X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Pamiętnik starań Zosi
Dodaj do ulubionych
‹‹ 5 6 7 8 9

21 sierpnia, 15:48

18 dc, 2 dpo
To będzie ważny tydzień. W czwartek startujemy z pierwszą wizytą w klinice leczenia niepłodności (...jak to brzmi?! 🤦‍♀️ dlaczego te kliniki nie mogłyby się chociaż nazywać inaczej? jakoś bardziej... optymistycznie? nie wiem... chociażby np. klinika płodności). W planach mamy kwalifikację do IUI. Wyciągamy już cięższe działa. Po dwóch latach bezowocnych starań chyba już najwyższa pora.

Trochę się zawahałam w ubiegłym tygodniu, bo miał nas przyjąć mój Doktorek, a jednak Go nie będzie. Mieliśmy więc do wyboru - albo zmienić termin na połowę września albo pójść do innego lekarza. Zdecydowaliśmy się na drugą opcję. Nie chcę już dłużej czekać, nie chcę tracić kolejnych cykli po HSG, po którym w teorii są większe szanse. Mam nadzieję, że Pani Doktor podpisze się pod naszymi planami. A może też zobaczy coś więcej?

Trochę się boję, a trochę... Jestem pełna wiary w to, że robimy kolejny krok. Teraz nie wiem - mały czy duży, ale kolejny... Kolejny krok ku spełnieniu marzenia o dziecku. I tak kroczek po kroczku będziemy drążyć i dążyć do osiągnięcia celu.

***
Obecnego cyklu jakoś nie czuję. Nie wstrzeliliśmy się dokładnie w owu - ostatnie seksy były jakieś 2-3 dni przed nią przez te upały. Nie czuję go jednak ani w jedną ani w drugą stroną. Oczywiście, mam nadzieję, że jakieś waleczne plemniki jednak doczekały do momentu owulacji (w końcu wystarczy przecież tylko TEN jeden) i już ten cykl będzie "zielony". Jednak, jeżeli tak się nie stanie - nie będę czuć (chyba) pretensji do świata, ot po prostu tak miało być. Ta "lekkość", ta "wolność od presji" działa na mnie kojąco. Lepiej mi się żyje w tym cyklu, łatwiej oddycha. Jest w tym coś pięknego, taka... hmmm... beztroska (?). Nie mówię, że odpuściłam. Nie. Po prostu... To chyba już ten moment, że zdałam sobie sprawę z tego, że cokolwiek bym nie robiła i jakkolwiek bym się nie spinała - nie wszystko w tym temacie jest zależne ode mnie. Zdjęcie sobie tego ciężaru z barków bardzo mi psychicznie pomogło. Mam nadzieję, że ten stan utrzyma się jak najdłużej.

Wiadomość wyedytowana przez autora 21 sierpnia, 15:55

25 sierpnia, 10:11

22 dc, 7 dpo
Skrót wpisu - wszystko idzie zgodnie z planem. :)

Wczoraj mieliśmy z Mężem pierwszą wizytę w klinice leczenia niepłodności (cały czas mierzi mnie ta nazwa! 🤨). Stres przed był niemały. Ja dzień wcześniej przygotowałam wydruki wszystkich badań, rozpisałam, co i kiedy już zrobiliśmy, rozpisałam suple (już tak mam, że lubię mieć wszystko uporządkowane i rozpisane w sytuacjach stresowych – nieco mnie to uspakaja i daje poczucie jako takiej chociaż minimalnej kontroli nad sytuacją), ba! przygotowałam nawet Pani Doktor tabelę z datami, dniami cyklu i wynikami wszystkich hormonów. :D Mąż, jak to zobaczył to stwierdził, że jak Pani Doktor to zobaczy to od razu… Dostanę skierowanie do psychiatry! :D Ale obyło się bez. Za to Pani Doktor skwitowała to uśmiechem i chyba była zadowolona, że wszystko ma tak wyłożone „na tacy”. Jak zobaczyła rozpiskę supli to skwitowała to tylko pytaniem: „doktor zalecił czy forum?”. Także no, wiadomo… 😊

W ogóle jak tylko weszliśmy do gabinetu to Pani Doktor miała już adnotację, że jestem pacjentką mojego Doktorka prowadzącego, co było bardzo miłe i na plus dla obojga. Zaczynając od mniej ważnych rzeczy - Pani Doktor zdecydowanie na plus. Młoda, ale bardzo miła, empatyczna, bardzooo się biedna starała odstresować Starego, ale no cóż... Chłop był tak spięty wizytą u lekarza, że jak tylko spotkaliśmy się w domu to tylko syczał (dosłownie) albo milczał, a ciśnienie zeszło z Niego dopiero, jak wyjechaliśmy z parkingu kliniki w drodze powrotnej do domu.

