X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Maluj kolorami, które zostały Ci dane.
Dodaj do ulubionych
‹‹ 2 3 4 5 6 ››

12 czerwca 2014, 08:44

No i dziś 9 dpo... I sama nie wiem co myśleć... Cycki ani nie bolą, ani nie są wrażliwe... Sutki to samo... A zazwyczaj przed okresem to zarówno sutki jak i cycki bolą/są wrażliwe tak, że nawet ze nawet najwygodniejszy stanik uwiera. No i piersi mi zwykle chcą eksplodować. A teraz cisza... Jedynie jajcory mnie trochę pobolewają.
Okres powinien być za 2-3 dni. Nie czuje się na niego. Ale... nadziei sobie nie robię, a przynajmniej staram się nie robić. Już były takie cykle, że małpa niespodziewanie atakowała bez wcześniejszych objawów.
Nie mogę natomiast nic poradzić na tę iskierkę nadziei, gdy patrzę na mój wykres... Tak ładnie idzie do góry...

Samopoczucie na dziś - zmęczona, niewyspana (po wczorajszym świętowaniu urodzin męża), ale... chyba zadowolona.

16 czerwca 2014, 12:29

Cóż, tak jak można się było spodziewać - małpiszon przyszedł. Cudu nie ma i... zaczynam myśleć, że go nigdy nie doczekam...
Dziś mija rok... Rok odkąd przestaliśmy się zabezpieczać... Magiczna granica została w końcu przekroczona...

Jestem załamana... chce mi się płakać... i to głównie przez mojego kochanego ojca... On wie, że jestem chora, że mam problemy... On sam musiał się leczyć, aby w ogóle mieć dzieci... więc powinien mnie rozumieć, a tymczasem co? Każde spotkanie z nim i każda rozmowa MUSI zejść na temat dziecka... Tu wspomni, tu zażartuje, tu wymowną sugestie da... Za każdym pieprzonym razem! Czy on myśli, że jak pierdziliart razy powie że chce być dziadkiem to co? Choroba zniknie?!
Ostatnio już się nawet pogodziłam z tym, że na razie ciąża jest poza moim zasięgiem. Nawet kilka plusów tego stanu rzeczy udał mi się znaleźć... Ale... jedna rozmowa z ojcem i... zaczynam mieć wszystkiego dość... A on się jeszcze dziwi o co ja mam pretensję, on przecież tylko przez grzeczność się pyta/żartuje sobie... Mam go serdecznie dość!


Samopoczucie na dziś... muszę coś więcej pisać...?

23 czerwca 2014, 08:43

Popadłam w mega depresyjny nastrój... Wiem, że nie powinnam się załamywać, bo to bardzo dobre wieści... Ale, jakoś nie umiem :(
Wyniki badania męża są dobre... są bardzo dobre... są znakomite...
pH 7,7 (norma 7,2)
czas upłynnienia 40 (norma <60)
liczba plemniorów 96 mln/ml (norma >1,5 mln/ml)
Ogółem 42% prawidłowych... (reszty nie pamiętam)

Czyli wychodzi na to, że mąż jest bardzo płodny. Zresztą nawet jakby miał mało prawidłowych to... 10% z jego 96 mln daje... 9,6 mln prawidłowych (co i tak jest wyższe niż wymagana prawidłowa liczba plemniorów)...
Wychodzi na to, że ja jestem winna... Że to ja jestem wadliwa... Że to ja jestem do niczego... Że to tylko i wyłącznie moja wina bo on jest idealny... I powiedzcie mi, jak tu się nie załamywać? Nie to, żebym chciała aby jego wyniki były złe, ale... po prostu załamuje się na myśl, że on bez problemu może mieć dzieci a ja... ja go tego pozbawiam...

W dodatku dziś jest dzień ojca... Jedziemy do moich rodziców, a to oznacza... kolejne pytania mojego ojca... Ja tego nie zniosę... Mam łzy w oczach na samą myśl... Chyba doszłam do kresu swojej wytrzymałości... Jedyne co mi pozostało to łzy... I to łzy w samotności - nie chcę by mąż mnie taką widział... Bo jak mu wytłumaczyć, że płaczę bo on ma dobre wyniki? Jak..?


