Na szczęście w nocy w miarę ładnie śpi - czasem się zdarzy że i 3 albo niecałe 4 godziny prześpi ciągiem. Normalnie szaleństwo
Byliśmy już na kilku spacerkach. Teraz jak padał śnieg to nie wychodziliśmy, ale dziś było ładnie to się przeszliśmy do sklepu Tata z synem i psem czekali na parkingu a ja zrobiłam małe zakupy spożywcze. I już wiem, że mam za małą torbę przy wózku Albo po prostu za duże zapasy zrobiłam.
A no i wszyscy co mnie widzą, to się dziwią. Bo nie wyglądam jakbym dopiero co dziecko urodziła. Właściwie jak się zważyłam w niedzielę po wyjściu ze szpitala, to ważyłam tyle co na początku ciąży. Teraz ważę jeszcze mniej, a jem znacznie więcej - produkcja mleka zużywa sporo kalorii, a nasz mały pasożyt jest strasznym cyckocholikiem. Już ma prawie kilogram na plusie - byliśmy ostatnio u pediatry bo potrzebowaliśmy skierowania do endokrynologa (trzeba sprawdzić czy Młody nie odziedziczył po mnie problemów z tarczycą). Pediatra stwierdziła, że wszystko z młodym ok i waga bardzo ładna. Cóż ja się tam nie znam, ale wszędzie mówili że dziecko powinno około 200 gram na tydzień przybierać, nie pół kilo. No ale skoro lekarz i położna mówią, że jest ok to ja im wierzę.
Hormony mam już bardziej ustabilizowane i w histerię już nie wpadam Czasami wpadam nie tyle w złość co bardziej w irytacje, ale takie ponoć są początki macierzyństwa. Czasami jest bardzo ciężko, jednak nie oddałabym tego za żadne skarby świata. Po 7 latach doczekałam się swojego małego cudu i chociaż bywają chwilę gdy mam dość (zwłaszcza z niewyspania), to mimo wszystko cieszę się że ten mały pasożyt jest z nami
Samopoczucie na dziś - trochę zmęczona, ale dalej szczęśliwa i spełniona mama
Po porodzie miałam niedokrwistość i brałam żelazo. Po skończonym opakowaniu miałam iść na kontrolną morfologię i przy okazji zrobiłam sobie badania tarczycy. TSH - 0,07!!! Mocna nadczynność. Na cito poszłam prywatnie do endokrynologa (mój na NFZ dopiero za tydzień może mnie przyjąć). Mam poporodowe zapalenie tarczycy. Ponieważ przyjmuje dość dużą dawkę leku, to tylko mi ją lekarka drastycznie obniżyła i jest lepiej. Płacz syna zamiast mnie coraz bardziej irytować czy złościć, zaczyna alarmować. Tak samo jak na przewijaku robi rowerzystę (macha mocno nogami, że go przebrać się nie da) to zamiast nerwowo próbować go ułożyć, czy wpadać w złość jak po raz 5 skopie pieluszkę, jestem spokojna. Za tydzień, przed wizytą u mojego endo zbadam se ponownie TSH. Ale po swoim samopoczuciu i zachowaniu wiem już, że będzie wyższe.
A tak poza tym, to u nas spokój. Młody coraz bardziej ogarnięty i w nocy śpi po 2/3 godziny. Dziś jak usnął o 20:40 to była pobudka o 23:30, potem jedzenie i pielucha i kolejna sesja spania od północy do 2:35, a potem od 3:00 do 6:40. Czyli bardzo spokojna noc
Za dnia ma coraz dłuższe okresy aktywności. Po woli zaczyna skupiać wzrok na naszych twarzach, czy zabawkach. No i coś co mnie martwi - zdaniem położnej bardzo ładnie podnosi główkę, jak 2/3 miesięczne niemowlę. A ja boje się, że to nie kwestia tego że młody silny, tylko że ma wzmożone napięcie mięśniowe. Na szczęście na początku maja idziemy na wizytę u fizjoterapeuty (USG bioderek) i wtedy zasięgnę jego porady w spawie tego wysokiego uniesienia główki.
