Rozłożyło mnie jednak. 🤧 Ostatnie dwie noce tak męczył mnie suchy kaszel, że w efekcie nie spałam ani ja ani Mąż. Poszłam więc dzisiaj do lekarza. No i mam: infekcję górnych dróg oddechowych. W dzień czuję się całkiem nieźle, ale w nocy... No masakra jakaś, ledwo dycham. Gorączki nie mam, o dziwo. I bach. Antybiotyk. Amotaks. Mówiłam lekarce o naszych staraniach i powiedziała, że akurat ten antybiotyk można. Ale... Wpisałam w Google i... "Stosowanie leku Amotaks w ciąży jest dopuszczalne, jeżeli lekarz uzna, że korzyści z wdrożenia leczenia dla matki przewyższają potencjalne zagrożenia. Dotychczasowe badania nie wskazują, by stosowanie amoksycyliny przez kobiety ciężarne podwyższało ryzyko wad wrodzonych u płodu, jednak ich liczba jest ograniczona.“ I teraz biję się z myślami czy go wykupić czy po prostu korzystać z L4 i to wyleżeć... 🤔 Ehh... Nie chcę zaszkodzić ewentualnemu Kropkowi w zagnieżdżeniu...
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 maja 2023, 10:13
Wczoraj dotarło do mnie, jak bardzo się zmieniłam w trakcie tych naszych starań, a może raczej jak bardzo zmieniło się moje podejście do życia, zdrowia. Na samym przykładzie mojej obecnej choroby.
Kiedyś: albo w ogóle nie poszłabym z taką infekcją do lekarza - po prostu kupiłabym leki bez recepty w aptece i łykała aż przejdzie albo wzięła antybiotyk i nadal chodziła do pracy lub pracowała zdalnie z domu.
Dzisiaj: zdecydowanie priorytetem dla mnie było zostanie w domu i "wyleżenie" infekcji, danie odpocząć organizmowi. Chociaż, muszę przyznać, że to moje "leżenie" to takie bardziej "zwolnienie tempa". Owszem, jestem więcej w łóżku, ale i obiad wczoraj zrobiłam i od wczoraj chyba już czwarte pranie leci, a wieczorem wyciągnęłam Męża na krótki spacer, bo musiałam przewietrzyć mieszkanie i pooddychać świeżym powietrzem. Skłaniałam się nawet ku odrzuceniu brania antybiotyku, ale ostatecznie łapie mnie tak męczący ten kaszel (zwłaszcza w nocy), że chcę się go pozbyć jak najszybciej i antybiotyk biorę. Ufam Lekarce, to mój lekarz rodzinny jeszcze od dzieciaka, wiele razy mi pomogła, wierzę, że i tym razem przepisała taki lek, który przyniesie więcej korzyści niż potencjalnych zagrożeń.
Ciekawe, jak zmienia się w człowieku podejście do życia i różnych spraw w różnych etapach jego życia, jak zmieniają się priorytety. Takie banały mi się nasuwają na podsumowanie: nic nie trwa wiecznie i tylko krowa nie zmienia zdania.
Dzisiaj trochę bez ładu i składu ten wpis, ale właśnie tak krążą mi dzisiaj myśli po głowie.
Jakaś dziwna ta moja infekcja. W dzień czuję się całkiem OK. Za to w nocy (czemu to zawsze musi być w nocy?!) łapie mnie tak męczący kaszel, że masakra. Najgorzej, że mam wrażenie, że nie jest nic lepiej. W nocy z soboty na niedzielę przespałam ciągiem 5h i już myślałam, że super, wychodzimy na prostą. Ale nie... Dzisiaj w nocy znowu miałam taki atak, że myślałam, że zwymiotuję płuca. 🥴 Do środy włącznie jestem jeszcze w domu, mam nadzieję, że do tej pory w jakiś magiczny sposób minie mi ten kaszel. Raz, że nie bardzo chcę przedłużać zwolnienie - męczy mnie to siedzenie w domu, a wiadomo, na zwolnieniu to nawet nie bardzo się gdzieś ruszyć. Dwa, że w niedzielę mamy w Rodzinie Komunię i wypadałoby pojechać. Trzy 25.05. zaplanowane HSG, więc muszę być zdrowa. Cztery - najważniejsze - po prostu męczy mnie ten kaszel, więc niech już się skończy.
***
Dzisiaj zrobiłam test ciążowy. Oczywiście, biało. ⚪ Nie powiem, sprowadził mnie na ziemię.