Samopoczucie na dziś - zostawić w spokoju...

25 czerwca 2014, 08:48

No i w dzień ojca nie obyło się bez komentarza - a kiedy tobie będę mógł złożyć życzenia?
Mój mąż odpowiedział może trochę chamsko, ale przynajmniej potem był już spokój. Powiedział, że na złość jemu to nigdy.
Potem tylko drobny incydent z ciuszkami... Ciocia już zwozi do moich rodziców ciuszki po swoich pociechach... I mama to wszystko trzyma w moim starym pokoju...

A ja... Ja dalej jestem załamana/zła/smutna, albo wszystko na raz... I wiem, że są tu dziewczyny z większymi problemami... Które się latami starają i nic... Tylko, że one się poddają całkowicie i za miesiąc wracają pochwalić się testem, albo tym, że do in vitro podchodzą. Na in vitro jestem za zdrowa, na naturalne poczęcie za chora...
Odpuścić wszystkiego nie mogę... Lekarz kazał mnie i mężowi mierzyć codziennie temperaturę (chodzi o to zakażenie bakteriami). Poza tym nie umiem się odciąć... Bo zaraz mi przychodzi na myśl, że innym jak odpuściły to się udało...
Zresztą, ja w ogóle nad swoimi myślami nie panuję :( Ostatnio weszła mi do łba jakaś piosenka, a raczej jej fragment... I nie umiałam jej ze łba wyrzucić. Chodziła mi po łbie pół dnia - jak obiad robiłam, jak jadłam, jak sprzątałam, jak się myłam i podczas <3 też... Pojebana jestem i tyle :(


Samopoczucie na dziś - w dalszym ciągu do dupy :(

30 czerwca 2014, 09:05

No chyba mi trochę przeszło... Znaczy dalej jest do dupy, ale szczyt kryzysu (na razie) minął.
Pewnie kolejny nastąpi po wizycie u lekarza. Niestety tej cholery - chlamydii nie udało mi się pozbyć. A to oznacza kolejne miesiące antybiotyków... Ciekawe ile tym razem wydam w aptece :/

A w ten weekend "zgrzeszyłam". Stwierdziłam, że pierdole to wszystko i... poszliśmy do kina, a jak kino to sól i cukier (popcorn i cola). I wiem, że to mega niezdrowe, ale... czegoś takiego potrzebowałam. Takiej, jakby to nazwać, normalności. Dziś już oczywiście standardowe, zdrowe jedzonko - migdały, jabłuszko, bułeczka (swojej roboty) i serek kozi :)


Samopoczucie na dziś - nie jest źle, ale... bywało lepiej.

3 lipca 2014, 11:08

No i znowu wszystko się rypło...
Chodź tak na prawdę, wszystko zaczęło się rypać już wczoraj... Ciotka wysłała mi wczoraj z rana (7:30) zdjęcia jak się ładnie chłopcy (2 letni chrześniak i jego 9 miesięczny brat) na placu zabaw bawią... Z podpisem - pozdrowienia z porannej zabawy na pacu zabaw...
Z pozoru nic niezwykłego, ale... to jest jej "sposób". Ona nie jest jak mój ojciec, o nie. Nie powie wprost - kiedy będziesz w ciąży. To nie jej styl. Ona robi to inaczej - wysyła mnóstwo zdjęć chłopców, przy każdej wizycie chwali macierzyństwo i mówi jak cudownie mieć takich dwóch urwisów... I teraz nie wiem czyja taktyka jest gorsza...
A na dokładkę dziś się dowiedziałam, że kolejna znajoma jest w ciąży. I tak jak inne, ona również gówno wie o cyklu (poza tym że ma okres...) gówno wie o mierzeniu, gówno wie o badaniach i... i kurwa jest w ciąży! I jakby tego było mało to jest załamana, bo... to nie jest odpowiedni czas na dziecko, ona teraz ma inne plany... Usunąć nie chce, bo to nie wypada, bo co by rodzice powiedzieli, ale... już planuje, że po urodzeniu dziecko dziadkom pod opiekę zostawi a sama będzie mogła się zawodowo realizować. I ta cała ciąża to powinna krócej trwać, bo teraz jej wyjazd służbowy do Dubaju przez to przepadł...

