Jak zwykle nic nie idzie według mojego idealnie wyrysowanego planu! Jeszcze nie dostałam kosztorysu ślubu na Bali, a tu JEBS franek w górę i miesięczna rata kredytu za mieszkanie 5tyś!
KURWA!!!
Ukochany dał do zrozumienia, że jest "tak se" i że musimy bardziej planować nasze wydatki. Dlatego bardzo chciał wiedzieć ile kosztuje pełen cykl IVF. Jak wygląda kwestia refundacji, czy się kwalifikujemy, ile czasu się czeka...
Więc robię badania przez najbliższe dwa cykle. Monitoring i to co zleci pani Gin. Jeśli macie jakieś pomysły co warto zrobić /AMH? 120 ZŁ??!!/ to piszcie. Po tych dwóch cyklach idę do lekarza kwalifikującego do refundowanego IVF. Aczkolwiek on może zlecić IUI, laparoskopie, HSG i **uj wie co jeszcze. No ale spokojnie czekam. Jeśli tylko jest na co, to poczekam. Rozmowa o in vitro z Lubym przyniosła ulgę, sam ruszył temat, chciał wiedzieć czy mam jakieś uprzedzenia co do tej metody...To on zawsze mówił głośno, że nie chce dziecka "za wszelką cenę", ale tyczyło się to mojego "ciśnienia na dziecko", które nie ukrywam było! Przeczytałam na wyrywki swój pamiętnik i doszłam do wniosku, że nieźle mnie trzepnęło. Kto ryczy, wkurza się i wychodzi z łóżka spać na sofę bo jego facet nie mógł dojść w dni płodne ?! a no JA! Furiatka, histeryczka i maniak kontroli nad wszystkim wokół mnie! Szczerze powiedziawszy zawsze byłam typem narwańca, ale mam wrażenie, że lekka niedoczynność tarczycy też miała w tym swój mały procencik. Od momentu przyjmowania Euthyroxu jestem mniej śpiąca, trudniej mnie wkurzyć, nie ryczę po kątach, włosy przestały sypać się garściami...
Widzę jej łzy coraz częściej
Oddech jakby niechciany w piersi
Oczy schowane przed całym światem
Serce cichutko odlicza godziny
Tulę się do niej choć o tym nie wie
Jak ona chłodna w zmarzniętych uczuciach
Nie wie jak blisko jesteśmy siebie
Jak mało trzeba do łez szczęśliwości
Muszę teraz bardzo ją wspierać
Bo przecież my jesteśmy dla siebie
Usiądę przy niej i szepnę do ucha
"Jestem tu mamo i bardzo Kocham"
13dc
Po drugim monitoringu...Moja nowa gin jest super babką! Na korytarzu tłum pacjentek! Pani doktor wychodzi, widzi mnie, uśmiecha się...Drogie panie, pani Ania jest w trakcie monitorowania, czy wpuścicie ją na dwie minutki bo z wami to ja potrzebuje trochę więcej czasu? (same ciężarne - koszmar! )Oczywiście... Długo zbierałam koparę z podłogi. Byłam u tej lekarki drugi raz! drugi! Do przedniego chodziłam ponad rok i za każdym razem przypominałam "swoją historię", a mogłam go widzieć nawet dwa razy w tygodniu i zawsze "co panią do mnie sprowadza"...qwa!
USG. Pani doktor NIE PATRZĄC NA POPRZEDNIE WYNIKI uśmiecha się do monitora "...o endometrium ładnie urosło, no i pęcherzyk super, chyba o 4 mm? ale to zaraz sprawdzimy..."
Kopara upadła po raz drugi! Ale to nie koniec "dogi krzyżowej" mojej kopary!
Już przy biurku robi opis i mówi " z tego co pamiętam, pani faza lutealna oscyluje wokół 10 dnia, po stwierdzeniu uwolnienia jajeczka damy Luteinke" - TAK, Kopara upadła po raz trzeci!
Więc widzimy się w piątek, na kolejnej wizycie...i mam mówić jak przyjdę żeby niepotrzebnie nie czekać...No i zapłaciłam 50zł na pierwszej wizycie, teraz nie płaciłam nic i już nic nie zapłacę za ten monitoring, a chodzę do niej PRYWATNIE...poprzedni brał 100zł "za nic" bez drgnięcia powieką Kolejny plus, ona wie, że kobiety starające się WIEDZĄ DUŻO! Więc rozmawiała ze mną jak z równym...SZOK!
Więc chociaż w poznaniu jest zatrzęsienie ginekologów to póki jest sens będę jeździć do niej 40km! W końcu jakiś człowiek w kitlu! Chciałabym być brzuchatką w jej poczekalni...
A tak z innej beczki, to szukałam czegoś o wartościach endometrium w kolejnych dniach cyklu. Trafiłam na kafeterie...booooże co za oszołomy tam piszą... Jakaś głupia gęś stara się 1,5 roku, ma nieregularne cykle, była pierwszy raz u ginekologa i oburzona bo on jej powiedział w 25dc, żeby przyszła po tej miesiączce... Ona oczywiście przekonana, że jest w ciąży, tylko nie wie dlaczego gin powiedział, że nie SKORO MA ENDOMETRIUM 2 MM!! A i jeszcze perełka, owulacje miała wg testu ovu w 12 dniu...więc jeśli współżyła z mężem w 13 i 14 dniu to przecież NA BANK SIĘ UDAŁO!
