Dobrze, że mąż ma inne spostrzeżenia i mówi, że jest dumny z naszej córeczki, że ładnie go łapie za palec, że mądrze jej z oczu patrzy itd.
6 lat starań nie wprowadziło mnie w taki stan jak teraz. Może to baby blues, może po prostu nas to przerasta.
Małej bardzo się ulewa i od wczoraj mamy do prania już 3 zestawy ubranek. Muszę jej kupić nowe bo nie wyrobimy w takim tempie z paniem. Poza tym chyba jednak lepiej jej w 50 niż 56.
Przebierałam dziś pierwszy raz w życiu dziecko, moje dziecko ❤️ a położna na mnie że za wolno i że wyziębi się u już ma chłodne stopki pewnie. No starałam się szybko i sprawnie ale to pierwszy raz a po drugie to wszędzie na filmikach pokazują że dziecko trzeba przebierać powoli by czuło się bezpiecznie. A ja to robię też w jej wózeczku które jest nisko i kręgosłup mnie boli (kit z tym) Malutka ma kabelki od mierzenia tętna przy nóżce, sondę w nosku, macha kończynami a body i pajaca milion napów, nie jest to dla mnie aż takie łatwe jak dla kobiet, które to robią non stop.
Nie mogę jej przytulić jak płaczę ani jak śpi, bo "się przyzwyczai i będzie płakać w nocy". Ku... to jak ja mamy nawiązać więź że swoim dzieckiem?😰😰😰
Dzisiaj mnie wypisują. Jestem przerażona jak to ogarniemy i jak mam zostawić Marysię tu samą na tyle godzin.
Boję się też relacji z mężem, bo ja jestem w rozsypce i tylko bym płakała, a on się denerwuje jak ja płaczę bo nie potrafi mnie pocieszyć i tak czasami wpadamy w błędne koło 😔
Dobrze że mam ten pamiętnik no nawet nie mam komu się wyżalić...
10 doba. Za jednym razem odciągam 30ml z obu piersi łącznie. To jakieś 250 ml na dobę. Dramat 😰
Matka produkuje minimalne ilości jedzenia, a dziecko nie umie zjeść nawet tego... tośmy się dobrały 😧
Jak wychodzę ze szpitala to mam wrażenie jakby mi ktoś ją odbierał😰
Wiem, że są tu mamy od 3 miesiecy, ale dla mnie każdy dzień to wieczność. A w mieszkaniu puste łóżeczko, pusty wózek, wanienka, cały nasz dom czeka na Marysię... nawet choinka jeszcze czeka...
Nasza Calineczka ur. 2070g spadła do ok 1950g kilka dni po porodzie, a dziś w 10 dobie waży już 2130g - idzie jak burza ☺️
Kontakty z rodzicami ograniczam, znaczy z mamą, bo tata jest chyba śmiertelnie na mnie obrażony za ostatnia rozmowę sprzed paru dni jak ich zapytałam - gdzie byli wcześniej.
Po prostu jestem zmęczona i nie mam ochoty marnować energii nawet na zbędne gadanie.
No, może nie tyle zapomniałam, co po prostu łatwiej czytać niż pisać gdy tytule się dzieje, ale wrócę do systematyczności bo już żałuję że prawie 2 tyg. z życia Marysi mi uciekły.
Od 17 stycznia jesteśmy w domku♥️♥️♥️
13 stycznia Malutka cały dzień piła całe porcję z butelki a dzień później p. dr zapowiedziała wolność 😊 Tak szybko się to zadziało, że aż się przestraszyłam - no jak to? Już to domu? Yyyy...może jeszcze weekend spędzimy bezpiecznie w szpitalu... Głupia matka 🤦
Na szczęście w dniu wyjścia udało nam się przystawić do piersi za pomocą cdl, ale pani orzekła, że Malutka za malutka i nie ma siły ciągnąć, w c mamy próbować raz dziennie ale jej nie przemęczać. (O cycu będzie jeszcze później)
Wyszliśmy do domu z wagą 2330💪💪
Stan ogólny całkiem zdrowy bobasek tylko musimy przybierać na wadze 😊
Pierwszy tydzień za nami ♥️
Marysia jest cudowna, głównie śpi, budzi się, w raczej my ją budzimy na jedzonko. Grzeczna, urocza, proporcjonalna i tak słodko się uśmiecha. Jest perfekcyjna🙈
Szkoła życia w szpitalu pozwoliła nam przełamać lody i chyba nieźle sobie radzimy z opieką i pielęgnacją 😉 (rodzice moi wpadli na 2 dni i nawet mama uznała, że dobrze nam idzie. Chociaż chwilę żałowałam że byli tak krótko, bo jednak widziałam doświadczenie mamy jak przebierała bobasa. No cóż, jest jak jest, uczymy się siebie, jest dobrze 🙂
Po kilku dniach nawet zrobiliśmy samo kąpiel i Marysia to polubiła, chociaż rodzice jeszcze trochę nieporadni 🙈
Wizyta położnej pierwsza za nami, wszystko ok i wizyta u lekarza poz też - średnio jestem zadowolona, postraszyli nas żółtaczką, ale na szczęście wszystko ok. Mamy skierowanie do neurologa, ortopedy i poradni rehabilitacyjnej, ale wszystko na razie tylko kontrolnie. Muszę się za to zabrać i nad poumawiać - pewnie skończy się na prywatnej wizycie.
Pisałyście o sposobach na laktację - w skrócie - cdl w szpitalu powiedziała, że jestem perfekcyjnie przygotowana i znam teorie... No, tylko że okazuje się że to za mało.
Piję Femaltiker, odciągam co 3h nawet w nocy, czasami co 2-2,5h.
Stosuję system 77-55-33 a nawet power pumping. I dupa. Z 7-5-3 czyli po pół godziny mam ok 30ml z obu piersi łącznie, a przy pp, czyli po godzinie ok. 50 ml. 😢😢 Staje na rzęsach, system się ale ani mililitra więcej nie osiągam od kilku dni, a Marysia je teraz ok 70ml na jeden posiłek, więc jeszcze trochę że mm będzie w 6/8 posiłków 😢😢
Plan dnia przeplata się - co 3h przewijanie i karmienie (ok. 1h zamieszania), co 3h laktator (ok 1h), w międzyczasie coś jem, pomiędzy tym na sen w nocy zostaje ok 1-1,5h i to nie zawsze, bo np Malutka ma czas czuwania, albo budzi się na wcześniejsze karmienie.
Jesteśmy zmęczeni, ale jeszcze trzyma nad adrenalina i jakos dajemy radę - ciekawe ile. Aha, mąż czasami też karmi i przewija, ale głównie gotuje, sprząta, pierze, prasuje, no dosłownie robi wszystko czego ja nie robię no i czuwa nad Malutką gdy ją padam snem twardym o różnych porach. Przeraża nas tylko, że już ŻADEN budzik nas nie budzi 🙈 dobrze że ja się budzie intuicyjnie, bo męża to chyba alarm nuklearny już nawet nie budzi.
Resztę napisze później, bo kończę ściąganie pokarmu. Oczywiście 50 ml po godzinie 😢😢😢😢
No, może nie tyle zapomniałam, co po prostu łatwiej czytać niż pisać gdy tyle się dzieje, ale wrócę do systematyczności bo już żałuję że prawie 2 tyg. z życia Marysi mi uciekły.
Od 17 stycznia jesteśmy w domku♥️♥️♥️
13 stycznia Malutka cały dzień piła całe porcję z butelki a dzień później p. dr zapowiedziała wolność 😊 Tak szybko się to zadziało, że aż się przestraszyłam - no jak to? Już to domu? Yyyy...może jeszcze weekend spędzimy bezpiecznie w szpitalu... Głupia matka 🤦 na szczęście nikt nie podchwycił weekendu i e pt wieczorem pożegnaliśmy wszystkie położne i ciocie. Aż dziwnie było rozstać się ze szpitalem po 2 miesiącach. I pewnie dziwnie to zabrzmi, ale za jakieś 2 lata chętnie bym wróciła na patologię ciąży 🤦😜
Na szczęście w dniu wyjścia udało nam się przystawić pierwszy raz do piersi za pomocą cdl, ale pani orzekła, że Malutka za malutka i nie ma siły ciągnąć, więc mamy próbować raz dziennie aby jej nie przemęczać. (O cycu będzie jeszcze później a raczej jego braku).
Wyszliśmy do domu z wagą 2330💪💪
Stan ogólny - całkiem zdrowy bobasek tylko musimy przybierać na wadze 😊 Przybieramy obecnie ok. 36g na dobę ☺️
Pierwszy tydzień za nami ♥️
Marysia jest cudowna, głównie śpi, budzi się, a raczej my ją budzimy na jedzonko. Grzeczna, urocza, proporcjonalna i tak słodko się uśmiecha. Jest perfekcyjna😍
Szkoła życia w szpitalu pozwoliła nam przełamać lody i chyba nieźle sobie radzimy z opieką i pielęgnacją 😉 (rodzice moi wpadli na 2 dni i nawet mama uznała, że dobrze nam idzie. Chociaż chwilę żałowałam że byli tak krótko, bo jednak widziałam doświadczenie mamy jak przebierała bobasa). No cóż, jest jak jest, uczymy się siebie, jest dobrze 🙂
Po kilku dniach nawet zrobiliśmy pierwszą kąpiel i Marysia to polubiła, chociaż rodzice jeszcze trochę nieporadni 🙈
Wizyta położnej za nami, wszystko ok i wizyta u lekarza poz też - średnio jestem zadowolona, postraszyli nas żółtaczką, ale na szczęście wszystko ok. Mamy skierowanie do neurologa, ortopedy i poradni rehabilitacyjnej, ale wszystko na razie tylko kontrolnie. Muszę się za to zabrać i nas poumawiać - pewnie skończy się na prywatnej wizycie.