Dzisiaj rano już zaczęłam mieć TO uczucie przedokresowe. Dzisiaj już czuję, że 🐒 przyjdzie za 2 dni - planowo, jak zawsze.
Majowo-czerwcowy cykl już spisuję na straty.
25.05 mam HSG - jeżeli 🐒 przyjdzie punktualnie to będzie przeddzień owulacji, więc szanse na ciąże w tym cyklu są praktycznie żadne.
Zastanawiałam się, czy nie wdrożyć NAC od tego cyklu, ale jeśli miałby on coś namieszać, np. przyspieszyć owulację to raczej poczekam do HSG - niech mi je w końcu zrobią, a później będziemy kombinować dalej.
Kolejna szansa na przełomie czerwca i lipca.
Może wakacyjny cykl przyniesienie spełnienie marzeń?
Może ten cykl przyniesienie szczęście?
Co czuję dzisiaj? Nic. Zupełnie nic. Jakbym była wyprana z emocji, z uczuć.
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 maja 2023, 10:56
Cykl się przedłuża. Księżna 🐒 powinna być już wczoraj, a do tego momentu jeszcze nie przyszła. Dzisiaj tylko ok. 11 miałam plamienie takie bladoróżowe, przy podcieraniu, ale to był jednorazowy incydent i później czysto. Ciekawe... Na plamienie implatacyjne raczej za późno... Nigdy do tej pory takiego plamienia nie miałam. Jeśli już były przed 🐒 jakieś plamienia to raczej brązowe, a tu taka nowość... Chwilami czuję się okresowo, zwłaszcza rano. Chwilami nie. Bardzo ciekawe...
Ale to dobrze, że się spóźnia. Nawet jeżeli to nie 🤰 to każdy dzień spóźnienia oddala kolejną owulację od daty HSG. To dobrze. Może ten kolejny cykl nie będzie taki na straty...
No zobaczymy, co przyniosą najbliższe dni. Chciałam jutro rano zatestować, ale Mąż mówi, żeby sobie odpuścić - co ma być, to będzie.
Cudów nie ma. Bielsze ⚪ nie będzie. 16 dpo. 🐒 pewnie spóźnia się przez chorobę i antybiotyk. A ja, głupia, dopuściłam do siebie jakieś strzępki nadziei. No cóż... Test wykonany. Rytuał przywołania 🐒 zrealizowany.
Ja już się zastanawiam, czy to w ogóle się uda... Ja mam 34 lata, Mąż 38... Późno się zdecydowaliśmy na pierwsze dziecko. Ja chciałam mieć wszystko mniej więcej poukładane, zanim zaczniemy starania. Pracę, dom... Nie chciałam dziecka na umowie zleceniu i bez perspektyw samodzielnego mieszkania... Nie chciałam ledwo wiązać końca z końcem i musieć myśleć, czy naprawić auto czy pozwolić sobie na masaż czy kupić dziecku nowe ubrania. Chciałam mieć zabezpieczenie finansowe, chciałam wiedzieć, że nawet jeśli chwilowo będziemy mieszkać z Rodzicami, jak przyjdzie Maleństwo to jednak nie potrwa to długo. Chciałam mieć poczucie, że będę w stanie zapewnić temu dziecku wszystko, czego będzie potrzebować. No późno się to wszystko udało, nie ma się co okłamywać. Może za późno? Może to się nigdy nie uda? Może z tym się po prostu trzeba pogodzić? To już za chwilę będą dwa lata starań bez najmniejszego nawet cienia na teście. A wcześniej też się jakoś nie zabezpieczaliśmy szczególnie i wpadki nie było. Tutaj nic nawet nie próbuje wystartować. Nic. Może nie jest mi pisane wcale zostać Mamą? Może mogę być tylko Ciocią, najlepszą, którą byłam zawsze, a ostatnio to sprawia mi wiele trudno i przyprawia o ukłucie bólu... Ehh... Może po prostu trzeba to odpuścić? I znaleźć sobie inny cel w życiu niż założenie szczęśliwej rodziny z biegającym Bombelkiem...😭 Tylko po co nam wtedy taki duży dom na wsi? Po co to wszystko? 😭
Mąż jeszcze śpi. Dzisiaj w planach mamy, oczywiście, budowę, a ja nie mam najmniejszej ochoty tam jechać. Po co nam te cztery pokoje? Kto tam będzie mieszkał? Pies będzie miał zamiast budy własny pokój? Może tak...
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 maja 2023, 06:46
No więc przyszła 🐒... Chwilę po zrobieniu testu, jakby specjalnie chciała narobić mi nadziei i złamać.