Przerażające...ale jak znam życie to takie głupie gęsi zajdą wcześniej niż ja
Humor mam zmienny więc nie mogę jeszcze mówić o skoku progesterony czy galopującej prolaktynie. Żałuję trochę, że wczoraj nie było Ale żadne z nas nie miało na to siły, w trakcie wspólnej kąpieli oboje przysypialiśmy. Więc w naszym wieeelkim małżeńskim łożu, na łyżeczkę...zasnęliśmy
A dzisiaj w odpowiedzi na moje relacje z drogi do pracy, że od rana śnieg a teraz słońce świeci i mamy trochę południową californie i że wiooosna idzie Luby napisał "Kochanie, Ty z brzuchem, ja tu bede sobie pstrykal /na kompie/ przy otwartym balkonie...TO SA MOJE MARZENIA! naprawde nic wiecej mi nie trzeba"
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 lutego 2015, 20:19
Zaczyna się dziewiąty cykl przesiedziany na OvuFriend. Cyfra dziewięć wybitnie drażni oko, domyślacie się dlaczego?
Siedzę we wannie i wymywam z siebie strzępki krwi - hańba kobiecości. Moje łono jest ułomne, teraz dotarło to do mnie bardzo dobitnie.
Jestem rozjechana psychicznie przez ten cudooowny weekend.
W walentynki pamiętał o mnie tylko okres. Mojemu Lubemy "wypadło z głowy" pomimo, że trąbi o tym cały świat "ej DUPKU, kup swojej kobiecie chociaż raz w roku badyla za kilkanaście złotych, tylko po to, żeby przetrwała z tobą kolejny rok piorąc, sprzątając, gotując i dając dupy...ZA DARMO!"
No cóż, mój nie złapał tego komunikatu wcześniej, dopiero ja musiałam mu powtórzyć.
Oczywiście była ściema..."Maluch, rusz dupke, jedziemy na zakupy kupie ci jakąś koszulkę nocną, albo super staniczek..."
Pierdole - nie dziękuję!
Na siłę ruszyłam się, podjechalismy do jakiegos centrum na "zakupy". Nie weszłam do żadnego sklepu, jak nie mam ochoty na zakupy to NIE! Z braku laku wymyślił pewnie na poczekaniu, że zobaczymy oferty biur podróży dla porównania cen bo przecież przez pierdolonego franka ślub na Bali za +/- 30 tyś odszedł w gówno niepamięci. A przynajmniej nie kwiecień, ale skoro nie kwiecień to następna "zima".
Ponieważ zakupów nie było, no to może "zjemy coś na mieście". Pierwsza lepsza restauracja o nazwie, nomen omen "chimera"...
A w środku same parki, z bukiecikami, trzymające się za rączki...KURWA!
Na słowa "no co tam moja walentynko" zaserwowałam słynne spojrzenie wrony. Takie które odziedziczyłam po tatarskich przodkach, a oni twierdzili, że zielonoocy mogą zabić spojrzeniem - ja mogę! W efekcie wstaliśmy, wyszliśmy i kłóciliśmy się w aucie w drodze powrotnej- z głodu zapewne!
Wygarnęłam to co chciałam i ulżyło mi chociaż trochę. Zrobiłam jakiś tam obiad i gdy tylko poczułam znajome rozlewające się ciepełko "o tam" poszłam do lodówki po drinka.
Wieczorem umówiliśmy się ze znajomymi na bowling, kolejne drinki i rekordowa ilość zaliczonych łuz...Kumpela: aparatka jakich mało, matka dwójki dzieci, największy świr jakiego znam, a zarazem największy entuzjasta moich piersi - ponoć jak się o nie ociera to przynoszą jej szczęście...fajnie, że chociaż komuś...No więc kumpela pod wielkim wrażeniem Greya i jego "strzałki" wiecie - ten trójkącik nad męskim łonem mmmmrrr, dobrze, ze mnie nie kręcą takie klimaty bo pewnie zgwałciłaby mnie w ciemnej sali kinowej hehhe
Wracając jednym autemn z innymi znajomkami - w czwórkę, na hasło kolejno odlicz mówie PIĘĆ! chociaż miałam na myśli coś w stylu "podwozimy bezdomnego na dworzec" od razu usłyszałam od znajomych, którzy też się starają (od 2 lat)momentalnie usłyszałam "serio? gratulacje! chyba nie powinnaś pić?!" mówie, ze nie- frajerzy nie jestem w ciazy! "KURWA, WRONA MYŚLELIŚMY, NA SERIO, ZE JESTES..." przynajmniej przez 2 sekundy zanim zaprzeczyłam.
