Mamusia bardzo Cię kocha, na zawsze pozostaniesz w moim sercu...
W maju mieliśmy dwa wesela i komunię. I choć mamy żałobę, to wesela były w bardzo bliskiej rodzinie, z którą mamy dobry kontakt i naprawdę nie wypadało odmówić. Było bardzo miło. Pewnie za jakiś niedługi czas któraś z młodych par oznajmi, że spodziewa się dziecka. I super, niech tak będzie, nikt nie zasługuje na ból niepłodności. Na pewno zaboli w pierwszej chwili, ale potem przejdzie, a ja życzę młodym parom wszystkiego, co najlepsze.
Komunia mojej chrześnicy też bardzo udana, była strasznie zadowolona z roweru. A ja cieszę się ogromnie z jej radości Mam nadzieję, że zawsze będę miała z nią taki dobry kontakt jak teraz, nawet gdy będzie zbuntowaną nastolatką i potem dorosłą kobietą. Mąż robił zdjęcia na imprezie i planujemy jeszcze zrobić Foto-książkę pamiątkę pierwszej komunii świętej.
Trochę obawiałam się tej imprezy, głównie ze względu na to, że miało być dużo małych dzieci. I tak było, byliśmy jedyną bezdzietną parą. Ale było mi naprawdę dobrze wśród tych ludzi i wśród tych maluchów. Nikt o nic nie pytał, nikt nic nie sugerował, że może już u nas pora dziecko. Na imprezie kuzyni mojej przyjaciółki oznajmili, że spodziewają się drugiego dziecka. O dziwo przyjęłam to całkiem spokojnie. Oczywiście pojawił się ten znajomy ucisk w klatce piersiowej, ale udało mi się nie rozpłakać, nie uciec i dalej cieszyć się tą imprezą. Tylko wieczorem jak wraca się do pustego domu, jak widzi się ile się traci, pojawia się smutek i ten żal do losu, czemu akurat my...
Cały czas nie mogę się nadziwić, że można tak po prostu zajść w ciążę w przeciągu dwóch, trzech miesięcy starań, to jest dla mnie takie niesamowite, wręcz kosmiczne...
Sprawa mojej nowej pracy utknęła w martwym punkcie. Wszystko miało się wyjaśnić do końca tego roku szkolnego i jak na razie dalej nic nie wiadomo. Zmarł wójt i zrobił się straszny bałagan w gminie. Denerwuje mnie to strasznie, chciałabym już wiedzieć na czym stoję, żeby ruszyć pełną parą ze staraniami. Wiecie jak jest, jak jest przykro jak traci się każdy miesiąc starań. Z drugiej strony czekałam 4 lata na to, aż w tej mojej szkole będzie otwierany oddział dla maluszków, gdy jetem już tak blisko, nie chciałabym tego stracić tym bardziej, że w małych miejscowościach znalezienie pracy po pedagogice wczesnoszkolnej bez znajomości graniczy z cudem i drugiej takiej szansy po prostu nie będzie. A teraz męczę się już trzeci rok na umowę- zlecenie. Staram się myśleć pozytywnie, ale jeśli się jednak nie uda i znów przegram z jakimiś układami, to będzie mi chyba najbardziej żal straconego czasu i straconych szans na bycie mamą. Dzidziuś jest nadal priorytetem, moim największym marzeniem. Ale jak odłożyłam na miesiąc starania, to czuję się winna, że może tracę swój czas. Tylko co w tym złego,że chciałabym ustabilizować swoją sytuację. Inni mają i dobrą pracę i dzieci i rodzeństwo i piękny dom. Najpierw robią karierę potem bez problemu mają dzieci. A ja czuję się winna. Strasznie trudne jest to wszystko.
Mimo wszystko staram się choć trochę cieszyć życiem, piękną pogodą, słońcem, uśmiechem. Dwa dni były bardzo kryzysowe Dzień Matki i Dzień Dziecka. Wylałam morze łez, ale takie oczyszczenie było mi bardzo potrzebne. To był mój pierwszy Dzień Matki. Choć pewnie większość ludzi uważa, że tego dnia nie powinnam obchodzić, że to co mi się przytrafiło, to tylko jakieś tam niepowodzenie. To nie było niepowodzenie. Jestem mamą, malutkiego niewinnego Aniołka. Strata dziecka boli zawsze tak samo, nie ważne czy miało 2mm czy 10 lat.
Jak byłam u spowiedzi przed komunią ksiądz powiedział, że jestem już mamą i na pewno jeszcze będę mamą, on jest tego pewny. Powiedział, żebym nie próbowała zrozumieć tego, co się stało, bo się nie da tak po ludzku, tylko ufała Bogu. Wyszłam z tego konfesjonału taka zaryczana, że pewnie ludzie pomyśleli, że zrobiłam coś strasznego, a mnie po prostu wzruszyły słowa księdza.
NIE CHCĘ SIĘ NIEPOKOIĆ MÓJ BOŻE, UFAM TOBIE
O JEZU ZAWIERZAM SIĘ TOBIE, TY SIĘ TYM ZAJMIJ!
