No cóż trudno, nawet jak będę sobie rwała włosy z głowy, to i tak w niczym nie pomoże. Spróbuję pojechać w poniedziałek, jak uda się z uciec z pracy i nie dostanę wcześniej @. Lekarz kazał mi przyjść na wizytę kontrolną w drugiej połowie cyklu po skończonym leczeniu, ale trudno jak w poniedziałek nawiedzi mnie wredota, to pojadę w nowym cyklu. Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć i trzeba próbować się z nimi godzić.
Czuję się ostatnio przytłoczona tymi wszystkimi problemami, smutkami. Myślałam kiedyś, że to dorosłe życie będzie trochę prostsze, radośniejsze...
O ile teść jest dobrym człowiekiem to teściowa działa mi na nerwy. Czasem jest taka zimna i nieczuła. Mam wrażenie, że najchętniej to wywiozła by męża do hospicjum, żeby mieć problem z głowy. Niby się nim opiekuje, ale brak w tym empatii i takiego zwykłego ludzkiego ciepła i życzliwości. Jak tylko ma okazję to wypomina mu jaki to niby on był dla niej niedobry, a ona teraz musi się nim opiekować. Nie wiem jak można się tak zachowywać w obliczu choroby, normalnie nóż się w kieszeni otwiera. Pewnie jak w każdym małżeństwie to i u nich były wzloty, upadki, kłótnie, przykrości, ale teść generalnie był bardzo zaradny, teściową nie obchodziły rachunki, opłaty, naprawy, nawet zakupy robił, a ona jak coś chciała, to miała. Przykre, że nie potrafi tego docenić, ale to taki typ, który uważa, że wszystko jej się należy i koniec. Moja mama nie miała łatwego życia z ojcem, ale jak zachorował, to opiekowała się nim najlepiej, jak potrafiła, dlatego dla mnie niepojęte jest jak można się tak zachowywać. Ale my nie damy ojca skrzywdzić, codziennie zaglądamy w miarę możliwości i sprawdzamy, czy niczego mu nie brakuję i będziemy się nim opiekować najlepiej jak będziemy w stanie.
Ponieważ ostatni czas jest taki zabiegany, pełen zmartwień trochę mniej myślę o naszych nieudanych staraniach. W tym miesiącu starań nie było, jedno marne serduszko i to po owulacji, także nie będę rwać włosów z głowy jak się nie uda, bo nie ma prawa się udać. Generalnie trzymam się, ale miałam dziś mały kryzys jak zobaczyłam znajomą, która w wakacje brała ślub z takim ślicznym okrągłym brzuszkiem. Nie mogłam się napatrzeć na ten brzuszek, tak bardzo jej zazdroszczę tego szczęścia i nawet gdybym nie wiem jak bardzo się starała nie jestem w stanie pozbyć się tego uczucia, ono chyba już zawsze ze mną będzie. Nie zazdroszczę ludziom sukcesów w pracy, kasy, domów, samochodów, podróży. Zazdroszczę im tylko kilku milimetrów szczęścia, tupotu małych stópek, słodkiej roześmianej buzi i tych najpiękniejszych słów mamo, tato...
Ech, czy kiedykolwiek będzie mi dane tego doświadczyć???
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 listopada 2015, 21:58
Przed chwilą byłam w toalecie i zaobserwowałam, że śluz jest taki żółtawy, nawet lekko w kolorze kawy z mlekiem, chyba powoli zaczyna się plamienie. Nie jestem zdziwiona i rozczarowana, na nic nie liczyłam, ale miałam nadzieję, że po tym leczeniu utrzymają mi się cykle 27-28 dniowe, ale wszystko wskazuje na to, że wrócę do tych swoich 24 dniowych. Miałam nadzieję, że @ i to plamienie wstrzyma się do poniedziałku, że jeszcze dam radę radę skoczyć do lekarza, żeby móc zaplanować wspomagacze na następny cykl, ale wygląda, na to, że dupa blada, kolejny cykl będzie naturalny, czyli znów stracony, bo jakoś nie wierzę już w to, że tak po prostu się uda, skoro tyle ray się nie udawało i zawsze jest dokładnie taki sam scenariusz.
Ale dobra, koniec użalania nad sobą, trzeba wziąć się do roboty, może uda się zrobić coś dobrego dla innych.
