Zapisz się i otrzymuj powiadomienia o
zniżkach, promocjach i najnowszych ciekawostkach ze świata! Jeśli interesują
Cię tematy związane z płodnością, ciążą, macierzyństwem - wysyłamy tylko
to, co sami chcielibyśmy otrzymać:)
Dziwna jestem. Teraz tylko dwie sprawy siedzą mi w głowie. Pierwsza to pobyt w szpitalu, zabieg. A druga to, czy będę mogła jeszcez mieć dziecko. No i czy nie będę bała się znów starać. Tak mi ciągle chodzi po głowie, że przecież nie mam bóli brzucha, plamień, krwawień, a owulacja była 17 dnia cyklu, więc idealnie 7,5 tygodnia przed wizytą, a zarodek miał wielność na 7 tyg i 4 dni... Ale od OM minęło wtedy 10 tyg... Sama nie wiem, czy robić sobie jeszcez jakąś nadzieję.
Kochana nadzieje warto mieć do końca ! I ja mocno trzymam kciuki za to że lekarz się jednak pomylił....
co do tego czy będziesz mogła mieć dzieci to na pewno TAK! znam sporo osób które poroniły i mają teraz dzieci chociaż dowiedziałam się o tych poronieniach gdy już ja straciłam swoją kruszynkę bo ludzie jakoś niechętnie mówią o takich sprawach o swoim bólu dopiero jak okazuje się że ktoś stracił dziecko otwierają się i rozmawiają....
No tak jezeli nie bije to nie pomoże fakt ale jezeli nie masz plamienia to jest nadzieja ze jednak maluszek żyje ja nie miałam plamien chociaż szkrab nie rozwijał sie ok 3-4 bo brałam duphaston ktory sztucznie podtrzymywal obumarly plod więc jest duża nadzieja ze Twoje malenstwo jednak żyje czego Ci bardzo bardzo życzę
Mąż dopiero dziś wraca z delegacji. Niestety najprawdopodobniej nie będzie mógł iść ze mną w poniedziałek do lekarza. Znów ma jechać w delegacje. Już mam tego dosyć, i to teraz, kiedy tak go potrzebuję. Nadal nic się nie dzieje. Nie krwawię, nie plamię, nie boli mnie brzuch.
Myszko nie spiesz się tak, cała ciąża to jedno wielkie czekanie, az nadejdzie a potem na kolejne etapy. mam wrazenie ze to taka lekcja jak być tu i teraz :) trudna dla nas wszystkich jak diabli.i najtrudniejsze - wpływu na to wszystko prawie nie mamy - jest poza nami chociaz o nas decyduje... [z dzisiejszego niewyspania straszna mądrala mi sie włączyła i filozof- wybacz;)]
Doczekaj do USG, bez podsycania nadziei ale tez bez planowania nowej ciąży. To tylko 1 dzień:)
Mąż wrócił wczoraj z delegacji. Ja byłam nie w humorze, jeszcze złamał mi lampkę do czytania i się mnie ze złością pyta co mi jest. No jakby nie wiedział. Odnoszę wrażenie, że dla niego już wszystko wróciło do normy, a teraz czeka na kolejne starania, bo jak mówi chce starać się jak najszybciej. I złości się na mnie za to, że ciągle w internecie czytam na ten temat.
Nie czytaj neta. To Ci nie pomoże tylko będzie smucic. Wiem co czujesz bo też przez to przeszłam. Mi ciąża obumarła w 7 tyg a dowiedziałam się w 11 :-(
Troszkę rozumiem Twojego męża, bo im więcej czytasz tym więcej myślisz i analizujesz i myślę że wcale nie jest lepej.Myślę że warto posłuchać męża i troszkę odciąć się od natłoku informacji.Życzę Ci spokoju ducha i wiary.Jesteś dzielna!
Troszkę rozumiem Twojego męża, bo im więcej czytasz tym więcej myślisz i analizujesz i myślę że wcale nie jest lepej.Myślę że warto posłuchać męża i troszkę odciąć się od natłoku informacji.Życzę Ci spokoju ducha i wiary.Jesteś dzielna!
