Zapisz się i otrzymuj powiadomienia o
zniżkach, promocjach i najnowszych ciekawostkach ze świata! Jeśli interesują
Cię tematy związane z płodnością, ciążą, macierzyństwem - wysyłamy tylko
to, co sami chcielibyśmy otrzymać:)
Ruszyłam z badaniami. Wczoraj poszłam dać krew na badania tarczycowe TSH, FT3, FT4 i anty TPO i na przeciwciała antykardiolipinowe IGG i IGM. Przeczytałam w internecie, że powinno się je zrobić do 6 tygodni po poronieniu, a zanim bym miała wynik badania histopatologicznego, wypis ze szpitala, zanim bym poszła do lekarza sprawdzić, czy wszystko jest ok, to już mogłoby byc za późno. Zresztą teraz muszę znaleźć jakiegoś dobrego lekarza.
Kochana, zrób sobie jeszcze badanie przeciwciał ANA. Mnie ono wyszło dodatnie w 6tym tygodniu po poronieniu, a dalsza jego analiza w 1,5 tyg później nic nie wykazała. Można jeszcze antykoagulant tocznia i przeciwciała przeciw b2 glikoproteinie.
Nie są to tanie badania, ale mogą uspokoić.
A na pierwszym miejscu (bo jak dobrze doczytałam w Twoich obydwóch ciążach zarodek się nie pokazał) to posiewy Twoje i męża, bo problem może być spowodowany bakteriami.
Wspieram Cię całym sercem.
Kolejne badania zrobię na pewno, dzięki za podpowiedzi. Nieważne ile kosztują, na szczęście nie muszę liczyć się z kosztami. Przynajmniej na razie i przynajmniej w takich kwotach.
Ruszyłam z odchudzaniem. Waga zaczęła pokazywać nawet 70 kilo (jak brałam ślub ważyłam 51 kg), więc postanowiłam nie czekać ani dnia dłużej. Biorę tabletki na odchudzanie z wyciągiem z octu jabłkowego i lkarnityną. Poza tym piję herbatkę na odchudzanie. Staram się jeść regularnie, niewielkie porcje, nie jeść słodyczy i przekąsek, no a dziś szybkim krokiem zrobiłam 9 km. Mam nadzieję, że to da jakieś efekty.
Mam taką koleżankę, którą poznałam na studiach licencjackich. Złota dziewczyna, jednak trochę nieokrzesana, nie potrafi się zachować. Namówiła mnie, abyśmy wczoraj pojechały do Krakowa na spacer. A ja nieopacznie się zgodziłam. Pojechałyśmy i wróciłyśmy autobusem. W samym Krakowie miałyśmy być około 7 godzin. Plan był dobry: iść na Rynek, na Wawel, na Kazimierz... Niestety prawda okazała się gorsza niż plan. To ja byłam w Krakowie z 15 razy, a koleżanka raz, ale ona chciała prowadzić, wyprowadzała nas w jakieś dziwne miejsca, szła w przeciwnym kierunku niż mieliśmy iść... Potem szła po drugiej stronie ulicy i krzyczała do mnie, a ja szłam po drugiej stronie... Na Wawelu sążniście beknęła i to przelało czarę goryczy, bo konkretnie ja zjechałam. Potem zaprowadziła nas do baru mlecznego, w którym od razu mnie odrzuciło, bo był zaduch, smród jakiegoś stołówkowego jedzenia i kupa ludzi... A potem się rozdzieliliśmy, bo ja już nie dawałam rady, poszłam do Sukiennic, na Mały Rynek i na Planty, głowa mnie okropnie bolała... Już o 15 z minutami miałam ochotę wrócić. Było wieczne marudzenie i zwracanie na siebie uwagi. Moim zdaniem takie zachowanie (a najbardziej to bekanie) jest po prostu chamskie. Muszę mieć odpoczynek od niej.