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 czerwca 2016, 12:28
Zostawiam więc buziaki i serdecznie pozdrowienia dla moich wiernych przyjaciółek, i dla wszystkich moich dobrych Duszyczek
Przyjaciele są jak ciche Aniołki, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła opadają...
Tak właśnie jest, wiele razy podnosicie mnie z samego dnia...
Dziękuję
Teraz pora na dobre wiadomości
Najprawdopodobniej od 1 września zaczynam pracę w mojej dawnej szkole
Piszę najprawdopodobniej, bo jeszcze nie podpisałam umowy, jak podpiszę to wtedy będzie na 100%
Życie nauczyło mnie, że pewne są tylko te rzeczy, które już się wydarzą. Ale jestem po rozmowie z dyrektorem, wybrał mnie spośród wszystkich kandydatów głównie dlatego, że mnie zna i wie jak pracuję. Będę miała grupę 4-latków. Już prowadziłam zajęcia adaptacyjne, zostałam oficjalnie przedstawiona jako nowy nauczyciel, dyrektor kazał mi zrobić badania, także chyba wszystko się uda. Dostanę umowę o pracę. Niestety na razie tylko na rok, bo nie wiadomo czy grupa się utrzyma w przyszłym roku, bo to mała szkoła i jaką politykę będzie miał nowy wójt, który wkrótce zostanie wybrany. Oczywiście jak grupa będzie, to moja umowa najprawdopodobniej zostanie wtedy przedłużona. Oczywiście ze względu na starania wolałabym umowę na czas nieokreślony, ale trzeba się cieszyć tym, co jest. Mam nadzieję, że nawet jak zajdę w ciążę, to moja umowa zostanie przedłużona. Chyba w związku z nową pracą zawiesimy jeszcze starania na miesiąc lub dwa, a potem bierzemy się do roboty pełną parą
Kolejna dobra wiadomość jest taka, że byłam dziś na wizycie u mojego profesora. Wygląda na to, że wszystko już wróciło do normy. Lekarz powiedział, że na usg wszystko wygląda pięknie, owulacja była, jest piękne ciałko żółte, grube endometrium, generalnie wszystko ok.
Pocieszył mnie, że wyniki badań, hormonów to tylko cyferki, że każda kobieta jest inna, coś co dla jednej jest złym wynikiem, niekoniecznie musi być złym wynikiem dla innej. Kazał mi się też nie przejmować niskim wynikiem amh. Mówił, że u mnie nic nie wskazuję na obniżoną rezerwę jajnikową, za każdym razem jak mi robi usg mam piękną owulację, pęcherzyki rosną, pękają, wszystko jest ok. Co innego jak nie ma owulacji i żadna stymulacja nie działa, wtedy wynik amh jest bardziej miarodajny. A ja też pięknie zareagowałam na stymulację, zaszłam w pierwszym cyklu z Clo. Kiepskim nasieniem męża też kazał się nie dołować tak bardzo, raz zaszłam w ciążę, więc nasienie męża jest zdolne do zapłodnienia.
Pytałam tez o hsg, ale mój profesor w tym temacie ma cały czas odmienne zdanie od większości lekarzy. Mówił, że on odradza to badanie, bo w ten sposób można uszkodzić jajowód lub doprowadzić do stanu zapalnego jak w trakcie badania wepchnie się tam jakaś bakteria. Hsg nie uchroni mnie przed kolejną ciążą pozamaciczną. W sumie dziewczyna z którą leżałam w szpitalu miała właśnie stan zapalny w jajowodzie w którym była ciąża, a wcześniej miała hsg. Chyba muszę mu zaufać. Ostatnio wychodzę z założenia, że co ma być, to będzie. Jak mam być mamą to będę, a jak nie to chociaż tańczyłabym na rzęsach to i tak nic nie zmieni.
Profesor zaraził mnie wielkim optymizmem, opowiadał, że miał już mnóstwo różnych przypadków, że dziewczyny ze śladowym amh, z niedrożnymi jajowodami zachodziły w ciążę. Ze miał pacjentki, na które nic nie działało już odpuszczały i za kilka miesięcy wracały do niego w ciąży. Trzeba wierzyć i być dobrej myśli, bo wszystko jest możliwe, człowiek strzela, Pan Bóg kulę nosi . Powiedział też, że jest możliwe aby jajowód przechwycił komórkę jajową z sąsiedniego jajnika i to super wiadomość dla nas z jednym jajowodem.
Bardzo mi się podoba jego podejście, niby człowiek z ogromną wiedzą i doświadczeniem, a nie wierzy tak ślepo tylko w cyferki i twierdzi, że poczęcie jest wielkim cudem. Oczywiście trzeba zrobić wszystko by sobie pomóc, ale też wierzyć, że wszystko może się zdarzyć. Czułam sie dziś bardzo dobrze na tej wizycie, profesor poświęcił mi dużo czasu, odpowiedział na wszystkie moje pytania i tak zwyczajnie jak człowiek pełen empatii ze mną porozmawiał i sprawił, że moje życie znów nabrało sensu.
