Dziś mam zdecydowanie lepszy humor. Wczoraj to był jakiś dramat. W tym miesiącu pogodziłam się z termometrem i znowu mierze temperaturę. W sumie to robię to już od lipca. Zafascynowana opowieściami Pani w poradni małżeńskiej jak to monitorując cykl można do 90% zaplanować płeć dziecka sprawiły że kupiłam termometr. Zawsze chcieliśmy mieć z mężem synka, chociaż gdy sobie wyobrażam, że mamy dziecko to zawsze widzę dziewczynkę. Teraz oczywiście płeć jest bez znaczenia. Byle było zdrowe. Nawet dla dziewczynki mamy wybrane imię - Karolina.
Praca w systemie 3 zmianowym wiązała się z jakimś odsetkiem błędu, podobno najlepiej jest mierzyć do godziny 7 rano. Wiadomo jak szłam na 6:00 to pomiar koło 4:20. Jak na 14:00 to nastawiałam budzik na 7 rano. A po nockach to wiadomo, jak wstałam czyli między 13:00 - 15:00.
Z obserwacji wynika że mam późną owulacje. Cykl sam w sobie trwa od 30 do 34 dni. Temperatura skacze mi do max 36,50 stopnia, na początku cyklu oscyluje pomiędzy 35,80 a 36,20. Najwyższa przypada zazwyczaj na 22 lub 23 dzień cyklu więc strzelam, że to wtedy jest owulacja.
Śluz sprawdzam od tego miesiąca, nie wiem czemu nie robiłam tego wcześniej.
Na 7 maja jestem umówiona na NFZ do ginekologa, a na 8 przypada mi początek @. Mam nadzieję że się nie pospieszy i będę mogła podejść do badania. Na NFZ bo to pierwsza wizyta u tego ginekologa, poleciła mi go koleżanka której prowadził ciążę. Marudziła, że kazał jej robić sporo badań, był bardzo dokładny pomimo iż USG wychodziło idealnie. W moim przypadku takiego lekarza mi potrzeba.
Wczoraj mierzyłam temperaturę na budzik - o 7 rano. Wynik aż zawalił mnie z nóg 35,97. Poszłam spać. Kolejny pomiar o 10 gdy mój organizm był już naprawdę wyspany to 36,46. Nie wiem co o tym myśleć. Zawsze lubiłam długo spać, spanie po 10-12 godzin... I like it. W tym tygodniu i tak wszelkie pomiary robić będę w okolicach 4:20. Śluz wciąż kremowy czyli nic się nie zmieniło w ostatnim czasie.
Czekam na sobotę bo ruszamy na 4 dni poza miasto.
Wtedy podziałamy.
Temperatura skoczyła do góry. Wynosi 36,47. To dobry znak. Zauważyłam też lekką zmianę w śluzie. Jest taki bardziej lepki, rozciąga się na jakiś 1 cm. Zaznaczam jako lepki a nie plodny, bo wczoraj serduszkowałam ❤️ z mężem
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 kwietnia 2018, 05:27
Temperatura identyczna jak wczoraj. Tylko to mnie podnosi na duchu. Z badaniem śluzu sobie totalnie nie radzę. Liczyłam że pojawi się płodny, ten który obserwuje od dwóch dni jest taki wodnisty, totalnie się nie rozciąga a dodatkowo ma lekko kremowe zabarwienie. Muszę poczytać więcej o rodzajach, by trafnie interpretować swoje spostrzeżenia.
Czuję się zagubiona w tej niewiedzy a dodatkowo wciąż utwierdzam się w przekonaniu że coś ze mną nie tak. Chciałabym być już po wizycie u ginekologa, żeby zlecił mi jakieś badania, zaproponował plan starania się o dzieciątko, żebym mogła zwiększyć szanse.
Tak bardzo się nie mogę doczekać a z drugiej strony tak bardzo się boję.
Instynkt macierzyński z którym zmagam się od dłuższego czasu wpływa negatywnie na moje samopoczucie i stan psychiczny. Wystarczy że widzę mała istotne to od razu łzy napływają mi do oczu, reklamy w tv to samo, poranny program eski "co mówi Bobo" sprawia że rozpadam się na milion kawałków. Czy kiedykolwiek usłyszę nieśmiałe, wypowiadane po raz pierwszy słowa mojej kruszynki?
Wczoraj zagłębiłam się w informacje dotyczące śluzu i wychodzi na to, że myliłam śluz kremowy z lepkim. Na chwilę obecną wciąż występuje wodnisty - tego akurat jestem pewna na 100%. Wydaje mi się że szyjka mi dziś zdecydowanie opadła. Czuję różnice.