Mój mąż bardzo szybko "pogodził" się ze stratą i ciągle pytał o co mi chodzi, chyba oni inaczej to przeżywają niż my. My już jednak nosiłyśmy to Maleństwo pod swoim sercem... Życzę Ci spokoju ducha :* przytulam mocno :)
Dziś wyszłam ze szpitala. Było tak, że w poniedziałek poszłam do lekarki na potwierdzenie diagnozy. Niestety ciąża urosła tylko o 1 mm i serduszka nie było słychać nadal. Dostałam skierowanie do szpitala i poradziła mi, żebym od razu pojechała na SOR i dowiedziała się, czy znajdzie się dla mnie łóżko. No to pojechałam, spędziłam tam ze 2,5 godziny, w kolejce czekały też jakieś rodzące kobiety. Przesympatyczna lekarka mnie dokładnie zbadała i potwierdziła obumarcie ciąży. Nie było łóżka, ale powiedziała mi, że postara się znaleźć dla mnie łóżko na następny dzień, żebym przyszła we wtorek ok. 8 rano. No to pojechałam, przyjęli mnie. Założyli mi tabletki dowcipne i miałam czekać, aż zaczną się skurcze, plamienia i krwawienia. Ale nic się nie działo. Brzuch bolał naprawdę delikatnie i były tylko lekkie plamienia. Cały dzień byłam na czczo. Wieczorem pozwolili mi zjeść kolację i powiedzieli, że następnego dnia się okaże co ze mną będzie. No więc przespałam jedną noc w szpitalu. Dziś rano wzięli mnie na badania, okazało się, że szyjka trochę się rozszerzyła i zmiękła, ale dali mi jeszcze tabletki dowcipne. Po 13 miałam zabieg. Dali mi znieczulenie, zakręciło mi się w głowie i obudziłam się już na łóżku z ligniną między nogami. Coś mówiłam, moja mama czekała, ale nie pamiętam co. Doszłam chwilę do siebie i już normalnie rozmawiałam z mamą. Po 17 wyszłam, nic mnie nie boli, dość mocno krwawię, ale psychicznie jest już lepiej.
Zarówno moją lekarkę, jak i lekarkę w szpitalu pytałam, czy po takim zabiegu będę mogła mieć dzieci, bo to mi najbardziej chodziło po głowie. Mówiły, że oczywiście, że jakby nie można było mieć, to połowy z nas by nie było. Moja lekarka mówiła, że najlepiej odczekać 3 cykle, żeby znów się starać, a lekarka w szpitalu, że 2-3 cykle. No więc zaczekamy do wiosny i znów się będziemy starać. Teraz półtora tygodnia będę odpoczywała, w grudniu wrócę do pracy. Mąż ma złe wyniki tarczycy, cholesterolu i cukru, więc teraz muszę zająć się jego zdrowiem.
A, no i naczytałam się na forach, że to takie straszne, bardzo bolesne, że w szpitalu jest potwornie... No i już nie będę wierzyła w to, co przeczytam w necie. Nic mnie nie bolało, a wszyscy w szpitalu byli przemili, zarówno lekarze, jak i pielęgniarki i położne.
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 listopada 2013, 19:00
kochana ja zabieg miałam około 9 rano dali narkoze i tak fajnie lampy zaczęły wirować :) o 11 przyjechał po mnie mąż i po 11 już wyszłam :) w drodze powrotnej zaliczyliśmy zakupy spożywcze bo byłam strasznie głodna :D a potem oszczędzający tryb życia przez 3 tygodnie
Chiang Mai, ja pielęgniarce w szpitalu powiedziałam, że w czerwcu miałam przyjść tam rodzić. Ale dodałam, że i tak przyjdę rodzić do tego szpitala, ale trochę później.
