X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Nadzieja dodaje mi skrzydeł,chociaż często je podcina- czekam i pragnę wyczekać.
Dodaj do ulubionych
‹‹ 2 3 4 5 6 ››

11 marca 2016, 23:46

Dziś jeszcze większe brudzenie a zaraz po nim krwawienie, pozbawiły mnie wszelkich złudzeń, że to @.
Smutek i zwątpienie trwały chwilę, wyładowałam stres podczas godzinnych ćwiczeń na orbitreku. Nie poddam się, wiem, że się uda,będę w ciąży i urodzę upragnione maleństwo.
Miałam mieć wizytę u mojej gin 23.03, ale ponieważ @ przyszła wcześniej, to wizytę miałabym w połowie cyklu albo i później. Zadzwoniłam do gin, powiedziałam o co chodzi, więc kazała przyjechać w środę 16.03 na 18.45, to będzie 6dc, więc mam nadzieję, że zaczniemy sprawdzać o co chodzi i co można zrobić, a oprócz tego, to i tak wiem, że zajście w ciążę to często łut szczęścia i cud. Oprócz badań zdam się i na to,przestaję mierzyć temperatury i sprawdzać wykres, wyliczać dni, stawiam na spontan jeśli chodzi o seks.I wierzę, że będzie dobrze, nie tylko u mnie, ale u Was - Kasiu, Leno i u wszystkich, których podczytywałam pomiętniki, będzie dobrze.

15 marca 2016, 20:57

No to samo życie dało mi rozwiązanie, a tyle myślałam jak to zrobić żebym zdążyła do gin. Pierwszą umówioną od miesiąca wizytę mam 23.03 na 18, a dyr wymyśliła, że właśnie wtedy też będziemy siedzieć do wieczora...później po tel do gin, jestem umówiona na jutro na 18.45 i też dyr wymyśliła radę, więc od razu po pracy czyli od 15 siedzenie do min 19...noooo i ledwo mówię tzn chrypię. Już od rana czułam się "chorobowo", po kilku godzinach gadania w dodatku przy kaszlących i smarkających dzieciakach, teraz nie mogę mówić wcale. Więc rano idę do lekarza po L4 i tym sposobem powinnam spokojnie zdążyć do pani ginekolog. Tylko czy będzie mogła mi coś dać przy przeziębieniu? czy nie będzie przez to przeciwwskazań?Mam nadzieję wyleczyć się czosnkiem, cebulką, imbirem i miodem do czasu owulacji, jeśli będzie. Na ten czas nadziei chciałabym być całkiem zdrowa...chociaż dobrze, że przy staraniach nie trzeba używać głosu:)

17 marca 2016, 00:08

No więc jestem po wizycie u mojej pani ginekolog. Na wizycie dostałam obuchem w łeb. Nooo siedząc w poczekalni, rozmyślałam co też teraz pani doktor mi każe brać żeby zwiększyć szanse na zajście albo ileż to razy będę jeździła na monitoring no i badania, przecież na pewno zleci mi jakieś badania. Ale okazało się, że myślenie jest durnowate. Otóż wizyta na której dostałam obuchem w łeb, wyglądała tak:
- kiedy się ostatnio widziałyśmy pani Moniko?
- na koniec grudnia, już 4 miesiące próbuję zajść w ciążę i nie udaje się, teraz zaczynam 5 cykl...
- hm, 4 miesiace...to jeszcze malutko, szczególnie kiedy bardzo chce się być w ciąży, to tak to jest...
tutaj pokazałam wszystkie swoje badania tzn:morfologię z rozmazem, glukozę, progesteron bez brania luteiny i ten wysoki po luteinie, tsh, ft3, ft4, LH i resztę z hormonów, które sama porobiłam
- ma pani idealne wyniki, tutaj nie ma się do czego przyczepić, ale proszę więcej nie brać luteiny, bo niepotrzebnie podnosi pani progesteron, który bez niej jest naprawdę dobry, no ale zrobimy usg....no pani Moniko, bardzo ładnie wszystko wygląda, będzie owulacja, ładnie rosną dwa pęcherzyki
- no to o co chodzi, jak tak ładnie wszystko wygląda, a ja nie zachodzę???
- proszę przestać się tak wkręcać, zakaz mierzenia temperatur, zakaz wyliczeń, po prostu współżyć co 2 - 3 dzień, jeśli chcecie częściej to ok....
- ooo nie, częściej to nie chcemy...
- no to co 3 dni, proszę nie robić już żadnych badań, daję pani czas do końca lata, jak nie zajdzie pani, to proszę przyjechać we wrześniu
- jak to we wrześniu???przecież ja będę miała już 39 lat, nie mogę tak czekać....
- może pani czekać i spokojnie działać, bez nakręcania się, wiek naprawdę jest ok na kolejne dziecko, przecież pani nie leczy się na bezpłodność, tylko ma pani za bardzo to w głowie poukładane, że już teraz, naprawdę będzie dobrze, proszę tylko teraz brać Inofolic albo Inofem
- a ja jeszcze biorę....i tutaj wymieniłąm skłąd witamin, które biorę, na co pani doktor
- to ja zakazuję pani faszerować się tym wszystkim, proszę brać tylko to co teraz zaleciłam, odstawić wszystkie sztuczne witaminy, proszę zmienić myślenie, zająć się czymś co panią pochłonie, tak żeby zapomniała pani o tym wyliczaniu i zachodzeniu bo taka blokada w pani przypadku jest najgorsza.
No i tyle, jak zajdę mam przyjechać od razu, jak nie zajdę to we wrześniu...
Coooo we wrześniuuuu, łosz szlag by to, jak to tyle czekać????
Nie wkręcać się w zachodzenie????że niby jak będę miała być w ciąży to będę???
Że bez monitoringu, nie sprawdzimy czy pęcherzyki pękają, niczego nie będę brała, bo po co faszerować się chemią???? A jak nie zajdę do września...to tyle straconego czasu???
Ojjj jestem oporna na takie zmiany nastawienia z pesymizmu, szczególnie kiedy coś się nie udaje, na nagły mega optymizm...
Ale skoro tak, skoro jak będę miała być w ciąży to będę, ale nie teraz kiedy już chcę, nie teraz kiedy tak się nastawiam, sprawdzam...to może trzeba dać łepetynie na luz??? Przecież cóż mogę teraz zrobić jeszcze???może w moim przypadku potrzebny jest czas i luz???A ja się nakręcam jak durna, tyle razy czułam już objawy...i po jaką cholerę??a po taką, że nawbijałam sobie w ten durny łeb, że to już teraz...A to widocznie nie teraz, nie kiedy tylko o tym myślę
Mam dwa wyjścia:
1. spróbuję wyluzować, nie będę wyliczała dni na zachodzenie, tylko tak po prostu, żadnego mierzenia temperatur bo i po cholerę, przestawię myślenie na ćwiczenia - odchudzanie, idzie wiosna, więc będę dalej upiększałą ogród, będę nasadzała dużooo krzewów i drzewek ....i z wiarą i nadzieją, optymistycznie tak po cichutku będę czekała, liczyła, że do września się uda. Uda się na pewno, no bo dlaczego miałoby się nie udać???
albo
2. pójdę do tego lekarza, co zalecił mi luteinę, która tak podwindowała mi progesteron, który i tak nie przyczynił się do zaciążenia, będę sprawdzała, czy pękają pęcherzyki no i może coś mi da, na przystymulowanie itp.