Pisałyście o sposobach na laktację - w skrócie - cdl w szpitalu powiedziała, że jestem perfekcyjnie przygotowana i znam teorie... No, tylko że okazuje się że to za mało.
Piję Femaltiker, odciągam co 3h nawet w nocy, czasami co 2-2,5h.
Stosuję system 77-55-33 a nawet power pumping. I dupa. Z 7-5-3 czyli po pół godziny mam ok 30ml z obu piersi łącznie, a przy pp, czyli po godzinie ok. 50 ml. 😢😢 Staje na rzęsach, staram się ale ani mililitra więcej nie osiągam od kilku dni, a Marysia je teraz ok 70ml na jeden posiłek, więc jeszcze trochę a mm będzie w 6/8 posiłków 😢😢
Plan dnia przeplata się - co 3h przewijanie i karmienie (ok. 1h zamieszania), co 3h laktator (ok 1h), w międzyczasie coś jem, pomiędzy tym na sen w nocy zostaje ok 1-1,5h i to nie zawsze, bo np Malutka ma czas czuwania, albo budzi się na wcześniejsze karmienie.
Jesteśmy zmęczeni, ale jeszcze trzyma nad adrenalina i jakos dajemy radę - ciekawe ile. Aha, mąż czasami też karmi i przewija, ale głównie gotuje, sprząta, pierze, prasuje, no dosłownie robi wszystko czego ja nie robię no i czuwa nad Malutką gdy ją padam snem twardym o różnych porach. Przeraża nas tylko, że już ŻADEN budzik nas nie budzi 🙈 dobrze że ja się budzie intuicyjnie, bo męża to chyba alarm nuklearny już nawet nie budzi.
Resztę napisze później, bo kończę ściąganie pokarmu. Oczywiście 50 ml po godzinie 😢😢😢😢
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 stycznia 2020, 21:15
Chciałam umówić się do polecanej regionalnej cdl...po rozmowie tel. uzyskałam info, że robię już WSZYSTKO by poprawić laktację, że pani wątpi, by nam pomogła (przynajmniej nie naciąga na kasę), że mam nie przystawić na długo i za często dziecka do piersi bo tylko je męczę, że... przy takich działaniach to mam bardzo mało pokarmu...między wierszami - daj sobie babo spokój o przejdź na mm😢
No więc, nie umówiłam się na spotkanie, bo nie ma to sensu.
Mąż obliczył, że obecnie zapewniam swoim pokarmem 66% dziennego zapotrzebowania. Zdaje sobie sprawę, że jak wzrośnie dawka dzienna, to ten wkład mój będzie maleć drastycznie 😢
Najgorsze nie jest to że Marysia będzie jadła tylko mm, nie to, że pokarm mi się jeszcze nie pojawił s już znika.
Najgorsze, najbardziej bolesne, jest to, że moje dziecko nie lubi smoka, średnio akceptuje butelkę, ale nawet jak jej nie przystawiam to otwiera dziubek, odwraca główkę i szuka cyca. A jak się dorwie, to trzyma brodawkę nawet do godziny.
Moje dziecko wo co to pierś, ma instynkt jak ja obsługiwać, a ja jej to uniemożliwiam. To mnie najbardziej boli 😓😓😓
Ale jak widzę, gry Malutka jak charakterystycznie kręci gwałtownie główką otwartym dziubkiem ewidentnie szukając cyca to mi serce pęka, że będę musiała ją tego pozbawić 😢
Wczoraj po tej rozmowie z cdl rozryczałam się najbardziej od czasów jeszcze sprzed ciąży. Mąż mnie wziął na kolana, Marysię mi położył na moich kolanach i w takiej kanapkowej konfiguracji siedzieliśmy i mnie pocieszał. Męża mam wspaniałego ♥️
Dziś dałam Marysi jej porcję 70 mojego mleka, ale marudziła po zjedzeniu, więc dałam jeszcze świeżo odciągnięte (świeże jak od dojnej krowy 🙈🙈🙈) 20ml i dopiero usnęła. Jeśli jej porcję wzrosną szybko, to szybko kp będzie hobbystyczne🤷
Marysia nie spała od 2-4 w nocy, ja razem z nią. Tyle tylko że ja marząc o śnie, a córka - o poznawaniu świata 😊 Nad ranem ja padłam, mąż przejął wszystkie funkcje okołodzieciowe ♥️ a córcia - nadal była w fazie grzecznej aktywności. Sen nadrobiła koło południa 🤗
Jutro druga wizyta położnej i wyprawa do neurologa. Mam nadzieję że tylko pro forma.
EDIT:
Aha, wczoraj w ramach pocieszeńaz powiedział mi - zobacz jakie mamy dziś problemy (czyt. brak kp to w zasadzie żaden problem), a jakie mieliśmy rok temu...
Dokładnie rok temu 28. stycznia 2019 r. napisałam na OF o tym jak życie jest niesprawiedliwe, bo właśnie przeżywaliśmy utratę drugiej ciąży. Beta pojawiła się i zniknęła, jak jakiś durny żart od losu, bo przecież właśnie byliśmy załamani diagnozą, że u mnie na ciążę nie ma ŻADNYCH szans...
Dziś dokładnie po tamtych czarnych chwilach nasza Genetyczna Kompilacja, nasza Niespodzianka śpi sobie w kokonie (z mojej poduszki ciążowej) na kanapie, a my jemy orzeszki i chipsy oglądając tv...no dobra, głównie oglądając miny jakie strzela Marysia, bo są o wiele ciekawsze niż tv😍
Moje Drogie, nie poddawajcie się. Życie daje to czego pragniemy w najlepszym dla nas czasie. Ja mam wrażenie, że właśnie dopiero teraz jestem gotowa na macierzyństwo i jest cudownie mimo braku snu😊😉
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 stycznia 2020, 19:56
Według położnej środowiskowej Marysia rozwija się bardzo ładnie. Zero odparzeń (chociaż ja sama mam zastrzeżenia co do fałdki na szyjce i w pachwinkach nóżek), przybiera prawidłowo 35-37 g/dobę, skóra ładna, nie ulewa, nie ma kolek, jedynie męczą ją gazy, ale nie płacze, a jedynie stęka i się pręży z tego powodu. No i co do zasady je bardzo ładnie, nie odmawia ani cyca, ani butelki... TYLKO/ ALE...
Marysia bardzo lubi mamlać cyca. Tak, "mamlać" to chyba dobre określenie, bo wyciąga każdorazowo z obu łącznie 10-30 ml maluteńko, a tak dzielnie pracuje operując swoim języczkiem i kocham patrzeć jak kręcąc główką w sposób bardzo profesjonalny otwiera dziubek i łapie brodawkę. Jedynie serce mi się łamie gdyż mam świadomość, że biedna się napracuje i niewiele uzyska. Nadal będzie głodna. Według płożnej i cdl ma za mało siły, ale może jeszcze tydzień, dwa i zaskoczy...
Byliśmy w poradni laktacyjnej w szpitalu na Karowej. Diagnoza - Malutka ma za mało siły, a do tego odniosłam wrażenie, że cdl nie była zachwycona, że na patologii noworodka tak późno dostawili mi ją do piersi (po 3 tyg.) i obawiam się, że to plus sam fakt karmienia sondą mogły spowodować nasze problemy. To wszystko wiem, ale poza tym poprawiłyśmy trochę technikę przystawiania i układu buźki - na razie nie widzę poprawy z tego powodu, no ale przynajmniej robimy wszystko co w naszej mocy...
... o tak, położna i cdl były, serio, pod wrażeniem moich starań i determinacji. Pełne podziwu, że mimo takiego startu Mała nadal je więcej mojego pokarmu niż mm. Podobno rzadko się zdarza by mama tak walczyła o kp i podobno udaje mi się (jeszcze) bo mam poukładane w głowie, a pokarm jest w głowie (jak to mówi moja mama, a ja się na nią za to wściekałam). Faaajnie, nawet nie zdawałam sobie sprawy, że robię coś nadzwyczajnego. Cdl twierdziła też, że nie wie skąd, ale mam bardzo dobrą intuicję by wiedzieć jak dozować kp, kpi, mm. No i super, że zapisuję każdą godzinę podania jedzonka i jego ilość, ilość z laktatora i z kp.
Normalnie jestem super przygotowana i w ogólne, tylko... dzisiaj po praz pierwszy odkąd prowadzę statystki Marysia zjadła więcej mm niż mojego pokarmu (kp+kpi) więc obawiam się, że moje dobre chęci i samozaparcie nie wystarczą pokarmu mi nie przybywa, chyba wręcz odwrotnie, a przecież Malutka będzie jadła coraz więcej
Dzisiaj koleżanka, mama rocznego synka, napisała mi, że ona też walczyła z laktatorem co 3 godziny, bo mówiono jej, że się pokarm zwiększy, a tu d... i po 6 tyg, przeszła na mm. Mam wrażenie, że z tym kp, to tak trochę jak ze staraniami o dziecko. Nie mówi się o problemach, jedynie głośno jest o tym, że dziecko jest, że karmienie piersią jest, a co się za tym kryje, to już nikt nie wnika, zaś przejście na mm to z góry ocena, że matka wyrodna i leniwa.