NOŻ KURWA MAĆ!

Miałam ochotę jej przywalić - niestety przez komunikator internetowy się nie da... I na koniec jeszcze mnie dobiła... Co powiedziała? Ano to, że dziwi się, że ja jeszcze nie jestem w ciąży. Przecież zawsze mówiłam, że chce 3 dzieci. Przecież wystarczy tak jak oni - raz się zapomnieć i już bachor (tak użyła tego słowa) jest, więc w czym problem...

7 lipca 2014, 09:21

Chyba popadam w jakąś depresję... inaczej tego nie umiem nazwać.
Weekend niby miałam fajny - w sobotę zaliczyłam ostatni przedmiot i tym samym całą sesję, potem oblewaliśmy to na grilu u kumpla, w niedziele spotkanie z przyjaciółką i długi spacer po parku. A ja zamiast się cieszyć, przez większość czasu robiłam wszystko żeby się nie rozpłakać... teraz zresztą też... Niby się śmiałam, rozmawiałam i zachowywałam normalnie, ale wewnętrznie... czuję się dokładnie tak jak to mój avek przedstawia. Wewnętrznie ryczę, a na zewnątrz udaję że wszystko jest w porządku... Nie wiem jak długo to jeszcze dam radę ciągnąć... Powoli mi już sił brakuje...
Dziś idziemy do Pana doktora... Dostanę pewnie kolejną serię antybiotyków - bakterie są dalej, może mi coś na tarczyce wreszcie da... Jeszcze spirometrie mam mieć robioną (nie wiem po co). Jak pomyślę o kolejnych lekach to mi się wszystkiego odechciewa. Bo po co to wszystko? Ostatnia terapia pochłonęła prawie 1,5 tyś... I co? I bakterie dalej są i mają się dobrze... Czuję, że to wszystko bez sensu, że mnie po prostu nigdy nie dane będzie być matką...
Pozostaje tylko mój mąż... On mógłby mieć dzieci tyle ile dusza zapragnie, a ja... ja jestem dla niego przeszkodą...

9 lipca 2014, 09:43

To będzie baaardzo przeje**ny okres... Lekarz dorzucił mi disteptraze (tak to przez nią będzie przej***ny...) i jakieś leki przeciw drożdżakowe. Po badaniu stwierdził, że przed okresem to normalne, że mnie boli jajnik (ten z którego była owulka może), ale mnie bolą oba... Więc pewnie zapalenie dalej trwa w najlepsze. Dał leki i kazał za tydzień (po okresie) przyjść na dokładniejszy przegląd. Wtedy też ustalimy dalszy plan leczenia. Na razie na tygodniowa kurację wydałam tylko 100...
Chlamydie dalej mam, ale ANA mi troszkę spadły - lekarz stwierdził, że dla mnie to dobrze, że jest ich mniej.

Samopoczucie - dzięki mężowi trochę lepiej. Chyba największy spadek mam już za sobą i teraz idę (na mojej sinusiodzie samopoczuciowej) w górę. Ale do ideału bardzo dużo brakuje...