Na razie przez 3, 4 miesiące kazał próbować naturalnie, brać tylko witaminy i przepisał mi OVARIN czyli coś podobnego do Inofemu lub Infoliku. Jeśli się nie uda przez najbliższe miesiące to znów będziemy zastanawiać się nad kolejną stymulacją.
Czuję się dużo spokojniejsza po tej wizycie, chyba trochę wyluzowałam, bo to amh spędzało mi sen z powiek, ale profesor powiedział, że mam jeszcze dużo czasu. Wierzę głęboko, że w moim życiu idą dobre zmiany. Najpierw praca, potem w odpowiednim czasie przyjdzie ciąża, nie będę nastawiać się na konkretny miesiąc.
Ostatnio dużo się też modlę i wiem, że Bóg mnie wysłucha, wierzę w to całym sercem. O was też pamiętam w swoich modlitwach, modlę się za wszystkie kobiety, które dotyka problem niepłodności.
Będzie dobrze mówię to sobie i Wam
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 czerwca 2016, 22:41
Muszę powiedzieć szefowej o mojej nowej pracy, ale boję się komukolwiek o tym mówić, boję się zapeszać dopóki nie podpiszę umowy. Pewnie to głupie, ale już tyle razy w życiu tak miałam, że jak mi bardzo na czymś zależało, już byłam tak blisko celu, to zawsze coś się działo i dostawałam kopa w cztery litery. No ale koniec z tym, wyczerpałam już swój limit pecha, no bo ile można i teraz już będzie tylko dobrze
Będąc przy pechu, to strasznie mi żal, że nasza reprezentacja odpadła z EURO, tak dobrze grali, dawali z siebie wszystko, szkoda chłopaków. Ale mam nadzieję, ze zaskoczą nas jeszcze już wkrótce na Mistrzostwach Świata.
Dwa dni temu nastąpił u mnie przełom. Po raz pierwszy odkąd straciłam swoje maleństwo trzymałam na rękach małe dziecko. To dziecko dobrej znajomej mojej koleżanki z pracy. Na początku bolało, czułam złość i żal jak na nią patrzyłam, choć to bardzo fajna dziewczyna. Z czasem ten żal był trochę mniejszy. A wczoraj jej starsze dziecko uciekło na schody i ona niewiele myśląc wcisnęła mi na ręce swoją malutką córeczkę i pobiegła za starszym synkiem. I o dziwo było mi dobrze z dzieckiem na rękach, mała skradła moje serce, nie chciało mi się płakać, nawet jak wyszła nie byłam jakaś szczególnie smutna. To chyba dobry znak. Ten ból po stracie jest we mnie nadal i pewnie zawsze będzie, ale cieszy mnie to, że powoli zaczynam w miarę normalnie funkcjonować i reagować na małe dzieci.
W piątek mam wizytę u mojej koleżanki- fryzjerki. Tak tej w ciąży, tej która ma podobny termin porodu do tego, który ja miałam. Mam nadzieję, że wezmę to dzielnie na klatę. Może nie będzie łatwo, ale wiem, że nie chcę już uciekać, chcę normalnie żyć i normalnie funkcjonować pośród ciężarnych i maluszków. Przecież tak naprawdę nigdy nie wiadomo, co za kimś stoi, jaką każdy napotykany człowiek przeżywa historię. Może ta kobieta z brzuszkiem, którą spotykam na ulicy i której tak bardzo zazdroszczę też przeszła długą walkę, żeby doczekać swojego szczęścia, któż to wie...
Mam gorsze i lepsze dni, ale staram się, by było jak najwięcej tych lepszych. Jest we mnie więcej pokory, wiary i nadziei. Zamiast analizować fora i czytać godzinami ovufriendowe pamiętniki wróciłam do czytania książek, które ostatnimi czasy mocno zaniedbałam. Chciałam kiedyś spisywać wszystkie przeczytane pozycje, żebym mogła kiedyś do nich wrócić.
Harlan Coben - Nie mów nikomu
Joy Fielding - Ulica Szalonej Rzeki
Richard Paul Evans - Stokrotki w śniegu
Nicholas Sparks - Najdłuższa podróż
Pierwsze dwie bardzo wciągające z wątkiem kryminalnym. Pozostałe dwie pokazujące, że najważniejsza w życiu jest miłość i ludzie których kochamy, którzy nadają sens naszemu życiu. Niby oczywiste, a jednak pięknie się o tym czyta
Aha, zapisałam się na wizytę do nowego endokrynologa poleconego przez znajomą. Z tej mojej obecnej pani doktor nie jestem zbyt zadowolona. Mam do końca życia brać Euthyrox i sprawa załatwiona. Tymczasem ta moja znajoma też ma Hashimoto i ona zaleciła jej dietę, którą można sobie tą tarczycę wyciszyć. Po dwóch miesiącach stosowania diety sporo schudła i zaczęła mieć regularne miesiączki, a wcześniej miała z tym problem. Ja chudnąć nie muszę, bo mimo mojej niedoczynności mam niedowagę, miesiączki mam regularne, ale może da się coś zrobić, żebym czuła się lepiej, żeby moja gospodarka hormonalna jeszcze lepiej funkcjonowała. Zawsze warto spróbować.
