X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Musisz dać życiu szansę
Dodaj do ulubionych
‹‹ 10 11 12 13 14

30 kwietnia 2020, 07:44

7+4
Dzisiaj pierwszy raz zaliczyłam porcelane. Po 2 tygodniach mdłości musiało to w końcu nadejść. Zjadlam banana i go zwróciłam, ale nie przez banana, tylko brokula. Mam odrzut od wszystkiego, ale największym wstretem napawaja mnie brokuly. Nie wiem czemu rano, po zjedzeniu banana pomyslalam o brokule. Ledwo zdążyłam dobiec do kibla. Tak że wszystko jest bleee. Nie ma rzeczy która mi smakuje i na która mam ochotę. Nie ma nawet napoju który mi smakuje. I tu rozumiem Krasi w niecheci do polykania tabletek.
Poza tym samopoczucie w skali 1-10: -1. Rano czuje kaca giganta. Poty, slabo, kołatanie serca. Mdłości i ssanie w żołądku przez cały dzień. Nie mam siły ani medytować, ani modlić sie, ani czytać książek. Leżę więc i gapie sie w okno. Z okna mam widok na las, już zielony i bujny, więc to moja jedyna pociecha.
Wczoraj byłam u chirurga naczyniowego. Zbadał dopplerem naczyniaka. Złapał sie za głowę, że ktoś mi robił na to skleroterapie. Nie robi sie skleroterapii na naczyniakach! Chciał koniecznie znać nazwisko inteligenta, ale to było 6 lat temu, nie pamietam już. Wiem, że zapłaciłam 700 zl, a po trzecim zabiegu laskawie mnie poinformował, że to naczyniak, nie zylak i on nie pomoże...
Mam w zyle zakrzep. Nie wiadomo czy od ciąży, czy od skleroterapii, czy był już od dawna. Naczyniaka mam od 11 roku życia, więc nie wiadomo. Ponieważ mam zakrzep i inne problemy z krzepnieciem jak mutacje mthfr, pai i niedobór białka s, on proponuje zwiększenie heparyny do 60. I mam zrobić badanie d dimerow. Jeśli wyjdą więcej niż 1000 to nawet 2 zastrzyki z heparyny.
Trochę sie tego boje, że zacznę krwawic po takiej dawce. Z jednej strony naczyniak przestał bolec jak reka odjal po heparynie (działa!). Z drugiej, w zyle jest zakrzep. Zobaczymy co powie ginekolog.
Pytałam o refundacje. Powiedział, że z tym jest sytuacja przedziwna jak wszystko w naszym nfz. Clexane jest refundowany przy zakrzepach żył głębokich. Ja mam zakrzep powierzchniowych. No i jeszcze inne problemy z krzepliwoscia. Ponieważ musze brać heparyne do końca ciąży, jego zdaniem nalezy mi sie refundacja. Zobaczymy jak do tego podejdzie gin, bo może sie bedzie bał wystawic receptę z refundacja - są za to duże kary. Jeśli się bedzie bał to mam napisac podanie o refundacje do nfz, z zalaczeniem dokumentów medycznych. Ponoć większości sie zgadzaja na refundacje. Dlaczego? Nie jest to tani lek i może mnie nie być na niego stać. Przestanę go brać i konsekwencje mogą być poważne. Wtedy będę się sądzić, a sadzenie nikomu na reke nie jest. Kolejne kuriozum nfz, na listy z podaniami odpowiadaja urzednicy, którzy nie sa lekarzami. W jakim kraju my żyjemy?
Na zakończenie wizyty tak się jebłam kolanem w biurko, że dzisiaj nawet do rzygania nie mogłam kleknac. Takie to przygody.
Wizyta u gina w poniedziałek. Boje sie. Bardzo się boję. Ale przecież mam się nie bać! Jezus powtarzał: Nie bój się, tylko wierz.
No wiec wierzę, że jesteś tam Okruszku:**
Ps. Mam zagwoche zwiazana z estrofemem. W tym tygodniu zaczęłam już schodzic z 3x1 do 2x1, ale, cholera, skończy mi się w sobote. Jak wezmę 1 w sobote i 1 w niedziele to będzie ok? W poniedziałek już mam wizytę. Boję się trochę zmniejszac, bo jak się podchodzilo do crio na cyklu sztucznym to estrofem jest dla podtrzymania ciąży. Ale jedna tabletka w te czy we wte. Hmm a mozeby sie wcisnąć na wizyte w piątek? Co myślicie?
Ps 2. Właśnie odebrałam wynik badania moczu i dość liczne bakterie. Wymagany posiew. Czy mam się bać?

Wiadomość wyedytowana przez autora 30 kwietnia 2020, 08:15

4 maja 2020, 21:30

8 tydzien, usg. Jest Dzieć i serce bije! Ma 12 mm. Dzisiaj mi się wyprostowala macica, więc zdjecie beznadziejne. Ale mąż mógł wejść i zobaczyć serduszko pierwszy raz! Skonstatowal: "Fajne". Nosz kurde blaszka, głębokie bardzo.
Dostałam clexan z refundacja, doktor powiedział, że to oczywiste. A jednak!
Dostałam kartę ciąży - mała rzecz, a cieszy.
Ciekawostka, doktor powiedział, że pecherzyk zoltkowy idealny, co dobrze świadczy, bo to jeden z markerów wskazujących choroby genetyczne. Nie wiedziałam. Spokojniej mi teraz. Mimo, że na karcie mam napisane ciąża wysokiego ryzyka, ale to myślę że naklada sie na to ivf, zakrzepica i krwawienia. Tych ostatnich, odpukac w niemalowane, nie miałam od 2 tygodni. Doktor powiedział, że po krwiaku nie ma już śladu. Bakteriami w moczu mam się nie przejmować, bo leukocyty sa w normie, więc czekam na razie na wyniki posiewu.
Dostałam l4 na miesiąc. Nie protestowalam. Chcę wrócić do pracy, ale przy tych nudnosciach to bez sensu, nie skupie się na niczym. Zresztą tak mi słabo, że ledwo siedzę. Dzisiaj zamawiam opaske do akupresury, Krasi podsunela pomysł, myślę że to zadziała.
Myślimy nad wakacjami. W tym roku nie planowaliśmy niczego ze względu na ivf, ale gdzieś z tyłu głowy był szlak morawski w Czechach na rowerze lub Wyspy Owcze. W obecnej sytuacji zadowolimy się polskim morzem. Może Świnoujście? Może Łeba? Marzymy o Slowinskim Parku Narodowym, teraz będzie okazja.
Powiedzieliśmy o ciąży najbliższej rodzinie i przyjaciolom. Moja przyjaciółka poplakala sie z radości, a nie jest osobą wylewna. Rany, jakie to było miłe.
Jedyna skaza na tym wszystkim, u mojego męża znowu dolegliwosci brzuszne sie odzywaja. Cały czas coś go gniotlo pod zebrami, umeczony był. Miał gastro i kolonoskopie. Oprócz przepukliny przelyku i malej nadzerki nic nie znaleźli. Rok miał spokój, teraz znowu go boli. Zaczynam się bać, nikt mu nie jest w stanie pomóc. Znowu musi chodzić od Annasza do Kajfasza. Tak to w życiu jest, za idealnie być nie może. Spadam oglądać Outlanderka, dziś nowy odcinek.

Wiadomość wyedytowana przez autora 4 maja 2020, 21:31

7 maja 2020, 18:28

Dziś nasza 4 rocznica ślubu! Na facebooku wyświetliło mi się wspomnienie z filmikiem naszego pierwszego tańca. Ech, nigdy mi sie nie znudzi oglądanie go. Do tej pory znajomi nam mówią, że to był najfajniejszy pierwszy taniec jaki widzieli. Co tu dużo mówić, ja też tak sądzę😀😀
Wracam wspomnieniami do tego dnia. Jaka ja byłam piękna!! Wymarzony od dziecka welon 3 metrowy, ciagnacy się po ziemi, piekna pogoda, tyle życzliwych ludzi, czadowe wesele, które wspominalo się długo i zdarzenia, które stały się rodzinnymi anegdotami. I podróż poślubna do Szkocji, z namiotami, z planem, który pisał się spontanicznie w trakcie wojaży. To były piękne dni.
A potem nastała era niepłodności i kurtyna spadla na nasze szczęście. Pierwsza rocznica wypadala tydzień przed pierwsza wizyta w klinice leczenia nieplodnosci. Staraliśmy się 10 miesiecy, ale już mnie to zaczęło niepokoić. Druga rocznica była po drugiej IUI, w oczekiwaniu na wynik. Trzecia rocznica wypadala kiedy akurat doszłam do siebie po wypadku i kilkumiesiecznej rehabilitacji.
A czwarta jest z Małym Człowiekiem w brzuchu! Wiele przeszliśmy przez te 4 lata. Nigdy nie zwatpilismy w siebie, nigdy żadne z nas nie wyrzucilo drugiemu: to przez Ciebie! I po operacjach po wypadku i po punkcji budzilam się z mężem u boku, siedzacym na krześle.
Te cztery lata to dopiero poczatek drogi i na pewno wiele w życiu nas czeka, ale kto da radę jak nie my?

