochę Piotra Głowackiego z dodatkowymi kilogramami. Byłam totalnie zaskoczona jego głosem, że nie mówił jednak jak Piotr Głowacki :) Konkretny lekarz. Na moje ANA stwierdził, że ma je około 10% ludzi. U większości z nich nigdy się nie aktywują, u części aktywują się przy jakiś infekcjach. Powiedział również, że przyjmuje się, że prolaktyna i problemy z nią związane odpowiadają za około 60% przypadków niepłodności i jest to pojęcie tzw. niepłodności emocjonalnej. A w rekomendacjach dotyczących postępowania w przypadku niepłodności było napisane, że to nie ma znaczenia. Po zerknięciu na wynik AZF Mężusia stwierdził, że najważniejsze elementy w tym genie zostały zweryfikowane i raczej kariotyp wyjdzie również ok. A po za tym u większości mężczyzn z błędami w kariotypie wychodzi azoospermia. Oczywiście jest jakiś odsetek mężczyzn, którzy mają te kilka plemników i błędy w kariotypie, ale to niewielka ilość. Po wczytaniu się w badania nasienia stwierdził pod nosem "mało, ale bez wad" :) od tamtej pory świecimy zębami ze szczęścia :)
Zlecił nam kariotypy, nie zlecał MTHFR, Leiden, G20210A ani CTFR. Zobaczymy czy to będziemy robić prywatnie, może w klinice, którą wybierzemy nie trzeba będzie tego robić. Czas oczekiwania na wyniki - maks. 8 tygodni.

W ramach rekreacji poszliśmy po badaniach do restauracji, na badania jechaliśmy około 130 km. Wszamaliśmy bardzo dobry obiad. I ruszyliśmy w drogę powrotną.

Rozpiska medyczna: 17 kwietnia trzecie badanie nasienia Mężusia, w tych okolicach również powtórka hormonów Mężusia, 23 kwietnia wizyta kontrolna u urologa, 26 kwietnia wizyta u innego urologa (ta w zależności od wyników i wizyty u urologa numer 1), bo może trzeba będzie myśleć o biopsji. Muszę zrobić gdzieś subpopulację limfocytów. W moim labie nie robią, ale znalazłam na stronie diagnostyki, że w punktach w moim mieście robią. Cóż, strona internetowa zawierała nieaktualne informacje. Nie robią tego badania, może robią w Warszawie, ale to muszę sobie ustalić sama. Prawdopodobnie jadąc w przyszłym tygodniu na szkolenie, zatrzymam się w Warszawie, żeby zrobić to badanie. Przyszły cykl prawdopodobnie bez monitoringu, bo będę na szkoleniu.

Pozastaraniowo: za kilka dni jedziemy w góry :)

1 kwietnia 2019, 18:43

1 dzień kolejnego cyklu. A ja się zastanawiam, czym było to plamienie 21 dnia poprzedniego cyklu, 10 dni po owulce? Implantacja? Wypadek przy pracy? No, co to było? Jasnoróżowe, krótkie, jednorazowe.

Biocenoza wyszła w stopniu II, czyli prawidłowa. Czekam jeszcze na posiewy. Byle do środowego popołudnia, będę wtedy z Mężusiem, a w czwartek wyjazd. Dopadło mnie choróbsko, zapewne po tym szorowaniu okien u rodziców. Po około 10 miesiącach powtórzyłam testy na nietolerancje pokarmowe. I się znacznie zmniejszyły, a nawet poznikały. Nie mam nic oznaczonego silną nietolerancją, mam średnie lub słabe. I tak zostało mi: pszenica, grzyby, nerkowce, orzechy brazylijskie, kukurydza, migdały, jajko, drożdże. Pod tym kątem jest super!

2 kwietnia 2019, 08:49

Posiew bakteriologiczny ok. Ostatni cykl sobie z nas zakpił, bo nawet Mężuś, w którymś momencie stwierdził "Wyglądasz tak pięknie, jakbyś była w ciąży!". Albo my sobie podkręciliśmy psychikę. I ku.wa franc@ przyszła niespodziewanie, nie miałam potliwości (w stylu "dzika świnia może nie wychodzić spod prysznica przez cały dzień"), ani standardowego poziomu bólu brzucha, ani pryszczy wielkości pięści. Ot po prostu się zaczęło.

Rozmowa z Mężusiem:

M: Krąselko, cykorzę przed badaniem.
K: Ale czemu, przecież do badania zostały 3 tygodnie!
M: 2 tygodnie. ... Boję się, że wyjdzie bez zmian. A jak wyjdą złe, to ja na żadne wakacje nie jadę, ja się schowam pod kołdrą na 2 tygodnie. I nie wyjdę.
K: A co to znaczy "złe"?
M: Nieperfekcyjne.
K: A pamiętasz, co mi internista ostatnio powiedział? Że czasem wszystko jest w porządku i też nie wychodzi. Wytłumacz mi proszę, co to znaczy "nieperfekcyjne"?
M: Wiem, że normy 39 milionów nie osiągnę, ale jak nie będzie tam 10 milionów, to moje plany kołderkowe już znasz.
K: Wierzę w to, że wyjdą dobre, będzie to już po wyleczeniu ureaplasmy, po wyleczeniu helicobacter, a więc jest też szansa na pozbycie się przeciwciał przeciwplemnikowych, pół roku na diecie, super dużej dawce ruchu, jesteś w trakcie terapii hormonalnej, suple to już prawie pół roku.
M: Ja Cię tylko uprzedzam, bo się cholernie boję.

W tej sytuacji bardzo się cieszę, że ze mną rozmawia. Bo Mężuś należy do ludzi-żółwi. Raczej chowa się w sobie, a Krąsi się do niego dobija. Dobija się wielokrotnie bezskutecznie. Także teraz jest dobrze, bo rozmawia.
Tak bardzo trudno jest mi nie płakać, w trakcie rozmów z nim. Niekoniecznie z tego powodu, że idę ścieżką bezdzietnego człowieka i moje marzenie pozostaje niespełnione, ale dlatego, że Jego marzenie pozostaje niespełnione i on idzie tą samą ścieżką.