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 lipca 2016, 23:47
Oczywiście gdzieś tam przemknęła myśl, że może jestem w ciąży, starań szczególnych nie było, ale jakieś tam serduszko się trafiło. Ale tak szybko jak ta myśl się pojawiła, tak szybko zniknęła. Pojawiły się za to znajome brązowe plamienia i typowe przedokresowe samopoczucie.
Pojechałam dziś na cmentarz do teścia, trochę sobie z nim porozmawiałam. Opowiedziałam mu o nowej pracy. On tak bardzo by się tym cieszył. Poprosiłam go też by jak tylko może wstawił się za nami u Boga w sprawie wymarzonego wnuka. Wiem, że jeśli tylko będzie mógł, to na pewno pomoże, na niego zawsze można było liczyć i zawsze będę mu za to wdzięczna, za wszystko czego od niego doświadczyłam
Dziś mecz Niemcy-Francja. Zapowiada się dobre widowisko. Będziemy oglądać z mężusiem. Jutro fryzjer, potem pare dni pracy, a za tydzień wyjeżdżamy na tydzień na Mazury. Mam nadzieję, ze pogoda dopisze i będzie fajne
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 lipca 2016, 20:06
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 lipca 2016, 21:33
Ludzie wrażliwi mają w życiu przesrane. Zawsze bardzo się wszystkim przejmowałam, ale ten czas starań o dziecko chyba całkiem mnie dobije. Inne stresy, problemy przychodzą i odchodzą. Napięcie pojawia się i znika. Tymczasem stres niepłodności jest ze mną już od ponad 2 lat każdego dnia. I to nie jest tak, że codziennie płaczę, nie, żyję na pozór zupełnie normalnie, pracuję, śmieję się, staram się dostrzegać pozytywne rzeczy w moim życiu, ale to cholerne napięcie nie chce mnie opuścić ani na moment. Najgorzej jest rano jak się budzę i od nowa przypominam sobie swoją sytuację, czuję się zestresowana i dopiero codzienne obowiązki praca, książki pozwalają mi trochę ten stres poskromić. Ale on nie znika, czai się tuż za rogiem. Czytałam kiedyś artykuł o niepłodności w którym było napisane, że stres jaki towarzyszy przy walce z niepłodnością jest tak samo silny jak przy chorobie nowotworowej.
Tekst poniżej przeczytałam kiedyś w pamiętniku Apaczki, którą bardzo cieplutko pozdrawiam Pozwoliłam sobie go skopiować, bo tak jasno i czytelnie oddaje to, co się ze mną dzieje, jak bardzo mnie gniecie ten ciężar który trwa tak długo:
Psycholog podczas wykładu na temat zarządzania stresem przeszedł się po sali. Gdy podniósł szklankę z wodą, wszyscy pomyśleli że zaraz zada pytanie "czy szklanka jest w połowie pusta czy pełna". Zamiast tego, z uśmiechem na ustach, zapytał "ile waży ta szklanka?".
Odpowiedzi były różne, od 200 g do 0,5 kg
Psycholog odpowiedział: "Nie jest istotne ile waży ta szklanka. Zależy ile czasu będę ją trzymał. Jeśli potrzymam ją minutę to nie problem. Gdy potrzymam ją godzinę, będzie mnie boleć ręka. Gdy potrzymam ją cały dzień, moja ręka straci czucie i będzie sparaliżowana. W każdym przypadku szklanka waży tyle samo, jednak im dłużej ją trzymam tym cięższa się staje.
Kontynuował: "Zmartwienia i stres w naszym życiu są jak ta szklanka z wodą. Jeśli o nich myślisz przez chwilę nic się nie dzieje. Jeśli o nich myślisz dłużej, zaczynają boleć. Jeśli myślisz o nich cały dzień, czujesz się sparaliżowany i niezdolny do zrobienia czegokolwiek.
Pamiętaj by odłożyć szklankę.
Pytanie jak to zrobić, jak odłożyć tę cholerną szklankę. Tak bardzo zazdroszczę wszystkim kobietkom, które są już mamami, najbardziej chyba tego, że nie muszą się już bać, że może nigdy ich największe marzenie się nie spełni...
Jutro wyjeżdżamy na tydzień na Mazury, mam nadzieję, że trochę się wyciszę , uspokoję, nabiorę nowych sił.
Gdy Jezus przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył ją, rzekł jeden z uczniów do Niego: «Panie, naucz nas się modlić, jak i Jan nauczył swoich uczniów».
A On rzekł do nich: «Kiedy się modlicie, mówcie: Ojcze, niech się święci Twoje imię; niech przyjdzie Twoje królestwo.
Naszego chleba powszedniego dawaj nam na każdy dzień
i przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto nam zawini; i nie dopuść, byśmy ulegli pokusie».
Dalej mówił do nich: «Ktoś z was, mając przyjaciela, pójdzie do niego o północy i powie mu: "Przyjacielu, użycz mi trzy chleby, bo mój przyjaciel przyszedł do mnie z drogi, a nie mam, co mu podać".
Lecz tamten odpowie z wewnątrz: "Nie naprzykrzaj mi się. Drzwi są już zamknięte i moje dzieci leżą ze mną w łóżku. Nie mogę wstać i dać tobie".
