tego bardzo pomyślnego cyklu:)
Wczoraj podkusiło mnie żeby skoczyć do gina w mojej miejscowości, tego u którego byłam już kilka razy żeby sprawdzić na usg, czy zbliża się owulacja, ostatnio byłam u niego w czerwcu.No i skoczyłam, dowiedziałam się, że owulacja była z lewego jajnika, że śluzówka jest bardzo ładnie pobudzona (chociaż nie za bardzo to rozumiem ), że widać ciałko żółte, a pęcherzyk z którego wydostała się komórka, jest postrzępiony.No i dokładnie z lewego jajnika właśnie czułam te bóle owulacyjne w czwartek i piątek, a ovu wyznaczył mi owulację w sobotę, test owulacyjny był pozytywny w piątek.
A skoro owulacja była z lewego jajnika, to jestem w ciąży, bo przy poprzednich ciążach też owulacja była z lewego jajnika...chyba:)Za tydzień, akurat w Niepodległość, zobaczę dwie grube krechy, a beta będzie bezapelacyjnie wskazywała na silną ciążę.
Już od dzisiaj mam robić zastrzyki z Clexane. Moja pani ginekolog, mówiła, żebym robiła od 25 dc, a ten gin, że nawet zaraz po owulacji, tzn tak jak mam teraz 4-5 dpo.
W zasadzie to ten gin jest jak dla mnie mało konkretny, trochę mnie na początku kiedy wlazłam na fotel wkurzył, bo jak zrobił przegląd dołu, stwierdził, że jest dużo białego śluzu, jak przed @!No to sobie myślę, gówno tam wypatrzyłeś, bo na gaciach zupełnie sucho, a jeśli wypatrzyłeś jakikolwiek śluz, to z pewnością ciążowy!W ogóle to kiedy zaczął mi grzebać, to pomyślałam "no nie po to tu przyszłam, dawaj raz dwa to usg i sprawdzaj jak tam co owulacji", więc może z tych nerwów jakiś śluzik się pojawił, że go wypatrzył.
Jak to fajnie zajść w ciążę jesienią
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 listopada 2016, 16:12
Ha ha ha ha ha- tak śmieje się ze mnie los/życie
Taką piękną robiłam sobie wizualizację - że teraz już / po raz kolejny/ zajdę z ciążę.
I zaszłam, a raczej doszłam do takiego punktu, że SZLAG mnie trafia!!!Że wątpię/tracę nadzieję w to, czy w ogóle się uda.
Co miesiąc, kiedy czuje bule owulacyjne, czy tak jak w tym cyklu, dodatkowo testy owulacyjne ją wskazywały, rodzi się we mnie nadzieja.
Później, gdy ginekolog potwierdził owulację - nadzieja sięgała zenitu.Czekałam do dnia, w którym zrobię test.
Zrobiłam go dziś, wiem że może za wcześnie , ale gdybym była w ciąży, to pewnie 10 dpo nie byłoby tej pieprzonej bieli na teście!!!
Ktoś to obserwuje mnie z boku, kto patrzy na moje wzloty/ upadki i ponowne szybkie wzloty nadziei, niezłą ma zabawę.
Tak sobie poukładałam wiele spraw związanych z byciem w ciąży i z zostaniem kolejny raz mamą, że chyba aż za bardzo.W tym momencie nie ma we mnie wiary w powodzenie,resztki nadziei legły w gruzach.A czy z pierwszym dniem @, nadzieja powróci???wątpliwe, ileż można, ile trzeba czekać, ile łez wypłakać, ile razy tracić nadzieję i odzyskiwać ją???
Ten rok jest jakiś taki posrany...już wiem, co poczuję kiedy nastanie 31 grudnia a mojej nadziei nie będzie.