Na USG wszystko w porządku – trzon macicy o prawidłowej wielkości i strukturze, śluzówka II-fazowa, gr. 10 mm. Prawy jajnik z pęcherzykiem poowulacyjnym. W zatoce Douglasa ślad wolnego płynu. Podobno owulacja bardzo ładna była. Byłam prawdopodobnie 6 dpo, więc wiadomo, że więcej nie mogła zobaczyć.

Pani Doktor zrobiła mi nawet USG piersi! Wyszły jakieś małe torbielki widoczne, ale raczej bez konieczności martwienia się, w II fazie mogą się podobno pojawiać. Zresztą sama Pani Doktor stwierdziła, żeby do tego jej USG się nie przywiązywać, bo (cyt.) "dopiero się uczą robić USG piersi", ale z grubsza chciała wykluczyć jakieś większe problemy. Niemniej jednak i tak postanowiłam zrobić porządne USG piersi w międzyczasie. Muszę tylko postarać się o skierowanie na NFZ, bo i tak te starania będą nas kosztować sporo pieniędzy, więc może chociaż na tym dałoby radę nieco zaoszczędzić.

Z IUI startujemy planowo z kolejnym cyklem.

Dostaliśmy skierowanie na badania "ustawowe" do inseminacji (podobno takie same są do in-vitro).
Mąż: antigen HbS, przeciwciały anty hBc całk, anty HCV, HIV 1 I 2, kiła i chlamydia.
Ja: to samo plus dodatkowo Toxo IgG, Rubella IgG, Rubella IgM i Toxo IgM.
Koszt całości? Około tysiąca złotych.
Postanowiliśmy, że zrobimy je jak tylko 🐒 przyjdzie. Wiadomo – dopóki nie ma 🐒 jest wciąż nadzieja, że mogło się udać w aktualnym cyklu. 😊 Nie zamierzam z tej nadziei rezygnować.

IUI będziemy robić na cyklu stymulowanym. Dostałam receptę i 3-7 dc mam łykać letrozol.

Później 10-12 dc dodatkowo zrobić wynik estradiolu i pojawić się na monitoringu. Później monity aż do momentu, aż pęcherzyk (lub pęcherzyki, bo super byłoby, jakby były dwa) będą miały ok. 18 mm.

No i jak wszystko będzie OK to Ovitrelle dla pewności pęknięcia pęcherzyka (lub pęcherzyków 😊) i w następnym lub tym samym dniu podchodzimy do IUI.

Badania nasienia dodatkowego nie robimy, "bo szkoda kasy" i tak będą je badać w dniu IUI i wybierać najlepsze plemniki, jakie Stary dostarczy (chyba że naprawdę nie będzie z czego wybierać to wtedy przekładamy IUI).

Stary najbardziej przestraszył się... jak Pani Doktor powiedziała o powikłaniach po letrozolu - po pierwsze obniżony nastrój i zwiększona nerwowość (już zapowiada wyprowadzkę do swoich teściów 🤣), po drugie ciąża mnoga (chyba zobaczył życie z bliźniakami 🤣, ale niech z tego będzie chociaż jedno 🙏, a dwójkę będę kochać wcale nie mniej).

Trochę mnie przytłoczyła wizją, że planujemy max. 2 inseminacje i jakby co w dalszej kolejności in-vitro. Jakoś sobie wyobrażałam to w dalszej perspektywie, a tu nagle informacja, że badania ustawowe ok. tysiaka kosztują i są ważne tylko pół roku i warto byłoby je wykorzystać do in-vitro jakby co, żeby nie tracić kasy. W ogóle miała takie podejście bardzo PRO i powiedziała, gdzie warto oszczędzić. Dostaliśmy też informację od Pani Doktor w naszym mieście z początkiem roku rusza nowy program dofinansowania do in-vitro i warto obserwować. No, ale to kwestia przyszłości. Jak to Stary powiedział - nie ma co od razu myśleć o najczarniejszym scenariuszu. Na razie się skupiamy na wrześniu.

Tymczasem DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE WASZE KCIUKI I WYSYŁANE DO NAS CIEPŁE MYŚLI. I będę prosić o nie praktycznie cały wrzesień! Tak sobie myślę, że wrzesień to jest NASZ miesiąc i musi się udać. We wrześniu się poznaliśmy. We wrześniu wzięliśmy ślub. To i we wrześniu musi udać się zajść w ciążę. 😊

Wiadomość wyedytowana przez autora 25 sierpnia, 10:46

4 września, 08:26

3 dc, 27-my cykl starań, ten z IUI
Witaj, wrześniu. Czekałam na Ciebie długo. Chociaż, muszę przyznać, w głębi serducha miałam nadzieję, że jednak będziesz wyglądał zupełnie inaczej. Kiedy Doktorek mówił, żebyśmy sobie dali 3 cykle po HSG na naturalne starania i ewentualnie we wrześniu podejdziemy do IUI wydawało się to takie... nierealne. W głębi siebie wierzyłam, że to IUI nie będzie potrzebne, bo we wrześniu będę już jednak w ciąży. Jednak nie jestem...