Zdaję sobie sprawę z roli psychiki, zwłaszcza z blokady jaką można sobie zafundować negatywnym myśleniem lub dowalaniem się...wiem, że muszę wyluzować, wybiorę ten wariant, który podpowie mi serce i rozum...A wy dziewczyny co tym sądzicie, co byście mi doradziły?
Mąż oczywiście popiera panią gin, nie chce ze mną rozmawiać o moim pesymistycznym nastawieniu do zachodzenia, on ciągle powtarza, że się uda, kiedy ja odpuszczę, kiedy przestanę się tak wkręcąć, jak zaczęłam znowu mówić o tym, to się denerwuje. Koleżanki pozachodziły w kolejne ciąże, co dwa miesiące, dowiaduję się, że któraś jest w ciąży, nawet moja pani gin, jest w ciąży z drugim dzieckiem, a ma z 43 lata...więc pozostają mi zapiski w pamiętniku...i wybranie właściwego wariantu postępowania.
A na gardło mam zwolnienie do poniedziałku i do kontroli.Dziewczyny piszcie, co sądzicie. Dobranoc.


17 marca 2016, 09:34

Dziewczyny dziękuję za wpisy, są one bardzo trafne. Kasiu, wiem, bo już na sobie sprawdziłam, że pięknie to wygląda w założeniach "przestanę teraz się nakręcać, a co tam...co ma być, to będzie", ale w rzeczywistości - to tak ukradkiem, między tymi założeniami - pojawiają się myśli "no, ciekawe czy teraz się udało".
Zelmo - bardzo trafnie to jęłaś "myśl o ciąży, ale oprócz tego nie odpuszczaj życia" - o to właśnie chodzi :)
Noc miałam długą na przemyślenia, a teraz gdy zawiozłam dzieci do szkoły, mąż w pracy, mam czas tylko dla siebie - chociaż chwilkę, bo przecież samo w domu się nie zrobi, ale czas na przemyślenia jest, a z tych przemyśleń, takie oto plany i postanowienia:
1. Koniec mierzenia temp i zastanawiania się "który to dzień cyklu i czy to teraz lepiej się poprzytulać, czy może za dwa dni" - po prostu chcę korzystać z tych przyjemności, kiedy nam się będzie chciało ....noooo ale to nie tak "hop siup" - z pewnością będzie "nam się chciało w okolicy tych magicznych dni"
2. Idzie wiosna, więc czas zacząć prace ogrodowe, czyli zaraz po świętach jedziemy po krzewy i drzewka - działkę mam bardzo dużą, więc i miejsca na nowe nasadzanie sporo plus zamawiam korę, żeby dokończyć to, co zaczęłam jesienią
3. Słonko przyświeciło to i dojrzałam, że oprócz malowania salonu - bo od kominka usyfiony jest sufit, trzeba pomalować kuchnię z jadalnią - zresztą tutaj to mam jeszcze kilka pomysłów na zmiany, więc tak do końca lata zejdzie. Ech, w domu i koło domu to mam jeszcze sporo pomysłów, więc dobrze kilka chociaż zrealizować, zanim będę z brzuszkiem
4. Skoro mąż biega w półmaratonach i szykuje się do maratonu - ja nie będę siedziała i obżerała się orzeszkami i patrzyła jak mi dupsko rośnie, tylko czas zabrać się za większą dawkę ruchu, a wiosna jest do tych poczynań idealna
5. I tak jak napisała Rutelka - monitoring ewentualnie w okolicach lipca, bo jakbym polazła teraz i posłuchała czy pęcherzyki pękają, a raczej tak, bo byłam na pojedynczym usg w grudniu i marcu - to nic tam nie było takiego, co by wskazywało, że porobiły się z tych pęcherzyków torbiele czy inne cholerstwo ... to tylko bym się wkręcała i szybciutko miała objawy ciążowe
6. Żyć z wiarą i nadzieją, nie załamywać się i nakręcać, że teraz to pewnie i tak nie wyjdzie, nie uda się - tyle już kiedyś poczytałam o tym ,żeby nie wciskać sobie słowa "nie"- będzie, kiedyś się uda, tylko trzeba jeszcze troszkę czasu.
7. Przestanę co chwilę mówić mężowi o zachodzeniu, o tym, że coś robię właśnie po to, żeby zajść w ciążę
Tak, więc tyle z tych moich przemyśleń, zajęć i pracy jest sporo, nie brakuje mi zapełnienia luki w wolnych chwilach, a jak trzeba będzie to jeszcze dołożę:)

