Co do bezowulacyjnego cyklu to może jutro uda się coś ustalić bo mam wizytę u gin, ale jeśli będzie tak jak obstawiam, to ten cykl spróbuję na spontanie, co ma być, to będzie - ale nie myślcie, że tak zupełnie na spontanie, bo jednak popytam ginkę o badania, o podgląd jajników czy są tam w ogóle jakieś jajka, temperaturkę też mierzę, ale żadnych "niby" objawów przyrzekam nie wpisywać.
Jutro napiszę czego się dowiedziałam u gin, a teraz pora wziąć się do roboty domowej i przydomowej bo "piękna wiosenno - grudniowa" pogoda, pokazała co w trawie piszczy - wina psa, przecież, że nie "młodzieży", która chciała psa i obiecywała po psisku sprzątać, oszszszzs moja naiwność, no i okna się coś przybrudziły:(
Wizyta w gabinecie u mojej gin:
- Chciałabym w nowym roku zajść w ciążę,
- super, proszę zachodzić
- ale właśnie jestem w drugim cyklu prób ( po odczekaniu trzech miesięcy po łyżeczkowaniu),w pierwszym się nie udało chociaż czułam owulację, teraz nic nie czuję, nie mam nawet śluzu, może trzeba by porobić badania,
- zaraz sprawdzimy, jak nie będzie mi się podobało to zlecę badania
badanie
- ma pani piękne endometrium, śluz płodny przy szyjce,rewelacyjny pęcherzyk w lewym jajniku, proszę dziś i po jutrze działać ( w sensie co drugi dzień), jak nie zajdzie pani przez pół roku to proszę przyjść
i coooo??? nie czuję tego,a jednak coś się tam wewnątrz mnie dzieje...więc trzeba działać, jak powiedziała gin - nie liczyć, nie sprawdzać, iść na całość, szaleć:)więc tak chcę...
Wiadomość wyedytowana przez autora 30 grudnia 2015, 23:24
Coś się jednak dzieje...
dziś 13 dc, od godz. 20 czuję silny ból w okolicy lewego jajnika - tego w którym w środę był pęcherzyk 20mm, oraz ból podbrzusza. Strasznie mnie wzdęło. Ból jest taki, że nie mogę kaszleć...może to właśnie ten ból owulacyjny, oby to był on...ostatnio serduszkowanie było wczoraj, skoro dziś byłaby owulacja, to chyba dziś lub jutro serduszkowanie byłoby wskazane...
Wczoraj dowiedziałam się, że moja przyjaciółka, ta która dzień przed Wigilią, dowiedziała się, że z jej ciąży nic nie będzie, że jest tylko puste jajo płodowe i przez tydzień żyła w strachu, wczoraj dowiedziała się, że jednak z jej ciążą jest wszystko ok, że bije serduszko...cieszę się, że tak jest, że ona nie będzie cierpiała tak, jak ja, po stracie swojego maleństwa i mam też nadzieję, że skoro takie "cuda" się zdarzają, to i ja doczekam w tym roku swojego maleńkiego Cudu.
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 stycznia 2016, 22:12
Coś trudno mi zgodzić się w tym cyklu z ovu, wyznaczył mi prawdopodobny czas wystąpienia owulacji na 29.12, ja tego nic a nic nie czułam, 30.12 na usg gin powiedziała, że na lewym jajniku jest pęcherzyk 20mm i że endometrium 8mm, wg jest ok, ja owulację - ból lewego jajnika czułam 1.01- podejrzewam, że właśnie wtedy była owulacja.
Nie nastawiam się na ten cykl, tak jak na poprzedni, owszem bardzo bym chciała, żeby spełniło się nasze marzenie o trzecim maluszku, ale wiem, że nie mogę myśleć, że teraz to już pewnie się uda...tak sobie postanowiłam na ten Nowy Rok, że próbuję do marca - kwietnia, jak nie będę w ciąży w tych miesiącach, to jadę do gin i zacznę badania, a teraz muszę działać na spokojniej echchch jak ja potrafię sobie wmawiać pisząc pamiętnik, że niby na spokojnie, tat tak, niech będzie, że na spokojnie...chociaż w tym cyklu mogliśmy troszkę przesadzić z serduszkowaniem...noszsz jak nie za mało i się nie utrafi, to może za często i też źle:( nooo ale to się jeszcze okaże...w każdym razie z testowaniem trzeba by poczekać jeszcze ze dwa tyg, zastanawiam się czy nie sprawdzić 7 dni po owulacji progesteronu?tylko co to mi da?
Tymczasem, żeby skierować myśli na inne tory, niż "ciekawe czy się uda", postanowiłam, że poszukam książki Sarah Wilson, zamówię ją i zapoznam się z możliwościami ograniczenia bądź wyeliminowania cukru z diety, by poprawić funkcjonowanie swojego organizmu:)Muszę coś zrobić by pozbyć się kliku kilogramów...
