X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy...
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5 ››

17 września 2015, 12:56

Dziś wpis z innej beczki, chciałam bardzo serdecznie podziękować wszystkim dziewczynom, które tu zaglądają. Jak zaczynałam pisać ten pamiętnik, to szczerze nie sadziłam, że kogoś będzie obchodzić moja historia i moje ponure wynurzenia.

A tymczasem zaglądacie tu, dajecie mi wsparcie, zrozumienie, siłę, dzięki Wam nie czuje się sama, ze swoimi problemami. Czasem jest mi smutno i źle, a Wasze ciepłe wpisy sprawiają, że się uśmiecham :D

Jeszcze raz bardzo dziękuję Wam wszystkim i każdej z osobna <3 <3 <3

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 września 2015, 13:00

20 września 2015, 22:55

Smutno mi dzisiaj tak po prostu i muszę to komuś powiedzieć. Może to rozpoczynająca się jesień, może kiepskie samopoczucie, bo chyba bierze mnie jakieś przeziębienie, a może to co zawsze, czyli brak upragnionej ciąży. Znów napatrzyłam się w pracy na te słodkie maluchy ich rozkoszne minki i ich szczęśliwych rodziców. Ach jak ja bym chciała też doświadczyć tego szczęścia.

I jeszcze sytuacja w pracy też mnie trochę zirytowała. Pracuję już od prawie dwóch lat w jednym miejscu i mam umowę zlecenie, ale rozmawiałam kiedyś z szefową, czy gdybym kiedyś chciała powiększyć rodzinę czy da mi umowę o pracę, żebym mogła skorzystać z urlopu macierzyńskiego. Powiedziała, że nie ma problemu. I na tym stanęło, nie powiedziałam, że się staram od dłuższego czasu, bo nie chcę, żeby wszyscy o tym wiedzieli. Tymczasem moja szefowa zatrudniła niedawno swoją koleżankę w ciąży, która po miesiącu poszła na zwolnienie i ciekawa jestem, czy jakbym ja teraz zaszła w ciążę czy faktycznie dałaby mi tą umowę i ZUS by się nie czepiał, że zatrudnia co chwilę jakąś ciężarną. A przecież jakby mi nie dała tej umowy, to zostałabym na lodzie bez niczego mimo, że od dwóch lat uczciwie pracuje oddając swojej pracy swoje serce.

No ale w sumie to chyba bez sensu jest to moje gdybanie bo ja w żadnej ciąży nie jestem i raczej prędko nie będę. Czuję, że to będzie cykl bezowulacyjny i tak jak przypuszczał lekarz leki ,które biorę zatrzymają mi owulację. Śluzu rozciągliwego prawie wcale znikome ilości a zawsze był widoczny, no i cycki mam takie miękkie, bezpłciowe. Nawet nie chce mi się starać, bo to i tak nie ma sensu :(

Wiadomość wyedytowana przez autora 20 września 2015, 23:00

22 września 2015, 12:12

Samopoczucie fizyczne nadal kiepskie, przeziębienie rozkręciło się na dobre. Ale na szczęście dziś wolne, więc wygrzewam się w łóżku, żeby szybciej dojść do siebie. Psychicznie odrobinkę lepiej. Mąż dziś mi zrobił śniadanie, zakupy i dba o mnie w tej mojej chorobie. Cieszy mnie to i doceniam bardzo, że go mam :)

Może ta owulacja jednak będzie, temperatura podskoczyła, mam nadzieję, że to nie z powodu choroby, bo w sumie gorączki nie mam, bardziej osłabienie. Na wszelki wypadek wczoraj zadziałaliśmy ;D. Pewnie i tak nic z tego nie będzie, ale chcę mieć czyste sumienie, że robimy wszystko, co w naszej mocy.

Co do mojej pracy to szefowa powiedziała, że nie stać ją na umowę, a ja zgodziłam się na takie warunki, bo w tamtym okresie miałam wielkie trudności ze znalezieniem jakiejkolwiek pracy. Dogadałyśmy się, że w razie ciąży da mi umowę. Tylko to wcale nie miało tak wyglądać, że będę tam pracować na umowę zlecenie nie wiadomo ile. Plan był inny, miałam szybko zajść w ciążę, dostać umowę, iść na macierzyński itp. No ale wiecie dziewczyny jak to jest z tymi naszymi planami. Możemy sobie je mieć, a życie i tak weryfikuje je po swojemu. Oczywiście szukam cały czas innej pracy, ale mieszkam w małej miejscowości i łatwo nie jest. Jak już coś się trafia, to również proponują umowę zlecenie, albo najniższą krajową. Normalnie masakra i wyzysk. Tą swoją obecną pracę lubię. Jest całkiem przyjemna i bezstresowa co pewnie jest powodem, że dalej tam jestem. No i godziny pracy nawet mi pasują, bo pracuje po 12 godzin, ale potem mam dni wolne, co przydaje mi się bardzo na to jeżdżenie po lekarzach, robienie badań itp. Nie muszę kombinować jak chcę jechać do lekarza do innego miasta i jest to wyprawa całodniowa. Pewnie to wszystko mnie tam trzyma. Ale macie rację bardzo brakuje mi takiej pewności i stabilizacji.
Może od nowego roku coś się zmieni. Rozmawiałam niedawno, ze znajomą i ona będzie otwierać nową działalność i tak wstępnie zaproponowała mi pracę na umowę. No ale zobaczymy jak to wszystko wyjdzie i jak jej się to wszystko rozwinie.