Wiadomość wyedytowana przez autora 12 maja 2020, 10:06

20 maja 2020, 09:43

10+2
Wczoraj byliśmy na usg. Pierwszy raz zaszklily mi się oczy. Doktor mówi: widzi pani jak się rusza? Patrze a tam na ekranie dziecko jak wypisz wymaluj, majta rączkami i nóżkami. Nie spodziewalam się, że zobacze to już tak szybko. Ruszal się jak mały krab. Ma juz 3,85 cm. Doktor zadowolony, że tyle urósł. Na usg 2 tygodnie temu mial 1,2 cm i martwilo mnie to, choć nikomu nie mówiłam. Wiek ciąży był młodszy niż wyliczylam. Ale tam usg bylo fatalne i sam doktor przyznal, że macica ulozona tak że trudno zbadac. Teraz poszliśmy do innego gabinetu doktora i tutaj już usg hula. Wiek ciąży wychodzi idealnie jak mój wyliczony. Szyjka ładnie trzyma. Ale jest jedno ale. Spora część łożyska ma inna strukturę niż reszta. Jest to albo pozostałość po krwawieniach, albo tak tez wyglada łożysko przy parvowirusie... Musze zrobić badania. Boje się, że mam to cholerstwo. Przeczytałam, że objawem jest rumień i ból mięśni. Wszystko się zgadza. Przez kilka miesiecy mialam swedzacy rumien na nodze. Myślałam, że to nawrót boleriozy, ale badania wyszly ok. Miałam też w wakacje incydent, że mięśnie mnie bolaly jakbym miala zakwasy, a nie cwiczylam w ogóle. Lekarz mi wtedy zlecil morfologie i jakies badanie pokazujące czy mam zapalenie miesni, ale wszystko wyszło ok. Rumień zniknal po maści. Boże chron nasze dzieciątko. Oby to nie był żaden wirus...
Za 2 tygodnie mamy prenatalne. Zastanawiałam się czy robić Pappe, bo sa różne opinie, ale lekarz zlecil, więc nie będę dyskutować. Czy wolna betr hcg i pappe można zrobić w Diagnostyce i potem iść z wynikami do swojego lekarza?

Ps. Samopoczucie fatalne. Mam opaske akupresurowa, ale i ona nie pomaga. Dzisiaj okazalo się, że można zwymiotowac szklanke wody. Tak, rano sie napilam i zwróciłam cala szklanke. Wiecej nie było co zwracac po nocy. Głowa mi dziś pęka. Słabość okrutna. Dzisiejszy dzień jest tym gorszym. Ale inne też sa straszne. Mój mąż cały czas powtarza: no i kto by pomyślał, miałaś mieć bezobjawowa ciążę. No miałam, ale nie wyszło. Objawów pełen pakiet, nawet cycki już bola. Czasami myślę, że już nie dam rady... I tak walcze dzień za dniem...

Wiadomość wyedytowana przez autora 20 maja 2020, 09:49

3 czerwca 2020, 11:21

Ten wpis będzie długi, muszę się wygadać, muszę wyrzucić z siebie te wszystkie emocje. Będzie o: stracie najlepszego przyjaciela, plamieniach, szpitalu, parvowirusie i moich przemyśleniach o NK, nie najlepszych wynikach testu podwójnego do badań prenatalnych oraz o tym, że nam się odmieniło i powoli szukamy domu.