Na szczęście dziś wróciłam już do pracy, bo już dostawałam w domu tzw. jobla. Pracy dużo i już jutro mam zamiar pojechać wcześniej do pracy i posiedzieć dłużej. I muszę to powiedzieć, że fantastycznie się czuję po wejściu w wir pracy. Znów całe mnóstwo e-maili na które trzeba odpisać, ciągle dzwoni telefon, trzeba coś z innymi ustalać, odpowiadać, rozwiewać wątpliwości... Super.
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 kwietnia 2014, 19:51
Dawno nie pisałam... Jestem na diecie, biegam, chodzę z kijami i już z 70 kg z którymi zaczynałam pod koniec kwietnia, teraz jest już 65 kg. Odebrałam dziś wyniki i tak:
P/c. przeciw kardiolipinie IgG - 9,99
P/c. przeciw kardiolipinie IgM - 8,85
TSH - 2,43
fT4 - 1,11
fT3 - 2,87
anty TPO - 10
Badania robiłam dwa tygodnie po zabiegu. Niby wszystkie są w normie, jednak zastanawiam się, czy to 9,99 przy P/c. przeciw kardiolipinie IgG nie są za wysokie. Do 10 jest wynik ujemny.
Na wczoraj miałabym termin pierwszej ciąży. Wieczorem jakoś mnie tak wzięło, popłakałam sobie trochę, ale jak mąż mnie spytał co się dzieje i mu odpowiedziałam, to skomentował to tylko "Ojej". W ogóle mi się z nim nie układa ostatnio. Nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Nie kochaliśmy się już 4 miesiące. Zresztą poza seksem nie ma między nami żadnych innych czułości.
Byłam kilka dni temu w nowego ginekologa. Generalnie jestem zadowolona, bo poiweidział po obejżeniu moich wyników, że kolejna ciąża i tak będzie prowadzona na heparynie, ale dał mi, na moją wyraźną prośbę, całą masę innych badań: genetyczne, badanie nasienia dla męża i histeroskopię dla mnie. Powinnam teraz siedzieć i dzwonić po oddziałach genetyki i szukać gdzie są najbliższe terminy, albo dowiadywać się ile to kosztuje prywatnie. Powinnam rejestrować się na histeroskopię. A mi się nie chce. Nie mam w ogóle motywacji.
będzie dobrze, ja zaczynałam wątpić po drugim poronieniu czy będzie mi kiedyś dane mieć dziecko a teraz jestem w 24tc zobaczysz uda się wystarczy dobry lekarz który odpowiednio Cię poprowadzi i da stosowne leki :) powodzenia trzymam kciuki. A z mężem spróbuj w inny sposób np. spacer czy nawet gotowanie razem zbliży Was do siebie
Wczoraj wygarnęłam mężowi co mis iedziało na sercu. POgadaliśmy sobie trochę, bo widział, że jestem jakaś dziwna, powiedział, że się miotam... No i już lepiej. Dziś pojechał w delegację, nie wiem kiedy wróci, ale dobrze, że pogadaliśmy przed tym jego wyjazdem.
Sciskam kochana.. my tez mielismy wzloty i upadki od kiedy sie staramy...frustracja, zlosc, smutek rozne emocje czlowiekiem wtedy targaja...ehm i nadal mamy wzloty i upadki...3maj sie xxx
Dziś wreszcie rano poszliśmy dac krew do badania kariotypu. Nie chciałam czekać na NFZ pół roku, ani jeździć po Polsce szukając gdzie można zarejestrwać się szybciej i walczyć z lekarzami na NFZ, żeby wypisali nam skierowanie... Poszliśmy prywatnie i 700 zł poszło się... nie powiem co robić. Jak zacznie mi się urlop, to pójde sobie na mutację V Leiden i na MTHFR.
Cieszę się, że udało Wam się zrobić te badania, dużo kasy pójdzie więc trzeba będzie robić te wszystkie cuda partiami, ale dzięki temu następnym razem dostaniesz leki i będzie wszystko ok
Chiang Mai, nie wiem dokładnie, ale to jakies badania genetyczne. Szpilka, ja robię partiami, nie tyle z powodu kasy, ile z powodu mojej psychiki. Ciężko jest mi się za to wszystko zabrać.