No i mam też trochę innych obaw. Jak nie mogłam zajść w ciążę, to pojawiały się myśli - że może tak ma być, bo nasze dziecko było by chore. Teraz kiedy dziecko jest już na świcie, niestety częściowo się to sprawdza. Mamy już umówioną wizytę u endokrynologa dziecięcego - kontrolnie, czy po mnie problemów z tarczycą nie odziedziczył. No i musimy iść do chirurga dziecięcego z powodu jednostronnego wnętrostwa. I to mnie najbardziej martwi/niepokoi. Jasne, to da się operacyjnie skorygować i im wcześniej tym lepiej i ryzyko powikłań takich jak zwiększona szansa na raka, czy problemy z płodnością (np. azospermia) mniejsze. Ale i tak odbieram to jako częściowe potwierdzenie moich obaw. A nawet więcej, ryzyko problemów z płodnością syna to dla mnie taka daleko idąca konsekwencja moich upartych starań. Coś na zasadzie - skoro takie dolegliwości jej nie powstrzymały przed rozmnożeniem się, to jej potomstwu dowalimy mocniej aby tych genów dalej nie przekazać. Oczywiście pewnie dramatyzuję, ale i tak się martwię. Ogólnie martwię się o wszystko co związane z moim dzieckiem. Boje się o niego i każde odstępstwo od normy, czy na plus czy na minus jest dla mnie powodem do niepokoju. Chce dla niego jak najlepiej, więc to chyba normalne. A może nie? Nie wiem. Tak samo jak z tym jego jedzeniem. Niby mówią mi że to normalne u noworodków, że ciągle wiszą na piersi. Ale jak ja słyszę, że córka znajomej najadała się w 10 minut, a moja jedna sesja karmienia potrafiła trwać 40, a mały przybierał prawie dwa razy więcej niż norma podaje... Co prawda teraz się to normuje i większość sesji karmienia trwa 20/30 minut + jedno karmienie na dobę trwa właśnie koło 40 do 60 minut. Przy czym to nie jest tak, że on cały czas aktywnie nie. O nie, aktywnego jedzenia jest około 10 max 15 minut, a potem je na śpiocha. Ale jak tylko spróbuje mu zabrać pierś to budzi się i płacze. Dopiero jak sam puści albo twardo uśnie mogę go odstawić i odłożyć do łóżeczka/kołyski. No ale tak jak wspomniałam, po woli zaczyna się to normować i na dobę młody je tylko 4 godziny a nie 6/7. Zobaczymy czy za jakiś czas uda się to jeszcze bardziej skrócić. I nie, smoczek nie pomaga - ze smoczka nic nie leci.
Samopoczucie na dziś - trochę niedospana, trochę zmartwiona, ale mimo wszystko szczęśliwa
Czyli kolejne dwa "problemy". Ehhh... Na szczęście to wszystko na razie drobne problemy, ale i tak wolałabym aby ich nie było. Ale jak zawsze, ze wszystkim musimy mieć chodź trochę pod górkę...