Wiadomość wyedytowana przez autora 9 lipca 2014, 09:43

14 lipca 2014, 09:28

Jutro wizyta u lekarza... Mam zamiar z nim szczerze pogadać... To już 4 miesiące odkąd wiadomo co mi jest i? I dalej gówno robi. Owszem antybiotyki na bakterie zapisał + dał to na zapalenie, ale... tarczycy nie ruszył. To już 4 miesiące odkąd starania są wstrzymane... Nie wiem na jak długo jeszcze mają być zawieszone... Najbardziej boję się, że jak już wytępimy bakterię, ustabilizujemy tarczycę i starania wznowimy to wyjdzie kolejna rzecz i... znowu będę kilka miesięcy w dupę...
Ufam temu lekarzowi, ale... moje rozgoryczenie sięga zenitu... Kolejne dziewczyny w ciąże zachodzą... Normalnie jakiś wysyp się zaczął... Wrzucają kolejne zdjęcia testów... Kolejne wyniki Bet... A mnie łzy napływają do oczu... I mam takie dziwne przeczucie, że moich problemów jest więcej niż tylko Hasi, ANA, zapalenie i te bakterie... Że okaże się, że mam coś jeszcze gorszego...
Nie umiem wyjść z dołka w który popadłam... Po prostu nie umiem... Nie czuje się już kobietą, a podróbką kobiety... Mało co mi sprawia radość... I nic mi nie wychodzi... Chleb piekę już od kilku miesięcy - co dwa dni jeden bochenek. Upiekłam ich już ze 60 i... przedwczoraj pierwszy raz wyszedł mi pusty w środku, a kolejny wyszedł zakalcowaty... Sezamki też mi nie wyszły... I wszystko mi z rąk leci i się trzaska... Nawet auto zarysowałam o wyższy krawężnik (przedni zderzak od spodu).
Chce mi się płakać... chce mi się wyć... z bezsilności i z własnej naiwności...
Jestem po porostu beznadziejna...

15 lipca 2014, 08:39

No i wczoraj nie wytrzymałam... Wieczorem ryczałam jak bóbr... mąż mnie cały czas tulił i chusteczki podawał. A co wywołało u mnie taki napad histerii?
Wczoraj w pracy wpadła do mnie koleżanka. Koleżanka która zaszła w ciąże miesiąc po odstawieniu tabletek, która o ciąży dowiedziała się w 8 tygodniu ciąży, która prawie rok temu urodziła zdrowego chłopca... A teraz z nim przyszła... Dziecko jest cudowne... Chciała mi go dać na ręce, ale... wiedziałam że jak wezmę to się rozryczę. Pogadałyśmy chwilkę, a ona powiedziała (wiem, że nie mówiła tego na serio tak bardziej żartem ale i tak...), że czasami mi zazdrości... że czasem ma ochotę wystawić synka za okno/drzwi i się wyspać lub cokolwiek porobić...
Ja wiem, że ona to bardziej w żartach mówiła, bo zaraz przytuliła synka, dała mu buzi... Ale dla mnie to było jak cios w serce... Ona bez problemu takiego cudu się doczekała, a ja... ja już nawet nie mam siły walczyć...
Dziś idę do lekarza... kolejna recepta, kolejna kasa zostawiona w aptece... A efektów na razie żadnych...

Czuję, że tracę kontrole nad własnym ciałem, nad własnym życiem... Niezależnie od tego co zrobię i tak jest źle... Nie wiem już co robić... Czy robienie czegokolwiek ma jakiś sens... W pracy głównie siedzę i gapię się przed siebie... Nie umiem się na niczym skupić... Wszystko mnie przerasta... Nie wiem ile jeszcze taki stan rzeczy wytrzymam, ale czuję, że zbliżam się niebezpiecznie blisko granicy... A co będzie dalej? Nie wiem... pewnie już niedługo się o tym przekonam...

22 lipca 2014, 08:45

No wreszcie jest lepiej :)

U lekarza dobrze - nowe wyniki są dużo lepsze. I najważniejsze - pozbyliśmy się bakterii :) Tak więc na dole i na górze już jestem "czysta" :)
Ta wiadomość momentalnie mi humor poprawiła. W ogóle lekarz poświęcił mi dużo więcej czasu i uwagi. Wyjaśnił wszelkie niepewności i... nie jest aż tak źle. Znaczy jest źle, ale mogło być gorzej.

Zielonego światła nam jeszcze nie dał, ale... jak to ujął - nie mamy się specjalnie starać, ale nie mamy też specjalnie się nie starać. Po prostu trochę na luz wrzucić, odpocząć od lekarstw itp. Ale nadziei mam sobie specjalnie nie robić. A od września wracamy do lekarstw, stymulacji i całej reszty. A póki co mamy cieszyć się wakacjami, więc...
Więc w sobotę o 14 wskoczyliśmy w auto i pojechaliśmy nad morze :D Spędziliśmy cudowną niedzielę w Kołobrzegu (ostatni raz tam byłam z 12 lat temu - wszystko się zmieniło, nic nie poznałam...), razem z moją ciocią, wujkiem i ich synami (chrześniak P. - 3 latka, jego braciszek 8 miesięcy).
Ciocia się śmieje, że z nikim tak chętnie P. się nie bawi jak z nami (ze mną i mężem). Potem był dłuuuugi spacer i wujek się śmiał, że jakby nas nie było to P. już dawno by marudził, że go nogi bolą i chce na rączki, a z nami dzielnie maszerował :) Może dlatego, że pozwoliliśmy mu psa prowadzić (tzn. prowadził go na smyczy razem ze mną).

