rano: euthyrox, wiesiołek
wieczorem: castagnus, wiesiołek, witaminki, siemię lniane
Z jednej strony wiem, że nie można się nastawiać, wkręcać, żyć tylko myślą "czy w tym miesiącu się uda", ale z drugiej strony, nie chcę niczego przeoczyć, niczego zaniedbać. Wtedy, przed ciążą...pomyślałam, że skoro "mój" lekarz twierdzi,że wszystko jest ok, że żadnych badań nie trzeba robić, to nie będę nic wyszukiwała, jak zajdę w ciąże to super, jak nie - trudno, spróbuję dalej. Teraz, kiedy wiem, że to nie zupełnie tak jest, że nie tak łatwo zajść w ciążę i ją utrzymać, że nie jestem już taka młoda by czekać w nieskończoność i wierzyć, że będzie ok, postanowiłam zrobić więcej.Od trzech tygodni biorę codziennie acard, witaminki dla kobiet planujących ciążę z kwasem foliowym, olej z wiesiołka, castagnus i piję siemię lniane.Od pierwszego dnia cyklu, mierzę temperaturę.Na początku grudnia zrobię jeszcze badania, jak wyjdą ok a wykres pokaże dni płodne, chcę próbować. Żyję taką nadzieją, że w grudniu się uda, że przed świętami zdarzy się "cud". Zobaczymy, na razie mam nadzieję i siłę do walki...
Dziś jak zwykle po siadaniu wiesiołek i siemię lniane, wieczorem ta sama dawka witaminek i tak do owu...bo mam nadzieję, że w tym cyklu będzie.No właśnie, mam nadzieję, że właśnie w tym cyklu się uda, że będzie dobrze, a jednak z drugiej strony mam taki lęk...Wiem, że czasu nie mam zbyt wiele na próby z zachodzeniem, myślę, że jak nie zajdę w ciążę przez trzy miesiące to jadę do ginki i poproszę o badania...
Miesiąc po stracie ciąży, dowiedziałam się, że teściowa koleżanki wróży z kart i tak mnie podkusiło, żeby mi sprawdziła czy będziemy mieli trzeciego maluszka i ta kobieta niby wyczytała z kart, żebym przez rok nie próbowała, bo i tak się nie uda, że jak coś to do dwóch lat się uda, że teraz to będę miała inne problemy i to nad nimi będę musiała się skoncentrować.
Takiej wróżby to nie chciałam usłyszeć!!! To było, zanim trafiłam do nowej ginki i dostałam diagnozę, co mogło być przyczyną straty maleństwa, tak się pocieszam, że może gdybym nie zmieniła lekarza i nie znalazła przyczyny, to właśnie wtedy mogłoby się powtórzyć to samo, ale gdzieś tam w głowie nadal jest ta obawa, czy "olać" wróżbę i starać się czy jednak czekać rok? Czy któraś z was miała podobny dylemat? czy uwierzyłybyście w takie wróżby, w ogóle w jakiekolwiek wróżby???
Jeszcze tylko chwila i koniec weekendu, jaka szkoda...jak zwykle:(
Jak dobrze, że już niebawem grudzień, dla mnie miesiąc nadziei, nowy cykl i nowa nadzieja:)
Dziś miałam ciężki dzień, dużo pracy i obowiązków po pracy - wywiadówka u syna ech...nie jest łatwo być mamą nastolatka, ale ze wszystkim trzeba dać sobie radę!
Teraz jeszcze trzeba przygotować się do pracy, a pracując z dziećmi, nigdy praca się chyba nie skończy...
Jak to dobrze, że już jutro grudzień:)Mam taką cichą nadzieję, ale czas pokaże jak będzie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 30 listopada 2015, 19:49
W pracy jak zwykle urwanie głowy...najprzyjemniej spojrzeć na kalendarz ustawiony na 1 grudnia.Miałam ograniczyć myślenie o "byciu w ciąży", ale nie za bardzo mi to wychodzi mimo natłoku obowiązków, kiedy patrzę na kalendarz to myślę sobie ile jeszcze kartek wyrwę, zanim będę w ciąży:)
Teraz przede mną odpoczynek i relaks - jadę na jogę, uwielbiam ją:)a odstresowanie jest mi bardzo potrzebne...