Ale fakt - czuję, że przejście na mm pozwoli mi na więcej snu i zmniejszy stres i presję. Podobno ok 90% dzieci w Pl jest karmione piersią tylko do końca 1 miesiąca życia, więc w sumie i tak wychodzimy poza statystyki.
Czasami leżę na łóżku i ryczę, jakbym nadrabiała brak huśtawki nastroju w ciąży i połogu. Wiem, że przejście na wyłączne mm będzie dla mnie traumatyczne, ale już powoli się na to nastawiam, mam nadzieję, że dam radę to psychiczne udźwignąć... wszak miałam w ogóle nie karmić, więc ogólnie jest nieźle, by nie powiedzieć - jest dobrze! Na razie...
Właśnie siedzimy z mężem w salonie i oglądamy Aqumena. Marysia śpi w sypialni. Oczywiście mamy monitor oddechu (na nianię elektryczną jednak się nie zdecydowaliśmy, wszak mieszkanie ma tylko 65 m2) i zaglądamy do niej. To pierwszy mój/nasz film od początków listopada!
Inne tematy do opisania:
- jestem przewrażliwiona na punkcie córki i strofuję męża ponad miarę
- niedoskonała pielęgnacja
- historia mojej kuzynki
- chrzest Marysi a mój brat
- wizyta moich rodziców
- neurolog, ortopeda, szczepionki
Ostatnie tygodnie nie były łatwe dla mnie psychicznie. Nie jakieś tam depresje, ale zdecydowanie zdarzały mi się dni z tzw. obniżonym nastrojem i poznałam co to płaczliwość. Miała dwie akcje, że ryczałam całą noc lub pół dnia, co oczywiście frustrowało mojego męża, no ale przetrwaliśmy. Robiłam wszystko co do mnie należy, uśmiechałam się do Marysi, ale nie miałam siły włączyć notebooka (nie lubię pisać na laptopie bo jakiś wielki mi się wydaje) by uzupełniać wpisy, ale przez komórkę oczywiście śledzę cały czas ovufriendową rodzinkę
Nie wiem od czego zacząć...
Od kilku tygodni karminy się tylko piersią Położna środowiskowa i cdl były z nas dumne, bo to jednak ni było łatwe po tej sondzie i przystawieniu do piersi dopiero w 3 miesiącu życia. Ale było warto walczyć. Ten odruch kręcenia główką oznaczający szukanie cyca i to ufne spojrzenie podczas jedzenia... bezcenne i żadna butelka tego nie zastąpi (aczkolwiek zdecydowanie dostrzegam zalety butelki po 2 miesiącach tego sposobu karmienia, ale tylko czasami za tym tęsknię )
Czasami mam obawy, czy Marysia się najada, no ale skoro po karmieniu nie marudzi, moczy pieluszki i trochę jednak przybiera na wadze swoim tempem, to nie jest źle. Zresztą ostatnimi czasy ma odruch wymiotny jak tylko próbuję jej włożyć butelkę do buzi, więc chyba jest ok.
Zapisałam się na kilka grup fb. Jeszcze niewiele rozumiem z tych o BLW, no ale mam czas, za to z tych o karmieniu piersią zrozumiałam m.in. że nie mam na co narzekać i że laktator nie odzwierciedla pojemności piersi.
Tyle, że Marysia ma codziennie od 16 do 20 fazę, że je cyca, usypia, ja ją odkładam, ona się po 30 sekundach budzi i chce cyca, je, usypia, ja ją odkładam, ona się budzi po 30 sekundach i daje znać, że jest głodna, więc je cyca, usypia...i tak przez 3-4h. Czasami dłużej śpi mi na rękach jak jej nie odłożę, no ale po jakimś czasie ręce mi odpadają, a pęcherz wymaga cewnika
Po 20. usypia ją częściej mąż a ja mam czas na zjedzenie i umycie się, chwilę relaksu. Później już śpi i budzi się tylko co 2-3h na jedzonko. Czasami akcje permanentnego jedzona ma też po 11 do południa, ale wtedy przerywam tą passę spacerkiem i jakoś dajemy radę
Właśnie się obudziła, bo już 2h minęły
Ostatnie tygodnie nie były łatwe dla mnie psychicznie. Nie jakieś tam depresje, ale zdecydowanie zdarzały mi się dni z tzw. obniżonym nastrojem i poznałam co to płaczliwość. Miała dwie akcje, że ryczałam całą noc lub pół dnia, co oczywiście frustrowało mojego męża, no ale przetrwaliśmy. Robiłam wszystko co do mnie należy, uśmiechałam się do Marysi, ale nie miałam siły włączyć notebooka (nie lubię pisać na laptopie bo jakiś wielki mi się wydaje) by uzupełniać wpisy, ale przez komórkę oczywiście śledzę cały czas ovufriendową rodzinkę
Nie wiem od czego zacząć...
Od kilku tygodni karminy się tylko piersią Położna środowiskowa i cdl były z nas dumne, bo to jednak ni było łatwe po tej sondzie i przystawieniu do piersi dopiero w 3 miesiącu życia. Ale było warto walczyć. Ten odruch kręcenia główką oznaczający szukanie cyca i to ufne spojrzenie podczas jedzenia... bezcenne i żadna butelka tego nie zastąpi (aczkolwiek zdecydowanie dostrzegam zalety butelki po 2 miesiącach tego sposobu karmienia, ale tylko czasami za tym tęsknię )
Czasami mam obawy, czy Marysia się najada, no ale skoro po karmieniu nie marudzi, moczy pieluszki i trochę jednak przybiera na wadze swoim tempem, to nie jest źle. Zresztą ostatnimi czasy ma odruch wymiotny jak tylko próbuję jej włożyć butelkę do buzi, więc chyba jest ok.
Zapisałam się na kilka grup fb. Jeszcze niewiele rozumiem z tych o BLW, no ale mam czas, za to z tych o karmieniu piersią zrozumiałam m.in. że nie mam na co narzekać i że laktator nie odzwierciedla pojemności piersi.
Tyle, że Marysia ma codziennie od 16 do 20 fazę, że je cyca, usypia, ja ją odkładam, ona się po 30 sekundach budzi i chce cyca, je, usypia, ja ją odkładam, ona się budzi po 30 sekundach i daje znać, że jest głodna, więc je cyca, usypia...i tak przez 3-4h. Czasami dłużej śpi mi na rękach jak jej nie odłożę, no ale po jakimś czasie ręce mi odpadają, a pęcherz wymaga cewnika
Po 20. usypia ją częściej mąż a ja mam czas na zjedzenie i umycie się, chwilę relaksu. Później już śpi i budzi się tylko co 2-3h na jedzonko. Czasami akcje permanentnego jedzona ma też po 11 do południa, ale wtedy przerywam tą passę spacerkiem i jakoś dajemy radę
Właśnie się obudziła, bo już 2h minęły
Ostatnie tygodnie nie były łatwe dla mnie psychicznie. Nie jakieś tam depresje, ale zdecydowanie zdarzały mi się dni z tzw. obniżonym nastrojem i poznałam co to płaczliwość. Miała dwie akcje, że ryczałam całą noc lub pół dnia, co oczywiście frustrowało mojego męża, no ale przetrwaliśmy. Robiłam wszystko co do mnie należy, uśmiechałam się do Marysi, ale nie miałam siły włączyć notebooka (nie lubię pisać na laptopie bo jakiś wielki mi się wydaje) by uzupełniać wpisy, ale przez komórkę oczywiście śledzę cały czas ovufriendową rodzinkę
Nie wiem od czego zacząć...
Od kilku tygodni karminy się tylko piersią Położna środowiskowa i cdl były z nas dumne, bo to jednak ni było łatwe po tej sondzie i przystawieniu do piersi dopiero w 3 tyg. życia. Ale było warto walczyć. Ten odruch kręcenia główką oznaczający szukanie cyca i to ufne spojrzenie podczas jedzenia... bezcenne, a ile się dzieć przy tym ugada 😁 żadna butelka tego nie zastąpi (aczkolwiek zdecydowanie dostrzegam zalety butelki po 2 miesiącach tego sposobu karmienia, ale tylko czasami za tym tęsknię )
Czasami mam obawy, czy Marysia się najada, no ale skoro po karmieniu nie marudzi, moczy pieluszki i trochę jednak przybiera na wadze swoim tempem, to nie jest źle. Zresztą ostatnimi czasy ma odruch wymiotny jak tylko próbuję jej włożyć butelkę do buzi, więc chyba jest ok.
Zapisałam się na kilka grup fb. Jeszcze niewiele rozumiem z tych o BLW, no ale mam czas, za to z tych o karmieniu piersią zrozumiałam m.in. że nie mam na co narzekać i że laktator nie odzwierciedla pojemności piersi.