I stwierdzam jedną rzecz - mój płacz z powodu dzieci jest... zależny od dziecka. W przypadku tej koleżanki mam gwarantowany ryk, a w przypadku kuzynów nie. Z nimi mogę całymi dniami przebywać i nic mi nie jest. Może dlatego, że to rodzina, a może dlatego, że Ciocia miała dużo problemów z ciążą (poronienie, wiek, obie ciąże na L4 ze wspomagaczami na utrzymanie). Nie wiem. Wiem natomiast, że weekend był cudowny :D
A od poniedziałku znowu do pracy... No ale już planujemy co w kolejny weekend zrobimy :) Tym razem gdzieś bliżej chcemy podjechać (może do zakopanego, albo gdzieś w góry). A potem upragniony, 2 tygodniowy urlop :) Już nie mogę się doczekać :)


Samopoczucie na dziś - wreszcie dobre :)

28 lipca 2014, 09:17

Jeszcze tylko tydzień i... urlop :D Już nie mogę się doczekać :)
Powoli się z mężem szykujemy :) Wczoraj na małych zakupach byliśmy :) Kupiłam sobie nowe buty :) No i musiałam kupić nowe staniki - stare tuż przed okresem (jak mi cycki puchną) były za małe... Na szczęście znalazłam odpowiedni rozmiar, z czym u mnie jest zawsze kłopot :)
Jedyne co mnie martwi to... okres :( Owulka była 3 dni temu, więc małpa powinna przyjść za tydzień we wtorek/środę :( Nie ma to jak urlop okresem zaczynać :/ Oby tylko okazał się łagodny :)

A i w ten weekend jednak nigdzie nie pojechaliśmy - zrobiliśmy sobie weekend lenia, czyli spanie do upadłego, cały dzień w piżamach itp :) Tylko własnie w niedziele popołudniu na małe zakupy :) Podczas których... spadłam ze schodków i mam całą prawą łydkę obdartą... Teraz cała noga mnie boli i kuśtykam jak chodzę :( No i kolejne siniaki mi się przez to na nodze porobiły :/ Eh... ja to mam szczęście do tych siniaków... Ledwo się dotknę i już fioletowo/czarny sinior który się potem zielony robi :/ Aż wstyd czasem sukienkę krótszą założyć bo całe uda i dupa w siniakach :/


Samopoczucie na dziś - obolała, ale zadowolona :)

7 sierpnia 2014, 13:13

To chyba najgorszy urlop na jakim kiedykolwiek byłam...
Dostałam dziś okres (kolejny abonament gratis... to już trzeci...). Okres mega bolesny, ale nie tylko fizycznie ale i psychicznie... Dlaczego? A no dlatego, że w pokoju obok jest małżeństwo z trójką dzieci... W następnym babcia z wnuczkiem... Dodatkowo syn właścicielki wczoraj ze znajomym (chyba grilla robili) wyścig wózków na placu urządził... Wszystkie samochody jakie tu są mają foteliki dla dzieci... Każdy tutaj ma dziecko - starsze lub młodsze i... tylko my... jedyny wyjątek... Nasz wielki samochód nie ma naklejki z imieniem dziecka... na naszym pisze - jedzie z nami pies...
Jesteśmy chyba jedyną bezdzietną parą w promieniu kilkunastu kilometrów...
Na ból fizyczny trochę pomagają tabletki - ból jest lekko przytępiony... ale na psychiczny nic nie pomaga... zwłaszcza, że pod oknami na placu bawią i śmieją się dzieciaki... a ja leże na łóżku i łzy same mi po policzkach płyną...
Męża chwilowo nie ma - poszedł z psem na spacer. Ale jak jest to tuli mnie, głaszcze po włosach i stara się pocieszyć...
Muszę się uspokoić do jego przyjścia... muszę być silna dla niego... Tylko coraz mniej mam siły...
A ostatnio było już tak dobrze... Już myślałam, że dam sobie radę... Ale widać jestem tylko słabą, głupią kobietą... Chociaż nie, nie kobietą... Raczej stworem kobiecopodobnym... Kobiety przecież rodzą dzieci a ja... ja ich przecież nie mam...