Moja "pseudo" niepodległość
1dc
Plusy - cykl wydłużony do 30 dni, bez żadnych plamień, jak to było do sierpnia, owulacja była
Minusy - ciąży brak, w pracy masakra - tyle stresu, że często brakuje mi tchu, zapiera dech w piersi, ściska w brzuchu i gardle, podjęłyśmy walkę - ostrą walkę, zgłosiłyśmy sprawę do burmistrza, radnych, kuratorium, ministerstwa, rzecznika praw dziecka itp pod pismem o dymisję dyr podpisało się 26 nli z 38 i 356 rodziców z 480- na razie jest walka, szykujemy się na wojnę, inaczej nie da rady, jeśli wojnę przegramy - nie mamy tam czego szukać, byłoby jeszcze gorzej - chociaż nie wiem czy może być jeszcze gorzej, w takim stresie nie potrafię normalnie funkcjonować, więc jak mam zajść w ciążę???może i przyczyna jest w stresie?jeśli by wojna została przegrana, idę na długie chorobowe...zamierzam, ale nie już wiem, że nie można planować, zobaczę jak to się potoczy.
Wczoraj byłam u kosmetyczki i fryzjerki - fryzjerka w zaawansowanej ciąży, kiedy powiedziałam "jak ja bym chciała tak być w ciąży..."powiedziała mi , że zaszła niespodziewanie, że kiedy planowała nic nie wychodziło, odpuściła i niespodziewanie zaszła, mega pocieszające jest dla mnie to, że kobieta ma 44 lata, jest w 4 ciąży, najstarsza córka ma 25 lat, więc można:) podpowiedziała mi, że nie starała się tylko kiedy czuła owulację, ale przez cały cykl, co 2-3 dni. Muszę więc zmienić strategię działania, tylko żeby tak się nam obojgu chciało...jej mąż brał SlowMag i kwas foliowy, więc mojemu też zakupię ten specyfik.Poleciła mi ginekologa, facet mówi, że ciąża w wieku ponad 40 lat to teraz norma, że można, może się do niego wybiorę, ale to w styczniu. Teraz spróbuję wyluzować, jakoś muszę, bez wyliczania, bez wczuwania się w te dni, muszę zrobić kontrolne wyniki, jak się uda do końca roku - super, jakby jeszcze nie - pojadę do innego ginekologa.Na razie mam za dużo stresu.
Za chwilę wyjeżdżam z dziećmi i bratem nad morze, odetchnę,połażę po ulubionych okolicach, podotleniam się, pogadam z mamą i nabiorę sił na walkę od poniedziałku.
Moja "pseudo" niepodległość
1dc
Plusy - cykl wydłużony do 30 dni, bez żadnych plamień, jak to było do sierpnia, owulacja była
Minusy - ciąży brak, w pracy masakra - tyle stresu, że często brakuje mi tchu, zapiera dech w piersi, ściska w brzuchu i gardle, podjęłyśmy walkę - ostrą walkę, zgłosiłyśmy sprawę do burmistrza, radnych, kuratorium, ministerstwa, rzecznika praw dziecka itp pod pismem o dymisję dyr podpisało się 26 nli z 38 i 356 rodziców z 480- na razie jest walka, szykujemy się na wojnę, inaczej nie da rady, jeśli wojnę przegramy - nie mamy tam czego szukać, byłoby jeszcze gorzej - chociaż nie wiem czy może być jeszcze gorzej, w takim stresie nie potrafię normalnie funkcjonować, więc jak mam zajść w ciążę???może i przyczyna jest w stresie?jeśli by wojna została przegrana, idę na długie chorobowe...zamierzam, ale nie już wiem, że nie można planować, zobaczę jak to się potoczy.
Wczoraj byłam u kosmetyczki i fryzjerki - fryzjerka w zaawansowanej ciąży, kiedy powiedziałam "jak ja bym chciała tak być w ciąży..."powiedziała mi , że zaszła niespodziewanie, że kiedy planowała nic nie wychodziło, odpuściła i niespodziewanie zaszła, mega pocieszające jest dla mnie to, że kobieta ma 44 lata, jest w 4 ciąży, najstarsza córka ma 25 lat, więc można:) podpowiedziała mi, że nie starała się tylko kiedy czuła owulację, ale przez cały cykl, co 2-3 dni. Muszę więc zmienić strategię działania, tylko żeby tak się nam obojgu chciało...jej mąż brał SlowMag i kwas foliowy, więc mojemu też zakupię ten specyfik.Poleciła mi ginekologa, facet mówi, że ciąża w wieku ponad 40 lat to teraz norma, że można, może się do niego wybiorę, ale to w styczniu. Teraz spróbuję wyluzować, jakoś muszę, bez wyliczania, bez wczuwania się w te dni, muszę zrobić kontrolne wyniki, jak się uda do końca roku - super, jakby jeszcze nie - pojadę do innego ginekologa.Na razie mam za dużo stresu.