Wiadomość wyedytowana przez autora 22 września 2015, 13:19

23 września 2015, 12:17

Jakoś tak straciłam zapał do wszystkiego nawet do modlitwy. Ostatnio chodzą mi pogłowie takie myśli, że może Bóg ma dla mnie inny plan niż ja sama. Może On nie chce żebym miała dzieci, może moje życie ma być nieustannym cierpieniem. Tak wielu ludzi na tym świecie jest ciężko doświadczana chorobą, kalectwem, nałogami. Może moim doświadczeniem, moim krzyżem ma być bezdzietność. Jeśli Bóg tak chce to ja nie mam na nic wpływu, nic nie mogę zrobić. Te wszystkie badania, leczenia nie przyniosą żadnego efektu. Podobno Bóg nie daje nam więcej niż możemy udźwignąć, ale czasem to wszystko mnie przerasta.

Sporo już w życiu przeszłam, ale zdecydowanie to z czym muszę się mierzyć teraz jest najgorszym doświadczeniem. Wychowywałam się w rodzinie alkoholowej, mój tata był alkoholikiem. Bardzo go kochałam i wiem, że on też mnie kochał. Jak nie pił to był naprawdę dobrym tatą. Ale był chory i nie chciał się leczyć. Na porządku dziennym były awantury, ciągły stres, trudna sytuacja finansowa. Najchętniej wtedy przesiadywałam u koleżanek i nie chciało mi się wracać do domu.To był naprawdę ciężki okres w moim życiu, który odbija się na mnie do teraz. Często brakuje mi wiary w siebie i czuję się gorsza od innych, jestem nerwowa i bardzo mocno wszystko przeżywam, wszystkim się martwię często na wyrost. Dodam, że jestem jedynaczką, nie mam rodzeństwa,a zawsze bardzo chciałam, ale tak się ułożyło. Zawsze czułam się z tego powodu bardzo samotna i zazdrościłam mojej koleżance z sąsiedztwa czwórki rodzeństwa. U nich zawsze było tak wesoło rodzinne, a u nas smutno. Ale wielkim plusem w moim życiu za co jestem bardzo wdzięczna Panu Bogu jest moja najukochańsza na świecie mama. Na nią zawsze mogłam i mogę liczyć. Ona mimo wszystko starała się,żeby nic mi nie brakowało, odmawiała sobie wielu rzeczy, żebym ja miała. Dzięki niej skończyłam liceum, potem studia. W trakcie moich studiów tata ciężko zachorował na nowotwór. Po pół roku zmarł. Opiekowałyśmy się nim z mamą najlepiej jak wtedy umiałyśmy. Było ciężko patrzeć jak bliska osoba bardzo cierpi i nie można jej pomóc. Wybaczyłam tacie wtedy wszystko i mogę dziś powiedzieć z czystym sumieniem, że nie czuję do niego żalu. Dziś jak o nim myślę staram się przywoływać miłe wspomnienia, bo takie też były. Mam nadzieję, że tam gdzie jest jest szczęśliwy.

Mając ciężką sytuację rodzinną zawsze marzyłam o ciepłej i kochającej się rodzinie, byłam pewna, że jak dorosnę tak właśnie będzie. Instynkt macierzyński miałam chyba od zawsze. Ale długo musiałam czekać zanim spotkałam mężczyznę z którym mogłam myśleć realnie o macierzyństwie. Moje wszystkie koleżanki znajdowały chłopaków, wychodziły za maż, zaczęły rodzic dzieci, a ja byłam samotna. Jak zakochałam się na początku liceum i nic nie wyszło z tej miłości to musiało minąć parę lat zanim o nim zapomniałam. Kandydaci oczywiście byli, ale jakoś tak nie potrafiłam z nikim być jak nie czułam tego czegoś. Dziś z perspektywy czasu to może wydawać się śmieszne, ale wtedy to była miłość nie do pokonania, wiele łez wylałam. Dopiero mój mąż zdobył moją miłość, długo się starał i nie poddawał :). On tez wiele przeszedł, tez nie miał łatwego dzieciństwa, ciepłego domu i został skrzywdzony przez swoją poprzednią dziewczynę. Z mężem tak ogólnie tworzymy całkiem udany związek. Oczywiście są trudniejsze chwile, problemy, czasem kłótnie, ale to chyba normalne w każdym małżeństwie. Nikt nie jest idealny, ale mąż potrafi być czuły, ciepły i kochany. Za to, że on pojawił się w moim życiu tez jestem bardzo wdzięczna Panu Bogu. Ale do szczęścia i spełnienia marzeń z dzieciństwa o ciepłym domu tak bardzo brakuję nam dzieciątka. Moje serce tak bardzo na nie czeka i już bardzo je kocha.