Niepokoi mnie moje mierzenie temperatur, od 4 dni taka sama niska, albo mam schrzaniony termometr albo za wcześnie na jakiekolwiek wzrosty temp.albo nie mam dni płodnych??? w sumie to może jeszcze za wcześnie na wzrost temp skoro to 8dc...
Teraz uciekam na relaksik:)
Powtórzyłam wyniki, są dobre, więc mam nadzieję, że próby o maleństwo też wyjdą dobrze:)
Mierzę temperaturę, codziennie mam bardzo niską, ale to efekt niedoczynności tarczycy, dziwi mnie,że już 11 dc, gdzie temperatura w porównaniu do wczoraj nieznacznie się podniosła bo z 35,5 do 35,8, cały dzień boli mnie prawy jajnik i pojawił się śluz, mam wielką nadzieję, na to, że zaczyna się owulacja i na to, że ten cykl będzie pomyślny:)
Dziś jeszcze brałam wiesiołka, castagnusa i inne miksturki, ale od jutra chyba muszę zrobić przerwę...
Ostatnie dwa dni miałam bardzo napięte, tyle się działo...
w piątek 4 grudnia wzięłam sobie dzień wolny ponieważ mieliśmy piękne rodzinne wydarzenie - mój braciszek odbierał dyplom - mam braciszka lekarza stomatologa:) no i tak jak to w życiu się przeplata, po takim miłym wydarzeniu trzeba było się zmierzyć z przykrym faktem - bardzo pogorszyło się zdrowie mojej kochanej babci...
Tak to jest w życiu, że trzeba się zmierzyć ze wszystkim co daje nam życie i umieć sobie z tym poradzić, nie poddawać się, umieć odnaleźć w tym sens i cieszyć się każdym dniem, więc cieszę się tym co mam, odnajduję radość każdego dnia, nie pozwolę by coś mnie załamało tak bardzo, żebym usiadła i poddała się ooo nieeee...potrzebowałam czasu by pogodzić się ze stratą mojego maleństwa, było bardzoooo ciężko, ale dałam radę, bo mam nadzieję, wierzę że mój aniałeczek czuwa nad nami, że niedługo będziemy się cieszyć, że będzie dobrze, będzie w nas dużo radości, kiedy dowiemy się, że rozwija się we mnie nowe życie...tak bardzo czekam na to nowe życie.
Kiedy dwa dni temu, przez cały dzień bolał mnie jajnik, nabrałam tyle nadziei, że teraz się uda, ech zobaczymy, nie mogę się nastawiać, ale nadzieję trzeba mieć
Wczoraj w nocy bolał mnie drugi jajnik, brzuch miałam strasznie wzdęty...nie wiem co to było, czy owulację miałam w piątek, bo wtedy bolał mnie prawy jajnik przez cały dzień, czy w niedzielę, kiedy w nocy bolał mnie lewy jajnik - oczywiście sytuacja była wykorzystana:)nie nie , nie nastawiam się, że coś może z tego wyjdzie, już nie raz tak się nastawiałam, już nie raz los sobie ze mnie zakpił,ale co tu dużo gadać, nie będę udawała, że nie mam ani odrobiny nadziei...bo oczywiście, że ją mam:)
Rano zaspałam, obudziłam się pół godziny później niż zawsze wstaję, ale temperaturkę musiałam jeszcze zmierzyć, temp. odrobinkę wzrosła z 35,8 na 35,9.
W pracy zasypiałam, normalnie zamykały mi się oczy, nie mogłam się ogarnąć co przy wrzawie wydawanej przez dzieciaki, nie zdarza mi się...chyba przesilenie jesienno - zimowe, a w międzyczasie jakieś dziwne mdłości...Boże czyżby tak się zrąbała moja psychika czy to los tak sobie ze mnie drwi????
W razie czego witaminki i ananasik nadal dziś do kolacji na pierwszym miejscu:)
Teraz chwila odpoczynku, bo strasznie mnie ścina, a później trzeba by porobić troszkę świątecznych dekoracji...
Dzisiejszy dzień minął szybko, ale również był męczący, jakaś jestem ostatnio zmęczona.
Zrelaksowałam się jak zwykle na jodze:)
Dziś temperatura podniosła się na 36,00...i co się w związku z tym okazało??? że dziś 15dc nie jest już dniem płodnym, że niby owulacja wystąpiła 10 dc w czwartek, kiedy zupełnie nic nie czułam, jajnik bolał mnie w piątek, przez cały dzień, wtedy też pojawił się śluz...Czyżby wynikało z tego, że spóźniłam się z serduszkowaniem o jeden dzień???szlag mnie chyba trafi...