15 kwietnia 2019, 10:00

Jestem :) 15 dc, około 4 dpo, zaserduszkowani bardzo mocno, bo udało się być razem bardzo długo :)

Nie było mnie trochę, a tu się tak zazieleniło, i w pamiętnikach i na forum :) super, gratuluję, i naturalnych i in vitrowych i inseminacyjnych, życzę spokojnych ciąż i porodów :)

Krótki wypad w góry na początku kwietnia się udał. Przetyraliśmy się z plecakami, złaziliśmy szlaki, pozapadaliśmy się trochę w przepadzistym śniegu, pozjeżdżaliśmy na tyłkach i nie myśleliśmy o staraniach :)

Wróciliśmy na niedzielę do domu, a potem poniedziałek - środa byłam na szkoleniu niedaleko Mężowskiej pracy, więc na noce przyjeżdżał do mnie. I to też było super, bo mogliśmy być razem dłużej niż zwykle, ale i odpoczęliśmy. To też było super, bo nie myślałam o owulacji, staraniach itd. Ogólnie cały tydzień bez tego gówna w głowie - no super, ja tak chcę!!! Nie było monitoringu, bo szkolenie w wiosce zabitej dechami, więc tak jakby nawet nie ma, jak i kiedy dojechać do innego gina na monitoring. Tempkę raz mierzyłam, a raz nie. Testy owulacyjne robiłam, ale pokazywały migającą buźkę przez 5 dni w cyklu, kolejnych nie robiłam. Nie miałam żadnych bóli owulacyjnych.

Jadąc na szkolenie, zahaczyliśmy w większym mieście o laboratorium. Znaleźliśmy niezłą promocję na badania. Ja zrobiłam pakiet poronienia i subpopulację limfocytów, a Mężuś CFTR.

W weekend byliśmy u moich rodziców, rozmawiamy o samochodzie jednego z moich braci, a tu ni z gruszki ni z pietruszki, mama rzuca hasło "To dziecko Tomka waży 2,1 kg, nie wiem, czy to nie za mało." (dziecko innego brata, termin porodu początek czerwca). Konsternacja "Mamo, my tu poruszamy temat samochodu dla Grześka, więc skąd ten temat? - "No tak po prostu mówię". A potem kolejna wrzutka "Pawłowi urodziło się dziecko, dziewczynka, pod koniec marca, skóra zdjęta z Pawła" (Paweł to mój sąsiad, młodszy o 6 lat ode mnie). No cóż, miłe to nie było, stwierdziłam tylko (bronię się cynizmem i ironią), że podobieństwo do Pawła raczej nie jest komplementem, bo nie należy do najładniejszych osób na świecie, ale spoko, są gusta i guściki. Także po takim miłym okresie nie-myślenia, mamuśka sprowadziła nas na ziemię. Po co ja tam jechałam? No po co?

Posiew w kierunku grzybów - ujemny. A w piątek, 12 kwietnia, byliśmy na wizycie u naprodoktorka. Na usg widać było ciałko żółte 14 mm, znowu z prawego jajnika, płyn w zatoce Douglasa. Tylko lekarz stwierdził, że raczej nie jest to prawidłowe ciałko żółte, może to być pęcherzyk, który zluteinizował, bo ma widoczną pajęczynkę, której nie powinno być. Endometrium miało 8,8 mm, fazy I/II. Naprodoktorek stwierdził, że do tej pory wyszła hiperprolaktynemia, na którą mam leki, ureaplasma, która jest wyleczona, i że on ma podejrzenie endometriozy. Choć przyznał, że objawy mu się nie zgadzają, ale jednak ma argument w postaci statystyki. 80% niepłodnych kobiet ma endometriozę, więc w 4 przypadkach na 5, twierdząc, że pacjentka ma endomendę, to on miałby rację. Zapytał mnie, co zrobiłam, że miałam w poprzednim cyklu i tym cyklu tyle śluzu. Powiedziałam o wyleczeniu helicobacter pylori, że moim zdaniem, pozbycie się stałego stanu zapalnego z mojego organizmu pozwoliło na to, żeby ciało zajęło się pozostałymi czynnościami a nie walką ze stałym stanem zapalnym. Stwierdził (po raz kolejny), że mam intuicję medyczną i wiedzę medyczną, a ostatnio na konferencjach mówi się, że w takich sytuacjach trzeba słuchać pacjentów, bo oni najlepiej znają swoje ciało. Wypytałam go o ten prawy jajnik, powiedział, że nie wie, dlaczego lewy nie działa, że to nam pomoże wyjaśnić laparoskopia. Zapytałam o wielkość jajeczek, bo moje pękają w okolicach 19-21 mm. Są dość małe. Ale jednak powiedział mi, że nie, że kiedyś sądzono, że prawidłowe jajeczko powinno mieć około 25 mm, ale najnowsze badania dowodzą, że takie mają już charakter przerośniętych i takie jak ja mam, uchodzą za jak najbardziej prawidłowe. Przynajmniej tu kamień z serca. Zapytałam go, czy te plamienia mogą być objawem stanu zapalnego endometrium. Powiedział, że tak, ale jeśli miałam leczenie helicobacter, na które podaje się metronidazol, to jest to też bardzo dobry lek ginekologiczny i on przy takiej dawce wyleczyłby mi stan zapalny, gdyby tam coś było. Żeby potwierdzić stan zapalny należałoby zrobić histeroskopię, ale on nie widzi tu wskazań, wolałby od razu zrobić laparoskopię. Ponadto zapytałam go o to jasnoróżowe plamienie w drugiej fazie poprzedniego cyklu, czy to mogło być plamienie implantacyjne. Popatrzył w kartę, policzył i stwierdził, że tak mogło tak być. I jeszcze przyczepił się jeszcze wcześniejszego cyklu, w którym moja faza popeakowa trwała 17 dni. Stwierdził, że w dniu P+17 to się robi test ciążowy, oczywiście w takim przypadku, jaki ja prezentuję, gdzie normalnie fazy popeakowe trwają 14 dni. I że on bardziej tu upatrywałby problemu, że może doszło do poczęcia i wczesnego poronienia, może jest problem z zagnieżdżeniem się. Powiedział, że jeśli miałabym kolejne cykle i byłoby P+16 i P+17, to koniecznie zrobić betę. Nie test z moczu, a betę właśnie, bo to nam powie, czy coś zdążyło się zadziać i skończyć super wcześnie czy nic się nie zadziało, a testy z moczu bywają niewystarczająco dokładne. Jeszcze stwierdził, że do tej pory na bok odstawiliśmy te problemy związane z ANA i ASA, na co powiedziałam, że ja tego nie odstawiłam na bok, bo na każdym monitoringu o to pytałam (wrodzona złośliwość? no może niekoniecznie, ale on to zbywał, nie ja). Przepisał mi encorton 5 mg od dnia P+3 do pierwszego dnia miesiączki. Powiedział, że ma to szanse wspomóc moją fazę lutealną, w takiej dawce raczej nie powinno być skutków ubocznych, no i że przyjmuje się go rano. W zakresie laparoskopii, powiedziałam mu o swoich typach. O doktorze Karmowskim powiedział, że to jego kolega ze studiów, studentem dobrym nie był, ale ojciec nauczył go świetnie operować. O doktorze Tomaszewskim powiedział, że już ceny bliżej ziemi i terminy chyba też i jest świetnym operatorem. Zaproponował też dr Gogacza w Łukowie na NFZ. No i nie wiem, co zrobić. Ten NFZ troszkę mnie przeraża. Badania z krwi to mogę na NFZ robić (chociaż jest to trudne), ale jak mają mnie kroić, to już mocno się zastanawiam, powiedział, że pacjentki są zadowolone z niego. W najbliższym czasie są święta, a potem weekend majowy, który spędzamy w Alpach, więc nie będzie nas. Będzie za to czas, żeby pomyśleć o tej laparoskopii. No i jeszcze zaproponował Aromek 3 tabletki 5 dc. Ostatnio było 5 tabletek 5 dc i wyszły przerośnięte, to zaproponował, że taka dawka wzmocni mi owulację. Tylko do tej pory pęcherzyki rosły i pękały same, ten cykl jest dość dziwny owszem, ale czy 1 na 4 monitorowane cykle, jest dobrą podstawą, żeby eksperymentować z aromkiem?