Zawsze starałam się być dobrym człowiekiem, uprzejmym, miłym ,pomocnym. Starałam się dobrze wykonywać swoje obowiązki czy to kiedyś w szkole czy teraz w pracy. Od dziecka byłam też religijną osobą, chodziłam na msze w każdą niedzielę, modliłam się, starałam się ufać Bogu. Ale tak się zastanawiam czy warto być dobrym człowiekiem w tych czasach, łatwiej mają takie cwaniaczki, im wszystko się jakoś udaje. Tylko problem jest taki, ze ja wcale nie umiem i nie chce taka być, ale ostatnio jakoś tak coraz trudniej jest mi godzić się z niesprawiedliwością tego świata. mimo wszystko bardzo chcę ufać Bogu i wierzyć, że w jego boskim planie przewidziane jest dzieciątko dla mnie, ale też bardzo się boję, że będzie inaczej. Nie wiem jak to zrobić, żeby wyrzucić z serca ten lęk, zwątpienie, niepewność...

Wiadomość wyedytowana przez autora 23 września 2015, 18:09

28 września 2015, 15:02

Ale miałam ostatnio ciężki okres w pracy. Taki zapierdziel jakiego dawno nie było. Plus jest taki, że nie miałam czasu na rozmyślania. Ale za to dziś mam niestety. Może powinnam pracować po 12 godzin 7 dni w tygodniu, może to uleczyłoby moja cierpiącą duszę.

Dowiedziałam się w weekend, że moja kuzynka, która brała ślub w maju jest w ciąży. Pewnie udało im się za pierwszym lub drugim razem. Cieszy mnie to, dzieci to wielka radość, ale zawsze przy takich wiadomościach w pierwszej chwili jest to ukłucie w sercu. Zastanawiałam się dziś co ja tak naprawdę czuję jak dowiaduję się, że ktoś znajomy jest w ciąży. Kiedyś czułam tylko wielką radość, teraz chyba pierwszym uczuciem jest ukłucie zazdrości i pytanie czemu ja też nie mogę tak po prostu zajść w ciążę. Nie chcę być w ciąży zamiast kogoś, chcę być w ciąży równocześnie z kimś, przecież obydwie możemy być szczęśliwe, absolutnie nie chcę nikomu tego szczęścia zabierać. Po takich wiadomościach czuję się jednak jakaś taka gorsza i wybrakowana.

Dowiedziałam się też, że druga kuzynka, która ma już córeczkę stara się o drugie maleństwo i ma jakieś problemy. Życzę jej z całego serca, żeby im się udało. Każdy zasługuje na tyle dzieci ile pragnie, szczególnie jak są to dzieciątka chciane, wyczekiwane i kochane. Naszła mnie jednak taka refleksja, że byłoby mi sporo łatwiej gdybym starała się już o drugie dziecko. Nawet jeśli nie byłoby mi dane być w ciąży po raz drugi, to przynajmniej wiedziałabym co to znaczy być mamą. Mieć jedno dziecko, a nie mieć wcale to wieeeelka różnica. Od nikogo nie usłyszy się słowa MAMO, nie ma kogo utulić do snu, przeczytać bajki. Nie można cieszyć się pierwszym uśmiechem, pierwszym ząbkiem, pierwszym krokiem. Jest tylko ból i pustka...

30 września 2015, 20:00

Dziewczyny jeszcze raz dziękuję Wam za wsparcie, zawsze potraficie podnieść mnie na duchu ;)

Trochę smętny jest ten mój pamiętnik, wychodzę tu na strasznego smutasa. Nie zawsze taka jestem, będąc w towarzystwie raczej staram się być pogodna i nie smęcić. Ale rzeczywiście te niepowodzenia w staraniach trochę mnie zmieniły, straciłam sporo radości życia. Zazwyczaj zaglądam tu jak muszę z siebie wyrzucić te moje smutki. Muszę stwierdzić, że mi to trochę pomaga, część tych negatywnych emocji zostaje tutaj. To taka moja psychoterapia.

