X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Oczekiwanie na Kangura - Trzy ciąże obumarłe...
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5 ››

27 grudnia 2013, 19:21

Z racji tego, że jestem na urlopie i nigdzie mi się nie spieszy, pojechałam dziś do szpitala odebrać wynik badania histopatologicznego. Rozpoznanie to Decidua inflammatoria et villi, czyli Zapalenie kosmków i doczesnej. Położna wydająca wynik powiedziała, że miałam jakiś stan zapalny, jednak ciężko będzie stwierdzić, czy to on spowodował poronienie, czy obumarła ciąża z którą chodziłam 3 tygodnie spowodowała stan zapalny. Zarejestrowałam się na 10 stycznia do mojej ginekolog.

28 grudnia 2013, 20:33

Dopadły mnie rozmyślania nie-ciążowe. Bo z spraw około-ciążowych, to właśnie mam okres i bardzo się z niego cieszę. A z tych nie-ciążowych, to z mężem jesteśmy na etapie zbierania na budowę własnego domu. Od ślubu, czyli od 4,5 roku mieszkamy z teściami. Nie jest mi źle, dobrze się z nimi dogaduję, jednak wiadomo, że człowiek chciałby mieć coś własnego. To zbieranie na własny dom jeszcze trochę potrwa, jednak nie spieszy nam się. Z tym, że mąż ma dwie siostry, jedna kupiła sobie mieszkanie i już się wyprowadziła, druga jeszcze studiuje, ale z tego co mówi, to nie ma zamiaru zostać w tym domu. Dom jest na wsi, a ona studiuje w mieście oddalonym od 40 km. My z mężem oboje też dojeżdżamy do pracy do tego miasta, ja 35 km, mąż 50 km. Jednak już nam to tak nie doskwiera, jak nie ma korków, to w 40-50 minut jestem po pracy w domu. Mamy dwa samochody, każdy swój, więc nie jest źle. Dom jest duży, mamy dla siebie osobne piętro, czyli trzy pokoje, kuchnię, łazienkę i schowek. Dookoła jest bardzo duży ogród. No i tak się zastanawiam, czy jest sens tego zbierania na dom. Pewnie z teściami i tak zostaniemy tylko my, a zostawiać ich w wielkim domu samych... Z drugiej jednak strony my byśmy mieszkali w domu, wkładali w niego pieniądze, a i tak nie byłby on nasz... Trzeba to przemyśleć. Trzeba mimo wszystko odkładać pieniądze, bo nie wiadomo na co się przydadzą, jak nie na dom, to na coś innego.

30 grudnia 2013, 00:24

Niech ten mąż wraca wreszcie z delegacji, bo jak go nie ma, to siedzę po nocach i czytam fora o poronieniach. Udaję, że jestem twarda, ale nie jestem... Jestem miękka, jak ciepła plastelina.

3 stycznia 2014, 18:53

Ależ ja jestem głupkowata.Pojechałam dziś do miasta, bo chciałam kupić kilka rzeczy w Ikei. Jednak boję się jeździć jako kierowca po mieście, więc zostawiłam auto na obrzeżach i pojechałam do tej Ikei tramwajem/autobusem/pieszo. Zmęczona z bolącą głowa wreszcie dotarłam na miejsce. Kupiłam co miałam kupić, niestety okazało się, że linek do zasłon tych, które chciałam już nie będzie. Kupiłam więc niewielki karnisz. Niewielki jak niewielki, 1,5 m długości. No i z torbą zakupów i karniszem szłam przez pół miasta do rodziców. I znów pieszo/autobus/tramwaj... Na szczęście na obrzeża miasta, gdzie zostawiłam samochód zawiózł mnie tata, razem z moim 1,5 m karniszem. I znów sobie mówię, że następnym razem mam w nosie taką robotę i jadę samochodem. Przecież po to zrobiłam prawko, po to mam samochód, żeby było mi wygodnie, żeby sobie życie ułatwiać...
Jestem zła, mąż znów w delegacji, znów mówi, że wygląda na to, że za 2-3 miesiące firma może wreszcie paść, on założy własny biznes i będzie pracował tylko na siebie i tyle, ile można, żeby jeszcze mieć jakieś życie rodzinne i towarzyskie. I jeszcze na dodatek nie wie kiedy wróci... A jeszcze zła jestem na niego, że nie chciał mieć dziecka od razu po ślubie. Czemu nie staraliśmy się kilka lat wcześniej, może zdążyłabym mieć więcej niż jedno dziecko, a tak będzie trwała walka o to, żeby chociaż jedno mieć. A jak to zrobić technicznie, skoro mąż wiecznie w delegacjach...