Dwa tygodnie temu wydarzyło się coś, co wywróciło życie mojej rodziny do góry nogami. Zmarł pies moich rodziców. Niektórzy pomyślą: wariatka. Taki wstęp i umarł pies. Otóż w mojej rodzinie zwierzęta są na równych prawach jak my (czasami lepszych:)). Pierwszy piesek, z którym się wychowałam umarł po 15 latach wspólnego życia. Nie mieszkałam już wtedy z rodzicami, rodzice zajęli się opieką nad nim. Po prostu, jak dzieci wybędą z domu, a dom jest duży i jest w nim żona i mąż i pies, to ten pies jest po prostu dzieckiem. Po śmierci Czarka mama zarzekała się, że nie weźmie drugiego, bo go tak nie pokocha, aż weszła na stronę schroniska i zobaczyła Karlosa. Był kilkumiesięcznym szczeniakiem, wziętym ze wsi interwencją OTOZ. Kilkumiesięcznego psa trzymano na ciężkim łańcuchu w stodole, a jego mama miała obrożę wrośniętą w szyję. Mama pojechała do schroniska i kiedy panie pokazały jej pieska, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Poprzedni pies był psem moim i siostry, a Karlos był psem mamy. To ona go wypatrzyła, to ona dostała strzałą amora. Tata oszalał z miłości również. Karlos to nie był zwykły pies i myślę, że można o jego więzi z moimi rodzicami nakręcić film taki jak z Richardem Geerem o Hashiko. Nigdy nie tresowany, słuchał mamy jakby rozumiał ludzką mowę. Na spacerach ludzie przystawali ze zdziwienia, że jak to, że pies tak słucha. Przykład: mama idzie po wale rzecznym, jedzie rower. Mama woła: Karlos, a on biegnie błyskawicznie i siada przy jej nodze. Nigdy go tego nie uczyła. Za mamą chodził krok w krok, nawet do kibla. Kiedy mówiła patrzył na nią cały czas, jakby wsłuchiwał się. Tata z kolei odnalazł się w spacerach. Mimo, że rodzice mają dom z dużym ogrodem, codziennie było wiele spacerów, bo mieszkają nad jeziorem. Karlosa znali wszyscy wędkarze. Ba, kochał go nawet mój wujek, który nie lubi psów. Niestety, już kiedy psiut miał pół roku okazało się, że ma padaczkę. Ataki zaczęły powtarzać się coraz częściej. Była przerwa, a potem kilkanaście na dzień. Dopiero dzięki Karloskowi zobaczyłam grozę tej choroby. Utrata przytomności i te drgawki, coś strasznego. Jeden atak trwał pół godziny, a jest to już zagrożenie życia i mama leciała w środku nocy do sąsiada weterynarza i błagała go, żeby coś zrobił. Przyszedł w ostatniej chwili, atak trwał już godzinę. Dostał zastrzyk uspokajający i przeszło. Zwiększono mu wtedy dawkę leków i był spokój 2 lata. Aż do teraz. Pechowo, w dobie pandemii, Karlos znów dostał ataków. Jeden był ciągły, rodzice więc jechali z nim w drgawkach do lecznicy, wpdali i krzyczeli o ratunek. Udało się, otrzymał od życia drugą szansę. Rodzice dostali do domu zastrzyki uspokajające i jak tylko psiut miał atak, tata wbijał lek w wenflon. Po tygodniu ataki ustały. Cały dom był usłany poduszkami i miękkimi rzeczami, żeby w razie ataku Karlos się nie poturbował, bo dodatkowo lekko wypadł mu kręg i mogło się to pogłębić. Zamówiliśmy mu z mężem olejek CBD, ponoć pomaga w padaczce. Karlos po olejku wrócił do siebie błyskawicznie. Radość była wielka. Ja już byłam w ciąży i te ataki spędzały mi sen z powiek, ale Karlos znów był uratowany! Ostatnio byliśmy w domu na weekend, psiut był jak zwykle energiczny i radosny. Wróciliśmy do Krk, dwa dni później dzwoni mama. Poznałam po głosie, że coś się stało: nie wiem jak Ci to powiedzieć, bo jesteś w ciąży, ale i tak musze to zrobić, Karlos dziś umarł.
OMG, ryczę jak to piszę. Jak to się stało? Zaczął wieczorem wymiotować, rodzice myśleli, że ot, jakieś zatrucie. Ale wymiotował całą noc i bardzo dużo pił, nad ranem już go wyginało z bólu. Rodzice pojechali do lecznicy. Tam okazało się, że wyniki trzustki są fatalne, wet stwierdził, że musiał się czymś otruć, pytał czy mamy trutkę wysypaną. Ależ skąd! My i trutka? Nasz kot zjada wszystkie myszy w siąsiedztwie. Nikt też nie mógł niczego do ogródka wrzucić, bo mieszkamy na uboczu, mamy jednych sąsiadów, z którymi żyjemy w przyjaźni. Karlos dostał kroplówkę i po skończeniu kroplówki, kiedy tata miał już go brać ze stołu, okazało się, że serce stanęło.
Zastanawiamy się dziś jak to się stało. 6-letni pies, który miał pisane umrzeć na padaczkę, umiera na zatrucie??? Wyczytałam, że duże dawki leków na padaczkę powodują ostre zapalenie trzustki. Przy zapaleniu trzustki następuje zazwyczaj również niewydolność nerek. Nie można wtedy psu podawać kroplówki dożylnie, a jedynie doskórnie. Podanie dożylne powoduje wzrost ciśnienia i serce może stanąć. Karlos dostał wielką butlę kroplówki dożylnej i zaraz po kroplówce serce stanęło. Błąd weterynarza. Być może ze zniszczoną trzustką i tak nie pożyłby długo, ale tego nie wiemy.
Moi rodzice są w rozsypce. Zawsze się bałam, że ich więź z tym pieskiem jest za duża, że jakieś granice są przekroczone, ale jak nie kochać takiego kochanego psiaka? Wczoraj, już dwa tygodnie po odejściu Karloska, rozmawiałam z tatą i kiedy poruszył temat psa, nie był w stanie już rozmawiać. Jakiś jedyny pozytyw tego wszystkiego to to, że rodzice wczoraj pierwszy raz od 6 lat poszli na długi spacer, do kawiarni itd. Wcześniej tylko jedna osoba wychodziła, bo psa chorego na padaczkę nie można zostawić samego. W razie ciągłego ataku wymagane jest pilne zawiezienie do weta.
Liczę na to, że ból kiedyś przeminie, a ich serca przyjmą kolejną kochaną znajdę ze schroniska.
Przykro mi, że zdarzyło się to kiedy jestem w ciąży. Przepłakałam cały tydzień i pod koniec dostałam plamień. Kij wie czy nie ze stresu i emocji. Choć to już trzeci raz (wcześniej dwa krwawienia). Znów panika i nogi jak z waty. Była sobota, mój lekarz nie przyjmował, napisałam do niego i kazał mi jechać na oddział ginekologiczny. Na oddziale przyjęli mnie szybko. Pielęgniarka na wieść o ivf zapytała: i jak, faktycznie to tak strasznie boli wszystko? Mówię: nieee, skąd, samo ivf nie boli. Najgorsze jest czekanie na betę. Ona: wie pani, ja pytam, bo sama będę podchodzić.
Zaskoczyła mnie, porozmawiałyśmy sobie. Trzymam za nią kciuki.
Doktor zbadał mnie i nawet dostałam zdjęcie z usg (na nfz, wow, myślałam, że takich rarytasów nie otrzymam). Kazał zażywać magne b6 3 x 1 i wypisał do domu.
To nie koniec przygód, bo dostałam również wyniki parvowirusa. Doktor kazał to zrobić, bo nie podobała mu się część łożyska, Powiedział, że albo jest silnie unaczyniona, albo to parvowirus. No i co? Parvowirus pozytywny. Rany, jak ja się wystraszyłam. Igg pozytywne, Igm negatywne. Internet poszedł w ruch. Znalazłam artykuł naukowy w pdf, w którym wyczytałam, że Igg pozytywne oznacza nabycie przeciwciał i przejście zakażenia, Igm negatywne znaczy, że nie ma świeżego zakażenia, więc nie ma zagrożenia dla płodu. Ufffff, co za ulga. I to skłoniło mnie do przemysleń. W wakacje miałam kilka miesięcy swędzący rumień na nodze. Swędziało jak cholera, było czerwone i chropowate. Myślałam, że to nawrót boleriozy (bo to dziadostwo oczywiście też w życiu przechodziłam), bo miałam dodatkowo bóle mięśni. Zbadałam i boleriozę i zapalenie mięśni i nic nie wyszło. W tym czasie badałam NK i wyniosły prawie 30%. Organizm musiał walczyć, stąd taki wynik. Miałam też w tym czasie IUI. Boże, jak to dobrze, że ona się nie udała. Dziecko byłoby śmiertelnie zagrożone. Przy zakażeniu parvowirusem dziecko może umrzeć lub urodzić się z ciężką niedokrwistością. I teraz myślę nad obecną "modą" na zbijanie komórek NK. Włosy mi stają dęba, kiedy dziewczyny mają wynik 14% i już to zbijają, żeby było poniżej 10%. Przecież wysokie NK może świadczyć o tym, że organizm z czymś walczy, nie wiemy z czym, ale osłabiamy go dodatkowo, niszcząc komórki NK, czyli natural killers. Gdybym w czasie przechodzenia parvowirusa miała duże dawki encortonu lub intralipid, kto wie czy nie skończyłabym z ciężką niedokrwistością? A tego, że lekarze w czasie piku epidemii wrócili do przepisywania encortonu, accofilu i intralipidu, to już mi się nawet nie chce komentować. Ja rozumiem, że dla dziecka wszystko, ale nie kosztem własnego zdrowia. Dziecko potrzebuje zdrowej, silnej mamy.
Jakby tego wszystkiego było mało, przyszły mi wyniki pappy i wolnej bety hcg. O ile pappa w normie, o tyle beta ponad normę dla 11 tygodnia. Panika, strach, zimny strach. Wczoraj mieliśmy usg genetyczne i na szczęście wszystko dobrze. Maluch jest cudny, ma taką kształtną główkę i nosek, małe cudo. Usg super, ryzyka również wyszły niskie po wrzuceniu w system, jupi! Jedynie trisomia 13 wynik 1:1200 i on jest poniżej normy, więc moge rozważyć Nifty, ale stwierdziliśmy z mężem, że skoro usg jest super, doktor i tak powiedział, że nawet to ryzyko jest niskie, to nie będziemy już szli w Nifty.
Zapytałam doktora o płeć. Stwierdził, że nie jest zwolennikiem gdybania na tym etapie, ale niewykluczone, że chłopiec i pokazał mi siuśka. Tak, to był siusiek. Tak wyglądał przynajmniej.
Ponieważ prawie wszystkie imiona dla chłopców uważam za brzydkie, stwierdziłam, że będzie się nazywał X. Kolega mówi: no to może Ksawery? Hmm , niegłupi pomysł. Tylko jak to zdrabniać? Mężowi się podoba Emil, mnie też. Sęk w tym, że kot moich rodziców (a właściwie mój, bo ja go przywlokłam) ma na imię właśnie Emil. Mamie się podoba Patryk, mnie też, mężowi z kolei nie do końca. Mnie się podoba Wiktor i Hubert, mężowi też nie do końca. Wczoraj mówi: - może Norbert? - E niee, Norbi, kobiety są aha aha, gorące...Oskar też jest rozważany, ale też nie do końca czujemy to imię. Prawda jest taka, że zawsze chciałam Krzysia. Ale Krzyś to śp. brat mamy mojego męża. Kochany człowiek, ale miał dość nieszczęśliwe życie, pił i którejś nocy już się nie obudził. Wczoraj mnie naszło: Kacper. Kuzynka ma Kacpra, ale to nie szkodzi. Kacper, Kacpi, takie wdzięczne. Mąż się ucieszył, Kacper bardzo mu się podoba. Tak że chyba już mamy imię, oczywiście jeśli to będzie mężczyzna:)

Zadecydowałam, że do pracy już nie wrócę. Właściwie poprosiła mnie szefowa o decyzję, bo musi kogoś zatrudnić na umowę zastępstwo, a jakbym wróciła na 2-3 mce, to nie mogłaby tego zrobić. Nieuczciwe byłoby z mojej strony wstrzymywanie jej. Zaczynamy wdrażać nowy system HR i miałabym go powdrażać na chwilę i iść, a nowa osoba miałaby się uczyć i spowalniać proces? Niech się wdraża już teraz, to szybciej wejdzie w tryb i szybciej im pomoże. Mam nadzieję, że szybko kogoś znajdą.

Dziś 12 tc +3. Mdłości i wymioty są nadal. Tzn częściej już poranne szarpanie i odruchy wymiotne, ale niczego nie mogę rano zwymiotować, bo wszystko jest po nocy strawione. Słaba jestem nadal i energii brak. Nie wiem kiedy objawy miną, ale bajeczki o ich minięciu w drugim trymestrze mogę sobie wsadzić gdzieś. Wiem, że i tak jestem uprzywilejowana, że udał się mój drugi transfer, że nie mieliśmy kłopotu ze słabym nasieniem czy słabymi komórkami, że tyle jest jeszcze dziewczyn, które czekają w kolejce po swoje szczęście. Wiem, że mimo jednego z najgorszych kirów jaki może być, zaszłam i utrzymałam ciążę w pierwszym trymestrze bez accofilu. To tak wiele, tak wspaniale! Jednak, mimo wszystko ten pierwszy trymestr był jednym z najcięższych okresów mojego życia. Psychicznie i fizycznie mnie wykończył, do tego liczne przeboje i wieczny stres. Proszę Boga o nudną ciążę i zdrowe dzieciątko.

I na koniec tego przydługiego wpisu (choć nie wiem kto to w ogóle przeczyta), zaczęliśmy się rozglądać za domkiem. Na spokojnie, powolutku, planujemy dopiero za 2 lata. Na naszych 35 metrach może się jakoś ze szkrabem pomieścimy. Przez te dwa lata będziemy ostro zbierać pieniądze na wkład własny. Chcielibyśmy nasze mieszkanko zachować i wynajmować, ale cóż, życie pisze różne scenariusze i może nie damy rady uzbierać wkładu, więc sprzedamy mieszkanie. Wtedy wkład będzie spory, bo mimo, że nasze mieszkanie jest małe, to leży w najdroższej, ale też najpiękniejszej dzielnicy Krk. I to też nasza bolączka. Kochamy tę dzielnicę całym sercem, no bo kto by nie kochał miejsca, gdzie ma 5 minut do lasu? I to jakiego lasu, lasu z wąwozami, jurowymi skałkami, kopcem. No ale rzeczywistość jest taka, że jeślibyśmy chcieli tutaj coś większego to musielibyśmy zapłacić milion zł, a na to nas na pewno nie stać. Ostatnio znajomi kupili dom 40 km od Krakowa. Urzekł mnie widok. Dom trochę na uboczu, ale widok niesamowity, mogłabym siedzieć na tarasie godzinami. Tylko natura i przestrzeń. I tak to, my z mężem, mieszczuchy od zarania, zapragnęliśmy domku. Gdzieś pod Krakowem, przy granicy z miastem, żeby było blisko, ale żeby była natura na wyciągnięcie ręki. Może to życie wreszcie przybierze jakieś normalne tory:)

