Miesiączka po histeroskopii przyszła w terminie i miała dać mi obraz tego, czy zabieg się udał. Pierwszy raz od roku zobaczyłam, co to znaczy normalne krwawienie. Średnio obfite, czerwone, trwające 6 dni bez żadnych przerw. Co prawda poprzedziło je kilka dni plamień, ale byłam krótko po operacji, więc nie biorę tego za wyznacznik. To ogromna różnica w porównaniu do moich skąpych, przerywanych „okresów”, które miałam od czasu poronienia. Niedawno odebrałam wypis ze szpitala, i już wiem, co było tego powodem – oceniono moje zrosty jako zespół Ashermana I-II°, miałam zwężoną szyjkę macicy, zarośniętą na długość ok. 1 cm. W środku również znaleźli małe zrosty przytykające oba ujścia jajowodów. Obstawiam, że to mogły być powikłania po punkcji, co sprawia, że mam obawę, by podejść do kolejnej procedury. Zrosty tworzą się z reguły już na kilka godzin po zabiegu, więc mam ogromną nadzieję (i wszystko na to wskazuje), że żel przeciwzrostowy zdał egzamin i operacja przebiegła pomyślnie. Tak bardzo się cieszę!
Kolejna sprawa – badania do doktor Jerzak. Nie jest to takie proste szczególnie, gdy nie mieszka się w okolicach Warszawy, a co dopiero za granicą. Doktor wymaga specjalistycznych wyników, a na przykład usg z oceną przepływów tętniczych w macicy można zrobić jedynie u wskazanych przez nią lekarzy na terenie stolicy. Ponadto takie badanie wykonuje się jedynie między 3 a 5 dniem cyklu, co sprawia, że ciężko cokolwiek zaplanować. Cytokiny trzeba wykonać między 10 a 14 dc, a prolaktynę między 19 i 22 dc. Ostatnio pokonałam kilkaset kilometrów, by zrobić część badań, a czekają mnie jeszcze 2 takie wycieczki. Na wyniki cytokin i 6 onkopierwiastków czeka się natomiast około miesiąca, więc najlepiej zająć się tym jak najszybciej.
Część wyników już mam – kortyzol 134 ng/ml, ferrytyna 46,3 ng/ml, anty-tg 13,9 IU/ml – póki co chyba wszystko w miarę w normie. Wrociłam do delikatnej suplementacji żelazem, żeby podnieść ferrytynę do mniej więcej poziomu mojej wagi.
W 1,5 miesiąca moja homocysteina spadła z wartości 49,3 na 19 qmol/l. Jest dobrze, choć wiem, że wcześniejszy wynik mógł być zawyżony przez np. przyjmowanie encortonu i leki do stymulacji. Jeśli homocysteina spadnie do ok. 10 i utrzyma się na tym poziomie, będę najszczęśliwsza na świecie. Aktualnie przyjmuję ,,Homocysteine Resist‘‘ i 1000 mg ,,TMG‘‘ z firmy Life Extension, ale dorzuciłam sobie jeszcze bez konsultacji z doktor ok. 3000 mg TMG z Now Foods, bo wiem, że to głównie TMG na mnie działa.
Mam też podwyższony cholesterol (zawsze miałam ponad normę, ale teraz wynosi on 230 mg/dl) i wyczytałam, że może on iść w parze z hiperhomocysteinemią. Ciekawe, czy doktor powiąże te dwie wartości ze sobą.
Z takich nowinek jeszcze – w poniedziałek byłam na monitoringu. Mój doktor chce na razie przyjrzeć się moim naturalnym owulacjom i dać mi odpocząć po procedurach i histeroskopii. W 10 dc widoczny na lewym jajniku był pęcherzyk dominujący o wielkości 12 mm, endometrium trójlinijne miało wtedy 5 mm. Trzy dni później (13 dc) okazało się, że pęcherzyk - zamiast urosnąć - zmniejszył się do 10 mm, a endo nadal jest cienkie i mój organizm śpi. Nigdy wcześniej takich przygód nie miałam, więc w pierwszym momencie zaczęłam panikować. Na szczęście miałam szansę przegadać to z dziewczynami i stwierdziłyśmy, że może to normalny proces i bez monitoringu nawet bym o tym nie wiedziała. Doktor zaproponował zastrzyki stymulujące, jednak ja podziękowałam, bo jak widać żadna ingerencja w mój naturalny cykl mi nie służy, a organizm domaga się tego, by zostawić go w spokoju. Tak też zrobię – będziemy się starać normalnie co drugi dzień, a jeśli owulacja ma wystąpić, to stanie się to w swoim czasie. Dziś, dwa dni później, pojawia się nawet powoli śluz owulacyjny. Kolejny monitoring 6 maja, a pod koniec miesiąca może uda się już usyskać wszystkie wyniki i skonsultować je z doktor Jerzak.
Temat kolejnej procedury na razie odsuwamy w czasie. Cieszę się z małych rzeczy – pozbyłam się zrostów, a homocysteina spada, to ogromny sukces!
Edit: Właśnie zobaczyłam - to już 7 strona mojego pamiętnika 😱 Nigdy bym nie przypuszczała, że na tak długo się tu zadomowię.
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 kwietnia, 13:42
Codziennie jest się czym zająć, z kim się spotkać, a w weekendy najczęściej nie ma nas w domu.
Chyba dopiero zaczynam stawać na nogi po nieudanych procedurach. Nawet nie wiedziałam, że coś jest w stanie tak mocno wybić mnie z równowagi, tak znokautować, że będę do siebie wracać miesiącami. Przecież tyle przeszłam, że nic nie powinno mnie już zaskoczyć. A jednak - zawsze paliła się ta iskierka nadziei, że jeśli wszystko inne zawiedzie, to zostanie nam in vitro. A gdy in vitro dwukrotnie nie przyniosło skutku i nawet doświadczony lekarz nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, w czym leży problem, iskierka zgasła. I choć w głowie miałam już ułożony plan X, gdzieś w głębi poczułam, że doszliśmy do ściany. Instynkt pchał mnie do działania, ale psychika totalnie nie dawała rady. Na ostatnim, wyczekanym urlopie telefon poleciał w kąt i nie widziałam go przez tydzień. Świetnie się bawiłam, nie żałowałam sobie niczego. Potrzebowałam tego - by zrobić coś dla siebie, a nie pod dyktando starań, jak przez ostatnie 3 lata. Okazało się, że miałam wtedy owulację, a z mężem, hmmm, "znaleźliśmy dużo czasu dla siebie nawzajem" 🙃 Jakiś tydzień później pojawiły się TE myśli - w końcu to pierwszy cykl po histeroskopii, po scratchingu, że owulkę miałam późno, więc pęcherzyk sobie ładnie dojrzał w swoim tempie, że głowa była zajęta czymś innym, bla bla.
Niestety, patent o wyjeździe na wakacje też nie działa 🙃 Może obieramy złe destynacje 😅
Komplet badań do doktor Jerzak już jest. Ogólnie bez zaskoczenia - wszystko wydaje się być w porządku. Witamina D3 - 56,36 ng/ml, ATPO < 3, ATG 13,9 IU/ml. Pakiet onkopierwiastków - selen, arsen, kadm i cynk w normie (przy mojej wegetariańskiej diecie, więc jestem szczęśliwa), ołów do zmniejszenia, miedź do zwiększenia (mam niedobory żelaza - kontroluję to regularnie). Nawet profil cytokin wyszedł super, jedyną lekko podwyższoną wartością jest Interleukina 4 - a wyczytałam, że to marker alergiczny, więc by się zgadzało, bo mam alergię właśnie w takim wiosennym okresie. Poza tym wszystko w widełkach.