Taką mam dzisiaj refleksję, że w ogóle to całe leczenie niepłodności ma bardzo małą skuteczność. Obserwuję tu swoje przyjaciółki i inne dziewczyny, które już długo starają się o dzieciątko, mają cykle stymulowane, zabiegi, inseminację, a i tak do większości przyłazi @. Owszem czasem którejś się uda, ale to wyjątek potwierdzający regułę. Smutne to jest, chodzimy do tych wszystkich lekarzy z ogromną nadzieją, zostawiamy grube pieniądze a oni i tak nie potrafią nam pomóc. Tak przeglądam te różne wykresy i tak mało jest ostatnio zielonych kropeczek.
Codziennie modlę się o mały cud, jestem w trakcie odmawiania drugiej Nowenny Pompejańskiej, ale chyba z każdym dniem jest we mnie coraz mniej wiary. Może to jest powód dla którego Bóg nie chce mnie wysłuchać, może dlatego, że nie umiem mu tak do końca, zaufać, że czasem wątpię w to, że on w ogóle mnie słucha. Chciałabym mu tak bezgranicznie zaufać, ale ten codzienny ból jak noszę w sercu, uciekający bezpowrotnie czas bardzo mi to utrudnia.
Ostatnio coraz częściej myślę o in vitro. Nigdy nie sądziłam, że będę musiała rozważać taką możliwość. Nigdy nie byłam przeciwna tej metodzie, ale miałam wielką nadzieję, pewnie jak każda z nas, że nie będę musiała stawać przed taką decyzją. Tymczasem może się okazać, że będę musiała stanąć przed wyborem bezdzietność czy in vitro, a ja nie wyobrażam sobie życia bez dzieci, tej ogromnej pustki do końca życia. Na razie przejdę, przez te wszystkie stymulacje, inseminację, żebym nie miałam do siebie pretensji, że czegoś nie spróbowałam, że się poddałam, ale nie zdziwię się jak nie przyniesie to żadnego efektu.
Dobry Ojcze, Stworzycielu wszechświata, uznaję, że wszystko, co uczyniłeś, było dobre i pobłogosławiłeś mężczyznę i kobietę, aby byli płodni i zaludnili ziemię. Dziękujemy Ci za pragnienie posiadania potomstwa, które włożyłeś w nasze serce. Oddal od nas niepłodność i wszelką chorobę, która nie pozwala nam cieszyć się swoimi dziećmi. Daj nam, tak jak rodzicom św. Rity, radość z narodzin dziecka. Panie, Boże życia, udziel swojego światła naukowcom, by wynaleźli sposób leczenia bezpłodności i pomóż im traktować z wdzięcznością i szacunkiem tajemnicę ludzkiego życia. Panie, Boże Abrahama, który tak wiele razy dałeś rodzić niepłodnym, pobłogosław nasze małżeństwo i daj nam radość, tak jak św. Ricie, widzieć nasz dom przepełniony szczęściem z obecności dziecka. Ojcze, przyjmujemy chętnie Twoją wolę. Bądź błogosławiony teraz i na wieki. Amen.
Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu...
Wiadomość wyedytowana przez autora 30 listopada 2015, 12:41
Wczoraj skończyłam drugą Nowennę Pompejańską, bardzo chcę wierzyć, że Matka Boża wstawi się za mną, że nie zostawi mnie bez pomocy. Będę modlić się każdego dnia o swój wielki/mały cud.
Dzisiejszego dnia zabrałam się za solidne porządki. Cały dzień mi się zeszło zanim pomyłam okna, poprasowałam firany, powymiatałam wszystkie możliwe kurze ze wszystkich kątów. Teraz tak mi fajnie i przytulnie w czystym mieszkanku. Ostatnio na wszystko brak czasu praca wymieszana z odwiedzinami u taty/teścia i bieganiem żeby zapewnić mu jak najlepszą opiekę i żeby tak po prostu z nim pobyć, porozmawiać, posiedzieć. A bardzo lubię spędzać z nim czas i jak tam pojadę, to jakoś tak nie mogę wyjść.
Chyba się przeziębiłam, boli mnie gardło i zaczyna się katar, mam nadzieję, że to nic poważnego. Według mojego wykresu dziś 5dpo i zaczyna się to znajome leciutkie pobolewanie w dole brzucha. Zanim zaczęłam starania w ogóle nie zwracałam uwagi na takie rzeczy, a teraz zwracam uwagę na każde, nawet najdelikatniejsze ukłucie w dole brzucha. Ale jak przystało na staraczkę z długim stażem doskonale wiem, że to objawy zwiastujące przybycie nieproszonego gościa. Niestety wygląda na to, że małpica spędzi z nami święta.