Na pewno doczekacie się Maleństwa. Moja siostra też miała zabieg, umówiła się z poznaną tam dziewczyną, też po stracie, że za rok widzą się w tym szpitalu na porodówce :) i tak też się stało :)
Zaniosłam dziś zwolnienie do pracy i do końca listopada odpoczywam. Kupiłam też po drodze kosmetyki Ziaja do skóry atopowej, bo znów mi dokucza. Siedzę sobie na razie u rodziców, bo nie chce mi się być samej w domu, mąż pojechał w delegacje. Na weekend wrócę do domu, a teraz mogę nadrabiać zaległości w czytaniu.
polecam książke "pięćdziesiąt twarzy greya" (w wersji e-book http://pl.scribd.com/doc/130842035/50-twarzy-greya-pdf) albo książki Nicolas Sparks jeśli będziesz jakąś Sparksa chciała daj znać mam w formacie e-book to Ci wyślę :)
Layla, dzięki za propozycję, ale to nie moja stylistyka. Ja uwielbiam C. R. Zafona, właśnie czytam "Więźnia nieba", czeka na mnie do dokończenia czwarta część "Chłopów", "Inferno" D. Browna, no i od 2 do 7 części Harrego Pottera. Może to dziecinne, ale uwielbiam te powieści. Pierwszą część przeczytałam z pięć razy, a teraz mam już swoje własne i chciałam przejść cały cykl od początku do końca, po wcześniej zakończyłam na połowie 6 tomu. No i oczywiście mój ukochany Andrzej Pilipiuk, mąż kupił mi najnowszy zbiór opowiadań "Carska Manierka", poza tym ja Pilipiuka mogę czytać po sto razy. Chciałam też przeczytać całą trylogię "Władcy Pierścienia", mam też na Kindlu sporo Pratchetta... więc mam co robić :)
Chiang Mai, tak jak pisałam wyżej, uwielbiam Andrzeja Pilipiuka. Polecam jego zbiory opowiadań, np. "2586 kroków", albo "Rzeźnik drzew". Jego opowiadania są niesamowite i niepokojące. Innym typem jego literatury jest "Wampir z M3" i "Wampir z MO", coś do pośmiania się. Fajne są też przygodowe z cyklu "Oko Jelenia".
Poza tym bardzo polecam Carlosa Ruiza Zafona, szczególnie "Marinę" i "Cień Wiatru".
A, no i zapomniałabym o Jakubie Wędrowyczu, bohaterze opowiadań Andrzeja Pilipiuka. Jakub Wędrowycz to łowca wampirów i bimbrownik. Śmieszne i można spotkać świetne nawiązania do kultury popularnej.
Mysz- też uwielbiam Pilipiuka. Odpoczywaj fizycznie i psychicznie. Wiem, że potrzebujesz teraz czasu dla siebie.... mam nadzieję, że wyjdziesz z tego jeszcze silniejsza....
Poszłam dziś do Rossmanna i zaopatrzyłam się na najbliższy czas. Podpaski maxi chłonne, prezerwatywy (jak dawno ich nie kupowałam...) i termometr, żeby zawsze mieć go przy sobie, bo czasem zapominałam jak jechałam do rodziców, a chciałabym wiedzieć kiedy wróci mi owulacja. No i termometr okazał się świetny, bo mierzy z dokładnością do dwóch miejsc po przecinku, a ten, który mam w domu mierzy do jednego miejsca. No więc wracam na Ovu z wynikami temperatur i będę próbowała namierzyć swoją owulację...
Wczoraj wieczorem wróciłam wreszcie do domu. Teraz zaczęłam się martwić zdrowie mojego męża. Ma podwyższony cholesterol, trójglicerydy i znów wyższe TSH i wyższe Anty TPO. Zastanawiam się, czy ten cholesterol i trójglicerydy nie mają przypadkiem związku z tą niedoczynnością tarczycy. No i czy to wszystko razem nie miało przypadkiem wpływu na moją ciążę. Poczytałam dziś o tym jak obniżyć te trójglicerydy i muszę wprowadzić to w życie, tylko jak zmuszę go do rezygnacji ze słodyczy i piwka... Muszę dziś z nim pogadać wieczorem i uzmysłowić mu, że nie zaczniemy się ponownie starać o dziecko, jeśli nie doprowadzi swojego zdrowia do porządku.
