I już sam początek cyklu, jak dla mnie dziwny...tydzień wcześniej musiałam odstawić Acard bo miałam wyrywany ząb (niestety nie można było zrobić resekcji bo stan zapalny zajął ponad połowę korzenia:().
Przed @ nie było praktycznie żadnych plamień - pierwszy taki cykl, odkąd biorę Acard...czyżby miał jakiś wpływ na plamienia??? może spytam o to ginekolog.I teraz szczyt szczytów - okres trwał DWA dni i koniec, żadnego plamienia. Dopiero trzeciego dnia cyklu wzięłam Acard i od czwartego dnia, znowu plamienia.
Inna sprawa związana z tym cyklem...tzw PMS rozpoczął mi się chyba 4dc- czuję cholerny żal, smutek i frustrację. Do tej pory, 2dc miałam nową nadzieję, wstępowała we mnie na nowo wiara, że "tym razem to już się uda", a teraz NIC, zero nadziei, smutek, że tyle czasu już upłynęło na staraniach i NIC.Myślę, że ten smutek potęguje myśl, że równo rok temu, byłam pierwszy raz u lekarza i widziałam bijące serduszko mojego dziecka, miałam w sobie tyle radości, że nie mogłam się powstrzymać by nie poinformować rodziny, przyjaciół i znajomych.To było rok temu, a teraz przyjaciółka wysłała mi zdjęcie swojej nowo narodzonej córeczki...jestem okropna, nie potrafię się cieszyć jej szczęściem, kiedy nikt nie widzi, płaczę.
Przez tyle miesięcy żyłam nadzieją, że na pewno się uda, że zajdę w ciążę, utrzymam ją i urodzę dzieciątko. Teraz nagle wszystka nadzieja odeszła i nie potrafię wytłumaczyć dlaczego. Może dlatego, że z każdym miesiącem jestem starsza, każdy miesiąc pokazuje, że seks nie powoduje u mnie ciąży, że nie ma sensu mierzenie temperatury, bo robię sobie tylko nadzieje, że kłucia w okolicy jajnika, nie muszą zwiastować pomyślnej owulacji.
W tym cyklu nie wiem czy będę mierzyła temp, nie wiem czy kupię testy owu. Póki co nie mam potrzeby seksowania, wkurza mnie to!!!Nie potrafię wymazać ze swojego serca potrzeby dania życia małej istotce, kochania jej i wychowywania, nie potrafię...a straciłam ten zapał, tę nadzieję. Czuję ten wredny, podstępny oddech cholernie szybko zapieprzającego czasu, szepczącego mi do ucha "jesteś niepłodna, wchodzisz w menopauzę". Jeśli nie będę miała potrzeby uprawiania pieprzonego bezproduktywnego seksu, to go nie będzie w tym miesiącu, a ja będę miała cholerne wyrzuty sumienia, że straciłam cykl,a na to sobie nie mogę pozwolić, bo przecież młodsza się nie robię. I to jest to moje błędne koło, to cholerne błędne koło, cholerne myślenie, cholernie trudne dążenie do upragnionego szczęścia.Czuję się z tym fatalnie, a rok temu, przez chwilę byłam taka szczęśliwa, chciałam krzyczeć o swoim szczęściu. Mąż mojego smutku nie rozumie, nie potrafi tego zrozumieć, nie chce/nie potrafi o tym rozmawiać. Pozostaje mi tylko pamiętnik i koleżanki, które czują podobnie, albo i tak samo.A teraz czas na modlitwę, może wróci nadzieja i wiara w to, że się uda????????
I już sam początek cyklu, jak dla mnie dziwny...tydzień wcześniej musiałam odstawić Acard bo miałam wyrywany ząb (niestety nie można było zrobić resekcji bo stan zapalny zajął ponad połowę korzenia:().
Przed @ nie było praktycznie żadnych plamień - pierwszy taki cykl, odkąd biorę Acard...czyżby miał jakiś wpływ na plamienia??? może spytam o to ginekolog.I teraz szczyt szczytów - okres trwał DWA dni i koniec, żadnego plamienia. Dopiero trzeciego dnia cyklu wzięłam Acard i od czwartego dnia, znowu plamienia.
Inna sprawa związana z tym cyklem...tzw PMS rozpoczął mi się chyba 4dc- czuję cholerny żal, smutek i frustrację. Do tej pory, 2dc miałam nową nadzieję, wstępowała we mnie na nowo wiara, że "tym razem to już się uda", a teraz NIC, zero nadziei, smutek, że tyle czasu już upłynęło na staraniach i NIC.Myślę, że ten smutek potęguje myśl, że równo rok temu, byłam pierwszy raz u lekarza i widziałam bijące serduszko mojego dziecka, miałam w sobie tyle radości, że nie mogłam się powstrzymać by nie poinformować rodziny, przyjaciół i znajomych.To było rok temu, a teraz przyjaciółka wysłała mi zdjęcie swojej nowo narodzonej córeczki...jestem okropna, nie potrafię się cieszyć jej szczęściem, kiedy nikt nie widzi, płaczę.
Przez tyle miesięcy żyłam nadzieją, że na pewno się uda, że zajdę w ciążę, utrzymam ją i urodzę dzieciątko. Teraz nagle wszystka nadzieja odeszła i nie potrafię wytłumaczyć dlaczego. Może dlatego, że z każdym miesiącem jestem starsza, każdy miesiąc pokazuje, że seks nie powoduje u mnie ciąży, że nie ma sensu mierzenie temperatury, bo robię sobie tylko nadzieje, że kłucia w okolicy jajnika, nie muszą zwiastować pomyślnej owulacji.
