A sama małpa, póki co łagodna. Jakiś większych bólów nie odczuwam. Cóż poczekamy, aż się rozkręci
No i dziś po udostępnieniu wykresu dostałam miesiąc abonamentu premium gratis - znowu mam kolorki (fajnie), detektor płodności (nie przeszkadza mi) i detektor ciąży... i on już mi trochę przeszkadza... Bo niby człowiek wie, że to tylko program który bazuje na danych statystycznych, ale... jakaś iskra nadziei się potem tli. No ale póki co jest początek cyklu, więc się nim na razie nie przejmujemy
Samopoczucie na dziś -> lekko obolała, ale ogólnie zadowolona
EDIT:
12:00 Małpa się rozkręca. Tz. krwawić nie chce, ale boleśnie o sobie daje znać. Dwa ibupromy już wzięte, ale... efektu nie ma. Silniejszych na razie nie biorę - muszę potem jechać na uczelnie, a po mocniejszych nie jestem w stanie auta prowadzić...
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 marca 2014, 12:03
Odebrałam dziś dodatkowe wyniki - anty TPO... Norma wynosi 60, mój wynik... 1212,7...
Co prawda do rekordu przychodni mi daleko (ponad 4 tyś), ale i tak... Mam chorą tarczycę...
Za tydzień w czwartek idę do endokrynologa. I... wracamy do gumek, bo tak wysoki wynik może spowodować że poronię. A tego bym nie chciała. Więc do póki się nie wyleczę, starania zawieszamy...
Dziś mam urlop w pracy, mąż też. Jak odebrałam rano wyniki, niemal zasłabłam... Ginekolog mnie przyjąć na razie nie może, wiec do rodzinnego pojechałam. Od dał mi skierowanie do endokrynologa, a potem pojechałam do mamy do pracy (pracuje niedaleko lekarza), mąż tez przyjechał. I płakałam, prawie godzinę. Teraz jest już lepiej, uspokoiłam się, wiem, że da się wyleczyć i że jak tylko wyleczę to będzie dobrze... Musi być...
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 marca 2014, 10:33
Mąż aktualnie u lekarza (jego też zmusiłam do badań i wyszedł mu cholesterol na granicy normy - 0,2 zabrakło do przekroczenia granicy - ale tego się spodziewałam, w końcu i teściu i teściowa na cholesterol się leczą). A ja siedzę z psem na balkonie i się wygrzewam w słoneczku. I tak się zastanawiam ile w ciągu tych dwóch dni się w moim życiu zmieniło...
Dużo czytałam o Hashimoto (bo wyniki wskazują na tę własnie chorobę) i o jego objawach, a raczej o objawach niedoczynności tarczycy która jest skutkiem tej choroby:
- Ciągłe uczucie zimna -> oj tak, pasuje aż za bardzo. 25 stopni w pokoju, wszyscy w krótkim rękawie a ja w swetrze i mi zimno.
- zmęczenie/senność -> zdecydowanie, bo jak inaczej wytłumaczyć, że potrafię spać bez przerwy nawet i 16 godzin (o ile nikt mnie nie obudzi), po czym wstaje ze 4 godziny na nogach i znowu ponad 12 godzin snu.
- zwiększenie masy ciała -> jakiś czas temu przybrałam w przeciągu 3-4 miesięcy ponad 10 kg. Ot nagle przestałam się mieścić w spodnie które wcześniej były na mnie za luźne - ale że wtedy zmieniałam tabletki anty, to założyłam że tu tkwi przyczyna.
- sucha, łuszcząca się skóra, suche włosy -> oj tak, stosuje duuuużo kremu nawilżającego, a włosów chyba przez co najmniej 2 tygodnie musiałabym nie myć, aby zaczęły się robić tłuste...
- zaburzenia miesiączkowania, niepłodność -> cóż, za mało hormonów więc endometrium słabe...
No i wszystko staje się jasne... Ale nie przejmuje się tym za bardzo - mam cudownego męża (stwierdził, że "choćbyś miała <odpukać> 100 różnych gównianych chorób, to zawsze będę przy Tobie i będę wspierał tak jak umiem najlepiej"), cudownych przyjaciół (jedna z przyjaciółek studiuje medycynę - żałowała, że wcześniej się mojej szyi nie przyjrzała) i kochanych rodziców.