Pewnie wszystkie dziewczyny marzą o Bożonarodzeniowym Cudzie, ja też marzę, marzę całym sercem. Ale rozum mówi, że pewnie tylko kilka z nas tego cudu doświadczy, pozostałe będą walczyć dalej i marzyć, że może na przyszłe święta...
Ciekawe w której grupie będę, ale chyba już znam odpowiedź...
A oto fragment świątecznej piosenki, której słuchałam przy sprzątaniu, mimo wszystko jakoś tak optymistycznie mnie nastroiła, więc wklejam, życząc Wam wszystkim spełnienia marzeń
Ale kto wie, czy za rogiem
Nie stoją Anioł z Bogiem?
I warto mieć marzenia
Doczekać ich spełnienia.
Kto wie czy za rogiem
Nie stoją Anioł z Bogiem?
Nie obserwują zdarzeń,
I nie spełniają marzeń!!!
Kto wie?
Kto wie?
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 grudnia 2015, 22:22
Pamiętam jak rok temu marzyłam o małym cudzie na święta, lub na nowy rok, ale rok minął i dalej jestem w tym samym miejscu. Nasze święta raczej nie będą w tym roku radosne, brak dzieciątka i ciężka choroba teścia. Mamy głęboką nadzieję, że będzie nam dane spędzić święta jeszcze z teściem, choć z każdym dniem jest coraz słabszy i nie wiadomo, co może przynieść każdy następny dzień. Nabiegaliśmy się na konsultacje, ale wszyscy mówią to samo, że nic już nie można zrobić, trzeba otoczyć go opieką, by mógł godnie odejść. Mimo, że jest nam przykro, smutno, ciężko postaramy się dla niego by były to ciepłe i radosne święta.
Tak szczerze mówiąc to chciałabym żeby było już po świętach, zamiast radości czuję smutek. Niepłodność bardzo mnie zmieniła, ciekawe, czy jeszcze kiedyś będę znów sobą. Pewnie w święta spotkamy się z kuzynami męża, zawsze przyjeżdżają do teściów, chwalą się dzieciakami, a mają naprawdę śliczne te maluchy. Nie dziwię im się wcale, pewnie zachowywałabym się podobnie, też byłabym dumna ze swoich dzieci. Cieszę się, że są szczęśliwi, ale to nie zmieni faktu, że będzie mi przykro i smutno, że ja nie mogę tego doświadczyć.Pewnie znów będą pytania kiedy my i wszyscy będą dawali nam dobre rady.Będę musiała mocno się trzymać, żeby się nie rozryczeć.
Przeglądałam dziś wykresy dziewczyn i tym razem znalazłam sporo tych zielonych. Napawałam się ich widokiem, wyobrażałam sobie co muszą czuć, jaka to musi być radość doświadczyć świątecznego cudu. Cieszę się, że im się udało, im mniej nas tutaj tym lepiej, tym mnie cierpienia i bólu.
U mnie nie będzie cudu, będzie standardowy scenariusz. Nawet dziś rano miałam przez chwilę nadzieję, temperatura trochę się podniosła, piersi pełniejsze, sporo śluzu kremowego, zaczęłam marzyć...
Ale wszystko klapło, cycki flaczki, ból okresowy, poddenerwowanie, czyli @ już za rogiem, obstawiam jutro spadek temperatury i plamienie.
Nie powiem, że jest mi lekko, ale nie płaczę staram się trzymać, przecież na następny cykl mam plan. Może to jest sposób, może Pan Bóg pobłogosławi te leki i sprawi, że mi pomogą, wszystko w Jego rękach. Byłam wczoraj u spowiedzi, powiedziałam szczerze o swoich uczuciach, zwątpieniu, smutku, bólu. Zalecenie księdza, więcej wiary. Bardzo trudne zalecenie, ale będę próbować. Cały czas się modlę. Jezu ufam Tobie.
Ściskam mocno Was wszystkie i każdą z osobna
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 grudnia 2015, 21:30
Świąteczny cud nam się nie przytrafił @ przylazła w wigilię kpiąc z moich marzeń. Ale w tym momencie jest mi wszystko jedno. Biorę te leki, które dał mi lekarz tak aby brać bez przekonania. To mój pierwszy cykl z clo, dziś wzięłam drugą tabletkę. Jakoś tak nie ma we mnie dziś ani wiary, ani nadziei, czuję tylko wszechogarniający smutek i przygnębienie.
Zaczęłam dziś 30-dniową Nowennę do św. Józefa prosząc aby dał mi siły, aby walczyć z przeciwnościami, bo nie daję już rady...