Testy owulacyjne z allegro też mi niewiele daja, dwa dni temu był delikatny cień, wczoraj też a dziś już tylko widoczna jedna kreseczka.
Obserwuje temperaturę od lipca i byłam pewna że dni płodne będę mieć dopiero końcem tego tygodnia. A to już chyba po. Wyjdzie na to że 6 cykli starałam się nie wtedy co trzeba.
Myślę że ten cykl trzeba spisać na straty. Obym wytrwała do wizyty u gin bez @.
Z niecierpliwością odliczam dni do wyjazdu w góry. To już w SOBOTĘ!
Wypad w góry się skończył. Szału nie było, a drugiego dnia schylając się do lodówki dopadł mnie nerwoból w dolnej części kręgosłupa. Do dziś czuję promieniowanie w okolicach miednicy. I tak od 30 kwietnia ledwo chodzę, a o schylaniu mogę praktycznie zapomnieć. Oczywiście w ruch poszły leki przeciwbólowe i maści więc jest lepiej, oby tylko do poniedziałku mi przeszło bo nie wiem jak wytrzymam w pracy.
Ten cykl jak wcześniej wspominałam spisuje na straty. Sama po sobie widzę że nic z tego. Żadnych objawów, piersi bolą mnie jak co miesiąc, a dodatkowo dziś czuję lekkie ćmienie brzucha, więc pewnie @ już się zbliża.
Dziś miałam dziwny sen. Śniło mi się że byłam na wizycie u gin i okazało się że jestem w ciąży. Ze do zapłodnienia doszło 13 lutego. Nie pasowało mi to, chciałam dowiedzieć się czegoś więcej, ale wyproszono mnie z gabinetu. I po co te sny? Mam ich dość, chce by to w końcu stało się rzeczywistością!
Nie mogę spać już od około 4 rano (sobota). Już wczoraj pojawiło się plamienie, a dziś obudził mnie ostry ból. W ruch poszły leki, a teraz gdy już czuję się ok to gapie się w telefon zamiast iść spać.
W planie mam dziś udać się do apteki po olej z wiesiołka. Chcę trochę podkręcić mój śluz, niech wreszcie pojawi się płodny!
Wczoraj miałam wyczekiwana wizytę u ginekologa. Do badania oczywiście nie podeszłam bo @ siedzi od soboty. W sumie to już w piątek pojawiło się lekkie plamienie (może krwawienie). Dziś już jej praktycznie nie ma. Krótkie mam te miesiączki, kiedyś trwały nawet tydzień, a teraz średnio dwa dni krew a później to jest bardziej budzenie.
Z lekarzem sobie tylko pogadaliśmy, a za tydzień (14 maja) mam wizytę. Do tego czasu fajnie by było gdybym miała zrobione wyniki tarczycy, cukru i prolaktyny. Tak na dobry początek. Więc liczę na to, że w tym tygodniu to załatwię w moim "cudownym" ośrodku.
Rwa kulszowa jeszcze mi nie przeszła, po 8 godzinach pracy miałam dziś dość. Staram się myśleć pozytywnie, że maj będzie naszym miesiącem. Zaczęłam brać olej z wiesiołka, Wit. D oraz kwas foliowy. Tak na dobry start. I tak jestem w szoku, bo nie pominełam jeszcze żadnej tabletki. W moim przypadku to powód do dumy, bo każde sumienne branie lekarstw, suplementów diety itd. kończyło się u mnie szybciej niż się zaczęło. Oby teraz było inaczej!
W planie mam też wybrać się do Rossmanna po testy owulacyjne. Nie wiem jeszcze na które się zdecydować. Do wyboru mam facelle lub jakieś domowe laboratorium.
Zmykam, bo już ledwo na oczy patrzę, telefon wypadł mi już z ręki przynajmniej trzy razy, a jak tak dalej pójdzie to do rana zostanę bez zębów (czyt. Telefon wypada mi z dłoni i leci na twarz). Mąż ma nocki, więc muszę zadowolić się towarzystwem mojej dziewczynki rady beagle.
Totalnie brakuje mi dziś mocy. Humor również do bani. Miałam w planie dziś trochę ogarnąć mieszkanie, zakupy iść na pocztę a do tej pory zdążyłam tylko wypić kawę. Ten cykl zaczynałam z wielkimi nadziejami, teraz tylko rozmyślam, a co jeśli się nie uda? Aż łzy napływają mi do oczu.