Mysz- jak najbardziej w chorobach tarczycy a szczególnie w niedoczynności (w Hashimoto też) jest nieprawidłowy lipidogram. Na szczęście stabilizacja hormonów tarczycy daje też stabilizację lipidów :)
Malinka, już mu pokazałam co mu wolno, a czego nie. Z większością się zgodził, ale oczywiście słodycze i piwo są nie do ruszenia, powiedział, że może jedynie ograniczyć. Ale ja się doszukałam informacji, że to pewnie od tej tarczycy ma podwyższone trójglicerydy. A tymczasem wszystko wskazuje na to, że latem będziemy mieli zaproszenie na wesele na Bałkany... Mam ogromną nadzieję, że ja nie będę mogła jechać.
Tak się zastanawiam, czy to, że po zabiegu mam taką ochotę to normalne. No po prostu bzykać mi się chce. Jeszcze nie możemy, więc czekam. Dziwne to.
A dziś pół dnia spędziłam sama w domu, bo wszyscy w pracy, a ja jeszcze na zwolnieniu. Ale jutro jadę do rodziców, jadą na zakupy do galerii handlowej, więc przejadę się z nimi, może sobie coś kupię, a na pewno oderwę się od myśli. Bo pomimo tego, ze myślałam, że jestem twarda i szybko się z tym uporałam, to od czasu do czasu nachodzi mnie smutek.
Byłam dziś z rodzicami na zakupach w galerii handlowej. Nałaziłam się z nimi w poszukiwaniu sweterka i butów dla mamy i spodni dla taty, myślałam, że oszaleję. Jednak i sobie kupiłam bluzę ze świecidełkami na przodzie i waniliową wodę toaletową. Mój mąż nie rozumie jak można mieć kilkanaście flakoników, a ciągle mi mało. To chyba uzależnienie. Poza tym kupiłam trochę prezentów pod choinkę. Mam już prawie wszystko, jeszcze tylko książka dla mamy i krem pod oczy dla teściowej. No cóż, jestem zapobiegliwa i nie lubię zostawiać sobie wszystkiego na ostatnią chwilę. A mąż popołudniu idzie do endokrynologa, hurra. Wreszcie będziemy wiedzieli co się dzieje, mam nadzieję, że dostanie jakieś leki i mu się poprawią wyniki, no i może te trójglicerydy też mu zmaleją.
Wczoraj mąż był u endokrynologa. Faktycznie ma niedoczynność tarczycy, ale nie ma na szczęście żadnych guzów. Dostał leki i całą masę badań do wykonania. Następna wizyta z wynikami w połowie stycznia. Poza tym dowiedział się, że wszystko może zwalić na tarczycę: otyłość, niechęć do działania, lenistwo...
Dziś w "Pytaniu na śniadanie" oglądałam o traktowaniu kobiet po poronieniu. Jedna historia była pozytywna, druga negatywna. A ja po tym nie wiem czy będę jeszcze chciała się starać. Nigdy nie myślałam o utracie dziecka. Zawsze wydawało mi się, że ciąża jest taka prosta, że jak już się w nią zajdzie, to najtrudniejsze za nami. A okazało się, że nie. No i teraz nie wydaje mi się, żebym miała spokojnie znów starać się o dziecko. Przecież to wszystko będzie podszyte paniką i strachem. Przecież są kobiety, które tracą dziecko nie w 11 tygodniu jak ja, ale w 20, 30 tygodniu. To dopiero musi być niewyobrażalne i potworne...
