X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Musisz dać życiu szansę
Dodaj do ulubionych
‹‹ 10 11 12 13 14

21 lutego, 14:13

Mój transfer znów się oddala... Właśnie dzwonili z kliniki, że coś jest nie tak z wynikiem biocenozy i mam zrobić posiew bakteriologiczny. W piątek rano zrobię, czy będę mieć histero w kolejnym cyklu? Raczej mało prawdopodobne ...

22 lutego, 10:10

Jutro miałam iść na ten posiew bakteriologiczny a dziś dostałam okres. No szlag by to. Teraz nie wiem czy zaczynac jutro z estrogenem bo na wizytę się mam umówić 12-13 DC a jak zrobię badanie 5 DC to nie dostanę tak szybko wyników. Nie no to nie ma sensu jak teraz sobie to rozpisalam, nie będzie histero w tym cyklu.

10 maja, 12:20

To już koniec naszych starań z pomocą medyczną. Koniec leków, adrenaliny, życia w niepewności. Czas zaplanować wakacje, może postarać się o zmianę stanowiska w pracy, a przede wszystkim spokojnie żyć.

Dziś 6dpt, test negatywny. Przed transferem byłam przekonana że się uda. Wieczorem po transferze już wiedziałam, że nie. Że mój organizm jednak nie da się oszukać, że jednak nie da się łatwo obejść mojej immunologii. Chyba za bardzo zlekceważyłam to, że nie mam kirow, że mój organizm nie widzi ciąży i jej nie chce.

Do transferu przygotowywałam się długo. Zaczęłam od września ubiegłego roku, wyszła zamotka z USG piersi, potem niekończąca się infekcja. I wreszcie czysto, możemy robić histero. Do histero bylam przygotowywana jak do normalnego transferu. Brałam te same leki, bo dr chciał ocenić stan macicy w takim stanie w jakim jest w warunkach sztucznego cyklu. Histero się nie udała (powtorka z rozrywki z 2020). Mam zbyt wąska szyjkę macicy żeby zrobić histero diagnostyczna. Poza tym macica cała w zrostach. Doktor je powycinał tylko z blizny po CC, ale i tak całą jest zryta. Dr pobral wycinek z endometrium. Kolejny cykl znów był na lekach- przygotowanie do transferu. Wyniki histero rzutem na taśmę, przyszły dwa dni przed datą transferu, więc do końca nie wiedziałam czy się odbędzie. Wyniki ok, NK w normie, bakterii nie ma. Miałam proga 10, więc musiałam dorzucić prolutex. Transfer tak jak przy tym udanym, z atosibanem i embryoglue. Tygodniowe zwolnienie.

I tutaj zrobiłam blad, ale czy aby na pewno? Po kroplówce 2h z atosibanem mąż z córką przyjechali po mnie, poszliśmy na karuzele. Mocno grzało słońce, nie miałam czapki. Potem spacerem na kawę. Potem powrót do auta i pojechaliśmy do parku, tam już był cień. Czułam się dobrze. Wieczorem zaczęłam czuć fale mdłości. Położyłam się spać ale w nocy zaczęłam wymiotować, w sumie były trzy serie takich mega wymiotów. Myśleliśmy, że to od stołowania się na mieście. Ale rano doszły dreszcze i temperatura 37,9. Byłam słaba cały dzień, tętno mega szybkie. Ledwo wloklam się do toalety. Pomyśleliśmy, że to udar słonecznym już kiedyś miałam, było podobnie, tyle że bez mdłości. Mdłości miałam jeszcze trzy dni po transferze, czulam się tak okropnie jak przy pierwszej ciąży. Myślałam że to od proga, ale od 4 dnia jakby ręką odjal. I wtedy do mnie doszło: to mogło nie był ani zatrucie, ani udar. To mój organizm walczył z zarodkiem - dla niego intruzem. Dlaczego nie poprosiłam o encorton? W sumie wiem dlaczego, przy transferze z córką był covid i nie dostałam encortonu, udało się więc chciałam iść tym samym tropem. Choć mój doktor zazwyczaj do przepisuje, tutaj chyba zapomniał, a ja się celowo nie upomniałam.

Ogólnie zaraz po transferze miałam rollercoaster emocji. Byliśmy na kawie i pytałam męża czy dobrze zrobiliśmy. Że to będzie rewolucja, że mieszkanie jednak za ciasne. Chciało mi się płakać. Potem kiedy wymiotowałam i leżałam z mdłościami miał deja vu pierwszej ciąży. Ten dół emocjonalny, mdłości i wysokie tętno są w stanie człowieka doprowadzić na skraj. Modliłam się w duchu żeby transfer się nie udał, bo nie dam rady przeżyć znów takich 9 miesięcy, tym bardziej z 3 latka na pokładzie. Dręczyły mnie wyrzuty sumienia z powodu mojej córeczki. Jest jeszcze mała, potrzebuje uwagi, czemu chce jej ją zabrać na poczet kolejnego dziecka.