Ostatnie dwa dni pracy przed urlopem. Z tym, że pierwszy tydzień spędzę sama w domu, bo mąż będzie w delegacji, ale za to dwa kolejne spędzimy razem w górach. Kupiłam sobie Acard i biore od dwóch dni. Kupiłam też Omega 3, bo podobno pogrubia endometrium, a mi coś za niskie ostatnio się okazało. No i podobno czerwone wino pogrubia je, więc też kupiłam i popijam po trochu. Biorę też Folik i Euthyrox 25.
No ale znów się nakręcam i musze pogadać z mężem, bo moim zdaniem pije on za dużo piwa. W kółko znajduję puste butelki po piwie. A jak kupi, to chowa piwo przezde mną. Ja bym nie miała nic przeciwko, gdyby wypił 1-2 piwa w weekend. Ale picie 2-3 piw za każdym razem jak jest w domu, to dla mnie przesada. Podesłałam mu dziś trzy linki o wpływie alkoholu na nasienie, ale pewnie nawet nie przeczyta. A mi się łzy w oczach zbierają, bo musze go wreszcie wysłać na badanie nasienia i boję się, ze takie ilości alkoholu wpłyną na wynik. Na pewno wpłyną.
No i na cholerę ja biore te wszystkie leki, an cholerę się badam, na cholerę wydajemy kupę kasy na te badania...
Zamiast na urlopie się odprężać i relaksować, to ja jestem cała jakaś podenerwowana. Chciałabym w końcu mieć ten własny dom, nawet urlop mnie nie cieszy, bo muszę siedzieć w domu, niby już 5 lat tu mieszkam z teściami, ale nadal nie czuję się całkiem "u siebie". A jeszcze jak męża nie ma, to już w ogóle, dlatego nie lubię mieć urlopu jak siedzę w domu, zwolnień... No ale jeszcze minimum 4 lata, żeby zacząć. No i przekonać męża, żeby mieć coś własnego. Poza tym stresuję się, że jutro muszę iść na badanie MTHFR i V leiden. Muszę w końcu zadzwonić dowiedzieć się o histeroskopię. No i muszę podzwonić, poszukać miejsca noclegowego na urlop, bo za tydzień jedziemy, a nic nie mamy...
Wróciłam z urlopu i wcale nie jestem odprężona i wypoczęta, tylko zła i sfrustrowana. Same wcasy fajne, co prawda fizycznie nie odpoczełam za bardzo, bo mąż zarządzał pobudki o 6 rano i wymarsz w góry... jednak ja to lubię, widoki uwielbiam. No ale powrót do domu mnie stresował. Miałabym być całkiem sama w domu przez tydzień. Postanowiłam więc, że przeniose się do rodziców na ten czas, bo chyba bym nie zmrużyła oka sama w starym, wielkim, nie swoim domu. Wróciliśmy, ogarniałam się i okazało się, że w lodówce zostały dwa ptasie mleczka... Dlaczego dwa? Przecież było ich więcej! Nie chodzi o same ptasie mleczka, ale o buszowanie komuś po lodówce i wyżeranie. Nie będę przecież teraz robiła dochodzenia kto mi wyjadł ptasie mleczka, ale wnerwia mnie to. Wyjeżdżam i nie wiem co zastanę po powrocie. Az strach mieć cenne rzeczy w domu. Ja chcę mieć wreszcie własny dom!!! Przecież mieszkanie z teściami miało być przejściowe, a to trwa już 5 lat i zanosi się finansowo jeszcze na 2-3 lata minimum. Niestety nie ma u nas opcji, żeby zamknąć mieszkanie i pojechac i nie martwić się co się zastanie po powrocie. Ale zainstalowaliśmy sobie zamek w drzwiach od pokoju... Chociaż tyle. W chwili obecnej nie czuję się "U siebie" ani w domu teściów, ani u rodziców, bo po 3-4 godzinach już czuję, że mają mojego towarzystwa trochę dosyć.