Za chwilę wyjeżdżam z dziećmi i bratem nad morze, odetchnę,połażę po ulubionych okolicach, podotleniam się, pogadam z mamą i nabiorę sił na walkę od poniedziałku.
Wracam na ziemię, czyli bez frustracji zaczynam kolejny cykl, ale już na tyle mnie życie wyszkoliło, że niczego absolutnie nie planuję i nie wyliczam. Wiem setki razy to powtarzałam, próbowałam się nie nastawiać, ale różnie z tym bywało, wiadomo chciało by się mieć wszystko poukładane, uporządkowane, ale tak nie wolno, przynajmniej nie ze wszystkim.Ostatnie miesiące nauczyły mnie, że marzenia mieć warto, ale nie wolno być takim pewnym, no przynajmniej trzeba być nieco bardziej powściągliwym.
Więc marzenia mam, ale postanowiłam żyć bez porządkowania sobie wszystkiego, tak nieco w takim malutkim bałaganiku, jak się uda załatwić to i owo, zrealizować marzenia - będzie super, ale jak nie teraz, to za chwilę.
Za dużo mam teraz stresu, muszę dać na luz.
Nie rozmyślam kiedy warto serduszkować o nie, koniec z tym.Nie rozmyślam czy uda się teraz,przecież nie mam na to aż takiego wpływu.Nie polecę do gina sprawdzać co i jak.Poczekam cierpliwie do stycznia.Teraz potrzeba mi spokoju, a jak coś to skonsultuję i pozałatwiam to czego nie załatwiłam w tym roku, już w nowym.
Mam tak mój zeszyt, w który wpisuję co chciałabym zrobić/załatwić jeśli chodzi o dom, nasze sprawy i nie stresuję się, że nie załatwiłam wszystkiego teraz, przyjdzie na to czas, na wszystko przyjdzie czas.Na wszystko co pozytywne.
A z innej beczki, może to i niepoważne/głupie, ale zastanawiam się czasami nad strategią współżycia, jakbym opracowywała jakąś strategię wygranej gry:)Ale bardziej chodzi mi o to czy częstość współżycia ma wpływ na zajście w ciążę, czy "lepiej" współżyć po dłuższej wstrzemięźliwości, w okolicach dni płodnych, czy "lepiej" od początku cyklu co 2-3 dzień - ale to nie na moje siły, czy nie ma to w ogóle znaczenia. Może te moje i wasze długie starania są właśnie po to, byśmy już będąc w ciąży, opracowały taką strategię na podstawie naszych doświadczeń/badań???No bo przecież czemuś to długie czekanie ma służyć, może mamy takie zadanie?
We wrześniu pomyślałam, że pewnie na jesień/zimę moje wyniki się znacząco poprawią,a co za tym idzie, skoro insulina nie będzie zaburzała owulacji, to uda się.I dupa, największa jaka może być!!!
Po trzech miesiącach brania Formeticu 500, wyniki gorsze niż przed braniem!!!
Zarówno glukoza, jak i insulina wyższe znacząco, o wiele za wysokie.Nie takich wyników się spodziewałam!
A że byłam się kłóć, to i betę sobie strzeliłam i pięknie, powalający wynik przed chwilą zobaczyłam - 0,100. Nosz kurwa, ciąży to ja się doczekam w tym roku.
I biję się w pierś, bo to moja wina!!!bo to moja durnota, żeby myśleć, że jakieś małe słodkie co nieco, nie zaszkodzi, że ciemne pieczywo nie zaszkodzi, że czerwone wino nie zaszkodzi. Gówno prawda, zaszkodziło, endokrynolog napisał wyraźnie żeby odstawić, miałam dietę od Izy dietetyka, a mimo to dałam się złamać, diety przestrzegałam połowicznie, a tak nie wolno!!!