Byłam niedawno na usg z oceną przepływów tętniczych w macicy. Co ważne, takie usg można zrobić tylko w Warszawie u konkretnych, wymienionych przez doktor J. specjalistów - nie akceptuje ona badań wykonanych u kogoś innego.
Pani doktor naliczyła na każdym moim jajniku po 20 pęcherzyków, co kwalifikuje mnie do diagnozy PCOM. Norma to 7-8. Powiedziała, że po tym co widzi obstawiałaby, że moje AMH wynosi ponad 8. Zdiagnozowała też lekkie opory w przepływach tętniczych, co jest wskazaniem do przyjmowania leków przeciwzakrzepowych w ciąży. Reszta w porządku - kształt macicy ok, brak endometriozy.
Nie mam pełnego PCOS - jestem szczupła, regularnie miesiączkuję i mam owulację, nie mam problemów z nadmiernym owłosieniem. Moje AMH wynosi 3,26 ng/ml. Jednak do układanki pasowałby trądzik hormonalny, podwyższone androgeny (zawsze mam w górnych granicach lub zbyt wysoki testosteron, androstendion, DHEA-S), insulinooporność, obraz jajników.
Wgłębiła się trochę w naszą historię.
Powiedziała, że patrząc na przykładzie ostatnich procedur i zwykłego Rekovelle, mój organizm reaguje agresywnie na próbę stymulacji, wytwarzając bardzo dużą ilość komórek słabej jakości. Poleciła rozważyć ministymulację czy to do starań naturalnych, czy kolejnej procedury. Często w takich przypadkach w 3 pęcherzykach jest więcej wartościowego materiału niż w 30. Otworzyła się przede mną - opowiedziała o swojej bardzo podobnej historii i podała kilka możliwych rozwiązań, które warto by było sprawdzić. Poczułam, że nie jesteśmy takim beznadziejnym przypadkiem - może po prostu trzeba do nas podejść bardziej indywidualnie, zamiast iść standardowym schematem leczenia. Poleciła też zmianę kliniki, żeby mieć pewność co do najwyższych kompetencji embriologów. Nie nalegała przy tym do przejścia do nich, poparła moją decyzję o Czechach, bo słyszała, że mają bardzo dobre statystyki.
Wyszłam lekka z tej wizyty, bo dostałam konkretną diagnozę. Wreszcie mogę przeczytać więcej o tym, co mi dolega, mam czego się złapać. Dało mi to motywację do powrotu do pełnej diety i sportu. Mam nadzieję, że zmiana sposobu stymulacji połączona z zaleceniami dr Jerzak przyniesie oczekiwany rezultat. Do zbadania została mi jeszcze prolaktyna i wtedy będę umawiać konsultację.
Niestety ostatnia miesiączka znowu trwała 2 dni (przy endometrium o grubości 9 mm i potwierdzonej owulacji), więc obawiam się, że nie jestem w stanie poradzić sobie z powstawaniem zrostów. Pojawiła się u mnie z tego powodu myśl o kolejnej próbie inseminacji (tym razem z lekką stymulacją) lub ministymulacji na tabletkach + ivf. Jestem ciekawa, co powie na to dr J.
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 maja, 10:01
Niby na nic się nie nastawiałam, ale kolejny biały test zabolał mimo wszystko. To już tak długo trwa, za długo.. 3 lata - 36 cykli, a każdy z nich okupiony namiastką nadziei, by na koniec jak zwykle się rozczarować.
Z każdym kolejnym miesiącem utwierdzam się w przekonaniu, że nie mamy na nic wpływu – przecież kochamy się w czasie owulacyjnym jak wszyscy inni ludzie pragnący dziecka, tyle, że im to wychodzi, a nam nie za bardzo.. Dochodzę do wniosku, że zajście w ciążę naprawdę nie może być trudne, bo przecież u moich koleżanek dzieje się to lawinowo, bez większych starań. A na nas niestety padło w tej cholernej wyliczance niepłodności i jesteśmy jedną z tych 10 par, które muszą przejść koszmar w drodze do rodzicielstwa. Widzę, że mąż też zaczął się trochę niecierpliwić, bo przecież robimy wszystko jak trzeba, a efektów nie ma żadnych. Wokół coraz więcej ciąż, a my ciągle stoimy w punkcie wyjścia.
To mój drugi monitoring w niemieckiej klinice – był pęcherzyk dominujący, marne endo 7 mm, ovitrelle, po owulacji włączony progesteron i neoparin 0,4, ale z zaleconego przez lekarza prednisolonu (działającego jak encorton) zrezygnowałam do czasu konsultacji z dr Jerzak. W przyszłym cyklu chcielibyśmy podejść do pierwszej w życiu ministymulacji. Myślałam o aromku lub lamettcie, ale lekarz zaproponował zastrzyki. Nie wiem jaka jest różnica – pewnie tylko taka, że zastrzyki są droższe i stymulują mocniej, a mi chyba mocna stymulacja potrzebna nie jest. Spróbuję z nim o tym pogadać na wizycie. Myślałam też od razu o IUI, ale chciałabym podjąć tę decyzję dopiero po konsultacji z doktor J., a może uda mi się umówić do niej jeszcze w tym tygodniu.
Alab leci w kulki, zgubili moją probówkę do badania antygenu HLA-1 i poinformowali mnie o tym tydzień po pobraniu krwi. Nie wzięli też potrzebnych zgód. Musiałam powtórzyć to badanie i aktualnie czekam kolejne 13 dni roboczych na wynik. Poprosiłam o to, czy mogliby potraktować moje badanie priorytetowo ze względu na ich błąd – konsultantka jednak zrzuciła całą winę na mnie, zaczęła przerywać mi w połowie zdania, kazała wrócić do placówki w Warszawie, bo ,,przecież sama sobie wybrałam to miejsce”, no ogólnie dno i prostactwo. Nie mam pojęcia, co za ludzie tam pracują, ale chyba biorą ich z łapanki. Pielęgniarki nie ogarniają nawet tak podstawowego tematu, jak to, jakie badania można wykonać w ich placówce. Naprawdę mam dość całej tej pseudoinstytucji, która nawet nie potrafi porządnie wykonać usługi, za którą bierze pieniądze. Rozumiem, że błąd ludzki może się zdarzyć, ale ten błąd przytrafia się niemal przy każdym wykonanym u nich badaniu. Ach.. szkoda się denerwować.
A, i jeszcze jedno – homocysteina po kolejnym miesiącu suplementacji prawie nie drgnęła i spadła z 19 na 18,6 qmol/l. Czyli tabletki z Life Extension od dr Jerzak również mi nie pomagają.
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 czerwca, 12:57
Mam już zalecenia od doktor Jerzak! Tych informacji jest tak dużo, że będę potrzebowała chyba jeszcze tydzień, by ułożyć sobie je w głowie.
Diagnoza:
1. PCOS ze względu na podwyższoną liczbę pęcherzyków w jajnikach (więcej niż 12 w każdym - u mnie jest po 20) i zwiększoną objętość jajników (powyżej 10 cm sześciennych). Ponoć jest to najczęstsza przyczyna niepłodności o poronień wśród kobiet, rodzimy się z tym, kształtuje się to już w życiu płodowym
2. Hipoglikemia reaktywna i hiperglikemia
3. Podwyższony opór w tętnicach macicznych (granicznie, bez tragedii)
4. Podwyższony poziom ołowiu - ale to niby częste, gdy mieszka się w mieście.
Cytokiny super, jedynie IL4 jest podwyższona, a to ponoć dobrze. Prografu teoretycznie nie potrzebuję, ale doktor przepisała mi go ze względu na podwyższony estradiol. Możliwe, że w ciąży po kontroli cytokin będzie całkowicie do odstawienia.