P.S. I jeszcze na dodatek ten karnisz z którym się targałam przez pół miasta okazał się za krótki, bo nie wzięłam pod uwagę tego, że po skos jest dłuższy niż prosta ściana.

Wiadomość wyedytowana przez autora 3 stycznia 2014, 20:29

6 stycznia 2014, 21:57

Ależ ten czas niemiłosiernie się wlecze... To znaczy zależy kiedy. Bo mój urlop i dwutygodniowe wylegiwanie się brzuchem do góry minęło nadspodziewanie szybko i jutro muszę wrócić do pracy. Natomiast czas do kolejnych starań wlecze się i wlecze. Dopiero 12 dzień drugiego cyklu. Jeszce cały styczeń i cały luty.
Jutro mąż wraca z delegacji. Nareszcie. Co prawda w czwartek znów jedzie, ale w środę ma wolne, więc sobie odpocznie. To znaczy odpocznie, jak odpocznie, bo musi zrobić badania przed kolejną wizytą u endokrynologa.
Jak mi źle, że jutro muszę iść do pracy...

9 stycznia 2014, 22:38

Mąż wiecznie siedzi ostatnio w delegacji. Wraca sporadycznie, a i tak wtedy dzwonią do niego z pracy. No ale trzeba korzystać, bo nie wiadomo ile jeszcze potrwa firma, a płacą dobrze. Ale już mąż oblicza koszty początkowe założenia własnej firmy. W każdym razie wczoraj miał wolne i zrobił badania zlecone przez endokrynologa. Niektóre mu się poprawiły względem ostatnich wyników, np. trójglicerydy (147, a miał ponad 500), nie ma już lipemii, ma w porządku cholesterol HDL (51).
Ale martwię się o wyniki wątrobowe:
GOT (AST/AspAT) 74 (norma poniżej 45)
GPT (ALT/ALAT) 137 (norma poniżej 41)
GGTP 120 (norma poniżej 60)

Spadło mu TSH, ostatnio miał 8 przy normie 0,27-4,20, a teraz ma 3,12. Ale z hormonów tarczycowych ma bardzo wysokie anty TG, aż 463,5 (norma 10-115)

Nie wiem też jakie są normy dla glikemii po obciążeniu 75 g glukozy:
na czczo ma 104
po godzinie 183
po dwóch godzinach 156

Nie ma też norm do immunochemii
na czczo ma 34,68
po godzinie 192,1
po dwóch godzinach 172,1

10 stycznia 2014, 21:09

Byłam dziś u mojej ginekolog. To była moja pierwsza wizyta po zabiegu. Było bardzo pozytywnie. Okazało się, że wszystko pięknie się goi i możemy doczekać do końca tego cyklu i znów się zacząć starać. Przyznałam, że wolałabym poczekać jednak te trzy pełne cykle. No ale w sumie to zobaczymy. Mam nadzieję, że niedługo tam wrócę z pozytywnym testem :)

15 stycznia 2014, 10:35

Wczoraj mąż był u endokrynologa z wynikami badań. Przeraziłam się, bo dostał leki na wątrobę, na cukrzycę i na tarczycę. Przecież mój mąż nie ma nawet 30 lat, a już takie problemy zdrowotne. No więc powstało postanowienie, że trzeba się za siebie wziąć. No i przede wszystkim zmiana nawyków żywieniowych i ruch. Mąż musi schudnąć, bo waży 123 kg. Jeśli ja zrzucę trochę z moich 67, to też mi nie zaszkodzi. Kupiłam kije do nordic walkingu, mam chodzić z teściową, ale popsuła się pogoda. Poza tym myślałam o chodzeniu na fitness i o zapisaniu się na basen, chciałabym nauczyć się pływać. Generalnie zaczynamy już na ostro, bierzemy się za siebie. Cięzko mi będzie pilnowac męża, bo znów dziś pojechał w delegacje, ale mówi, że stara się zdrowo tam jeść, mają wynajmowane mieszkanie, więc jest kuchnia i stara się zdrowo jeść.
Moja owulacja pojawiła się 18 dnia cyklu, czyli jakby już wszystko wracało do normalności.