Więc znowu, walka z insuliną od początku. Znowu pragnienie nie spełnione, nie będzie na święta, tak jak marzyłam. Ale to nie znaczy, że nie będzie pięknie!!!Będzie!Wdrażam dietę, ćwiczenia, skonsultuję wyniki z endokrynologiem, do nowego ginekologa jestem umówiona na 10 stycznia, więc wypytam co i jak, może mój organizm potrzebuje czegoś na stymulację, skoro nic z tych owulacji nie wychodzi, mimo, że je czuję, mniej lub bardziej, ale czuję.
W takim razie, koniec złudzeń i marzeń, że uda się w grudniu. Grudzień będzie odpuszczony psychicznie!A co będzie w nowym roku, czas pokaże.
Tylko do cholery, dlaczego mimo znacznych ograniczeń i przy braniu mety, wyniki są tak spieprzone???
Właśnie się zaczął, trochę wcześniej bo w 27dc, ale dlaczego by nie?
Cykl, w którym nie robię sobie złudnych nadziei, nie wyczekuję, nie liczę, nie nastawiam się...będzie co ma być, a później zobaczymy.
Od niedzieli trzymam konkretną dietę, nie zamierzam się skusić na małe co nieco, może obniżenie insuliny, coś rzeczywiście dobrego wniesie, ale to się okaże.
O działaniu stresu i jego wpływie na kortyzol i zaburzenia insulinowe też czytałam,a nawet dawno temu mówił mi o tym endokrynolog, szczególnie, że u mnie strasznie dawno temu, kiedy wybadano mi Hashimoto, wybadano także bardzo negatywny wpływ stresu i coś tam, że jakiś wyrzut kortyzolu przy tym występuje.Tak więc jeśli stres, którego ostatnio mam bardzo dużo w pracy, działa na wyrzut kortyzolu, a ten z kolei może wpływać na wahania cukrów - to by się zgadzało.
Dlatego też w tej sytuacji, najpierw działam z dietą przy IO, a za trzy tygodnie, 19.12 jestem umówiona na wizytę do jeszcze innego ginekologa, w innym mieście.Miałam wizytę na 10.01, ale tak sobie pomyślałam, że warto by skonsultować te moje wyniki u jeszcze innego ginekologa, bo poprzednie wyniki nie zrobiły za bardzo wrażenia na mojej ginekolog, więc udało mi się wcisnąć na 19.12
Chcę sprawdzić, jak na te wyniki zareaguje inny ginekolog, oczywiście porównując je z sierpniowymi.Chcę w końcu wiedzieć jak przebiegają u mnie owulacje, bo to, że czuję te bóle owulacyjne nie daje jeszcze obrazu całości, chcę wiedzieć konkretnie na czym stoję, bo coś mi się wydaje, że to czekanie , to zabawa w kotka i myszkę.Akurat wtedy wypadnie połowa cyklu, więc może czegoś się dowiem i albo będę spokojnie żyła czekając, albo będę walczyła z lekami.
A jeśli chodzi tu właśnie o działanie stresu, to od nowego roku trzeba będzie pomyśleć o zwolnieniach by osiągnąć spokój.
Oto fragment z artykułu, który znalazłam odnośnie wpływu stresu na organizm:
"Być może jest to kolejny ogromny krok do odkrycia, co tak naprawdę powoduje cukrzycę typu 2 i znalezienia odpowiednich środków, które będą zapobiegać jej rozwojowi. Na ten moment jednak jeśli pracujemy w zawodach obarczonych dużym ryzykiem stresu, jedyne co nam pozostaje to zbadanie o zdrową dietę, czas dla siebie oraz włączenie regularnej aktywności fizycznej połączonej z medytacją, takiej jak joga. Pozwoli to obniżyć poziom hormonów stresu oraz poprawi wrażliwość na insulinę."
Dlatego teraz dietka i ćwiczenia plus konsultacja lekarska,a jeśli to się potwierdzi, to czas na zwolnienia.