Zaczęliśmy więc 23-ci cykl starań. To nie miało trwać aż tak długo. No, ale trwa. Nic na to nie poradzę.
Ten cykl ma duże plany:
✔️ 22.05 - zaczynamy monitoring - sprawdzamy, jak rośnie pęcherzyk i czy pęka - będzie kilka wizyt u Doktorka;
✔️ 22.05 - też muszę zrobić czystość pochwy - mam nadzieję, że teraz wyjdzie już wszystko OK, trochę się obawiam, bo brałam ten antybiotyk, a będę musiała jeszcze na niego wrócić (o tym za chwilę) - biorę probiotyk, więc mam nadzieję, że nie wybił wszystkich dobrych bakterii, po 🐒 wezmę jeszcze Lactovaginal osłonowo dowcipnie i zobaczymy;
✔️ 25.05 - HSG, mam nadzieję, w końcu.
***
Pożarłam się z Mężem.
Najpierw w sobotę, kiedy przyszła 🐒. Mnie ona mocno zdołowała. Mąż zaczął pytać, o co chodzi, więc Mu zaczęłam opowiadać, co odebrał jako wyrzut... I poszło... Ehh... Trochę potrwało, zanim doszliśmy do tego, że to niczyja wina, po prostu te starania się przeciągają. Cóż...
Później wczoraj poprawiliśmy. Bo mieliśmy Komunię w Rodzinie, więc rodzinna impreza, dużo dzieci. Jak mnie to gryzło po sobotnim złamaniu to tylko Wy możecie sobie wyobrażać. A doszły jeszcze pytania o to, kiedy dziecko u nas. Wewnętrznie wszystko się we mnie gotowało, a mój Mąż... Mój Mąż, jako że nie lubi takich spędów rodzinnych, miałam wrażenie, że dba tylko o siebie i trzyma się z daleka, zamiast być przy mnie i wspierać. Jak to ja, strzeliłam focha i przestałam się do Niego odzywać. Po powrocie, oczywiście, On wrócił do normalnych relacji ze mną, ale mnie foch trzyma, więc powiedziałam Mu tylko, że owszem, jestem obrażona i mam zamiar traktować Go w dokładnie taki sposób, jak On mnie na tej imprezie. Czy zrozumiał? Pewnie, jak to facet, nie. Nie chcę się z Nim kłócić, a jak się odezwę to wyrzucę z siebie, że w moich oczach zachował się jak tępak. Czekam więc aż mi przejdzie.
***
Co do powrotu na antybiotyk. Przy ostatniej infekcji dostałam antybiotyk. Wzięłam całe opakowanie. Po 7 dniach poszłam do lekarki na kontrolę. Kazała brać antybiotyk jeszcze 3 dni i zalecała jeszcze poleżeć. Tylko że ja nie mogłam już leżeć, bo dałam asystentce urlop i musiałam wracać do biura. Stwierdziłam też, że skoro już się dobrze czuję to dokuruję się mniszkiem lekarskim i darowałam sobie te dodatkowe trzy dni antybiotyku. I wszystko szło ku dobremu aż... Aż wczoraj na tej Komunii zmarzłam - najpierw pod Kościołem gorąco, później sala okazała się mega chłodna. I od wczoraj mega boli mnie gardło. Znowu mam powiększone migdałki. No i chyba przeproszę się z tym antybiotykiem i go kupię i wybiorę. Muszę do przyszłego tygodnia być 100% zdrowa, bo jeszcze mi nie zrobią tego HSG... A zwykłe tabletki na gardło nie pomagają... 😔
***
DZIĘKUJĘ ZA WASZE WSPARCIE! Tyle dobrych słów, jakie od Was przeczytałam po sobotnim wpisie i tutaj i na forum. To jest piękne, ile tutaj jest wspierających kobiet. Cieszę się, że tutaj trafiłam. Dziękuję za każde Wasze ciepłe słowo i motywujące kopnięcia. Jesteście cudowne. Oczywiście, plany są i plany awaryjne też. W sobotę jednak to było chwilowe załamanie. Walczymy dalej!
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 maja 2023, 12:59
Koleżanka 🐒 już sobie poszła, a u mnie załącza się powoli stres przed HSG.
Do planowanego terminu równo tydzień. Mam nadzieję, że tym razem do badania dojdzie. Jak to mówią: "do trzech razy sztuka".