No i mamy za sobą pierwszy skok rozwojowy. Młody przez kilka nocy nie spał tylko się darł i wył. No chyba że go na rękach nosiłam. Więc kilka nocy od około 2/3 nad ranem przez godzinę/półtorej nosiłam na rękach, tuliłam, nuciłam, kołysałam tego małego klocka. Plecy i ręce bolały (siłownia niepotrzebna), ale teraz już się uspokoił. No i nabył przy tym skoku nową umiejętność - świadome uśmiechanie się Teraz się z niego mały śmieszek zrobił
A i w nocy coraz rzadziej robi kupy, więc ostatnio przerwy w śnie są krótsze bo go tylko dokarmiam. Niestety, dalej śpi różnie. Czasem zdarzą się tylko 2 pobudki - po północy i koło 3 nad ranem, ale potem od 5 rano już średnio chce spać. Najczęściej są to już drzemki od pół godziny. Na szczęście potem rano od około 9 ma drzemkę taką prawie 2 godzinną, a czasem dłuższą więc śpię razem z nim. Po tej drzemce zwykle idziemy na spacer (wiadomo, najpierw karmienie i pielucha). Niestety spacery na razie są ciężkie. Zwykle po 10/15 minutach spaceru zaczyna marudzić i czasem płakać lub wręcz ryczeć. Na szczęście, najczęściej smoczek go uspokaja i czasem nawet przyśnie. Niestety czasami musimy szybko wracać bo ryk niesamowity. Mam nadzieję, że za niedługo jak się cieplej zrobi i budkę opuścimy + jak zacznie skupiać wzrok na różnych rzeczach i stanie się bardziej ciekawy świata, to będzie lepiej. Nie ukrywam, że ten spacer to coś czego mocno wyczekuje. Dlatego nienawidzę jak pada, wtedy czuję się uwięziona w domu. No ale jeszcze trochę i będzie cieplej, wtedy do ogrodu z młodym będzie można wyjść
A i byłam na wizycie kontrolnej u gina - wszystko po porodzie wróciło do normy. Pytał się też czy już myślałam nad kolejną ciążą, czy może chce zacząć brać tabletki lub założyć wkładkę domaciczną. Zawsze chciałam mieć 2/3 dzieci. Teraz już sama nie wiem - Młody daje tak popalić, że mam dość. Dodatkowo jak słyszę moją przyjaciółkę, jak narzeka na swoją córkę, że w nocy spała tylko 4, potem 3 i 2 godziny i dalej spać nie chciała... cóż, dla nas taka noc to marzenie. Ogólnie jej córeczka jest mega grzeczna i spokojna. Całkowite przeciwieństwo naszego małego terrorysty. Oni już się na drugie zdecydowali, tylko się boją, że jak pierwsze takie grzeczne i spokojne, to czy drugie nie da im za dwóch popalić. A my, z jednej strony chcielibyśmy kolejne, ale... no właśnie, Młody jest mocno absorbujący. No i o Młodego staraliśmy się w sumie 7 lat, więc nie wiadomo ile będziemy o drugie się starać. Fajnie by było jakby pod koniec urlopu rodzicielskiego bym zaszła w ciążę, bo inaczej będzie problem z Młodym. Ogólnie chcieliśmy po roku Młodego do żłobka posłać. No właśnie chcieliśmy, bo żłobek niby przyjmuje dzieci przez cały rok, ale w praktyce aby przyjąć go w ciągu roku szkolnego ktoś inny musi zrezygnować i dla niego miejsce zrobić. Od września przyszłego roku miejsce ma praktycznie gwarantowane, ale od kwietnia do września coś trzeba wymyśleć... Opcji mamy kilka - prywatny żłobek (ale wtedy głupio go przenosić do państwowego jak się już zaaklimatyzuje w prywatnym), opiekunka (o ile nasz pies nie będzie jej przeszkadzał i pies ją zaakceptuje), albo ja przechodzę na wychowawczy na te kilka miesięcy (czyli zostajemy bez jednej pensji). Babcie pracują, zresztą nawet jakby nie pracowały to tak głupio mi prosić by się wnukiem zajmowały etatowo. No nic, zobaczymy co los przyniesie.
Samopoczucie na dziś - przemęczona, obolała, trochę sfrustrowana ale ilekroć patrzę na tego małego Pasożyta, który się tak pięknie uśmiecha, ogarnia mnie nieopisane szczęście
Natomiast na pewno jest lepiej z nockami. Coraz częściej się zdarza, że prześpi 4, 5 a nawet raz się zdarzyło 6 godzin (!) jednym ciągiem. Najdłuższy oczywiście jest ten pierwszy sen. Kolejne trwają zazwyczaj max 2 godziny. No i zwykle koło 5 budzi się i jest prawie godzinna przerwa w śnie (jest mocno aktywny) a jak potem uśnie to na max 4 minut (jeden cykl snu). Ranny ptaszek z niego jest... Jak mamy te dobrą noc i wcześniej śpi tak długo to nie problem. Gorzej jak się trafia noc w którą budzi się co godzinę lub dwie, a jak zaśnie to cały czas jojczy i kwiczy przez sen i trzeba go głaskać po głowie (jak przestaje to potrafi i z krzykiem się obudzić). W taką noc mam bardzo mało snu. Na szczęście takich nocy jest coraz mniej.