Jedyną rzeczą jakie w moim życiu brakuje to dziecko. Ale wiem, że jak tylko moją tarczyce uspokoimy, to się pojawi. I to nie jedno, nie dwa, a troje. Marzy mi się trójka dzieci i to marzenie na pewno się spełni.
Lekarz potwierdził Hashimoto - od tygodnia jestem na diecie bezglutenowej. Zalecił też dodatkowe badania... I otrzymałam wczoraj wyniki...
ANA1 -> w mianie 1:640 (czyli dużo)
chlamydia pneumoniae -> pozytywne
mycoplasma pneumoniae -> pozytywne
Początkowo się załamałam. Ale potem zobojętniałam. I w tej chwili mi wszystko jedno czy i co dalej wykryją. Mam na to po prostu wyjeb..e.
I coraz częściej nachodzi mnie jedna myśl - czy jest sens się dalej starać? Nawet jak zajdę to i tak pewnie poronię, a jak nie to moje dziecko odziedziczy po mnie choroby... Czy jest sens przekazywać dalej wadliwe geny? Nie chce skazywać dziecka na to samo przez co ja przechodzę. Zresztą natura sama "zadecydowała" że ja się nie powinnam rozmnażać (przy tych chorobach bez wsparcia medycyny na ciąże nie mam szans). A skoro ona uważa, że tych genów nie należy przekazywać może jej zaufam. Są inne sposoby na zostanie "mamą". Tyle aniołków czeka w domach dziecka. I wiem że większości adoptować się nie da, ale... zastanawiamy się z mężem nad zostaniem rodziną zastępczą. Może to jest "droga" dla nas...
Bardzo niespokojnie w nowy spałam... Tak patrze na mój wykres i patrze... I gdyby nie to, że nie było serduszkowania pewnie już bym była na maxa nakręcona i testowałabym. Poza tym biorę prolaktynkę a ona taki wzrost powoduje...
Wczoraj widziałam się ze znajomą i jej chłopakiem. Powiedziała mi, że jestem silna, twarda i że mnie podziwia, bo nic mnie nie rusza. Bo pomimo tego, że wszystko się wali ja dalej się uśmiecham, żartuje i zachowuje pogodę ducha... Silna, to słowo mnie prześladuje. Wszyscy uważają że jestem silna, ale ja... tak na prawdę jestem bardzo słaba... Tylko, życie zmusiło mnie bym udawała silną... I... coraz bardziej jestem tym zmęczona...
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 kwietnia 2014, 10:10
W każdym razie najpierw oczyszczamy mnie i męża z bakterii + mnie dodatkowo z zapalenia przydatków, którego jakimś cudem żaden lekarz nie zauważył... Jak to wyleczymy przechodzimy do leczenia tarczycy i zajmujemy się dokładniej ANA (miano 1:640, typ świecenia ziarnisty).
Ogólnie jestem zdołowana... Kasy idzie strasznie dużo - lekarze/leczenie, opony do auta (około 2 tyś), ubezpieczenie auta (drugie tyle), szkolenia psie (przeszło 1,5 tyś), nie wspominając o codziennych wydatkach na jedzenie, rachunki itp... A jeszcze remont sypialni i zakup mebli przed nami... Chyba muszę poszukać dodatkowego zajęcia na boku albo całkiem prace zmienić... Bo z obecnymi zarobkami długo nie pociągniemy (oszczędności się w końcu skończą, a żyć na debet/kredyt nie mam zamiaru).
Dlatego... pomimo zmęczenia zmobilizowałam się i... teraz w mieszkaniu pachnie chlebkiem który się właśnie w piekarniku piecze Tym razem ślicznie mi wyrósł (za pierwszym razem dałam za mało drożdży).
Jeszcze jakieś 10 minutek i będzie można wyjąć bochenek z pieca, a za jakieś 30 (jak trochę przestygnie) ukroić kromeczkę i skosztować Nie mogę się doczekać
EDIT 1
Gotowe Pachnie cudnie, ale... jeszcze za ciepły by go kroić...