Na razie odpocznij od starań a jak stwierdzisz, że chęć posiadania dziecka jest większa niż strach to będziesz wiedzieć, że dla Ciebie przyszedł już czas. Wspieram i pozdrawiam
Wczoraj mąż miał 29 urodziny, ale był poza firmą, więc dziś piekłam mu ciasta na jutro, bo mają taki zwyczaj, że na urodziny zawsze przynoszą ciasto. No to zrobiłam sernik, taki bez spodu, z samego sera i ciasto czekoladowe "na bogato", czyli z bardzo dużą ilością bakalii. A dziś właśnie sobie uświadomiłam, że nie pamiętam nic z tego tygodnia pomiędzy usg na którym dowiedziałam się najgorszego, a kolejnym usg. Nie wiem jak ja funkcjonowałam, niby chodziłam do pracy, niby robiłam co do mnie należało, byłam miła, uśmiechnięta, żartowałam ze współpracownikami, ale nie mam pojęcia jak ja funkcjonowałam, nic nie pamiętam z tego tygodnia.
Kiedy teściowa składała mężowi życzenia urodzinowe, mówiła, że te urodziny takie przykre mu się trafiły. Tak sobie pomyślałam, że cudownie by było, gdyby na 30 urodziny dostał najlepszy możliwy prezent. Może się uda. W tej chwili myślę już tylko o tym, żeby przeczekać zimę, dotrwać do wiosny i wznowić starania.
Już od trzech dni nie mam żadnych plamień, ani krwawień. Dziwny ten mój wykres. Albo dlatego, że po tym łyżeczkowaniu moje ciało oszalało, a może dlatego, że nie mierzę temperatury o tej samej porze. Niestety już jutro wracam do pracy. Będę więc wstawała codziennie ok. 6:00, więc i tempka będzie mierzona o tej samej godzinie. Aż boję się wracać do pracy, niestety przez jednego kolegę atmosfera jest okropna, a też nie chcę, żeby się mnie pytali co mi było, czemu byłam na zwolnieniu. Na szczęście to tylko trzy tygodnie do Świąt, a potem mam dwa tygodnie urlopu. No i mąż znów mnie wczoraj zdenerwował. Chciałam pogadać, więc spytałam go, czy naprawdę na wiosnę będziemy się znów starać, powiedział, że tak. Ja na to, że nie wiem, czy nie będę się bała, na co on, że będziemy się starać i już. No tak, pan i władca powiedział, to pokorny sługa musi się dostosować... Dodam, że on nie ma zapędów dyktatorskich. A ja chciałam tylko pogadać o moich obawach i lękach. Ale nic z tego, dla niego to jest takie proste... Ja nie rozpamiętuję, nie drążę tematu, ale boję się, że sytuacja może się powtórzyć, to chyba logiczne...
Twoje obawy są zrozumiałe, nie dziwię się że masz obawy a co do męża to oni są z marsa i inaczej odbierają świat, myślę że trzeba jeszcze raz zacząć rozmawiać, On Cię kocha i myślę że zrozumie...
Dziś miałyśmy w pracy spotkanie z kierowniczką, poustalałyśmy szczegóły, a później napisała mi na komunikatorze, że nie chciała przy dziewczynach pytać, ale jak tam moje zdrowie. No to poszłam do niej, pogadałam, powiedziałam dlaczego byłam na zwolnieniu... Aż łzy w oczach jej stanęły, przyznała, że ona z meżem też się stara, ale mają jeszcez większe problemy. Teraz trzymamy za siebie kciuki. Straszne jest to, ile kobiet ma takie problemy z zajściem w ciąże lub utrzymaniem tej ciąży. A wczoraj dostałam od koleżanki dzwoneczek na choinkę z aniołkiem, żeby ten aniołek zawsze przy mnie był.