Po powrocie gramole sie do łózka, Luby probuje sie przytulic "a z tym piciem to chyba mogłas sie wstrzymac"..."zrobilam test, negatywny"...cisza..."przepraszam za dzisiaj, naprawdę zapomniałem o walentynkach...to teraz umówisz się na drugi monitoring, od kiedy?..."
Czy się umówię? nie wiem, jeszcze mam czas, pomyślę... Póki co czuję się jak pierdolona Jętka Jednodniówka...żyję jak larwa, wpierdalając wszystko inwestując w swój wzrost, po to tylko by przez chwilę "porozmnażać się" i zdechnąć...Mnie się udaje cały cykl życiowy jętki przerobić w teatralnej 28dniowej wersji, tylko akt II z rozmnażaniem nie wychodzi. Za to zdycham koncertowo i na pamięć!
Wczoraj fryzjer, świetny seks i wróciła energia 'na kolejny cykl'... przynajmniej chwilowo
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 lutego 2015, 21:15
A skoro już się nudzę to mogę sobie popisać trochę
Uwaga!
Poniższy tekst nie przedstawia najmniejszej wartości merytorycznej ani literackiej
W piątek miałam TE DNI z panią "źle mi samej z sobą". Mam czasami takie wewnętrzne rozdygotanie, dopadają mnie wtedy czarne myśli, wspomnienia, urojenia i imaginacje... jednym słowem moja psychika podaje mi na tacy wszystko po czym można się pochlastać, otruć, powiesić, zastrzelić, a przynajmniej trochę poudręczać - kochana!
Nie chciałam być sama, a że Luby w piątki idzie pokopać piłkę to poinformowałam, że wychodzę!
Gdzie?
Byle gdzie, może być jakieś centrum handlowe
A są jakieś wyprzedaże?
Nie, po prostu nie chce być dzisiaj sama w domu...
Podwiózł mnie i się zaczęło, szaleństwo kompulsywnych zakupów...dopiero dzisiaj miałam odwagę sprawdzić stan konta.
Nie wiem dlaczego tak mi "się robi", skąd biorą się takie huśtawki emocjonalne. TSH idealne więc problem leży w głowie, nie w hormonkach.
Nie wiem czy też zdarza się wam słyszeć od ciotek "dobra rada"...zmień faceta - to zajdziesz!
Pewnie nie dotyczy to mężatek, ale my w "partnerskich" związkach przecież nie mamy zobowiązań, przecież nam taaaak łatwo odejść, zmienić swoje życie i łóżko w 3 minuty, a nasz wybór partnera życiowego póki nie jest zapieczętowany urzędowym/sakramentalnym TAK - nie ma znaczenia!
Więc moja kumpela z kursu sączy mi nieustannie jad do ucha. Żałuje, że otworzyłam się przed nią, przed nią jedyną w zasadzie więc pewnie już nikomu "z zewnątrz" się nie wygadam. Dodatkowo ma używanie bo kolega z kursu chciał się ze mną umówić. Przystojny, młody, ułożony, grzeczny, poukładany, mądry, pracowity...i kurwa co z tego!? przecież jestem z kimś! nie z braku laku tylko z miłości! Ale mądre rady "spróbuj z W. on jest taki fajny, pewnie od razu byś zaszła..." I umówmy się, nie mówi tego głupia baba, tylko ogarnięta dziewczyna, samotnie wychowująca syna, znająca życie 40'tka. Jak traktować takie "dobre rady"? Nie mam siły na święte oburzenie, a co gorsze zaczynam się zastanawiać bo pewnie coś w tym jest w końcu tyle ciąż z wpadek i skoków w bok. Kocham go, on kocha mnie, to chyba więcej niż kochać wyobrażenie bezwarunkowej miłości (do) dziecka?!...tak sobie tłumacz babo..... Moja zryta psychika zamyka mi łono.
Tak więc piątek był kiepskim dniem, sobota zapowiadała się równie rewelacyjnie. Luby zaraził się ode mnie przeziębieniem tyle, że on to odchorowuje jak gorączkę krwotoczną- typowy umierający facet. Nici z seksu ;/ co dodatkowo mnie rozregulowuje, niestety tak mam, ze powyżej 3 dni bez zaczynam chodzić po ścianach- miaucząca, marudząca "niewydymka"
Od rana chciałam przewietrzyć mózg na długim spacerze z psem, ale luby wyszykował sie przede mną i zgarnął mi psa sprzed nosa. NOŻ KURWA! Jeden dzień kiedy mogę nacieszyć się "dniem", słońcem, powietrzem...mam iść sama czy co? Przez 40 min oczekiwania aż wrócą do domu układałam w głowie soczystą tyradę. Wchodzą...a Luby z bukietem kwiatów...
"wszystkiego najlepszego w dniu kobiet"
Jak to w dniu kobiet? przecież dzień kobiet jest w marcu...
Mój facet jest silny, zdecydowany, bezwzględny w interesach i w życiu osobistym też się nie cacka, ale czasami wychodzi z niego TAKA PIERDOŁA! Tak czy inaczej odpokutował walentynki, poprawił mi humor, a w sobotę mieliśmy dzień kobiet!