Gdyby tak było, to już jestem wściekła, nie, nie o to, że tak pragnę maleństwa a znowu nic by nie wyszło bo niby co...gdyby chodziło o jakieś "grubsze"sprawy, ale o to, żeby spóźnić się z serudzkowaniem o jeden dzień?cholera jasna, to w takim razie, dlaczego tak łatwo utrafiają w ten konkretny dzień, te kobiety, które w ogóle nie chcą mieć dziecka, nooo dlaczegooo???
dawno nic nie zapisałam, ale przez ostatnie dni czuję się kiepsko...
jestem ciągle zmęczona, śpiąca, od trzech dni bolą mnie jajniki i czuję takie dziwne ciągnięcie w dole brzucha, mam cholernego nerwa i mdłości, chociaż nie każdego dnia,w buzi czuję taki dziwny, okropny posmak jakby "krwisty", drażnią mnie zapachy właściwie to wszystko mi śmierdzi. Codziennie mierzę temperaturę i wydaje mi się, że jak na razie to wygląda ona nieźle, ale nie chcę się wkręcać, nie chcę, mimo ogromnego pragnienia, robić sobie nadziei...objawów wskazujących spełnienie marzenia mam mnóstwo, ale czy to nie los sobie ze mnie drwi? na testowanie chyba jest jeszcze za wcześnie...
Po pracy na nic nie mam siły, po prostu zasypiam, a kiedy się przebudzę, nie mam ani ochoty ani siły na nic...boję się tego ciągnięcia w dole brzucha i pobolewania jajników...
Liczę dni do wolnego przed świętami, jeszcze 6 dni do pracy, a mi wyjątkowo nic się nie chce robić przedswiątecznego z uczniami, w domu też trzeba by się wziąć za pierniczki, ale skąd wziąć na to siły?
Od rana mam już zepsuty humor:(
Moja naiwność sięga często zenitu...po co ja sobie wmawiam, że nie będę się nastawiała, nie będę snuła planów mimo zmiany i to ogromnej samopoczucia. Zrobiłam test ciążowy i oczywiście wynik negatywny...może to za wcześnie bo to dopiero 22dc, ale jednak miałam nadzieję, że już zobaczę drugą kreseczkę, teraz jestem zła na siebie, że tak dałam się nabrać tym wszystkim "objawom". Z drugiej strony pocieszam się, że to może jednak za wcześnie na testowanie, po za tym najbardziej wiarygodny jest test z krwi i to chyba też nie w 22 dc? Ech sama już nie wiem...ale humor już i tak zszedł poniżej normy a biorąc pod uwagę moje samopoczucie i ogólnie nerwy...to dzień zapowiada się nie najprzyjemniej:(
Noo nic, trzeba się szykować, za 2 godz do pracy, oczywiście dziś nie mam weny twórczej...
Wczoraj byłam u przyjaciółki, która jest w ciąży,nie planowała jej zupełnie, nie cieszyła się, kiedy się o niej dowiedziała, a dowiedziała się o ciąży, kiedy ja swoją straciłam. Wylałam morze łez, zadałam tysiące pytań dlaczego???I nie znam odpowiedzi, nikt mi na te pytania nie odpowie...dlaczego, kobiety, które tak bardzo pragną maleństwa, muszą przejść tyle bólu i upokorzenia, tak dobrze to określiłam - właśnie upokorzenia, przynajmniej ja to przechodziłam już tyle razy i ciekawe ile jeszcze przejdę...bo jak inaczej nazwać to, co dzieje się z moim organizmem...mam dni płodne, czuję przynajmniej coś co o tym świadczy, mam objawy ciąży i już w główce rodzi się jak co miesiąc, myśli i radość, że to właśnie teraz się udało...robię test ciążowy a na drugi dzień dostaję okres...co za cholerna złośliwość losu, czy czai się obok mnie jakieś małe cholerstwo, które tak musi ze mnie drwić? Więc wczoraj, kiedy byłam u Werci, już porównywałam swoje objawy do jej (tyle, że moje wyczekiwane z tak wielkim pragnieniem ...)już miałam tak wielką nadzieję...kiedy poszłam do toalety i przy "podcieraniu" ujrzałam coś co wyglądało na brudzenie...nogi się pode mną ugięły i po raz tysięczny zadałam pytanie dlaczego? co za szlag? dlaczego już, tak szybko, okres mam mieć za 4 dni...noooo ale przecież, trzeba pokazać tej durnej babie, która tak bardzo pragnie być w ciąży, że te objawy, to tylko zwidy, że nie ma tak dla każdej, że chce i jest ooo nie, zachodzą w ciąże tylko te chyba wybrane, tylko przez kogo wybrane???bo w takich sytuacjach, moja wiara upada, jestem człowiekiem bardzo słabym...