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 grudnia 2016, 20:34
1. miałam dziś wizytę u innego ginekologa, pan nie jest zbyt rozgadany, trzeba go podpytywać,ale jako jedyny jak do tej pory ginekolog, po przedstawieniu przeze mnie problemu i wyników badań, był zdziwiony, że nie miałam do tej pory monitoringu
2.powiedział, że samo Clexane nie wystarczy, dał mi receptę na Clo...od następnego cyklu mam brać od 2 do 6dc po jednej tabletce
3.ok 9dc mam dzwonić do niego i umówimy się na monitoring i wtedy na bieżąco będzie mi mówił co dalej, co z Clexane itp
4.kiedy robił mi usg, nic nie mówił, dopiero po wszystkim, kiedy spytałam czy teraz jest pęcherzyk, powiedział, że tak, że jest z jakimś wzgórkiem, ale nie nastawiam się właśnie dlatego, że te owulacje jak potwierdził ginekolog, przy zbyt dużej insulinie, mogą być zaburzone, niepełnowartościowe
Czyli od stycznia działania, coś konkretniejszego mam nadzieję,a nie ciągłe stanie w miejscu.
Jeszcze 30.12 kolejna wizyta u jeszcze innej ginekolog - naprotechnolog.
Relację zdam po wizycie.
Teraz już wiem, że spieprzył mi ten rok beznadziejnie jeśli chodzi o dojście do celu, o znalezienie przyczyny.Znowu jestem jakby na początku drogi...
Nie tak to do cholery miało być!!!Nie o to mi chodziło, żeby zaliczyć 4 lata prób zajścia w ciążę, 2 poronienia, skakanie od lekarza do lekarza,żeby dopiero dziś trafić do lekarza, który zauważy problem.
Ok, jedna pani doktor, zauważyła rok temu, co mogło być powodem poronienia, czyli został znaleziony zespół antyfosfolipidowy. Ale kolejne wizyty i u tej pani doktor i u kolejnych dwóch ginekologów, były O DUPĘ ROZBIĆ!!!Słyszałam, że wszystko jest ok, że pęcherzyk ładnie rośnie, że na pewno była owulacja, że progesteron jest ok, że muszę tylko wyluzować i DUPA.Uwierzyłam i przeczekałam kolejny rok.Rok , który w moim wieku wcale nie służył na samoistne poprawienie płodności.
Lekarz u którego byłam 19.12 dał mi receptę na CLO, który miałam zacząć brać od 2dc i miałam przyjechać na monitoring ok 10dc. I tyle, więcej nie nie wyjaśniał.
Dziś byłam na wizycie u ginekolog - naprotechnolog, na wizycie byliśmy razem z mężem.Wizyta trwała z godzinę, bardzo miła i sympatyczna pani ginekolog przeprowadziła wywiad, obejrzała uważnie wszystkie moje wyniki, wypytała o to jak wyglądają cykle, czy mam plamienia przed lub po @.Po pierwsze zwróciła uwagę na bardzo niski progesteron!!!Jej zdaniem na każdym wyniku, który robiłam, był za niski.Plamienia przed @ mogą świadczyć o niedomodze lutealnej, plamienia po @ o jakiejś bakterii!
Zrobiła mi usg i stwierdziła, że jak na 24dc endometrium jest za cienkie.Więc co z tego, że był ten pęcherzyk w 13dc. Niby owulacja była, bo jest ciałko żółte, ale jak takie marne endometrium, to i tak dupa!
Zalecenia mam takie:
1.łykać olej z wiesiołka na początku kolejnego cyklu, na zwiększenie śluzu
2. ok 12 - 14 dc przyjechać na monitoring - trzeba sprawdzić jak będzie wyglądał pęcherzyk i endometrium
3.mam zrobić badanie progesteronu i estradiolu w 5,7 i 9 dniu po owulacji
4.jeśli endometrium będzie ok, a wyniki hormonów marne to dostanę na pewno coś żeby je wzmocnić
5. jeśli endometrium będzie liche to też dostanę coś żeby je wzmocnić
6. jeśli endometrium i hormony będą ok to będę musiała zbadać czy nie mam jakiejś bakterii, chociaż pani doktor coś mówiła, że trudno się ją bada, więc możliwe, że dostanę antybiotyk, ale to pod koniec kolejnego cyklu, tak żeby już w następnym być po antybiotyku.