Co ciekawe - cytokiny nie zawsze muszą być w widełkach, liczy się ich równowaga.
Przed rozpoczęciem większych procedur i włączeniem prografu mam zbić glukozę do 90 i homocysteinę do 10. Jak pomagała mi wielka dawka TMG to mam ją brać.
Zwiększyła mi dawkę glucophage XR do 750, dałaby więcej, ale podbija homocysteinę.
Dużą uwagę zwracała też na mutację PAI, podobno idzie to w parze z PCOS i powoduje niepłodność, poronienia, cukrzycę, raka piersi, zwężenie przepływów w naczyniach macicznych etc. Ponoć metformina leczy PAI.
Powiedziała, że PCOS zwiększa ryzyko zachorowania na COVID, który jest niebezpieczny w ciąży. Dobrze oznaczyć ilość przeciwciał przed ciążą i jeśli będą 10 x większe niż norma, to jest się chronionym.
Zrostami się nie przejęła - "proszę pani, każdy ma zrosty".
Zalecenia standardowe - dieta DASH, śródziemnomorska, o niskim IG oraz 150 min ćwiczeń w tygodniu, w tym trening siłowy 2x w tygodniu, trening bicepsu i tricepsu + 10 tys. kroków na dobę.
Podała ciekawą stronę: diety.nfz.gov.pl - można tam ułożyć za darmo własny plan żywieniowy, sporządzić listę zakupów etc.
Do tego automasaż punktu ST 36 i akupunktura do rozważenia. Wspominała też o czymś takim jak "brain awards", czyli nagrody dla mózgu kilka razy w tygodniu - spotkania ze znajomymi, przytulanie zwierząt domowych i coś jeszcze (nie zdążyłam zapisać).
Poniżej lista leków i supli od pani doktor - wększość z jej "żelaznego" zestawu. Wygooglowałam i wypisałam najważniejsze wg mnie działanie każdego z nich. Może komuś też taka rozpiska pomoże.
- [ ] Acard - wspiera zagnieżdżenie się zarodka, poprawia ukrwienie i dotlenienie macicy
- [ ] Miositogyn GT (mio–inozytol, glutation, mangan, witamina B6, B12, D i kwas foliowy) - wspiera regulację hormonalną i korzystnie wpływa na czynność jajników, redukuje objawy PCOS, wspiera dojrzewanie komórek jajowych, obniża poziom androgenów
- [ ] Resvega (C, E, cynk, miedź, olej rybi) - chroni komórki przed uszkodzeniami wywołanymi stresem oksydacyjnym
- [ ] Sulphoraphane - antyoksydant, związek przeciwzapalny, obniża poziom cholesterolu LDL i cukru we krwi
- [ ] Laktoferyna - antyoksydant, wzmacnia odporność, zmniejsza niedobory żelaza, pomaga przy zmianach trądzikowych
- [ ] Koenzym Q10 - poprawia jakość komórek jajowych
- [ ] Glucophage - obniża stężenie glukozy we krwi
- [ ] Berberyna - pomaga regulować poziom glukozy we krwi, ma działanie przeciwzapalne i antyoksydacyjne
- [ ] Revitanerv Max (Kwas alfa-liponowy i witamina B1)- zmniejsza poziom ołowiu w organizmie, stabilizuje ilość insuliny oraz ma wpływ na metabolizm węglowodanów, obniża ciśnienie krwi, promuje powstawanie serotoniny, neutralizuje wolne rodniki
- [ ] Recovery (ashwaganda, magnez, melatonina, kwas gamma-aminomasłowy, kolagen, melisa, cynk, B6) - poprawia odporność na stres, obniża poziom kortyzolu, wspiera pracę tarczycy, reguluje hormony TSH, Ft-3 i Ft-4, równoważy FSH i LH, optymalizuje pracę jajników, poprawia libido, poprawia jakość snu, zmniejsza ilość androgenów, przywraca regularne miesiączki u kobiet z PCOS
- [ ] Miovelia Nac (1200 mg NAC) - zwiększa wrażliwość tkanek na insulinę, zmniejsza poziom androgenów, stymuluje owulację
- [ ] Prograf - reguluje cytokiny i obniża reakcję układu immunologicznego, wg dr Jerzak obniża poziom estradiolu
- [ ] Witamina E - antyoksydant, ma dobroczynny wpływ na owulację, rozwój komórek płciowych oraz zarodka, wspomaga budowę endometrium, obniża poziom cholesterolu LDL
- [ ] Homocysteine Resist i betaina - zmniejszają poziom homocysteiny
I tu dwa trochę enigmatyczne leki (może ktoś wie po co są?):
- [ ] Escitalopram - wyczytałam, że to lek psychiatryczny - stymuluje wydzielanie serotoniny
- [ ] Nivalin - tego nie mogłam znaleźć.
Do transferu clexane, accofil, prograf, nivalin i witamina C.
Większość ww. leków i suplementów ma za zadanie poprawić jakość komórek jajowych i obniżyć poziom cukru we krwi. Myślę, że wszystko idzie ze sobą w parze - ćwicząc, trzymając się diety i biorąc te leki obniżamy poziom cukru we krwi, spada cholesterol i homocysteina. Dodatkowo regulują się androgeny, które wpływają toksycznie na jakość komórek jajowych, przebieg cyklu itd.
Znowu czuję się zmotywowana i leciutka! Trzeba trochę przestawić życie, spiąć 🍑 i może kolejna procedura przyniesie lepsze skutki. Nareszcie wiem, co mam robić, a dobry plan i spokojniejsza głowa to już połowa sukcesu.
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 czerwca, 13:24
Za chwilę mijają 2 lata, od kiedy umieściłam tu pierwszy wpis. 3 lata temu wymieniłam się obrączkami z miłością mojego życia. I choć nie wiedziałam, jak wielkie przeszkody szykuje dla nas los, jestem wdzięczna, że podjęliśmy taką decyzję. Dziś zastanawiałam się, co bym zrobiła inaczej, mogąc przewidzieć przyszłość lub co poradziłabym innej osobie będącej w podobnej sytuacji. I doszłam do wniosku, że wiele bym nie zmieniła. Grunt to iść zgodnie ze swoimi emocjami, nie ukrywać ich. Nie robić nic wbrew sobie, korzystać z życia na tyle, na ile ma się ochotę i siłę. Nie pchać się za wszelką cenę w wyjazdy czy spotkania, które mogą być dla nas trudne. Zaakceptować fakt, że znajdujemy się w ciężkiej sytuacji życiowej i mamy prawo do momentów słabości. Pozwalać sobie płakać, ale jednak po chwili wstawać i robić kroczek na przód. Bo każde badanie, procedura, ale też każdy cykl odpoczynku, jeśli tego potrzebujemy, przybliża nas do celu. A cel można postrzegać na wiele sposobów i jego sens zrozumiemy w odpowiednim dla nas czasie.