W tym cyklu nie wiem czy będę mierzyła temp, nie wiem czy kupię testy owu. Póki co nie mam potrzeby seksowania, wkurza mnie to!!!Nie potrafię wymazać ze swojego serca potrzeby dania życia małej istotce, kochania jej i wychowywania, nie potrafię...a straciłam ten zapał, tę nadzieję. Czuję ten wredny, podstępny oddech cholernie szybko zapieprzającego czasu, szepczącego mi do ucha "jesteś niepłodna, wchodzisz w menopauzę". Jeśli nie będę miała potrzeby uprawiania pieprzonego bezproduktywnego seksu, to go nie będzie w tym miesiącu, a ja będę miała cholerne wyrzuty sumienia, że straciłam cykl,a na to sobie nie mogę pozwolić, bo przecież młodsza się nie robię. I to jest to moje błędne koło, to cholerne błędne koło, cholerne myślenie, cholernie trudne dążenie do upragnionego szczęścia.Czuję się z tym fatalnie, a rok temu, przez chwilę byłam taka szczęśliwa, chciałam krzyczeć o swoim szczęściu. Mąż mojego smutku nie rozumie, nie potrafi tego zrozumieć, nie chce/nie potrafi o tym rozmawiać. Pozostaje mi tylko pamiętnik i koleżanki, które czują podobnie, albo i tak samo.A teraz czas na modlitwę, może wróci nadzieja i wiara w to, że się uda????????
Otóż moje kochane owufrendowe przyjaciółki, dzisiejszego popołudnia postanowiłam, że biorę w końcu dupę w troki i koniec kropka, zachodzę w ciążę w tym cyklu! Nie ma innej opcji! Ten termin jest dla mnie idealny, lepszego wymarzyć sobie nie mogłam.Tak więc , to ja zaczynam ten wysyp ciążowy - nas długoterminowych.Wprawdzie Ania i chyba jeszcze ze trzy koleżanki zaszły w ciąże, ale one dosyć szybciutko to załatwiły, a my , nie wiedzieć czemu, strasznie się tu zagrzebałyśmy, wręcz ugrzęzłyśmy!
Więc ja , jako najstarsza, ruszam ostro naprzód. Dziewczęta uważajcie, bo będzie gorąco, ostro ruszamy do przodu. W cholerę z badaniami i lekarzami, teraz damy radę same. Otóż ja mam 27 sierpnia imieniny, zachodzę w ciążę w okolicy swoich imienin, więc mąż daje mi prezent w postaci zajebiście szybkiego i silnego plemnika, a ja rodzę nasze dzieciątko UWAGA, UWAGA ...kiedy?otóż w maju, w swoje 40 ste urodziny!!!I nie ma już innej opcji.Biorę się ostro do roboty...szkoda tylko, że ja sama...Pięknie to sobie ułożyłam, ale nieco później już tak pięknie nie było.
Wprawdzie aż tak wielkiej ochoty na seks nie miałam, ale czego się nie robi dla dobra ogółu?Składając pranie w sypialni, pomyślałam sobie, że skoro mąż siedzi w salonie, to ja sobie szybciutko odmówię za nas (za wszystkie staraczki)nowennę (chociaż ze dwa różańce, bo to dość długo mi schodzi, a zostały mi jeszcze dwa dni - dziś i jutro). Myślę sobie, odmówię te dwa różańce teraz, a później szybciutka kąpiel i trzeba by się zabrać za męża , nie mierzę w tym cyklu temp, nie sprawdzam za bardzo , który to dzień cyklu, po prostu idę na żywioł. Więc trzeba by już zacząć, przynajmniej żeby wywalać te stare nasienia, tak żeby do owulacji były same młodziutkie i szybkie plemniki. Więc odmawiam tę nowennę, jestem już w połowie drugiego różańca, już zastanawiam się, którą koszulkę dziś założę a tu nagle, przed 22 wchodzi do sypialni mąż...pomyślałam przez moment, że zaraz się zacznie.Ale NIE, on się położył i mówi DOBRANOC!!!Prawie zgrzeszyłam odmawiając tę dzisiejszą nowennę, bo przez myśl mi przeszło"jakie kurna dobranoc!!!co to ma być?".Zamiast odpowiedzieć "dobranoc kochanie, cierpliwie poczekam aż będziesz się chciał kochać, a szczególnie, że trzeba już pozbyć się starego nasienia, bo już kilka dni nie było seksu"powiedziałam "jutro kończę nowennę, część dziękczynną, a po jutrze zaczynam następną w Twojej intencji, żeby Ci się chciało".Więc dziś nie zacznie się produkcja świeżutkich plemniczków.
Ale obiecuję Wam moje kochane, że ja się za tego mojego męża zabiorę , koniec obijania i certolenia się. Zachodzę i Was za sobą pociągnę.Ja rodzę w maju, która chce w maju to idzie zaraz za mną, a która chce lato , to za moment!!!Od dziś nabieram takiej chcicy, że nawet śpiący mąż mi nie przeszkodzi, ojjjj będzie się działo. Teraz i koniec, bo już mnie ta zabawa w kotka i myszkę nie bawi.Teraz pożądnie męża przeseksuję, bo później przez 9 mscy nic nie będzie, a i pewnie przez kilka pierwszych miesięcy też nie, bo będę padnięta po nie przespanych nocach.Więc do roboty kochane, Wy też już niedługo będziecie miały święty spokój od seksu, wtedy tym naszym mężom pokażemy:)
Skończyłam dziś Nowennę Pompejańską odmawianą w intencji również Was moje kochane koleżanki - staraczki, ale na mnie chyba ona tak szybko nie podziała, czy w ogóle podziała???