Tyle, że Marysia ma codziennie od 16 do 20 fazę, że je cyca, usypia, ja ją odkładam, ona się po 30 sekundach budzi i chce cyca, je, usypia, ja ją odkładam, ona się budzi po 30 sekundach i daje znać, że jest głodna, więc je cyca, usypia...i tak przez 3-4h. Czasami dłużej śpi mi na rękach jak jej nie odłożę, no ale po jakimś czasie ręce mi odpadają, a pęcherz wymaga cewnika
Po 20. usypia ją częściej mąż a ja mam czas na zjedzenie i umycie się, chwilę relaksu. Później już śpi i budzi się tylko co 2-3h na jedzonko. Czasami akcje permanentnego jedzona ma też po 11 do południa, ale wtedy przerywam tą passę spacerkiem i jakoś dajemy radę
Właśnie się obudziła, bo już 2h minęły
Wiadomość wyedytowana przez autora 21 marca 2020, 08:42
Ostatnie tygodnie nie były łatwe dla mnie psychicznie. Nie jakieś tam depresje, ale zdecydowanie zdarzały mi się dni z tzw. obniżonym nastrojem i poznałam co to płaczliwość. Miała dwie akcje, że ryczałam całą noc lub pół dnia, co oczywiście frustrowało mojego męża, no ale przetrwaliśmy. Robiłam wszystko co do mnie należy, uśmiechałam się do Marysi, ale nie miałam siły włączyć notebooka (nie lubię pisać na laptopie bo jakiś wielki mi się wydaje) by uzupełniać wpisy, ale przez komórkę oczywiście śledzę cały czas ovufriendową rodzinkę
Nie wiem od czego zacząć...
Od kilku tygodni karminy się tylko piersią Położna środowiskowa i cdl były z nas dumne, bo to jednak ni było łatwe po tej sondzie i przystawieniu do piersi dopiero w 3 miesiącu życia. Ale było warto walczyć. Ten odruch kręcenia główką oznaczający szukanie cyca i to ufne spojrzenie podczas jedzenia... bezcenne i żadna butelka tego nie zastąpi (aczkolwiek zdecydowanie dostrzegam zalety butelki po 2 miesiącach tego sposobu karmienia, ale tylko czasami za tym tęsknię )
Czasami mam obawy, czy Marysia się najada, no ale skoro po karmieniu nie marudzi, moczy pieluszki i trochę jednak przybiera na wadze swoim tempem, to nie jest źle. Zresztą ostatnimi czasy ma odruch wymiotny jak tylko próbuję jej włożyć butelkę do buzi, więc chyba jest ok.
Zapisałam się na kilka grup fb. Jeszcze niewiele rozumiem z tych o BLW, no ale mam czas, za to z tych o karmieniu piersią zrozumiałam m.in. że nie mam na co narzekać i że laktator nie odzwierciedla pojemności piersi.
Tyle, że Marysia ma codziennie od 16 do 20 fazę, że je cyca, usypia, ja ją odkładam, ona się po 30 sekundach budzi i chce cyca, je, usypia, ja ją odkładam, ona się budzi po 30 sekundach i daje znać, że jest głodna, więc je cyca, usypia...i tak przez 3-4h. Czasami dłużej śpi mi na rękach jak jej nie odłożę, no ale po jakimś czasie ręce mi odpadają, a pęcherz wymaga cewnika
Po 20. usypia ją częściej mąż a ja mam czas na zjedzenie i umycie się, chwilę relaksu. Później już śpi i budzi się tylko co 2-3h na jedzonko. Czasami akcje permanentnego jedzona ma też po 11 do południa, ale wtedy przerywam tą passę spacerkiem i jakoś dajemy radę
Właśnie się obudziła, bo już 2h minęły
Jest cudownym grzecznym dzieckiem. Nie wiem co to płaczliwe dziecko. Awantura jest tylko podczas wyjmowania z kąpieli (ratunku! Rodzice mnie torturują, no dramat 🙈), bo sama kąpiel to chillout 🙃 czasami też płacze gdy nagle sobie przypomni, że jest głodna, no ale tu cyc załatwia sprawę 😊
Nie wiem też co to kolki, przeżyliśmy tylko w styczniu jeden atak, ani co to odparzenia pieluszkowe, czy potówki.
Za to przekopałam odmęty Internetu co do problemów z cerą niemowlęcą. Początkowo zapowiadało się na zwykły trądzik niemowlęcy. Tak powiedział pediatra D. i kazał nam stosować kąpiel z nadmanganianu potasu, a buzię przemywać wodą. Marysia miała czerwone plamki na główce i buzi. Zasadniczo rutynowe postępowanie. Z czasem główka nadal była czerwona, ale policzki stawały się coraz bardziej szorstkie i czerwone jakby ktoś jej przyłożył żelazko do buzi😟 Było coraz gorzej. Podczas szczepienia inna pediatra R. (wolę tego pierwszego pediatrę D., no ale ta R. akurat obsługuje zdrowe dzieci i szczepionki) powiedziała że trądzik, a policzki są takie od pocierania (Marysia jak tylko ją nosiłam na rękach tarła o mnie policzkami - pewnie ją swędziały) więc mam smarować je Linomagiem. Zrobiłam to tylko raz, bo nie było poprawy. Ech, w końcu wyczytałam na jakiejś grupie o Bephantenie Sensiderm. Trzy dni i wszystko zbladło, poprawiło się, w końcu prawie znikło 💪mama znachor diagnosta, niech żyją grupy na FB💪 Prawie, bo nadal dzień niesmarowania powoduje nawrót. Czasami zmieniam na krem z Dermediki no ale Bephanten wymiata. Aha i nauczyłam się robić kąpiel z krochmalu. Mączka ziemniaczana jest dobra na wszystko!
Gorzej, że tylko łagodzę objawy, a nadal nie wiem co dolega Marysi. Może to skaza białkowa (odstawiłam nabiał, od jutra będę znowu piła mleko i zobaczymy czy coś się znowu pogorszy), czy AZS - to chyba bardziej bo na to jest m.in. Dermedika, a może jeszcze coś innego🤔 Problem jest tylko na buzi, więc nie ułatwia to diagnozy, ale też całe szczęście że reszta ciałka ok .Z nikąd pomocy, więc mam nadzieję że nie przedawkuję Bephantenu, zaraza minie i udamy się do dermatologa, alergologa i całej rzeszy innych specjalistów, którzy nam przepadają 🙁
Ach, nawet nie wiem kiedy zeszły Marysi czerwone plamki z główki, bo zaatakowała nas ciemieniucha 🙄 Najpierw Baby Cup, oliwka, potem Ziajka i Olejuszka... na szczęście coś z tego pomogło. Też fakt, że szybko zareagowałam, nie było tego za dużo i już wychodzimy na prostą, tylko jeszcze suche skórki są gdzieniegdzie.
To tyle z dermatologii.
Acha, sama mam cerę nadal super. Zastanawiam się czy nie dlatego, że nie ładuje na nią żadnych fluidów, pudrów itp. tylko krem. Hmmm, może to jeszcze hormony po ciąży, a może wystarczy dać skórze oddychać
Maryśka uśmiecha się szeroko na widok karty kontrastowej z kropkami i na widok lamp 🙈 ja mogę robić gimnastykę buzi i języka, a i tak patrzy na mnie z powagą 🤷♀️ Z kolei jak ją coś cieszy i ma dobry humor, to macha rączkami i nóżkami tak energicznie, że boję się że jej odpadną 🤣
Nabawiła się wczoraj nowego triku - przygryza dolną wargę i to dość mocno. Na szczęście nie cały czas i czytałam, że maluchy tak mają. Mam nadzieję że się oduczy tego 🙃
Podobno dzieci mają rytm dnia. Marysia nie ma, a jak już zaczyna mieć to od razu zmienia swoje przyzwyczajenia nabyte przez max dwa trzy dni 😁
Wczoraj zasnęła koło 17 u mnie na rękach (przez ostatnie dni była to jedyna forma żeby spała przez dzień - cyc+mama). Później był problem by zasnęła po kąpieli. Aha i wczoraj wózek na balkonie ją parzył i dłużej niż 5 minut w nim nie leżała. Dzisiaj spała w wózku na balkonie 15-17.... Pierwszy raz taka drzemka od wieeeelu dni. I weź tu człowieku zaplanuj sobie dzień 🤷♀️ stół mamy przy drzwiach na balkon i pierwszy raz od miesiąca zjadłam z mężem jednocześnie obiad ☺️
Dopadła mnie depresja koronna.... Kupiłam w styczniu Marysi taki komplecik polarowy by miała na wiosnę (r. 56) z planem, że pojedzie w nim Pendolino na Wielkanoc do moich rodziców..... Ubranko pasuje, tylko lekko luźne, dzisiaj miała je ubrane...na balkonie, bo nie wsiedliśmy dziś w planowany kurs Pendolino....ba, nawet odwołali ten pociąg....a pogoda taka piękna. Na tarasie
u moich rodziców byłoby cudownie.....k#@$ cholerny koronawirus 😭😰
Chciałam upiec pierwsze w życiu ciasto na święta, efekt...😭😭😭 Dobrze że mąż poszedł do cukierni. Biały barszcz był z proszku🙈 ale jajka prawdziwe i nawet święconkę sami poświęciliśmy podczas internetowego święcenia z mojej rodzinnej parafii.