Nie jesteśmy z mężęm z tych par, które bez siebie nawzajem nie potrafią się nigdzie ruszyć. Mamy swoje życie towarzyskie, rodzinę i przyjaciół mieszających daleko. Ale ostatnio przydarzyła mi się sytuacja, dzięki której po raz kolejny spojrzałam na nasz związek z innej perspektywy. Umawialiśmy się z mężem, że on zostanie dzień dłużej u swoich rodziców, a ja wrócę wcześniej do domu, żeby zająć się naszymi zwierzątkami. I krótko przed moim wyjazdem dosłownie nie mogliśmy się rozstać. Mimo ułożonych ważnych planów, na które mąż czekał od tygodni, zaczął kombinować, czy nie wrócić ze mną. Powiedział, że będzie za mną tęsknił, cały czas trzymał mnie za rękę i całował w czoło. A chodziło o jedną noc rozłąki.
I to jest właśnie jedna kwestia, o której zdarzało mi się zapomnieć. A mianowicie, że dziecko przecież nie ma mi zastąpić całego świata - ma być dopełnieniem rodziny, którą tworzę ze swoim mężem. Chcę dla niego kochającego domu, zgodnych rodziców, dających przykład wzajemnej miłości i prawdziwego wsparcia. Czasami muszę sobie przypominać, że przecież gramy razem do jednej bramki, oboje równie mocno chcemy tego samego i jeśli między nami będzie dobrze, to wszystko inne się jakoś ułoży.
Dziś 19 dzień cyklu. 2 tygodnie temu wdrożyłam leczenie doktor Jerzak i zmieniłam znacznie mój styl życia. Póki co czuję ogromną motywację i chęć do działania. Codziennie lub co drugi dzień staram się zrobić kilkudziesięciominutowy trening i – co zaskakujące – nie mogę się już doczekać następnego. Zauważyłam, że spokojny trening siłowy z hantelkami i lekkie cardio do muzyki sprawiają mi najwięcej przyjemności. Wczoraj włączyłam na YT jakieś nowe, intenstywniejsze ćwiczenia z dużą ilością kroków do zapamiętania i szybko zaczęłam się frustrować. Już przynajmniej wiem, że to nie dla mnie. Z diety wyeliminowałam produkty wysokoprzetworzone i staram się jeść o podobnych porach. Do kolacji siadam nie później niż o 20:00 i od razu po przyjmuję glucophage. Już teraz widzę znaczącą poprawę mojego samopoczucia – nie mam napadów głodu między posiłkami, nie ciągnie mnie do słodyczy i rano potrafię wstawać przed budzikiem. Jestem znacznie bardziej wydajna i skoncentrowana. Jeśli nie pomoże mi to zajść w ciążę, to i tak mój organizm będzie mi wdzięczny za takie zmiany.
Kupiłam glukometr i cukier naczczo wynosi już 85/88, więc chyba wszystko idzie w dobrym kierunku. Wyniku homocysteiny boję się najbardziej, ale biorę TMG w zwiększonej dawce i mam nadzieję, że zbicie poziomu glukozy i cholesterolu również wpłynie na jej obniżenie.
Plan jest następujący: daję sobie pełne 3 miesiące na poprawę jakości komórek. Czas wakacyjny idealnie się do tego nadaje – łatwiej jeść zdrowo i lekko i więcej się ruszać. Dodatkowo praktycznie co weekend gdzieś wyjeżdżamy i niedługo planujemy dłuższy urlop. Myślę, że te trzy miesiące nie tylko zlecą mi szybko, a też przyjemnie. Pod koniec września lub w październiku podejdziemy do naszej trzeciej procedury, tym razem w czeskim Reproficie. Gdy zrobi się chłodniej będzie łatwiej ogarnąć całą stymulację, zastrzyki, wizyty i leki typu prograf, przy których trzeba unikać słońca. W międzyczasie pomyślę nad ministymulacją w mojej aktualnej klinice + do tego starania naturalne. Cieszy mnie taki plan i aktualnie najbardziej nie mogę się doczekać naszego urlopu.
A teraz lęcę na spacerek 🏃
Przyjaciel próbuje delikatnie przekazać Ci tę informację. Jest świadomy jak nikt inny, w jakiej sytuacji się znajdujecie. Życie nie zatrzymało się przecież na Waszej niepłodności, tylko toczy się dalej swoim tempem. W pierwszym momencie uderza Cię fala gorąca. Tysiące myśli przewijają się przez Twoją głowę. Tak! Nareszcie się im udało! To wspaniali ludzie, którzy jak nikt inny zasługują na kolejne dziecko. Tak bardzo ich kochasz i chciałabyś dla nich wszystkiego, co najlepsze. Doceniasz, że zawsze są blisko i choć im układa się jakoś lepiej, nigdy nie odmówili pomocy czy pocieszenia.
Ta euforia pomieszana jest jednak z ciosem w serce.
Bo to znowu nie my.. Kolejny raz cieszymy się szczęściem innych, gratulujemy, wyrażamy radość z powodu sukcesu, który dzieje się tuż obok.. A równocześnie czujemy, że choć robimy tak dużo, to ten los znów o nas zapomina i dobre karty rozrzuca gdzieś naokoło. A my przecież już tak długo stoimy w tej kolejce..
I znów boli ta świadomość, że nie będzie nam dane wychowywać razem dzieci, wymieniać się doświadzeniami na temat ciąży i macierzyństwa. I znowu to ja będę tą zadającą pytania, głaszczącą po brzuchu, będę tym gościem na baby shower.
Zmiotło mnie. Przepłakałam pół nocy, choć przecież tak bardzo się cieszę...
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 lipca, 10:35
Byłam w poniedziałek u mojego niemieckiego doktorka. Mimo 3 IUI i 2 procedur IVF nigdy nie miałam stymulowanej owulacji do starań naturalnych, więc postanowiliśmy spróbować i tego. Przez 7 dni mam wstrzykiwać Menopur w dawce 50 jednostek, a w poniedziałek zjawić się na kontrolnym usg. Jestem ciekawa, jak zareguję na takie leczenie i traktuję to trochę jako próbę przed kolejnym IVF – jeśli pęcherzyków urośnie bardzo dużo, będę wiedziała, że standardowa stymulacja jest dla mnie zbyt mocna. Zdaniem lekarza powinien urosnąć jeden większy, ewentualnie dwa pęcherzyki – zobaczymy.
Równocześnie mocno pilnuję się z dietą i ćwiczę. I jestem pod wrażeniem, ale pierwszy raz w życiu treningi sprawiają mi przyjemność. Po miesiącu mogę przyznać, że na mojej ultra chudej ręce urósł mały bicepsik i jestem z niego bardzo dumna 😀 Możecie sobie wyobrazić jaki ubaw miał ze mnie mój mąż, gdy po ostatnim treningu napinałam rękę jak prawdziwy kulturysta i robiłam mojemu bicepsikowi sesję zdjęciową 😅 Poza tym potrafię zrobić 10 pompek damskich – jeszcze miesiąc temu po jednej nie podniosłabym się z podłogi.
W sobotę jadę sprawdzić homocysteinę. To jedyne badanie, którego autentycznie się boję. Już nie raz ten wynik zepsuł mój nastrój na resztę dnia. Teraz dużo się zmieniło – dieta, sport, dziesiątki nowych supli, zwiększona dawka TMG, ale i syntetyczny kwas foliowy w dużej dawce. Według dr Jerzak przed podejściem do kolejnej próby ivf homocysteina ma spaść przynajmniej do 10, a to jest jedyna rzecz, której nie potrafiłam dotąd ogarnąć mimo najszczerszych chęci.