Otóż, odebrałam przed chwilą meila od endokrynologa i mam jakąś przyczynę trudności z zajściem w ciążę!!!
Oto co odpisał po analizie moich wyników, o których tu niedawno pisałam, że są chyba OK i gówno prawda!
Oto diagnoza:
Stężenie TSH jest prawidłowe - proszę utrzymać leczenie Euthyroxem bez zmian i po kolejnych 8 tygodniach proszę o kontrolne badanie TSH.
Pani organizm osiąga prawidłowe stężenia glukozy dzięki zbyt wysokim stężeniom insuliny. To właśnie insulina jest powodem zaburzeń równowagi energetycznej organizmu z tendencją do gromadzenia energii i jednocześnie może powodować nieprawidłową funkcję jajników z zaburzeniami owulacji i syntezą męskich hormonów.
Tę sytuację możemy zmienić. Zalecenia:
- zakaz spożywania słodyczy
- całkowita eliminacja pieczywa, makaronów, kasz i ziemniaków
- dieta: tylko! ryba+drób+warzywa+owoce+nabiał, 5 posiłków dziennie o wartosci kalorycznej 1500-1800kcal
- leki:
Formetic 500 2x1/2t. do śniadania i kolacji przez 14 dni, następnie
Formetic 500 2x1 przez kolejne 3 miesiące, w końcowym tygodniu tego okresu proszę wykonać kontrolne badanie insulina+glukoza na czczo oraz w 1 i 2 godzinie po zjedzeniu śniadania.
Już wyczytałam, że Formetic to insza Metformina itp. czyli lek przy insulinooporności. Wyczytałam też, że biorąc to, trzeba uważać bo nie wolno brać przy staraniach ani w ciąży. Nooo ja uważać nie muszę,najzwyczajniej nie zachodzę!!!
Od jutra wdrażam zalecenia odnośnie diety, idę do rodzinnego po receptę.
Mam też zrobić AMH - chyba żebym się dowaliła na całego. Mąż ma zrobić nasieniogram - już to widzę jak robi. Spytałam czy zrobi - odpowiedział "nie, a po co".Noszszsz kurna.
Czy ktoś tu bierze coś podobnego? czy pomogło?Co z ciążą? przecież ja nie mam czasu, przecież ten czas mi spieprza przez palce jak szalony, wredny czas!!!
Skończyłam Nowennę i odebrałam meila od endokrynologa.Chwila podłamania, że jak to???modlę się o ciążę, o dziecko, a tu okazuje się, że nie zachodzę, bo nie takie jak powinno być działanie insuliny na glukozę, zaburza ma pracę jajników, a co z tym jest powiązane, pracę hormonów???że mam się wziąć porządnie za dietę i wdrożyć lek???i czekać...ile?jak długo?na co czekać?
I już wiem.
To dobrze, że w końcu wyszło szydło z worka. To dobrze, że właśnie po skończeniu modlitwy, wiem co mam zrobić, a nie tkwić w miejscu i układać z miesiąca na miesiąc plany staraniowo - ciążowe.
Powbijałam sobie do głowy, że za późno zaczęłam się starać o trzecie dziecko, że to moja wina, że tak jest, a nie inaczej.Ale to chyba nie tak, nie przecież nie może być "nasza wina", że nie spłodziliśmy dziecka, kiedy budowaliśmy dom, kiedy mieliśmy masę spraw do ogarnięcia, kiedy chcieliśmy żeby sprawy z pracą były poukładane...Nie wiem, może lepiej/łatwiej byłoby zajść tak niespodziewanie w najmniej spodziewanym okresie życia, kiedy nie wiedzieliśmy jak poukładać wszystko, żeby grało. No cóż, tak się nie zadziało, nie wracam do tego, bo po co.
Żałuję, tylko, że pięć lat temu, uwierzyłam lekarzom,że nie trzeba robić żadnych badań, że jak "natura będzie chciała, to będę w ciąży".
Zawsze wiedziałam, że coś z moją dietą jest nie tak,bo choćbym ćwiczyła do zalania potem, a jadła w sumie normalnie, to co do tej pory/ bez obżerania, to i tak moja waga, ani drgnęła, że z miesiączkami też nie jest całkiem halo.
Ale kiedy pięć lat temu, powiedziałam o moich skąpych @, zaufanemu ginekologowi, to odpowiedział "nie ma problemu, zaoszczędzisz na podpaskach", noszsz kurwa!!!!!!!
Dobra, dobrnęłam do punktu, w którym wiem, że nie planuję ciąży, bo wiek, bo presja czasu, bo taka potrzeba.Starania o trzeciego maluszka, tak mnie pochłonęły, że przestałam się cieszyć z wielu innych spraw, z których powinnam się cieszyć.Koniec tego.
Wiem co mam robić.Od dziś, tak jak zalecił endo, zmiana diety i to tak na serio, a nie po łepkach.Na po łepkach, nie mam czasu.
Znowu wracam do ćwiczeń, nie dwa razy w tyg, ale postaram się systematycznie, choćby po pół godz codziennie.
Jadę po receptę na lek, biorę go zaraz jak kupię.
Za trzy miesiące robię kontrolne badania glukozy i insuliny. Kontroluję wagę.
We wrześniu jadę do gin z obecnymi wynikami i zaleceniami od endo, zobaczę co ona na to, czy coś jeszcze zaproponuje?