Nie mówiliśmy mu o wizycie u genetyka, ani o zrobionych badaniach. Teraz zastanawiam się, jakie jeszcze badania zrobić przed wizytą u immunologa. Wątek o immunologii ma około 1200 stron i jest to wątek super mieszany, o lekarzach, o badaniach, o analizach wyników, o poszczególnych przypadkach. Zadałam pytanie, ale póki co nie uzyskałam odpowiedzi, szczerze przerasta mnie konieczność czytania 1200 stron. Aaaa i jeszcze wątek charakteryzuje się tym, że nie pisze się nazwisk lekarzy, tylko np. dr P., prof. M., dr K. Bardzo to pomocne jest prawdaaaaa? Nie rozumiem tego, ja OvuFriend traktuję jak kopalnię wiedzy (powtarzam się), a skąd mam czerpać tą wiedzę, skoro nazwiska są zanonimizowane? W ogóle nie rozumiem dlaczego, przecież nikt tam nie obraża tych lekarzy, żeby narażać się na odpowiedzialność karną czy cywilną. A przez takie zachowanie inni Użytkownicy nie mogą skorzystać z porad tych specjalistów.

W środę Mężuś powtarza badanie nasienia i badania z krwi, w czwartek ja zrobię sobie progesteron i estradiol. W zależności od tego, co wyjdzie działamy dalej. No i czekamy na wyniki badań genetycznych i subpopulację limfocytów.

17 kwietnia 2019, 18:17

Mężuś był na 3. badaniu nasienia. Liczyliśmy może, że tym razem zrobią morfologię i test MAR. Niestety nie udało się.

Wyniki są następujące:

upłynnienie: 45 minut (zwiększyło się, w 2. badaniu było 35 minut, ale w 1. badaniu 60 minut) - pomysły od czego to zależy?
barwa: przejrzysta (1. raz to tu jest błąd, do tej pory wychodziła w porządku)
ph: 8,0 (tu nigdy nie mieliśmy problemu)
objętość: 3,3 ml (zwiększyła się, zarówno od 1., jak i od 2. badania)
ilość: 4,95 miliona w ejakulacie (w pierwszym badaniu było 1,58 miliona, w drugiej 4 sztuki)
koncentracja: 1,5 miliona na mililitr (w pierwszym badaniu 0,75 miliona, w drugim nieoznaczona, norma od 15 mln/ml)
plemniki żywe: 50% (w poprzednich badaniach nieoznaczone)
plemniki martwe: 50% (w poprzednich badaniach nieoznaczone)
ruch postępowy wolny: 10% (1.badanie 0%, 2.badanie: pojedyncze się poruszały)
ruch postępowy szybki: 0%
ruch niepostępowy: 2% (1.badanie 45,45%, 2.badanie nieoznaczone)
nieruchome: 88% (1.badanie 54,55%, 2.badanie nieoznaczone) - to mnie martwi, no bo skąd w stronę gorszego to poszło?

Także widać progres, mozolny, teraz trzeba by im dodać trochę energii, żeby ruszały się szybciej. Jest kilka elementów, które mnie martwią. Mężusia martwi wszystko, stał się żółwiem, więc ogólnie na razie nie ma z nim żadnej rozmowy. Na szczęście we wtorek ma wizytę u urologa, no i we wtorek idziemy też na zapoznawczą wizytę w nowej klinice. Jutro oboje idziemy na hormony.

Przyszły też wyniki subpopulacji limfocytów. Jedyne, co odbiega od norm laboratoryjnych, to komórki NK CD 3-16+. Mam ich 6,5%, a norma zaczyna się od 7,3%. Na tym się jeszcze nie znam, wizyta u immunologa 15 maja. I są też częściowe wyniki mutacji genetycznych. Jestem posiadaczką mutacji genu MTHFR a1298c w układzie homozygotycznym. Z tego, co wyczytałam, nie wchłaniam normalnych form kwasu foliowego i innych witamin z grupy B, skutkować to może różnymi dziadostwami, ale można to ograniczyć również dietą. Od grudnia część witamin przyjmuję w formie metylowanej i teraz muszę sobie pogratulować i pozostałe również w tej formie zajadać. Dziś już taki pakiet zakupiłam. Do tego kupiłam też książkę o immunologii.

We'll see.

A. Żeby nie było tak pięknie. Program dofinansowania in vitro ma u mnie ruszyć nie w czerwcu, a we wrześniu. Raczej nie będziemy czekać, ale to już zobaczymy, co w tzw. międzyczasie powychodzi.

19 kwietnia 2019, 08:28

Odebrałam swoje wyniki z 7dpo (P+7):

progesteron: 22,90 (drugi cykl z rzędu mieści się w normach naprotechnologicznych)
estradiol: 213,60 (wow, wow, wow! jestem z siebie mega dumna, do tej pory najwyższy jaki miałam do było coś około 179, także teges :)

Mężuś (robione 4 dni po odstawieniu terapii hormonalnej):
cholesterol: 175 mg/dL (norma do 190, spadł delikatnie)
cholesterol LDL: 130 mg/dL (norma do 115, troszkę wzrósł od ostatniego badania)
FSH: 12 (norma do 11,9; zaczynaliśmy od 8,7, potem było ponad 21, fajnie, żeby było poniżej 9)
LH: 7 (norma do 12,1; 1.badanie było w normie, 2.badanie norma przekroczona)
testosteron: 901,62 (norma do 870,70, czyli trzyma się ;))
estradiol: 62 (norma do 44, 1.badanie było w normie, 2.badanie ponad 93)
progesteron: 0,2 (norma do 0,2 :) 1.badanie 0,38, drugie badanie 0,33).