Dawno mnie tu nie było. Odpuściłam totalnie, nie chciałam nawet myśleć o kolejnej ciąży. Odebrałam wyniki V Leiden i MTHFR. Nie wiem co mi wyszło, bo postanowiłam się nie diagnozować w internecie, żeby się nie denerwować. Dziś zadzwoniłam i dowiedziałam się, że są już do odebrania nasze wyniki kariotypu, jutro pójdę odebrać po pracy. Też nie mam zamiaru sprawdzać i diagnozować nas, nawet nie chcę patrzeć na wyniki, bo jak moje będą inne, a męża inne, to już będę panikowała. Jeszcze tylko (albo aż) moja histeroskopia i męża badanie nasienia. Znów wróciły do mnie myśli, żeby jednak zacząć znów się starać, tylko te badania musimy najpierw zrobić. Biorę Folik, Acard, Euthyrox 25 i kwas omega 3. Już 5 cykl po drugim poronieniu mi leci, minęło 4,5 miesiąca. Jakiś czas temu chciałam się znów starać w październiku, bo wtedy mamy urlop i jedziemy nad morze. Potem znów nie chciałam w tym roku, teraz znów chcę… Sama nie wiem czego chcę. Od czasu drugiego poronienia nie rozmawiałam o tym z mężem, ale teraz chyba już czuję się gotowa i chcę pogadać. Jak wróci z delegacji, kupię winko, zrobię dobrą kolację (mam zestaw do sushi) i sobie siądziemy i pogadamy… Żeby tylko akurat wtedy teść z piwkiem nie przyszedł.
Dziś po urlopie do pracy wróciła koleżanka, moja dobra dusza. Koleżanka owa jest szósty raz w ciąży, ale ma dwoje dzieci, trzy razy ciążę straciła. Teraz jest w 7 miesiącu, ma taki fajny brzuszek, taką piłeczkę, tylko po brzuchu widać, że jest w ciąży. Ja też byłabym teraz w 7 miesiącu, miałybyśmy obie termin na listopad. Aż mi się zachciało znów próbować. W sumie to już 5 miesięcy mija od drugiego poronienia. Kariotypy wyszły nam prawidłowe. Nie sprawdzałam jakie wyszły mi czynnik Vleiden i MTHFR, bo nie chcę panikować i się nakręcać. Musze się zmobilizować i iść wreszcie na tą histeroskopię i zmusić męża, żeby poszedł na badanie nasienia. I może na urlopie w październiku znów byśmy zaczęli się starać…
Wczoraj tak sobie leżałam już wieczorem w łóżku i nie mogłam zasnąć. Wiadomo powszechnie, że noc, to najlepsza pora na rozmyślanie. No i tak myślałam i uświadomiłam sobie, że mi już 29 rok leci, bo przecież 28 lat i 2,5 miesiąca to już 29 rok w trakcie. A ja co? A ja za sobą mam dwie nieudane ciąże i nic nie robię... Nie działam, nie bzykam się, żeby znów zaciążyć, a sama myśl o pozytywnym teście ciążowym wpędza mnie w panikę. Jednak z drugiej strony chciałabym. Ale z trzeciej strony zostały nam jeszcez dwa badania. A z czwartej strony z kolei te badania też mnie stresują. Teraz czeka mnie dentysta, endokrynolog i jeszcez badania u medycyny pracy do pracy, bo trzy lata od ostatnich minęły. Moje kontakty z służbą zdrowia są ostatnio dość częste i niestety w większości jest to prywatna służba zdrowia, więc trzeba płacić i płacić i płacić.