EDIT 2
Już jest zimny i jest pycha
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 kwietnia 2014, 21:50
Ponieważ jestem jeszcze zielona jeśli chodzi o pieczenie chleba i sama nie umiem jeszcze mieszać w dobrych proporcjach mąk, kupiłam w realu mix mąk bezglutenowych (tu na stronie producenta -> http://www.balviten.com/produkt,28,935-royal_baker_mix_350g_produkt_bezglutenowy.html) i... zrobiłam zgodnie z instrukcją na opakowaniu Czyli do miski wsypałam całą te mąkę + 3 gramy suchy drożdży; około 35 ml ciepłej, przegotowanej wody; 15 ml oliwy (w przepisie był olej, ale ja wole oliwę); nieco bardziej czubatą łyżeczkę cukru (ja dodałam brązowego) i łyżeczkę soli (u mnie sól morska). Potem mikserem jakieś 5 minutek mieszania i... najgorsza część. Ciasto jest meeeeega kleiste. A trzeba je przełożyć do wysmarowanej oliwą formy, przykryć szmatką i odstawić w ciepłe miejsce na jakieś 40 minut - ciasto powinno podwoić swoją objętość, więc jak widzisz, że po np. 30 minutach już podwoiło to wstawiasz od razu do piekarnika, bo... jeśli za bardzo wyrośnie to będzie puste w środku.
Po wyrośnięciu wstawiasz foremkę do piekarnika nagrzanego do 220 stopni i pieczesz około 40-45 minut - wiadomo wszystko zależy od piekarnika, w moim (elektrycznym) wystarczyło 35 minut, ogólnie patrzysz na wierch, żeby nie był zbyt spalony
Potem chleb wyciągasz i np. na deskę z foremki wyjmujesz, czekasz aż ostygnie i... gotowe
Chleb z tej mieszanki mąk smakuje trochę jak bułeczki maślane
Może kiedyś jak dojdę do większej wprawy sama zacznę mieszać mąki Na razie muszę młynek do kawy kupić aby... mielić ziarna ryżu Dlaczego? Cóż kilo mąki ryżowej w sklepie kosztuje około 7-8 zł, kilogram ryżu ze 2-3 zł, a mąka ryżowa to nic innego jak drobno zmielone ziarna ryżu Podobnie robi się mąkę jaglaną (z kaszy jaglanej) i gryczaną (z kaszy gryczanej) W sklepach te rodzaje mąk są raz trudno dostępne, a dwa... bardzo drogie, podczas gdy kilogram ryżu czy kaszy kosztuje niewiele
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 kwietnia 2014, 08:45
Ale jestem z siebie dumna - tym razem trzymałam się twardo i nawet jednej łzy żalu nie wylałam. Jasne, było mi mega żal i smutno, ale... trzymałam się dzielnie.
Mąż zabrał wczoraj do pracy mój chlebek i poczęstował kolegów. Jeden z nich stwierdził, że zamawia cały bochenek Jak mi kariera naukowa padnie to... otworzę piekarnię z chlebem, bułeczkami, ciastami, tortami i innymi wypiekami bezglutenowymi A co
Samopoczucie na dziś - pogodna
I nie piszcie, że może jestem w ciąży bo nie jestem. Jak miałabym być skoro seruszkowanie było 4 dc, a potem nic. 10 dni plemniki nie mają szans przeżyć...
Mam tylko nadzieję, że nie okaże się coś złego... Bo jak okaże się, że jeszcze jedną chorobę mam to... chyba się zastrzelę
EDIT:
No i pięknie... jeszcze ten debil tu wraca Ja się dzisiaj chyba faktycznie zastrzelę
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 kwietnia 2014, 09:25
Piersi, a raczej sutki zrobiły mi się wrażliwe (jak przed każdym okresem) więc mam nadzieję, że już niedługo przyjdzie No i podbrzusze mi napierdziela, ale... to chyba z powodu disteptrazy. Taki tępy, nieokresowy ból...
Samopoczucie na dziś -> śpiąca, zmarznięta, trochę zrezygnowana...
EDIT:
Mój żołądek zaczął odmawiać współpracy Biegunka + mdłości... Chyba muszę dokupić coś osłonowego przy takiej dawce antybiotyków...
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 kwietnia 2014, 14:32
Żabciu, zgadzam się w zupełności - cierpliwość powinni sprzedawać w sklepach, aptekach i gdzie się tylko da.
Samopoczucie na dziś już opisałam, więc nie będę się powtarzać... Po prostu beznadziejne... tak patrze na ten mój przeklęty wykres i... po prostu się załamuje... zgadzam się z komentarzami pod nim - wygląda jak ciążowy, ale... ja nie mam prawa być w ciąży... to nierealne, więc czemu... czemu ten cholerny wykres nie chce opaść? Czemu mnie tak prześladuje?