Dopisuję jeszcze do wpisu Elari bo teraz doczytałam - tak, to też czyli zdrowe odżywianie zamierzam wprowadzić po raz kolejny, ale jednak wprowadzę - warzywa, owoce, kiełki no i oczywiście nadal bez cukru, a przynajmniej dużoooo mniej, bo nie pisałam, ale sporo go odstawiłam i dosyć długo wytrwałam bez wafelków i ciasteczek i bardzo dobrze się z tym czułam, cukru do słodzenia nie używam od stycznia.

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 marca 2016, 09:41

26 marca 2016, 14:03

U mnie świąteczna krzątanina trwa...jeszcze tyle do zrobienia, dobrze, że sporo obowiązków wziął na siebie mąż, trochę porozdzielałam na dzieci i jakoś idzie do przodu.
Samopoczucie trochę jakieś kiepskie, nie wiem czy tak działa na mnie Inofem, a może w połączeniu z ziołami ojca Sroki daje jakieś takie dziwne samopoczucie?
Nie liczę dni, nie wiem który mam dzień cyklu, nie mierzę temperatury od tego cyklu w ogóle, nawet nie wiem czy miałam owulację w tym cyklu, nie zbyt się na tym skupiałam, ale i objawów jako takich bólowych nie miałam...Może to i lepiej, aczkolwiek nadzieję i pragnienie mam, ale staram się tak na tym nie skupiać. Najpierw były plany świąteczne, teraz już planuje prace wiosenne w ogrodzie i w domu.I czekam z wiarą i nadzieją, że do końca czerwca się uda.
Wszystkim dziewczynom, które zaglądają do mnie życzę wszelkiej pomyślności, wiary i nadziei, spełnienia tego wielkiego marzenia. Wszystkim mamusiom - dużo siły, cierpliwości i wszelkich łask Bożych by cieszyć się macierzyństwem, które już zaistniało, a tym dziewczynom, które czekają na spełnienie tego cudu - by spełnił się jak najszybciej, łask Bożych na spełnienie cudu macierzyństwa. Wesołego Alleluja!

4 kwietnia 2016, 16:57

Dziś jestem w 25 dc - jakoś tak, na piątek termin @ i dziwne, że już 4 dni wcześniej mam jakieś lekko brązowe brudzenie. Zazwyczaj plamienie przed @ miałam na dzień przed, a tu dziś rano odczuwałam kłucie jajnika i później na papierze zauważyłam takie brudzenie...Więc znowu koniec marzeń na ten cykl???po co się łudzić...na co czekać...???
W takich momentach, przychodzi mi do głowy tylko takie pytanie...myśl, nie wiem, czy do siebie, czy do Boga - "dlaczego tam, gdzie dziecko wcale nie jest cudem, nie jest tak bardzo wyczekiwanym spełnieniem marzenia, tylko jest balastem, ciężarem - wystarczy seks i bach, jest ciąża, a kiedy pragnie się dziecka, wyczekuje go - seks i miłość to za mało...musi być nadzieja, wiara, wyczekiwanie i zwątpienie, dlaczego??? Nikt mi wmówi, że między nastolatkami albo tam gdzie jest alkohol i patologia, gwałt, jest tak wielka miłość i pragnienie dziecka, że właśnie tam Ono się pojawia. Co jest grane, dlaczego tak jest???
Nie mierzyłam temperatury, nie robiłam testów owu, nie sprawdzałam dni, nie wyliczałam...zajęłam się innymi sprawami, nadal ćwiczę na orbitreku, od kilku dni rower i kijki, ale to widocznie za mała zmiana. A może jeszcze potrzeba czasu, tak jak mówiła moja gin, tylko jak długo? Ile jeszcze będzie tych dni z taką wiarą i nadzieją, a potem bach - dół, ból, złość...
Żeby przestać myśleć i łudzić się, że to implantacja (ech, śmieszna i głupiutka jestem)- idę popracować w ogródku, a potem kijki.