Widać postęp :)

Z okazji nadchodzących Świąt Wszystkim Staraczkom zieloności już wkrótce, nowych metod leczenia różnorodnych, ciężkich schorzeń, cierpliwości i wytrwałości, a przede wszystkim wiary i nadziei na to, że zostaniemy Rodzicami. A Wszystkim Zafasolkowanym - spokojnej ciąży, bezproblemowego porodu i cieszenia się ciążą i rodzicielstwem. A Wszystkim - Wszystkim - umiejętności cieszenia się z tego, że jesteśmy, że mamy fajnych Mężów/Partnerów.

25 kwietnia 2019, 13:56

Czekam na @. Powinna przyjść za 2 dni. Oczywiście, że liczę, że nie przyjdzie. Mężuś ma za 4 dni urodziny.

Święta przeżyłam. W towarzystwie ciężarnej bratowej. Poród na przełomie maja/czerwca. Mężuś stwierdził, że chodziłam tak spięta, że szok. Ogólnie robiłam wszystko byle tylko nie siedzieć przy stole, bo w zasadzie był jeden temat. Drugim było moje popsute auto, ale same rozumiecie - zepsuty samochód to mniej wdzięczny temat do rozmów rodzinnych.

Odebrałam wyniki kariotypów: są w porządku. Przyszły miesiąc przed terminem. I to na NFZ. Przyszły też wyniki mutacji protrombiny i Leiden - są w porządku, nie wykryli żadnych mutacji. Uff.
We wtorek byliśmy porobić pozostałe badania: KIR, HLA C, PAI, LCT i CBA. Poszły kolejne grube pieniądze, ale naprawdę nie chcemy pchać się w in vitro czy inseminację bez tych badań. Przestaliśmy odkładać cokolwiek na konto oszczędnościowe, a zaoszczędzone pieniądze bardzo szybko stopniały. Nie ruszamy nic z remontem naszego strychu (remont generalny łącznie z wylaniem stropu i wzmocnieniem dachu). Może i ktoś inny wybrałby ścieżkę - przecież tyle pieniędzy , to już można byłoby być po in vitro - ok. Ale u nas szanse są marne, przecież z pustego i Salomon nie naleje, więc czas kuracji hormonalnej Mężusia wykorzystujemy w ten sposób. Jeszcze w zakresie finansów: autko odmówiło posłuszeństwa. Znowu tuż przed Świętami. Eh, poszły amortyzatory. Na szczęście mam mechanika - magika. Udało się je zregenerować i mogę śmigać dalej i jeszcze nie bankrutuję. Do tego okazało się, że pracodawca źle potrącał mi zaliczki na podatek i mam super dużą dopłatę do podatku :(

Byliśmy na wizycie w klinice. Tym razem Gameta. Klimat zupełnie inny. Tam się kręciły dzieci. Normalnie, jak w przychodni. Brak opóźnienia, a nawet weszliśmy przed czasem. Lekarz na plus - konkrety - u mnie najpierw drożność jajowodów, u Mężusia kolejne badanie nasienia, tym razem z defragmentacją nasienia, nie pchamy się w niepotrzebna badania, bo one i tak nam nie zmienią toku postępowania. Potem decyzje, co dalej. Lekarz na minus - nie zaprosił mnie na fotel, nie obejrzał wszystkich badań. Szanse w inseminacji 8 - 12%. I dowiedziałam się, że owszem potrzebny jest 1 plemnik, ale potrzeba również wokół tej komórki jajowej 1 miliona plemników, bo bez nich nie rozpuści się osłonka wokół jajeczka!!! Jedna negatywna rzecz, którą powiedział - przy tak małej ilości plemników możemy spodziewać się dużej ilości wad w ich budowie.

Mężuś mi się rozsypał przed wizytą. On nie chce tu być, jemu się nie podoba, on czuje, że to nie tak powinno być, on chce normalnie, poza tym według Mężusia ja mogę mieć dziecko, na to rzucam - owszem, ale raczej nie z tym, z kim chcę, więc stoję ramię w ramię z nim i razem nie możemy mieć dziecka. Ehh, psychika. Stawiam na nogi, tłumaczę, przytulam się. Tłumaczę, żartuję, przedstawiam różne scenariusze, łącznie z życiem bez dzieci: "Krąsi - ja sam z Tobą nie wytrzymam - No wiesz Mężuś, jakby dla mnie to była taka prosta sprawa", stawiam na nogi, głaszczę po ręce, smyram po ramieniu i znowu. A potem odstawiona na pociąg mam całe 2 godziny dla siebie, żeby ochłonąć z emocji, bo zaraz jak wysiądę dzwonię do niego.

Po wizycie w klinice Mężuś był na wizycie kontrolnej u urologa. Urolog stwierdził, że zmniejsza dawki niektórych leków, zwiększa innych, dodaje jeden nowy lek, resztę pozostawia bez zmian. Hormony wyglądają stabilnie, dlatego niektóre leki można jeszcze bardziej zmniejszyć. Na pytanie od czego zależy upłynnienie odpowiedział, że zależy od ilości pewnego enzymu z konkretnym wytrysku, dlatego jest to parametr bardzo mało zależny od długotrwałego leczenia, nawodnienia, czy diety. W tym konkretnym mogło być 45 minut, ale co do zasady będzie szybciej. Zalecił kontrolne badanie hormonów za 3 - 4 tygodnie od wizyty i już raczej nie zalecał kontrolnej wizyty, bo leczenie poskutkowało. Stwierdził, że te wyniki to prawdopodobnie początek działania terapii hormonalnej, że gdyby nie ruszyło, to max. do pół roku byśmy czekali na poprawę, ale ruszyło i on poprawę widział nawet dopiero po upływie 9 miesięcy od rozpoczęcia leczenia. Poza tym powiedział, że jak już są, nawet w tak małej ilości, to warto złożyć depozyt i nie warto czekać z tym na 10 milionów plemników. W jego ocenie nie warto czekać też z in vitro, i polecił nawet klinikę FertiMedica. Mała, ale podobno kilka lat temu zainwestowali w szkolenie personelu i mają dobre wyniki. W związku z tą wizytę odwołaliśmy wizytę u innego specjalisty, baliśmy się, że będzie nas czekała biopsja, ale Mężuś zareagował na leczenie, więc na ten moment obejdzie się bez biopsji.