Aaa i nigdy tyle się przez Święta nie przemieszczaliśmy, bo Wielki Czwartek w Watykanie, Wielki Piątek w mojej parafii na południu Polski, Wielka Sobota w Częstochowie, a rezurekcja o 6 rano w naszej obecnej parafii....serio wstaliśmy wszyscy troje 😁
Gdyby tylko nie było mi tak smutno, że mieliśmy być na tarasie u moich rodziców, jechać wózeczkiem ze święconką to byłoby idealnie bo w końcu we troje ❤️❤️❤️...
Aaaaaa... Rok temu wyjechaliśmy do moich rodziców dopiero w Wielką Sobotę by właśnie uniknąć święcenia koszyczków, bo już nie mogłam znieść widoku dzieci moich znajomych ze szkolnej ławki i mnie samej z koszyczkiem...ROK...a teraz siedzę na kanapie a Marysia śpi na poduszce do karmienia na moich kolanach. Jak to ma w zwyczaju o tej porze dnia - śpi i podjada na zmianę ❤️ To tylko pokazuje ile się przez rok może zdarzyć i wiecie co... Nie mogę się doczekać przyszłorocznej Wielkanocy🙃
Już oficjalnie odwołano nam wizyty w szpitalnym oddziale rehabilitacji, więc muszę poszukać konsultacji on line by sobi nie zarzucać, że coś zawaliłam w rozwoju Marysi.
Szlag mnie trafia jak widzę że ludzie chcą teraz spacerować, biegać, odwiedzać się, bo tęsknią za mamusią #@€^¢&$&#&$@ W domach im się kuuuu... nudzi, a że pandemia, nieee bo mnie to nie dotknie bo jestem bogiem 😤😖😩
To, bym mogła jak najszybciej udać się z córką do specjalistów, a z samą sobą i moim przyjacielem chłoniakiem do COI zależy od tego by Polacy siedzieli te parę tygodni na dupie, ale nieeee....bo oni muszą mózg przewietrzyć 🤦 nawet jeśli to by miało być jeszcze kilka tygodni to co to jest wobec skutków zbyt późnej rehabilitacji, diagnostyki które zaważą na całym życiu nie tylko mojego dziecka.
My #siedzimywdomu i liczymy na rozsądek rodaków bo tylko on nas zależy czy wirus straci podłoże do życia 🤷♀️ Inna sprawa, że jestem w zamknięciu od 15 listopada, kiedy to trafiłam na patologię ciąży i na prawdę czasami mam dość... O tym jeszcze napiszę.
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 kwietnia 2020, 17:22
Maria Gabriela skończyła ostatnio 4 miesiące (3 korygowane). Dostała z tej okazji od tatusia różowy balonik z helem 🎈 🤗 ileż było radości i w sumie nadal jest - tak pociągać za wstążeczkę. Wszystkie kończyny skaczą razem z balonikiem😂
Marysia już pięknie łączy rączki w linii środkowej i często obie pakuje do budzi. Nie ma też już żadnych problemów z unoszeniem główki na brzuszku, ale niestety przestała to być jej lubiana pozycja i szybko zaczyna marudzić 🤷♀️
Ogarnęła też przewracanie się na prawy boczek i lubi sobie tak leżeć w łóżeczku i łapać szczebelki. Niestety w lewo nie przewraca się sama w ogóle więc musimy tu trenować. Jednak ta asymetrią trochę przeszkadza.
Aha mieliśmy konsultacje on line z panią rehabilitant z Karowej i powiedziała że nie widzi nic niepokojącego 😊 Marysia ma jakieś ruchy figety, czy jakoś tak, co oznacza że neurologicznie wszystko ok 💪💪
Byliśmy też na szczepieniu i pani dr powiedziała że ciemiączko już malutkie i że za późno na usg przezciemiaczkowe 😕 więc mam nadzieję że wszystko jest dobrze.
Walczymy z problemami skórnymi. Wg pediatry - alergia pokarmowa, więc jestem na diecie eliminacyjnej - jestem 80% wege 😂☺️ (tak z ostrożności bo nie jestem przekonana)
Ale to na oddzielny wpis, bo temat rzeka - Boże chroń nasze dzieci przez złymi pediatrami... wróć, broń nasze dzieci przed pediatrami, bo tych dobrych jest tak mało że prędzej chyba wygram w totolotka niż trafię na kompetentnego 🤦
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 maja 2020, 21:50
Epizod 1
Po szczepieniu czekamy 15 min i wracamy do mieszkania. Marysia "zasypia" w nosidełku na stelażu. Wchodzimy do mieszkania, oj mocno śpi, ale biorę ja na ręce i niosę na przewijak żeby zdjęć jej ubranko. Orientuję się od razu, że coś nie tak bo dziecko nie reaguje, jest....nie śpiąca tylko ledwie przytomna, brak kontaktu... Przychodnia na szczęście naprzeciwko naszego osiedla, więc powrót do przychodni biegiem z dzieckiem na ręku. Chwilę - najdłuższą w moim życiu - zajęło pani doktor ocucenie Marysi. Najpierw mętny wzrok, brak reakcji na bodźce, ale po jakichś 5-7 minitach wrócił jej uśmiech i od tego momentu wszystko pozornie jest ok.
Pozornie bo...
Epizod 2
Pani dr wystawiła skierowanie na SOR na Niekłańską z powodu NOP - pada nazwa hiper hipo coś tam. Na pytanie czy mamy samochód powiedziałam, że pojedziemy Pankiem (nie, bo wg męża po co nam samochód 🤬😡😠 ale to inna bajka), a ona na to że wzywa transport medyczny. Okazuje się że transport będzie za 4-5 h... no jak to? ?? brawo Polska służba zdrowia! A jakby to był wstrząs anafilaktyczny albo coś w ten deseń 🤬 No to p. dr wzywa karetkę - jak się okazuje przyjeżdża jedyna taka wypasiona na całą Pragę Północ - trochę bez sensu bo przecież aż tak źle z Marysia nie jest by angażować takie siły. Ja w międzyczasie w poczekalni karmię Marysię, a przez telefon daje instrukcje mężowi co ma spakować w rezie W do szpitala. Jak mnie ratownicy zobaczyli to dostałam opieprz, że nie wolno karmić podczas wstrząsu (że czego?!?!) że jestem nieodpowiedzialna skoro telefon jest teraz ważny, a p. dr nieprofesjonalna bo nad nami nie stoi i nas nie pilnuje (ale po co?) .... bo oni myśleli że przyjechali do wstrząsu anafilaktycznego, a skoro nie i dziecko wygląda na normalne to po cholerę byli wzywani. Są inni bardziej potrzebujący (pełna zgoda). Zbadali Marysię jednak i powiedzieli że wobec epidemii oni nie bardzo widzą sens byśmy jechali do szpitala, ale nasza decyzja. No to my, że zostajemy w domu, skoro nic złego się nie dzieje, a dziecko ma parametry w normie.
Epizod 3
Nie widzimy się już z p. dr. Eracamy do domu, rozpakowujemy torbę, Marysia szczęśliwa ☺️
Dzwoni p. dr i mówi że ona zdaje sobie sprawę z opinii o lekarzach rodzinnych, że na niczym się nie znają, ale jednak w karetce nie było lekarze (mąż uważa że był ale to nieistotne) tylko ratownicy, a ona rekomenduje jednak wycieczkę na SOR, że pewnie nic złego się nie stało, że może trafimy na zmęczonego życiem lekarza, który odeśle nas do domu, ale ona rozmawiała z neurologiem z Niekłańskiej i prawdopodobnie zostawia nad na 24h obserwacji (24h hahahaha😕 ale o tym później).
Mąż się waha, ewidentnie nie chce jechać, ale ja już podjęłam decyzję, nie będę ryzykować życia dziecka i znowu pakujemy torbę dla Marii na 24h, o sobie nawet nie myślę.
Epizod 4
Podróż moja spokojnie chociaż szlag mnie trafia że jadę Pankiem a nie własnym autem 🤬🤬🤬 jednak nic nie mówię mężowi byle nas dowiózł bezpiecznie. Ma prawko od listopada '19 i zdecydowanie jest to "niedzielny" kierowca. Stres jest tylko taki, że Maria nagle zamyka oczy i nie wiem czy śpi czy znowu coś się dzieje. Na szczęście w korku auto staje i Marysia się budzi i marudzi. Ufff, jednak spała ☺️ Dojezdamy bezpiecznie. Męża zostawiam przed drzwiami szpitala, ja tylko na 24h albo i mniej. Jeszcze nie wiem że czeka nas, daj Panie Boże by na tym się skończyło...dwa tygodnie rozłąki i to nie przez kwarantannę...
cdn. bo ode spać 😴
Epizod 5
Wchodzimy do szpitala. Badanie temperatury, rejestracja i trafiamy do niebieskiej poczekalni dla pacjentów ambulatoryjnych - czas oczekiwania 360 min. Serio?!?!?!? Niech żyje epidemia, bo jesteśmy jedyne. Nie wyobrażam sobie trafić tu w normalnym trybie dnia powszedniego 🤪
Zanim wchodzę do gabinetu to słyszę rozmowę o naszym przypadku, że dziecko z NOP i żeby szykować miejsce. Lekarz bada córkę i pytanie czy wyrażam zgodę na przyjęcie do szpitala. Mam mieszane uczucia, ale decyduje się (najlepsza decyzja tego dnia). Wypełniam stertę papierów, a w tym czasie jedna z pielęgniarek stara się uspokoić ryczącą już ze stresu, niewyspania i głodu Marysię. Nic nie pomaga, smoczkiem pluje na odległość (nigdy go nie stosowałam ale zawsze mam przy sobie). Później szlag mnie trafia na nasz system zdrowia. Jedna placówka, a milion razy muszę opowiadać co się stało, wypełniać dane personalne na milionie formularzy. To takie marnotrawstwo czasu i pieniędzy. Czy aż tak trudno o jakąś informatyzację???