6 kwietnia 2016, 19:28

Poniedziałkowe brudzenie znowu okazało się zwiastunem @, a nie jak marzyłam implantacją.We wtorek wieczorem już nie miałam złudzeń.Zaczynam więc 6 cykl starań :bez mierzenia temp, bez wyliczania odpowiednich dni noo i tak będę wiedziała, kiedy niby są te sprzyjające. Piję Inofem i zioła, ćwiczę, zajmuję się wieloma innymi sprawami, po to by się nie wkręcać i nie nastawiać, że teraz to już się uda, bo niby dlaczego miałoby się udać...Ale tak sobie myślę, mimo że moja gin mówiła żebym przyjechała dopiero we wrześniu jak nie zajdę, że chyba jednak jeśli nie będę w ciąży w maju, to pójdę do gina w mojej miejscowości, do tego, który kazał brać luteinę, może on jednak coś wynajdzie na to zachodzenie - niezachodzenie, boję się tak długo czekać, boję się tego upływu czasu.

22 kwietnia 2016, 22:00

Robię wpis nie po to, by użalać się nad sobą, by sobie współczuć, nie dlatego, że zazdroszczę czy coś podobnego, ale po to, by wyrzucić z siebie, to co sprawia mi ból, przykrość i trochę dołuje...
Spotkałyśmy się we trzy, ja i moje dwie ciężarne przyjaciółki.Siedziałam po środku, słuchałam ....i myślałam, że wyjdę, ucieknę, rozryczę się. To przykre uczucie, że mam takie myśli w towarzystwie przyjaciółek, ale gdy jedna z nich narzekała, że nie wie jak przetrzyma jeszcze dwa miesiące i jak okropnie się czuje bo jest gruba, ociężała, że wstawać nie może, a druga stwierdziła, że tak jak ona to tylko być w ciąży, że tak się świetnie czuje, wymieniały się swoimi dolegliwościami itp.....wtedy pomyślałam, że jednak jeszcze nie wyluzowałam, znowu przyszła ta myśl, że to ja byłam pierwsza w ciąży, jak byłoby gdybyśmy były we trzy w ciąży, gdybyśmy we trzy spotykały się z naszymi maluszkami. Poczułam się jak z innej planety, taka nieudolna...siedziałam cicho i udawałam, że się uśmiecham.
Szlag mnie trafia, że jednak nie potrafię wyluzować...dlaczego tak negatywnie wpływają na mnie ich ciąże, koniec z takimi dołującymi myślami, będę się cieszyła z ich szczęścia tak szczerze, a nie ukradkiem ocierała łzy, mi też się uda, też będę się cieszyła swoją ciążą, swoim maluszkiem i koniec smutków i dołów, teraz czekam na to, co najpiękniejsze, na spełnienie marzeń, bo przecież one się urzeczywistniają, tylko nie mogą tych pozytywnych myśli zakłócać jakiekolwiek smutki i negatywne myśli, więc koniec z nimi.Od teraz tylko uśmiech i pozytywne myślenie....i czerwone winko na poprawę humoru.

28 kwietnia 2016, 22:12

Moje dzisiejsze emocje - psychiczny spadek formy, taki totalny spadek, dół, złość, WKURW!!!!!!
dlaczego tak czuję? - bo w 24 dc plamienie, poszłam w pracy do toalety, jak zobaczyłam na papierze krew, myślałam, że stamtąd nie wyjdę, chciało mi się wyć.Ile razy można zadawać sobie pytanie - dlaczego nie udaje mi się zajść w ciążę, gdzie tkwi problem, jaki błąd popełniam???Jeśli rozkręci mi się @, jeśli to znowu plamienie przed @ - to nie wiem, na co mam czekać?czekać aż ot tak się uda samo z siebie czy przycisnąć lekarza do konkretnego monitoringu żeby sprawdzić co się tak konkretnie dzieje?
W takich sytuacjach jestem słaba psychicznie, na chwilę tracę nadzieję, przez chwilę myślę, że straciłam już swój magiczny czas na zachodzenie w ciążę.Kiedy mijam na ulicy kobiety w ciąży, te z rodzin patologicznych, nie mogę patrzeć na ich brzuchy. Nie mogę też spokojnie patrzeć na brzuchy moich przyjaciółek.Wiem, to podłe i okropne, ale to dalej we mnie tkwi.Nie mogę słuchać spokojnie młodych koleżanek w pracy, dziś jedna powiedziała mi, że od września trzy zachodzą w ciążę, że jedna mogłaby już, ale chce jeszcze poszaleć w wakacje...a ja myślałam, że wybuchnę i w myśli miałam słowa"to nie takie hop siup, że ktoś chce we wrześniu i jest, że poszaleć w wakacje...Boże jak ja bym chciała nie poszaleć, tylko wsłuchiwać się w swoją ciążę".
Jutro po południu, jedziemy nad morze do rodziców, cieszę się bardzo, bardzo lubię tam przyjeżdżać...ale ostatnio jak byłam tam, to byłam w ciąży, więc pewnie te myśli znowu będą dowalały moją psychikę. Może następnym razem, jak tam pojedziemy, to będę w ciąży.