20 stycznia 2014, 10:30

Dzień zaczął się koszmarnie, na parkingu przed firmą rozwaliłabym auto, potem walnęłabym w drugie auto. A na koniec jak wysiadłam, to zatrzasnęłam drzwi zapominając, że mam zepsute drzwi od strony kierowcy i jak się je zatrzaskuje, to bez kluczyka już się ich nie otworzy. Kluczyki zostały w stacyjce. Na szczęście okazało się, że od strony pasażera drzwi nie były zamknięte. Potem jak zobaczyłam jakie sprawy czekają na mnie w pracy do zrobienia, to już wiedziałam, że ten dzień nie będzie dobry. Na razie czekam co jeszcze się wydarzy, a muszę też autem wrócić do domu. No i po drodze wstąpić po zakupy.
Na szczęście mąż wraca dziś z delegacji. Tylko na dzień, albo dwa, bo zaraz znów jedzie, ale cóż, takie życie automatyka. Jedyne pocieszenie jest takie, że szybciej odłożymy na własny dom, żeby nie zadłużać się na resztę życia i nie brać na to żadnych kredytów.
Kupiłam sobie kije do nordic walkingu i w sobotę byłam z teściową na pierwszym ich wypróbowaniu. Było bardzo fajnie. Zazwyczaj jak chodziłam więcej, to bolały mnie ramiona i kręgosłup. Natomiast z kijami chodziłam i nic nie bolało. Być może jeszcze nie umiem ich dobrze trzymać, bo za bardzo ściskałam, ale i tak było super.

23 stycznia 2014, 20:28

Każdego dnia coraz bardziej uświadamiam sobie jak nie lubię swojej pracy. Nie dość, że ostatnio dostają mi się takie zadania z którymi nie wiem co począć, tylko siąść i płakać, głupio mi ciągle chodzić i pytać innych, to jeszcze plany na przyszłość są takie, że aż szkoda gadać. Pracuję tu już trzy lata. Na chwilę obecną jest to zwykła praca biurowa od 8 do 16. O 16 wychodzę i nic mnie nie obchodzi. Poza tym wszystkie weekendy i święta wolne. Plany są takie, że mamy pracować 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, 365 dni w roku... Czyli wygląda na to, że będziemy pracowali na zmiany. No to wtedy już w ogóle z mężem będę widywała się raz na miesiąc. On w delegacjach, ja na zmiany. Jeszcze jak mi zmiany poukładają inaczej, niż koledze z mojej wiochy z którym dojeżdżam do Wrocławia, to na paliwo zarówno ja, jak i on będziemy wydawać z 5 stów miesiecznie. A jeśli będziemy mieli dziecko, mąż będzie w delegacji, a ja będę miała na 2, albo 3 zmianę, to co z tym dzieckiem zrobię? Coraz bliższa jest mi idea zmiany pracy, albo założenia własnego interesu, ewentualnie pójście na kurs prowadzenia księgowości i pomaganie mężowi w jego firmie, jak ją w końcu założy...
Z innej beczki, jak dalej będę tak blokowała ludzi na facebooku, to mi nikt już nie zostanie. Poblokowałam wszystkie, które całe życie opisują na FB, te, które publicznie przeżywają swoją ciążę, a także tych, którzy robią potworne błędy językowe i ortograficzne.

28 stycznia 2014, 15:10

Mam dosyć tej cholernej pracy męża. Dzisiaj postanowiłam mieć focha i nie odzywać się do niego za bardzo. Oczywiście rano przed 8 dostałam już smsa, czy jestem w pracy. No to odpisałam, że tak. Potem pisał co u mnie, pisał, że go praca denerwuje i szef… A ja nic. Zawsze o 22 do niego dzwonię, żeby pogadać, ale dziś nie zadzwonię. Nie i koniec, niech trochę potęskni. Od listopada trwa taka sytuacja, że ciągle siedzi w delegacji. Teraz od listopada siedzi tam, i pewnie wróci dopiero w lutym. Szczęście, że na Święta był w domu. Ale jak dowiedziałam się, że ciąża obumarła, to był w delegacji. Jak czekałam na zabieg, to był w delegacji. Jak byłam po zabiegu, to był w delegacji. Czyli w tych chwilach, kiedy najbardziej go potrzebowałam. A teraz ciągle jest wkurzony, że musi tam siedzieć, mówi, ze denerwuje go praca, szef… Ale jak mówię, żeby poszukał coś innego, to nie, bo nigdzie tyle nie zarobi… Tylko, że pieniądze to nie wszystko. Wiem, ze łatwo tak się mówi, jak ma się dużo i na wszystko starcza, jak się dużo odkłada, ale ileż można? Ja rozumiem, że taka praca i on musi, ale niech nie będzie tak, że za parę lat będzie miał dużo pieniędzy, ale rodziny nie będzie miał. Już się zastanawiam jak my technicznie znów będziemy się starali ponownie o dziecko. Płakać mi się chce i mam dość.