8 czerwca 2020, 10:05

13tc + 1
Od dwóch dni jest jakby lepiej. Trochę muli, ale nie rzygam. Zostaję ten tydzień u rodziców. Muszę ich rozweselic po śmierci Karloska, widzę że co jakiś czas oczy wycieraja. Nigdy nie widzialam mojego taty w takim stanie. Jak to sie człowiek potrafi przywiazac do zwierzecia...
Poza tym dom z ogrodem i domowe jedzonko - tego mi potrzeba. Trochę się boję, bo nie jestem w miejscu zameldowania na l4, ale przecież jak ktoś się zle czuje to chyba może u rodziców siedzieć, najwyzej mama potwierdzi jak będzie kontrola.
Mama uparcie twierdzi, że mam już brzuch. Mówię, że to po jedzeniu, a ona dalej, że po jedzeniu nigdy takiego nie miałam. No to zrobiłam dziś rano na czczo fotke i faktycznie jest już brzusio:

https://zapodaj.net/e598c3c142fc7.jpg.html

Nierealne, niedosiegle, staje się rzeczywistością😄

Abbigail, powiem Ci nawet, że w Krk są dwie Wole: Duchacka i Justowska. Twój brat i ja mieszkamy na Justowskiej😄

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 czerwca 2020, 10:07

22 czerwca 2020, 18:52

Ale się wkurzyłam. Aż mi się brzuch trzęsie. Żeby tylko maluszkowi się nic nie stało.

W weekend do teściów przyjeżdża siostra męża z mężem i dwojka dzieci w wieku 6 i 2 lat. Oni mieszkają w Londynie, będą jechać do Polski autem, promem i potem przez Niemcy. Czyli UK i Niemcy - dwa najbardziej zainfekowane kraje. Powiedzialam mężowi, że ja się boję i nie chce żebyśmy do teściów jechali na weekend. On tego nie rozumie. Mówi, że przecież oni nie maja covida i w aucie pojadą. No tak, w aucie i beda sie zatrzymywać na stacjach. Mąż do mnie: dlaczego on się nie może z bliskimi zobaczyć, że przeciez dziadek wyszedł ze szpitala i jego siostrzency przyjeżdżają i że ja się ze swoimi bliskimi widuję. Nosz kur.. ja sie nie widuje z ludźmi którzy jechali przez pół Europy! Obrzucilam go bluzgami na czym świat stoi. Leżę sobie i usiluje się uspokoic i slysze że dzwoni jego tata żeby zapytać czy będziemy. Jakoś się wymigal, że wybory itd, ja się zle czuje. Ale za chwile slysze: to może niech oni do nas wpadna w przyszlym tygodniu. Ja pierdole zagotowalo sie we mnie. Po rozmowie mi powiedzial, że powiedzial to z grzeczności i że na pewno nie przyjada.
Nie rozumiem takich stosunków rodzinnych, ja bym powiedziala do siostry: ej stara sorry, ale przyjezdzasz z gniazda covida, nie widzimy się.
I koniec dyskusji, a nie podchody i grzeczności.

Mam żal ogromny, chyba mnie pierwszy raz od czasu naszej walki mąż zawiódł. Przedkłada relacje z rodzinka nad nasze dziecko.

Jutro usg, zobacze maluszka. Oby wszystko bylo ok, mam schizy ostatnio no i teraz mega się zdenerwowalam, tak się boje że to zaszkodzi...

24 czerwca 2020, 11:02

15tc+3
Usg i mega zaskoczenie. Lekarz mówi:
- Widzi pani? Tutaj jest wzgorek łonowy.
Myślę: to chłopcy mają też wzgórek łonowy?
- Ehe, czyli jaka płeć?
- No dziewczynka.
- Jak to???
- No tak.
- Ale ostatnio był chłopak niewykluczony. Już imię wybraliśmy.
- Jakie?
- Kacper.
- Hmm no to z Kacpra trudno żeńskie imię zrobić. No tak, dla mnie na 99% dziewczynka. Ale wie pani, ja swojej szefowej powiedzialem, że dziewczynka. Mieli dwóch chłopców już i radość ogromna, wszystko dla dziewczynki kupili. A okazało sie, że chłopak.

No i badz tu człowieku mądry. Nie nakrecam sie, ale rodzice i tesciowie wniebowzieci. Dzieć ma 9.35 cm i wszystko jest ok. Ważne info: w ciąży jak są skurcze to nawet do 8 magnezow można brać. Ale nie można brac za dużo magne b6. Ja myslalam, że magne b6 jest najlepszy, bo to lek, nie suplement, ale duże dawki b6 były kiedyś używane do terminacji ciąży. Tak że magne b6 w dawce 2x1, a jak sa skurcze mięśni itd to asmag forte w wiekszych dawkach.

Mąż wczoraj mnie zapytał czy ja nie lubie jego siostry. Bo zawsze tak niechetnie jadę jak ona przyjeżdża. I jak byliśmy z nimi w Prowansji to też widział, że się nie cieszę. Rozryczalam się. Czy on nie rozumie tego, że Prowansja to miał być wymarzony wyjazd, a ona w pierwszym dniu nam powiedziala o drugiej ciąży z pierwszego cyklu? Byliśmy po roku starań i pierwszej wizycie w klinice i to był dla mnie cios. Szwagierka wynajela dla nas luksusowa wille z basenem do której nie dołożyliśmy ani centa, zwiedzaliśmy raj na ziemi, ale nie umialam się cieszyć z tego wyjazdu. A potem przy każdym jej przyjezdzie patrzyłam na jej rosnacy brzuszek i na dzieci. I to mojego męża, nie mnie zapytala czy nie chcemy się zbadać w najlepszej klinice w Londynie, która oni pokryja. Ja wiem że to było z dobroci serca, ale to mnie też zabolało. Bardzo lubię swoją szwagierke, ale te lata były ciężkie i ciąża w koronawirusie też łatwa nie jest. Dopiero teraz mąż to zrozumial i powiedzial rodzicom, że nie przyjedziemy bo unikamy kontaktów. Prawidlowo i bez podchodow i falszerstw.
Czekajacnadzidzie masz racje, faceci sa nieodpowiedzialni i nie myślą często...

Samopoczucie 5/10 co przy pierwszym trymestrze 1/10 i tak jest postepem. Poranne wymioty nadal sa. Mdlosci sa nadal, choć już nie 24 h/dobę. Kondycja marna. Polgodzinny spacer i jestem dętka. Halo halo, magio drugiego trymestru, gdzie jesteś???

26 czerwca 2020, 11:30

Dziewczyny jeśli dobrze wybierzemy w niedzielnych wyborach, być może zapoczatkuje to zmianę i pary zmagajace się z nieplodnoscia będą mogły znów korzystać z programów rzadowych, nie wypruwajac z siebie ostatnich złotówek i pozostawiajac je dla dzieciaczkow.

Zachęcam wszystkie które sie wahaja: chodzmy na wybory, zróbmy to dla siebie i bliźnich! Komisje są otwarte od 7. Warto przyjść rano, może nie będzie kolejek i zagrozenia wirusowego z tym zwiazanego.

1 lipca 2020, 11:22

16tc+3

Stanęłam dziś rano na wadzę i wciąż jest 59 kg. Nie przytyłam ani grama. Jem dużo. Zaczynam się martwić. Myślałam tez, że wymioty już minęły, bo nie miałam od tygodnia, ale zwróciłam dziś całe śniadanie... Wizyta dopiero za 2 tygodnie, więc chyba osiwieję.

Wybraliśmy imię dla córeczki, choć biorę pod uwagę, że może znów zamienić się w chłopczyka. Będzie Klara. Mężowi oczy się zaświeciły jak usłyszał tę propozycję, więc wiedziałam już, że to będzie to. Na większość imion kręcił nosem.
Klara znaczy po łacinie jasność. Św. Klara jest patronką radia, telewizji i malarzy. Wróżę jej świetlaną przyszłość:)

15 lipca 2020, 14:23

18tc + 3

Wczoraj byłam na usg. Stres jak zwykle czy dziecko żyje i ma się dobrze. Czy kiedykolwiek odetchnę?
Klara ma się dobrze i jest na 100% Klarą:) Widziałam jej nóżkę i stópkę, idealne! Ale długie - i noga i stopa. Ja mam rozmiary stopy 41, moja mama 42, kuzyn 47, a mąż 46. Klara ewidentnie będzie miała duże stopy, a tak chciałam jej tego zaoszczędzić. Teraz co prawda nie jest to problem kupić buty w dużym rozmiarze. Zawsze jednak te najładniejsze buty są w mniejszych rozmiarach i zawsze trzeba słyszeć głupie komentarze koleżanek: ale ty masz dużą stopę!
No cóż, są gorsze rzeczy, nie przeczę jednak, że przez wiele lat był to mój kompleks. Natomiast zawsze podobało mi się to, że jestem wysoka (175) i wysocy mężczyźni podobają mi się również - mężulek ma 195 cm. Według wszystkich znaków na niebie i ziemi, Klara tez wysoką będzie:)

Klara waży 250 g. Komentarz męża: jak paczka chipsów! - tyle w temacie...