Pani doktor powiedziała, że owszem te moje owulacje mogą być marne, ale przez niski progesteron/niedomogę lutealną lub jeśli są, to przez liche endo, są problemy, ale nie przez IO.Powiedziała, że ten mój poziom insuliny, wcale tak nie wpływa na te owulacje, mówiła że miała pacjentki z dużo wyższą insuliną i zachodziły w ciążę.
Więc jestem na początku drogi, od nowa.Zaczynamy szukać przyczyny i działać z lekami.
Clo mam absolutnie nie brać, bo wpływa na śluzówkę tak,że jest ona jeszcze cieńsza, a skoro dziś miałam 6,5mm to nie mogę mieć jeszcze mniejszej.
Dopiero jak zrobię badania i będzie wiedziała na 100% w czym jest problem to dostanę odpowiednie leki na wzmocnienie owulacji, na jajeczka no jeśli trzeba będzie na endometrium.
Zanim się w naszym kraju dojdzie do diagnozy to musi minąć sporo czasu.Zatem zaczynam Nowy Rok od szukania przyczyny/diagnozowania się.I już zrozumiałam,że ani ból owulacyjny ani celowanie z działaniem w owulację, w moim przypadku wcale nie wiążę się z byciem w ciąży.
Mam nadzieję, że w końcu znajdzie się ta konkretna przyczyna i sposób jej pokonania.Tylko teraz wyć mi się chce i krzyczeć, dlaczego dopiero teraz, po kolejnym roku, ktoś zwrócił uwagę na moje wyniki.Czuję jeszcze większą presję czasu!Czuję, że stałam w miejscu, że zrobiłam 10 kroków w tył, bo do cholery wyniki progesteronu pokazywałam lekarzowi na początku tego roku.
A dziś w 24dc boli mnie dół brzucha tak, jak na @, po badaniu na gaciach pojawił się brunatny śluz, więc czyżby to ta niedomoga lutelana???
Wszystkim zaglądającym tu do mnie staraczkom,w tym sobie również, życzę szybkiego zazielenienia się w Nowym Roku, pokonania wszystkich trudności związanych z problemem niepłodności,by skończyły się wszystkie niepowodzenia i zmartwienia związane z naszymi staraniami,by czas służył nam, byśmy były płodne jak najurodzajniejsza ziemia (choć tu ciśnie mi się na język coś innego, ale z grzeczności nie napiszę) mocnych i zdrowych ciąż.Byśmy w Nowym Roku cieszyły się , niech zmartwienia pozostaną w tym starym, trudnym roku!Kochane trzymajmy się i walczmy, aż wywalczymy!!!
Większą część tamtego roku,oczekiwałam ciąży co miesiąc, bo skoro czułam owulacje, a i lekarz kilka razy twierdził,że owulacje są, no to sobie "spokojnie" czekałam.
Ale jeśli chodzi o pozytywne strony procesu staraniowego o ciążę, żeby nie było,że tylko tak sobie czekałam,to wyszła mi kolejna przypadłość do pakietu - IO. I tu jestem wdzięczna endokrynologowi,który zasugerował zrobienie badań.
W Tym roku, nie będę spokojnie oczekiwała co miesiąc, bo już wiem,że czucie bólu owulacyjnego, wcale nie musi oznaczać prawidłowej owulacji i za tym idzie - ciąży.
Mam nadzieję,że w końcu trafiłam na lekarkę, która wie o co chodzi.Pojadę do niej w połowie cyklu na podgląd.Zrobię badania progesteronu i estrogenu.I w zależności od wyników, zostaną podjęte działania.
Wiem, że abym doczekała swojego cudu, muszę powalczyć i będę walczyła.
W tym roku znajdę przyczynę, koleją do pakietu, no bo przecież coś musi być jeszcze na rzeczy.
Po znalezieniu tej właściwej przyczyny,pokonam ją,a efektem będzie ciąża.Nie ważne, w którym miesiącu stwierdzę ten fakt, nie istotny jest tu już dla mnie miesiąc, tylko sam fakt,że będę w ciąży jeszcze tym roku:)A czy dzieciątko urodzi się późną jesienią czy zimą, też nie ma znaczenia, ważne, że będzie już niedługo.I tego się trzymam.