Owulacja może być za wczesna albo za późna. Za zbyt wczesną byłaby uważana ta przed 10. dniem cyklu, za zbyt późną po 20. Przy regularnych późnych owulacjach kobieta ma możliwość zajścia w ciążę. Ale jeśli jajeczkuje późno, szanse na ciążę maleją. Dzieje się tak dlatego, że owulacje są rzadsze (np. przy cyklu wynoszącym 39 dni to tylko 9 jajeczek w roku, przy 28-dniowym - 13), możliwość produkowania nieprawidłowych jajeczek (dotyczy to także owulacji zbyt wczesnych). To oznacza, że są nieodpowiednie do zapłodnienia i implantacji. Poza tym poziomy hormonów nie są zsynchronizowane. Endometrium może nie być gotowe na implantację, jeśli zbyt dużo (albo zbyt mało) czasu upłynęło od ostatniego okresu. Jajeczko może być zapłodnione, ale zarodek nie może się właściwie zagnieździć.
Problemem może okazać się też tzw. zespół luteinizacji niepękniętego pęcherzyka. Zazwyczaj w ciągu 38 godzin od wyrzutu LH pęcherzyk pęka, ale oocyt nie zostaje uwolniony. Może to być spowodowane problemami hormonalnymi - złą pracą przysadki i zbyt niskim stężeniem LH. Przyczyną może być również zespół policystycznych jajników. Zaburzenie to wykrywa się dzięki badaniom USG i testom na LH. Czasem niepęknięty pęcherzyk przekształca się w ciałko żółte bez uwolnienia jajeczka, dlatego też testy na progesteron w drugiej fazie cyklu mogą nie wykazywać nieprawidłowości, a w przypadku mierzenia temperatury podstawowej ciała obserwuje się hipertermię. Leczenie polega na podawaniu HCG, jeśli problem spowodowany jest zaburzeniami hormonalnymi. Pomaga też laparoskopia i „nakłuwanie" jajników.
Kiedy najlepszy czas na zapłodnienie?
Wykształcone jajeczko wychwytywane jest natychmiast przez strzępki jajowodów. U kobiety z niedorozwojem czy brakiem jednego jajowodu, podobnie jak w przypadku jajników, całą aktywność przejmuje ten zdrowy. Możliwe jest wychwycenie jajeczka przez przeciwny jajowód, co do jajnika, z którego zostało uwolnione. Zapłodnienie może się dokonać w tzw. bańce jajowodu, jak też w każdym innym odcinku jajowodu. Są teorie, że komórka jajowa wydziela pewne substancje chemiczne, które powodują, że plemniki nie mają problemu z jej znalezieniem.
Jajeczko zwykle żyje 12-24 godzin, choć podejrzewa się, że do zapłodnienia zdolne jest tylko przez 6.
Badania wykazały, że stosunek tuż po owulacji bardzo ogranicza szanse na zajście w ciążę. Plemniki zwykle docierają do jajowodów w ciągu kilkunastu minut, ale nie są zdolne do zapłodnienia. Potrzebują około 6 godzin pobytu w szyjce macicy i przejścia przez proces tzw. kapacytacji, aby osiągnąć ostateczną dojrzałość. Dlatego najlepszy czas na stosunek to dzień przed lub dzień po jajeczkowaniu. Plemniki zdolne są do zapłodnienia średnio 24-48 godzin. W przyjaznych warunkach, w obecności śluzu płodnego w drogach rodnych kobiety, potrafią przeżyć nawet 5 dni. Płodnym okresem jest więc czas dwa dni przed owulacją i jeden dzień po. Ma to znaczenia w momencie, kiedy nie znamy dokładnego czasu uwolnienia jajeczka (owulacja nie jest u kobiety łatwo rozpoznawalna).
Jedną komórkę jajową zapładnia jeden plemnik. Następuje zbliżenie jąder obu komórek i ostatecznie zapłodnienie - połączenie materiału genetycznego rodziców. Powstaje jednokomórkowa zygota (zapłodniona komórka).
Wędrówka i zagnieżdżenie zapłodnionego jaja
Zapłodniona komórka (zygota) to jeszcze nie początek nowego życia. Teraz przez parę dni wędruje przez jajowód, nieustannie dzieląc się, przy czym jednocześnie nie zwiększa swojego rozmiaru. To etap bruzdkowania, którego efektem jest wielokomórkowy zarodek. Przesuwany jest ruchami rzęsek pokrywających nabłonek jajowodów i skurczami mięśniówki jajowodów. Wydzielina produkowana przez nabłonek ułatwia poślizg komórki. W ostatnim stadium bruzdkowania powstaje blastocysta, czyli jajo płodowe - pęcherzyk składający się z dwóch warstw. Trofoblast pełni funkcje ochronne i odżywcze, z embrioblastu powstaje ciało zarodka. Przez kilka dni pobytu w macicy zarodek odżywia się tzw. mleczkiem macicznym - substancją wydzielaną przez śluzówkę. Jednocześnie enzymy wydzielane przez jajo powodują nadtrawienie błony śluzowej macicy. Zarodek zagnieżdża się w wytrawionym zagłębieniu, endometrium je obrasta. Proces ten zwany implantacją lub zagnieżdżeniem rozpoczyna się mniej więcej po 6 dniach od owulacji, ale w zależności od tego, jak długo zarodek znajdował się w jajowodach, rozpocząć się może od 4 do nawet 12 dni od jajeczkowania.