Nie planuję ciąży/ dziecka na swoją 40 bo tak nie będzie, to nie limit czasu.Kiedy się poukłada w moim organiźmie, to zadziała tak jak powinno.Będę próbowała/starała się/seksowała bez zabezpieczeń (bo i po cholerę jakiekolwiek???) - UWAGA do 42 lat, a co, kiedyś zrobię się płodniejsza.
Czy będę się starała?Teraz tak tego nie mogę nazwać, ale będę się seksowała tak po prostu, bez wyliczania dni i cyklu, pod warunkiem, że mężowaty też zachce, ale już moja głowa w tym, żeby mu się zachciało. A co gdyby nic nie wyszło??? Nie chcę tak myśleć...
Temperaturę będę mierzyła od następnego cyklu, bo chcę zobaczyć czy zaczną się zmieniać temperatury pod wpływem zmian hormonalnych, chcę zobaczyć, czy pod wpływem tych zmian, zmieni się moja płodność.
Nie wiem jeszcze czy zrobię AMH, może, ale nie podjęłam jeszcze decyzji, bo może się obawiam wyniku???Nie wiem, czy mąż zgodzi się zbadać plemniki, to jest trudne, bo on twierdzi, że skoro był sprawcą naszych 4 ciąż, to plemniki ma jak najbardziej ok/ech faceci:( Pewnie póki co, zakupię mu jakiś suplement.
Będę zapisywała, zaobserwowane zmiany/ te pozytywne, bo na nie liczę.
Będę się chwaliła zmianami w moim organiźmie.
No i będę zapisywała sprawy diagnostyczne i konsultacyjne z lekarzami.
I kiedyś zrobię wpis..., że niespodziewanie, nie wiem jak, ale się udało, że jestem w cudownym szoku, że po raz kolejny zawitało do nas szczęście!!!
Tak zapiszemy wszystkie, prędzej czy później, ale zadzieje się cud.Będę żyła z wiarą i nadzieją i z marzeniami:)
jeśli to była owulacja i jeśli tak wygląda zagnieżdżanie, to jestem w ciąży, tzn dziś zagnieździł się zarodeczek:)a co o tym świadczy...otóż
1) od wczoraj mam ochotę na śledzie, nooooo a przecież to śledzi nie chce się jeść ot tak sobie:)
2)wczoraj siedząc na radzie i słuchając pieprzenia dyr, zasypiałam, po prostu oczy mi się zamykały, a przecież rady pedagogiczne są tak cholernie ciekawe, że słucha się ich z zapartym tchem:)czy tam na bezdechu czy jakkolwiek inaczej, ale wczoraj to nawet nie byłam w stanie się skupić podczas rady na obmyślaniu aranżacji ogrodu albo innych podobnych, jak to zazwyczaj robię
3)dziś od popołudnia aż do tej pory, ćmi mnie podbrzusze, jakby okresowo, a do tego wydarzenia to jeszcze by było ok 10 - 12 dni
Jednego dnia bolały mnie cycki, tak że dotknąć nie mogłam.Do niedawna myślałam,że ból cycków następuje po owulacji, ale tym razem, powiedziałam mężowi, zgodnie z tym co pomyślałam, że to jest właśnie owulacja i że z pewnością będziemy mieli wielką ochotę na kochanie, no i mieliśmy, ale przez te bolące cycki, chwilami mnie trafiało i nie mogłam się wczuć
Tamten ból minął,a ja co wieczór sprawdzam czy bolą, no i już tak mocno nie,ale pewnie od jutra, jak zarodek będzie już dobrze umieszczony, zaczną boleć cycki, także muszę być bardzo uważna, do tego stopnia, że na jutrzejszej radzie pedagogicznej, będę wyczekiwała bólu cycków i często będę wychodziła siku:)
Tak więc oczekuję:)Pewnie metformina bardzooo szybko podziałała na moje jajniki, zaledwie po kilku dniach, takiego im dała pałera, że się skurczybyki od razu wzięły do roboty:)
Ciekawe co zapisze za ok dwa tygodnie???Czary mary, hokus pokus...
Wiadomość wyedytowana przez autora 30 sierpnia 2016, 23:16
Ciekawa jestem, którą z was, wkurwiła dziś informacja w wiadomościach o pijanej kobiecie, która urodziła w lesie???!!!dziecko z promilami!!!Noszszsz tyle się kobita witamin nabrała, tyle nastarała, tak dbała o siebie, a tu taka sytuacja, na koniec ciąży...Nie pojmuję tego, skąd te kobiety mają taką płodność,ile razy robiły badania, usg, brały witaminy???No dlaczego jest tyle niesprawiedliwości???
Ciekawe kto wydaje więcej kasy, one czyli te wyluzowane luzary, na alkohol, czy my na lekarzy, badania, witaminy?A może do cholery, one mają jakieś alko płodności, a my nic o tym nie wiemy, trzeba by podpytać, co one dobrego piją i zamiast Inofemu czy Ovarinu, wypróbować coś innego???
Cycki jakoś za specjalnie jeszcze mnie nie bolą, ale może to jeszcze za wcześnie.Ot i tyle na dziś.
Bardzo chciałabym za tydzień przejść na fiolecik, tylko dlaczego do cholery cycki mnie nie bolą?Może jeszcze za wcześnie?Więc wyczekuję bólu cycków, senności, rzygania.
Mam nadzieję, że metformina i dieta już działają na moje jajniki, tak, jak zaczynają działać na moją wagę.
Dziś mijają dwa tyg, od kiedy biorę Formetic i stosuję dietę. Na wadze 3 kg mniej.Czuję się bardzo dobrze...chociaż mam nadzieję, że już niedługo, bo przecież jak będę miała mdłości i będę rzygała, to nie będę się dobrze czuła:)
Boże, jak ja pragnę być w ciąży i urodzić zdrowe dziecko.