Połówkowe za 2 tygodnie. Nareszcie! Czy wtedy odetchnę?

Samopoczucie różnie. Ostatni raz zwróciłam śniadanie w niedzielę. Mam częste migreny i zdecydowanie muszę iść na masaż kręgów do fizjo. Często czuję się bardzo słabo. Nie , to jeszcze nie jest etap, że mogę powiedzieć: czuję się dobrze.
Brzuszek powoli rośnie, ale ruchów jeszcze chyba długo nie poczuję, bo mam łożysko nisko i przednie (tak to się mówi?) Ważę 63 kg, czyli nareszcie waga ruszyła. 4 do przodu.
Co mnie ostatnio zdziwiło: będąc ostatnio u znajomych w okolicach Beskidów, przeszliśmy się kawałek szlakiem na Kudłacze. Czułam się świetnie, górskie powietrze było mi potrzebne. Zapytałam lekarza czy mogę chodzić po górach, tzn. po niewielkich szczytach. Spojrzał na mnie jak na dziwo: oczywiście, jak najbardziej!
No i już mamy w planach wycieczkę w niedzielę. Ach jak tęsknię za górami!

30 lipca 2020, 16:20

20 tc + 4
Wczoraj mieliśmy usg połówkowe. To już połowa ciąży za mna, nie chce się wierzyć. Tego badania balam się najbardziej ze wszystkich. A to dlatego, że moj brzuszek od jakiegoś czasu stoi w miejscu, a żadnych kopniakow nadal nie czuje. Ale z mała wszystko super, wszystko ma ładne i zgrabne nasza Kruszynka. Pani doktor za wszelką cene chciała jej ładna fotkę dla tatusia cyknac. Udalo się, ale nie byla z niej zadowolona, wiec kazala mi sie przespacerowac po gabinecie i znów probowala, ale tym razem Klarka już zaslaniala się raczkami jak mogła.
Odetchnęlam z ulga, wszystkie parametry sa dobre, przepływy super, szyjka dluga, trzyma mocno. Jeszcze tylko kopnij mnir Klaruś, no please. Ech co za matka ze mnie, niecierpliwie się na kopniaki, późno zacznie siadać też się bede stresować, potem,chodzenie, mówienie.
Patrze na swój brzuszek i myślę: jakim cudem tam jest dziecko które wyglada już jak dziecko? Nadal to do mnie nie dochodzi, niemniej kupilam wczoraj pierwsze ciuszki, butelkę i kilka pierdol. Dzisiaj jedziemy po kurę do karmienia, trafila się okazja z olx. Maż pyta: ale taka prawdziwa? ...... Pytał serio......
Czy to już czas, że wejdziemy dumnie do sklepu dziecięcego i będziemy testować wózki? Nadal to dla mnie abstakcja, że to marzenie się właśnie się spełnia. Mamy już upatrzony model fotelika i łóżeczko i wózek też. Trzeba tylko wypróbować. Mąż średnio sie zapatruje na wózek, bo podoba mi sie taki z Bebetto w kwiatowy wzorek. Będzie się wstydził tym jeździć. No cóż, męska duma na bok, nie dam za wygraną😄 Choć ostatnio zwraca uwage na sukienki w Smyku i pyta czy bedziemy nasza Klare tak ubierać i czy kupimy jej takie opaseczki z kokardkami. No ba, to księżniczka przecież będzie!
Zaczynam sie czuć dobrze. Męczę sie szybko, ale mdłości odeszły yupi! Za to zaczęła sie zgaga, więc wszystkie objawy muszę przerobić😄😄
A tu nasza Klara i mój brzuszek sprzed tygodnia:
af7e0b267f61.jpg

3e6237d1a896.jpg

19 sierpnia 2020, 11:20

23 tc + 3

Myślałam, że to już koniec moich ciążowych niemiłych przygód i że teraz wszystko pójdzie już jak z płatka. No cóż, nie mów hop nim nie przeskoczysz!
Ostatnie dni upłynęły mi w ogromnym stresie, który poniekąd sama sobie zafundowałam. A wszystkiemu winna jest cytomegalia (cmv). Zaraz na początku ciąży w wykazie badań od mojego gina prowadzącego była cytomegalia. Większość badań robię w Luxmedzie, bo mam pakiet, czyli nie płacę. Na to jedyne badanie nie dano mi skierowania, tłumacząc, że nie jest to obowiązkowe badanie w ciąży i że muszą być jasne wskazania. Miałam więc je zrobić prywatnie, ale pamiętam, że do IUI w zeszłym roku robiłam cmv i była ujemna, więc ech, zrobię przy okazji. I tak jakoś nie zrobiłam. W 18tc, na usg lekarz dał mi znów spis badań, na którym znalazła się cytomegalia. Ok, teraz ją zrobię, tylko poczekam do następnej wizyty. Badanie zrobiłam w poniedziałek, otwieram wynik: klasa igm negatywna, igg pozytywna. Zawał serca na miejscu. Jak to??? Zaczęłam czytać. Klasa igm negatywna świadczy o braku świeżego zakażenia, igg pozytywna to przebyte zakażenie w przeszłości i nabycie przeciwciał. Wirus ten do 20 tc powoduje liczne wady u płodu. Pozytywne igg nie wskazuje na to kiedy miało się cmv, więc równie dobrze mogłam ją mieć na początku ciąży. Zimny strach mnie obleciał. Znalazłam badania, które robiłam do kliniki w której miałam IUI. I w 2018 i w 2019 badałam cmv, ale tylko igm. Zlecali tylko igm, więc nadal nic mi to nie dawało, bo to świadczyło tylko o tym, że wtedy nie miałam świeżego zakażenia. Z drugiej strony gdyby wtedy igg było negatywne, bałabym się jeszcze bardziej, bo byłaby szansa, że jednak na początku ciąży to miałam. I teraz hit: w klinice w której miałam ivf nie wymaga się w ogóle badań na cmv, więc w 2020 w ogóle tego badania nie robiłam. Przekopałam internet i znalazłam badanie na awidność igg cmv, które pokazuje czy zakażenie jest dawne czy niedawne. Jedna z forumowiczek mi potwierdziła, że ona je też robiła.
Z rana byłam już w diagnostyce. Po południu wizyta u gina prowadzącego ciążę. Powiedział, że mój wynik świadczy o tym, że przebyłam cmv minimum 3 miesiące temu i że trzeba czekać na wynik awidności. Jak będzie niski, to czeka mnie amniopunkcja, która ma na celu sprawdzić czy cmv przeszło na łożysko (przechodzi bodajże w 25% przypadków). Amniopunkcja! Zakręciło mi się w głowie. Całe szczęście, po powrocie do domu dostałam wyniki: awidność 70%, czyli wg podanych norm wysoka. Świadczy o tym, że zakażenie miałam dawno. Boże, dzięki Ci że nad nami czuwasz!
Jakby tego było mało, łącznie z badaniem cmv zrobiłam sobie d dimery. Miałam je zrobić również na początku ciąży, bo naczyniowiec kazał je zbadać i jak będą powyżej 1000 to zwiększyć dawkę heparyny do 2x60mg i wtedy zrobić anty xa, które pokaże czy mam dobrą dawkę. Oczywiście, ja, "mądrzejsza" niż inni zrobiłam tylko anty xa. Wyszło, że mam dobrą dawkę heparyny 1x60mg, więc d dimerów już nie badałam. Nie chciałam zresztą większej heparyny, bo ona może być przyczyna krwawień, a miałam je przecież 3 raz w 1 trymestrze i każde to był olbrzymi stres.
No więc dzwonią do mnie z diagnostyki: Dzień dobry, czy widziała pani swój wynik d dimerów? Bo jest bardzo wysoki, czy pani się go spodziewała?
Mówię, że tak, bo jestem w ciąży i mam problemy z krzepnięciem, ale skonsultuję to z lekarzem. Po prawdzie, spodziewałam się dużego wyniku, ale nie ponad 1700. Ginekolog zdecydował, że zwiększamy dawkę, bo z moim naczyniakiem, mutacjami i niskim białkiem s już dawno mogłam brać większą. W 1 trymestrze owszem, hepka może powodowac krwawienia, potem już nie. Tak że od dzisiaj dźgam się dwa razy. Mmmmm super!

Kiedy czytałam wpisy dziewczyn, że starania to hardcore, ale w ciąży dopiero zaczyna się ostra jazda, nie wierzyłam. Najważniejsze to zobaczyć pozytywną betę, a potem przecież jakoś będzie, byleby ta beta była! Teraz już wiem, że ciąża to naprawdę jazda bez trzymanki. Przynajmniej moja: krwawienia, straszne samopoczucie, parwowiroza, cmv. Swoja droga skąd ja tyle tych wirusów nałapałam??? Nie, nie żebym narzekała, no może troszkę. Cieszę się, z dzidzią wszystko ok, że nie muszę leżeć całą ciążę, że nie mam komplikacji. Tyle kobiet przecież leży na patologii ciąży. Jezus nad nami czuwa. Mam nadzieję, że kiedyś to wszystko opowiem córce i będziemy się śmiać.