A i mieliśmy, a raczej ja miałam poważny kryzys. Młody miał przedłużającą się żółtaczkę związaną z mlekiem kobiecym (pewne substancje w mleku matki hamują wydzielanie bilirubiny) i musiał przejść na 48h na mleko modyfikowane. Wiem, że to głupie ale tak bardzo się bałam mu podać mieszankę... Bałam się że nie zje, że będzie miał po niej kolki, albo jeszcze gorzej że mu zasmakuje i do piersi nie wróci. Wiem, bardzo głupie myślenie. Na szczęście z jedzeniem mieszanki nie było problemu (wcześniej już jadł moje mleko z butelki jak wychodziłam np. na zakupy więc butle znał). A po 48h do piersi bez problemu wrócił. Jedyne co to jak był na butli to musieliśmy dużo smoczka używać. Jakby nie patrzeć butle, nawet taką która wymaga od dziecka ssania bo inaczej nie leci, szybciej się opróżnia. No i jego potrzeba ssania nie była zaspokajana przy jedzeniu, więc potem musiał se ciumkać smoka.
A ja chyba muszę się udać do fizjoterapeuty - plecy mi wysiadają. Konkretnie odcinek piersiowy. No ale przecież muszę nosić coraz większego klocka, więc nie ma się co dziwić. Jedyny plus tej sytuacji to moja waga - ważę już 4 kg mniej niż przed ciążą! Karmienie piersią + noszenie klocka to najlepsza dieta cud
Samopoczucie na dziś - obolała na plecach, ale w dalszym ciągu szczęśliwa i wzruszona. Ciągle nie mogę uwierzyć, że ten mały cud jest przy mnie.
Cieszę się każdym dniem, mimo iż czasami padam na pysk. Zwłaszcza jak Junior w nocy źle śpi. A niestety on praktycznie zawsze źle śpi - minimum to 5/6 pobudek. A wszystko przez zęby. Jak mu zaczęły wychodzić na pół roku tak się zatrzymać nie mogą. W tej chwili młody ma równo 13 miesięcy i 13 zębów... Ma już wszystkie 1,2 i 4, jedną 3 i kolejne dwie 3 się wybijają. W takim tempie to na półtorej roczku będzie miał wszystkie 20 zębów . Z jednej strony będzie już po wszystkim, z drugiej ta kumulacja mnie wykańcza.
Z problemów niestety dopadła nas też alergia - BMK, kilka owoców (np. kiwi). No i Młody nie toleruje też części rzeczy, takich bardziej mamlatych czy mniej twardych jak chociażby miękkie owoce (np. mango, melon, awokado, winogrona), jaja (jajecznica, sadzone, na twardo), ryby, gotowane ziemniaki (pieczone w piekarniku są już pycha), no i żadnych zup, kaszek czy owsianek... Ogólnie jedzenie musi być twarde i do gryzienia. To w połączeniu z alergiami powoduje, że dużo czasu spędzam w kuchni na kombinowaniu jak mu przemycić pewne rzeczy. I tak ugotowany kalafior czy ziemniak są beee, ale jak je wezmę rozgniotę dodam trochę jajka, mąki uformuje kotlety, obtoczę np. w zmielonych pestkach dyni i upiekę w piekarniku to już jest pycha. Podobnie z brokułem - ugotowany beee, podany w formie placka/gofra/naleśnika już pycha. Więc to ewidentnie nie chodzi o smak a o konsystencję.
A poza tymi drobnymi problemami jest super. Mały od jakiegoś czasu już na 2 nóżkach chodzi, po schodach na piętro potrafi wejść (nauczył się na czworaka wchodzić zanim zaczął chodzić), coraz lepiej komunikuje się z nami (rozumie sporo słów, pokazuje palcem, próbuje nazywać rzeczy po swojemu). No i potrafi też sam się sobą zająć, tzn. siada i klocki próbuje układać, albo sorterem się bawi. Wystarczy że siedzę obok, albo jestem w zasięgu wzroku i nie robię praktycznie nic. Bo jak coś robię to oczywiście zaraz przychodzi popatrzeć, bo na pewno coś ciekawego robię i on też chce.