31 stycznia 2014, 11:34

Ja już chcę się starać!!! Strasznie mnie męczy to czekanie. Niby lekarka dała mi zielone światło już w tym aktualnym cyklu, jednak ja się uczepiłam tych trzech miesięcy jak rzep psiego ogona. Cykl dopiero się zaczął, do końca jakieś 25 dni, a mi się wydaje, jakby to było ze dwa lata… Czekam jak za karę. Niby męża teraz nie ma, rzadko kiedy bywa w domu, ale jakbym mu powiedziała, że ma być, bo robimy dziecko, to by przyjechał. No ale kurcze… Sama nie wiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że to ja musze sobie odpowiedzieć na pytanie, czy starać się już teraz, czy poczekać. Mąż daje mi prawo do zadecydowania, a ja nie wiem.

3 lutego 2014, 09:00

Uczepiłam się tych trzech pełnych cykli, a wczoraj jak poszliśmy z mężem na spacer, to zagadałam go o to... No i powiedział, żebyśmy faktycznie poczekali do końca lutego i dopiero od kolejnego cyklu zaczęli się starać. Jednak jak wieczorem przyszło co do czego, to powiedział, że nie chce już czekać no i jakoś tak wyszło, że polecieliśmy na spontanie... Co prawda to za wcześnie, bo 8 dzień cyklu, ale sam fakt przełamania się jest też istotny. A dziś znów pojechał w delegacje, w domy tak naprawdę był pół niedzieli... Mam nadzieję, że w kolejny weekend spędzi ze mną dwa dni, może w niedzielę uda się pojechać na jakąś wycieczkę...
A po mężu trochę widać, że schudł, brzuszek mniejszy, spodnie, które były za ciasne, są teraz luźne, mówi też, że lepiej się czuje jak je lżejsze, zdrowsze potrawy.

5 lutego 2014, 22:57

Nie ma to jak dowiedzieć się, że kolejne osoby czekają na moją ciążę, żeby zająć moje miejsce w pracy... Mają umowy zlecenia, więc czekają z niecierpliwością, aż zwolni się moje miejsce... No bo 28 lat ma, 5 lat po ślubie, a dzieci nie ma, to pewnie zaraz będzie miała.
Pewnie jak już w ciążę zajdę, to nie będę miała gdzie wracać.

18 lutego 2014, 09:04

Dawno nie pisałam. W tym cyklu zaczęliśmy się znów starać. Jednak przez jakiś czas panikowałam, że nie mam owulacji, ale chyba w końcu wystąpiła 22 dnia cyklu, co prawda system mi jej jeszcez nie wyznaczył, ale czułam ból owulacyjny i następnego dnia był skok tempki.
W niedzielę byliśmy z mężem na wycieczce na Śnieżniku. Jak sama nazwa wskazuje na Śnieżkuku był śnieg. Po drodze było bardzo dużo lodu i przez połowę drogi tańczyliśmy na lodzie. Na samym szczycie było wiatrzysko, że głowy urywało, weszliśmy w chmurę, zimno było jak nie wiem co... Było świetnie. To było pierwsze nasze takie podejście w górki. Jeszcze nigdy w takiej aurze po górach nie chodziliśmy.

Chciałam wstawić zdjęcie, ale nie umiem :(

19 lutego 2014, 13:18

Zdjęcia ze Śnieżnika :)

5y975s.jpg

fan0j8.jpg

2cylmh0.jpg

25 lutego 2014, 09:06

Dziwnie się czuję. Dziś jest 31 dzień cuklu, ale owulację miałam 22 dnia, więc czekam do soboty. W sobote idziemy na imprezę 30-stkową do kolegi, więc rano zrobię test, jeśli do tego czasu nie przyjdzie @. Coś czuję, że nie przyjdzie...

26 lutego 2014, 06:38

Dziś już straciłam taką pewność, że @ nie przyjdzie. Pewnie przyjdzie, a ja znów będę musiała liczyć , kiedy może być owulacja, dostrajać to z obecnością męża w domu, wsłuchiwać się w swój organizm... Chociaż dziś jak wstałam i siedziałam na łóżku ubierając się, to napadły mnie takie mdłości... Oczywiście w dalszym ciągu nie mogę włożyć brudnych naczyń do zmywarki... Koleżanka w pracy biurko w biurko ze mną kaszle jak gruźlik, kaszle cały czas, a że głośna jest, to głowa mi pęka i jeszcze na dodatek boję się, że mnie zarazi, więc dziś biorę ze sobą herbatkę smakową, miód, cytrynę i imbir, będę się uodparniała domowymi sposobami.

27 lutego 2014, 17:59

Ciąża rozpoczęta 26 stycznia 2014
Przejdź do pamiętnika ciążowego i czytaj kontynuację mojej historii

16 kwietnia 2014, 22:16

No i znów wróciłam na różową stronę :(
Odpuszczam na razie ciążę, jednak dwa poronienia w ciągu pół roku, to trochę za dużo. Teraz mamy zamiar się przebadać, zrobić sobie jakieś wypasione wakacje, schudnąć...
1 2 3 4 5 ››