Wczorajszy test zrobiony wieczorem pozytywny...
Dzisiejszy zrobiony rano też pozytywny...
Nie mogę uwierzyć, choć tak jakoś przeczuwałam, ale przeczuwałam już tyle razy i nic, teraz aż boję się cieszyć...
Ciiii choooo szaaaaa, nikomu ani słowa nie powiem, choć serce się rwie by krzyczeć!!!!!!!!
Boże, tak się boję, cieszę się tak ogromnie się cieszę, ale boję się!!!
Napisałam smsa do mojej pani ginekolog, bo mam wizytę dopiero 20 września, bałam się, czy brać dalej Acard czy Clexane. Mam brać od już Clexane.
Nie mogę uwierzyć, tak się boję, muszę zrobić betęHcg.
Proszę, trzymajcie kciuki.
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 września 2016, 16:50
"Jakoś daję radę" bo nie mogę się załamać tak, jak rok temu.Co za ironia, rok temu, gdy było mi cholernie ciężko, miałam nadzieję, że za rok będzie lepiej,że będę miała maluszka, albo przynajmniej będę w ciąży...teraz nie rozmyślam,nie planuję, nie rozmarzam się, bo tak, jak seks w moim przypadku nie gwarantuje ciąży, tak pozytywny test ciążowy, nie gwarantuje zdrowej, mocnej ciąży i dzidziusia.
Ale zastanawiam się, jakie są w ogóle plusy tego, że zaszłam w ciążę...
1. mam jednak drożne jajowody - tak myślę teraz, a zastanawiałam się i nad tym
2.u męża są plemniki - skoro dochodzi do zapłodnienia, mój endokrynolog kazał zbadać, ale chyba nie trzeba skoro jednak są, a może są złej jakości???
3.to co czułam w połowie cyklu, to była owulacja - czułam ją w zasadzie w każdym cyklu, no może w dwóch przez te 10 mscy nie czułam, więc dlaczego zaszłam dopiero w 10 cyklu?czy tak nagle pomógł Formetic, tak z dnia na dzień? czy to moja psychika się odblokowała przez myślenie, że zanim metformina zacznie działać, to pewnie miną ze dwa cykle
I znów tyle pytań, znów poszukiwania przyczyny i zastanawianie się co jeszcze powinnam sprawdzić, co mogłabym zrobić?
A każde poronienie, przynajmniej u mnie, wiąże się z coraz większym niepokojem o kolejną ciążę.
W sierpniu, w tym moim wyluzowanym cyklu, napisałam, że zajdę w ciążę w sierpniu, a urodzę w maju, na moją 40....co za ironia, zaszłam, ale nie urodzę, a czas w miejscu nie stoi!!!
Co mam zrobić, gdzie szukać przyczyny, czy mogę nadal się starać?
Mam nadzieję, że dowiem się więcej od mojej ginekolog we wtorek.Muszę też skonsultować się z endo, czy mogę/musze brać Formetic gdybym mogła się starać i gdybym zaszła w ciążę?Czy metformina mogła mieć jakieś negatywne działanie na ciążę?
Aby do wtorku...
Pani doktor, sprawdziła mi wszystkie wyniki, które robiłam w sierpniu na zlecenie endokrynologa i powiedziała, że moja glukoza i insulina są ładne, że ona na takie wyniki nie dawałaby metforminy,że jeśli już endokrynolog określiłby to insulinoopornością, to raczej bardzo łagodną.Ale jak już biorę i dobrze się czuję, to mogę brać.Co dla mnie najważniejsze, to mogę się starać o kolejną ciążę, ale mam zrobić teraz przerwę ze dwa cykle i to już mi się mniej podoba.
Myślę, że odczekam jeden cykl, do następnej @, a później idę na żywioł. Przecież to byłby absurd, gdybym miała się teraz nagle zabezpieczać 2 - 3 miesiące, a później zacząć starania, które nie wiadomo ile będą trwały. Przecież ja nie zachodzę od pierwszego rozłożenia nóg!
Nie dopytywałam dlaczego tak się teraz stało, bo przecież skąd to można wiedzieć.Ginekolog sama powiedziała, że winny jest ten zespół antyfosfolipidowy, że to on utrudnia i zajście w ciążę i utrzymanie jej. Teraz, gdy zacznę już starania/ normalny niepohamowany seks, to jak będę czuła owulację, czyli będę się domyślała, ze coś może z tego cyklu wyjśc, to Clexane mam brać od 25 dc.Acard nadal mam brać.Jak już będę w ciąży, to przestanę brać Acard a zacznę brać Encorton.Czyli będę miała ten słynny zestaw naprawczy Acard, Clexane i Encorton.
Tak, więc czekam chwilę na ponowne wejście do gry. Myślicie, że dobrze myslę, żeby odczekać 1 cykl, czy zastosować się do zalecenia ginekolog???
Dziś, dokładnie jak rok temu, byliśmy na biegu, tzn. mąż biegł w półmaratonie, a ja kibicowałam.
Kiedy czekałam na męża, rozmyślałam...dlaczego, jak, po co, na co???
Pierwsza myśl i żal...rok temu straciłam ciążę w sierpniu, we wrześniu kibicowałam mężowi, a później, kiedy rozmawialiśmy, mąż powiedział, że za rok pewnie będę mu kibicowała z brzuszkiem, albo i z maluszkiem.