W poniedziałek rano idę na badanie czystości pochwy. Mam nadzieję, że tu wyjdzie wszystko OK po tym antybiotyku. Bądź co bądź biorę go dość długo. No, ale ładnie też łykam probiotyk i postanowiłam "ratować" się dodatkowo dowcipnie Lactovaginal-em - mam globulek do soboty, więc wychodzi idealnie zakończenie kuracji przed czystością w poniedziałek.
W poniedziałek też mam monitoring u Doktorka. W sumie to nie wiem czy potrzebnie, czy nie powinnam tego przesunąć na kolejny cykl, skoro w czwartek HSG. Zaczynają mnie dopadać wątpliwości.
W całych tych staraniach w naszym związku to ja jestem tą panikującą, a mój Mąż jest tym opanowanym. Chwilami kocham Go za to jeszcze bardziej. Chwilami Go za to nie znoszę. Nie znoszę, kiedy nie pokazuje po sobie, że Mu zależy, że przeżywa. Kocham, kiedy ja jestem w rozsypce, a On okazuje niesamowity spokój. Ten Jego spokój uspakaja też mnie.
Z: Boję się przyszłego tygodnia.
M: Czemu?
Z: A jak coś wyjdzie nie tak w tych badaniach?
M: I po co Ty o tym myślisz? Będziemy się martwić, jak wyjdzie nie tak. Póki co wszystko jest OK.
(...) albo
Z: Wiesz, że inseminacja będzie trochę kosztować?
M: Aha. Ale to jeszcze nie teraz?
Z: No nie. Myślę, że może we wrześniu?
M: To do września jeszcze dużo czasu. Może nie będą potrzebne pieniądze.
Z: Nie zrobimy tego na NFZ...
M: Może nie będziemy musieli? Przestań wybiegać tak w przyszłość.
Dzisiaj dzień pod znakiem sprawdzania.
Najpierw rano badanie czystości. Jest OK. Mamy stopień 0/I, więc wręcz idealnie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę dwutygodniowy okres brania antybiotyku. Tutaj wynik zawdzięczam (chyba) profilaktyce. Łykałam probiotyk i kilka dni wcześniej dowcipnie Lactovaginal.
Później monitoring cyklu u Doktorka. I tutaj ciekawie... Śluzówka i endometrium OK (nie dopytałam, ile miało dokładnie, ale skoro OK to OK). Śluz w szyjce ładny. I teraz uwaga... Pęcherzyk 15 mm na prawym jajniku! Przy moich cyklach i owulacji około 15-16 dc nie powinien być taki duży! Doktorek dwa razy aż mnie dopytywał, czy dobrze policzyłam dni cyklu.
Początkowo trochę spanikowałam, bo policzyłam sobie, że owulacja przypadnie gdzieś na 13 dc, czyli... Idealnie w terminie HSG. 😯 Ale ogarnęłam się. Po to robimy monitoring cyklu, żeby zobaczyć, jak pęcherzyki rosną, jak pękają i kiedy. Bo tego nie wiemy. Może pęknąć 25.05, mając 21 mm, a może poczekać i pęknąć dopiero 27.05, mając 25 mm i wtedy by pasowało na 15 dc. Dodatkowo nie wiemy, czy pęcherzyk rośnie książkowe 2 mm na dobę. Sprawdzamy.
Kolejny monit w środę. Wtedy też decyzja, czy się staramy czy robimy HSG. Póki co zalecenie wstrzymać się z ❤️ do decyzji. Ale wydaje mi się, że decyzję podjęliśmy. Wstrzymamy się do czwartku z ❤️ i najwyżej odpuścimy ten jeden cykl, żeby mieć za sobą HSG, które dorzuca swoje stresu. Wtedy sprawdzimy dwie rzeczy w tym cyklu. Raz drożność, a dwa pełny monitoring. Będziemy kolejne dwa kroki do przodu, nawet jeżeli się okaże, że odpuściliśmy starania. A może wcale się nie okaże, że odpuściliśmy, bo pęcherzyk da nam czas i poczeka z pęknięciem.
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 maja 2023, 06:43
Z cyklu "Mąż rozkminia". Rozmawiamy wczoraj o HSG i planach, co dalej. I mój Mąż w końcu pyta, co to za badanie, bo On dalej nie rozumie, więc Mu tłumaczę. Drożność, kontrast i tak dalej... Chwila zadumy i potem podsumowanie. Czyli że może być tak, że moje plemniki wpadają na bramkę na autostradzie i się odbijają? No w sumie... Trochę tak. 🤣 Dziwne te Twoje jajniki. A Ty im przekazałaś akt ślubu i informację, że ja płacić nie muszę? 🤣
Uwielbiam Jego poczucie humoru, serio. 😍 I od wczoraj widzę te plemniki na autostradzie. 🤣
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 maja 2023, 11:46
Jestem po HSG. Mały spojler dzisiejszego wpisu – wszystko jest OK (tak dla bardziej leniwych, bo wpis będzie długi). 😊
Jako że kiedy poszukiwałam informacji o samym badaniu, znajdowałam właściwie bardzo mało informacji, a relacje były w większości raczej pesymistycznie poczynię tutaj sprawozdanie, jak to wyglądało u mnie, bo „nie taki diabeł straszny jak go malują”.