Prawdopodobnie mamy skopane ostatnie badanie nasienia (robione w pierwszej klinice, bo dostaliśmy zniżkę). W rekomendacjach dotyczących wykonywania badania nasienia stoi czarno na białym: "ruchliwość ocenia się po upływie 30 minut, ale przed upływem 60 minut od ejakulacji, aby uniknąć niekorzystnego wpływu zmiany pH, temperatury oraz odwodnienia próbki". A na naszym wyniku badania: ruchliwość plemników po upływie 1 godziny. No i zbieram się, żeby zadzwonić do kliniki i przedyskutować, o co chodzi.

Rekomendacje:
http://kidl.org.pl/uploads/Rekomendacje_Badanie_nasienia_80.pdf

Próbowałam się zapisać na drożność jajowodów na NFZ. Sprawa wygląda tak: muszę mieć tyle badań do tej drożności, że cena wychodzi niewiele mniejsza niż drożność w klinice. A termin to 20 maja, jak będę w nieodpowiedniej fazie cyklu, to przekładają o kolejny miesiąc. A w klinice mam numer do lekarza prowadzącego, dzwonię do niego, zapisuję się i on mi to wykonuje.

Przyszła książka o immunologii, wczoraj padając ze zmęczenia przeczytałam rozdział o ciąży. W dalszym ciągu jestem zielona w temacie, ale mam szansę się ogarnąć.

Plan jest taki: jedziemy w Alpy. Uff :) odpoczniemy, wyjeżdżamy jutro po pracy, nic nie jest gotowe i nie wiem, kiedy się będziemy pakować, ale odpoczniemy!

Po urlopie: badanie drożności jajowodów w klinice, Mężuś - badanie nasienia z defragmentacją (będzie 3 tygodnie po ostatnim badaniu i 2 tygodnie po zmienionej terapii hormonalnej, Mężuś jak usłyszał, że jest prawdopodobnie skopane badanie chciał je powtarzać tego samego dnia, a potem jak usłyszał, że musi zrobić defragmentację też już chciał od razu robić - po tym widać było jego roztargnienie i rozdrażnienie jednocześnie, bo zazwyczaj działa chłodno i kalkuluje, wytłumaczyłam mu, że lepiej będzie zrobić już na spokojnie po majówce, ja przecież wcześniej drożności nie zrobię, więc nie ma sensu działać chaotycznie), 15 maja wizyta u immonologa, 20 maja gastrolog, 21 maja wizyta u człowieka od laparoskopii. I czekamy na wyniki badań genetycznych i immunologicznych. W odpowiednich dniach cyklu monitoringi, badanie progesteronu i estradiolu, u Mężusia powtórka hormonów.

26 kwietnia 2019, 09:29

Jeszcze nie zdążyłam przemyśleć dobrze tematu hsg, a już wiem, że w tym cyklu tego nie zrobię. Dostałam okresu, po powrocie będę albo po owulacji albo w poniedziałek dostanę owulacji (między 10 a 11 dc). Grrr. Czyli czekam grzecznie na wizytę u speca od laparoskopii, zobaczymy, co on powie, w międzyczasie muszę sprawdzić czy byłam szczepiona na WZW B. Jeśli nie, to mam przyjąć 2 dawki - takie info od speca od laparoskopii (gość mnie jeszcze nie widział, nic mu nie zapłaciłam, a kontakt mailowy z facetem jest świetny).
Jeśli owulka się przesunie, choćby o 1 dzień, to może uda mi się zrobić to hsg zaraz po powrocie. Muszę szybko myśleć.

7 maja 2019, 11:50

Wróciliśmy z wypoczynku :) pochodziliśmy po niższych partiach Alp, zwiedzaliśmy kościoły i zamki, cieszyliśmy się słonkiem, ale też deszczem i śniegiem. Odpoczęliśmy! Nawet troszkę cydru francuskiego wypiliśmy, choć i tak zdecydowanie mniej niż pozostała część ekipy. Nie myśleliśmy o głównym problemie naszego życia.

Nie było mnie kilka dni na forum, a tu znowu zieloności się pojawiły :) pojawił się też post o wypadku samochodowym, jak to przerzuca starania na dalszy plan, bo trudno sobie wyobrazić życie bez naszych partnerów. Pouczające. I dość mocno otwierające oczy. Przecież bez mojego Mężusia (choć bycie z nim 9 dni, przez 24 godziny na dobę non stop, dało mi w kość i w ramach relaksu urządziliśmy sobie małą aferkę na francuskiej stacji paliw, a co! ktoś mi zabroni?!), może niekoniecznie przestałabym istnieć, ale naprawdę nie mogłabym nazwać swojej egzystencji życiem. Wewnętrznie stałabym się roślinką, której nic nie obchodzi. Mężuś twierdzi, że jego życie beze mnie byłoby "spokojne, aż zbyt spokojne". Tego się trzymam.

Owulka była wczoraj (poniedziałek), no i nie udało się przed owulacją zrobić badania drożności. Trudno je robić na odległość, gdy jajniki są we Francji, a lekarz w Warszawie ;) Dziś rano byłam na monitoringu potwierdzić owu, przeczucia się nie pomyliły, lekarz widział ciałko żółte, z prawego jajnika, ciałko żółte wielkości 8,7 mm, endometrium przekształcające się, grubość 9,6 mm. Migdały działają!

Nie byłam szczepiona przeciwko WZW typu B, muszę więc zatroszczyć się o 2 dawki szczepionki, pierwszą być może uda się przyjąć już dziś.

Przyszły wyniki kolejnych badań genetycznych, tym razem Mężowskie CFTR. Posiada mutację F508 del w układzie heterozygotycznym. Mutacja ta determinuje mukowiscydozę. Przy układzie homozygotycznym podobno nie ma mowy o produkcji plemników, a przy układzie heterozygotycznym produkcja jest utrudniona. Mężuś skwitował krótko: "Jestem szczęśliwy, bo wreszcie wiem, z czego to gówno wynika! Tak, w dziwny sposób jestem szczęśliwy.". Także nie dość, że rozjechany układ hormonalny, to jeszcze takie dziadostwo. Przynajmniej wiemy, dlaczego u innych mężczyzn kuracja hormonalna daje znacznie lepsze efekty.