A wczoraj mąż mnie znów wnerwił, ale tylko na chwilę, bo ja się nie potrafię długo na niego gniewać. Otóż wrócił późno z delegacji, koło 22 było, kiedy zadzwonił, żebym mu otworzyła drzwi, no to schodze na dół, otwieram i chciałam, żeby wszedł i zamknę za nim drzwi, a on już się złości, że ja w piżamie stoję i marznę, żebym szybko leciała na górę, a on zamknie. Potem jak wszedł do kuchni, to też się pyta czemu nie sprzątnęłam. Mówię mu, że wróciłam późno do domu, potem jeszcez pojechałam na zakupy, i czekam aż zmywarka skończy, żeby włożyć kolejne naczynia... Siedział zły na cały świat. Na szczęście przeszło mu. A dziś szukam prezentów dla niego, bo pytała mnie jego siostra, bo szuka pod choinkę, i kolega, bo szuka na urodzinową imprezę na sobotę. A ja też się zaczełam zastanawiać co mu kupić, bo mam już koszulkę z ciasteczkowym potworem, wodę toaletową, książkę o Deep Purple. Zastanawiałam się nad portfelem, ale teraz myślę, czy nie lepszy byłby zestaw Millennium Larssona.
Wczoraj był pierwszy seks po zabiegu. Minęło 16 dni. W szpitalu powiedzieli mi, żeby zaczekać dwa tygodnie. W necie się naczytałam, że trzeba czekać nawet 6 tygodni. No więc trochę się bałam. W pracy siedze w pokoju z 5 osobami, z czego 4 kobiety, więc prawie każdy temat schodzi im na ciążę, porody, karmienie piersią, dzieci, wychowanie itd. Ja się nie odzywam, łzy w oczach mi stają. Już nie mogę się doczekać tego marca. Nie wiem czy wytrzymam. Niby się trzymam, żartuję, śmieję się, no bo trzeba wrócić do życia, ale codziennie myślę o tym. Przy normalności trzymają mnie tylko te starania za te trzy miesiące.
A jutro mężowi robię kolejną imprezę urodzinową, bo zaprosiliśmy znajomych, więc trochę myśli oderwę, bo musze poszykować jedzenie, w jutro wieczorem też posiedzimy. Żeby tylko temat nie zszedł na ciążę i dzieci. Co prawda z tycg 4 par, które łącznie z nami będą nikt nie ma dzieci, ale nie wiem czy jedni z nich się nie starają, bo ona często mówi o dzieciach w taki sposób, że chyba się starają...
Miriam, tak mi powiedziała moja lekarka. Natomiast lekarka w szpitalu powiedziała, żeby za 2-3 cykle znów próbować. Boję się starać wcześniej. Niech wszystko wróci do normy i odstawimy gumki, do których znów byliśmy zmuszeni wrócić. Jako taki termin do ktorego odliczam ustaliłam sobie 1 marca. No chyba, że nie wytrzymam i poniesie mnie w Walentynki :)
Mi tez tak lekarze mówili żeby czekać 3 cykle inny znowu żeby 6 inny ze do daty porodu ja postanowiłam inaczej zaczęliśmy po 2-3 tyg od zabiegu czułam taka potrzebę nie chciałam marnować szansy na dziecko miałam w głowie to ze o pierwsza ciążę staraliśmy sie 24 miesiące udało sie nam w 5 cyklu od zabiegu a gdybym czekała tak jak niektórzy doktorlowie kazali to nie wiem czy do tej pory by nam sie udawało lekarz który teraz prowadzi moja ciążę mówi ze nie trzeba czekać najważniejsza jest gotowość psychiczna a po zabiegu wraz z pierwsza @ wraca wszystko do normy sam ma dxiecko które poczeli zaraz po zabiegu jeszcze przed pierwsza @ a znam dziewczyny które po poronieniu nie dostały @ i są teraz szczesliqymi mamami tylko pytanie czy jesteś gotowa psychicznie
Miriam, psychicznie jestem gotowa, bo żyję już tylko nadzieją, że uda mi się zostać mamą. Znam dwie osoby, które zaszły w ciążę szybciej, obie są już szczęśliwymi mamami, oraz jedną, która zaszła bardzo szybko i znów ciążę straciła. Dlatego się boję. Nie chcę się obwiniac, jeśli za szybko zajdę w kolejną ciążę i znów coś będzie nie tak, jak powinno. Ale naczytałam się w necie o tym, że niektórzy lekarze każą czekać 6 miesięcy, a nawet rok. To dopiero bym nie wytrzymała.