Teraz kiedy już wiem na pewno, że się nie udało, czuje nostalgię i smutek. Przyzwyczaiłam się już do myśli, że ten zarodek czeka na nas, zawsze mu machaliśmy jak koło kliniki przejeżdżaliśmy. Kiedy embriolog do mnie przyszła przed transferem powiedzieć, że rozmrozil się pięknie,.pokazała mi zdjęcie to łzy mi stanęły w oczach. Jaki to cud życia i nauki. Blastocysta drugiej klasy, ale bardzo ładna, dobrze rokująca. Mój organizm ja zmarnowal. I wiem, że zmarnuje tak każdy kolejny zarodek. Nasza córka była siłaczka, jak ona to przetrwała?

Będziemy się starać teraz naturalnie, choć tak chyba za duże słowo. Po prostu nie będziemy się jak do tej pory zabezpieczac.

Koniec jakiegoś etapu w życiu, czas otworzyć nowe drzwi. Wolne od klinik i zastrzyków.

Edit: 7 dpt beta negatywna.

Wiadomość wyedytowana przez autora 11 maja, 16:29

10 czerwca, 14:33

Minął miesiąc od nieudanego transferu, dostałam okres. Gdzieś tam, wiadomo, liczyłam, że może jakiś naturals pyknie po transferze, ale gdzieś tam też wiem, że mnie się takie rzeczy nie przydarzają. Zresztą liczenie na naturalsa z jednym stosunkiem w dni płodne to śmiech na sali...

Więc gdy ten okres się dziś pojawił, było znane ukłucie, ale zupełnie inne niż kiedyś. Jest we mnie dziś trochę rezygnacji i frustracji zarazem, ale cieszę się, że to jednak zupełnie inne miejsce niż kilka lat temu. Dziś rano miałam mega kłótnie z córką, mąż ją odwiózł do przedszkola a nad nami wisiała ta złość i smutno mi teraz. Przecież jest takim cudem. Dlaczego wkurzam się po raz enty, skoro wiem, że to w niczym nie pomaga. Chyba wrócę do medytacji, bo praca nad sobą u podstaw leży w gruzach.

Godzę się z tym i układam powoli w głowie, że więcej dzieci nie będziemy mieć. Bez kirow implantacyjnych, ze skrajnie wąska szyjka,cienkim endometrium i licznymi zrostami w macicy to po prostu raczej niemożliwe. Zaczynam brać mioinozytolu i melatoninę, Wit c, omega, mam postanowienie żeby jeść codziennie kiełki i awokado. Pozostaje jeszcze akupunktura, ale obecnie sesja kosztuje 250 zł. Biorąc pod uwagę, że efekty są po dwóch sesjach w tygodniu to zaraz bym miała kwotę kolejnej procedury, a nie o to przecież teraz chodzi. I chyba tyle mogę zrobić jeśli chodzi o naturę, jeśli jej pomogę to pomogę, jeśli nie to nie, po prostu.

Zaraz się zaczną pytania kiedy drugie, kolejne ciąże znajomych. Już nie będą boleć jak przedtem, ale jednak boje się ich, nie chce żeby znajome uczucia wróciły.

Z pozytywnych rzeczy, bo przecież ich jest całe mnóstwo, moja córka wczoraj skończyła 3,5 roku i teraz jest ten moment kiedy chciałabym żeby czas się zatrzymał. Już taka duza, jednak jeszcze mała. W przedszkolu ma kolegę, który kończy 7 lat w sierpniu i idzie do szkoły. Jego mama mi ostatnio powiedziała, że ostatnio zapytał ile dni mu zostało do końca przedszkola na zabawy z moją córą i że on nie chce kończyć przedszkola z tego powodu. Jakie to było miłe, łzy mi w oczach stanęły. Ostatnio podczas Dnia Rodziny całe 3 h ze sobą spędzili, drapali mech z drzewa, zbierali liście, mają swoje przyrodnicze sprawy, co mnie tak bardzo cieszy. Mimo, że wiele rzeczy jako matka robię źle, wypowiadam słowa których nie chcę mówić, to jednak wiem, że wpoilismy jej uwaznosc i miłość do natury, roślin, gór, zwierząt. To procentuje.

Wiadomość wyedytowana przez autora 10 czerwca, 14:35

‹‹ 10 11 12 13 14