Idziemy na wymaz. Strasznie nieprzyjemny, szczególnie dla Marysi, a ja już ryczę wewnętrznie razem z nią bo nijak nie mam warunków jej uspokoić. W końcu siadam w rogu poczekalni i wyjmuję cyc. Boże dzięki Ci, że mam cokolwiek w tych cyckach bo przecież butelki nie miałabym jak rozrobić. W końcu wołają nas na oddział.
Aha, cały czas mam na ramieniu torbę od wózka, nosidełko w jednej ręce, a Marysię noszę w drugiej, bo włożenie jej do nosidełka skutkuje atakiem płaczu i zanoszeniem się, ale daje radę. Oczywiście ze strony personelu żadnej propozycji że wezmą fotelik czy torbę 🤷♀️
Epizod 6
Trafiamy do izolatki na oddziale noworodka i niemowlęcia. Zabierają mi na chwilę Marie na pobranie krwi, nie mogę jej towarzyszyć😭😭 Wraca z wenflonem 😕 Później parę razy wchodzi pielęgniarka lub lekarz w przyłbicy i całym umundurowaniu by wyjaśnić podstawowe rzeczy, ale tak to mamy kontakt z personelem tylko telefoniczny. Wyniki wymazu mają być w ciągu 24h. Do tego czasu mamy siedzieć w izolacji. Dopiero po wyniku będzie dalsza diagnostyka Marysi.
Ja już jestem u kresu. Mamy jakieś 5/6 M2 do dyspozycji, zupełnie jak trędowate, jedzenie szpitalne dostanę dopiero następnego dnia. Jest 17 godzina, a ja zjadłam tylko lekkie śniadanie przed szczepieniem Marysi, więc mąż robi mi zakupy. Rwzem z nimi odsyła mi przez personel torbę z resztą rzeczy Marysi. W zakupach są 2 bochenki chleba, 6 dużych paczek kabanosów, kilo winogron i wiadereczko mini pomidorków. Do tego szczypiorek, paczka Harribo i wielka czekolada. Oczywiście stukam się po głowie. Przecież my tu na 24, no może 48h przez czekanie na test korony. Żarcia jak dla wojska...jeszcze nie wiem, że tego jedzenia mi braknie😂 więc krytykuje męża że teraz nie mam gdzie tego dać i jak ją będę się z ciężarem takim wyprowadzać na inny oddział?🙈
Epizod 7
W izolatce Marysia zostaje podpięta pod monitor do mierzenia tętna i saturacji. No spoko, nie mam naszego babysensa, to przynajmniej będę mogła spać spokojnie (w sali jest rozkładana kozetka dla rodzica. Na szczęście spakowałam Marysi jej śpiworek, więc sama mogę spać pod jej szpitalną kołderką).
Saturacja 100, tętno ~130 wszystko ok, Maria spokojna, a nawet radosna, nieświadoma. Usypia koło 20, standard. Tętno powoli spada - 116, 108, 103, 100, 97 (włącza się alarm, maszyna wyje), 93, 88, 91, 83, 84, 80, 95,78, 77....(oczywiście liczby teraz poglądowe, najniższa zaobserwowana przez cały czas podpięcia pod monitor to 74, bo te pomiędzy 30 a 70 to już chyba błąd pomiaru). Stukam córcię po buźce, próbuję dobudzić, jednocześnie dzwonię do lekarza. Maria powoli się budzi i marudzi że ja obudziłam, nie jest zadowolona, ale ja oddycham z ulgą. Przychodzi lekarz (trochę to trwało, kurde a jakby dziecko znowu odlatywało? Oczywiście zostałam poinstruowana jak założyć i włączyć w rezie czego maskę tlenową, ale kurdę, taki stres, niech szlag trafi tego koronawirusa szybko!). Lekarz każe obserwować nadal i w rezie czego dzwonić, stwierdza, że widocznie dziecko ma głęboki sen. Nooo... i całą noc i kolejną i wszystkie drzemki Marysi mam z głowy, bo za każdym razem wygląda tak jej tętno podczas snu. Biednie przekracza 100, z reguły coś pomiędzy 80 a 99. Prawie nie śpię, bo co rusz wyłączam alarm i sprawdzam czy oddycha. Na drugą noc lekarka ustawie alarm tak żeby włączał się dopiero poniżej 80...nie pomaga to mojej psychice. Ale poza tym to Maria wygląda normalnie podczas snu. Zawsze miała płytki oddech. No i saturacja w normie, tylko czasami spada o parę procent.
Oczywiście wyniki wymazu nie przychodzą w ciągu 24h i dopiero w środku drugiej nocy nagle przenoszą nas już na salę nieobjętą kwarantanną.
cdn. (na pytania odpowiem trochę później)
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 maja 2020, 11:35
HHE - epizod hipotoniczno-hiporeaktywny. Taki właśnie NOP nam się trafił 🤷♀️ niby niegroźny, nie pozostawia skutków ubocznych (podobno), ale wyglądał strasznie. W Internecie są informacje, że jak dziecko szybko wróci do siebie to nie trzeba hospitalizacji, no ale nie żałuję że tu jesteśmy.
Mam nadzieję, że faktycznie nic po tym NOPie Marysi nie będzie, chociaż...w ubiegły wtorek, jeszcze w izolatce, tak mi nagle zasnęła że nie mogłam jej dobudzić a tętno miała ok 80. Wyglądała jak nieprzytomna. Wezwałam lekarkę, a ta do mnie, że dziecko musi się wyspać🤦 No może panikuje, ale przecież wiem jak moje dziecko zasypia, śpi, jak reaguje na bodźce podczas drzemki, czy głębszego snu.
Czuje że coś jest nie tak, ale moze przesadzam?
Epizod 9
Przez tydzień taka sytuacja jw. nie miała miejsca aż do wczoraj...
Karmię sobie Marie łyżeczką. Kręci się, wydziwia, macha rączkami, odwraca głowę itp. Nagle się uspokaja, oczy przymknięte "niewidzące", macham jej ręka przed oczami, a ona mi odpływa. Przerażona odkładam ja na łóżeczko, dzwonię do Męża i oboje obserwujemy ja (mąż przez Messenger). Sam stwierdza, że córka wygląda jak naćpana. Oczy przymrużone, a po chwili zamknięte. Zero reakcji na potrząsanie. Ostatecznie uznajemy że śpi. Może się zmęczyła jedzeniem łyżeczka (???). Marysia oddycha miarowo, wygląda normalnie, tylko tak jakby mocno spała. Ma zamontowany Babysens pod materacem więc nawet ją zostawiam i idę do pokoju socjalnego na obiad. Pierwszy pełny ciepły obiad od tygodnia, bo tak to zjadam go zwykle na kolację, gdy Marysia zasypia.
Po ok. 1,5h Maria budzi się wyspana, radosna, jest ok. Nikomu nie zgłaszam tego incydentu.
Po ok 4h. Karmię Marysię cycem i gadam z mamą przez telefon. Marysia trochę przysypia, ale zachowuje się normalnie. Nagle otwiera oczy, patrzy na mnie i mam deja vu. Znowu mętny wzrok i mi dziecko odpływa. Klepanie po policzkach nie skutkuje niczym. Biorę ją na ręce i idę do dyżurki pielęgniarek. Pokazuje śpiące dziecko i mówię że nie mogę dobudzić. Dzwonią po lekarza dyżurnego, a w międzyczasie Marysia "przytomnieje". Wracamy na salę. Jest radosna, żywotna, ale p. dr zaleca jej na noc podłączenie do maszyny by badać tętno i saturację. Podczas głębszego snu tętno ok 80 (b. mało) ale poza tym wszystko w normie. Dzisiaj nasza prowadząca (nie złapaliśmy flow🤷♀️) kazała mi w rezie powtórki nagrać Marię i zostawiła ja podłączona pod ten sprzęt.
Mam wrażenie, że tu wszyscy zakładają że ja panikuję. No tak - dziecko oddycha, nie jest blade, sine, fioletowe, ani nie ma drgawek. Ja to rozumiem i mam nadzieję, że to tylko moje przewrażliwienie, ale kurdę - przecież znam swoje dziecko. Wiem jak się zachowuje jak śpi, jak zasypia, jak reaguje na hałasy podczas snu. To zachowanie Marysi bardzo odbiega od jej normy i uważam że mam prawo się martwić. Lepiej chyba tak, niż ignorować nietypowe zachowania, szczególnie po tym HHE.
Siedzimy jeszcze w szpitalu bo jutro mają Marii założyć holtera. Mam nadzieję że ostatecznie okaże się w czwartek, że jest zdrowa i wracamy najpóźniej w piątek do domku.