Kochana ale z drugiej strony patrząc nigdzie nie jest powiedziane ze po odczekaniu tych 3 miesięcy będzie wszystko ok znam dziewczyny które doczekały te miesiące i pózniej tez traciły ciążę i zalowaly ze nie zaczęły starań wcześniej ale ja do niczego nie namawiam zrobisz jak będziesz uważała
Pewnie, ze nie ejst powiedziane, że po odczekaniu tych 3 miesięcy będzie ok. Na razie zaczekam do pierwszej miesiączki i w połowie kolejnego cyklu pójdę do mojej ginekolog na kontrolę, czy wszystko jest w porządku i zobaczymy co mi powie. Jak nie marzec, to mamy po drodze Walentynki. Pięknie byłoby zrobić mężowi prezent na 30-urodziny w listopadzie. Bo w tym roku zabieg miałam tydzień przed jego urodzinami.
ja też nie wierzę w te 3 miesiące... każda kobieta jest inna i nie ma granicy uniwersalnej ani uniwersalnej recepty na zdrową ciążę i szczęśliwy poród.
Wczoraj robiliśmy imprezę z okazji mężowych urodzin. Zaprosiliśmy trzy pary. No i oczywiście zeszło na tematy ciąży, kolega powiedział, że jego żona na guza na jajniku i w przyszłym roku idzie do szpitala na operację, będą jej wycinać i okaże się czy uda się zostawić jajnik, czy nie. A ona ma 31 lat, jest starsza ode mnie. Panowie sobie troszkę popili. Ja za to dziś pojechałam do koleżanki. Posiedziałam z nią i jej mamą, pogadałyśmy, poopowiadały mi kto miał taką samą sytuację. Lubię jeździć do nich, zawsze wracam w dobrym humorze. A oczywiście, mogłam się tego spodziewać, koleżanka też mnie namawiała, żebyśmy nie czekali aż trzech miesięcy...
Skoczyła mi dziś tempka, ovu wyznaczyło mi owulację na 15 dzień cyklu. Czyżby wszystko wracało do normy.
No i dziś tempka spadła. Ovu jednak usunęło mi z wykresu owulację. Sama nie wiem, wariuje mi triochę ten cykl. Ja wiem, że w pierwszym cyklu po poronieniu może być dziwnie, ale miałam nadzieję, że wszystko będzie ok. Mam nadzieję, że okres przyjdzie w miare normalnie, żebym nie musiała czekać aż do marca, myślałam, że może da się zacząć starania wcześniej. Jakby okres przyszedł normalnie i kolejne też, to może dałoby się zacząć starać w połowie, koło 20 lutego. Eh, to czekanie jest najgorsze. A dzisiaj w pracy przyszła dziewczyna w odwiedziny z córką półroczną. Jakoś wytrzymałam, pouśmiechałam się i ulotniłam z powrotem do mojego pokoju udając bardzo zapracowaną.
Irytuje mnie zachowanie męża. Cały czas siedzi w internecie. Jak wraca z pracy, to od razu włącza tableta. Jak tableta odkłada do ładowania, to bierze laptopa. Ja w miedzyczasie się umyje, położę do łóżka i proszę, żeby poszedł się umyć, żeby się położył, przytulił mnie, żebyśmy chwilę pogadali jeszcze... To nie, wczoraj chyba do 23 siedział przed komputerem. A dziś rano jak wstał, to zdziwiony, że taki niewyspany. A ze mną już wcale nie rozmawia, bo ważniejsze jest szukanie sprzętu grającego w internecie.
kochana napewno Jemu też jest ciężko i nie może się odnaleźć :( a jak to mężczyzna próbuje nie dać po sobie poznać że coś jest nie tak, koniecznie z nim porozmawiaj powodzenia
Dziś to już moja tempka przesadziła. Mierzyłam jak zwykle o 6 rano i miałam 36,05. Zawsze miałam niskie, ale to już przesada. Wykres leci w dół jak głupi. Jestem przeziębiona, to myślałam, że tempka będzie wyższa. Boli mnie gardło, mam zawalony nos, ciężką głowę i czuję, że "coś mnie bierze". Ale tempka niziutka. Leczę się domowymi sposobami, biorę Theraflu, tabletki na gardło, witaminę C, tran.