Skoro to mój pamiętnik, to postanowiłam wspomnieć o jednej rzeczy, która ostatnio mocno zajmowała mi myśli. Czerwcowy cykl był inny niż wszystkie. Około 8 dpo bardzo mocno zaczął boleć mnie brzuch, tak okresowo. Zrzuciłam to na ciężki dzień i długie stanie przy gorącej kuchence. Jednak po położeniu się do łóżka ból się nasilił, tak, że nie dało się go zignorować. Przez kolejne dni pojawiał się w różnym natężeniu. Miałam sporo białego, gęstego śluzu, choć zazwyczaj przed miesiączką jest tam kompletnie sucho. 11 i 12 dpo zrobiłam test, ale nic na nim nie było. Nie powiem, rozczarowało mnie to, bo choć zazwyczaj nie robię sobie nadziei, to wtedy naprawdę czułam się inaczej. 13 dpo powtórzyłam test i na easy@home, w czasie wyznaczonym przez producenta, zobaczyłam cień różowej kreski. Zrobiłam kolejny easy@home i jeszcze jakiś inny i na każdym coś prześwitywało. Stwierdziłam, że żaden test digitalny jeszcze nic mi nie pokaże i lepiej poczekać do jutra. Myślałam też o porannej becie, ale niestety następnego dnia dostałam już okresu.
Zapomniałam o tej sytuacji, ale w tym cyklu otworzyłam mój notesik, do którego wklejam wszystkie testy. I ujrzałam po raz kolejny te blade kreseczki. Dwa kolejne dni spędziłam na rozmyślaniu, czy naprawdę coś się tam wydarzyło, czy jedynie moja wyobraźnia płatała mi figle. Użyłam w tym cyklu ovitrelle, więc na 100% nie mogę wykluczyć jego pozostałości, ale teoretycznie białe testy dwa dni przed by to wykluczały. Wiem, że może na dzień dzisiejszy nie ma to żadnego znaczenia, ale przy tak długich staraniach każdy cień na teście daje jakiś promyczek nadziei.
Plan pozostaje niezmienny: cisnę dietę, ćwiczenia i suplementację, a we wrześniu lub październiku podchodzimy do trzeciej procedury. Dałam już znać Czechom. W międzyczasie stymulujemy owulację, żeby wykorzystać trochę te cykle. Nadzieję daje mi forum dotyczące doktor Jerzak – wczytuję się ostatnio w stare wpisy i wyciągnęłam z nich wiele pożytecznych informacji. A najbardziej lubię posty dziewczyn, które opisują siebie jako nowe pacjentki, a w stopce widać, że za 2, 3, 4 miesiące były już w zdrowej ciąży.
Póki co mam ostatki sił do dalszej walki. Chcę spróbować.
Strasznie się bałam tego wyniku. Rozpływam się nad nim od soboty. Nie wiem, czy pomogły suple od dr Jerzak czy zmiana stylu życia, ale coś zadziałało. Mam nadzieję za jakiś miesiąc zobaczyć wynik <10 i móc z czystym sumieniem przystąpić do trzeciej procedury.
Oprócz tego trochę mniej optymistyczna informacja - za mną 7 dzień stymulacji Menopurem. Dziś, w 10 dc, na usg pokazał się po prawej stronie jeden 14 mm pęcherzyk. Liczyłam na chociaż dwa, ale ok, według lekarza wszystko poszło zgodnie z planem.
Gorzej z endo - jest bardzo, bardzo marne. 4 mm. Mam brać acard (biorę od miesiąca nieprzerwanie) i zostanę obstawiona dużą dawką progesteronu po owulacji, żeby wspomóc jego rozrost. Smutno mi, bo problem ten pojawił się dopiero po stymulacji do ivf. Czyli lecząc niepłodność zepsuliśmy coś, co funkcjonowało bez zarzutu. Czy miałyście problem z cienkim endo? Co Wam pomogło? Minęło samo, po czasie?
Dziękuję za Wasze pocieszające słowa, wystarczyło trochę odczekać. Oczywiście dla własnego spokoju włączyłam orzechy brazylijskie, migdały, lampkę czerwonego wina, l-argininę, wit. E (już rozumiem, dlaczego dr Jerzak przepisuje je od 1 do 15 dc) i dużo chodziłam, zrobiłam też jogę na otwarcie bioder. Choć pewnie to wszystko nie miało prawa zadziałać tak szybko, to endo w niecałe dwa dni powiększyło się z 4 do 7,4 mm, pęcherzyk wczoraj miał 17,1 mm. Wieczorem podałam ostatnią dawkę menopuru, żeby wszystko sobie jeszcze ładnie podrosło, a dziś z rana było ❤️ i ovitrelle. Od jutra mam podawać codziennie prolutex, clexane i cyclogest.
Za tydzień kontrola, czy wszystko dobrze wygląda. Owulację mam z prawej strony już chyba trzeci miesiąc pod rząd, a lewy jajnik, z którego były dwie ciąże, coś ostatnio śpi.
Z ciekawostek - zapytałam doktora co taka stymulacja przyniesie, skoro mamy i tak jeden pęcherzyk jak w normalnym cyklu. Powiedział, że tymi lekami działamy głównie na pogrubienie endometrium i możemy wyznaczyć dokładny czas współżycia, ale stymulacja nie poprawi np. jakości komórki jajowej. Czyli w sumie niczym szczególnym się ten cykl nie różni od takich naturalnych. Ale cóż, spróbować nie zaszkodzi 😉
Byłam dziś chyba pierwszy raz w życiu na kontroli po owulacji – doktor zauważył miejsce po pękniętym pęcherzyku na lewym jajniku, co oznacza, że pękły dwa! Endo ma między 8 a 9 mm, więc jest wystarczające. Wiadomo, że mogłoby być lepiej, ale taki wynik pozwala na zagnieżdżenie i w tej sytuacji w zupełności mnie zadowala. Mogło przecież nie urosnąć w ogóle 😉
W aptece za 20 strzykawek clexane i 14 fiolek prolutexu krzyknęli mi 220€. Nie wykupiłam tej recepty. Wyszłam stamtąd trochę zła, że doktor zapisuje mi tak drogie leki do zwykłego cyklu. Co innego w trakcie ivf, gdzie szanse są znacznie wyższe. Na szczęście w domu miałam jeszcze opakowanie neoparinu i zamiast prolutexu postawiłam na 2x1 cyclogest i 1x duphaston. I dobrze zrobiłam, bo dziś powiedział, że od biedy tego prolutexu brać nie muszę. Ogólnie po tej dawce proga czuję się fatalnie – w poniedziałek i wtorek nie mogłam się podnieść z łóżka, a resztę dnia walczyłam o przetrwanie. I to taki wymiar zmęczenia, który nie występuje u mnie naturalnie. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło – mogę się przynajmniej domyślać, że poziom progesteronu jest wysoki.
Jeśli chodzi o przyszłe cykle, to w sierpniu spróbujemy z letrozolem 2,5 mg ze względu na to, że nie mogę się spotkać z doktorem w pierwszej połowie miesiąca. Mam go brać od 5 do 9 dc, a kontrola będzie w okolicach 10/11 dc.
We wrześniu natomiast umawiam się na pierwszą wizytę do Reprofitu i zaczynamy 3 podejście do ivf 🤍 Myślę, że start stymulacji wypadnie jakoś na początek października.
Mam nadzieję, że 3 miesięczna poprawa jakości komórek (zdrowa dieta, ruch, suplementy) w połączeniu z najlepszymi lekarzami i embriologami przyniosą choć trochę lepszy efekt niż ostatnio. Jeszcze troszkę 🙏🏻
PS. Jeśli chcecie zrobić coś dobrego dla siebie, to wpiszcie na YT joga hormonalna / fertility yoga / yoga for 2 WW i spróbujcie zrobić choć jedną sesję. Takie ćwiczenia poprawiają ukrwienie w macicy (stymulują endometrium do wzrostu, ułatwiają zagnieżdżenie), wzgacniają mięśnie dna miednicy, przywracają równowagę hormonalną, redukują stres i napięcia. I świetnie działają na głowę!