Mówię wam: Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu jego natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje.
I Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam.
Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą.
Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża?
Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona?
Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą».
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 lipca 2016, 12:46
W tamtym roku mimo tego, że byliśmy nad moim ukochanym morzem cały czas byłam spięta, widok małych dzieci sprawiał, że miałam łzy w oczach, prawie nic nie piłam, bo może jestem w ciąży, ale w połowie wyjazdu przylazła @ i już wszystkiego mi się odechciało. W głębi serca marzyłam, że powiem wszystkim, że jestem w ciąży i będziemy wspólnie świętować , ale było jak zwykle.
W tym roku jakoś odcięłam się od tego wszystkiego, zapomniałam o staraniach, dniach płodnych i jakoś tak nie zwracałam uwagi na małe dzieci. Robiliśmy z mężem to na co mieliśmy ochotę, żyłam chwilą, gdzieś tam daleko zostawiłam na chwilę swoje lęki i niepokoje i było mi tak dobrze. Aż teraz trudno tak wrócić do codzienności, ale powolutku trzeba. Od wtorku wracam do pracy.
Jak teraz siedzę i myślę nasuwa mi się taki wniosek, że od czasu mojej ciąży pozamacicznej sporo wyluzowałam. Tak całkiem wyluzować pewnie się nie da, ale podchodzę do tego wszystkiego spokojniej z dystansem. Mam oczywiście dni, że chce mi się płakać, że boli mnie ta niesprawiedliwość, ale już się nie napinam tak bardzo na każdy cykl. Będzie co będzie, wierzę, że Bóg kiedyś mnie wysłucha, może w najmniej spodziewanym momencie. W poprzednim wpisie wkleiłam dzisiejszą ewangelię, jest taka optymistyczna i budująca, dodała mi nowych sił. Sam Jezus obiecuje nam, że Bóg wysłucha naszych próśb jeśli nie będziemy ustawać w modlitwie.
Ufam Ci Panie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 lipca 2016, 20:31
Taki optymistyczny cytat na dziś znaleziony gdzieś na Facebooku
Wczoraj wieczorem byliśmy na mini imprezce urodzinowej u koleżanki męża z poprzedniej pracy. Było bardzo miło i wesoło A dziś taki dzień totalnego lenistwa na kanapie, czasem i takie dni są potrzebne
Parę dni temu byłam na wizycie u nowego endokrynologa, ale niestety znów się zawiodłam. Liczyłam na to, że spojrzy kompleksowo na mnie, może zleci jakieś badania, poziom witamin, zaleci dietę, da wskazówki co zrobić by poprawić swoje samopoczucie, zwiększyć szanse na ciążę. I co i dupa. Obejrzała wyniki hormonów i powiedziała, że są ok. Tsh troszkę mi ostatnio podskoczyło więc zwiększyła dawkę leku, ale to i sama bym wiedziała. Podobno ma pacjentów, którzy po diecie bezglutenowej i bezmlecznej czują się lepiej, ale jej zdaniem tarczycy to nie leczy, a w moim przypadku dieta bezglutenowa odpada, bo na pewno bym schudła, a ja mam niedowagę. To, że jestem senna, zmęczona to niekoniecznie musi być wina tarczycy. Zleciła mi tylko powtórzyć badanie prolaktyny i prolaktynę z obciążeniem. No i tyle się dowiedziałam. Generalnie muszę powiedzieć, że jestem bardzo zawiedziona lekarzami. Traktują człowieka jak kawałek i leczą tylko od-do, zamiast spojrzeć na człowieka całościowo. Jak im się czegoś nie powie, to nie zadają żadnych pytań i często ignorują nasze wątpliwości. Wiele razy to my same diagnozujemy coś u siebie w myśl powiedzenia - lekarzu lecz się sam. 5 min w gabinecie i 100 wpadnie, a człowiek dalej nic nie wie i jest w tym samym punkcie. Normalnie masakra. Zrobię te badania co mi zaleciła, a potem to chyba daruję sobie endokrynologów. Będę tylko raz na jakiś czas robić usg tarczycy i oczywiście będę na bieżąco monitorować tsh, nie będę płacić 100 zł, żeby mi ktoś powiedział w 2 minuty, że mam w poniedziałki brać pół tabletki więcej, bo to sama sobie mogę ustalić, logiczne, że jak tsh rośnie to trzeba minimalnie zwiększyć dawkę leku. A lek to mi może mój profesor przepisać i spojrzeć na moje tsh też może, to chyba jak na razie najsensowniejszy lekarz jakiego spotkałam do tej pory.
Mam jeszcze pytanie może któraś z Was miała badania w kierunku insulinooporności, jakie badanie zrobić, żeby to wykryć lub wyeliminować? W cyklu w którym zaszłam w ciązę brałam Metformax, więc może przebadam się w tym kierunku.