A tymczasem humor mi się już przestawia na mega negatywny...bo jutro po kilkudniowym urlopie czas do pracy...jak ja nie lubię tej mojej pracy, jak ona mnie wkurza szlag by to...
owszem jestem sobie sama winna bo sama wybrałam taki zawód, jestem nauczycielką, uczę dzieci w kl 1-3, samą pracę, zajęcia z dziećmi lubię, ale jest w tym zawodzie tyle spraw. które mnie tak rozwalają, że na samą myśl niedobrze mi się robi...masakra...nie chodzi o to, że jestem jakąś miguską od roboty ooo nie, robotna kobitka to ja jestem, lubię działać, tworzyć, żyć z pasją, ale ten zawód- okropna dyrektorka, durne papiery, sprawozdania, wykazywanie się co to się robi - wariactwo, a do tego co niektóre koleżanki, którym się wydaje, że pozjadały wszystkie rozumy...ech starczy tych moich żali, jak na razie, lepiej zajmę się szukaniem książki i inspiracji do zmiany diety:)
Jak ciężko było się zmotywować dziś do działania w pracy po kilku dniach wolnego...
Wiecie od czego zaczęłam dzień , zanim dzieciaki weszły do klasy i zaczęłąm srele - trele...powiesiłam nowy kalendarz:)nooo nie po to tylko żeby tak sobie wisiał...zerkałam tak co chwila i przeliczałam ileż to dni już po ewentualnej owulce...kiedy by tu można było zatestować...kiedy bym pojechała zrobić betę...itp, itp, itp
Noszszsz...jak tu wierzyć samej sobie???przecież miałam odpuścić, dać na luz, a pierwsze co zrobiłam to zawiesiłam kalendarz, tadan...jakaż to ja jestem wyluzowana w tym całym zachodzeniu.
Moje przemyślenia co do faz cyklu:
I faza - przygotowywanie się do łowów samca, pożeranie odpowiednich specjałów co by się wszystko pięknie przygotowało,samopoczucie jakby się dostawało skrzydeł, tyle nadziei i planów
II faza - euforia, wyliczanki, nadzieja pomieszana z przygnębieniem i pytaniem "ciekawe czy jednak się udało", setki - tysiące pytań do samej siebie - wyszukiwanie objawów,
III faza - cholerna wściekłość pomieszana z oszukiwaniem siebie "no trudno, próbujemy dalej"i okropny wkurw, że nie wyszło, że tyle objawów było mówiących za ciążą a tu jednak dupa blada
no, ale ta trzecia faza dotyczyła mnie do poprzedniego cyklu...teraz zamykam drzwi przed wredną @, nie ma mnie przez najbliższe 9mscy, proszę...co tam proszę, do cholery , noo moze najpierw po dobroci ... proszę do mnie nie przychodzić, nie mam czasu ani ochoty na spotkania z @, nie ma mnie!!!
II faza
Teraz cholera jasna, zastanawiam się, czy to były dobre dni, czy żołnierzyki z tego dnia kiedy czułam ból dotarły na miejsce akcji w odpowiednim czasie lub czy te z dnia po, odpowiednio zasiliły działania wojenne...noszszszssz tysiące pytań w mojej głowie się kłębi, czy właśnie nie straciłam tego dnia, kiedy to nie było serduszkowania a ovu wyznaczył czerwoną krechą owulację???
No ale i tak co ma być to będzie, niech teraz natura odpowiednio zadziała, a mi pozostaje spokojnie (jeszcze z nadzieją i wiarą)poczekać do tego pięknego dnia, kiedy to zrobię test z grubaśnymi krechami:)albo przynajmniej z cieniem cienia...
no chyba, że badanie zrobiłam za wcześnie, w takim razie jutro czyli w 7 dpo powtórzę badanie...a czy rzeczywiście wynik poziomu progesteronu jest jakimś wskaźnikiem, że doszło do zapłodnienia...gdzieś wyczytałam coś podobnego, ale czy dobrze to zinterpretowałam???
Dziewczyny, jeśli wiecie coś w tym temacie, to piszcie...
A pozatym załamka, ledwie mieszczę się w ubrania,które jesienią były ok,w całym czasie mojego zachodzenia w ciążę kiedy to dogadzam sobie żarełkiem okrutnie opuchłam
Rano mierzę temp.i super jak na mnie, bo przy niedoczynności tarczycy zawsze rano mam niską, a tu miła niespodzianka bo utrzymuje się 36,50,no więc biorę kolejny test, lecę do łazienki i z wielką nadzieją, ze ściśniętym gardłem i sercem czekam na wynik...no nic po kilku sekundach tylko jedna kreska, schowałam go do szafki,myję się,znowu zaglądam z nadzieją a tam nadal tylko ta jedna kreska.I w ten sposób zepsułam sobie humor
1. Spróbuję zmienić myślenie i nastawienie do zaciążania, więc tak - wiem, że moja malutka kruszynka, gdzieś czeka, tylko coś się poplątało na drodze, ale pomożemy jej tę drogę odnaleźć...jak to zrobię sama? ano tak...