Wiadomość wyedytowana przez autora 31 lipca, 09:18
1) Sierpień mogę opisać hasłem ,,quality time”. To był najlepszy miesiąc tego roku. Spędziłam dużo pięknych chwil z mężem i przyjaciółmi i porządnie odpoczęłam.
2) Miniony cykl po stymulacji menopurem i prawdopodobnie dwóch pękniętych pęcherzykach nie przyniósł cudu. Uwaga! Rada ,,wyjedźcie na wakacje” nie działa! 🤫
3) Od 5 do 9 dc stymulowałam się 1 tabletką letrozolu dziennie. W 11 dc było widać jeden pęcherzyk dominujący (16 mm) oraz dwa mniejsze, jednak mina doktora zrzedła na widok mojego endometrium, które miało niecałe 4 mm. Planował dać mi jeszcze jakieś zastrzyki, by to ratować, ale stwierdziłam, że odpuszczamy ten cykl w kwestii dalszych leków. Oczywiście obyło się bez najmniejszego komentarza, dlaczego tak się dzieje, obyło się bez szukania przyczyny. Doktor zaproponował mi kolejną procedurę ICSI tym razem z ministymulacją, żeby wychodować 3-4 pęcherzyki. Ponoć omówił to z kolegą. Profesor, który prowadzi tę klinikę od 25 lat musiał się konsultować, bo nie wiedział, co robić. Na moje pytanie czy nie moglibyśmy się starać naturalnie przy takiej ilości pęcherzyków odpowiedział, że wykluczone, bo jeszcze będziemy mieć trojaczki. Nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać.
4) Dostałam informację z Reprofitu, że będę stymulowana Puregonem w dawce 175 j. Jeśli bardzo się boję przestymulowania, możemy dawkę zmniejszyć do 150 j. Gdyby okres przyszedł punktualnie, w ostatnim tygodniu września mam sprawdzić na usg czy nie ma torbieli i od październikowej miesiączki ruszamy ze stymulacją 🙏🏻
5) Jest opcja, że niemiecka kasa chorych przejmie 50% kosztów procedury. Ostatni raz. Mam wysłać kosztorys z Reprofitu do zatwierdzenia. Byłaby to dla nas na pewno duża ulga.
6) Moje poszukiwania gina na miejscu, który mógłby zaopiekować się nami podczas procedury w CZ, na razie nie przyniosły skutku. Wczoraj dostałam odmowę od jednego, który stwierdził, że nie może nam pomóc, bo on się nie bawi w pośrednictwa. Jakby ivf to było to coś nielegalnego, naprawdę. Zapytałam na niemieckim forum i dziewczyny poradziły zapytać o to samo bezpośrednio w klinice leczenia niepłodności, tam bardziej znają temat. A jeśli nie, to będę musiała poszukać kogoś w Polsce.
7) Smaczek na koniec. Skonsultowaliśmy się z panią doktor z jednej z najbardziej znanych klinik w PL. Wysłuchała historii, przejrzała nasze wyniki i stwierdziła, że bolesny transfer już na starcie utrudnia zagnieżdżenie zarodka. Kobiety mają skurcze podczas transferów, których nie czują (lekarze widzą je na swojej aparaturze), a ja musiałam mieć skurcz stulecia, jeśli przez kilkanaście minut rozrywali mi na żywca zrosty i później przez kilka dni bolał mnie jeszcze brzuch. Powiedziała, że w takich przypadkach transfer wykonuje się w znieczuleniu (to też zaproponowali Czesi) lub przesuwa go na inny termin, by nie zmarnować zarodka. Więc nasze zarodusie nie dość, że słabiutkie, to na samym starcie miały utrudnione warunki. Doktor zaleciła na wszelki wypadek nospę na godzinę przed transferem, a później kontynuację 3-5 dni po nim. Zaproponowała też wykonanie histeroskopii lub cerwikoskopii przed następną punkcją i w tym samym cyklu świeży transfer, żeby zminimalizować ryzyko zrostów. A na cienkie endometrium może pomóc wlew domaciczny z Accofilu. I pomyślałaby w naszym przypadku o bardzo delikatnej stymulacji, żeby komórki nie straciły na jakości.
Z jednej strony cieszę się, że dowiedzieliśmy się tak ważnych rzeczy. Z drugiej natomiast zrozumiałam, że powodzenie kolejnej procedury zależy od naprawdę wielu czynników. Przeraża mnie trochę czwarta histeroskopia i wszystkie formalności z nią związane, ponieważ będę musiała to ogarniać na własną rękę, zdalnie, nie mieszkając ani nie lecząc się w PL. I to, że to jednorazowa akcja – gdy transfer się nie powiedzie, trzeba będzie zaczynać wszystko od początku. A jeśli dojdzie do hiperstymulacji, to i tak będzie trzeba odczekać przynajmniej jeden cykl, by transferować zarodek. Muszę to wszystko przegadać z doktor prowadzącą, a na szczęście nie ma z tym żadnego problemu.
Dużo mam myśli w głowie, ale jak zwykle lepiej mi, że je tu wyrzuciłam 🤍
Jestem podekscytowana i zarazem pełna obaw. Tłumię wszystkie myśli głęboko w sobie – zarówno te negatywne, jak i pozytywne. Negatywne boję się wypowiedzieć na głos, jak gdyby mogły się dzięki temu spełnić. A gdy zaczynam myśleć pozytywnie – moje drugie ja wręcz krzyczy „Głupia ty, nie łudź się! Nie rób sobie tego, bo będzie boleć kilka razy mocniej, gdy znowu się nie uda!”. Staram się więc zdystansować i nie wybiegać za daleko w przyszłość. Teraz myślę o kontrolnym usg za tydzień i rozpoczęciu stymulacji. Pani doktor zgodziła się na zmniejszenie dawki Puregonu do 150 jednostek. Nie marzę o 20 czy 30 pęcherzykach – wystarczy mi kilka, może 10, za to gdyby udało się nam wyhodować dobre jakościowo zarodki, byłabym przeszczęśliwa.
I znowu wybiegam za daleko w przyszłość! Ehh..
Nasza ostatnia procedura odbyła się w marcu. Po nieudanym transferze rzuciłam wszystko w kąt i zrobiłam sobie miesięczny reset dla głowy, kładąc na talerz to, na co akurat miałam ochotę. Dobrze mi to zrobiło i niczego nie żałuję.
W kwietniu i maju wróciłam do zdroworosądkowej diety, ale nie na 100%.
To diagnoza PCO dała mi kopa do działania. Od czerwcowej wizyty u Profesor J. wzięłam się za fraki i udowodniłam sobie, że mam silną wolę. Niedawno minęły dokładnie 3 miesiące odkąd zmieniłam swój styl życia. Największą rewolucją była rezygnacja z przetworzonych produktów typu wegetariańska chemia, brak podjadania pomiędzy posiłkami oraz zwiększenie spożycia warzyw i białka. Nie jest idealnie, ale się staram. Dodatkowo włączyłam dużo więcej ruchu, trening siłowy 2-3 razy w tygodniu, joga czasem codziennie, spacery, fizjoterapię, uciskanie punktu ST 36. I całą gamę suplementów na poprawę jakości komórek jajowych. Co z tego będzie – zobaczymy. Będę żywym przykładem tego, czy zmiana stylu życia wpływa na poprawę płodności, o ile to we mnie leży problem. Ale żeby nie było tak kolorowo - w ciążę nadal naturalnie nie zaszliśmy mimo comiesięcznych starań.