Plany medyczne są szeroko zakrojone, jeszcze psychikę trzeba nastawić na przyjście na świat Bratanka. To już wkrótce i czasem się cieszę, czasem zazdroszczę, a czasem płaczę w poduszkę. Do tego płaczu przyczyniają się teksty Brata, który nie zna pojęcia empatii i jak walnie jakimś tekstem, to klękajcie narody, a trzymamy się tego, że rodzinie nic nie mówimy. Głównie dlatego, że Mężuś od początku jest za pomysłem dawstwa i chce potem słyszeć "O jaki/jaka podobny/a do Tatusia!" i nie chce słyszeć drętwych tekstów w tym zakresie. Ja, do tej pory nieprzekonana, zaczynam się zastanawiać głębiej nad tym tematem. Wychodzą nam kolejne mutacje, jaki jest sens się starać i powołać na świat chore dziecko? Bo to chyba całkiem normalne, że jak już marzysz o dziecku, to marzysz o zdrowej istotce? Gdzie się kończy etap Twojej ingerencji? Jaką mam pewność, że ta mała istotka powołana na świat przy pomocy dawcy nasienia nie zwiąże się w przyszłości z osobą powołaną na świat w ten sam sposób i to z użyciem nasienia tego samego dawcy? Ok, ok, są procedury, jasne, że są. I nikt nie da mi gwarancji. Nie tak dawno temu, wypłynęła na światło dzienne sprawa holenderskiego czy belgijskiego lekarza, który zamiast nasienia dawcy, używał do zabiegów swojego nasienia i potwierdzono jego ojcostwo 49 osób. Około 200 czeka w kolejce. 249 osób na 6,5 miliarda, a tak bliżej około 40 milionów Polaków. Takie mam rozkminy w głowie. Biegają po tych neuronach i nie dają mi spokoju, każda się łączy z każdą, prawie w sposób nierozerwalny. Od mutacji, chorób, po dawstwo i zagrożenia z nim związane.

9 maja 2019, 17:27

Znowu odebrałam wyniki. I znowu coś wyszło. Jakby tak jednak, dla odmiany, mogły wyjść prawidłowe. Ehh.

Mój KIR to Bx. Czyli ten korzystny.
Mój HLA-C to C1, C*01, C*07 - na wyniku jest adnotacja, że prawidłowy:
Wykryto geny KIR: 2DL1, 2DL3, 2DL4norm, 2DL5 (grupa 1), 2DS1, 2DS4norm, 2DS5, 3DL1, 3DL2, 3DL3, 3DS1, 2DP1, 3DP1norm.
Nie wykryto genów KIR: 2DL2, 2DL4del, 2DL5 (grupa 2), 2DS2, 2DS3, 2DS4(del-22bp), 3DP1var.

Męża HLA-C to C1 oraz C2, C-06, C*07 - adnotacja "nieprawidłowy".

Tyle dziadostwa w jednym osobniku. Dziś chyba nie mam siły. Chyba każdego czasem przygniata.
Z innych adnotacji, na wyniku Mężusia, napisano: według aktualnej wiedzy obecność grupy C2 jest opisywana jako możliwa przyczyna wystąpienia objawów: niepłodności idiopatycznej, braku możliwości zagnieżdżenia się zarodka.

Miałam nosa, że in vitro raczej by nie chwyciło.

Nie wiem nic więcej, bo immunologia i tak zaawansowana genetyka, to jeszcze nie jest moja mocna strona. Zadawałam pytanie na wątku dotyczącym badania KIR, czekam na odpowiedzi. Wizyta u immunologa w przyszłą środę.

Wiadomość wyedytowana przez autora 9 maja 2019, 17:44

15 maja 2019, 23:45

Zrobiłam sobie badanie estradiolu i proga w 7 dpo i jednocześnie P+7:
prog: 24,30
estr: 227,50
Elegancko.

Jesteśmy po wizycie u doktora Paśnika.

Niestety laboratorium zawaliło i spóźniło się z przesłaniem wyników badania LCT (test limfocytotoksyczny lub cross - match lub test mikrocytotoksyczny - lekarz powiedział, że jest to, to samo badanie, ale wykonywane innymi metodami). Ale jednocześnie miałam wyniki badania CBA, które kształtują się tak:

interferon gamma: 234,0 (norma: 2046,6 - 4738,0), jest poniżej normy, ale on gdy jest wysoki przeszkadza w zajściu w ciążę, więc ogólnie ten parametr jest ok;
TNF alfa: 3465,0 (1208,3 - 4156,1) w normie;
interleukina 10: 590,0 (695,6 - 3048,4) "bidulka poniżej normy" - nie dba o zarodek, bo jest jej za mało - sł. lekarza;
interleukina 4: 21,0 (20,0 - 80,6) również pomaga w zajściu z ciążę, jest nisko przy granicy i dobrze, żeby była wyższa;
interleukina 5: 4,0 (20,0 - 59,8) poniżej normy, przeszkadza w zajściu w ciążę, więc to ok, że jest nisko;
interleukina 2: 30,0 (20,0 - 62,5) w normie, przeszkadza w zajściu w ciążę, więc dobrze, że jest nisko w normie;
wskaźnik IFN/IL 4: 11,1 (36,7 - 175,0) poniżej normy, nie pamiętam nic na ten temat;
wskaźnik TNF/IL 4: 165,0 (19,7 - 149,5) powyżej normy, też nic nie pamiętam;
wskaźnik INF/IL 10: 0,4 (1,2 - 3,0) - podobno wynik marzenie;
wskaźnik TNF/IL 10: 5,9 (0,7 - 2,8) - powyżej normy, nie pamiętam słów lekarza na ten temat.

Ogólnie: czekamy na LCT i wynik PAI 1. Żadnych innych badań nkke robimy i potem podejmujemy decyzję w zakresie ewentualnego leczenia, czy będzie to immunosupresja czy też szczepienia limfocytami Męża. Kolejna wizyta (cudem!) 29 maja br. Do końca tego tygodnia mam mieć wyniki PAI 1 i LCT.

Wyjaśnił nam KIRy i HLA-C. Stwierdził, że te 2, których mi brakuje są ważne, ale nie najważniejsze (no dzięki ovufriend, już to wiedziałam ;-)): 2DS2, 2DS3. Odpowiedzialne są za hamowanie, stwierdził jednak, że one nie robią różnicy. HLA-C Mężusia określił jako neutralne. Według niego C1 oraz C2 oznacza, że ma epitopy z tej lepszej rodziny i te z tej gorszej, czyli jest neutralnie. Pokazał nam swój magiczny zeszyt :), a tam "KIRy implanatcyjne ...", "C1: ...", "C2: ..." :)

W jego ocenie moje spóźniające się okresy (na przestrzeni kilku lat starań, bo trwają dłużej niż jestem na ovufriend), mogła być oznaka tego, że coś tam się próbuje zadomowić, to oznaka tego, że mój system odpornościowy nie do końca troszczy się o te zarodki. Na szczęścia bywają sytuacje znacznie gorsze, że układ odpornościowy niszczy zarodki. Powiedział też, że jeśli byłam kiedykolwiek w ciąży nawet nie potwierdzonej betą, to mój system odpornościowy mógł już się tego nauczyć i nabył odporność na ciążę i teraz niszczy kolejne, bo nie znosi obcych komórek. Nie tylko mojego Męża, zasadniczo każdej obcej komórki. A ciąża, z punktu widzenia immunologii, przynajmniej pierwsze 12 tygodni, to taki stan, kiedy zarodek chowa się przed systemem odpornościowym matki, żeby ta go nie zniszczyła. Generalnie, przeczytał wszystkie wyniki od dechy do dechy, najważniejsze rzeczy powpisywał w kartę, zadawał dużo pytań, udzielał mnóstwo odpowiedzi. Nawet Mężuś stwierdził, że facet ma misję, przełożyć medycynę na ludzki język. I tu uwaga, mój Mężuś do tej pory na wizytach milczący, odzywał się i pytał więcej niż ja! Zdumiewające i jakie pocieszne :)