Tak się zastanawiam jak ja wytrwam do marca... Na razie czekam na Święta, wczoraj wzięłam się ostro za sprzątanie kuchni, wysprzątałam dokładnie szafki wewnątrz. W okresie Świątecznie-Noworocznym mam dwa tygodnie wolnego (biorąc 6 dni urlopu), więc odpocznę, poczytam... Ale jak wytrwać ten długi styczeń, zimny luty...
W piątek pojechałam na zakupy, jak wysiadłam z auta, to myślałam, że się nie wyprostuję. Potwornie bolał mnie brzuch, ale jakoś te zakupy zrobiłam. Ból był owulacyjny, ale taki, jak jeszcze nigdy. Następnego dnia miałam skok temperatury na 37 stopni i śluz też był płodny. Ovu wyznaczyło mi owulację na 24 dzień cyklu. Mam nadzieję, że teraz już wszystko wróci do normy i po Świętach dostanę okres.
Mam już dosyć mężowej pracy. Namawiam go usilnie na to, żeby rzucił wreszcie ta pracę i poszukał czegoś innego. W poniedziałek pojechał w delegację, wróci dopiero jutro wieczorem, a w niedzielę rano znów jedzie. Wróci w poniedziałek. Mam nadzieję, że wróci. No i podobno wigilię ma wolną. Chociaż już go chcieli dać na pracę w I i II dzień Świąt. No ale bez przesady, powiedział co o tym myśli i Święta spędzi w domu, ale po Świętach znów jedzie. Mam dosyć. Wolałabym, żebyśmy mieli mniej pieniędzy, ale więcej czasu spędzali razem...
Współczuję Ci wiem, że potrzebujesz męża przy sobie na miejscu jak każdy z nas. Faktycznie masz rację, że w zasadzie lepiej życ skromniej, ale szczęśliwiej. Już zauważyłam, że ludzie którzy mają mniej bardziej się wpierają. Buziaki i najlepszego na święta.
Treści zawarte w serwisie OvuFriend mają charakter informacyjno - edukacyjny, nie stanowią porady lekarskiej, nie są diagnozą lekarską i nie mogą zastępować zasięgania konsultacji medycznych oraz poddawania się badaniom bądź terapii, stosownie do stanu zdrowia i potrzeb kobiety.
Korzystając z witryny bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. W każdej chwili możesz swobodnie zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich zapisywaniu.
Dowiedz się więcej.
Kochana nadzieje warto mieć do końca ! I ja mocno trzymam kciuki za to że lekarz się jednak pomylił.... co do tego czy będziesz mogła mieć dzieci to na pewno TAK! znam sporo osób które poroniły i mają teraz dzieci chociaż dowiedziałam się o tych poronieniach gdy już ja straciłam swoją kruszynkę bo ludzie jakoś niechętnie mówią o takich sprawach o swoim bólu dopiero jak okazuje się że ktoś stracił dziecko otwierają się i rozmawiają....
Kochana a Ty bierzesz duphaston albo luteine ?
Miriam, nie biorę nic. Lekarka powiedziała, że nie ma potrzeby. Jeśli serduszko nie bije, to już raczej nic nie pomoże.
No tak jezeli nie bije to nie pomoże fakt ale jezeli nie masz plamienia to jest nadzieja ze jednak maluszek żyje ja nie miałam plamien chociaż szkrab nie rozwijał sie ok 3-4 bo brałam duphaston ktory sztucznie podtrzymywal obumarly plod więc jest duża nadzieja ze Twoje malenstwo jednak żyje czego Ci bardzo bardzo życzę
a kiedy będzie to usg sprawdzające?
Chiang Mai, usg mam w poniedzialek.