Juyro wstaje rano i idę zrobić badania na cukier, tarczyce i prolaktyne. Nie wiem dlaczego ale się boję. Przy okazji morfologia więc ciekawa jestem na jakim poziomie stoję z hemoglobina. Anemia pierwszy raz pojawiła się w gimnazjum, i tak już chyba zostało. No nic, zobaczymy w piątek lub poniedziałek, bo nie wiem kiedy będę mogła odebrać wyniki. Plecy już praktycznie opuściły. Muszę jeszcze zweryfikować pogodę na ten tydzień, bo do pracy jeżdżę rowerem a dziś jest dość pochmurno.
Z jednej strony nie mogę się doczekać poniedziałkowej wizyty u ginekologa, a z drugiej się jej obawiam. Wiem że będę mieć robiona cytologie. Drugą w moim 27 letnim zyciu. No i to będzie 10 dc więc może będzie widać jakas zbliżającą się owulacje.
Aha i jeszcze dość ważna rzecz. Od kiedy zaczęłam brać olej z wiesiołka to tak jakby mam młodości, nie wiem czy to po nim, ale wcześniej nic takiego nie miało miejsca. Czy pomaga mi na śluz też jeszcze nie wiem bo @ nie odpuszcza.
Pobieranie krwi zaliczone. Jutro powinny być wyniki, mogę je też sobie sprawdzić online co mnie bardzo raduje
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 maja 2018, 10:14
Standardowo nie śpię po nocy. Nudzę się sama w domu i spędzam wieczor/noc w telefonem w dłoni.
Wyniki sprawdziłam sobie online 3 godziny temu. No i są... I nie są idealne. Hemoglobina tylko minimalnie poniżej normy, w razie czego mam żelazo w domu więc się podratuje ( HGB 10,8 )
Glukoza 79,00 (70,00 - 99,00)
TSH 2,344 (0,350 - 4,940)
Prolaktyna 34,94 (5,18 - 26,53)
Najważniejsza była dla mnie prolaktyna, która wyszła źle. Jej wyższy poziom utrudnia zajście w ciążę, powoduje cykle bezowulacyjne i nieregularne miesiączki. W poniedziałek lekarz, dowiem się co dalej.
Na weekend muszę się zresetować, odetchnąć trochę, przestać świrować. Powiedziałam mężowi, że ten cykl mogę sobie wsadzić między pośladki bo i tak nic z tego nie będzie. Ale że biorę olej z wiesiołka to będę mierzyć temperaturę i sprawdzać śluz by nie wypaść z formy. Może to i lepiej ze coś jest jednak nie tak, przynajmniej mam się do czego przyczepić.
Glowa mi zaraz chyba eksploduje, gasze internety, wujkowi Google dziękuję że spędził że mną ostatnie 3 godziny życia. Dzięki za Twoje rady ale zdam się na opinie specjalisty! Grr...
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 maja 2018, 02:43
Padam na twarz. Tak intensywnego dnia w pracy jak dziś nie miałam nigdy. Nawet nie miałam czasu iść do toalety
W ogóle jestem już lekko wypalona. Z mężem się mijam, widzimy się na weekendy albo w nocy. Jutro też niewiele czasu spędzimy razem. Tęsknię za czasem gdy oboje pracowaliśmy na te same zmiany.
Wiem jednak że nie powinnam marudzić, bo pieniądze mamy całkiem dobre i lepszej pracy nie znajdę na ten moment. No ale postanowiłam jednak trochę ponażekać. Dla równowagi w kosmosie i takie tam
Kilka miesięcy przed ślubem snulismy plany o remoncie, że jak się pojawi dzidziuś to musimy mu zagwarantować godne warunki życia. Obecnie mieszkamy w kamienicy i mamy piece kaflowe. Planowaliśmy pociągnąć ogrzewanie, piece zburzyć i założyliśmy sobie plan że zanim zacznie się zima 2018 to już to musi być. By maluchowi i nam było cieplo. Maluch najwidoczniej nie wierzy w nasze plany i woli zaczekać aż przejdziemy do czynów. Tak więc kochany maluchu, możesz już zamieszkać w mamy brzuszku bo chociaż w mieszkaniu wciąż straszą piece to obiecuję że już nie długo
Jestem po wizycie u doktora, ale nic konkretnego nie mam do opisania. Cytologia będzie za miesiąc, będę mieć robione mikrobiologiczne badanie szyjki macicy (coś w tym stylu). Zaczęłam brać co drugi dzień żelazo by podnieść HGB, przed samą wizyta mam powtórzyć wynik. Nic o prolaktynie ani TSH oprócz tego że podwyższone. Tylko napomknal że nieznacznie.