Jajo płodowe usadawia się zazwyczaj w ścianie macicy niedaleko od ujścia jajowodów.
Endometrium jest przygotowane do implantacji w ściśle określonym przedziale czasowym tzw. oknie implantacyjnym, w cyklach naturalnych oznacza to 16-22 dzień cyklu, w stymulowanym egzogennymi gonadotropinami - dzień 16-19. Uwarunkowane jest to działaniem progesteronu i wpływem tego hormonu na strukturę, funkcjonowanie błony śluzowej macicy. Jednocześnie to endometrium odpowiada za wysyłanie sygnałów kontrolujących rozwój trofoblastu.
Ciałko żółte i produkcja hormonu utrzymującego ciążę
Z resztek pęcherzyka, z którego zostało uwolnione jajeczko, powstaje tzw. ciałko żółte (corpus luteum) - gruczoł wewnętrznego wydzielania. Następuje to ok. 28-32 godziny po owulacji. Ciałko żółte produkuje hormon potrzebny do utrzymania ewentualnej ciąży - progesteron - i w mniejszych ilościach estrogeny. Progesteron wstrzymuje dojrzewanie kolejnych pęcherzyków w cyklu, dlatego też niemożliwa jest podwójna owulacja, chyba że w tzw. 24-godzinnym oknie, kiedy występowały pęcherzyki o podobnej wielkości. Nawet jeśli pierwszy pękł, nie zostało nagromadzone wystarczająco dużo progesteronu, aby zablokować uwolnienie kolejnej komórki.
Progesteron działa na tkanki narządu rodnego (szczególnie na macicę), które uprzednio były pod wpływem
estrogenów. Faza ta, z racji wpływu, jaki ma na endometrium, nazywana jest sekrecyjną (lutealną) lub wydzielniczą. Śluzówka macicy grubieje, ulega rozpulchnieniu, gruczoły i naczynia krwionośne powiększają się i rozszerzają, co jest konieczne dla odżywiania się rozwijającego zarodka. Następuje nagromadzenie w komórkach glikogenu, lipidów, polisacharydów oraz białek. Gruczoły uzyskują spiralny przebieg. Wzrasta dopływ krwi do śluzówki, tętniczki kręte wzrastają na długość, osiągając powierzchnię błony śluzowej; zwijają się też i skręcają, tworząc tętniczki spiralne. Mięśniówka macicy ulega przekrwieniu i rozpulchnieniu. Na obrazie USG endometrium staje się trójlinijne.
Faza lutealna trwa średnio 12 do 16 dni, jej długość jest stała u każdej kobiety. Maksymalna sekrecja progesteronu wypada na 7 dni po owulacji. Wzrost produkcji tego hormonu działa hamująco na wydzielanie LH i FSH, stąd pozostają one na niskim poziomie. 18 dni fazy lutealnej to już wysokie prawdopodobieństwo ciąży. Zarodek po implantacji zaczyna produkować hormon o nazwie ludzka gonadotropina kosmówkowa (HCG). Powoduje ona, że nie dochodzi do degeneracji ciałka żółtego, stymulując je do niesłabnącej produkcji estrogenów i progesteronu.
Prawidłowe zagnieżdżenie się zarodka
Zapłodniona komórka jajowa musi się zagnieździć w macicy.
Jeśli faza lutealna trwa mniej niż 10 dni (niektórzy lekarze uważają, że poniżej 12), mamy do czynienia z tzw. niedomogą ciałka żółtego. Może stanowić to problem z powodu mniejszej szansy na prawidłowe zagnieżdżenie zarodka. Słabej jakości ciałko żółte będzie produkować niewłaściwą ilość progesteronu, powodując, że śluzówka macicy będzie niedostatecznie przygotowana na implantację. Na szczęście, fazę tą można skutecznie przedłużyć przez podanie kobiecie odpowiednich leków. Jeżeli niski poziom progesteronu spowodowany jest słabą pracą ciałka żółtego (przy dobrym rozwoju pęcherzyka), to właściwym rozwiązaniem jest podawanie gestagenów. Jeśli natomiast niski poziom progesteronu związany jest ze złym rozwojem pęcherzyka przed owulacją, to lepszym rozwiązaniem jest stymulacja jego rozwoju odpowiednimi lekami. Ogólnie: dobry rozwój pęcherzyka (ustala się to poprzez pomiary jego wielkości i poziom estrogenów) to dobra owulacja, a to także dobra praca ciałka żółtego.
Zdarza się, że błąd leży po stronie endometrium, które nie odpowiada właściwie za normalny poziom progesteronu we krwi. Implantacja prawdopodobnie nie powiedzie się, bo śluzówka nie będzie odpowiednio przygotowana. Niedomoga ciałka żółtego może pojawić się nawet, jeśli jakość pęcherzyka/ciałka jest dobra, a endometrium reaguje prawidłowo.