3 maja 2016, 12:18

Pobyt nad morzem, spacery plażą, wpatrywanie się w głębię morską i szum fal, a do tego duuużo ruchu - kilometry spacerów, dały mi bardzo dużo. Mimo, że 1 maja przywitałam dzień @, to już nie wylewałam łez bo wcześniejsze 3 dni plamień i negatywny test, nie pozostawiały złudzeń.Nie rozmyślałam dlaczego się znowu nie udało, nie zastanawiam się kiedy się uda, bo dużo dały mi do myślenia słowa Elari - "ciąży nie da się zaplanować jak wizyty u fryzjera" - szkoda, że nie można się tak przygotować, przykre jest to, że kiedy się bardzo pragnie, przygotowuje, planuje to wtedy wszystko się blokuje. Od tego miesiąca czuję, że już nie będzie mnie bawił ten cały cykl okołoowulacyjny, coś się zmieniło, nie chcę niczego przeliczać, nad niczym rozmyslać...bo po co?
Przyczyny są być może u mnie dwie...pierwsza to blokada psychiczna, zbyt duże napięcie emocjonalne związane z pragnieniem, a druga - nie podobają mi się te moje plamienia przed @. W tym cyklu już w 24 dniu zaczęły się czerwono - brunatno - brązowe plamienia, nie przez cały dzień, ale tak po trochę, w 24 dc - czerwone, w 25 - wieczorem - brązowe, w 26 też po chodzeniu brązowe, a w 27 dc @.Samo krwawienie @, trwa u mnie bardzo krótko - 2-3 dni.Po za tym zoobserwowałam, że niby zaraz po owulacji, tak mnie więcej ok 20 dc, bardzo bolą mnie piersi, są bardzo wrażliwe, jest mi strasznie zimno, jestem zmęczona - trwa to 3-4 dni i zaczynają się plamienia, mimo, że w tym cyklu brałam luteinę podjęzykową 2x dziennie, nie wybrałam jej tak, jak miałam 10 dni, bo zaczęły się plamienia.
I teraz, albo przestanę zwracać uwagę na całe to pragnienie bycia w ciąży i będę sobie próbowała dalej na spontanie, tak jak zaleciła mi moja ginekolog do końca sierpnia, albo pójdę znowu na wizytę do gina w mojej miejscowości, który podejrzewa, że może za szybko spada mi progesteron i po obserwacjach tego cyklu, dowiem się czy opisane objawy są ok czy może coś tu jest na rzeczy.
Dziewczyny, czy któraś w Was miała plamienia przed @, mimo brania luteiny? Czy któraś w Was miała może z tym związane problemy z zajściem w ciążę, czy da się coś z tym zrobić?Bo jeśli to jest przyczyną trudności, to może czas i czekanie też nie są moim sprzymierzeńcem?

4 maja 2016, 19:28

Dziś wpis będzie w zupełnie innym nastroju, aż sama się sobie dziwię, nie wiem za bardzo co się stało...Wczoraj byliśmy u tych przyjaciół, którzy za miesiąc spodziewają się trzeciego maluszka, nie czułam żalu, spokojnie patrzyłam na brzuch przyjaciółki. W później w nocy...nagle przyszły mi takie nerwy na całe to zachodzenie, dziwne, ale jak sobie pomyślałam, że znów niedługo miałby się zacząć "magiczny czas okołoowulacyjny z ustawionym seksem w tle" to poczułam brzydko mówiąc wkurw, noszsz przecież nie zawsze mi się chce, ale zawsze kiedy niby mi się chce, to jest to ten czas, kiedy wydaje mi się, że trzeba.No i co z tego, że tak mi się wydaje??? Ano nic, tylko wydawało mi się przez ostatnie pół roku, że w tym pięknym, magicznym czasie na pewno uda się począć potomka. Nie udało się. A teraz, poczułam nerwy na te starania, nerwy na to, że się nie udało, nerwy na to czy w ogóle się uda...i powiedziałam do męża tak "wkurza już mnie to i nie chodzi o to, że zwątpiłam, że już nie będę się starała o dziecko, ale Jak się nam zachce seksu, to będzie, nic na siłę, nie będę się zastanawiała, czy to był dobry dzień na zajście, jak nie będę miała ochoty, to seksu nie będzie, mam to gdzieś.Cholera, już mam nerwy na seks:(Tak, więc seks seksem, nie wiem czy w tym cyklu będzie w ogóle, ajjjj tam z takimi ceregielami.
jedno co zrobię, to wybiorę się na wizytę do tego gina, który zalecił mi brać luteinę. Pójdę przed owulacją, to może posprawdza mi czy tak naprawdę cholera u mnie występuje, bo jak byłam u niego dwa razy, to już niby było po owulacji. Niech mi posprawdza cokolwiek, czy np pęcherzyki pękają, czy się z nimi w ogóle dzieje, no i jeszcze te plamienia - co to za cholerstwo, skąd one się wzięły.
No i tyle z dziwnych zmian w całym tym podejściu zachodzeniowym. We wtorek mam wizytę, więc kolejny wpis, jak dowiem się czegokolwiek, a 15 mam urodziny i mam to gdzieś, że będę o rok starsza, tylko ciekawa jestem jak długo utrzyma mi się nastrój typu - zaplanować to sobie mogę np malowanie domu na lipiec, a nie zajście w ciążę...