Dzisiaj zaczynam stymulację do IUI... Trochę się stresuję, bo to pierwsza w moim życiu stymulacja i nie wiem, jak mój organizm zareaguje, ale już sobie umyśliłam, że będę ten letrozol brać na noc, to może prześpię ewentualne skutki uboczne. 😇 Pani Doktor nie mówiła o porze łykania tabletki, więc zakładam, że mogę sobie wybrać. :)

Nie bardzo mam czas na użalanie się nad sobą. Jeszcze tylko ten tydzień w pracy i idę na dwutygodniowy urlop, a to zawsze u mnie gorący okres, kiedy trzeba przygotować asystentkę, pozamykać co się da. Dodatkowo na budowie mamy opóźnienie, a w przyszłym tygodniu wchodzi ekipa od posadzek, trzeba podgonić. No nie ma czasu na użalanie się nad sobą i jakieś dolegliwości przy stymulacji.

Wiadomość wyedytowana przez autora 4 września, 08:27

12 września, 22:00

11 dc
Stymulacja dała mi jednak w kość. Podczas brania letrozolu nie było jeszcze najgorzej. Aczkolwiek senność, jaka mnie ogarniała była... Dziwna. Takie uczucie senności, którego nie jesteś w stanie przezwyciężyć. Chodziłam taka przysypiająca cały tydzień. 😴 I w sumie miło mnie to zaskoczyło, bo naprawdę spodziewałam się całej gamy skutków ubocznych, a tu wystarczyło spać. 🤣 Za to po odstawieniu tabletek... Oho... Mój organizm odbił sobie trzydniową migreną z aurą. Tak, trzydniową, nie trzygodzinną. Dopiero dzisiaj koło południa udało mi się dojść do siebie.

Za mną pierwszy monitoring pod IUI. Jest pęcherzyk dominujący 13-14 mm na lewym jajniku. 👍 Na USG widać jeszcze jednego rekruta, który próbuje go gonić. 💪🤞 Estradiol 70,09 pg/ml, więc szału nie ma, ale też mamy się nie przejmować.

Kolejny monit w czwartek. Też z USG i badaniem estradiolu, wiec zobaczymy jak postępy.

IUI w piątek lub sobotę. 🥺 To się dzieje!

Wiadomość wyedytowana przez autora 12 września, 22:02

15 września, 15:06

14 dc, ten dzień, w którym mieliśmy podejść do IUI

Wczorajszy monit wypadł świetnie. Na USG pokazały się dwa pęcherzyki - 17 i 20 mm. Estradiol skoczył do 120. Decyzja - IUI jutro. Jeszcze w klinice dostałam Ovitrelle, co w sumie mnie ucieszyło, bo nie musiałam się martwić samodzielnym robieniem zastrzyku. Z kliniki wychodziłam z trzęsącymi się rękoma i łzami w oczach. Łzami wzruszenia i podekscytowania. W drodze do domu już wyobrażałam sobie nasze bliźniaki.

Dzisiaj na 9.20 Mąż pojechał oddać nasienie. Ja miałam się pojawić 2 godziny później na inseminację.

Kiedy zadzwonił, wszystko runęło. Nie udało się, w klinice nie dał rady oddać nasienia. Podchodził dwa razy, ale nie pykło, konar nie zapłonął. Znowu się cała trzęsłam, a z oczu popłynęły łzy. Łzy bezsilności i beznadziei.

IUI odłożona. Pani Doktor proponowała nam jeszcze przyjazd w późniejszej godzinie razem, ale nie zdecydowaliśmy się. W Mężu było już za dużo nerwów. Wrócił do mnie wściekły jak szerszeń. Kiedy próbowałam Go podnieść na duchu i mówić, że nic się nie stało i podejdziemy jeszcze raz, miał całą listę - "stracone pieniądze, czas, nerwy, leki i Twoje łzy, przecież widzę, że płakałaś".

Jest jeszcze szansa na naturalne starania po wczorajszym zastrzyku. Postaramy się ją wykorzystać dziś wieczorem, może jutro rano, ale... Ta presja nie pomaga.

A miało być tak pięknie...

Nie jestem zła na Męża, nie mam do Niego pretensji. Pretensje i żal mam do losu, że rzucił na nas tę cholerną niepłodność. Podobno Bóg (czy los, wszechświat, jak kto woli) daje nam tylko tyle trudu w życiu, ile jesteśmy w stanie znieść. Ktoś tam na górze chyba uważa mnie za jakąś siłaczkę. Ja sama nie wiem, ile jeszcze jestem w stanie dźwignąć.