Ujął mnie tym, że weszłam do gabinetu i usłyszałam: "Dzień dobry Pani Krąsi!". Niby nic, a jak miło, jak się do człowieka po imieniu zwrócą. Ma się jednak wtedy wrażenie zaopiekowania. Cała przychodnia, chyba najsensowniej zorganizowana, ze wszystkich, w których do tej pory byliśmy. Mały minus dla jednej pani rejestratorki i jednej pielęgniarki, nie rzutujący jednak na obraz całości. I łazienka normalna (ja wiem, kto by się tym przejmował, a jednak po wizycie w warszawskiej Invikcie, my zwracamy uwagę na takie szczegóły, atmosfera ma kolosalne znaczenie!), krzesła w poczekalni wygodne, brak kłębiącej się kolejki, bo wizyty o czasie. Jesteśmy zadowoleni i podniesieni na duchu. Jedyne co, to czytałam, że doktor udziela konsultacji telefonicznych, a w lab była kartka, że od dnia 14 stycznia 2019 roku już nie udziela takich konsultacji.

Jako, że jesteśmy zadowoleni z wizyty i nie czujemy potrzeby konsultacji z innymi lekarzami, to poodwołuję jutro wizyty u Malinowskiego, Sachy i Kluszczyka (przezorny zawsze zabezpieczony). Za to muszę się umówić do dentysty, bo mnie siódemka pobolewa.

Przeczytałam cały wątek: badanie KIR na problem z implantacją zarodka, jestem troszkę mądrzejsza o tą wiedzę. Ale wątku "immunologia, leki i szczepienia limfocytami" nie dam rady przeczytać (ponad 1200 stron).
W międzyczasie czytam sobie książkę o immunologii i coraz więcej kumam. Książka jest prześwietna. Ma podstawowe definicje zaraz na początku, spis pojęć i gdzie ich szukać, przepotężny spis treści, mnóstwo tabel i grafik obrazujących działanie układu odpornościowego. Mężuś stwierdził, że to delikatnie paranoja, ale cóż poradzić, jak się wciągnęłam. Czasem muszę ją czytać z wikipedią, przecież nie mam podbudowy żadnej pod tą wiedzę.

Ale np.
cytokiny: substancje białkowe regulujące aktywację, poliferację (mnożenie się), różnicowanie i przemieszczanie się komórek, mogące indukować nawet ich śmierć - czyli takie dowództwo komórek, zarządcy;
IL (interleukiny): cytokiny służące komunikowaniu się, wzajemnemu oddziaływaniu i kooperacji między komórkami układu odpornościowego - grupa dowódców odpowiedzialnych za komunikację wśród komórek układu odpornościowego;
IFN (interferon): grupa cytokin wytwarzanych i uwalnianych przez komórki w odpowiedzi na zakażenie: dowództwo zbrojne zwyczajne;
TNF (czynnik martwicy nowotworu): grupa cytokin odpowiedzialnych za zabijanie komórek nowotworowych: dowództwo zbrojne nadzwyczajne.

Część rzeczy, które czytam, rozumiem po swojemu, ale nawet Mężusiowi nie jestm w stanie tego wyłożyć, natomiast kilka rzeczy mnie zafascynowało, np. jak komórki nowotworowe oszukują nasz układ odpornościowy.

Bardzo często w wątkach immunogenetycznych pojawia się sformułowanie: MHC klasy I i II. No i teraz MHC to głowny układ zgodności tkankowej (HLA-C należą do klasy I MHC). Klasa I prezentuje peptydy obejmujące 8 - 10 aminokwasów, zaś klasa II 13 - 17 aminokwasów. Cząsteczki CD8+ rozpoznają I klasę, cząsteczki CD4+ rozpoznają II klasę. Z książki wynika, że "Stosunek limfocytów CD4+ do CD8+ we krwi ludzi zdrowych wynosi średnio około 1,3 do 1, ale może się wahać w szerokich granicach".

KIRy to receptory komórek NK. Z książki wynika, że możliwe jest powstanie w populacji maksymalnie 2048 kombinacji posiadanych KIR. Inne kwestie z książki: IL 10 jest odpowiedzialna za hamowanie nasilonych reakcji zapalnych. Rola komórek dNK (NK doczesnej) jest ściśle związana z początkowymi etapami rozwoju ciąży, a przede wszystkim rozwojem prawidłowego unaczynienia łożyska, które trwa do około 20 tygodnia ciąży. Cytotoksyczność to toksyczność komórek wobec innych komórek.

KIRy oddziałują na komórki NK. A komórki NK albo utrzymają zarodek albo go zniszczą. HLA-C C2 w tym wszystkim predysponuje do niszczenia.

To się tak pięknie łączy, że naprawdę nas Ktoś musiał stworzyć :)
a i daliśmy radę mieć małą przyjemnostkę i zjedliśmy fajny obiad w restauracji indyjskiej.

W piątek kolejne badanie nasienia Mężusia, jego badanie hormonów i wizyta w trzeciej klinice. Potem będziemy decydować między kliniką numer 2 a numer 3.

Tymczasem idę spać, bo mi już głowa puchnie od ilości tej wiedzy. Kolorowych snów Wszystkim!

17 maja 2019, 22:52

Interferowanie - wzajemne oddziaływanie na siebie dwóch lub więcej składników. To tak, w ramach rozwijania wiedzy immunologicznej ;)

Mężuś powtórzył dziś badania hormonalne, wyniki pewnie w poniedziałek. Nie zrobił natomiast badania nasienia. Był umówiony, sama go umawiałam. Miał zrobić podstawowe wraz z chromatyną. Rejestruje się w lab, mówi, co i jak, a Pani mu mówi, że nie są przygotowani na chromatynę, bo to inaczej trzeba laboratorium przygotować (nie jakiś zwykły lab, tylko w klinice) i nie zdążą tego zrobić. Jak zapisywałam, to powiedziałam "Proszę o zapisanie Męża na badanie nasienia", pani z drugiej strony nie zapytała, na jakie konkretnie. No to Mężuś podziękował serdecznie za wykonanie podstawy, zapisał się już szczegółowo na 27 maja.