Najpierw część najgorsza, bo izba przyjęć. HSG robiłam na NFZ w szpitalu, więc musiałam przejść całą procedurę przyjęcia na oddział. Kto wymyślił cały ten NFZ i te procedury?! I skąd czerpał pomysły? Na planowej izbie przyjęć pojawiłam się chwile po 7:00, a na oddział dotarłam finalnie chwilę przed 9 (po drodze u położnej pomiar temperatury i ciśnienia – te miałam wyjątkowo wysokie, ale przypisuję to stresowi – 148/87 – zwykle takiego nie miewam). Na szczęście nie musiałam być na czczo, więc zjadłam skromne śniadanie przed wyjściem, bo bym z głodu umarła.
Później już wszystko odbyło się „z górki”. Standardowy wywiad, w którym zaznaczyłam, że pod żadnym pozorem nie chcę ponownie tramalu jako lek przeciwbólowy 😅, leki, przebranie się. Dostałam cztery tabletki – 2 tabletki doxycykliny, przeciwbólowo paracetamol i na uspokojenie/rozluźnienie dormicum. Później miałam się położyć i już grzecznie czekać. Odczekaliśmy 15 minut i Pani Położna zawiozła mnie na RTG.
Tam już czekał mój Doktorek, bo to On we własnej osobie miał mi wykonać to HSG. I nie wiem, czy Jego obecność tak działała na mnie czy to efekt uspokajaczy, ale stwierdziłam, że ma cudownie uspokajający uśmiech. 😊 W ogóle bije od Niego taki spokój przy każdej wizycie, że działa na mnie po prostu kojąco. Cieszę się, że z polecenia Przyjaciółki trafiłam do Niego. Wierzę, że z Jego pomocą dotrzemy do upragnionego celu.
Samo badanie trwało chwilę – może 10, może 15 minut. Musiałam się położyć na plecach, rozłożyć nogi. Doktorek założył cewnik / wziernik (?) – trochę bolało, ale do przeżycia, nie było tragicznie. Podanie kontrastu czułam dosłownie minimalnie. Takie jakby trochę ciągnięcie, coś tam w jednym momencie musieli dopuścić/dopchać.
I tyle. Na koniec tylko usłyszałam od Doktorka „tak, jak mówiłem – wszystko jest OK” i znowu ten uśmiech. 😊
Powrotu już nie pamiętam, bo odciął mnie uspokajacz i zasnęłam sobie na 1,5 godzinki. Jak się obudziłam czułam się jak na leciuteńkim kacu przez chwilę, ale napiłam się wody i było OK. Wróciłam do domu. 😊
Bezpośrednio po badaniu delikatnie plamiłam, ale nie było to krwawienie mocne - dosłownie kilka kropel. Teraz, po kilku godzinach, już jest czysto. Delikatnie czuję podbrzusze, tak trochę bardziej niż owulacyjnie, ale dużo mniej niż miesiączkowo. Ale muszę przyznać, że po badaniu jakoś bardzo się nie oszczędzałam, bo mam już na liczniku ponad 11 tys. kroków - praktycznie bezpośrednio po badaniu byłam z Przyjaciółką na kawie.
Jutro muszę podjechać do szpitala po opis wyniku i wypis ze szpitala. Niemniej wystarcza mi dzisiaj informacja od Doktorka „jest OK”. Mężowi wysłałam informację, że bramki na autostradzie otwarte. 🤣 Jestem uszczęśliwiona, spokojna. Cieszę się, że to badanie już za mną. Jeszcze bardziej cieszę się, że wynik jest OK.
Mamy też zielone światło na starania jeszcze w tym cyklu 💚, co mnie niezmiernie cieszy (naczytałam się, że po HSG pod RTG lekarze dają bana). No i w poniedziałek mam się pokazać w gabinecie na monit nr 3 – będziemy podglądać, czy pęcherzyk ostatecznie pękł i czy była owulacja.