25 sierpnia 2014, 09:54

Dawno nie pisałam.
Urlop się skończył... Trochę wypoczęłam, trochę fajnie było, trochę ciepło, trochę się bawiłam. Ale niestety były też łzy, rzewne łzy, był deszcz i brzydka pogoda, było zimno i nie do końca tak jak zakładałam że będzie.

Co do tego, co pisałyście pod ostatnim wpisem... Ja sobie nie wmawiam, ja po prostu tak czuje. Za każdym razem gdy widzę kobietę w ciąży/z dzieckiem, zastanawiam się co ze mną jest nie tak. W czym jestem gorsza i dla czego mnie taka "ułomność" spotkała.
I z jednej strony powinnam być nastawiona pozytywnie - w końcu moja ciocia urodziła pierwsze dziecko w wieku 35 drugie 37 lat, po krótkiej walce, ale... no właśnie jakoś nie mogę. Dlaczego? Cóż po pierwsze, ją od razu potraktowano poważnie. Żaden lekarz jej nie zbył, tylko jak zgłosiła się do lekarza to od razu komplet badań zlecił. Mnie ten sam lekarz stwierdził, że nie ma co panikować bo... JESTEM MŁODA I MAM CZAS. Rzygać mi się już tym zdaniem chce.
Na szczęście mam już jednego lekarza, który wreszcie mnie poważnie potraktował, ale... na razie efektów nie widać...


Samopoczucie na dziś - zrezygnowana i chora (kaszel, katar, drapanie gardła), jak zawsze przed małpą...

1 września 2014, 08:32

No i lecimy znowu od początku...
Tak jak mówiłam - kolejny okres przyszedł, pomimo tego co niektóre mi pod wykresem i w prywatnych wiadomościach sugerowały...
I tak jak sądziłam - ta zgaga co mi przez kilka dni towarzyszyła, była zapowiedzią armagedonu...

Wczoraj przyjechała do mnie rodzina (dwie starsze ciocie, babcia z dziadkiem i ciocia z wujkiem i z dziećmi). Wszystko było dobrze, aż wzięłam małego kuzyna (niecały rok ma) na ręce, chwilę z nim pochodziłam, trochę po podrzucałam. Chwile potem oni pojechali, a mnie krzyże zaczęły napierdalać... To było około 18. O 21 ból już do lewej nogi, a konkretnie do kostki promieniował... A i zdążyłam już zjeść kilka tabletek przeciwbólowych , które oczywiście nic nie dały... Więc stwierdziłam, że pójdę spać - wygrzanie pleców zawsze pomagało...
Nie tym razem... Już pomijam fakt, że przeszło godzinę próbowałam znaleźć pozycję do spania i w ogóle usnąć (zwykle położę głowę na poduszkę i już śpię). W nocy co się przewracałam, czy chociażby nogi prostowałam/uginałam to się budziłam... Rano wstałam niewyspana...
No i oczywiście okres się zaczął... Najpierw potwierdziła to poranna temperatura, a potem krwawienie w łazience...

W tej chwili siedzę w pracy i... modle się o zdechnięcie... Ból znowu do nogi promieniuje... I lekko w górę pleców też zaczął... Nie wiem jak ja dziś dam radę tu wysiedzieć... Czuje jeden wielki ból...
Chce do domu... Chce się zwinąć w kulkę i zasnąć... Ale to nie możliwe... Pierwsze - bo nie mam już urlopu na żądanie, a drugie... bo nie jestem w stanie. Nie umiem bez bólu podnieść nogi czy rąk do góry, nie umiem się pochylić, a zwinięcie w kulkę (rano próbowałam jak się ból okresowy rozpoczął) powoduje ból przeszywający całe ciało...