Dziękuję za podpowiedzi, pozdrawiam
Wiadomość wyedytowana przez autora 31 lipca 2016, 20:56
MODLITWA W KAŻDEJ POTRZEBIE
O Maryjo niebieska Wspomożycielko! Z bezgraniczną ufnością zwracam się do Ciebie w ciężkim utrapieniu, jakim Bóg w Opatrzności swojej nawiedzić mnie raczył. Z królewską hojnością rozlewasz bez miary potoki łask na wierne sługi swoje. W Tobie więc pokładam całą moją nadzieję, a rzucając się pokornie do stóp Twoich polecam Ci z całą gorącością ducha mojego prośbę (wymienić ją).
Czuję o Najświętsza Panienko, że nie zasłużyłam na Twoje zmiłowanie z powodu grzechów moich. Ty jednak o litościwa Matko, Maryjo niepomna na nie usłysz wołanie zbolałego serca i daj łaskę upragnioną. Ja ze swej strony postanawiam służyć odtąd wiernie Tobie i Twojemu Boskiemu Synowi, dopóki mi życia stanie.
Amen.
Wiadomość wyedytowana przez autora 31 lipca 2016, 21:23
No cóż, nie jestem zdziwiona, ani załamana. Biorę swój krzyż i idę dzielnie dalej. Siły dodaje mi myśl o nowej pracy, nowych wyzwaniach. Dobrze mieć jeszcze jeden cel poza ciążą, w takich sytuacjach jak dziś można się na nim oprzeć.
Taka oto refleksja mi się nasuwa. Bo wszyscy mówią odpuść, wyluzuj, wyjedź na wakacje, przestań o tym myśleć, to na pewno zajdziesz w ciążę. W moim przypadku to zupełnie się nie sprawdza. To był zdecydowanie najbardziej wyluzowany cykl do tej pory. Zero oczekiwań, zero spiny, celowania w dni płodne, spontaniczny seks, udany wyjazd na wakacje, pełen relaks, porzucenie myśli o staraniach itp. Nawet jak wróciliśmy z wakacji parę razy przemknęła mi myśl, że chyba lepiej by było, jakby w tym cyklu się nie udało, bo przecież jeszcze nie podpisałam umowy. Pewnie większość w takiej oto sytuacji by wpadła, ale nie ja. Ja tak zwyczajnie od seksu nie zachodzę w ciążę Od niedawna zaczęłam brać Ovarin przepisany przez mojego ginekologa. Czy pomoże, zobaczymy...
Aby za bardzo się nie wkręcić w myślenie czemu to znów się nie udało zasiadłam dziś do komputera, żeby wreszcie zrobić Foto-książkę z komunii dla mojej chrześnicy. Miałam przypływ weny i już prawie skończyłam, jeszcze jutro tylko dopieszczę i można wysyłać do druku. Muszę nieskromnie przyznać, że jestem zadowolona z efektu swojej pracy A na jutro wymyślę sobie jakieś ciekawe zajęcie, a może uda się umówić z którąś z przyjaciółek na kawę. Zobaczymy jutro...
Jutro będzie dobry dzień
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 sierpnia 2016, 22:15
Wkurzyłam się i w ogóle od paru dni jakoś tak mi smutno...
I jeszcze dziś w pracy spotkałam koleżankę ze szkoły z dwójką swoich dzieci. I oczywiście padło pytanie, kiedy u mnie będzie maleństwo, pewnie nie mam na nie czasu. Zrobiłam głupi uśmiech i powiedziałam, że nie wiem kiedy. No bo co niby miałam jej powiedzieć? Że każdego dnia marzę o dziecku, że już jedno maleństwo straciłam, że jeżdżę po lekarzach, że codziennie łykam jakieś cudowne tabletki, które niby mają mi pomóc, że nie umiemy z mężem spłodzić dziecka, że jestem wybrakowana, pusta, niegodna... Wiele mogłabym powiedzieć, tylko po co, chyba lepiej głupio się uśmiechać.
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 sierpnia 2016, 23:24
Wczoraj mąż wyciągnął mnie na festyn rodzinny. Generalnie było miło, gdyby nie to, że spotykałam same znajome w ciąży. Ta z brzuszkiem, tamta dopiero co brała ślub, a też już z zaokrąglonym brzuszkiem, jeszcze inna z maleńkim dzieckiem, a ja? A ja wciąż czekam i wciąż marzę, wciąż wierzę i wciąż się boję. Ja naprawdę dzielnie się trzymam, ale jak nie czuć smutku, jak nie czuć tego żalu, że one mogą, a ja nie?
Czasem wchodzę na Facebooka a tam 3/4 zdjęć, to zdjęcia roześmianych maluchów oraz dodawanych postów jak cudownie być rodzicem. To wszystko zrozumiałe, nie dziwi mnie to, że dumni rodzice chcą wykrzyczeć całemu światu swoją radość z rodzicielstwa. Ja też tak chcę, ale moje serce rozdziera się na kawałki, wypełnia smutkiem i tęsknotą, żal dusi za gardło, a łzy płyną same do oczu...
Czasem trzeba ten smutek uwolnić pozwolić mu wyjść, spojrzeć mu w oczy i zmierzyć się z nim.