Najchętniej bym przestała mierzyć temperaturę, ale... nie mogę. Endokrynolog kazał mi zapisywać poranną i popołudniową (około 17) temperaturę...
Niech mnie ktoś zastrzeli...
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 kwietnia 2014, 14:43
Od dziś bierzemy inny zestaw + globułki tylko... Jak mi je lekarz zapisywał, to się pytał o okres, który miał planowo być 10 dni temu... Czyli miałam je zacząć brać już po okresie... A teraz nie wiem... Jak zacznę brać na wywołanie okresu to co z globułkami? Bo oczywiście okres nadejść nie chce A już mi tak ładnie zaczęła spadać i robić nadzieję, że okres przyjdzie a tu... nie. Stoi dzisiaj w miejscu temperatura, a i objawy okresowe minęły Masakra jakaś
Samopoczucie na dziś - spaaaaać!
EDIT:
Aktualne samopoczucie - rzygać... Jest mi tak niedobrze... co chwile mi się niedobrze odbija... ale przecież dziś już tych tabletek nie biorę... Chyba, że mają jeszcze takie opóźnione działanie...
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 kwietnia 2014, 14:18
Nie wiem do końca jak to nazwać. Na plamienie za mocne, na okres za słabe (wystarczają same wkładki). Ale ból jest mega mocny i inne objawy okresowe też są, więc zaznaczam lekkie krwawienie. Zresztą ja nigdy nie miałam dużego krwawienia - podpaski zawsze zmieniam dlatego, że niehigienicznie jest chodzić w jednej jakieś 12 godzin jak nie dłużej, a nie dlatego że się zużyła. Ale tak skąpego to jeszcze nigdy nie miałam...
Samopoczucie na dziś - niedobrze mi... straszna zgaga mnie od wczoraj męczy (nawet po łyku zwykłej wody). No i brzuch strasznie boli... Jednym słowem mam dość...
W święta robiłam za "animatorkę" na chrzcinach... Był mały kuzyn (pół roku), jego starszy brat a mój chrześniak (2 lata), i dwóch dalszych kuzynów (4 i 7 lat). Bawili się trochę sami trochę ze mną. Chrześniak jak zawsze przylatywał, łapał za rękę i ciągnął i się pytał - Maka, a co to jest? Maka, choć. Maka, bawić. Starsi dostali od rodziców książeczki z zagadkami, to trzeba było im czytać i tłumaczyć co mają zrobić, jak itp... Ogólnie było bardzo fajnie. Tylko potem te koszmarne pytania... No jak Ci tak ładnie idzie z 3 chłopaków, to kiedy się swoich dorobisz...
Ogólnie pytań o brzuch było za dużo... całe szczęście, że już po wszystkim.
Samopoczucie na dziś - zmęczona, senna, bojąca się...
Dostaliśmy kolejną dawkę leków (cała terapia przeciwbakteryjna będzie trwała około 3 miesiące), znowu kupę kasy w aptece i... zaś mi niedobrze i zgaga pali po tych lekach Wczoraj na "kolację" miałam tylko 8 tabletek... No ale jak trzeba to trzeba.
Stwierdziłam ostatnio, że dieta bezglutenowa i bez mleczna, dietą ale... ja za bardzo lubię słodkie rzeczy. Tak mi się strasznie maszkiecić chciało, a że mi nie wolno to... zrobiłam własne słodkości Słodkie żelki na bazie soku/musu ananasowego, placuszki bananowe i absolutny hit w mojej (i męża) rodzinie - zdrowy krem CZEKOLADOWY Tak, tak to możliwe Da się zrobić zdrową czekoladę
Ogólnie teraz bardzo dużo eksperymentuje w kuchni. Większość eksperymentów się udaje, część niestety nie... Ale... coraz bardziej mi się podoba wymyślanie nowych przepisów i miksowanie różnych smaków, tak aby było smacznie i przede wszystkim zdrowo. W pracy się ze mnie śmieją, że powinnam rzucić wszystko i otworzyć piekarnio/cukiernie ze zdrowymi słodyczami Cóż jak mi się praca znudzi to może tak zrobię
Samopoczucie na dziś - smutna, od wczorajszego wieczora jakiś taki smutek się do mnie przyplątał (może dlatego, że zapisałam wszystkie wydatki na lekarzy i lekarstwa i... prawie cała wypłata męża na to poszła?). W każdym razie nastrój na razie do bani i nic nie zapowiada poprawy...