Im dłużej się z nią zmagam, im bardziej ona do mnie dociera, im bardziej pokazuje mi,że to ona rządzi moim ciałem, tym bardziej boli
Dlaczego pragnienie zostania mamą kolejny raz, w wieku, w którym ostatni dzwon na starania zagrzmiał pewnie już dawno, obudziło się we mnie z tak cholerną siłą???
To pragnienie było zawsze...ale do pewnego czasu, myślałam,że mam czas, dużo czasu, a teraz, szczególnie w ciągu ostatnich kilku dni,nachodzą mnie czarne myśli, co do tego tematu,wiem,że czasu nie mam, bo pewnie tuż za rogiem czai się menopauza:( Chcę oszukać samą siebie...
J ja dopiero mam się zabrać za pokonywanie niepłodności???Teraz?gdy łapię doła przedmenopauzalnego???
Próbować mogę,ale natury nie przechytrzę.
W tamtym roku, co miesiąc miałam nadzieję,a w tym już złapałam doła.
Zawsze musiałam o wszystko zawalczyć, nic mi nie przychodziło tak samo od siebie/niespodziewanie...może o trzeciego malucha też muszę walczyć?
W tym roku, już tylko w tym roku, powalczę...później muszę powiedzieć pass,stop,w pizdu...
Chciałabym przeczytać ten wpis za rok i śmiać się sama z siebie,że byłam takim niedowiarkiem.
sprawozdanie z dzisiejszej wizyty:
pęcherzyk wystrzelił z rozmiarami jak jasna cholera - ma już dziś 28mm no i cholera wie po co tak wystartował, jak endometrium kiepskie - niecałe 7mm (6,59mm)
Pani doktor określiła to jako coś takiego - pęcherzyk rośnie, do owulacji dochodzi,ale endometrium nie nadąża za takim tempem pęcherzyka, jest za cienkie i to utrudnia zagnieżdżenie.
Problem najprawdopodobniej siedzi w hormonach.
W tym cyklu mam już nie sprawdzać progesteronu i estrogenu, bo pewnie wyszłyby nie takie, jakie mają być.
Od następnego cyklu, zaczynam wspomaganie Lamettą w 3 i 4 dc.
Następna wizyta w czasie okołoowulacyjnym i podgląd co się będzie działo po wstępnej dawce Lametty.
Jeśli będzie ok, to dochodzi Luteina.
Znowu się wyciszam,przestawiam swoje myśli z "czarnowidztwa" na pozytywne.Musi być dobrze.
Odmawiam Nowennę Rozwiązującą Węzły.
Muszę być spokojna.Muszę wierzyć,że będzie dobrze.
Teraz dopiero powalczę.
Wcześniej stałam w miejscu.Lekarze twierdzili, że jest ok.
Dopiero ta lekarka, już na pierwszej wizycie zobaczyła w czym jest problem.Dziś go potwierdziła i wie, czym go zwalczać.Od razu wprowadziła leki.Więc działamy, nie stoimy w miejscu.
Do wiosny będzie co ma być.Jestem spokojna i wierzę,że tak będzie.
nie czuję żadnej pracy jajników,nic mi tam nie pika,a nawet jakby zapikało,to wiem,że nic dobrego z tego nie będzie..,ale czuję spokój,aż się dziwię,że tak może być!!!
Pierwszy taki spokój od tulu miesięcy,nie szarpię się z myślami, nie targają mną emocje,że znowu nic,że dlaczego...nawet nie nastawiam się,że zaraz po Lamecie będzie super dobrze,bo wcale nie musi,może być lepiej,ale do super dobrze może jeszcze trochę czasu minąć.
To będzie pierwszy z tych cykli,w którym serca będą z innego powodu.
Będzie dobrze,będzie co ma być,oczywiście to co dobre:)
Już w tym minionym cyklu sprawdziłam,że Luteina brana po owulacji (którą jednak czułam w 14dc)ładnie mi ten cykl trzyma.Nie było plamień/brudzeń tak,jak zazwyczaj w 23/24dc,pojawiły się takie minimalne w 26dc,27dc - cały dzień był czysty, dopiero późnym wieczorem było brudzenie no i dziś w 28dc - rano brudzenie a od południa się zaczęło.