Jesteś na dobrej drodze, po etapie nie chce na pewno teraz jest myslę o tym czy chcę, ale się boję, za jakiś czas będzie bardziej chcę niż się boję, uda się zobaczysz
Mąż znowu w delegacji, a ja mam taką przypadłość, że jak nikt koło mnie nie leży, to ja nie mogę zasnąć. A jeszcze bardziej nie mogę zasnąć, jak słyszę te cholerne zwierzaki. Myszy zadomowiły się i nas już na dobre. Łapki sobie mogą leżeć, trutka też, a one nic... Biegają mi po nocy po pokoju. Na strychu zadomowiło się "coś". Nie wiadomo co to jest, nikt tego nie widział, ale każdy słyszał. Kuna jakaś, czy co...? Na strychu widać skorupki po jajkach, pióra i kupy. No i to coś strasznie tupie. I to tupie mi nad głową. Nie mogę spać, znów rozmyślam. Szkoda, że nie pogadałam z mężem przed jego wyjazdem, teraz nie wiadomo kiedy wróci. Najwcześniej w piątek. Ale znając życie, to może wrócić i za dwa tygodnie. Ale jeszcze w tym roku chce swoją firmę zakładać, więc może nasze życie wróci do normy.
Jutro idę do dentysty, chyba rwać zęba, boję się. A potem zostaję u rodziców dopóki mąż nie wróci, bo mam dosyć tego zwierzyńca. No chyba, że wpuszczę kota do pokoju i zamknę drzwi. W końcu mamy dwa koty w domu.
Budzik zadzwoni o 5:45, zostały mi 4 godziny... Oj chyba jutro z samego rana będę na kawie jechała...
Ja też miałam w domu mysz, dopiero wczoraj wpadła w łapkę po 8 dniach. Ale u nas to normalne że się na jesień schodzą do stajni i niektóre zabłądzą do domku.
Kawa, kawa, kawusia... Jak ja przetrwałam w pracy, nie wiem. Zasnęłam ok. 3:30-4:00. A o 5:45 budzik zrobił pobudkę i nie było zmiłuj. Chiang Mai, wstawałam tak wcześnie, bo musiałam rano umyć włosy. Zazwyczaj wstaję ok. 6:00-6:20. Pracę zaczynam o 8:00, ale mam 35 km, jeżdżę autem, a korki niestety przy wjeździe do Wrocławia są dość spore, więc swoje odstoję.
Byłam u dentysty, może da się go uratować, nie rwałam. Są koronki, mostki... Zrobiłam zdjęcie i mam podejść w poniedziałek umówić się co dalej. Dentystka wyrwała mi tylko ten kawałek ścianki, który się ruszał.
Od środy do niedzieli siedziałam u rodziców, bo mąż był w delegacji. Nie wiem co mnie podkusiło, ale nigdy więcej. Moja mama jest dość specyficzna i nie jestem w stanie długo z nią przebywać, poza tym wprowadza jakieś dziwne zasady w domu i wymęczyłam się tylko. Nawet nie chce mi się pisać... Po weekendzie u rodziców przydałyby mi się ze dwa dni odpoczynku po tej wizycie.
W poniedziałek poszłam zrobić TSH i Anty TG, dziś odebrałam wyniki i trochę się podłamałam, bo TSH urosło. DO ciąży powinno się mieć ok. 1, a mi wzrosło do 2,74, a poprzednio miałam 2,43. A przecież cały czas biorę leki. Może powinnam brać mocniejsze. Myślałam, że w tym roku zaczniemy się znów starać. Ale jeśli nie uda mi się unormować TSH, to nic z tego ;(
Chiang Mai, tak jestem Wrocławianką z pochodzenia i urodzenia, ale już tu nie mieszkam z wyboru. Przeniosłam się za mężem na wiochę. Jednak moi rodzice mieszkają we Wrocławiu i we Wrocku pracuję. Nie wiem czemu nie mogę już skomentować Twojego pamiętnika, nie pozwala mi bo nie jestem zalogowana na Belly... (Kiedyś byłam), chociaż ostatnio pozwolił mi jeden komentarz wstawić.
Generalnie mam doła, schowam się pod kołdrę, nie tykać mnie. Jutro wizyta u endokrynologa, może mnie pocieszy jakoś i wrócę do domu w lepszym humorze. Na razie na badania, leki, lekarzy wydaję więcej niż zarabiam
Wpadam w jakąś panikę, boję się, że się nie uda...