Minął rok, znowu straciłam ciążę, znowu kibicowałam mężowi... z tą różnicą, że nie miałam nadziei, że może za rok...nie potrafię mieć takich nadziei, póki co, nie rozmyślam, nie zastanawiam się czy w ogóle będę w ciąży, kiedy będę...czuję jakbym w tym zakresie miała w głowie pustkę.
Nie, nie zasmucam się, nie pogrążam, nie chcę żeby było tak, jak rok temu.
Mam dla kogo żyć, mam się czym cieszyć, a w sercu mam po prostu miejsce dla naszego trzeciego maluszka.To, że teraz nie zastanawiam się, kiedy się uda, nie znaczy, że nie chcę...ja Go pragnę, ale wiem, że co mogę zrobić, to zrobię, resztę muszę pozostawić, aż przyjdzie "ta właściwa chwila".
W sumie, rok oczekiwań coś zmienił, czy mało czy dużo? i dużo i mało...
Trafiłam na ginekolog, która zleciła mi badania, wiem z czym się zmagam, to jest krok do przodu.
Trafiłam na Ovufrend, poznałam Was - dziewczyny, z którymi jest mi dobrze, cieszę się, że Was "mam", że każda ma swoje zdanie i tym zdaniem może się ze mną podzielić, każda coś podpowie, wesprze, poprze albo i nie, podpowie swoje zdanie, ale to my wszystkie starające się, albo i te, które już są o krok dalej, rozumiemy się i wiemy jak to jest.
Dowiedziałam się, że mam insulinooporność, wiem jaką powinnam mieć dietę i czemu ona może posłużyć.
Mało, bo po roku starań, miałam znowu krok w tył (albo o sto kroków w tył)- znów straciłam ciążę i poniekąd nadzieję...nooo może nie nadzieję, ale mam dużo lęku i obaw.
Dlatego też, podjęłam decyzję, że skonsultuję się z jeszcze innym lekarzem, wypytam , może dowiem się czegoś więcej.I albo usłyszę to, co już wiem od mojej ginekolog i pozostanie mi czekanie, albo dowiem się czegoś więcej.Konkretnie chcę wiedzieć, czy zdaniem innego lekarza, mam brać heparynę od 25 dc, czy wcześniej, czy mam brać Acard cały czas i również w pierwszych dniach ciąży, czy musiałabym brać jeszcze inny specyfik, czy mam się starać tak naturalnie, bez żadnych medykamentów, czy powinnam coś brać, żeby mój szalony organizm nie traktował zarodka jak ciała obcego i pozwolił mu się dobrze zadomowić.
Ojjj mam trochę pytań i dylematów, ale myślę, że nie mam nic do stracenia, więc będę pytała.
I wiecie co...odkryłam jaki fajny jest seks, nawet kiedy się nie myśli o tym, że teraz to na pewno się uda. Oczywiście, że się nie "zabezpieczamy" bo po jaką cholerę?
Teraz nie czuję żadnej pracy w jajnikach, bo pewnie mój organizm potrzebuje znowu czasu na regenerację, ale wiem/czuję, że się zregeneruje i będę czuła "te dni"
stwierdziłam, że skoro ten lekarz, jest tak wychwalany, niemalże nazywają go aniołem, to moja pani ginekolog, ma już aureolę:)Byłam u niego pierwszy i ostatni raz, pozostaję przy swojej ginekolog i nie szukam innych.
Pokazałam mu wszystkie dotychczasowe wyniki i opowiedziałam co i jak (moje gadulstwo znowu chyba wyszło na moją niekorzyść) i miałam wrażenie, że on już więcej dodać nie może.Stwierdził,że mam już tyle badań, ze trzeba się trzymać tego, co już wiemy i będzie ok, tzn sama mu powiedziałam o zespole antyfosfolipidowym, o Acardzie, Clexane nooo więc on to potwierdził.Natomiast zapytany o to, kiedy mogę się od nowa starać, powiedział,że jak zrobię pod koniec listopada wyniki krzywej cukrowej i skonsultuję się z endo i on powie,że leczenie jest już zakończone to wtedy, yhmmmmm ja będę się może zabezpieczała do listopada???może męża wyślę po gumy???akurat:) czuję, że już mogę tzn, mała zmiana, teraz nie będę się starała, tylko będę korzystała z seksu,a że teraz mam uważać to pouważam,ale nie koniecznie tak na serio bo jak nas poniesie to przecież nie będę udawała cnotki i nie karzę mężowi przestać
Ten gin, wiedząc już o zespole, powiedział, że teraz to nie koniecznie on był przyczyną straty ciąży, tylko mogło być tak jak bardzo często się zdarza na samym początku ciąży, czyli gdybym nie robiła testu i bety, po prostu myślałabym że @ się opóźniła,a przyczyną mogły być defekty zarodka.No to, to wiem ,że tak się może zdarzać, nooo ok, ale seksuję się dalej i mam nadzieję, że tak całkiem przypadkowo trafi się porządna komóra jajowa i super silny plemnior:)
Co mnie zaskoczyło w tym cyklu? myślałąm,że zanim się mój organizm zregeneruje i odzyska owulację, to minie z jeden cykl...a tu suprajs, tzn nie do końca wiem czy suprajs, ale czuję dziś coś w rodzaju owulacji, tylko że tym razem z lewego jajnika.
Acha i jeszcze jedno...jak weszłam do tego gina.....to stwierdziłam, że ja tu na fotel nie siadam, gaci nie zdejmuję, więc od razu powiedziałam mu, że przyszłam na konsultację i poradę:)Taki pan w wieku mojego taty, ale z takim wąsiskiem, że ust mu nie mogłam dojrzeć,a jak zobaczyłam to wyro ginekologiczne, to poczułam się jak w PRLu, aczkolwiek taka stara nie jestem i wtedy jeszcze po ginach nie latałam:)
Okropna, deszczowa, zimna pogoda jesienna nie dodaje mi otuchy, wręcz pogrąża w smętach:(
W pracy przeokropnie, nie wiem jak długo wytrzymam w takich warunkach, ale z pewnością nie za długo, mam pewne plany, ale o nich nie teraz.