Mąż zdecydował się na badanie nasienia, które też chcę mieć przed wizytą. Wstępnie mam być 12.06 ale coś czuję że to przełoże na 18.06 bo wtedy będę jakoś między 13 a 17 dniem cyklu. Teraz byłam w 10dc i niewiele się działo
Jeden jajnik super, w drugim pęcherzyki lecz brak dominującego. Dostałam na to (pam pam pam czyt. Fanfary) suplement diety za jakże bolące w kieszeń 90 zł. Sama wizyta kosztowała ponad 200... :'( suplement inofolic czy coś w ten deseń. Nie wiem co robić dalej. Szukać endokrynologa, może on coś poradzi. Czy powtórzyć wyniki za miesiąc i zobaczyć co z nich wyniknie. Ehh....
Ostatnio spiełam się z mężem, że on chce ze mną chodzić do lekarza, bo staramy się o dziecko wspólnie i on chce to przeżywać razem ze mną. Ok kumam, niestety wizyty są dnia mnie mega krepujace, cały dzień przeżywam i odliczam do godziny zero. Oczywiście męża i tak by nie było przy badaniu, no ale jednak jakiś stres jest. Wstydzioch że mnie masakryczny.
Aha, no i tekst męża że on nie jest reproduktorem. To po co się mnie pyta co miesiąc kiedy mam dni płodne?
Z plusów dnia dzisiejszego to jesteśmy umówieni z mężem na przyszły wtorek do doradcy w sprawie kredytu, który chcemy przeznaczyć na remont mieszkania a już w ten czwartek mam też spotkanie w sprawie ogrzewania. Powoli zaczyna się układać. Mam nadzieję że każda rzecz zbliża nas do tej najważniejszej.
Ps. Dziś pada, a ja muszę powoli zbierac tyłek i iść z psem na spacer. Brrr...
Chwilowo nie zaglądałam na ovu, bo musiałam pomyslec/odpocząć. Chciałabym móc na luzie podchodzić do posiadania dzieci i powoli zaczynam osiągać wewnętrzny spokój. Nie zawsze mi to wychodzi, biorąc pod uwagę wydarzenia ostatnich tygodni. Mam chyba jakiegoś pecha, bo w koło coraz więcej ciężarnych a ja co najwyżej mogę podziwiać powiększający się brzuch wsuwajac czekoladę.
Gdyby zachodzenie w ciążę było takie proste. Staram się tłumaczyć to sobie, że to jeszcze nie mój czas, że skoro się nie udaje to może pojedzmy na wakacje wypocząć i tym zaprzatan siebie teraz głowę. Więc staram się jak najmniej myśleć o powiększeniu rodziny, a skupić na przyjemnościach. Ciekawe na jak długo starczy mi tego entuzjazmu.
Ale dziś mam lenia! Nawet z łóżka mi się nie chce wyjść. Totalna niemoc. Za 2 godzinę będę już w pracy. Wczorajszy dzień był hmmm... Ale od początku.
Wstalam jak to po nocce o 13, bo pies postanowił pobawić się moja ręką. Szybkie ogarnięcie i spacer. O 15 poszliśmy z mężem na miasto, w ramach obiadu zjedliśmy tosta (mmm... Był cudowny), poszliśmy do cukierni po pączki a wracając kupiliśmy sobie na deser po 2 gałki lodów
Około 17 znowu poszłam spać. Około 20 wyszłam z psem i zaczęłam się źle czuć. Myślę że bolał mnie lewy jajnik, czułam że to on. Do 21 bolały mnie już wnętrzności, czułam to nie po raz pierwszy, stawiam że to po prostu ból owulacyjny. Gdyby nie starania o bobasa to uznałabym że to ból brzucha po pączkach. Do pracy jechałam rowerem więc każda nierówność dawała mi się we znaki. Do tego doszedł ból prawego jajnika. Nie mogłam normalnie siedzieć bo źle mi było. Do 6 meczylam się w pracy. Dziś jak wstałam po 13 to już nie ma tragedii. Jeszcze mnie ćmi ale teraz to pikuś.
W sobotę mamy gości, zwala się moja rodzinka. Będziemy oglądać film z wesela, a później finał Ligi Mistrzów. Chciałabym już Boże Ciało, bo idziemy do teściów na grilla. Mniam...