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 maja 2023, 17:54
... a jak jest faktycznie dowiemy się po południu, bo po pracy lecę na monit nr 3 w tym cyklu. Doktorek chce sprawdzić, czy pęcherzyk faktycznie pęka. Nie ma, co prawda, podejrzeń, żeby nie pękał, ale Doktorek chciał jednak sprawdzić, więc sprawdzimy. Chcę też z Doktorkiem porozmawiać, co dalej, skoro wszystkie badania są ok. Inseminacja? Kiedy?
Marzę, oczywiście, o tym, żeby okazało się, że ten szczęśliwy cykl to ten, który właśnie trwa, ale... Muszę mieć jakiś plan "B" do przodu.
***
Będą ze mnie jednak ludzie. Wczoraj przyjechała do nas na budowę moja Przyjaciółka ze swoim Maleństwem. Bobas ma 2 miesiące. I... Nie czułam tego cholernego uczucia zazdrości. Cieszyłam się, tak naprawdę cieszyłam, Ich szczęściem, Ich przyjazdem i obecnością. I byłam wzorową Ciocią, tulącą Bobasa. Wiem, że i My się swojego Szczęścia doczekamy, już niedługo.
Na wczorajszym monicie wszystko OK. Pęcherzyk pękł. Endo ładne (znowu nie zapytałam, ile mm, ale skoro ładne wg Doktorka to ja Mu ufam). Owu prawdopodobnie zgodnie jednak z moim odczuciem. Teraz najgorszy czas - oczekiwanie. Ale podsumuję tak, jak mój Doktorek: z Mężem zrobiliście, co trzeba, ja też zrobiłem co mogłem, teraz niech się dzieje.
Dzisiaj w końcu odebrałam ze szpitala opis HSG. Tak, jak mówił Doktorek, wszystko jest OK. W opisie zaniepokoiła mnie jedna informacja tylko: "prawy jajowód napełnił się z niewielkim opóźnieniem, najprawdopodobniej na tle drobnych zrostów". To pewnie ten jeden moment gdzie "dopychali" mi kontrast, ale wczoraj Doktorek mówił, że wynik HSG jest naprawdę dobry i nie ma czym się martwić. Ufam Mu.
Plan na kolejne cykle to brak planu. Mamy po prostu cieszyć się sobą i korzystać z ostatnich chwil wolności przed dzieckiem. Doktorek podkreślił, że HSG nie jest zabiegiem, zwiększającym płodność, tylko badaniem, ale... Statystycznie do 6 cykli po HSG kończy się większą liczbą ciąż. Także dajemy sobie kolejne 3 cykle na naturalne starania. Korzystamy z otwartej autostrady. Wierzę, że się uda.
A jeżeli nie... Mamy plan "B". Po wakacjach w razie czego startujemy z inseminacją. Oczywiscie, nie byłabym sobą, gdybym od razu nie sprawdziła cen i kalendarza. Kalendarz spoko, ogarniemy. Koszt pierwszej procedury wraz z badaniami 3 100 zł, o ile nie wyjdą jakieś dodatkowe rzeczy do zbadania przy kwalifikacji. Także ten... I teraz jeszcze myślę, że nie policzyłam cytologii, bo założyłam, że zrobię na NFZ i chyba nie policzyłam badania czystości, bo chyba też jest potrzebne to kolejne 50 zł. Niech mi nikt nie mówi, że ten kraj ma jakąś politykę tfu prorodzinną.
Wiadomość wyedytowana przez autora 30 maja 2023, 21:10
No nikt mnie nie potrafi tak wkurzyć 🤬i rozczulić 🥺 i to jednocześnie, jak mój szanowny Małżonek.
Ja wiem, że Wasi Panowie to często/gęsto ogarnięci ludzie, którzy wiedzą, kiedy owulacja, dbają o dietę i suplementy. U nas, niestety, tak nie jest. Mój Mąż to taki "prosty chłopak z ulicy", jak to mówi. Dla niego te tematy to często czarna magia i muszę sama wszystkiego pilnować. I jak pamiętacie albo nie, jakiś czas temu mieliśmy burzę o suplementację i dietę, bo ja już miałam dość sama wszystkiego pilnować. No, ale pilnuję. Daję Mu codziennie Jego suple, a On grzecznie łyka. A dzisiaj nagle... Wraca z pracy, ogarniamy jakieś tam rzeczy i patrzę, że w Jego rzeczach z pracy są jakieś tabletki musujące, więc pytam co to. A Ten mi na to coś w stylu: "no bo narzekałaś, że piję tyle tych słodkich napojów, to zacząłem w robocie pić wodę, ale wiesz, że ja nie lubię takiej samej wody, to wrzucam te tabletki musujące, żeby toto miało smak". Aha. Ile? No tak 2-3 na butelkę wody. Dawka dzienna? 1 tabletka na dzień. Patrzę na skład, a tam - witaminy E, C, B2, B6, B12, kwas foliowy, tiamina, kwas pantotenowy, biotyna - wszystko RWS 100% w jednej tabletce. Większość w Fertilman-ie w dawkach RWS powyżej 100%, którym Go karmię codziennie. 😯
I teraz siedzę i dumam o tych wszystkich musujących mutiwitaminach dostępnych w marketach. Ma to jakąś wartość? Martwić się, że przedawkuję Mu witaminy, modyfikować coś? Czy zostawić, jak jest i nie ma co w to wnikać, bo to shit?