Z powodów do dziś niezrozumiałych faza lutealna czasem nie trwa tak długo jak powinna. Poziom progesteronu na 7 dni po owulacji może być niski, a nawet jeśli jest odpowiedni, spada nagle, prowadząc do zbyt wczesnego nadejścia menstruacji.
Ciąża biochemiczna i... kolejny cykl
Jeśli nie dojdzie do zapłodnienia, ciałko żółte powoli zaczyna zanikać (luteoza), przekształca się w ciałko białawe (corpus albicans). Produkcja progesteronu spada. Endometrium degeneruje się, nie jest już pobudzane do wzrostu. Tętniczki spiralne zamykają się, zatrzymuje się dopływ krwi do powierzchni śluzówki. Rozpoczyna się faza niedokrwienna. Dochodzi do zmian martwiczych i mechanicznego oddzielania warstwy czynnościowej śluzówki. Spadek hormonów doprowadza ostatecznie do menstruacji, czyli wydalenia narosłego endometrium w około 14 dni po jajeczkowaniu.
Gwałtowny spadek ich poziomów stanowi z kolei sygnał dla przysadki mózgowej do rozpoczęcia produkcji FSH, co tym samym zapoczątkowuje kolejny cykl hormonalny.
Czasem, mimo iż w organizmie kobiety nastąpiła implantacja, pojawia się okres (zła gospodarka hormonalna, nieprawidłowy rozwój zarodka, wady anatomiczne macicy itd.). O tym, że kobieta była w ciąży dowiaduje się dzięki testom na hormon HCG z krwi lub moczu. To tzw. ciąża biochemiczna, bo badanie ginekologiczne nie było w stanie jeszcze jej potwierdzić.
W rzadkich przypadkach może dojść do częściowego złuszczania endometrium, mimo ciąży.
Obserwuje się wówczas w czasie spodziewanych miesiączek plamienia czy krwawienia, lżejsze i krótsze jednak niż normalne menstruacje. Taki stan może trwać nawet przez kilka pierwszych miesięcy ciąży.
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 marca 2015, 10:34
Póki co jeszcze 9 CS i pomimo odstawienia lutki i 13dpo temp taka wysoka...Tylko ten cholerny negatywny test ciążowy psuje mój "idealny, ciążowy wykres".
Jakoś zniosłam dzisiejszy minus, gorzej było w piątek - testowałam w 10dc bo był SABAT i zbiorowe siuranie na luksusowe patyczki. W pracy wyprowadziło mnie z równowagi stwierdzenie kolegi "a ty co taka zlosliwa? masz te dni?"...
Żenujące jak nie wiele trzeba żeby zalać się łzami i zasmarkać w kiblu, w pracy.
Jakoś nie mogłam się pozbierać, piątek był do dupy, sobota też do dupy, a niedziela zajęta działalnością "sportowa" więc jakoś zleciało. Od rana wsiadając do windy z całym arsenałem piłek i jednorazowych kubków dla uczestników ligi rzuciłam Lubemu, że po Lidze bede chciała z nim porozmawiać...
a on uśmiechnął się od ucha do ucha
Biedak pomyślał, że jestem w ciąży!
Dodałam szybko, że to nic dobrego i że nie ma się z czego cieszyć. Prawda jest taka, że chciałam go lekko upomnieć za brak seksu w ostatnich dniach - no bo żeby króliczyć co 3 dni? tego jeszcze nie było! Takie przerwy to tylko w czasie okresu, albo wyjazdu. Fatalnie się czuję bez seksu, nie fizycznie tylko psychicznie. Przez luteine moja waga strasznie skacze. Od okresu do owu chudne nawet 3kg, od momentu brania luty puchnę w oczach (niestety nie tylko cycki powiększają sie o rozmiar) ;/
Więc takie łóżkowe zaniedbania zupełnie podkopują moją samoocenę. Pewnie większość z Was słusznie stwierdzi, że mam skopany łeb bo kto uzależnia swoje samopoczucie od tego czy jest się pożądanym przez swojego partnera. Ja niestety mam taką roz@#baną konstrukcję psych. Można mi mówić w kółko, że jestem chciana, kochana i pożądana...wystarczą dwa dni, a moja pamięć jak muszka owocówka zdycha - zapomina o wszystkim.
Jednak w niedzielę odpuściłam, uwierzcie mi WIEM, że facetowi nie powinno się wytykać braków w
Wieczorem było serduchowanie, rano również i odżyłam jak pustynne chwasty po deszczu!
Przy śniadaniu powiedziałam o negatywnym tescie ciążowym. Porozmawialiśmy "co dalej", Luby stwierdził, że woli wyłożyć wiecej i od razu udać się do kliniki. Był w szoku gdy powiedziałam mu, że to już ponad rok starania się. Ja chciałam jeszcze spróbować u prof. który zajmuje się niepłodnością i wykonuje IVF refundowane przez Rząd ale opinie "pół na pół" w znanylekarz.pl jakoś pozbawiły mnie entuzjazmu. Przeraża mnie wizja bezcelowych inseminacji, nie mówiąc już o dalszej diagnostyce jak powtórne HSG czy laparo. A w opisach pełno było historii z "4 nieudane inseminacje, 3 nieudane invitra, albo "jestem taka wdzieczna panu prof. po 3 latach zaszłam w ciąże"...