2. Myślę, może nie tyle myślę co i czuję, że przy niedoczynności tarczycy, dużym wrogiem jest dla mnie cukier i węglowodany proste - kiedy się nawpierdzielam, przydusza mnie, coś jest nie tak, więc książka "Rzucam cukier" już od wczoraj zakupiona i działam, więc kolejne wpisy będą odnośnie moich poczynań
3. Zaczynam znowu ćwiczyć, nie tak intensywnie, ale jednak więcej ruchu, przynajmniej w tyg z @ i tydzień po niej - bo dupsko się skądś więzło, trzeba by zrzucić do wiosny trochę sadełka
4. I teraz to co najbardziej mnie zastanawia - przeanalizowałam kalendarz księżycowy i wynik taki - owulację wg tego kalendarza mam zawsze po tej, którą odczuwałam, czyli mniej więcej, w tyg przed @, więc o co kaman????czyżbym zawsze celowała nie w te dni, więc trzeba by i to jakoś tak sprytnie rozkminić i chcieć podejmować działania właśnie w te, które doszły jako 'nowe dni płodne" - nie ma sprawy, będziemy działać, a najlepiej to tak niby na chybił trafił, niby nie specjalnie, ale tak żeby zahaczało o dni płodne "stare" i "nowe"
5. Zmieniam myślenie tzn planuję coś na dalej, nie tylko "jak to będzie, jak np w lutym będę w ciąży" - jadę z córką - nastolatką na koncert, czyli plan już jest na 18 marca
6. Ponieważ, cały czas się jeszcze urządzamy w nowym domku - planuję też co by jeszcze można było zrobić - teraz mąż wykańcza pralnię, później zrobimy mini garderobę w 2 korytarzykach, elewację - tylko jeszcze nie podjęliśmy decyzji, co do koloru, ale to niebawem, no i mnóstwo nowych krzewów i koniecznie świerków, sosenek itp
7. Na ostatnim miejscu, ale też może wydawać się rozsądne - gdzieś wyczytałam, że psychologowie, zalecają kobietom, które się starają o ciążę, zmianę myślenia, ale ponieważ "przestań myśleć" jest mało realne, dobrze jest niby spróbować myśleć, że jest się już w ciąży albo, że ma się już maleństwo - ja chyba spróbuję od myślenia, że już jestem w ciąży i teraz to tak na spokojnie:)
I tak postaram się na spokojnie do marca lub kwietnia, a jeśli to też nie będzie ta droga to jadę do lekarza, bo tak, jak mówiła gin. jeśli nie zajdę przez pół roku, to zaczniemy badania. A żeby było jaśniej - te pół roku, to nie chodzi o zachodzenie tylko tak przez pół roku...tylko po stracie ciąży, czyli od nowych starań, były na razie 2 cykle.
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 stycznia 2016, 19:45
A teraz z innej beczki,1tydzień rzucania cukru i taka myśl- spróbuję nie zjeść dziś nic słodkiego,a pomaga mi w tym myśl-skoro ty słodka cholero możesz być przyczyną moich niepowodzeń spotkania z moim maluszkiem to nie tknę cię przez ten tydzień wredoto. A teraz idę z mężem pobiegać po zaśnieżonych ścieżkach, ruch też jest wskazany ☺
Porada pod moim kątem:)
nie, nie, nie, na razie nic takiego nie robię, później, tak za ok dwa tyg sprawdzę sobie tylko tsh - kontrolnie czy obecna dawka Euthyroxu jest ok i 8 dpo, sprawdzę progesteron.
A tymczasem - ćwiczę, staram się i jak na razie jest ok - zmniejszać ilość cukrów i węglowodanów prostych, nie myślę, że w tym cyklu lub następnym się uda, na razie ma być spokojnie, luzik, nawet chyba nie kupię żelu chyba nie kupię....spróbuję tak niby lajtowo bo nastawiam się na badania od kwietnia. Teraz domowa siłownia - orbitrek, w planie 30 min, chociaż po wczorajszych biegach, czuję zakwasiory...
1. jogurt naturalny z nasionkami Chia - naprawdę syci i ma przyjemny smak
2. kromka ciemnego pieczywa - grzanka z awokado
Smaczne, więc polecam:)
Dzięki za odwiedziny i miłe słowa ;) No i jak najszybciej na tę fioletową stronę mykaj! Oby 2016 był dla Ciebie wyjątkowy!