Jedyny plus tego bólu fizycznego jest taki, ze nie mam nawet siły rozpaczać z powodu kolejnej porażki...


Niech mnie ktoś zastrzeli....

8 września 2014, 09:22

No i znowu zaczynamy maraton po lekarzach...
Niestety endokrynolog się pomylił. Jak byłam na ostatniej wizycie przed urlopem to stwierdził, że dopiero po urlopie mam dzwonić o termin wizyty, ale raczej nie będzie to konieczne. Tia... chciałam wierzyć w jego słowa, ale... ciąży dalej nie ma i nic tego nie zapowiada.
W zeszłym tygodniu poszłam sobie skontrolować TSH i... dupa zbita. Wynik - 2,5. Za dużo na ciąże, za mało na leczenie :( Bo jakby ktoś się jeszcze pytał - na razie nie przyjmuje żadnych leków :/ Lekarz stwierdził, że na razie nie ma co mnie truć lekami. Jak to powiedział - masz to Hashimoto, to widać po wynikach, ale nie ma co leków brać jak innych objawów, poza wynikami nie ma. Jak się pojawią inne objawy to wtedy można leczyć, a to się może zdarzyć za rok, dwa, dziesięć, więc spokojnie. Na razie jesteś "czysta" więc możecie się spokojnie starać.
Ufałam temu lekarzowi... Owszem miał dziwne metody badania czy leczenia, ale... był dobry. A teraz... teraz zastanawiam się, czy przypadkiem nie zmienić lekarza. Bo czuję że to właśnie tarczyca jest moją przeszkodą, że to TSH jest po prostu za duże i że to wszystko dlatego...
Cóż dam mu jeszcze szansę - 18 września mam umówioną wizytę, zobaczymy co powie/zrobi. Jak dalej nic nie ruszy z leczeniem to... trzeba będzie się rozejrzeć za nowym lekarzem...
A i do ginekologa trzeba się umówić - dawno u niego nie byłam. Niech mnie tam na dole obejrzy, może coś wypatrzy lub znowu podsunie pomysł co jeszcze może być nie tak...

Z pozytywnych rzeczy - udało nam się znaleźć ładną i w sumie niedrogą salę na moje urodziny/naszą pierwszą rocznicę. Niestety samej najbliższej rodziny (rodzice, dziadki, wujostwo i kuzyni) to przeszło 23 osoby + 2 dzieci. W mieszkaniu tego nie pomieszczę. Na soboty niestety wszystko zajęte, ale... niedziela wolna, więc w niedzielę robimy podwójne przyjęcie :)
Teraz przez ten i poprzedni weekend pozapraszałam do mieszkania rodzinę (remont skończony to wreszcie by wypadało zaprosić) i wszystkich pozapraszałam na przyjęcie.
Trochę się go obawiam... Najbardziej boję się pytań o ciążę... Ale może nie będzie tak źle, prawda?


Samopoczucie na dziś - w dalszym ciągu zdołowana, smutna, płaczliwa, ale... staram się trzymać. Przede wszystkim dla męża. On tak się stara, nie mogę go zawieźć... Muszę być silna - dla niego. Ale czasem... tylko czasem gdy jestem sama, pozwalam sobie na chwilę słabości. Zastanawia mnie jedno - ile łez można za jednym razem wylać..?

11 września 2014, 09:15

Dziś wizyta u gina i... trochę się stresuje. Tak wiem, że to głupie. Sama nie wiem czym się tak denerwuje...
Chciałabym, aby zlecił mi jakieś dodatkowe badania, żeby coś więcej ruszyło. Ostatnio słusznie zauważył tarczycę. Może znowu wpadnie na jakiś dobry trop? Bardzo bym chciała. Dużo nadziei pokładam w dzisiejszej wizycie.
Moja teczka jest już całkiem pokaźna... Makulatury mi się dużo udało uzbierać, no ale krew miałam w ostatnim czasie często badaną. No i wydruki wykresów też trochę zajmują. Ciekawe, czy dziś też będę w jego gabinecie długo siedzieć (ostatnim razem wizyta trwała prawie 40 minut).
Tak bym chciała, aby coś dalej ruszyło...