Jego obawy w związku z IVF to tylko bliźnięta, jakoś nie wyobraża sobie ogarnąć blizniaki, dom i psa - o pracy nie wspominając. Mnie znowu przeraża noszenie bliźniąt w 8-9 mcu. Jestem mała, niska...
Więc jesli lekarz nie będzie togo odradzać to pierwsze IVF będzie z jednym zarodkiem, jeśli się nie powiedzie to już nie będziemy "wymyślać". Wizytę zaklepałam w Invimed w następny poniedziałek, będę już po okresie a lekarz bedzie pewnie chciał wykonać USG.
Zastanawiam się czy wykonać już teraz FSH i AMH /3dc więc "lada dzień/ czy dopiero jak lekarz da rozpiske badań do zrobienia - no ale wtedy znowu ucieka cykl na diagnostyke. Za wszystkie badania i tak pewnie bede musiala zaplacic osobno, bo nie są w pakiecie IVF. Więc sama nie wiem...
I I III III IV V VI VII VIII IX X XI XII
1 Cz 31 So 1 Ni 31 Wt 30 Cz 30 So 28 Ni 28 Wt 26 Sr 25 Pi 24 So 22 Ni 22 Wt
14:16 4:19 20:34 15:20 9:28 2:34 17:40 6:31 17:32 3:23 12:39 20:41 5:53
F Byk M Bli F Rak M Lew F Pan M Wag F Sko M Str F Koz M Wod F Ryb M Bar F Byk
51 4 51 4 51 4 50 4 49 6 46 8 43 11 40 15 37 18 34 20 32 22 31 23 31 23
Kalendarz dni płodnych w roku 2016 (czas letni od 27 III do 30 X)
I II III IV V VI VII VIII IX X XI XII
20 Sr 19 Pi 19 So 18 Po 18 Sr 16 Cz 16 So 15 Po 13 Wt 13 Cz 11 Pi 11 Ni
15:48 3:09 16:29 8:42 1:05 17:36 9:29 0:26 14:21 3:11 13:47 0:07
M Bli F Rak M Lew F Pan M Wag F Sko M Str F Koz M Wod F Ryb M Bar F Byk
31 24 31 24 30 24 29 26 27 28 24 31 21 34 18 37 15 40 13 41 12 43 12 43
"Po wizycie w invimed"
Nawet nie wiem od czego zacząć. Wizyta potoczyła się zgodnie z moimi obawami, nic nowego nie wniosła, a tylko zrodziła jeszcze więcej obaw i wątpliwości. Wizyta trwała prawię godzinę, godzina rozmowy i tłumaczenia - głównie mojemu lubemu - co w procesie zapłodnienia może iść nie tak. I tak jak już pisałam w koment u Zouzy, to że wykresik jest piękny, hormony OK to wciąż NIC NIE ZNACZY. Pęcherzyk dojrzewa, pęka, pojawia się ciałko żółte, temp rośnie, progesteron skacze i jaki wniosek? a no owulacja była ale kto powiedział, że w pęcherzyku była komórka jajowa? a no NIKT!
Tak na prawdę wiem tylko tyle, że jest kilka-naście etapów w których może coś pójść nie tak i dlatego ciąży nie będzie.
Rozmawialiśmy o mojej drożności lub jej braku. Gin jest raczej skłonny założyć, że jestem drożna skoro udało się udrożnić i proponuje inseminacje, może być nawet w tym cyklu. Jedna inseminacja to łącznie koszt do 1000zł w tym monitoring i zastrzyk na pęknięcie.
Do tematu in vitro za bardzo nie doszliśmy, tzn pokrótce przedstawiono nam jak to wygląda, ale już nie było czasu zapytać o "mróżonki" itd. Mamy myśleć i podjąć decyzję. Wychodząc zrobiliśmy badanie na wirusy i umówiłam się na czwartek - 10dc - monitoring.
Rozmawialiśmy na ten temat w domu.
Kasy niestety nie ma i w najbliższym czasie nie będzie. Luby chce żebym teraz zrobiła jedną inseminację, a jeśli się nie uda to odczekamy, odpoczniemy ROK, wezmiemy ślub i po tym roku przystąpimy do in vitro.
Nie wiem co myśleć, mam totalny mętlik w głowie, chcę działać ale boje się "jednej inseminacji". Dla mnie to żadne rozwiązanie, a kolejny czynnik stresogenny. Powiedziałam, że nie wyobrażam sobie czekania ROK, nie wyobrażam sobie żebym potrafiła odpuścić, nie chodzi o mierzenie temp i inne pierdoły - tylko o samą chęć posiadania dziecka! Wiem, że każda miesiączka to będzie strzał w pysk i ból, każda ciąża wśród znajomych - nóż w serce. Powiedziałam, że nie życzę sobie takich szantaży emocjonalnych - albo ślub i rok przerwy albo hmmm przerwa i zbieranie kasy na in vitro. Wiem, że on jest realistą i dobrze liczy nasze możliwości finansowe a w zasadzie ich brak, ale odbiera mi nadzieję i chęci do dalszej walki.