Od kilku dni mam strasznie ciężkie piersi, co mi się do tej pory nie zdarzało, mimo tego, że rozmiar mam nie najmniejszy. I weź się tu, człowieku, nie nakręcaj. To jest tak dziwne dla mnie uczucie, że masakra jakaś. Nie jestem w stanie funkcjonować bez stanika, a normalnie to zaraz po pracy i w ogóle w każdej wolnej chwili go ściągałam. Na wykres temperatury już nawet nie patrzę - ten ma mi tylko (i aż!) potwierdzić, że owulacja była. Już niejeden i nie dwa wykresy miałam "książkowo ciążowe" i nic z tego nie było. Ale te cycki...
W weekend postanowiliśmy z Mężem odpocząć. Sobotę mieliśmy mocno zaplanowaną - najpierw Komunia chrześniaka mojego Męża, później impreza u moich Rodziców. W niedzielę pojechaliśmy na budowę i mieliśmy trochę podgonić prace, ale... Zupełnie nam się nie chciało i ostatecznie nie zrobiliśmy nic, a w zasadzie robiliśmy to, na co mieliśmy ochotę, a co niekoniecznie było potrzebne. Ja zajęłam się warzywniakiem trochę, Mąż zbił nam "nowy" stół z odpadów budowlanych. Później zrobiliśmy grilla. Odpoczywaliśmy.
W ogóle jest jeszcze jedna rzecz, która mnie mocno uderzyła. Moje libido gdzieś sobie poszło. Mąż wczoraj cały dzień oczu i rąk nie mógł ode mnie oderwać, a ja... Hmm... Zaczął się Chłop do mnie dobierać na budowie. Całuje, głaszcze... A ja do Niego w tym momencie: "słuchaj, K. dzwoniła, że ma ciasto z rabarbarem i zapraszają". 🤣 Taaak, bardzo Go obchodziło to ciasto, od wczoraj słowo "rabarbar" oznacza u nas brak ochoty na seks. 🤣 Mówię Mu później, dla załagodzenia sprawy, chodź, rozłożymy sobie łóżko i po prostu poleżymy pod kocem, w promieniach słońca przy otwartym na oścież tarasie... No, ale Chłop ewidentnie nie chce leżeć, ma straszną chcicę, więc "cieszymy się sobą" w najlepsze w promieniach słońca. Stary już nagi, na mnie został tylko t-shirt, a tu zza rogu "Sąsiad! Sąsiad jesteś?" 🤣 Wlazł sobie na działkę wiejski pijaczyna z pytaniem o baniak wody, bo mu niby studnia wyschła. Tak szybko ubierającego się Męża to jeszcze nie widziałam...🤣 I tyle było z amorów, bo później to już tylko się chichraliśmy.
Ale powiem Wam, że taki dzień był nam potrzebny - pełen chill, luz, bliskość i możliwość pobycia we dwoje. Dobrze mi to zrobiło "na głowę", odpoczęłam, naładowałam baterie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 czerwca 2023, 17:10
Dzisiaj temperatura skoczyła w dół niczym ze spadochronem. Ostudziła tym samym moje emocje i cycki. Wydaje się, że ciało znowu mnie oszukało. Znowu wysłało dwuznaczny sygnał, który zinterpretowałam po swojemu, życzeniowo. Wiem, że jest jeszcze wcześnie, za wcześnie, żeby cokolwiek przesądzać. Niemniej jednak emocje ostudzone. Czekam na rozwój sytuacji. Co ma być, to będzie. Muszę znaleźć jakiś sposób, żeby faktycznie te wakacje "odpuścić", przestać analizować. Nie wiem, czy potrafię. Miałam poczekać do ewentualnej 🐒, ale już dzisiaj pozamawiałam, kończące się suple. Jeśli jednak księżniczka nie przyjdzie najwyżej podzielę się z tymi, które będą ich potrzebować. A jeśli księżniczka jednak czeka tylko na odpowiedni moment, to będę już je miała w zanadrzu. Myślałam o NAC, ale ostatecznie stwierdziłam, że sobie daruję. Wszystkie wyniki są OK, więc po co dodatkowo pakować to w siebie. Może jeszcze mi się zmieni, jest jeszcze czas, zobaczymy.