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 grudnia 2015, 23:17
Kiedyś miałam zawsze nadzieję, że Nowy Rok będzie lepszy, że spełnią się w nim moje plany marzenia...
Chciałabym aby tak było, ale boję się, że nic się nie zmieni i będzie to kolejny rok walki, porażki, bólu i cierpienia, rozczarowania...
Wczoraj tyle osób życzyło mi spełnienia marzeń o dzieciątku i wiem, że były to szczere życzenia, wiele bym dała, żeby mogły tak po prostu się spełnić...
Czytałam sobie ten mój pamiętnik, smutny jest i przygnębiający. Zastanawiałam się nad pozytywnymi wydarzeniami w moim życiu, ale chyba po prostu nie umiem się już niczym tak naprawdę cieszyć. Kiedyś cieszyły mnie drobiazgi, słońce, nowa bluzka, spotkanie z przyjaciółką, wyjazd na wakacje itp. Teraz już mnie to nie cieszy, co dzień czekam na coś, co może nigdy nie nadejść. Straciłam sens życia, działania. Czuję się pokrzywdzona przez los, przez Boga. Tak mam żal do Ciebie Boże, nie potrafię tego zrozumieć czemu tak się dzieje. Czy ja naprawdę jestem takim strasznym człowiekiem, że nie zasługuję na dziecko? Ja naprawdę wierzę, że byłabym dobrą mamą. Nie umiem tego zaakceptować, pogodzić się ze swoją bezpłodnością. Jestem smutna, zła, zgorzkniała. Z każdym kolejnym miesiącem te uczucia narastają wpędzają w poczucie beznadziei.
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 stycznia 2016, 22:56
W realu niestety to co zwykle, czyli takie samo samopoczucie jak przez poprzednie 20 cykli, jestem pewna na 100%, że znów się nie udało. Dalej mam skutki uboczne stosowania Metformaxu, cały czas ciężko mi na żołądku, albo kolki żołądkowe. Jak jeden dzień go nie wzięłam to czułam się lepiej. Ale biorę dalej, wszystko bym zrobiła, żeby tylko coś wreszcie zaskoczyło, ale niestety jestem odporna na wszystkie leki, wirusy ciążowe itp.
Wczoraj wydarzyła się straszna rzecz, u mojej przyjaciółki z dzieciństwa wybuchł pożar w domu. Na szczęście nic im się nie stało, w miarę szybko to zauważyli i rozpoczęła się akcja gaśnicza. No ale straty mają, dopiero, co sobie wszystko porobili i teraz muszą to wszystko odnowić, naprawić szkody. Ale najgorsze jest to co przeżyli, dzieciaki się wystraszyły. Straszne to wszystko.
Mam nadzieję, że w końcu skończą się te złe wydarzenia i zaczną się te dobre, przecież nie może cały czas padać deszcz, musi w końcu zaświecić słońce...
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 stycznia 2016, 20:22
Wypiłam sobie jedno piwo z sokiem, przez chwilę miałam wahanie, ale przecież ja w żadnej ciąży nie jestem, trzeba żyć normalnie.
Niestety ostatnio zauważyłam u siebie jakąś taką niechęć do spotkań ze znajomymi, często nie chce mi się nigdzie wychodzić, wolę zostać w domu pod kocykiem, czytać coś lub oglądać filmy.
Chyba nie jest to zbyt dobre, gdzieś tak podświadomie izoluję się od ludzi. Ale jak już się z kimś umówimy, spotkamy, to jest fajnie, humor mi się poprawia i jestem zadowolona.
O naszych staraniach, niepowodzeniach wiedzą dwie moje najbliższe przyjaciółki, wszystkim nie chciałam tego opowiadać, to zbyt bolesne. Wiem, że one dobrze mi życzą, ale czasem mam żal, że za rzadko do mnie dzwonią. Wiem, że są zajęte swoimi sprawami dziećmi, ale ja też bardzo ich potrzebuję, czasem potrzebuję z kimś pogadać tak szczerze bez udawania, że wszystko jest ok. Ale nie chcę się narzucać. Tak to niestety jest że z największymi problemami człowiek zostaje sam. Tak naprawdę to one choćby nawet bardzo się starały to nigdy nie zrozumieją co ja czuję. Ja wcześniej też nawet nie wyobrażałam sobie tak do końca, co czuje kobieta, która nie może mieć dzieci, do póki sama nią nie zostałam. Ale przecież nie jestem sama, mam Was moje ovufiendowe przyjaciółki. Wy doskonale wiecie co ja czuję, wszystko rozumiecie, potraficie dać wsparcie gdy człowiek spada na samo dno.Jeszcze raz dziękuję moje Kochane
Przede mną teraz najgorsze dni, spadek temperatury, plamienie i @, a potem wszystko od nowa...