W 3 i 4 dc biorę Lamettę. W 11dc - podgląd endometrium i jajeczek.
Endometrium będę hodowała okładami z borowiny i zajadaniem orzeszków.Zamówiłam sobie jeszcze Dong Quai,podobno też dobrze działa na endo,więc sprawdzę.
Nie nastawiam się na cud w pierwszym stymulowanym cyklu,ale na poprawę.Wiem,że będzie dobrze,chcę żeby było dobrze,pragnę tego Malutkiego Cudu.
@ kiepska, trwała 2 dni i była wyjątkowo uboga w krwistość, oczywiście w związku z tym pojawiły się myśli o nadciągającej menopauzie lub wyczerpanej pracy jajników.
Dziś i jutro Lametta.
Byłam u ginekolog - naprotechnolog. Zrobiła mi usg i tym razem pracuje lewy jajnik.Są 3 pęcherzyki,z czego owulacja może być z jednego, który w tej chwili ma 16mm,mniejszy ma 12,a trzeci nie wiem.Endometrium ma 7mm. Pani ginekolog powiedziała,że jak na 11dc,endometrium i pęcherzyk wygląda ładnie,owulacje przewiduje na sobotę - niedzielę, czyli 14 - 15 dc,mówiła,że do tego czasu powinien podrosnąć pęcherzyk i endo też ma szansę jeszcze się wzmocnić.W tym cyklu wzmacniam endo - okładami z borowiny,wiesiołkiem,orzechami i migdałami.
Muszę być jeszcze na usg po owulacji,ponieważ w poniedziałek wyjeżdżam na tydzień,to mam przyjechać na wizytę 22.02 w 25dc. Wtedy sprawdzi czy jest ciałko żółte,jak wygląda endo i jajniki.
Zalecenia :trzy dpo - luteina,7dpo - Clexane
Bardzo chciałabym żeby się udało,żeby było dobrze...gdyby jednak jeszcze trzeba było walczyć,to w następnym cyklu będzie chciała zrobić mi usg jeszcze bliżej owulacji lub zaraz po niej plus ewentualnie zleci mi badanie hormonów,no i oczywiście dalej byłaby Lametta.
Ale ja mam nadzieję,tak wiem,mam nadzieję bo jestem przed owu,więc tradycyjnie teraz jest nadzieja,ostatnio miałam piękne sny,robię sobie wizualizacje - choć częściej przychodzą mi do głowy "obrazki" kiedy to nasze dzieciątko już jest z nami w domu,ma już ok 1 roku,widzę Ją,a nawet słyszę...matko kochana to obsesyjne pragnienie!ale wiem,że to pragnienie się urzeczywistni,w każdym razie warto walczyć,warto mieć nadzieję!!!
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 lutego 2017, 23:33
Ano jakoś inaczej niż zazwyczaj.
Do tej pory,ok 13-14 dc czułam mocny ból w okolicy jajników.
Teraz w 11dc ma usg widoczne były trzy pęcherzyki na lewym jajniku.W 12 dc "zaplamiłam" tak normalnie czerwoną krwią,jednorazowo,wieczorem po okładach borowinowych.Może zrobiłam za ciepły okład?a może to był taki objaw owulacji??? w 13 dc czułam dyskomfort w okolicy obu jajników podczas serduszkowania. W 14 dc czyli dziś,kłucie w prawym jajniku, tym w którym przecież na usg, nie było żadnych pęcherzyków.
Nie czuję żadnego takiego mocnego bólu, jak wcześniej.O co to chodzi??? Okaże się na usg za ok dwa tygodnie.Na razie mam wiarę i nadzieję.
Trzymam kciuki żeby była ciążunia:)
Kibicuje Nika Zaciskam kciukasy:D
trzymam kciuki, żeby przeczucie cię nie zawiodło!
Tak Moniczko jesteśmy w ciąży, jeszcze parę dni i zaznaczamy zielone kropki :D
Trzymam kciuki o powodzenie akcji ciąża, oby się spełniło :)
Trzymam kciuki o powodzenie akcji ciąża, oby się spełniło :)
I ja trzymam kciukasy!
Piękna wizualizacja :-) kibicuję i ja :-)