15 września, 22:00

Noc po tym dniu. Jest ciemna, bezkresna. Trwa we mnie. Czuję, że wpadłam w czarną dziurę. Jestem w niej sama. Poza ciemnością i bezkresem nie ma w niej nic. Płaczę, zanoszę się łzami, wyję wręcz.

Miał być wspólny wieczór. Mieliśmy odreagować razem. Mieliśmy się przytulić i być razem. Mieliśmy spróbować.

Tymczasem Ty najzwyczajniej się spiłeś i poszedłeś spać. Znowu zacząłeś palić. Nie wziąłeś nawet supli. Nie przytuliłeś, nie objąłeś. Zostawiłeś mnie samą.

Próbowałam rozmawiać, ale padały złe słowa. "Żebyś w końcu przestała jojczyć" brzmi mi w uszach niczym wrzucony do głowy granat. Nie to chciałam usłyszeć. Chciałbym usłyszeć... Co? Jest mi przykro, liczyłem na tę inseminację razem z Tobą, widziałem jak znosiłaś stymulację, wiem że pakujesz w siebie hormony i też nie jest Ci lekko, dziękuję że jesteś, kocham Cię, damy radę, jeszcze będziemy rodzicami... Cokolwiek innego niż to, że pojechałeś tam dla mnie. Nie chcę tego dla mnie.

W dzień nawet Cię rozumiałam, starałam się być najlepszą żoną, przyjaciółką, choć też nie było mi łatwo. I nie, nie mam do Ciebie pretensji o to, że się nie udało. Stało się, trudno. Boli mnie, że nie jesteśmy w tym razem. Odtrąciłeś mnie. Teraz... rozpadłam się na kawałki. Czuję się sama. Jest mi tak okropnie źle. I niby wiem, że nie stało się nic wielkiego, nikt nie umarł, a jednak... Czuję pustkę. Czuję, że coś we mnie jest już zupełnie inne. Czuję, że nie mam już siły. Rozpadam się. I jestem w tym samiusieńka. I to mnie rozrywa i boli najbardziej. Nie ma wspierającego ramienia, nikt mi nie powie, że będzie dobrze, że damy radę, że jest i będzie, że na kolejne wizyty u lekarza pojedzie ze mną i będzie mnie trzymał za rękę, że jesteśmy w tym razem, bo razem chcemy tego dziecka. Ty... Zostawiłeś mnie samą. I choć jesteś obok czuję się... okropnie sama w tym.

😭😭😭

Wiadomość wyedytowana przez autora 15 września, 22:19

26 września, 11:38

Po każdej burzy wschodzi słońce. I my wyszliśmy na prostą.

Przegadaliśmy całą sytuację z Mężem. Zajęło nam to dwa dni, a kolejne kilka oswojenie się z informacjami. Okazało się, że Mąż się wstydził... Mnie, kurna, do dziś tego nie rozumiem. I generalnie stąd cały ten kryzys. Męskie ego, stereotyp samca alfa, kult "chłopaki nie płaczą"... No nie wiem nawet, jak to skomentować. Stwierdził, że spłynęło po Nim, co sobie myślały Panie Pielęgniarki, ale mi nie mógł spojrzeć w oczy. 🤦‍♀️ Pieprzone stereotypy!
Ostatecznie jednak jakoś wyszliśmy na prostą.
Między nami jest dobrze.

Cała sytuacja jednak dała mi dużo do myślenia. Starania o dziecko, zwłaszcza te przedłużające się, to ogromna próba dla związku. I albo się pozabijamy (emocjonalnie) albo wyjdziemy z tego silniejsi. Silniejsi jako ja i On, ale również silniejsi jako związek. Wiem, że jesteśmy dobraną parą i w naszym przypadku mam nadzieję na to drugie rozwiązanie. Chociaż wiem też, że nasz związek należy do wymagających wiele dobrej woli z obu stron, bo oboje nie mamy najłatwiejszych charakterów. Co nas jednak nie zabije, wzmocni nas.

Dziewczyny, dbajcie o swoich Facetów! Dla nich te starania też nie są łatwą sprawą. W ich głowach również dzieją się przeróżne, przedziwne rzeczy, chociaż najczęściej nam o tym nie mówią, bo "chłopaki nie płaczą". Dbajcie o nich! I Dbajcie o swoje relacje! Nie możemy zapominać, że w całych tych staraniach o dziecko, musimy również dbać o nasze relacje - związki, małżeństwa.

Czekam na 🐒 i w kolejnym cyklu spróbujemy ponownie. Nie poddamy się!

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 września, 11:39

‹‹ 5 6 7 8 9