Ale dam radę, muszę...
Miłego weekendu Kochane i dużo przyjemnych wydarzeń
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 stycznia 2016, 11:15
Nie ma Cię już ze mną mój malutki Okruszku. Te kilka chwil, w których byłeś ze mną były najpiękniejsze w moim życiu. Nigdy Cię nie zapomnę, zawsze będziesz w moim sercu, choć nigdy Cię nie przytulę, nigdy nie dowiem się jak wyglądałeś. Bardzo Cię kocham mój mały Aniołku, codziennie będę o Tobie pamiętać. Może kiedyś, gdzieś się spotkamy w innym świecie i będę mogła Cię przytulić.
Moje serce rozrywa ból. Czuję tak ogromną pustkę i beznadzieję. W przeciągu dwóch tygodni straciłam kochanego teścia, który był dla mnie ogromnym wsparciem, oraz moje upragnione, wyczekane, wyśnione dzieciątko.
To wszystko to jakiś koszmar, plamienie z krwią, ból brzucha, szpital, diagnoza: W macicy nie ma ciąży. Szukanie gdzie umiejscowiła się ciąża pozamaciczna, operacja, usunięcie ciąży wraz z prawym jajowodem w którym się zagnieździła. Łzy, mój krzyk, płacz...
Jestem już w domu, fizycznie dochodzę do siebie, ale psychicznie jestem jednym wielkim wrakiem człowieka i wiem, że ta rana nigdy się nie zagoi.
Nie mam już siły, wiary, nadziei, nie chce mi się żyć. Czuję się beznadziejna, bezwartościowa, gorsza. Nie wiem ile jeszcze będę w stanie znieść...
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 lutego 2016, 11:02
Czuję pustkę, której nic nie będzie w stanie wypełnić. Czasem zdaje mi się, że to wszystko mi się śniło, to takie nierealne, abstrakcyjne. I dopiero jak patrzę na mój brzuch to uświadamiam sobie, że to działo się naprawdę. Staram się za dużo nie rozmyślać, nie analizować, nie pytać dlaczego. Choć mam ogromne poczucie krzywdy i niesprawiedliwości.
Ale powoli staram się podnosić, żyć. Tak bardzo chciałabym uwierzyć, że jeszcze będzie dobrze, że jeszcze kiedyś będę szczęśliwa. W uszach mam słowa lekarzy, że na pewno będę miała jeszcze dzieci, że skoro raz zaszłam w ciążę, to znaczy, że mogę mieć dzieci i że uda się jeszcze raz. Nie wiem czy naprawdę w to wierzą, czy mówili tak żeby mnie pocieszyć. Staraliśmy się dwa lata z dwoma jajowodami, a teraz szanse będą jeszcze mniejsze. Ale gdzieś tam w głębi duszy wierzę nadal, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, wierzę w jego sprawiedliwość, inaczej to wszystko nie ma sensu.
Jak dojdę do siebie trochę bardziej, to pojedziemy na wizytę do mojego profesora. Raz mi pomógł, mam nadzieję, że pomoże po raz kolejny, że da mi nadzieję. Pewnie przez najbliższe pół roku nie będziemy mogli się starać. Z jednej strony przygnębiająca jest taka bezczynność, ale z drugiej muszę trochę od tego wszystkiego odpocząć, pozbierać się. Z jednej strony bardzo chcę, ale z drugiej bardzo boje się powrotu do starań. Boję się, że znów z każdym kolejnym miesiącem będę tracić wiarę i nadzieję, którą teraz staram się w sobie wskrzesić. No ale cóż, co ma być to będzie, najgorzej jest pogodzić się z rzeczami na które nie mam wpływu.
Na koniec chciałam podziękować wszystkim dziewczynom, które były i są ze mną zawsze w chwilach radości i smutku, dziękuję za ciepłe słowo, myśl, modlitwę. Naprawdę czuję Waszą obecność i to jest niesamowite
Mk,Sosenko, Rutelko, Ruda Wredna, Zabayonne, Nika77, snowhite, Kamilam8, She Wolf, Adin, Ewcia85, Marta29, DomiBV, ChudaRuda - pamiętam o Was każdego dnia i życzę Wam wszystkiego, co najlepsze
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 lutego 2016, 13:30