Wróciłam do domu już podłamana, rozżalona, dowalona...ale, że żadnych plamień już nie było, więc ponownie jakaś maleńka iskierka nadziei się zatliła...do rana, bo gdy się obudziłam,żeby zmierzyć temperaturę, okazało się, że się przez noc upociłam się, tak jak zawsze przed okresem, temperatura też troszkę spada, niby nie dużo, ale i tak czuję, że okres nadchodzi i dostanę go prędzej niż się spodziewałam, a raczej się go nie spodziewałam, on się sam przyczepił...jest mi cholernie smutno, wyć mi się chce, tak bardzo chciałam być w ciąży, tak bardzo marzyłam o tym, żeby właśnie w Wigilię dowiedzieć się, że spełni się moje wielkie marzenie!!!
Trzeba się ogarnąć...miałąm tyle objawów ciążowych, taka byłam zmęczona, że nic jeszcze nie przygotowałam na święta, dziś będę z córką robiła pierniczki, ogarnę dom świątecznie, zakupy dziś albo jutro i wcale nie czuję tej radości przedświątecznej, wręcz przeciwnie, jest mi tak przykro, nie potrafię się cieszyć, na razie nie potrafię, ale musi mi przejść jak co miesiąc...aż znowu narodzi się nadzieja...
Mam takiego doła, że nic mi się nie chce, nie chcę tych świąt ani żadnych cholernych przygotowań...
Co za ironia losu, w tym roku, ten przedświąteczny czas, wcale nie jest dla mnie przyjemny! O naiwności, wygrałaś ze mną, znowu mnie tak podle przechytrzyłaś, znowu dostałam kopa...
1. wszystkie "objawy ciążowe" okazały się podłymi omamai bo dostałam okres...
2. byłam naiwna, myśląc, że mąż zrozumie mój podły nastrój, kiedy dowiedziałam się, że przyjaciółka jest w ciąży, a ja czuję, że nadchodzi okres...
3. pokłóciłam się z mężem, wprowadził "super milutką" atmosferę przedświąteczną bo pajac jeden, nie zrozumiał mojego smutku...w ogóle do cholery...dziewczyny, czy to tylko mój mąż, kuźwa nie rozumie smutku i łez kobiety???
4. myślałam, że po wczorajszej akcji (tak, przyznaję, miałam cholernego wkurwa, było mi tak okropnie źle),przeprosi, zrozumie, jak kretyńsko się zachował, ale nie, nic pan i władca nie powiedział...
5.i nawet kuźwa choinki sam pajac nie mógł przywieźć...
no świetny, przedświąteczny czas, cholera jasna, szlag by to wszystko trafił...
6. kiedy zobaczyłam tę cholerną @, nie byłam w stanie, jak to sobie wcześniej wmawiałam, powiedzieć - trudno, nie wyszło teraz, wyjedzie następnym razem....żadne cholerne trudno...cholerna @, cholerny podły los - to właśnie to czuję, w tym przedświątecznym czasie, na który tak bardzo czekałam, na początku cyklu...
2dc
Jeszcze dziś czuję żal, że i tym razem mi się nie udało, ale zajęcia w pracy i szykowanie świątecznych dekoracji w domu, chwilowo odwracają moją uwagę, nie poddam się i nie załamię, będę próbowała dalej, aż przyjdzie do nas, to nasze trzecie Szczęście.Ale teraz muszę znaleźć sposób, by się tak nie nastawiać, nie blokować i nie dam się znowu nabrać na jakiekolwiek objawy, o na pewno nie! Jeszcze nie wiem jak to zrobię, ale tak zrobię...