Proszę Was o ciepłe myśli. Żebym dała radę to jakoś udźwignąć i nie oszalała przy tym wszystkim. Żeby było dobrze bez względu na wynik.
Proszę, niech tym razem będzie dobrze, po prostu 🙏🏻
Wczorajszy i dzisiejszy dzień był dla mnie bardzo emocjonujący - pokonałam ponad 1000 km, by dotrzeć do Reprofitu na ostatnie usg przed punkcją. Ta mistyczna klinika, o której do tej pory jedynie czytałam, koordynatorka, z którą w ostatnim czasie wymieniłam spokojnie z 50 maili, pani doktor Rakosova - to wszystko naprawdę istnieje! Miałam w ręku nawet tę kolorowankę na odstresowanie! 🤍 Nawet nie potrafię ująć w słowa ile serdeczności mnie dziś spotkało i jak wiele uśmiechów i opieki dostałam od Czechów.
Usg pokazało 11 dojrzałych, 19-20 milimetrowych pęcherzyków. Jest też kilka mniejszych. Jestem szczęśliwa z tego wyniku, bo doświadczenie pokazało mi już dwa razy, że więcej nie zawsze znaczy lepiej. Dziś kończymy stymulację - zrobiłam już ostatni zastrzyk z puregonu, a jutro mam podać decapeptyl i ovitrelle. Ten pierwszy lek poprawia ponoć jakość komórek. Endometrium ma 6,7 mm - jest trójlinijne i według pani doktor spokojnie sobie jeszcze podrośnie do tych umownych 7 mm. Zrostów nie widać na usg ani po grubości endometrium, ale oczywiście wszystko okaże się w dniu punkcji. W każdym razie w tamtym miesiącu miałam zrobioną biopsję endo, narzędzie weszło bez problemu i wynik był ok - oby to był dobry znak 🙏🏻
Nie wiem kiedy to wszystko zleciało. Ten cykl jest inny niż wszystkie, zupełnie porąbany. Okres zaskoczył mnie kilka dni wcześniej, a ja nie miałam przy sobie wszystkich leków. Musiałam jechać 200 km do apteki, pen z lekiem za 800 zł wypadł mi na chodnik (całe szczęście nie rozsypał się w drobne kawałki), jednego dnia zaspałam i zrobiłam zastrzyk dwie godziny później. Byłam cały tydzień w gościach, spałam po 4 h dziennie, ćwiczyłam po kryjomu jak wszyscy szli spać, jadłam ciasto urodzinowe. Od 1 dc przyjmuję podskórnie nivalin, wczoraj natomiast totalnie o nim zapomniałam i przypomniałam sobie dopiero dziś po południu, pominęłam więc jedną dawkę. Accofil powinnam podać w 2 dc, a podałam w 4, bo nie miałam możliwości wcześniej. Abstrakcja jakaś.
Punkcja zaplanowana jest na poniedziałek. Chciałam do tego czasu ogarnąć jakiś talizman w ananasy, ale pewnie i to mi nie wyjdzie. Trudno, najwyżej namaluję sobie na skarpetce, tam pewnie już wszystko widziały 😅
A na koniec padł mi telefon i usunął się cały wpis - tak na podsumowanie tego chaosu 🙈
W poniedziałek odbyła się nasza trzecia punkcja. Gdy obudziłam się po narkozie czułam się nadzwyczaj dobrze. Po dwóch poprzednich razach dokuczało mi mocne rozpieranie w podbrzuszu (jak na taki mega, mega mocny okres), a tym razem nie pojawił się żaden dyskomfort. Przez myśl przebiegł mi nawet scenariusz, że nie udało się nic pobrać, jednak niedługo pani doktor rozwiała moje wątpliwości.
Pobrano 22 komórki, z tego 17 było dojrzałych. W macicy brak jest jakichkolwiek zrostów 🤍
Na końcowym usg przed weekendem widać było 11 pęcherzyków, ale ponoć w niektórych mogą znajdować się po dwie komórki. Za każdym razem pobierano dużo więcej komórek niż pokazywał obraz usg. Czy przy naturalnych staraniach byłyby z tego bliźniaki, czy to tylko efekt leków stymulujących? Ta kwestia bardzo mnie ciekawi i chciałabym przy okazji podpytać o to w klinice.
Po wszystkim poszliśmy na dobre śniadanko i udaliśmy się w drogę powrotną do domu. Z leków mam brać trzy razy dziennie estrofem, dwa razy dziennie cyclogest i raz dziennie clexane oraz decapeptyl. Takiego zestawienia nie miałam jeszcze nigdy. Wiem, że pani doktor ma na uwadze słabo przyrastające endometrium i czuwa nad wszystkim.
Wczoraj dostaliśmy informację o dalszym rozwoju zarodków. Zapłodniło się 16 z 17 komórek 🍀 Wyniki seminogramu były doskonałe – koordynatorka napisała, że takie parametry mają u nich tylko dawcy!
Raport o rozwoju zarodków przychodzi zawsze w pierwszy, trzeci i piąty dzień hodowli drogą mailową o godzinie 11. Daje to poczucie spokoju – w poprzedniej klinice na wyniki drogą telefoniczną czekałam zawsze jak na ścięcie i nigdy nie wiedziałam, kiedy zadzwonią z laboratorium.
Teraz jestem spokojna. Nie potrzebuję zajmować sobie głowy innymi myślami. Nie odliczam godzin do informacji z labo – co ma być to będzie, i tak tego przecież nie zmienię. Nasze zarodki są w rękach najlepszych embriologów, a o reszcie zadecydować może tylko Bóg. Nie wiem, czy to kwestia zaufania do kliniki czy tego, że nie mam siły już się tym przejmować. Złożyłam CV do nowej firmy i planuję swoje życie na następne miesiące. Mam plan "B", a nawet "C" i "D". I choć może nie powinnam w tym momencie o tym pisać, to myślę o adopcji i często rozmawiam o tym z mężem. Ta myśl, że zbliżamy się do końca naszych starań o dziecko napełnia moje serce przeogromnym pokojem.
Są szanse na świeży transfer, jeśli zostanie nam w piątym dniu jakiś zaroduś. A wczoraj dostaliśmy informację z kasy chorych, że dołożą nam się w 50% do kosztów procedury. Ogromny ciężar spadł nam z barków. Dziś jest dobrze i tego się trzymam 🤍
Mamy 14 prawidłowych zarodków 🙏🏻
Accofil i prograf poszedł w ruch. Decapeptyl, clexane, estrofem i cyclogest bez zmian. Jutro do zarodków się nie zagląda - wyjeżdżamy więc w ciemno do Ostrawy i mamy nadzieję, że jakiś Zaroduś przeżyje do transferu zaplanowanego na sobotę. Trochę zaczynam się denerwować.
Do wczoraj przeżyło 8 zarodków. Tylko jeden osiągnął stadium blastocysty (4BC), mieliśmy też trzy bardzo wczesne blastocysty klasy B i 4 morulki.
Zdecydowaliśmy się podać blastkę 4BC i jedną najładniej wyglądającą, bardzo wczesną blastkę B.