Moje życie po tylu latach wreszcie jest takie jakiego zawsze pragnęłam. Albo prawie, bo kiedyś chciałam 2/3 dzieci. Na razie mamy jedno i nie wiem czy będę chciała drugie. Póki co odpowiedź brzmi - nie. Jestem zbyt zmęczona. Może jak Młody podrośnie to coś będziemy myśleć. Chodź przy naszym szczęściu to nie liczyłabym na rodzeństwo.
Pozostaje nam się cieszyć tym co mamy, a mamy wszystko co potrzeba
Samopoczucie na dziś - ciągle szczęśliwa
6+2, serduszko już bije.
Mamy powtórkę sprzed 2 lat, tylko z przesunięciem o jakieś 2 tygodnie. Ale reszta ta sama. Termin porodu w okolicy świąt wielkanocnych, znowu na imieninach mamy wszystko ogłosimy, nawet wyniki podobne jak przy synu. Normalnie jedno wielkie deja vu. Ciągle jestem w szoku i jeszcze nie oswoiłam się z tą myślą, że za chwile będziemy we 4 a nie w 3... Takie to wszystko nierealne...
Samopoczucie na dziś - sama nie wiem, miliony myśli w głowie, niepewność, strach, obawa i odrobina radości... Trzymajcie za mnie kciuki.
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 sierpnia 2022, 18:36
Ta ciąża jest znacznie gorsza. Wiadomo, każda inna. No i teraz dochodzi też opieka nad starszakiem - noszenie, zabawa, bieganie itp. Ale nawet jak starszak w żłobku a ja w domu (tym razem poszłam na L4 - przy pierworodnym pracowałam niemal do rozwiązania), to próbuje coś porobić i od razu padam ze zmęczenia. Kręgosłup mi siada, brzuch non stop boli (starszaka od piersi nawet odstawiłam, ale jedyne na co to pomogło to sen - zaczął przesypiać ładnie noce), ogólne samopoczucie - niech się to wreszcie skończy.
No i jestem cała pełna obaw. Synek jest wesołym i uśmiechniętym dzieckiem. Boje się, że po urodzeniu młodszego to się zmieni. Przestanie mieć mamę i tatę tylko dla siebie. Cały jego mały świat się wywróci do góry nogami. Nasz z resztą też. Teraz zaczyna być już na prawdę super - synek potrafi się chwile sobą zająć, coraz więcej mówi, no po prostu podoba mi się to nasze rodzinne życie. A tu już za 3 miesiące kolejna rewolucja. Jak to mówią, nie my pierwsi i nie ostatni. Może i tak, ale obaw mam całą masę... A najgorsze jest to, że nie bardzo jest się na to jak przygotować. No nic, pozostaje czekać i mieć nadzieję, że jakoś to będzie.
To chyba będzie mój ostatni wpis. Nie jestem już staraczką. Jestem mamą dwóch cudownych i czasem wnerwiających chłopców. Długo czekałam na te dwa cudy. A po drodze spotkało nas bardzo wiele, co zresztą tutaj opisałam. Może komuś moja historia da nadzieję, może nie. Chodź chciałabym, aby jednak tak.
Na koniec co mam do powiedzenia wszystkim, które ciągle się starają? Nie poddawajcie się, walczcie. Nie drzwiami to oknem, nie oknem to dachem. Próbujcie wszelkich metod. Na końcu czeka was nagroda. Może nie taka jak sobie wymarzyłyście. Będzie dużo łez, niewyobrażalnego zmęczenia, niewyspania, złości, stresu, nerwów. A potem ten mały człowiek się do was przytuli i wtedy wiecie, że mimo wszystko było warto.
Powodzenia wszystkim tym, które tu zostały. Nie traćcie nadziei. Walczcie do samego końca.
Samopoczucie na dziś - zmęczona, niewyspana, zła, rozdrażniona i szczęśliwa, czyli jak każda mama
wow Ty już urodziłaś! Spóźnione gratulacje!!! :)