Na razie USG serduszka wykazało że jest wszystko ok. Ma tylko jakaś obręcz owalna otwartą, ale to podobno jeszcze jak na wcześniaka norma i do obserwacji za 8-10 mc.
Epizod 10
Po konsultacji neurologicznej wygląda też na to że wszytko ok. Na razie szczepienia wstrzymane na 3 mc a co dalej to neurolog zadecyduje. Zrobili przy okazji Marii USG przezciemiączkowe (fajnie bo przez koronę nie zrobiliśmy jeszcze) i też jest ok. Na EEG wyszło że ma jakieś skłonności padaczkowe, no ale to też nic znaczącego i tylko do obserwacji.
EEG udało się cudem, bo jak uśpić płaczące dziecko, które chwilę wcześniej miało bolesne nadanie. Znowu cyc ratuje sytuację i badanie się udaje💪
Natomiast EKG najdziwniejsza forma badania. Jako że Maria jest bezsmoczkowa to w gabinecie i przy kilku innych babach Marysia leży na kozetce, a ja nad nią pochylona z cycem na wierzchu karmię ją 🤣 bezcenne chwile bez prywatności, ale najważniejsze że badanie zrobione i jest git 😉
Epizod 11
Równolegle z diagnostyką poszczepienną mam jeszcze jedne problem, przez który bardzo się cieszę że tu trafiłyśmy. W życiu bym nie wpadła że Marysia ma ZUM😰 zero objawów. Nie wiadomo od kiedy go ma i skąd się wziął. Kiedyś przeszło mi przez myśl, że to przyczyna niskich przyrostów, no ale mąż stwierdził że przesadzam, że nie ma objawów, więc i ja odpuściłam, a tu taka niespodzianka. Zatem, Maria od tygodnia na antybiotyku dożylnym 🤪😧😰 To była pierwszą przyczyną naszego przedłużającego się pobytu, a potem doszedł jeszcze ten holter. I tak tu sobie mieszka z moją dzielna dziewczynką.
Po tych naszych epizodach z "zaśnięciem" miałyśmy ponowną konsultację neurologiczną, której konsekwencją było powtórzenie badania EEG. Niby opisane przeze mnie objawy nie wskazują na jakieś padaczkowe sprawy, ale wg doktora neurologa dziecko w każdej chwili i w różnym wieku może "się zadeklarować" z takimi przypadłościami. Oby nie!
Boże, jak mi dzisiaj było ciężko bo musiałam Marysię przetrzymać na głodzie i bezsenności od 8 do 12 do badania. Nosiłam, huśtałam, przewijałam, myłam, dawałam do łóżeczka specjalnie żeby się rozbudziła płaczem🤦 A ona płakała, marudziła że głodna, tarła oczy itp. No masakra dla matki odmawiać cyca i lulu 😭
Ale przetrwałyśmy i dzięki tym zabiegom Maria szybko zasnęła na badaniu. Ostatnio spała bardzo spokojnie, a dzisiaj parę razy zareagowałam bardzo gwałtownie machając rączkami... mam nadzieję, że to nic złego, bo dobry wynik daje nam jutro przepustkę do domu! Jeśli wynik będzie gorszy niż ostatnio...to nie wiem 😔 nie będzie!!!
Epizod 13
Dzisiaj też zdjęli Marysi holter. Ostatnie 24h zapisywałam co robimy co do minuty prawie. Aż sobie zdjęcie zrobiłam tego dzienniczka. Moja biedulka w tym holterze nie mogła się przewracać na boki, taka malutka i trochę ją te kable, bandaże i aparat ograniczały.
Mam nadzieję, że nie wyjdzie że ma jakąś bradykardię przez to niskie tętno. Dobrze że mamy detektor oddechu w domu, bo inaczej kupowalibyśmy teraz na gwałt. Trochę jednak dobija mnie to jej niskie tętno. Schodzi do 80, a norma minimalna dla niemowląt w jej wieku to 107, czy 104. Mam nadzieję, że to tylko taka uroda i wszystko jest ok. Wyniki holtera dopiero pod koniec przyszłego tygodnia.
Inne epizody
- z tego stresu jak trafiłyśmy do izolatki to kompletnie nie myślałam o sobie. Oczywisty brak kosmetyków nawet mi nie doskwierał, ale najdziwniejsze to to, że jak założyłam buty sportowe z Quechua w poniedziałek rano, to... 🤫🤫zdjęłam je w środę wieczorem 🤭🤭🤭
Raaaany...nawet po całodziennym marszu na pielgrzymce nie miałam tak śmierdzących skarpetek🙈🙈🙈🙈 co za wstyd 🤢🤢🤢
Oczywiście mamy prysznic (łazienkę już tu na oddziale dzielę z jeszcze jedna mama po sąsiedzku), ale przez te pierwsze dwie doby to takie niuanse jak skarpetki i zdjęcie butów wypadły mi z głowy. Jak zdjęłam to dopiero się zastanowiłam dlaczego ja butów nie zdejmowałam nawet w nocy? Teraz śmigam w japonkach - o niebo lepiej 😂😂😂
Ile dwa tygodnie robi i małego bobasa!!! Marysia w międzyczasie nie tylko pokona asymetrię i już przewraca się na oba boki, to jeszcze nauczyła się, nagle jakoś tak to zrobiła, przewracać na brzuszek 💪💪 jeszcze z brzuszka na plecy ma czas, a jak to robi to raczej jednak jeszcze nie panuje nad swoim ciałkiem, ale jest dobrze 😊 w przyszłym tygodniu mamy wizytę w poradni rehabilitacyjnej więc pani fizjoterapeutka ją obejrzy. Ale jestem dumna z córeczki. Szkoda tylko że tatusiowi te dwa tygodnie z życia Marysi wypadły.
Tatuś. Tatuś co kilka dni dowoził i odwoził nam rzeczy. Wszystko podawane przez personel więc widzieliśmy się tylko na Messengerze. Wczoraj dostarczył mi pomidorki koktajlowe a w nich mini bukiecik z drzew i kwiatów kwoatnacych w okolicy. No ba, przecież jesteśmy na Saskiej Kępie a tu wszystko teraz kwitnie. Mój romantyk 😍
W szpitalu panuje zupełny zakaz spożywania posiłków w salach pacjentów. Ja jednak czasie podjadam suchy chleb z kabanosami, paluszki, czekoladę, czy pomidorki. Jedzenie szpitalne jest całkiem dobre, ale w bardzo małych porcjach (jak z tego ma być pokarm?) a poza tym mogę wychodzić do kuchni tylko jak Marysia śpi, a to niezbyt często się zdarza w ciągu dnia i nigdy wtedy gdy obiad jest ciepły. Na szczęście jest mikrofala i jem wieczorami. Raz zostawiłam Marysię i poszłam jeść jak spała. Ale nim wróciłam to się obudziła i tak płakała, że ja razem z nią z mega wyrzutami sumienia. To było jakoś na początku i od tego czasu budzi się, otwiera oczy i jak mnie nie zobaczy to robi podkówkę i płacze. Wiec muszę jeść ekspresowo, jeżeli w ogóle. Dobrze, że mam te ukryte zapasy. W momencie kiedy sale są jednopacjentowe, zakaz odwiedzin itp. obostrzenia epidemiczne, to powinni ten zakaz jedzenia w salach znieść, bo z tego co widzę to permanentnie mamy nie dojadają swoich porcji.
Najgorsze chwile tutaj są jak zabierają mi Marysię do zabiegowego. Z reguły na cewnikowanie albo zmianę wenflonu. Nie mogę tam wchodzić, wszystko widzę przez szybę. Pielęgniarki są mile, ale wiadomo, dziecko moje się tak wydziera, cierpi, szarpie i stresuje, że ja stojąc pod drzwiami i widząc to płacze razem z nią. Straszne chwile.
Oby już takich nie było.
Teraz Maria cały czas śpi mi ma rękach. Nadrabia przedpołudnie 🤫🤭☺️ a mi zaraz kręgosłup pęknie z bólu. Taki niewygodny ten fotel 😧 ale to nic 😌 muszę mojej dzielnej dziewczynce dać poczucie komfortu i bezpieczeństwa, a wiadomo, najlepiej śpi się na mamie ❤️
Aha ZUM pokonany. Posiew czysty. Byle EEG wyszło dobrze. Skoro ostatnie było dobrze, to dlaczego to miałoby być złe?. Oby jutro do domku!
Edit.
Prze cały nasz pobyt oddział tętnił życiem. Dziś zrobiło się pusto. Poza nami jest jeszcze jedno góra dwoje dzieci. Jakoś mi się smutno zrobiło. W kupie było raźniej. Do tego tak sobie myślę, że gdybym tak nie panikowała z tymi Marysinymi nagłymi zaśnięciami to prawdopodobnie już dziś byłybyśmy w domu, a tak to szpital, prawie pusty oddział i ta niepewność czy EEG wyszło dobrze. Jeśli tak to super, jeśli nie... Wyjdzie dobrze.
Jednak zacznę się pakować dopiero jak dostaniemy zielone światło.
Dostaniemy.