Wczoraj przyszła 🐒 i otworzyła nowy cykl.
Drugi cykl po HSG.
Cykl, który zamknie nasze już dwuletnie starania.
Jeżeli przyjdzie kolejna, rozpocznie trzeci rok. Brzmi strasznie. Póki co, miejmy nadzieję, że nie przyjdzie. Nigdy nie myślałam, że starania o dziecko będą trwały aż tyle i przyniosą tyle negatywnych uczuć i emocji. Mam taki kołowrotek w głowie, że nie potrafię tego wszystkiego tutaj dzisiaj wylać.
To był słodko-gorzki weekend.
W niedzielę byliśmy na chrzcinach syna mojej Przyjaciółki.
Z jednej strony cieszyło mnie ich szczęście - naprawdę dobrze się na Nich patrzy. Z drugiej momentami czułam tą brzydką zazdrość.
Z jednej strony tuliłam bobasa w ramionach i ćwierkałam, że jest słoneczkiem cioci. Z drugiej serce mi pękało, że to nie jest mój bobas.
Z jednej strony spędziłam miły, rodzinny dzień. Z drugiej strony wiedziałam, że wracamy z Mężem do mieszkania, gdzie nie słychać radosnego, dziecięcego kwilenia, gdzie czeka jedynie pies.
Kurcze! Jak ludzie są bezmyślni! 🤦 Spotykam w Biedrze znajomą ze szkoły językowej. Nie widziałyśmy się kupę czasu. Cześć. Cześć. Co tam u Ciebie? Na zakupy wpadłam szybkie. A tak w ogóle to budujemy dom. Za mąż wyszłam. Taaak, taka to znajomość, że właśnie informuję o ślubie, który był prawie dwa lata temu. I wtem pada pytanie... Dzieci planujecie? Nosz ku$&a! Kobieto! Stoimy na środku marketu, serio mam Ci teraz opowiadać o moich prokreacyjnych planach? No miałam ochotę w rewanżu zapytać, jak często uprawia seks z obecnym partnerem. Byłoby podobnie niezręcznie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 czerwca 2023, 21:29
Jak dobrze kojarzę to Choco też brała antybiotyk w szczęśliwym cyklu :) Wbrew pozorom dużo jest takich historii. Mówi się, że infekcja bardziej zaszkodzi Kropkowi niż lekarstwa, więc ja bym wzięła. Niezmiennie trzymam kciuki za Twój cykl🤞🏻🍀
Cześć Zosis, na prawie wszystkich lekach jest tak napisane - producenci się zabezpieczają w ten sposób, bo nie wolno testować na kobietach ciężarnych. Jest chociażby cień niepewności czy brak wystarczających badań - taka informacja ląduje na ulotce. Myślę, ze lepiej szybko zaleczyć chorobę i czuć się dobrze niż dać jej rozwinąć się w organiźmie. Nie męcz się ❤️
W obu szczęśliwych cyklach brałam antybiotyk. Ostatnio właśnie Amotax😉 j.w. piszą dziewczyny, gorsza dla maluszka jest infekcja niż leczenie. Większość leków nie jest przebadana na grupie ciężarnych i stąd takie informacje w ulotkach. Zdrówka😘
Trzeba być w pozytywnym nastawieniu ! 😁 kuruj się tam! Najgorsze jest chorować w ciepłe dni ...
A ja bym się upewniła z lekarzem czy antybiotyk jest konieczny, niektórzy przepisują je jak cukierki. Jeśli męczy Cie tylko kaszel - to ja polecam inhalacje że sterydu. No ale to na receptę;) Zdrówka!
Zgadzam się z Sowellą! Często wygrzanie w łóżku i wspomaganie się inhalatorem, syropkiem, kroplami i płukaniem gardła jest zdecydowanie lepszą opcją niż antybiotyk który jednak dla zdrowia nie jest obojętny. W większości grypopodobnych infekcji organizm jest sobie w stanie w zupełności poradzić przy odpowiednim go wspomaganiu. Na pewno przyda się zwolnienie i łóżeczko 😊 szybkiego powrotu do zdrówka Zosia!