Zaczynam się wahać. Czy to czas na dziecko. Wiem że nigdy nie będzie tego odpowiedniego, ale ten na chłopski rozum jest zły. W czym problem? A no we mnie.
Umowę mam do końca marca przyszłego roku, pewnie dostanę kolejna, no ale muszę chodzić do pracy. A co jeśli zajdę? Nie wyobrażam sobie życia za kilka stów wydarych siła z MOPS-u. Jak sobie poradzimy? Przeraża mnie to. Zdaje sobie z tego sprawę, że najpierw musi zdążyć się cud poczęcia, ale tak już mam że martwię się na zapas. Dodatkowym aspektem na to, ze powinniśmy zaczekać jest to że chcemy wziąć kredyt. Na 10 lat. Z niemałą rata miesięczna. I co my zrobimy z małym dzieckiem i jedna wypłata? Chcę być w ciąży, chce tego szczęścia dla nas, ale strach przed jutrem mnie paraliżuje.
9 i pół miesiąca do końca umowy. Kierować się rozsądkiem czy sercem? Nie żebym nagle odkryła że umowę mam na czas określony. Po prostu teraz gdy zaczęliśmy rozmowy z bankiem dopadł mnie strach. Mąż rozkłada ręce. Chcę być odpowiedzialny i chce być ojcem. Nie chcę słyszeć o tym, że odpuszczamy. Ja sama nie wiem co chce. Zmieniam zdanie jak rękawiczki zima.
Gdyby to wszystko było prostsze.
Myślę że i tak z tego cyklu nici. Temperatura szaleje, no ale mam nocki i mierze dopiero koło 13. Śluzu nie chciało mi się sprawdzać. Testów owu też nie robiłam. Temperaturę mierze bo się od tego uzależnilam. Pierwszy cykl bez wielkiej spiny. Zobaczymy co będzie w dniu godziny zero (czyt. Gdy już przyjdzie @).
PMS!!!
DOBRZE ZE IDE NA NOCKĘ BO DO RANA BYM CHYBA MOJEGO ZATŁUKŁA! GRRR...
Dzięki dziewczyny na słowa wsparcia. :-*
Bogusia30 masz rację, co ma być to będzie, poradzimy sobie z mężem, nie chcemy odwlekac starań w czasie. Liczę na to że w końcu się uda.
Poziomka6 dzięki za ten komentarz. Nieznajomość prawa wychodzi. Jest to dla mnie mega pocieszenie. Dzięki
Weekend sie powoli kończy. Ale na szczęście w przyszłym tygodniu tylko 3 dni pracy
Wczoraj wino poszło w ruch i boli mnie głowa. W kościach mnie łamie, a dodatkowo brzuch ćmi co jest totalnie bez sensu. Do @ jeszcze tydzień, a ja się czuję jakby już czaiła się za rogiem. Może to przez moją mieszankę leków w tym miesiącu i wszystko przyspieszyło w czasie? A może to tylko efekt dnia poprzedniego, tzn. Kac. Cały dzień spędziłabym w łóżku, no ale nie mogę, bo o 15 idziemy do moich rodziców na grilla.
Dziś miałam piękny sen. Test ciążowy - pozytywny. Radość nie trwała długo bo mąż się zaczął krecic i mnie obudził. Powoli muszę się żegnać z łóżkiem. Czas się szykować!
No i w końcu mnie dopadło. Jestem chora
Standardowo w czerwcu mam zawalony gardło i zatoki. Myślałam że nie wytrzymam w pracy. Nie dość że okrutnie gorąco to mogłam oddachać wyłącznie ustami. DRAMAT! Dobrze ze mój kochany kupił mi krople i mogłam od razu po pracy wracać do domu.
Temperatura mi skoczyła i mam 37,5. Ciekawe co jutro z rana wyjdzie. A w gardle żyletka. Śliny nie mogę normalnie przełknąć. Ehh... Byle do czwartku.
Postanowiłam w piątek zrobić test. Pewnie i tak nic z tego, bo nie czuje się w żaden sposób inaczej niż zwykle. Wg ovu będę wtedy 10dpo, no ale może szczęście się uśmiechnie i dostanę prezent na Dzień Dziecka. W sobotę grill u znajomych. Jeśli nic z tego i @ się szykuje to niech będzie w niedzielę. Proszę proszę proszę!
Spoki, sprobuj prowadzic podstawowe obserwacje (sluz plodny) i wtedy dzialac:)