Ten transfer był inny niż dwa poprzednie. Zaciemniony pokój, koordynatorka u boku, lekarz, embriolog i pielęgniarka. I oczywiście mąż trzymający za rękę - tyle osób czuwało nad tym wszystkim. Na ekranie pokazali nam Kropusie, a chwilę później były już ze mną. Nawet nie wiem kiedy się to wydarzyło - pierwszy raz poznałam, czym jest bezbolesny transfer. Po wszystkim nie musiałam wstawać i zostawiono nas samych na 10 minut. Niby nic, a psychologicznie robi ogromną różnicę.
Godzinę przed transferem wzięłam tabletkę nospy i będę ją brać jeszcze przez kilka dni, żeby żadne skurcze niepotrzebnie nie denerwowały Kropków.
Miałam na sobie też pierwszy raz coś z ananasem. Zamówiłam małe naprasowanki z tym motywem, tymczasem przyszły takie wielkości mojej rozłożonej dłoni. Ale cóż, stwierdziłam, że szczęścia nigdy za mało - naprasowałam tego ananasa na czarną bluzę z tyłu i wyglądało to całkiem nieźle 😅
Byliśmy też oczywiście na frytkach w maku, akurat jest jeden na wyjeździe z Ostrawy (może specjalnie dla takich jak my? 🙈).
I choć ten wpis może wydawać się optymistyczny, cały wczorajszy dzień walczyłam, żeby się nie rozkleić. Co dzieje się z naszymi dotąd prawidłowo rozwijającymi się zarodkami po 3 dniu? Niby wtedy włącza się genom zarodka i rolę zaczyna odgrywać plemnik, ale mąż ma świetne wyniki seminogramu i bardzo małą fragmentację. Oboje mamy prawidłowe kariotypy, przebadaliśmy już dosłownie wszystko. Czy problem leży w moim PCO i słabych komórkach jajowych? Walczyłam o ich poprawę od wielu miesięcy, poza tym większość z nich jest dojrzałych i prawie wszystkie się zapładniają. Obawiam się, że problem może zaczynać się dopiero po połączeniu naszych komórek, a tego niestety nie jesteśmy w stanie ominąć.
Czarne chmury znad mojej głowy rozwiał jednak dzisiejszy telefon od koordynatorki - udało się zamrozić jeszcze jedną ładną blastkę 4BB, a 5 zarodków nadal żyje i zostają pod obserwacją do jutra. Jestem wdzięczna za to, co mam na ten moment 🙏🏻 Mamy jeszcze dla kogo walczyć!
Ciepłe skarpetki, dodatkowa bluzka na brzuszek, koktajl z arbuza, buraka i imbiru oraz leki poszły w ruch. Teraz tylko czekać, czy Kropkom się spodoba.
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 października, 11:56
Dziś jest już 5 dzień po transferze.
W tym tygodniu odpoczywam. Pracuję z domu, poleguję, wychodzę z pieskiem na spacery, robię zakupy, gotuję. Od 1dpt kłują mnie jajniki i odczuwam bóle miesiączkowe w podbrzuszu - to taki tępy ból rozlewający się na lędźwie i uda. Nie pozwalam mu się jednak nasilić, łykam wtedy nospę i staram się położyć.
Piersi mam bardzo nabrzmiałe, twarde, bolesne. Przez kilka dni po transferze odsypiałam cały stres ostatnich tygodni, ale od wczoraj mam znowu dużo energii. Zbadałam też proga, dzisiaj powinien przyjść wynik. Edit: jest, 4dpt 27,68 ng/ml.
Testuję, jak to ja, od samego początku. Testy jednak niewiele mi mówią, ponieważ przed punkcją zrobiłam dwa zastrzyki Zivafert (łącznie 10000 j.), który zawiera w sobie hcg. Dziś jest 12 dzień po zastrzyku i kreseczka nadal nie zniknęła. Miło na nią popatrzeć, choć nie musi nic znaczyć. Myślę, że 2-3 najbliższe dni dadzą mi pewność, w którą stronę zmierza sytuacja.
Wczoraj miałam natomiast bardzo ciężki dzień, ponieważ po konsultacji z panią doktor moje nadzieje na własne dziecko bardzo zmalały. Powiedziała, że reszta zarodków nie dała rady, a ich słaby rozwój wskazuje na problemy po stronie komórki jajowej (plemnik faktycznie odgrywa rolę po 3 dniu, ale wtedy zarodki najczęściej od razu się zatrzymują). Nie ma na to rady - gdyby teraz nie wyszło możemy próbować kolejnej stymulacji, zmiany leków, protokołu, ale nie ma gwarancji, że to pomoże. Wspomniała też, że część komórek możemy zapłodnić nasieniem dawcy i poobserwować rozwój zarodków, ale my na ten moment taką opcję odrzucamy. Niby to po mnie spłynęło, a jednak cały dzień nosiłam na sobie brzemię tej rozmowy i do teraz słowa pani doktor dźwięczą mi w głowie. Mogę robić wszystko, ale genetyki nie oszukam.. Poza tym naprawdę nie wiem, co miałabym jeszcze zmienić - jestem młoda, zdrowo się odżywiam, uprawiam sport, nie piję alkoholu, wysypiam się, nie stresuję. Może tak mnie po prostu stworzył Bóg.. Szkoda tylko, że podarował mi również tak silny instynkt macierzyński.
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 października, 13:49
Wiem, że nic nie wiem. Mam wrażenie, że testy ciągle są takie same. Dziś mija 15 dni od zastrzyku.
Kropusiu, bardzo bym chciała, żebyś był to Ty 🙏🏻
W dniu dodania poprzedniego wpisu wieczorem poczułam tak silny ból miesiączkowy, jakiego nie czułam już bardzo dawno. Przestraszyłam się i napisałam do koordynatorki - gdyby ból się nasilał miałam podejść na usg, bo istnieje ryzyko późnej hiperki. Rano na szczęście było już lepiej.
Wczoraj natomiast zobaczyłam na papierze troszkę różowej krwi. Dziś razem z cyclogestem pojawiły się lekkie upławy w kolorze kawy z mlekiem. Może to podrażnienie od globulek? Albo progesteron spada?
Piersi jednak nadal bardzo mocno bolą, są ogromne. Bóle podbrzusza towarzyszą mi codziennie od dnia transferu. Dodatkowo czuję takie spięcie / kulę w macicy.
Jutro podskoczę na betę i progesteron. Ach, jakbym chciała, by było dobrze 🥺
9 dpt - beta 4,62 mIU/ml, progesteron 11,9 ng/ml, estradiol 115,89 pg/ml
Dziś w Czechach jest dzień wolny od pracy, więc muszę do jutra poczekać na odpowiedź, czy mogę już odstawić leki.
Bardzo mnie cieszy, że zajęłaś głowę też normalnym życiem i małymi radościami 🩷 No i oczywiście zrosty i homocysteina 💪 A z tym pamiętnikiem to ja też myślałam że 3 strony, kilka wpisów, a się przeciągnęło.
Dobrze czytać Twój wpis pełen spokoju. Czuć z niego to wszystko i widać po nim, że jesteś zaopiekowana, niezależnie od tego ile kilometrów musisz pokonać aby zrealizować wszystkie badania. 🍀 Oby pchnęło Cię to wszystko w kierunku tego jednego celu. 🥰
Lia, myślałam ostatnio o Tobie. Co słychać ? Dziękuję za Twój wpis w moim pamiętniku, też tu nieraz zaglądam na wieści od Ciebie ❤️
Hej dziewczyny, dziękuję 🤍 Moniek, wszystko jest ok - muszę szrajbnąć w końcu jakiś wpis, może się niedługo zmotywuję 😀