Z pozytywów, kupiliśmy wózek. Nie planowaliśmy jego kupna jeszcze na tym etapie, ale po połówkowych zaczęliśmy jeździć po sklepach i zakochaliśmy się w modelu Adamex Neonex. Super się prowadzi, do naszego wysokiego wzrostu idealny, no i ładny. Mąż to by najchętniej do niego wsiadł, tak się zajarał. No i spadła nam z nieba okazja. Moja przyjaciółka wystawiła na olx wózek po swojej małej - właśnie Adamex Neonex! Co prawda oni kupili 3w1, z fotelikiem. My planowaliśmy 2w1, bo fotelik dokupujemy osobno, ale i tak dużo taniej niż w sklepie. Pojechaliśmy zobaczyć i wróciliśmy z wózkiem. Na razie stoi u rodziców, nie mogę się na niego napatrzeć. Wózek jak nowy, do tego kumpela dała nam krzesełko interaktywne z Kindercraft, dwa sliczne rożki, poduszki motylki i inne super gadżety.
Powoli kompletuję już wyprawkę. Mam kilka ciuszków, otulacz, termoforek z pestkami, butelkę, smoczki, termometr do wody, myjkę do butelek, szczotkę do główki z miękkiego włosia, jedną pieluchę wielorazową, poduszkę kurę do karmienia, koszule nocną ciążowo-do karmienia. Czekam dzisiaj jeszcze na dostawę drugiej koszuli i dwóch staników. Cyce mi urosły i nie mieszczę się praktycznie w żaden stanik.

W 21 tc + 3 poczułam pierwsze ruchy Klary. Takie lekkie pulsowanie i poruszanie się brzucha z jednej strony. Nie czułam żadnych muśnięć motylków jak inne dziewczyny, bulgotanie tez pojawiło się o wiele później. Oczywiście martwiłam się wcześniej od 2 tygodni, bo około połowy ciąży pojawiają się ruchy, a u mnie ani widu ani słychu. To pewnie przez łożysko na przedniej ścianie. Teraz Klara jest już bardziej aktywna i niektóre ruchy zwyczajnie bolą. Ponieważ jest ułożona pośladkowo, kopie mi po szyjce i pęcherzu, co jest dość nieprzyjemne. Ale to pulsowanie po boku brzucha jest już mega fajne.

Od września będzie przychodzić do nas położna środowiskowa. Nie znam babeczki, znalazłam jej numer w spisie położnych, mieszka w naszym rejonie. Z głosu taka kochana kobitka, taka położna z wieloletnim stażem. Mam nadzieję, że dużo się od niej dowiemy. Kupiliśmy też książkę Zawitkowskiego "Mamo, tato, co ty na to". Książka trochę przegadana, ale dowiedziałam się ciekawych rzeczy o kąpieli. Trzeba od początku traktować kąpiel jak super zabawę i umacnianie więzi, nie jak coś strasznego, co trzeba odbębnić. Ucieszyłam się też, bo planuję skos sufitowy nad łóżeczkiem wykleić naklejkami, coby Klara miała na co patrzeć jak będzie leżeć. Zawitkowski właśnie to poleca: naklejki na suficie, bo dziecko się nudzi jak się gapi w goły sufit.
Do książki dołączona jest płyta dvd z filmikami jak przewijać, kąpać, jak nosić. I to jest super! Wczoraj oglądaliśmy 2 godziny, w końcu się znudziliśmy i włączyliśmy półfinał Ligi Mistrzów. Tacy z nas rodzice!:D

Troszkę zmartwiłam się informacją od gina, że w naszym szpitalu nie uprawia się kangurowania po cesarce, tzn ojciec nie dostaje dziecka, w ogóle go tam nie ma. Tak że ja dostanę małą na chwilunię, a mąż nie zobaczy jej wcale, prawdopodobnie do wypisu. Ze względu na covid raczej w ogóle nie będzie mógł wejść, chyba że po zabiegu, tylko na drugi dzień, jak zrobi test na covid, ale to do sprawdzenia przez gina. Czy jest sens, żeby płacił 500 zł za test, żeby tylko na chwilę przyjść? Gin mi odradza, bo będąc w szpitalu sam się może zarazić. Te zasady mają też na celu ochronę ojców, jakoś wcześniej w ogóle o tym nie pomyślałam. No cóż, jakoś damy z Klara radę. Termin cesarki wyznaczymy w 30tc. Cesarki teraz są robione tydzień przed terminem, odchodzi się już od 2 tygodni, bo okazuje się, że te dzieci mają więcej komplikacji i są słabsze. Tydzień przed terminem wypada na 6.12. Mam nadzieję, że jednak inny termin wyznaczą, bo nie chcę, żeby Klarcia miała urodziny w dzień Mikołaja. Ale to oczywiście najmniejszy problem.

Modlę się za was wszystkie staraczki, wiem, że każdej z nas się uda:)

18 września 2020, 16:43

27 tc + 5

Dziś było usg, z malutką wszystko dobrze, ruszała się jak szalona, ale udało się strzelić fotkę. Waży 1200 g. Na następnej wizycie wyznaczamy termin CC. Poza tym mam początki anemii, będę brała żelazo. Za nisko wyszło tez badanie anty xa, więc mam za mało heparyny. Dawka zwiększona do 2x0,8. Cholerka, czy jest na tym forum ktoś, kto miał więcej? Pocieszam się tym, że dostałam receptę ciążową, czyli niby dostanę heparynę za darmo. Okaże się dziś w aptece. Oczywiście w systemie NFZowskim coś nie działało i lekarz dopisał "C" oraz "ciąża" ręcznie. Nie zdziwię się, jak mi tego nie zaakceptują...

Dawno tu nie pisałam. Jakoś leci ten czas. Zawsze myślałam, że jak będę w ciąży, to wreszcie nadgonię naukę francuskiego i w ogóle zrobię tyyyle rzeczy. Okazało się, że przez pół ciąży wymiotowałam, potem nastał miesiąc w miarę dobrej formy i przez ten miesiąc raz otworzyłam mój zeszyt do francuskiego. Człowiek się szybko rozleniwia. Ale też trudno mi się skupić na czym innym niż wyprawkowych sprawach. Wyczytałam nawet, że tak jest w tym momencie ciąży, że myśli kobiety krążą wokół jednego. Tyle dobrze, że byliśmy na wakacjach nad morzem. Mamy porządną dawkę jodu, bo miejscami było dość wietrznie. Kocham nasze morze.

W ostatnim czasie dowiedziałam się o dwóch ciążach wśród najbliższych znajomych (z kategorii tych szybkich ciąż) i o ciąży kuzynki z trzecim dzieckiem, której nie planowała. Ma 38 lat i odchowane dzieci, starszy syn ma 18 lat, więc różnica wieku między rodzeństwem to będzie 19 lat, rany! Muszę powiedzieć jednak, że piętno niepłodności nadal na nas ciąży. Kiedy dowiedzieliśmy się o tych ciążach, naszą reakcją nie było: "Super!", tylko: "Uff, jak dobrze, że my już też w ciąży".
Jak przeczytałam wiadomość od mojej mamy: "Mam newsa" , który zawsze zwiastuje ciążę w rodzinie, serce zaczęło walić mi jak oszalałe. Sama siebie pytałam: "dlaczego? Ciesz się!" Trudne to wszystko, widocznie u mnie jeszcze nie przepracowane.

Z życia ciężarówki. Dokształciłam się w wielopieluchowaniu. Wiem co chcę kupić, jak się nazywają poszczególne rzeczy, jak je prać itd. Dzisiaj kuzynka zapytała mnie czy te wielorazówki są dobre dla bioderek. I zaczęłam się zastanawiać. Czy nie skrzywdzę dziecka jak źle je będę ubierać? Czy nie są za grube? Kolejny temat do przeczesania w internecie.

Dostaliśmy całe mnóstwo ubranek od kuzyni. Ma grudniową córeczkę, więc cała masa rzeczy Christmasowych. Są urocze, ale większość body zakładanych przez głowę. Czy dam radę? W sumie ciuszków mam tyle, że brakuje mi tylko kilku body rozpinanych i kilku ciepłych pajacyków. Dobrze, że nic wcześniej nie kupowałam. Dostałam nawet laktatory elektryczny i manualny, butelki i smoczki, teściowie kupią fotelik, może z torbami nie pójdziemy:) Pod koniec miesiąca kupujemy łóżeczko, więc stanie się już poważnie.