Samopoczucie na dziś - zestresowana... ale może będzie dobrze?

11 września 2014, 19:14

No i po wizycie :)
Prawy jajnik mam czysty, za to na lewym... Śliczny 20 mm pęcherzyk :D A to dopiero 11 dc więc, znowu szykuje się szybsza owulacja :)
Endometrium jak na mnie też śliczne - całe 8 mm :)
Pan doktor kazał kupić testy ovu i robić 2 razy dziennie (już mam zakupione, za chwile pierwszy wykonam) i jak będzie pozytywny to 3 dni potem mam przyjść na USG zobaczyć czy pękł :)
Ogólnie z wizyty jestem bardzo zadowolona :) Pan doktor jak zawsze przyjął ze spóźnieniem (tylko godzinnym), ale poświęca każdej pacjentce dużo czasu :)
No i zalecił od dziś mocno się starać, bo pęcherzyk może pęknąć w każdej chwili :)


Samopoczucie na dziś - nastąpiła zmiana :) W tej chwili jestem pełna nadziei :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 11 września 2014, 19:14

12 września 2014, 09:24

Wczoraj kreska testowa minimalnie bledsza od kontrolnej, ale... dziś już zdecydowanie mocniejsza :D No to teraz trzeba zadzwonić do Pana doktora i się na poniedziałek na USG umówić, aby sprawdzić czy na pewno pękł i jak się ma moje endometrium :)

Wreszcie od dłuższego czasu jestem bardziej pogodna i zadowolona, ale... zaczyna się wkradać we mnie obawa. Bo co jeśli znowu nic nie wyjdzie, a ja już teraz się zaczynam cieszyć i pomału nakręcać? Nie chcę przeżywać znowu wielkiego rozczarowania.
Ale jak powstrzymać te rosnącą nadzieję? Nie da się. Nie po tym co lekarz powiedział. Nie po tym co dziewczyny mi mówią/piszą. I przede wszystkim nie da się przy moim mężu :)
Dlatego... muszę się wziąć w garść. Nawet jak teraz nie wyjdzie to ten lekarz traktuje mnie poważnie. Najpierw sprawdza czy pęcherzyk jest, teraz chce sprawdzić czy pęka. A jak w tym cyklu nie zajdę to od przyszłego chce mnie wspomóc lekami. A później jak dalej nic to laparoskopia. Więc musi być dobrze, prawda?
Oby tylko moja tarczyca nie przeszkadzała...


Samopoczucie na dziś - zadowolona, ale... jednocześnie zaniepokojona. Tak czy siak, wreszcie wychodzimy na plus :)

15 września 2014, 08:43

No i pierwsza rocznica minęła :)
Życzenia posypały się z każdej strony poza... jedną częścią rodziny (to było do przewidzenia). A my? My spędziliśmy ten dzień we dwoje :) Dostałam od męża piękny bukiet z 30 różowych róż :) Ilość i kolor bez żadnego podtekstu - ot różowe były najpiękniejsze więc wziął wszystkie :D
Potem obiecany zakup paka gier na ps3. No i uroczysty obiad w japońskiej restauracji (tym sposobem wypróbowaliśmy chyba wszystkie japońskie restauracje w okolicy :)).

Dziś koło 18 mam dzwonić do Pana doktora zapytać się ile jeszcze jest pacjentek. Jak będzie mało to mam podjechać, jak więcej to później podjechać. Po prostu pod koniec mam przyjechać na szybkie USG jak to sam stwierdził. Mój mąż stwierdził, że chce wejść do gabinetu ze mną. Jak to powiedział - to nie to samo co USG ciążowe, ale chce się już powoli na przyszłość przyzwyczajać.
Zobaczymy co to będzie. W piątek był pozytywny test owu, a dziś temperatura zaczęła rosnąć.
Trochę się stresuje przed dzisiejszą wizytą, ale... chyba będzie dobrze.

No i krzyże mnie znowu zaczynają boleć :( Chyba się będę musiała do lekarza z tym przejść :(


Samopoczucie na dziś - troszkę niewyspana, troszkę zestresowana, troszkę obolała, ale w sumie (chyba) zadowolona :)
‹‹ 2 3 4 5 6 ››