Tak sobie siedzę i wpatruję się w mój wykres. Taki ładny jest w tym miesiącu. Szkoda, że to zasługa sztucznych hormonów które biorę. W niedzielę ostatnia tabletka i zapewne wtedy wszystko się posypie. Nie mam żadnych objawów, czuję się dokładnie tak samo jak zawsze w tej fazie cyklu. Od wczoraj śluz jest troszkę zabarwiony na kolor kawy z mlekiem. To wszystko jest takie delikatne, że na razie nie zaznaczam plamienia, ale pewnie z każdym kolejnym dniem będzie robić się bardziej intensywne aż do @.

Byłam dziś na zakupach. Zakupy nawet udane kupiłam sobie kilka rzeczy. Oczywiście chciałoby się bardziej zaszaleć, ale ciekawe skąd brać na to wszystko kasę. Nie zarabiamy kokosów a tyle pieniędzy idzie co miesiąc na lekarzy, leczenie, badania, leki itp. Robiłam też zakupy w Rossmanie i kupiłam test ciążowy. Chyba z rok już ich nie robiłam. Teraz też wiem jaki będzie wynik, ale pomyślałam, że tak na wszelki wypadek zrobię ten test, zanim zacznę kolejne opakowanie Cyclo-Progynowy. Chciałabym żeby już był następny cykl, jakoś tak strasznie nie lubię tej fazy lutealnej, odczuwam jakieś takie spięcie.

30 września 2015, 22:22

I jeszcze jedno kupiłam sobie dziś taki śliczny, różowy kalendarz na następny rok :D. To tak trochę jak różowe okulary. Do tej pory zawsze miałam ciemne kalendarze, czarne brązowe. A teraz postanowiłam kupić taki kolorowy, optymistyczny żeby zapisywać w nim same dobre wydarzenia i tak sobie pomyślałam, że zapiszę w nim datę urodzenia mojego dziecka ;D
Każdy sposób dobry, żeby poprawić sobie humor :)

1 października 2015, 08:43

Ale miałam dziś piękny sen. Śniło mi się, że zrobiłam test ciążowy dokładnie taki sam jaki wczoraj kupiłam i wyszły dwie grube różowe kreski :). To było takie niesamowite. Nie chciałam się budzić, próbowałam dalej spać na przymus, żeby ten stan trwał jak najdłużej. No ale niestety to był tylko sen. Dobrze, że chociaż we śnie mogłam doświadczyć tego uczucia. Chyba przeżywam konflikt rozumu i serca. Rozum wie, że nic z tego, serce ośmiela się marzyć.
Zmykam zaraz do pracy. Zapowiada się sporo pracy, zawalony weekend, także bardzo się cieszę, bo jakoś tak stresuje mnie ten cykl. Muszę wytrwać do poniedziałku, odstawię lek i wszystko będzie jasne.W sumie to znam finał czytałam niedawno fora i tam piszą, że podczas brania tego leku raczej nie ma możliwości zajścia w ciążę.

Wiadomość wyedytowana przez autora 1 października 2015, 08:56

2 października 2015, 09:02

No i po wszystkim...
Zrobiłam test, bardzo szukałam tego opisywanego przez niektóre dziewczyny cienia cienia cienia, ale nie ma tam zupełnie nic poza czystą przejrzystą bielą. Przecież nie mam żadnych, ale to zupełnie żadnych objawów, cycki nie bolą, są miękkie, nie zalewa mnie śluzem kremowym, brzuch nie boli, kawa smakuje, a ja głupia łudzę się że jestem w ciąży. Wiedziałam, że nic z tego, ale mimo wszystko pozwoliłam nadziei wykiełkować i przegrałam. Ta właśnie nadzieja właśnie przywaliła mi w łeb z całej siły, aż mi się śmiać chce z tej mojej głupoty i naiwności. ,Prawda jest taka, że pewnie nigdy w tej ciąży nie będę. Minął rok, za chwilę będzie drugi, potem trzeci...

Fakt jest taki, że jest realny problem kiepskie nasienie i chociaż wzięłabym milion cudownych tabletek to i tak nic tego faktu nie zmieni. Morfologii nie da się poprawić takie są fakty i muszę się w końcu z tym pogodzić. Tak cuda się zdarzają, ale tym w czepku urodzonym ja niestety do nich nie należę.

Mam dość wszystkiego,, czuję się bezwartościowa i do dupy. Mam dość starań, mierzenia, obserwowania, życia nadzieją, że może teraz się uda. Nigdy więcej nie pozwolę nadziei obudzić się w moim sercu. Nie wiem jak mam żyć, przestać pragnąć dziecka, to tak jak przestać oddychać...