Byliśmy też w 3. klinice leczenia niepłodności. 1. to była katastrofa, 2. (tam dziś miał robić badanie nasienia) dużo lepsza, nie złapaliśmy jednak "chemii" z lekarzem. A dzisiejsza to był strzał w dziesiątkę! Mała, rejestracja dyskretna, płaci się po wizycie (!!!) - bo nie wiadomo, co lekarz będzie na wizycie robił, może usg, może cytologia, może jakieś inne badanie. Bez pośpiechu, bez opóźnień. 1 para była w budynku, ale nie do tego lekarza, plus do tego kilka kobiet. Biblioteka - zupełnie nie na temat!!! Np. "1000 mostów, które musisz zobaczyć przed śmiercią" :) i inne takie. Czasopisma tematyczne, ale poruszające szerokie spektrum niepłodności (nie tylko klinika i in vitro), ale też "adopcja", "immunologia", "jak odpowiadać na krępujące pytania", "dieta". No kupili mnie m.in. tą kompleksowością.

Pani doktor - uśmiechnięta, nie zmęczona swoją pracą. Pierwsze pytanie, a mi się ciepło na sercu zrobiło "Jak długo się Państwo starają o małego człowieka?". Do tej pory było coś w stylu "Po co Państwo przyszli?", "Z czym Państwo przyszli?". Wszystkie badania przeczytała bardzo dokładnie, dopytywała, wpisywała w system nasze odpowiedzi i wyniki badań. Przeprowadziła z nami bardzo szczegółowy wywiad (chyba najbardziej szczegółowy, jak do tej pory). Odpowiadała cierpliwie na nasze pytania, żartowała (ale w taki smaczny, wyważony sposób). Udostępniła swój numer telefonu, powiedziała, że nie odbiera telefonów, ale żeby pisać smsy, odpisuje. Przyjrzała się genetyce i immunologii, nawet czaiła bazę. Podpowiedziała nam jak uzyskać refundację na leki na moją mutację (clexane) i że jest o co walczyć, bo jak uzyskamy refundację, to zaoszczędzimy około połowy dobrego samochodu (!!!). Pobrała mi cytologię, zbadała, zrobiła usg. Powiedziała, że mam "uśmiechniętą macicę", ciałko żółte jest ok, endometrium również w porządku, jajniki też , bo było po około 6-7 mikrojajeczek w każdym. I uwaga: jako pierwszy lekarz odpowiedziała mi na pytanie, dlaczego mam notorycznie owulację tylko z prawego jajnika (gdyby nie aparat od usg w środku mnie, to zeskoczyłabym z fotela i ją uściskała!!! a tak musiałam się powstrzymać :D): po lewej stronie jest jelito grube, a jego flora nie wpływa korzystnie na lewy jajnik i większość kobiet tak ma, bzdurą jest twierdzenie, że owulacja następuje naprzemiennie. Mężuś jak to usłyszał (badanie usg odbywało się bez jego obecności, poszedł umawiać w tym czasie badanie nasienia), to stwierdził, że nasz naprodoktorek, który ma praktycznie specjalizację w specjalizacji, dostaje dużego minusa. Minusa jak stąd do Berlina, że on tego nie powiedział, tylko stwierdził, że on nie wie, dlaczego tak jest, że owszem czasem tak bywa, ale równie dobrze, może to być objaw choroby.

Powiedzieliśmy jej, że jesteśmy również pod opieką naprodoktorka - w żaden sposób negatywnie tego nie skomentowała. Jedynie w zakresie Ca-125 stwierdziła, że w zakresie tego, że przy endometriozie jest podwyższony, to nie zgodziła się, bo mówi, że na stole operacyjnym widziała endometriozę w stadium IV i Ca-125 było super, a widziała też brak endometriozy i innych chorób przy kilkuset przekroczonym Ca-125.

Wypytała też o kwestie, które w rekomendacjach leczenia niepłodności (czyt. robienia inseminacji i in vitro) określane są mianem - nie ma znaczenia (bo in vitro omija te problemy). Czyli prolaktyna, temperatura w trakcie cyklu, śluz czy się pojawia, czy robię testy owulacyjne, czy badam prog i estradiol 7 dpo :)

Większość dokumentów przekazała do rejestracji, żeby to skserować. W jej ocenie nie ma sensu badać drożności jajowodów i robić laparoskopii. Mamy się zapoznać z dokumentacją, przemyśleć sprawę, i ona by nam zaproponowała krótki protokół, IMSI. Wypytałam o skutki uboczne (rak jajnika, rak piersi, hiperstymulacja - ale nie należę do grupy ryzyka). Wytłumaczyła kwestię mrożenia, czy to oocytów, czy zarodków. Powiedziała, że one tak jakby przed mrożeniem są liofilizowane. Mogą pobrać, ile wyprodukuję, zapłodnić 6, podać 1, resztę muszą zamrozić. Przeżywalność zamrożonych wynosi 90%. Stwierdziła, że jak zarodek przeżyje mrożenie, to znaczy, że jest silny. Ma bardzo dużo ciąż i dzieci z tzw. mrożaków.

Podejście ma kompleksowe i dlatego bardzo mi się spodobała. Spodobała się również Mężusiowi. I to Mężuś teraz bardzo optuje za tą kliniką i "już, teraz" za in vitro.

Teraz sobie tak wszystko jakoś muszę poukładać w głowie, pod kątem mojej wiary również. Nikomu nie narzucam jej, ani nie zabraniam in vitro, w tym zakresie muszę wziąć pod uwagę siebie.

Znalazłam super artykuł o diecie wpływającej na interleukiny. Chyba najbardziej szczegółowy artykuł, jaki do tej pory czytałam - w zakresie diety.
http://pracowniaheva.pl/2017/07/10/przeciwzapalne-skladniki-pozywienia-do-stosowania-w-prewencji-chorob/
Ogólnie Akademia Płodności nie umywa się do tego. Takie jest moje wrażenie.

Przeczytałam kolejne 2,5 rozdziału z mojego podręcznika do immunologii. Tym razem wróciłam do początku, bo do tej pory pop nim skakałam i czytałam najważniejsze (w mojej ocenie) rozdziały.

A, udało mi się (z przygodami) przyjąć 1. dawkę szczepionki przeciwko wzw b. Uff. We wtorek wizyta w Białymstoku.

No i nieoczekiwane plusy leczenia niepłodności: ileż ja razy widziałam się w tym tygodniu z Mężusiem! W środę w Łodzi, a dziś w Wawie :) normalnie huh :)
‹‹ 2 3 4 5 6 ››