Rano ciemno i zimno, wracam z pracy - ciemno i zimno, siedzę do północy nad durnymi papierami albo nad nadobowiązkami:(
A co u mnie staraniowo?
Nie wiem, czy straciłam nadzieję na długo?, czy za chwilę przyjdzie taki moment, że poderwę się jak ptak do lotu, z nową nadzieją, czy spełni się moje pragnienie? Nie wiem i nie rozmyślam, nie potrafię marzyć i zastanawiać się kiedy i czy w ogóle...jedno jest tylko pewne, że pragnę z całego serca i boję się, że może się już nie udać, bo za długo zwlekałam, bo jestem za stara ( co z tego, że rodzą kobiety starsze ode mnie, w wieku 42 -43 lata, nie każdy ma takie szczęście).
Każdego dnia, kiedy idę do pracy tą samą aleją, którą szłam, kiedy już wiedziałam, ze rozpoczyna się we mnie nowe życie, czuję taki ścisk w sercu. Wtedy była piękna pogoda, dookoła leżały już liście w jesiennych kolorach, a ja pomyślałam "jest tak pięknie, niedługo pójdziemy Okruszku, na spacer do lasu, będę szła po skrzypiących liściach i wdychała takie ciepłe, jesienne powietrze, a Ty będziesz sobie we mnie rósł"...czy tak będzie?
Koniec smętów, trzeba brać dupę w troki i do roboty, więc wczoraj przyjechała do mnie paczuszka z zamówieniem z apteki: dla mnie witaminki, oczywiście wyczytane u koleżanek z fioletu, że brały i jest ok, noooo i dla męża kupiłam oprócz żeń szenia, magnezu z potasem, syropek. Coby uprzedzić męża, co będzie brał w tym cyklu, powiedziałam, że zamówiłam mu syrop, bo teraz taka brzydka pogoda to może go często boleć gardło:) no i ma Flegaminę miętową Łapię się już wszystkiego, może ma za gęste nasienie, nie wiem bo jak to sprawdzić, raczej wydaje mi się, że nie, ale szlag wie, może te dobre, silne plemniki utkneły w tym za gęstym, więc niech wypije buteleczkę syropku to może akurat:)Profilaktycznie będzie miał chłopina zdrowe gardło i mam nadzieję, płyny ustrojowe jak się patrzy, tzn ja bym chciała zobaczyć już efekt poprawy tych płynów, na usg mojego brzucha.
Tak, więc od dziś się suplementujemy, tzn ja to już 11 miesiąc,a męża zaczynam suplementować od nowa.
Zachodzę w ciąże w październiku, bo dlaczego by nie?Liczę na październik, tak więc choć jestem jeszcze przed@, to już oczekuję mega silnej owulki:)
Kupiłam test, ledwie co jeden dzień opóźnienia, żadnych plamień, jakie miały miejsce przez ostatnie 9 mscy intensywnego zachodzenia w ciążę, w sierpniu pisałam, że nie mam plamień, no i nie miałam bo w ciąży byłam, ale myślałam, że to Acard przyczynia się do plamień przed @. Więc znowu naszły mnie takie cieplutkie myśli, że już, teraz, tak od razu w pierwszym mscu po poronieniu...więc kupiłam ten pieprzony test i wpatrywałam się w niego idiotycznie pod światło, pod kątem, potrząsałam nim żeby siki lepiej tam dotarły, zostawiłam w szafce na kilka minut, bo tak też już u kogoś czytałam, że niby nic nie było, test schowany, a kiedy miał trafić do kosza, to ukazywała się ta magiczna kreska.
Ale kiedy wróciłam po niego żeby wyrzucić do kosza, nic się tam na nim nie pojawiło. Jeszcze przed wrzuceniem do kosza, potrząsnęłam nim i ustawiłam pod światło, bo pomyślałam, że jaka naiwna jestem to może i taka ślepa, ale kuźwa nic nie wylazło.
Macałam cycki żeby poczuć jakikolwiek ból. Z lodówkowych zapachów coś mi zaśmierdziało z rana i nie ważne, że to pewnie od kiełbasy z baraniny,to miały być pierwsze objawy.
W moim przypadku, pozytywny test i silna ciąża = wygranej w totka, a że nigdy jeszcze nie wygrałam...to nic, w tę grę, gram dalej, do upadłego. Motto na dziś i najbliższe dni:Padłaś, Powstań i zapierdalaj dalej.
Planuję zakupić na nowy cykl, który pewnie niebawem się zacznie (chyba, że w menopauzę zaszłam/ weszłam)testy owulacyjne, a dziś lampka czerwonego winka nie zaszkodzi.
Tak, właśnie dzisiaj rozpoczęłam 1 dzień tego cudownego cyklu, w którym już niedługo za około 12 -14 dni będę odczuwała bardzo silną owulację taką, że nawet cycki będą mnie mocno napierdzielały, no a później za następne 2 - 3 tyg zdziwię się, że nie dostałam @, zacznie mnie mdlić na myśl o jedzeniu, będę bardzo senna i zmęczona i na pewno pomyślę, że to z powodu przesilenia jesiennego, dopiero jak zacznę rzygać jak kot i pójdę do lekarza, bo przecież pomyślę, że to jakiś wirus, a lekarz wyśle mnie na L4, to wpadnę też na pomysł żeby zrobić sobie test ciążowy. No i wtedy to się zacznie!!! na teście zobaczę dwie tłuste krechy, a beta będzie przyrastała jak stąd na księżyc!!!