5 października 2015, 10:44

Jak dobrze, że ktoś wymyślił pracę. Dzięki niej przetrwałam i musiałam wziąć się w garść. Troszkę się pozbierałam przez weekend i wracam by dalej walczyć. Ale niestety coś się chyba we mnie wypaliło i z każdym kolejnym miesiącem jest we mnie coraz mniej wiary, że ta moja ciąża w końcu się powiedzie.

Podobno jak bardzo się czegoś pragnie to się spełnia, u mnie chyba jest zupełnie odwrotnie. Zawsze tak było, że jak na czymś mi zależało, na coś się nastawiłam, to musiałam się szybko i boleśnie rozczarować. Tak sobie myślę, że chyba bardziej prawdopodobne jest to, że polecę na Marsa niż to, że tak porostu zajdę w ciążę. Wiele mogę zmienić w swoim życiu, mogę zmienić pracę, mieszkanie, wyjechać za granicę, pewnie jak bym się zawzięła to pojechałabym w podróż dookoła świata, a nie mogę zrobić nic by mieć dziecko, na powodzenie moich starań i zabiegów nie mam żadnego wpływu. To jest takie strasznie denerwujące, ta cholerna niemoc i bezsilność.

Inseminację oczywiście bierzemy pod uwagę. Czytałam, że do inseminacji powinno być. przynajmniej te 4% prawidłowych plemników, żeby miała szanse na powodzenie a mój mąż ma 1%. Pewnie wcześniej czy później ją zrobimy, żeby nie mieć poczucia, że czegoś nie spróbowaliśmy. W środę mój kochany ma usg jąder i wizytę u urologa. Bardzo bym chciała, żeby dało się coś zrobić, żeby chociaż odrobinę nasienie poprawić, ale na nic się już nie nastawiam. Muszę przygotować się na złe wiadomości, żeby być silną i nie rozpaść się później na miliony malutkich kawałeczków.

Co do mojego wieku to wiem kochana Sosenko, że 31 lat to może jeszcze nie tragedia. Tylko, że moje AMH wynosi 1,56 gdzie norma dla mojego wieku to 0,67-7,55. Wyniki świadczą o obniżonej rezerwie jajnikowej i być może za jakiś czas nie będę już w stanie wyhodować jajeczek zdolnych do zapłodnienia. Stąd moja presja, obawa i zwątpienie. Czas na pewno nie jest moim sprzymierzeńcem.

6 października 2015, 14:49

Jak pech, to pech...
Właśnie przed chwilą dzwonili z przychodni i odwołali jutrzejszą wizytę męża u urologa :(
A tak już się na nią nastawiłam. Jest dokładnie tak jak pisałam wczoraj, jak się na coś nastawię to zawsze wydarzy się coś, żeby pokrzyżować moje plany...
No trudno, nie przeskoczymy tego, mąż zrobi jutro to usg, a z wizytą będziemy kombinować w późniejszym terminie. Czasem trudno to wszystko poustawiać, bo na te wizyty musimy jeździć ponad 100 km do innego miasta, więc trzeba zwalniać się z pracy, zamieniać, kombinować.

Jeśli chodzi o mój cykl to tabletki zadziałały, gdyby nie one to już dawno by mnie zalało morze czerwone. Zgodnie z założeniami to cykl miał mi się wydłużyć do 28 dni, więc obstawiam @ gdzieś tak w czwartek. Jestem już gotowa na jej przyjęcie. Zrobiłam dziś ot tak test owulacyjny i oczywiście negatywny, szkoda więc marnować testu ciążowego.


Wiadomość wyedytowana przez autora 6 października 2015, 14:51

7 października 2015, 14:05

Usg tez nie udało się dziś zrobić, mąż nie mógł wyrwać się z pracy, akurat był potrzebny dokładnie w tej godzinie o której było wyznaczone badanie :(
Nie mam siły ryczałam dziś rano dobrą godzinę. Wszystko mnie boli, głowa, ale najbardziej chyba serce. Moje nerwobóle wróciły. Najgorzej jest rano, budzę się, uświadamiam sobie w jakiej jestem sytuacji i nie mogę już spać. Chce mi się ryczeć, zatyka mnie w klatce piersiowej, nie chce mi się wstawać, jeść żyć, nic już nie jest takie jak wcześniej, nie ma już nic, co mogłoby mnie tak naprawdę ucieszyć, spowodować szczery i prawdziwy uśmiech na mojej twarzy.

Ciągle zadaję sobie pytanie dlaczego, wiem, że to w niczym nie pomaga, ale nie umiem przestać...

Dzieciątko moje ukochane tak bardzo na Ciebie czekam. Czekam na Ciebie całe życie, odkąd pamietam zawsze bardzo chciałam Cię mieć. Nigdy nie zrobiłam nic by w jakiś sposób zniszczyć swoją płodność, nigdy nie wzięłam ani jednej tabletki antykoncepcyjnej, zawsze byłam gotowa, aby Cię przyjąć, nawet wtedy kiedy jeszcze nie mogłam się o Ciebie starać. Chociaż Cię nie ma bardzo Cię kocham i tęsknie. Czy kiedyś zechcesz do mnie przyjść, czy kiedyś jeszcze będę tak naprawdę szczęśliwa...