Na razie zaczęłam przygotowania do nowej owulacji czyli siemię lniane, castagnus, wiesiołek - tak sobie wmawiam, że to po to, by lepiej funkcjonował mój organizm (noo przecież odpowiednio nawilżony organizm, zaczynając od miejsc intymnych - to ważna sprawa )
Od dziś ( bo już zakupiłam) po lampeczce -nooo chyba, że na poprawę humoru, gdyby szwankował, ze dwie - lampeczki czerwonego słodkiego lub półsłodkiego winka - to tak na dobry nastrój a przy okazji może i jakieś endometrium będzie lepsze:)
Umówiłam się już w ubiegłym tygodniu do mojej gin. - no, w ubiegłym tyg to tak sobie pomyślałam - lepiej się umówić na wizytę, w razie gdyby się okazało, że jednak się udało, tak więc się nie udało, ale wizyta w sam raz, bo może w 11dc da radę podpatrzeć co tam w jajnikach piszczy? no konkretnie to, czy to co ma być ładne i dojrzałe takie jest i czy pęka?
Tak, więc postanowiłam działać...nie rozmyślać, po seksie, czy plemniki są ok i czy docierają gdzie trzeba...tylko działać konkretnie, czyli zrobić trochę więcej, niż do tej pory.
Teraz uciekam dekorować pierniczki:)do później
Dziewczyny, wszystkie, które starają się z zachodzeniem w ciążę, nieważne ile cykli, wszystkie, które, co miesiąc przeżywają swoje "ogromne smutki" - życzę Wam, by świąteczny czas pozwolił Wam na skierowanie myśli na same pozytywy, na nową wielką nadzieję, taką, która stanie się rzeczywistością, życzę Wam wszystkim i sobie również by w ten świąteczny czas jakaś nieziemska moc, podziałała na nasze organizmy, tak by przestały się buntować i robić nam kiepskie figle, a sprawiły prawdziwą, piękną niespodziankę.Dziewczyny - wiary, siły, nadziei oraz niezwykłej przemiany w naszych organizmach, oczywiście tylko takiej na dobre:)
Dziewczyny, jakie wypróbowywałyście sposoby sprawdzenia owulacji, co robiłyście, żeby mieć dobry śluz płodny. Może szczególnie te, którym udało się zajść w ciążę...mają jakiś sposób na to, może macie jakiś sposób na ten szczególny dzień, kiedy najlepiej starać się?
Witajcie dziewczyny,
od tej porady z ovu zaczynam dzisiejszy dzień i od kubka kawki i siemienia lnianego.
co do porady...wprawdzie zaczynam 2 cykl po stracie maluszka - 2 cykl starań, ale...mam powyżej 35 lat, przed ostatnią ciążą tych starań było bardzooo dużooo, więc myślę, że nie ma na co czekać, w środę mam wizytę, więc popytam co i jak, co mogłabym zrobić już, nie czekając nawet do 6 cyklu, nie chciałabym stracić tych miesięcy, w moim wieku myślę, że bardzo ważnych, może będzie coś można jeszcze wzmocnić, podleczyć jeśli by coś, nie chcę tak stać w miejscu
I jeszcze jedno, tak sobie czytam te wasze pamiętniki, gdzieś w kilku znalazłam wpis, o kalendarzu księżycowym...poszukam i jego, może właśnie to księżyc decyduje o tym kiedy i czy w ogóle mogę. Gdyby, któraś z Was czytała to co piszę, a cokolwiek wiedziała o tym kalendarzu, to proszę dajcie znać.
Niestety, dziś dowiedziałam się, że moja przyjaciółka ( ta, o której ciąży dowiedziałam się przed świętami), nie ma dobrych wyników, że prawdopodobnie nie będzie maleństwa...tak mi przykro, wiem co moja M. teraz czuje...
Pora spać, jutro wolne, ale sporo pracy domowej już zaplanowanej, więc trzeba się wyspać ...nnooo i pora zabrać się za starania, bo niby według OVU dni płodne mam mieć od czwartku - w Sylwestra - trudno może być, ale i tak trzeba się postarać, chociaż jak na razie żadnych objawów zbliżającej się płodności nie mam, nawet ochoty na serduszkowanie, nie mówiąc o jakimkolwiek śluzie...no nic, zobaczymy jak się sytuacja rozwinie.Dobranoc