Pora chyba zamówić testy owulacyjne?chociaż i tak będę ją czuła, to jednak nie zaszkodzi zatestować chyba?
To się będzie działo w tym cyklu.Jednak to chyba październik jest dla mnie najlepszym miesiącem na zajście w ciążę.Do końca roku będę wiedziała, że jestem w ciąży i będę się czuła mega ciążowo.
Ale wy, moje kochane koleżanki ovufrendowe, też się bierzcie do roboty i przechodzimy razem na fiolet do końca roku!!!
Dół, jakieś cholerne przygnębienie, smutno mi...
Nie czuję żadnych objawów owulacji, żadnych bóli, sucho.
Straciłam trochę nadzieję, bo tyle czekałam i nic.
Ostatnio tzn od 4 lat mam tak,że jak o czymś bardzo marzę,to, to marzenie się oddała,ciągle muszę walczyć,podnosić się,układać w głowie,tłumaczyć sobie,że będzie dobrze. A jest na odwrót.
Gdyby moja wiara była taka silna,to napisałabym i wierzyła w to co napisałabym, że pewnie się śmiejesz Panie z moich planów i marzeń,bo to o czym marzę,tak trudno mi osiągnąć.Może mnie sprawdzasz, moją siłę, a raczej jej brak.Może powinnam powiedzieć trudno, będzie jak chcesz, ale to takie trudne. ..
Około południa coś zaczęło się dziać w jajnikach i podbrzuszu. Na teście owulacyjnym druga krecha zdecydowanie wyraźniejsza.
Od popołudnia do teraz czuję,że coś się kręci w dole brzucha i jajnikach, co chwila latam siku i piersi są wrażliwe.
Starania/przyjemność była wczoraj, więc następna jutro bo dziś nie dalibyśmy rady. Mam nadzieję,że przyjemność co drugi dzień,będzie strzałem w 10.
Tak,więc teraz w moim jajnika dojrzewa porządny pęcherzol, jutro nastąpi eksplozja i spotkanie, które zoawocuje na całe życie. Jutrzejsze albo sobotnie połączenie będzie bardzo brzemienne w skutkach. Zachodzę teraz w ciążę i będę w niej wystarczająco długo by spotkać się z naszym cudem,które pozostanie z nami na zawsze. Tak,to już pora na pożądną ciążę.Już słyszę te fanfary. Fajnie zajść w ciążę w październiku.Więc będę w ciąży.
Dziś już pikania w jajnikach nie czułam, ale test owu wyszedł z najciemniejszą krechą jaką miałam w ciągu tych kilku dni:)
Byłam dziś w domu, mam zwolnienie "regeneracyjne" do 31, pracowałam w ogrodzie - kolejny raz przesadzam krzewy, bo obmyśliłam inną aranżację:)Mąż wrócił dużo wcześniej z pracy, bo już ok 13.Dzieci były jeszcze w szkole.Kiedy na moje pytanie. dlaczego jest tak wcześnie w domu, odpowiedział w uśmieszkiem, że wrócił wcześniej na małe przyjemności, to czym prędzej zaświeciła mi się w głowie lampka z mega pozytywnym testem owu. Zostawiłam te krzewy, nic im się nie stanie, jak troszkę poczekają:)Raz dwa ubrałam co trzeba i zaciągnęłam męża do sypialni.Czas mile spożytkowany i mam nadzieję, że te fanfary będą dudniły za dwa tygodnie.
Ale jedno mnie zastanawia i o zgrozo, głupieję na "mocno młodzieńcze lata" - kiedy najlepiej współżyć w dni płodne? Wtedy, gdy czuję się te pikania w jajnikach, wtedy , gdy test jest mega pozytywny, czy dzień po tym pikaniu i zarazem w dniu, w którym test jest pozytywny?Może się komuś wydadzą głupie te pytania, ale zdesperowane kobiety, nie mają głupich pytań
Edit: Niedługo po wpisie, zaczął mnie ciągnąć/boleć dół brzucha i jajnik, więc nie wiem czy to jeszcze przygotowania do owulacji, czy już owulacja. W takim razie trzeba będzie jeszcze chyba jutro zaserduszkować, ale w takim bólu/dyskomforcie, to cholera jak to zrobić???
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 października 2016, 21:51
Mam takie nerwy na całokształt, że aż sama się zadziwiam...co za cholerstwo???
Czy to norma w fazie lutealnej?Czy to może moja podświadomość się tłucze z pytaniem/lekiem "czy teraz się udało", "czy te dni były dobrze wykorzystane"?
Chyba nie zwróciłam we wcześniejszych cyklach, w fazie lutealnej, uwagi na te moje irytacje/ nerwy, no chyba, że tak się porobiło w tym cyklu?Może to efekt wyregulowania hormonów, może tak podziałała metformina wyregulowując hormony?Ehhhh gdybanie
Muszę zrobić Tsh bo coś od kilku dni uciska mnie w gardle/krtani...jestem przeziębiona, mam straszną chrypę,kaszlę, boli mnie gardło?Ale czy tarczyca miałaby związek z chorą krtanią?
Matko jedyna, czy kobieta w fazie lutealnej musi mieć aż tyle dylematów???
u mnie plamienia powodował acard - przetestowałam cykle z nim i bez niego; odstawiłam i będę brać po pozytywnym teście