Boże ulituj się nade mną, zabierz chociaż trochę tego bólu i cierpienia, bo nie daję już rady...

Podziwiam Was dziewczyny, że sobie radzicie, wstajecie, że potraficie jeszcze czymś się cieszyć. Ja właśnie sięgam dna bólu, rozpaczy, zwątpienia...

13 października 2015, 23:16

Kolejny cykl mija pod znakiem jakiejś takiej obojętności. Nic mi się nie chce, na nic nie mam ochoty. Zawsze zależało mi na porządku, a teraz nie chce mi się nawet sprzątać, zmywać. Jakakolwiek czynność wymaga ode mnie dużo energii, której nie mam. Nie mam też apetytu.
Nie mam siły na starania, libido też marne. Olewam też mierzenie temperatury, bo to mnie stresuje, niepotrzebnie nakręca.

Od wczoraj zaczęłam drugie i ostatnie opakowanie Cyclo-Progynovy. Biorę też nadal Polfilin. Jakoś tak nie wierzę, że to coś pomoże, ale biorę skoro lekarz przepisał.

Podsumowanie pierwszego cyklu z Cyclo-Progynową:
- długość cyklu 28 dni
- 3 dni plamień przed miesiączką
- znikome ilości śluzu płodnego w okresie owulacyjnym
- zmniejszone libido
- brak bólu piersi, cycki miękkie i przez cały cykl
- piękna, wysoka temperatura w II fazie cyklu
- pozostałych objawów brak, samopoczucie takie jak zwykle

Mężowi niestety nie udało się nadal wykonać usg i pójść na konsultację do urologa. Teść jest poważnie chory i mąż musi przejąć obowiązki ojca. Jest mi strasznie smutno z tego powodu, teść to dobry człowiek, rozumiem, że mąż musi i chce mu pomagać, ale przykro mi, że nasze sprawy schodzą na dalszy plan. To poczucie przeciekającego przez palce czasu jest straszne.

19 października 2015, 23:47

Jesień, ciemno, szaro i smutno...
Pogoda w pełni synchronizuje się moimi uczuciami.
Starań w tym miesiącu nie będzie, pokłóciłam się z mężem i to akurat teraz, kiedy są te dni. Może i dobrze przynajmniej nie będę się łudzić, że niemożliwe stanie się możliwe. Czasem to mam wrażenie, że on w ogóle mnie nie rozumie i myśli tylko o sobie. Przecież sama sobie tego dziecka nie zrobię, on niby chce, ale to ja ciągle muszę jęczeć, ciągać go po lekarzach, a od niego zero inicjatywy w tym temacie. Rozumem, że jest zabiegany, zapracowany, ale jak komuś na czymś zależy, to zawsze znajdzie chwilę, żeby powalczyć o spełnienie swojego marzenia.
Jestem tym wszystkim zmęczona, tą walką, szarpaniną, czekaniem. Czuję się jakaś taka wyłączona, wszyscy żyją, doświadczają radości z rodzicielstwa, a ja stoję z boku niegodna tego wszystkiego.
Rzadko gdzieś ostatnio bywam poza pracą i domem, ale zdarza mi się czasem spotkać kuzynów, znajomych itp. Wszędzie te pytania o dziecko A wy kiedy? Bierzcie się do roboty. My już drugie a wy nawet nie zaczęliście. A wy ciągle we dwoje, kiedy będziecie we troje? Nie mam sił im tego wszystkiego tłumaczyć...

20 października 2015, 19:54

Chwilowo znalazłam ukojenie w muzyce. Wklejam tekst mojej ulubionej piosenki Marka Grechuty "Dni, których jeszcze nie znamy" Daje ona siłę i nadzieję i wiarę w to, że to co najlepsze jeszcze przed nami. Słuchałam tej piosenki kilkanaście razy i na moich ustach pojawił się uśmiech. Dziękuję panie Marku.

Tyle było dni do utraty sił
Do utraty tchu tyle było chwil
Gdy żałujesz tych, z których nie masz nic
Jedno warto znać, jedno tylko wiedz, że

Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy
Ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy
Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy
Ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy

Pewien znany ktoś, kto miał dom i sad
Zgubił nagle sens i w złe kręgi wpadł
Choć majątek prysł, on nie stoczył się
Wytłumaczyć umiał sobie wtedy właśnie, że

Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy
Ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy
Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy
Ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy

Jak rozpoznać ludzi, których już nie znamy?
Jak pozbierać myśli z tych nieposkładanych?
Jak oddzielić nagle serce od rozumu?
Jak usłyszeć siebie pośród śpiewu tłumu?