Wiadomość wyedytowana przez autora 4 maja 2016, 19:24

10 maja 2016, 22:56

No więc jestem po wizycie w 10dc
Znowu wyobrażałam sobie, że skoro wreszcie dotrę do lekarza przed owulacją, to z pewnością zaproponuje mi, opisywany w pamiętnikach przez wiele dziewczyn monitoring, że coś wynajdzie, co trzeba będzie posprawdzać...
Gin zrobił usg i powiedział, że w prawym jajniku jest piękny dominujący pęcherzyk, że endometrium też ok - czyli, że w sumie tak, jak wcześniej, kiedy byłam w poprzednim cyklu u niego, a jeszcze wcześniej u mojej pani ginekolog - no a w ciążę jeszcze zajść nie mogę...
Mówię, że zauważyłam, że skracają mi się cykle, że mimo brania Luteiny, ostatnio trzy dni przed @ miałam plamienia, wcześniej też były dwa dni przed @, że po owulacji mam bardzo wrażliwe piersi, że jest mi dziwnie zimno, nawet kiedy w sumie wcale zimno nie jest..., więc stwierdził, że mogę mieć takie spadki progesteronu, chociaż wynik, który robiłam w styczniu (bez Luteiny) mieścił się w normie, aczkolwiek był troszkę niski - przy normach 5 - 27, miałam 12, a w marcu przy braniu Luteiny skoczył mi na 34, a mimo to, miałam plamienia. Powiedział, że mam się starać, mam od 16dc brać Luteinę 2x2 tabletki, gdyby mimo to ciąży nie było, to w następnym cyklu mam zwiększyć Luteinę 2x3 tabletki. Do lipca daje mi czas, a potem ewentualnie jakaś stymulacja, czego za bardzo nie chce u mnie stosować, bo generalnie owulację mam. Więcej usg w tym cyklu nie proponował, powiedział, że jest ok, mam się nie nakręcać.
Tak, więc: moja pani ginekolog, na wizycie w marcu, dała mi czas na zachodzenie w ciążę do września - mam wyluzować i nie skupiać się na zachodzeniu...
Doktor z mojego miasteczka - dał czas do lipca, zlecił branie Luteiny i wyluzować
Czy dała mi coś ta wizyta? nie wiem...wiem,że jest niby ok, że może to wina spadającego progesteronu i że może właśnie Luteina kiedyś go unormuje. Jeden i drugi lekarz dają czas i zalecają wyluzowanie.
A czy wyluzowałam? niby tak, bo nie liczę, nie sprawdzam, niby się nie nastawiam, bo wiem, że to nie ma sensu, na początku cyklu, kiedy pomyślałam sobie, że znowu trzeba się będzie starać, to wkurzałam się na myśl o seksie i pomyślałam, że teraz to nie będę dawała mężowi sygnałów, że jak się nam zachce, to coś będzie, ale tak tylko pomyślałam, a okazało się, że co innego czuję. Dziś mam 10dc, a już zdążyłam 2 razy w tym cyklu, powiedzieć zasypiającemu mężowi, że tak, to się dziecka nie doczekamy, że jak tak ma wyglądać to staranie, że to ja daję mu sygnały i zachęcam,a on coś tak sam z siebie nie bardzo, to pewnie przy tylu dniach abstynencji, ma same stare plemniki, które nie dają szansy przepchać się tym młodym i silnym, bo taki długi czas bez seksu, źle wpływa na plemniki:) tak powiedziałam, a on i tak zasnął, czym doprowadził mnie do szału, zabrałam pościel i poszłam na sofę do salonu z zamiarem, ze teraz to tak będę spała do końca miesiąca...ale po chwili leżenia wkurzyłam się, że co to do cholery, mąż ma spać na wygodnym łożu w sypialni a ja na sofie i wróciłam.No cyrk i komedia. Ciekawe czy tylko ja tak mam porąbane? A dziś jak sam się nie ocknie, że to już 10 dc to chyba zacznę, bo na cóż czekać do cholery??? Żeby te potrzeby damsko - męskie szły równo ze staraniami:) No i znowu myślę, że gdybym tak czekała,aż mężu zachce wtedy co ja, to nie koniecznie zdążyłby w te dni, no i taka strata czasu wkurzyłaby mnie jeszcze bardziej:) Nie wiem czy to luz, jak zwał tak zwał, ale jednak presja czasu jest, a pragnienie ciąży jeszcze większe, tyle tylko, ze dołączyło wkurzenie na seks:)No to tyle, zobaczymy jak to dzisiaj pójdzie...

12 maja 2016, 22:05

Wreszcie czuję, że nastał lepszy czas, wiosna, piękna pogoda, mnóstwo pracy w ogrodzie (szaleję z krzewami), ruch na powietrzu, ćwiczenia, a dziś przejechaliśmy z mężem 25 km rowerami - tego mi było trzeba:) Od dwóch dni czuję, że jajniki pracują, może jestem tuż przed owulacją, fajnie, ale nie nakręcam się, nie ustawiam, że teraz to już na pewno się uda. Skoro dwóch lekarzy daje mi czas, jeden do lipca, drugi do sierpnia, to znaczy, że mam czas.Naprawdę zajścia w ciążę się nie zaplanuje, można chcieć, marzyć i cieszyć się życiem, kochać ...i czekać, ale nie zatracać się w tym czekaniu. Tak, więc mam czas...by żyć spokojnie, cieszyć się życiem i korzystać z niego:)

18 maja 2016, 23:00

Porada
Za optymalne dla zajścia w ciążę, utrzymania jej oraz właściwego rozwoju mózgu dziecka uznaje się poziomy: TSH - poniżej 2,5 mU/l, fT4 – w górnym zakresie normy, fT3 – w normie.