W szufladzie biurka wciąż mam test ciążowy, tak ten szczęśliwy test z dwoma różowymi kreskami. Szczęśliwe mamy mają zdjęcia swoich dzieci w ramkach, a ja mam tylko ten test, tylko tyle pozostało po moim dzieciątku. Często na niego patrzę i wyobrażam sobie jak wyglądałoby to maleństwo, którego nie było mi dane przywitać tu na ziemi. Patrzę na ten test i zaklinam rzeczywistość,tak bardzo bym chciała jeszcze kiedyś znów zobaczyć te dwie różowe kreski.
Dziś Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny i odpust parafialny w miejscowości w której obecnie mieszkamy. Nie byłam w stanie pójść na tą główną mszę i znów oglądać, te rodziny, te dzieci, wózki. Ja tam nie pasuję. Poszłam na mszę poranną, aby prosić Maryję w dniu jej święta o wstawiennictwo.
O Maryjo Wspomożenie Wiernych wstaw się za wszystkimi kobietami dotkniętymi niepłodnością. Daj nam siły, by przetrwać ten ciężki dla nas czas i pozwól dostąpić łaski macierzyństwa, na którą wszystkie czekamy z otwartym sercem.
Miej w swojej opiece wszystkie matki, które długo czekały na cud poczęcia, pozwól im donosić ciążę i urodzić zdrowe dzieci.
Amen.
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 sierpnia 2016, 15:06
Jakoś tak nie mogę się ogarnąć. Chwilowo zagubiłam gdzieś optymizm i nadzieję.
Wracają obawy i lęki. Spokoju nie daje mi myśl o hsg. Nie robić i nie narażać jajowodu na uszkodzenie w trakcie badania, jak zaleca profesor, czy szukać innego lekarza i robić za plecami profesora. Co robić? Komu ufać? Czy ryzykować? I pytanie, co jest większym ryzykiem dla mnie zrobienie, czy niezrobienie hsg????????
Trochę tak na siłę wybrałam się, żeby połazić po mieście. Ale jakoś tak nie miałam weny na zakupy. Widziałam oczywiście milion kobiet w ciąży i jak tu zapomnieć, jak nie myśleć, jak się nie dołować???
Patrzę na te kobiety i zastanawiam się jak długo czekały na swoje szczęście.Czasem mam ochotę zapytać, co zrobiły, że im się udało. W rodzinie i najbliższym otoczeniu pojawiło się sporo nowych ciąż. Można? Można najwyraźniej.
Wkurzają mnie te z dupy wyjęte porady na Ovu, że zdrowo się odżywiając zwiększasz szansę na ciążę, że papierosy źle wpływają na zajście, że niewyleczone zęby mogą utrudniać zajście w ciążę. Ble, ble, ble... Moje przyjaciółki odżywiają się zupełnie normalnie i niekoniecznie zdrowo, ich mężowie palą itp. Jakoś jednak nie mieli najmniejszych problemów, żeby spłodzić dzieci. A jak patrzę na rodziny patologiczne, bezzębne zaniedbane kobiety z gromadką dzieci, to coraz bardziej myślę, że to wszystko jest bez sensu i wcale nie od tego zależy. Jakoś nie wierzę, że wszystkie pary, które mają dzieci mają takie idealne wyniki wszystkiego. Trudno powiedzieć od czego to zależy, że jedni mają szczęście w tej kwestii, a inni ogromnego pecha.
Kiedyś myślałam, że dziecko, to taki pojawiający się owoc miłości. Jak poznałam i pokochałam mojego męża myślałam, że to będzie piękne i niesamowite starać się o dziecko, stworzyć coś wspólnie, uwidocznić naszą miłość, że to nastąpi ot tak, to przecież takie naturalne. A jednak nie. Starania o dziecko to ciężka i żmudna praca, okupiona ciągłym stresem, bólem, cierpieniem. To zastanawiające, że często tam, gdzie nie ma miłości, gdzie jest jedno przypadkowe bzykanie z byle kim, byle gdzie, tam zazwyczaj jest ciąża. A tam gdzie dwoje ludzi łączy prawdziwa, szczera miłość,pełne oddanie siebie ukochanej osobie, tam tak trudno o ten piękny cud poczęcia. Strasznie to dla mnie niezrozumiałe.
Czasem mam takie dni, że żałuję, że jestem taka poukładana, odpowiedzialna. Mogłam bzykać się w młodości z pierwszym lepszym, to pewnie teraz nie miałabym takiego problemu. Ale nie, ja czekałam na prawdziwą miłość, a że męża poznałam dość późno, to wyszło, jak wyszło, że o dziecko zaczęliśmy się starać około mojej 30-stki.
Smętny ten mój dzisiejszy wpis, ale muszę gdzieś wyrzucić ten żal do losu, może jutro będzie lepiej. Nie chcę smęcić mężowi, bo to i tak w niczym nie pomoże. On jak to facet dużo lepiej sobie radzi. Mówi, ze na pewno doczekamy się dzidziusia i czasem już nie wiem, czy jest takim optymistą, czy tak mnie po prostu pociesza. On tak fajnie potrafi bawić się z dziećmi, wiem, że byłby fajnym tatą i tym bardziej mi smutno, że nam się nie udaje. Jego koledzy, kuzyni gładzą dumnie swoje kobiety po zaokrąglonych brzuszkach, a jemu trafiła się wybrakowana żona. Są dni kiedy czuję się taka beznadziejna....