Jak rozpoznać ludzi, których już nie znamy?
Jak pozbierać myśli z tych nieposkładanych?
Jak odnaleźć nagle radość i nadzieję?
Odpowiedzi szukaj, czasu jest tak wiele...

Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy
Ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy
Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy
Ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy...

Pozdrawiam Was dziewczyny i dziękuję, że jesteście ze mną w tych najtrudniejszych chwilach ;)
Również Wam dedykuję tę piękną piosenkę życząc byście jak najszybciej doczekały się tych chwil na które czeka Wasze serce <3 <3 <3

Wiadomość wyedytowana przez autora 20 października 2015, 19:59

21 października 2015, 23:23

Wczoraj wieczorem pogodziłam się z mężem. Porozmawialiśmy sobie i jest już ok. Chociaż muszę powiedzieć, że trochę wkurza mnie fakt, że to zazwyczaj ja muszę pierwsza wyciągać rękę i dążyć do zakończenia konfliktu. On jak się obrazi to potrafi parę dni się nie odzywać. Dla mnie te ciche dni są bez sensu, bo tylko oddalają, ale on twierdzi, że potrzebuje czasu, by pozbyć się negatywnych emocji. Czasem myślę, że zamieniamy się rolami, on ma focha jak baba, a ja z kolei jak facet dążę do rozmowy i rzeczowego wyjaśnienia dzielącego nas konfliktu. No cóż nie pierwsza i nie ostatnia kłótnia za nami, taka uroda życia małżeńskiego. Ale godzenie się było przyjemne ;)

Po ostatnim zawieszeniu, dziś przełamałam się i wróciłam do modlitwy. Zaczęłam odmawiać Nowennę Pompejańską po raz drugi. Staram się odmawiać ją w skupieniu i zawierzeniu. Nie jest to łatwe, w trakcie modlitwy moje myśli często próbują uciekać gdzieś w bok, ale staram się je odrzucać, chciałabym żeby ta godzinna mojej modlitwy była poświęcona tylko i wyłącznie Maryi. Tak sobie myślę, że moja mama zawsze mi pomaga jak ją o coś proszę, zawsze jest przy mnie. Wierzę, że Matka Boża jest równie kochająca i jak matka przytuli mnie do swojego serca, obejmie mnie matczyna miłością, wysłucha moich gorących próśb i wyprosi mi u Boga łaskę macierzyństwa. Ja muszę tylko wierzyć i ufać w jej matczyną dobroć <3 <3

Tak się tez zastanawiam nad zaufaniem. Czy zaufać Bogu to znaczy porzucić wszelkie leczenia, badania, zabiegi i wierzyć w cud. Czy tez zaufać to wierzyć, że Bóg pomoże nam właśnie przez te zabiegi, postawi na naszej drodze właściwych lekarzy, właściwe diagnozy, właściwe leki. Co wy o tym myślicie dziewczyny?

29 października 2015, 18:46

Dziękuję dziewczyny, że podzieliłyście się ze mną swoimi poglądami <3
Sporo sobie ostatnio myślałam o tym wszystkim i w pełni się z Wami zgadzam. Chorzy nie poddają się, nie porzucają leczenia tylko leczą się wszystkimi możliwymi sposobami i modlą się do Boga o zdrowie i skuteczność leczenia. Też zamierzam tak zrobić,zamierzam iść dalej z diagnostyką i leczeniem tej naszej niepłodności i modlić się i ufać Bogu <3

Nie było mnie tu przez ostatnie kilka dni, ale był to dla mnie bardzo piękny i owocny czas.
W mojej rodzinnej parafii odbywały się Misje Święte i nawiedzenie cudownego obrazu Matki Boskiej Jasnogórskiej. Wyspowiadałam się, oczyściłam wewnętrznie, wyrzuciłam z siebie te wszystkie negatywne uczucia, które mną ostatnio targały, złość, gniew, bunt, zazdrość i zrobiło mi się tak jakoś lekko :)

Coraz bardziej myślę, że nie ma w życiu przypadków, Bóg wie co robi. Parę dni temu pisałam, że nie daje już rady, prosiłam Jezusa by mi pomógł i co się stało przysłał mi nie byle kogo, ale swoją Matkę, aby ukoiła mój ból,smutek i dała wiarę i nadzieję. Panie jesteś wielki, niech będzie Ci chwała na wieki. :)

Cały czas jestem pod wielkim wrażeniem spotkania z Matką Bożą. W trakcie mszy, czuwania, byłam poruszona, cały czas kręciła mi się w oku łza wzruszenia. Patrzyłam w oczy Matki i było mi tak dobrze, bezpiecznie, błogo. Prosiłam ją nieustannie o dar macierzyństwa i wiem, że ona wstawi się za mną, Bóg mnie wysłucha tylko nie wtedy, kiedy ja będę chciała, ale wtedy kiedy według niego przyjdzie odpowiedni czas.