Byłam na wizycie u fizjoterapeutki, bo kłuje mnie coś pod cyckiem, w okolicach żebra. Ale mnie nagniotła, bolało okropnie, mała zaczęła się tak wiercić w brzuchu. Chyba dostaje jakieś impulsy, że mamie jest źle.
Od przyszłego tygodnia zaczynam też jogę dla ciężarnych, a od połowy października chodzimy na szkołę rodzenia dedykowaną kobietom przed CC. Zastanawiam się jeszcze nad warsztatami z chustonoszenia. A może lepiej jak już Klara będzie na świecie? Sama nie wiem.
Aaaa, i okazało się, że położna środowiskowa do nas jednak nie przyjdzie, bo mają zakaz wizyt przedporodowych ocywiście z powodu covida. Więc będziemy miały kontakt telefoniczny. Dobre i to, babeczka gaduła, życzliwa, mam na nastepny raz listę pytań przygotować. Chyba nie wie na co się pisze:)

Samopoczucie znów się kiepści. Może przez tą anemię, może przez to, że jestem niedotleniona, kiepsko mi się już oddycha, nie wysypiam się. Wraca uczucie z 1 trymestru kaca giganta i mdłości. Odliczam dni do porodu. Nie mogę się już doczekać kiedy zobaczę naszą Kruszynkę. Jaka będzie? Jak będzie wyglądać?
Dowiedziałam się dzisiaj od lekarza, że do porodu nie potrzebuję nic. Mogę przyjść z ulicy. Szpital daje wszystko dla dziecka, dla matki też, nawet podpaski. Mogę tylko wziąć przybory toaletowe i 4 koszule nocne. Aż 4? No cóż, mój gin ma 3 dzieci, więc może bazuje na tym co żona potrzebowała. Mam 3 koszule, szkoda mi już kasy na 4, może wystarczy.

Aaa, i na koniec, jeśli ktoś w ogóle te moje wypociny czyta, chciałabym polecić serial na Netflix "Rodzina plus". Jest to szwedzki serial o rodzinie, w której małżeństwo ma dzieci z poprzednich związków i ich perypetie. I serio, nie trzeba mieć dzieci żeby mieć niezłą bekę z tego serialu. Humor siadł nam bardzo, postaci genialne, dzieci rozpuszczone jak dziadowski bicz, ale to Skandynawia, więc trzeba mieć to na uwadze, że dzieci tam wszystko mogą. Ale i tak polecam bardzo gorąco.

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 września 2020, 16:49

22 września 2020, 08:56

Ewa pytała o moją piłeczkę. To my w 28tc, przed pierwszym wyjściem na joge z brzuszkiem.

8b01b5f905e4.jpg

Miłego dnia!

7 października 2020, 10:12

30 tc + 3

Wczoraj byłyśmy na 3 usg prenatalnym. Wszystko jest ok, dzidzia waży 1625 g, co odpowiada 31 tyg. Chyba będzie duża:) Mamy filmik dvd z usg. Zdjęcie 3d wyszło gorzej niż na połówkowym, doktor aż mnie dwa razy pacnął w brzuch, żeby mała się odwróciła. Od razu się we mnie lwica obudziła: Nie bij mojego dziecka!!!
Klara jest ułożona główkowo i już raczej się nie odwróci, ale dla nas to akurat małoistotna informacja, bo szykujemy się na cięcie. W przyszłym tygodniu zaczynamy szkołę rodzenia dedykowaną kobietom przed cesarką. W weekend kupujemy łóżeczko i urządzamy kącik dla małej. W moim domu rodzinnym już jest taki kącik w moim dawnym pokoju. Dostaliśmy od kolegi łóżeczko za free, a od szwagierki przewijak, więc dokupiłam tylko materacyk i prześcieradło i kącik jak ta lala. Teraz pozostaje nasze mieszkanie.

Ostatnio pierwszy raz w życiu miałam ostrą wymianę zdań z moim teściem. Tak jak zawsze mówiłam, że my z teściem sie dogadujemy jakbyśmy się w korcu maku dobrali, tak teraz zalazł mi za skórę. Dziecko jednak wiele weryfikuje, nie dziwię się, że małżeństwa zaczynają się kłócić, a matki wkurzają się jak się ktoś wtrąca. Otóż u nas poszło o fotelik do auta. Mąż rozmawiał przez kamerkę ze swoja siostrą, która mieszka za granicą. Proponowała, że przywiezie nam dużo rzeczy, m.in. fotelik. Widziałam, że jest fajny, chyba z Maxi Cosi, ale my musimy przymierzyć go do auta, zobaczyć czy jest dobry kąt itd. Ona mówi mężowi, że on pasuje do wszystkich aut, ja na to: podziękuj jej, ale szkoda ich zachodu i płacenia za bagaż, który mógłby nie pasować. Na to teściu: on pasuje do każdego auta! (znawca fotelików, przecież nawet go nie widział) Mówię mu, że nie, bo fotelik ma być pod odpowiednim kątem. Teściu: to co, do każdego auta produkują osobny fotelik? Bzdura totalna! Mówię mu, że byliśmy na warsztatach z ratownikami i wiemy. Teściu: nie ma co nie wiadomo czego z tego robić! Ja: a ja właśnie będę z tego robić nie wiadomo co, bo to chodzi o bezpieczeństwo mojego dziecka!
Na to teściu zrobił wielkie gały, że to niby ja mam prawo własnego głosu i mam prawo go podnieść i obiad jedliśmy w ciszy. Teściowa coś zagadywała, ale ja miałam taką gulę w gardle, że odpowiadałam tylko półsłówkami.
Generalnie to teściowie bardzo chcieli kupić wózek, ale że ten kupiliśmy od mojej koleżanki po taniości, to mieliśmy teściom zaproponować, żeby kupili fotelik. Mąż wieczorem:
- No to teraz możemy się pożegnać z fundacja fotelika przez rodziców.
- Nie chcę od twojego taty ani grosza, stać mnie, żeby dziecku kupić najbardziej nawet wypasiony fotelik.
To był dziwny weekend, coś czuję, że coś pękło w moich i teściach relacjach, tym bardziej, że jeszcze na drugi dzień coś tam dogadywał, że jak jest wypadek, to i tak jest masakra i żaden fotelik nie pomoże. No jasne, to po cholerę w ogóle te foteliki i pasy bezpieczeństwa! Z mojego adaptera też się oczywiście nabijał, że więcej z tym zachodu niż jazdy. A zachód był na minutę, bo przepinaliśmy go z jednego auta do drugiego.
No ale suma sumarum siostra męża uparła się, żeby nam kupić taki fotelik jaki chcemy, więc afera fotelikowa zażegnana.

Samopoczucie 3 trymestru. Zaczyna mi być ciężko, brzuch jest duuuuży, oddech płytki, nie mogę zaczerpnąć pełnego wdechu. Gorąco wciąż, ale to od początku ciąży. Zaczęłam się znów bardzo źle czuć od jakiegoś czasu, bez sił i energii. Morfologia pokazała spadek hemoglobiny i hematokrytu. Dostałam żelazo na receptę - Tardyferon. Strzeżcie się tego dziadostwa. Nigdy w życiu nie miałam takich zaparć, po prostu zatrzymała mi się perystaltyka jelit. W poniedziałek goniło mnie do kibla co 10 minut, a jak siadałam to akcja zatrzymana. Nie pomógł syrop na przeczyszczenie, nawet 3 czopki glicerynowe. Położna kazała jechać na IP, bo to mogą być parcia innego rodzaju. Tylko mnie zdenerwowała. W końcu po 7 godzinach się wypróżniłam, myślałam że urodzę. Przepraszam za szczegóły, ale zapchałam kibel i musiałam zawołać męża. Prosiłam go, żeby zasłonił oczy, bo już mnie nie będzie kochał, ale śmiał się. Jak zobaczył, to stwierdził, że poszłam na rekord Gusinessa. Odstawiłam ten cholerny Tardyferon. Czy jest jakiś zamiennik, który nie robi takiej masakry z organizmu? Piję na czczo wodę z miodem gryczanym zalanym na noc, jem serek z natką pietruszki i piję zakwas buraczany. Może naturalnie uda mi się to żelazo dostarczyć.

Zaczęłam chodzić na jogę z brzuszkiem, ale do 20.10 nie ma już miejsc, więc jutro idę na zdrowy kręgosłup z brzuszkiem. Czemu ja wcześniej nie zaczęłam? Te ćwiczenia w ciąży mi taką ulgę przynoszą.

Wszyscy są ciekawscy i pytają o imię, robią podchody itd. A my się uparliśmy i nie powiemy do porodu. Nikt nie będzie nam mówił: eee nie podoba mi się itd. Będą postawieni przed faktem dokonanym.

Zostały niecałe 2 miesiące do porodu, a ja nadal snuję się po domu i w zasadzie nie zrobiłam niczego co sobie obiecałam na l4. Plany swoje a życie swoje.

13 października 2020, 18:33

Moja mama od czwartku źle się czuje, jest osłabiona i strasznie bolą ją mięśnie. Dzisiaj zauważyła, że nie ma węchu. Nie ma kataru, a nie czuje kompletnie nic. Jestem cała roztrzęsiona, ona ma 64 lata, jest w grupie ryzyka, bardzo się boję. Na jutro umówiona jest na konsultację z lekarzem telefoniczną, ale jest ostatnia w kolejce, a w naszym mieście namiot z wymazówkami otwarty jest do 11 rano. Więc nie wiadomo czy zdąży, bo lekarz musi jej skierowanie wystawić. Dlaczego ja w tej wymarzonej ciąży nie mogę mieć spokoju? Boże czuwaj nad moją rodziną.

W dodatku byłam dziś na wizycie u mojego gina i kazał się nastawić na inny szpital. Na Uniwersyteckim, gdzie zamierzam rodzić, rozwiązują tylko patologiczne ciąże. Szpital częściowo zamknięty. ja mam wskazanie na cesarkę i powiedział, że jak wypadnie w jego dyżur (ma teraz dyżur co 2 tyg) to mi ją zrobi, ale żeby się przygotować na inny szpital. Grafiku na grudzień jeszcze nie ma. Dostałam skierowanie na cesarkę, tyle dobrze.