Pewnie zrezygnuje z inseminacji w tym miesiącu, w miedzy czasie umówiłam się do tego polecanego profesora, ktory wykonuje "cos" w ramach NFZ. Może załapie się na kilka inseminacji i może kiedyś na dofinansowane IVF.
Obecnie czuję, że nie mogę mieć niczego ani dziecka, ani rodziny/ślubu. Powiedziałam mojemu, że po prostu już mu nie wierzę. Włączył się mój mechanizm obronny, który spowoduje że jesli nie moge mieć czegoś to nie będę chciała wszystkiego. I tak pewnie niepłodność rozpieprzy ten związek.
Trochę mnie nie będzie, o ile to nie ostatni wpis.
Czy się poddaje? Nie, przecież mam umówiona wizytę 8 kwietnia u profesorka, który leczy w szpitalu z dofinansowywanym IVF. Skoro kasuje 200 zł za wizytę to liczę, że coś w zamian zaproponuje - choćby inseminacje w ramach NFZ. Rezygnuję jedynie z inseminacji za tysiaka w tym miesiącu. Uważam, że w moim przypadku inseminacja nic nie da. Parametry nasienia są bardzo dobre, seks był w odpowiednim momencie, jest śluz płodny /plus zel conceive plus/ jesteśmy szczupli, wysportowani, zdrowi... Wskazaniem do inseminacji jest wrogi śluz lub złe parametry nasienia. Lekarz wyklucza te czynniki, mówi, że moja drożność jest wątpliwa i proponuje inseminacje za TYSIĄC złotych. Czy Wy byście się nie zastanowiły??!!
Pieniądze można/ trzeba wydawać na sensowne badania jak kariotyp, hormony itp a nie na coś z góry skazane na niepowodzenie. Coś co dowali nam jeszcze finansowo, a mnie psychicznie.
Co do stwierdzeń, że CHCE MIEĆ WSZYSTKO...To zanim się po kimś pojedzie warto doczytać o co chodzi. Ślub na BALI to tylko i wyłącznie JEGO pomysł. Ja mówiłam wielokrotnie, że pragnę jedynie relacji mąż-żona, a nie konkubinat i powtarzam, że mnie "papierek" w USC wystarcza, nigdy nie potrzebowałam POMPY i nawet o takim ślubie nie marzyłam bo nigdy nie byłoby mnie na to stać. Pochodzę z biednej rodziny, nie jestem rozpuszczoną księżniczką jak mi to między wierszami zarzucacie. I potrafię rezygnować z wielu rzeczy. Ale nie z poczucia bezpieczeństwa, wsparcia i trzymania za rękę na wspólnej drodze. Postawcie się na moim miejscu, to Wam mąż/partner mówi, że do tematu z IVF wrócicie za rok bo on jest juz zmęczony "staraniem się"
ja po tych 6 latach myślę że nie ważne jak czy IUI cz IVF ważne by w końcu zostać rodzicami. Trzymam kciuki żeby ani IUI ani in vitro nie było potrzebne :* a jeśli chcesz mieć pewność czy udrożnienie coś dało to może HSG chociaż wiem jak bardzo wolałabyś tego już nie przechodzić...
Jak to udrożnienie nie jest pewne?... Trzymam za Ciebie kciuki. Chciałabym umieć spojrzeć na naszą "gehennę" z perspektywy kilku lat do przodu... Pewnie za kilka lat każda z nas będzie miała swojego potomka tu na ziemi i pewnie każda z nas będzie miała inną drogę spełnienia tego pragnienia... Teraz jest ciężko...
Cholera a skad ona to moze wiedziec po jednym zerknieciu?? Wiem ze to bardzo glupi pomysl ale nie chcesz zrobic jednak Bhcg? Moze z takim wykresem bto ciaza biocheminczna i jesta jakis slad bety we krwi a to znaczyloby ze jajnik [przynajmniej jeden] drozny... Mowienie w tym momencie ze laparo nie jest pewne jest jak mowienie ze jest na 100% pewne. To tylko gdybanie! Monitoring to pomysl ale dzielenie sie z toba tak pesymistycznym gdybaniem to duza przesada... :(
No właśnie, da się udrożnić czy nie... oto jest pytanie ? :/ Nie płacz, damy radę.
Poszłabym jeszcze do innego gina. Pociskają ludziom pierdolety zamiast coś działać, pomóc, psychicznie podnieść na duchu.. :-/
Rozumiem doskonale Twoje rozczarowanie, człowiekowi się wydaje, że już jest bliżej celu, że zrobił jakiś postęp, a tu się nagle okazuje że dupa. Ale nie bierz tak całkiem do siebie słów tej ginki, trochę za bardzo poleciała czarnowidztwem. Może faktycznie skonsultuj się jeszcze z innym lekarzem bo czekanie kolejne dwa miesiące na kontynuowanie diagnostyki to trochę niefajny pomysł.