Fajnie to wszystko wyszło, kilka dni wcześniej zaczęłam Nowennę Pompejańską i trwam w niej i to jest piękne, że nie męczy mnie ona nie nuży, ale jest dla mnie wyjątkowym czasem spędzonym z naszą najukochańszą Matką.

Postaram się od tej pory żyć lepiej, więcej się uśmiechać, więcej kochać, mniej się złościć i zazdrościć, cieszyć się bardziej szczęściem innych i wierzyć, że już wkrótce w najbardziej odpowiednim według Boga czasie doczekam się swojego małego cudu...

Wiadomość wyedytowana przez autora 29 października 2015, 18:50

1 listopada 2015, 21:01

Dzisiejszy dzień upłynął pod znakiem refleksji, zadumy, wspomnień...
To dobry czas, by zatrzymać się na chwilę i pomyśleć o tych, którzy odeszli i żyją już tylko w naszych sercach.

Ostatnio cały czas chodzi mi po głowie refren pieśni, wklejam go więc, bo dodaje mi siły i nadziei gdy robi mi się smutno...

Zaufaj bez reszty Maryi,
zaufaj Jej wielkiej miłości
zaufaj a Ona twe troski
jak matka zamieni w radości...

Wiadomość wyedytowana przez autora 1 listopada 2015, 21:02

3 listopada 2015, 10:27

No i znów to samo, myślałam, że uodporniłam się na ten ból, a jednak dziś znów mnie dopadł. Już nie wiem co mam robić. W tym miesiącu na nic się nie nastawiałam, nie mierzyłam temperatury, nie zaznaczałam objawów, wiedziałam, że nic z tego nie będzie, a jednak znów się posypałam jak przyszło to cholerne plamienie. Nienawidzę tych plamień, za każdym razem jak ono się pojawia czuje się jakby mi ktoś wbijał nóż prosto w serce :(

Staram się wierzyć, że w tym wszystkim jest ukryty jakiś głębszy sens, ale w dni takie jak dziś jest mi bardo ciężko. Tak trudno mi to zrozumieć, ogarnąć, czemu nie mogę zajść w ciążę tak normalnie, po prostu, jak miliony kobiet każdego dnia. Jest mi tak bardzo, bardzo smutno...

Ale cóż poradzić, jak nie można nic poradzić. Trzeba wstać, otrzeć łzy, pomodlić się i walczyć dalej ...

24 listopada 2015, 20:20

Dawno tu nie zaglądałam, ale ostatnio brak mi czasu na wszystko, dużo kłopotów i zmartwień.

19 cykl starań został całkowicie odpuszczony, nie było ani siły ani chęci na serduszkowanie. Wspominałam wcześniej, że teść jest bardzo chory, od czterech lat dzielnie walczył z nowotworem, ale leczenie już nie działa :( Dwa tygodnie temu tak nam zasłabł, że pogotowie zabrało go szpitala, teraz jest już w domu, trochę go postawili na nogi. Ale lekarz prowadzący powiedział, że już nic nie może dla niego zrobić, zostało leczenie paliatywne:( Tak strasznie mi go szkoda, teść zawsze był dla mnie bardzo dobry, zawsze traktował mnie jak córkę, a ja traktuję go jak ojca. Do tej pory był bardzo zaradny, samodzielny, twardy, ale teraz kiepsko z nim psychicznie, jest w pełni świadomy swego stanu i ciężko to wszystko znosi. Staramy się spędzać z nim jak najwięcej czasu, wspierać tak jak potrafimy. Teraz on jest najważniejszy.

Mąż jest bardzo zapracowany, do tej pory pomagał ojcu, a teraz musiał całkiem przejąć obowiązki ojca w jego firemce, bo szkoda tego wszystkiego zaprzepaścić.

Jakoś tak naturalnie się stało, że te nasze plany zeszły na bok, jakoś się z tym pogodziłam. Życie czasem jest bardzo ciężkie i smutne :(

W tym tygodniu powinnam pojechać na wizytę kontrolną do Warszawy po tym moim leczeniu hormonalnym, ale nie wiem czy mi się to uda, czy mąż będzie mógł mnie zawieźć, sama nie czuję się jeszcze na siłach by pojechać do Warszawy. Pojechać bym pojechała, ale jeżdżenie po Warszawie jest dla mnie wyczynem, a prawo jazdy mam stosunkowo niedługo.
Ech wszystko pod górę same problemy, troski, zmartwienia...

Czekam kiedy dla mnie zaświeci słońce a tu ciągle same ciemne chmury...
1 2 3 4 5 ››