Cały dzień się stresowałam tą wizytą u endo. Jakaś taka samo-nakręcająca się jestem. Ale taka już jestem, zawsze panikuję i martwię się na zapas. U endo dostałam wyższą dawkę Euthyroxu, bo 50, a do tego jod. Mam sobie za 6 tygodni zrobić badanie TSH. Generalnie powiedziała, że faktycznie jest tak, że się teraz dużo mówi i pisze o tym TSH 1, ale tak naprawdę jak będzie mniejsze niż 2, to już będzie dobrze, ale nawet jakbym teraz zaszła w ciążę, to też nic złego się nie powinno stać. Mówiła, że obumarcie ciąży i poronienie nie były raczej od tarczycy, ja też bym obstawiała tą za szybko krzepnącą krew...
Jutro mężaty jedzie znów w delegację, ale mam nadzieję, że wróci w piątek. Ja na piątek muszę zakupić sobie jakiś alkohol, bo jestem zmęczona całym tygodniem pracy, jest upierdliwie.
Mam dosyć!!! Siedzę znów u rodziców, bo musiałam wczoraj męża zawieść do pracy, bo on swoje auto rozwalił. Mężaty znów pojechał w delegacje i miał dziś wrócić. Nie wróci. Poszłam dziś na spacer, szłam przez park i łzy mi się cisnęły do oczu. Tyle par sobie spaceruje, z dziećmi. A ja co? A ja sama. No i co z tego, że w poniedziałki, czy środy jest w domu, skoro ja wtedy pracuję. Ja w weekendy nie pracuję, ale on pracuje. Namawiam go od pół roku, żeby się zwolnił, ale nie... nie zwolni, a jak szef się dowiedział, że ma iść na rozmowę do innej firmy, to zaczął prosić, żeby się nie zwalniał i dał podwyżkę... Tylko na co nam te pieniądze, skoro i tak nie mamy własnego mieszkania, ani domu, jeździmy starymi samochodami, a na wczasy wywalczone, wyrwane dwa tygodnie jeździmy byle taniej... Ma mnie cieszyć rosnąca kwota na koncie? Nie cieszy. Sprawia, że czuję finansowe bezpieczeństwo, ale się nie cieszę. Mam dość.
Szok! Mąż wczoraj wieczorem wrócił z mycia, położył się do łóżka i mówi do mnie "a co z tym kangurem?"... Ja oczy jak 5 złotych, nigdy sam z siebie nie pytał, nie zaczynał tego tematu. Powiedziałam, że nie wiem, ze boję się, że sytuacja znów się powtórzy. A on na to, że on chciałby, że przecież te zastrzyki mam brać, że on już zaczyna znów zdrowe odżywianie i nie będzie pił piwa. Tak sam z siebie.
Treści zawarte w serwisie OvuFriend mają charakter informacyjno - edukacyjny, nie stanowią porady lekarskiej, nie są diagnozą lekarską i nie mogą zastępować zasięgania konsultacji medycznych oraz poddawania się badaniom bądź terapii, stosownie do stanu zdrowia i potrzeb kobiety.
Korzystając z witryny bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. W każdej chwili możesz swobodnie zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich zapisywaniu.
Dowiedz się więcej.
kurcze... dobrze, że to badasz to ważne wskaźniki... a dobry lekarz to ogromny krok na przód...
Mam nadziejé że teraz już będzie tylko dobrze, trzymam kciuki za nowy plan.
Kochana, zrób sobie jeszcze badanie przeciwciał ANA. Mnie ono wyszło dodatnie w 6tym tygodniu po poronieniu, a dalsza jego analiza w 1,5 tyg później nic nie wykazała. Można jeszcze antykoagulant tocznia i przeciwciała przeciw b2 glikoproteinie. Nie są to tanie badania, ale mogą uspokoić. A na pierwszym miejscu (bo jak dobrze doczytałam w Twoich obydwóch ciążach zarodek się nie pokazał) to posiewy Twoje i męża, bo problem może być spowodowany bakteriami. Wspieram Cię całym sercem.