25 maja 2016, 22:44

Sporo odpuściłam w tym cyklu bo miałam mnóstwo zajęć, oprócz ogrodu były też wyprawy rowerowe, kijki, nie mierzyłam temp, nie piłam ziółek, nie łykałam mnóstwa "witaminek pomocnych w zajściu", ale czułam owulację i to porządnie no i serduchowanie zwane staraniem było. Wytrwałam do 25dc i wymyśliłam, że skoro jadę zrobić Tsh i zrobię bHcg...bo czego by nie sprawdzić, tym bardziej, że jutro mamy w planach cały dzień łażenia po górach/wspinania się...no i tyle co pomyślałam o becie, zaczęłam odczuwać jakieś dziwne czucie w dole brzucha, na bieliźnie pojawiło się coś lekko kawowego - więc szlag może człowieka trafić. Ale pojechałam i badania zrobiłam, teraz sprawdzam, a bety jeszcze nie wstawili, są tylko hormony:
Tsh 2,310
FT3 2,37 norma 2,00-4,40
Ft4 1,31 norma 0,93 - 1,70
więc jeśli Tsh ma być poniżej 2,5 no to jest, ale raczej najlepiej żeby było ok 1,5 - chyba pójdę po receptę na większy Euthyrox...Ft4 nie jest raczej w górnym zakresie, tylko w normie całkiem??? cholera czy to w tym jest problem?
Czekam do jutra na wynik bety, rano wyjeżdżamy w góry, więc sprawdzę wieczorem, ale jeśli do tego dziwnego czucia dołączy plamienie ...to szlag mnie trafi na maksa, wtedy dopiero będę zapieprzała po tych górach, a w nocy wyła w poduchę...a może jednak wyjdzie piękna beta, może już będzie dobrze, może w końcu się uda, może nie będę płakała z bólu tylko ze szczęścia ech kiedy to się stanie?ile jeszcze muszę zaliczyć upadków i powstań???

I również w tym cyklu nie zaszłam w ciążę, wstawili betę - jest powalająca, nieźle daje po gębie, solidnego kopa daje...znowu upadek, załamanie, zwątpienie.Nie potrafię już nawet napisać, że jutro znowu uwierzę, że kiedyś się uda...zwątpiłam i to bardzo, raczej nie ma we mnie wiary w to, żeby się udało. Czas mnie goni, jestem coraz starsza,a czasu na zajście w ciąże coraz mniej, coraz więcej żalu i zwątpienia...

Wiadomość wyedytowana przez autora 25 maja 2016, 23:30

26 maja 2016, 09:47

Wszystkim dziewczynom,po tej stronie naszych pamiętników,tym które już są mamami,a starają się o kolejnego maluszka i tym,które jeszcze nie zostały mamami,a też się starają,życzę byśmy potrafiły nie rozpamiętywać tego co boli,nie myśleć o tym,co siedzi gdzieś z tyłu głowy i nie pozwala na spokój, byśmy mogły tak po prostu zaliczyć klasyczną wpadkę,byśmy nie musiały odczuwać tego okropnego uczucia uciekającego czasu i żalu rozrywającego serce.Kochane życzę Wam szybkiego zabrzuszkowania mimo utraty tchu i sił.
I nie bierzcie przykładu ze mnie,nie dowalajcie się,biegnąc przed@ na betę bo wynik<0,1 daje kopa,ale po psychice.
Wywalę dziś te negatywne emocje,wspinając się na Śnieżkę,a czy pomoże w uzyskaniu wiary,zobaczę.
Wszystkim obecnym i przyszłym mamusiom,dużo siły,wiary i pomyślności

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 maja 2016, 23:36

26 maja 2016, 23:36

Pomysł męża by zdobyć dziś Śnieżkę, był super pomysłem, uwielbiam te nasze wyprawy.Wspinając się, wcale nie wmawiałam sobie, że teraz to już się uda, bo po co...uświadomiłam sobie jeszcze bardziej dobitnie, że w ciążę raczej zachodzi się z zaskoczenia i tu jest problem, jak to zrobić żeby było z zaskoczenia...myśleć w łóżku, że mam jeszcze tyyyle czasu na zajście, że po co teraz???czy zaplanować sobie mnóstwo wyjazdów no i myśleć, że na te wyjazdy to lepiej nie być w ciąży, żeby się nie bać o maluszka???Wiem, że to głupie wymysły, ale jakiś pomysł musimy znaleźć...U Elarii szukałyśmy sposobów na zwiększenie libido,a teraz może pomysły jak nie myśleć, że seks może zaowocować ciążą, bo przecież widzimy, że wcale tak nie musi być...
Ech, pomyślałam sobie podczas tej dzisiejszej wyprawy, że fajnie byłoby zajść w ciążę do końca roku, a póki co, jutro napiszę meila do mojego endokrynologa z mnóstwem pytań co do moich wyników i trudności z zajściem, ciekawe czy coś mi zaproponuje?do ginekolog nie pojadę wcześniej niż w sierpniu lub nawet we wrześniu, chyba, że zdarzy się CUD...