Mąż jedzie teraz w delegacje (zaczyna się okres, kiedy więcej go nie ma w domu jak jest). Może to i dobrze... I tak starania dalej wstrzymane. Ciekawe czy kiedykolwiek zostaną wznowione...
A mnie znowu cykl bezowulacyjny się szykuje... Tym wcześniejszym się nie przejmowałam - każda z nas ma przecież taki jeden w roku. Ale... to już drugi pod rząd... Zaczynam się martwić, że te leki od gina mi coś namieszały... Chociaż ja ostatnio tyle leków biorę, że... niejeden emeryt przy mnie wysiada...
Cóż, czekamy do okresu i zobaczymy jaki będzie kolejny cykl... Bo póki co to wszystko się pier***i...
Samopoczucie na dziś - smutna, zmęczona, załamana...
Dziś dzień matki... W radiu zrobili polską wersję rozmowy o pracę na stanowisko "specjalista do spraw koordynacji i logistyki" (oryginał - https://www.youtube.com/watch?v=HB3xM93rXbY). A mnie oczy się zaszkliły jak diabli... Gdyby to było takie proste - idę na rozmowę o pracę "mamy" i nią zostaje...
Chwile po polskiej, radiowej wersji były wiadomości, które mnie całkiem dobiły... Na ulicy plątała się, zapłakana około trzyletnia dziewczynka, bez żadnej opieki. Jej rodzice w tym czasie mieli libację i nawet nie zauważyli, że córki nie ma... A i pod opieką mieli też 7 miesięcznego chłopca... I niech mi ktoś powie - gdzie tu sprawiedliwość? Takie... mendy i zakały, co o zdrowie nie dbają mnożą się na potęgę... A tysiące kobiet, co dba o zdrowie swoje i swojego partnera, wyrzeka się wszystkiego co by mogło ewentualnemu dziecku zaszkodzić dostaje (za przeproszeniem) gówno...
Samopoczucie na dziś - totalnie załamana...
Może to i lepiej... Sesja się zbliża, a ja w czarnej dupie jestem
Dwa projekty trza zrobić, kolos z włoskiego i OR'ek się zbliża... No i z C# egzamin... Coś czuję, że kampania wrześniowa się szykuje
Jedyne pocieszenie to wczorajsza wizyta u lekarza. Jest... lepiej. Antybiotyki mam dokończyć i nowych na razie nie przepisał. Za to za tydzień w piątek (po skończeniu antybiotyków) idę na badanie krwi. Ponownie ANA, Anty TPO, Anty TG, Chlamydia/Mycoplasma Pneumolane (czy na pewno się pozbyłam). No i dodatkowo przed kolejną wizytą mam zrobić... spirometrię. Czemu? Nie mam zielonego pojęcia, ale... ten lekarz nie zleca badań bez sensu, więc coś w tym musi być. Pożyjemy, zobaczymy.
Samopoczucie na dziś - po japońsku, jako tako
W końcu doczekałam się owulacji - łaskawie w 34 dc przyszła... Już myśleliśmy z mężem, że nie będzie jej wcale... I teraz sama nie wiem. Bo mieliśmy plan - do owulacji się zabezpieczamy, a po niej już nie (jakoś tak wolimy bez gumek). Ale dni mijały i owulacji ani widu ani słychu, więc uznałam że to kolejny cykl bezowulacyjny (i pomimo braku starań lekko się podłamałam). Więc gumki poszły w kąt. A tu nagle zonk... Owulka się pojawiła, dwa dni przed nią było serduszko i... jakaś mała iskierka nadziei się we mnie zapaliła... Nie nakręcam się, ani nic, tylko... taki mały cichy głosik mi podpowiada, że może jednak coś tego będzie. Zwłaszcza, że temperatura mi teraz tak ładnie idzie do góry... Ale już nie raz miałam ładny wzrost i była dupa... Nie chcę się znowu rozczarować. Nie chcę sobie robić nadziei, ale nie umiem tego głosiku z głowy wyrzucić...
Pozostaje jak zawsze czekać i wypatrywać oznak zbliżającego się okresu (na razie ich brak, chodź za 3-4 dni powinien być). No i cieszyć się wreszcie słoneczną pogodą.
Samopoczucie na dziś - istny mętlik...
No to pozytywnie, kolorowo i z planem działania wskakujesz w kolejny cykl! :) Trzymam kciuki! :) No i niech ta @ wyluzuje i nie katuje Cię tak!!