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 sierpnia 2016, 20:37
Za parę dni zacznę nowy etap, czyli powrót do pracy w przedszkolu. Czekałam 4 lata aż otworzy się dodatkowy oddział i kiedy już straciłam nadzieję, udało się Bardzo się cieszę, ale dopada mnie też mały stresik. Najtrudniejsze będą te pierwsze dni zanim dzieciaki się nie zaadaptują. Ale dam radę, przecież to już nie pierwszy raz. Ciąży już nie planuję, że ma być za miesiąc, za dwa, na urodziny, Mikołajki, rocznicę. Nie ważne czy wiosną, czy zimą, cały czas mam nadzieję, że kiedyś po prostu do mnie przyjdzie. Choć mam gorsze dni, to nie straciłam jeszcze wiary, że kiedyś się uda, bo inaczej chyba nie umiałabym żyć.
Dzisiaj wzięłam się za czyszczenie mojej szafy. Jest sukces, bo udało się wyrzucić sporo ubrań, w których już i tak nie chodziłam, a było mi szkoda, bo może się jeszcze przyda. Dzięki temu mam więcej miejsca na nowe rzeczy
I taka refleksja, że na wszystkie ważne ważne rzeczy w życiu musiałam długo czekać. Na miłość, prawo jazdy, pracę, dom, dziecko. Nic nie przychodziło mi łatwo, na wszystko musiałam zapracować, nadenerwować się, namartwić. Mam jednak nadzieję, że powoli spełnią się wszystkie moje marzenia i cele. Zrobię wszystko, co w mojej mocy żeby tak było, a na resztę nie mam już wpływu.
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 sierpnia 2016, 18:26
Choć podchodzę do tego z dystansem, nadzieja wykiełkowała, uwierzyłam, że mogło się udać, nawet chwilami byłam tego pewna. Ale dzisiejszy dzień nie pozostawia już złudzeń, test ciążowy negatywny, nawet cienia cienia, temperatura spadła, wieczorem zaczął pobolewać brzuch typowo okresowo i zaczęły się plamienia. Smutno mi się zrobiło, każda kolejna porażka pokazuje, że raczej tak po prostu się nie uda.
Wniosek na przyszłość, nie robić sobie nadziei, no chyba, że wysoka temperatura i wszystkie objawy będą utrzymywać się powyżej 28 dc, wcześniej to nie ma najmniejszego sensu.
Kolejny wniosek wyluzowanie na urlopie, ani cykl urodzinowy niestety nie pomaga w zajściu w upragniona ciążę. A był to już mój trzeci cykl urodzinowy. Niedawno stuknęły mi 32 lata. Czas tak szybko ucieka...
Strasznie mi smutno, że znów się nie udało, chociaż jakaś część mnie odetchnęła. Od paru dni pobolewał mnie też brzuch po lewej stronie, czyli tam, gdzie mam jajowód. Dziś w nocy też mnie bolało. W mojej głowie pojawiła się wizja kolejnej ciąży pozamacicznej. Nie mogłam spać, kręciłam się z boku na bok, serce mi waliło, nie mogłam się w ogóle uspokoić. Przeraża mnie kolejna operacja, kolejna strata, całkowita utrata wiary i nadziei.
Wykończę się nerwowo przez to wszystko, coraz częściej mam dość silne nerwobóle, prawie cały czas uczucie ciężkości na klatce piersiowej. Dobija mnie, że tak długo się nie udaje, jak jest nadzieja, że mogło się udać, to pojawia się też równolegle paraliżujący strach, żeby sytuacja się nie powtórzyła. Nawet jakby się udało, to wiem, że nie będę potrafiła cieszyć się ciążą, choć będę starała się być dobrej myśli, to paniczny strach będzie zabijał radość. Jak to dobrze być czasem nieświadomym tego, co może nas spotkać.
Cały czas myśl o pracy dodaje sił, gdyby nie to pewnie leżałabym i wyła pogrążona w marazmie. Tymczasem byłam dziś w szkole, przygotowywaliśmy i porządkowaliśmy swoje sale na rozpoczęcie roku. Wszystko mi się bardzo podoba, nowe meble, nowe pomoce i to, że mogłam urządzić sobie wszystko po swojemu. Dzięki temu wzięłam się w garść.
Wracam do domu odpalam Facebooka i znów wszędzie wylewają się ciążę i znów smutek. I tak cały czas góry - dołki, wzloty - upadki, nadzieja - beznadzieja. Tylko jak długo można kręcić się na tej karuzeli??
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 sierpnia 2016, 23:20
Lenko, wyjelas mi to z ust... Właśnie miałam to napisać w swoim pamiętniku... Nie ma ich z nami, ale kochamy je tak samo mocno...
<3 ściskam mocno wirtualnie
Kochana w takie dni musimy być silne, iść dalej, czekać na te maluszki które kiedyś do nas przyjdą...Wiem co czujesz, ja wczoraj miałam te same myśli...kiedyś nasze Aniołki do nas wrócą, zobaczysz :*