Wiadomość wyedytowana przez autora 21 maja 2020, 19:08
Fakt, zasypia na cycu i budzi się szczęśliwa (czyt. nie wygląda na głodną) ale na palcach mogę policzyć sytuację, gdy nie zasnęła, a sama oderwała się od piersi. Za to prawie zawsze najpierw minutę, dwie ładnie ssie i słyszę łykanie, a później to czasami takie "k" "k" a najczęściej nic tylko jej takie mamrotanie iiiiioooooommmmmiiiiooo iiiiioooooiiiioooommmmmiiiiooo iiiimmmmmmiiioooo 🤷♀️
Wtedy mam wrażenie że właśnie się flustruje że nie leci jak powinno.
Takie nasze karmienia rzadko trwają krócej niż 40 min. i to ja odrywam Marię. Ona się jakoś szczególnie też nie buntuje i zaraz się czymś innym zaabsorbuje, ale ja mam zawsze wyrzuty sumienia 😔
Ooo, jeszcze chyba nie pisałam, że już od pierwszego dnia w szpitalu kazali mi ją dokarmiać. Ale nie mm, tylko taką specjalną odżywka Infantrini. Może z raz czy dwa Marysia pociągnęła butelkę, a tak to odnawia, a ja jej na butelkę nie namawiam, bo zdaje sobie sprawę, że butelka może = odstawienie od piersi.
W domu próbowaliśmy jej ze dwa trzy razy podawać mm przez Doidy Cup (od 2mc mm dawaliśmy średnio raz na tydzień czy dwa, raczej dla treningu i sprawdzenia czy chce), ale jeszcze troszkę za mała chyba, chociaż kubeczek jest 3mc+. Z kieliszka szpitalnego też średnio, ale za to coraz lepiej idzie n łyżeczka. Oczywiście później ubranko do zmiany i mleko na buzi i na mnie też, ale zasadniczo jestem dumna z mojej córeczki ☺️ Wzięłam sobie za punkt honoru, że skoro tyle walczyłam o to kp, to puki mogę to nie będę podejmować działań, które by to zniweczyły (czyt. smoczek, butelka). Oczywiście nie ma reguły i nie jest tak że od razu byśmy się pożegnały z cycem, ale po co ryzykować. A jak zaczniemy rozszerzenie diety to łyżeczka będzie opanowana do perfekcji 💪 Zamówiliśmy też kubeczek z Medali do dopajania, więc jeszcze tu będę próbować. Zobaczymy.
Jak chodziliśmy do przychodni na szczepienia to żaden lekarz nie kazał jej dokarmiać. Że niby idzie swoim trybem i powoli ale rośnie. Dopiero lekarka na tym feralnym szczepieniu zaleciła dokarmiać. No i od razu tu w szpitalu to samo 😔 ale prawda jest taka, że przyszłyśmy tu z wagą 4430, a po 10 dniach mamy 4720. Mega przyrost jak na Marysię.
W środę nie podałam jej Infantrini bo miała holtera i bałam się że go zalejemy. Efekt - nie przybrała nic 😧 ale w sumie wczoraj już jej podałam i dzisiaj ta sama waga 🤷♀️
A, no i moja Dziewczyna ma zalecone 2x dziennie po butelce (125ml) a zjada na dobę tak ok 50-80 na dobę. Z reguły daję jej tylko raz dziennie jak widzę że jest odpowiedni humor na zabawę z łyżeczką. Tylko 💩💩 robi taaakie śmierdzące i płynne po tym 🙈🙈 Myślałam że to po antybiotyku, ale antybiotyk skończony w środę, w dzisiaj znowu taaaka afera w pieluszce 🤭
A weszłam tu w sumie żeby tylko napisać że uśpiłam Marysię na drzemkę bez cyca tylko za pomocą bujania i muzyki dla maluszków z YouTube.
Trochę smutno że nie na cycu, ale za to może teraz więcej zje bo właśnie się moje słoneczko obudziło i ssie sobie rączkę ☺️❤️
JESTEŚMY W DOMKU !!!
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 maja 2020, 09:56
Hej.Nie jestem na bieżąco z twoimi wpisami,weszłam tu o bardzo długiego czasu. Jedno co mogę powiedzieć, to nigdy nie słuchaj komentarzy typu nie noś bo się przyzwyczai. Dziecko potrzebuje bliskości, zwłaszcza te wcześnie urodzone. Przytulania, chodzenie z dzieckiem to absolutna konieczność. Poczytaj o tym, polecam książkę Noszenie dzieci wyd. Natuli. Uwagami polpznej tez siebnie przejmuj, wszystko jest dla ciecie nowe, masz prawo robić to wolno i się tego uczyć. Co do butelki...moje dziecko dobrej pory nie umie za bardzo pić z butelki, ma 10 tyg. Ssie jednak pierś. Więcej na ten temat będę Ci mogła powiedzieć jak nadrobie Twoje wpisy. Daj sobie i dzidzi czas. Placz po porodzie jest zupełnie normalny. To hormony, nasza bezsilność, wszystko się nakłada. Mężczyzni źle reagują na nasze łzy bo są tak samo bezsilni i nie wiedzą jak nam pomóc, więc tak reagują A nie inaczej.Do tego dochodzi nie zrozumienie tego co się dzieje w naszym organizmie po porodzie. Głowa do góry.
Czy w szpitalu/na oddziale jest fizjoterapeuta ? albo chociaż szansa na konsultację z neonatologiem? Teraz jestem w pracy, ale podsyłam Ci kilka artykułów. Jak będziesz chciała coś więcej, albo coś konkretniejszego to daj znać. Szczególną uwagę zwróć na metodę oralną Castillo-Moralesa. I spokojnie! A zachowania położnej nie skomentuję. Zamiast komentować by coś konkretnego doradziła. http://www.kobiety.med.pl/cnol/images/cnol/Publikacje/reprint_pn_II%20okladka%20medela_III%20okladka%20holbex5.pdf , https://liwcare.pl/edukacja/materialy-edukacyjne/duplicate-of-siostra-i-brat-%E2%80%93-rodze%C5%84stwo-dziecka-dotkni%C4%99tego-powa%C5%BCn%C4%85-chorob%C4%85.html , http://www.czytelniamedyczna.pl/4926,czynniki-wpywajce-na-skuteczno-rehabilitacji-metod-ndtbobath-u-dzieci-urodzonych.html
Hej, bez przesady! Na pewno Cię słyszy, to, że nie zawsze wodzi wzrokiem, czy nie zawsze chwyta palec to też normalne, u każdego dziecka, nawet u urodzonego w terminie, a co dopiero u wcześniaka. A położna - cóż, żebyś trafiła na kogoś bardziej empatycznego na następnej zmianie. Facet chce rozwiązać problem - nie ważne, jaki problem, po prostu chce go rozwiązać. No i łzy dla faceta są problemem, oni nie czają, że czasami wystarczy popłakać i już robi się lżej na sercu. To inna konstrukcja psychiczna. No inny świat po prostu. P.S. Wiki jestem pod mega wrażeniem porad i konkretów w nich zawartych!
Hej! Moje dziecię nie umiało ssać cycka przez kilka dni po porodzie, bo nie potrafiłam go prawidołowo przystawiać. Ale pomogła mi doradczyni laktacyjna, naprawdę uratowała moją laktację :)
Nasz Synek miał problem ze ssaniem, bo miał za krótkie wedzidelko, więc je podcieto. Od razu zaczął ładnie ssać. Meczylam tak długo położne, że wezwały lekarza, który dopatrzyl się problemu. Powiedział, że trzeba je pociąć by nie miał problemu ze ssaniem i późniejszą wymowa. To była dobra dycezja. Nie wiem w którym leżysz szpitalu, ale brzmi jak Karowa...
Nie przejmuj się tym co mówią wredne baby to ich chleb codzienny, mają wprawę a Ty masz prawo uczyć się i robić rzeczy w swoim tempie, a malutka ma prawo uczyć się ssać wolniej, nie rodzimy się wszyscy tacy sami. Jak mnie personel szpitalny czasem zagrzewa to mało powiedziane. Jesteś mega dzielna!
Powiem Ci że mnie serduszko boli, jak czytam podejście personelu. Oczywiście mają Ci pokazać co i jak, i na spokojnie tłumaczyć a nie w żąden pretensjonalny sposób. Czlowiek powinien być człowiekiem dla drugiego. Nie dajcie się z Malutką !
Kochana. Nie słuchaj tego pitolenia. TY jesteś mamą. TY znasz najlepiej swoje dzieciątko. W końcu 9 miesięcy nosilas ją pod sercem! Na takie komentarze odpowiadaj uśmiechem i tyle. Podziękuj za radę, powiedz że sama będziesz sprawdzać co jest najlepsze. I pamiętaj o kontakcie skóra do skóry. ! !! Skoro możesz już małą wziąć, nakarmić, przewinąć to ją też kanguruj ! :))) od razu zobaczysz poprawę :*** spróbuj:** Trzymam za Was kciuki dzielne kobiety :*
Kochana. Nie słuchaj tego pitolenia. TY jesteś mamą. TY znasz najlepiej swoje dzieciątko. W końcu 9 miesięcy nosilas ją pod sercem! Na takie komentarze odpowiadaj uśmiechem i tyle. Podziękuj za radę, powiedz że sama będziesz sprawdzać co jest najlepsze. I pamiętaj o kontakcie skóra do skóry. ! !! Skoro możesz już małą wziąć, nakarmić, przewinąć to ją też kanguruj ! :))) od razu zobaczysz poprawę :*** spróbuj:** Trzymam za Was kciuki dzielne kobiety :*