29 maja 2016, 01:17

Wczoraj napisałam meila do mojego endokrynologa - płatna konsultacja meilowa. Pomyślałam, że skoro za często do niego nie chodzę, wszystkie badania robię prywatnie bo wizyty u endo też oczywiście są prywatne, to zadam trochę nurtujących mnie pytań i naiwnie liczyłam,że udzieli mi obfitych wyjaśnień i porad. No i się przeliczyłam. Bo to, co mi odpisał to sama wyczytałam, bez płacenia za poradę.Tak więc, moje Tsh, które teraz wyniosło 2, 32 jest za wysokie na starania, powinno wynosić jak najbliżej 1, więc mam zwiększyć Euthyrox i za 4 tyg powtórzyć wynik. Tak, jak wyczytałam, przy hashimoto, trzeba wyeliminować gluten i nabiał - szkoda tylko, że nigdy mi o tym nie powiedział, dopiero jak sama zapytałam. No i jak zadałam pytania, czy powinnam zrobić jakieś badania to odpisał, że AMH, test obciążenia glukozą i coś jeszcze, ale teraz nie pamiętam. Nie będę teraz robiła żadnych wyników. Teraz to wezmę się konkretnie za wyeliminowanie z diety, tego, czego nie powinnam jeść, zwiększam Euthyrox i badanie Tsh powtórzę za 4 tyg, może i wtedy zrobię tę glukozę, ale innych badań nie będę robiła. Jak pójdę na wizytę do mojej ginekolog - w sierpniu - to zobaczę co ona zaleci. No i mam nadzieje, że Tsh szybciutko spadnie, a zmiana diety, szybko doprowadzi mój organizm do równowagi lub nawet odnowy, co oczywiście zaowocuje:)

9 czerwca 2016, 18:28

W ostatnich dniach ,a nawet już tygodniach, wydawało mi się, że odpuściłam tzn znacznie wyluzowałam...aż do dzisiejszego dnia. Kiedy byłam jeszcze w pracy, moja przyjaciółka wysłała mi smsa, że jest już na porodówce.Ja wtedy byłam z dziećmi na świetlicy na placu zabaw, zamyśliłam się, zadumałam, bo przypomniałam sobie, że jak rozpoczynałam pracę we wrześniu to miałam nadzieję, że od grudnia będę na zwolnieniu ciążowym, nie udało się, więc myślałam, że od marca i też nic. I nagle doszłam do czerwca, niedługo koniec roku szkolnego, a ja nadal pragnę i wyczekuję.Przed chwilą,przyjaciółka wysłała mi wiadomość, że już urodziła, a ja cieszę się, że wszystko jest dobrze, ale łzy mi poleciały, bo znowu pomyślałam o moim maluszku, który miał się urodzić w marcu. Za dwa miesiące rodzi druga przyjaciółka, a u mnie jednak wyluzowanie miesza się z bólem. I jeszcze ta presja czasu i myśl, że może ...nie, nie chcę kończyć tej głupiej myśli.Będzie dobrze, bywa, że marzenia się spełniają. W swoim czasie.
W tym cyklu, jest już 14 dc a ja nie czuję owulacji, nie żeby tak zupełnie nic, jakieś takie pokłuwanie w jajniku od 10dc, ale nie tak, jak zazwyczaj. Być może jest to cykl bezowulacyjny.

Wiadomość wyedytowana przez autora 9 czerwca 2016, 18:32

12 czerwca 2016, 17:06

Niestety ten miesiąc jest fatalny na serduszkowanie, na co oczywiście szlag mnie trafia, oczywiście na męża.Ledwie co dwa serca były, niby w "tym" czasie. Niby coś czułam, ale czy to było cokolwiek owulacyjnego, to mam wątpliwości.Zawsze czułam taki ból jajnika, kłucie, brzuchol miałam wydęty jak balon, a teraz już od 10 dc jakieś kłucia jajnika, w sumie takie się pojawiały do dziś czyli do 17dc, śluzu jak na lekarstwo, w sumie tylko 10, 11 dc i to bardzo mało. No i martwi mnie to. A w dodatku to mój małżonek tak się zawzięcie przygotowuje do maratonu, że tylko biega i jeździ rowerem, a na serduchowanie stracił zapał.Oczywiście nie udało mi się tego faktu mu nie wypomnieć. Niby rozumiem, jest padnięty i nie ma sił już w nocy, ale szlag mnie trafił i tak mu wypomniałam stratę cyklu,a to niestety nie sprzyja jakimkolwiek czułościom. Tyle się naczytałam, że ważne jest regularne współżycie, co 2-3 dni i mówiłam mu o tym, oczywiście nie tylko w tych dniach, ale tak w ogóle. No ale niestety on regularnie, to uprawia tylko sport.Tak się o to wkurzyłam, że nawet pojechałam dalej - powiedziałam,że pewnie i następny cykl będzie stracony, bo jeśli mamy takie przerwy, to te jego nasienie będzie posklejane starymi plemnikami:{ Wiem, że to wariactwo, ale cóż z mojej głowy robi pragnienie bycia w ciąży.
Muszę się porządnie odstresować, co obecnie w mojej pracy jest niemożliwe + myśl o straconym cyklu, ale wobec tego wybieram się na rower, het przed siebie, gdzie mnie koła poniosą.W końcu przede mną dwa cykle letnio - wakacyjne.I chyba zakupię koszulkę podobną do Elarii, akurat na lato:)
‹‹ 2 3 4 5 6 ››