Szyjka zaczęła się skracać, z 4,5 na 3,7ale trzyma mocno. Jedyny pozytyw tego dnia, że dr uznał, że hemoglobina 11,0 jest ok i że nie muszę już dodatkowo suplementować żelaza.

Ostatni tydzień był pod znakiem zakupów wyprawkowych: fotelik, łóżeczko, naklejki na ścianę, prześcieradła do łóżeczka i wózka, pieluchy wielorazowe. Wszystko przyćmił covid. Teraz tylko o zdrowiu mojej mamy myślę. Proszę o pozytywne myśli.

18 października 2020, 20:06

32 tc

Dziewczyny, dzięki za troskę, mamie wyszedł negatyw. Choć ponoć te testy nie są do końca ok - nie ma węchu 5 dzień, zero kataru, a kości i mięśnie ją tak bolą w nocy, że kiwa się z bólu. Myślę, że tego covida i tak może mieć. Niemniej jednak, odetchnęłam, niech ten koszmar się już skończy.

Z śmieszniejszych rzeczy, zaczęliśmy szkołę rodzenia i podsłuchałam rozmowę mojego męża z kolega przez telefon:
- Dzisiaj idziemy na szkołę rodzenia. Kurwa, chłopie, będę rodził!
- A co tam robicie na tej szkole?
- A nie wiem, jakieś post-traumy itd...

Tyle zapamiętał z harmonogramu, że będzie m.in. o baby bluesie i połogu i nazwał to sobie "post-traumą". :D

A mnie jest już cięęęęężko, no i rano puls jak po bieganiu, w nocy zgaga gigant. Ale już bliżej niż dalej. Na razie przytyłam 11,5 kg, więc nie będzie chyba tak źle.

Rzuciłam się w wir zakupów wyprawkowych, kiedy jak nie teraz. Łóżeczko już złożone, czekam jeszcze na prześcieradła. Naklejki na ścianę przyszły, są bardzo ładne, jednak niektóre kolory jaśniejsze niż myślałam, szkoda że nie mieli odcieni, tylko nazwy kolorów, więc trochę wybierałam w ciemno. Ale jest ok.

Spisałam listy z rzeczami wymaganymi do szpitali w Krk, każda inna, więc spakować się muszę na razie tak jakbym do wszystkich miała iść, bo skoro gin powiedział, że może być tak że będę rodzić w jakimkolwiek jaki będzie otwarty to trzeba się przygotować na grudniowy armagedon.

A to aktualizacja wielkiego brzuuuucha:
5414d2cd84a4.jpg



Wiadomość wyedytowana przez autora 18 października 2020, 20:08

24 października 2020, 21:35

33tc.
Złapało nas przeziębienie. Brr nikomu nie życzę przeziębienia w 3 trymestrze. Nie dość, że macica uciska na wszystko i oddychanie jest utrudnione, to jeszcze katar i nos zatkany. W nocy spać nie mogę, bo do tego zgaga gigant.

Miałam jakieś doły w tym tygodniu. Ten koronawirus, groźba zamknięcia szpitali, cesarka bez odwiedzin męża, poczucie samotności i narastającej paniki. Miałam w tym tygodniu robić zapasy obiadowe na połóg, a czuję się okropnie. Nie mam sił na nic. Jutro chcemy kotlety zrobić i zamrozić. Na pierogi nie mam sił. Co jeszcze można sobie pomrozic?

W tym tygodniu cały czas czuję w dole ukłucia. Jest to bardzo nieprzyjemne, wręcz bolesne. Jakby mi cewnik ktoś wkładał i ruszał nim mocno. Boję się, że szyjka mocno się skraca, lekarz dopiero 5.11. Ogarnia mnie przeczucie tak jak Esperanze, że urodzę wcześniej. Dobrze, że mam juz skierowanie na CC, więc nikt mnie nie będzie zmuszał do porodu sn. W związku z moimi obawami skompletowaliśmy już prawie całą wyprawkę. Czekam tylko na zamówienie z Gemini. Niepotrzebnie robiłam zakupy w Doz. Mają drożej i w Gemini większy wybór. Codziennie przyjeżdżają kurierzy lub mąż jeździ do paczkomatu. Na OLX udało mi się ustrzelić pachnący jeszcze nowością podgrzewacz do butelek lovi 4 w 1 za 90 zł, sprzedająca z Krakowa. Kuzynka mówi po co mi to już i po co mi też mleko modyfikowane, a ja chcę być przygotowana. I tak sie potem przyda.

Wczoraj trochę sie uspokoiłam po szkole rodzenia. Zajęcia były podzielone na grupy damsko-meskie. Zajęcia były o cesarce, bo to kurs dedykowany pod CC. Ja, mimo że jestem nastawiona na CC od lat i nie boję się operacji, bo kilka ich w życiu miałam, boje się braku pomocy ze strony męża. Jednak po tych zajeciach strach się zmniejszył. Prowadziła fizjoterapeutka, która w kwietniowej koronie już rodziła. Mówi, że położne są teraz bardziej wyrozumiałe, że sytuacja jest trudna i jednak większość z nich to ludzie, kobiety, nie pozbawione empatii. Polecała jeden szpital w KRK, więc jak okaże się że mój gin nie może mnie ciąć to wybiorę właśnie ten szpital, jeśli oczywiście będzie w czym wybierać. Mówiła, że można poprosić o morfinę przed nocą po operacji, żeby się wyspać. Morfina się wypłukuje przez noc i można karmić na drugi dzień. Hmm pomysł niezły, ale muszę to z lekarzem skonsultować. Generalnie jestem zdania, że cierpienie nie uszlachetnia i nie mam zamiaru zgrywać bohaterki. Boli to biorę środki i tyle. Było też o rehabilitacji, o tym że już w pierwszych 2 godz po operacji można ją zacząć i szybciej się dojdzie do siebie. Mąż też bardzo zadowolony z zajęć meskich, były one z psychologiem, m.in o tym jak być wsparciem dla kobiety w połogu. Myślę, że to otwiera oczy i każdy pan powinien takie zajęcia mieć. Na koniec była nauka wiązania chusty. Proste to!
Mąż wczoraj do mnie mówi: Nie mogę się już doczekać jak ona tu będzie. Będę się nią cały czas opiekował. Jak tylko pozwolisz oczywiście.
No jasne, że pozwalam! 😀

Na koniec kilka foteczek z dzisiejszego spaceru, zamówień ksiazkowych i linii produkcyjnej teściowej. Ma kobieta talent.

75677239a865.jpg

24bcb3f406ca.jpg

92ee350eb548.jpg

f2559c4fee1b.jpg

Wiadomość wyedytowana przez autora 24 października 2020, 21:39

5 listopada 2020, 21:19

34 TC + 4.
USG. Doktor stwierdził, że Klara ma dluuugie nogi, więc rodziców się nie wyprze. No ciekawa jestem tej modelki😄 Waży już 2750g i w sumie może się bezpiecznie urodzić.
Ostatnimi czasy miałam mega kłucia na dole i skurcze, więc miałam dzisiaj pierwsze ktg, leżałam 40 min, ale na razie jest ok. Doktor też dziś znienacka pobrał mi GBS. Wymaz z dupy. No masakra, ale może i dobrze że się nie nastawiałam dziś na to i już jestem po. Choć strasznie to krępujące.
Chcieliśmy dziś ustalić termin cesarki, ale z transferu data porodu wychodzi 13.12, a doktor ma dyżur 30.11. Stwierdził, że to za wcześnie, mam przyjść za 2 tyg to będzie już mial grafik na grudzień. Obyśmy się wstrzelily. Aha, mała jest ułożona dupcia w dół więc cesarka już po prostu jest nam pisana😄

Kolejna sprawa to mój puls. 100 to minimum, pół dnia jestem bez życia. Okazało się, że znów hemoglobina spadła do 10,60, a ferrytyna jest w dolnej granicy normy. Dostałam żelazo w płynie, oby tylko zaparć nie było, bo po tardyferonie myślałam, że się wykończe.

Wyprawkę już mamy prawie całą, torba w miarę spakowana. W przyszłym tygodniu przywozimy moją mamę, chce mi pogotowac trochę bo ja ta anemia martwi i posprząta nam mieszkanie. Ja już się do tego nie nadaje, a mój mąż hmm posprząta byle jak, jak to chłop.
Wyklejalismy wczoraj ściany i sufit nad łóżeczkiem. Moja rada: nie kupujcie naklejek z cienkimi motywami. Zamówiłam latawce. Nie będę mówić ile niecenzuralnych słów padło przy nalepianiu stelaży i sznurków. Jeden zresztą się zniszczył. Za to wszelkie chmurki, choineczki - super. Rada nr 2: za dekorację pokoju trzeba się zabrać wcześniej niż w 34 TC, kiedy nawet wstanie z fotela powoduje kołatania serca.
Na zakończenie foteczka naszego stosu pieluszkowego. Idziemy w wielorazowe, na razie 50:50 z jedno. Zobaczymy czy wytrwamy.

8bc89ffd3621.jpg

Wiadomość wyedytowana przez autora 5 listopada 2020, 21:20

‹‹ 10 11 12 13 14