Wizyta na którą w zasadzie nie chciałam iść. Jeszcze w dzień wizyty urządziłam Lubemu tyradę na ten temat na hangu...że powinniśmy odpuścić teraz bo znając jego to wymięknie w połowie drogi. Ledwo znosił informacje, że jestem tuż przed owulacją i nie żeby chodziło mi o: "seks, tu i teraz!", "Seks albo cie wybebeszę..." Z seksem zawsze było OK, przekazywałam mu tylko zalecenia lekarza po wizycie, a on czuł jakąś kosmiczną presje! Chomiczek w kołowrotku! Nie wyrabiał mojego mierzenia temp: na wizycie w Invimed parsknął gdy doktor zapytał czy wiem w jakim dniu owuluje: "panie doktorze, przecież małżonka prowadzi KALENDARZYK!" ...szkoda tylko, że nie widział spojrzenia lekarza na mnie z "NO I ?" wymalowanym w źrenicach. Ciągle mi powtarza swoje motto życiowe "nic na siłę", o dziecku tez mówił, że bardzo chce ale nie za wszelką cenę. Więc tłumacze mu, że przykro mi, że nie zaciążyłam za pierwszym razem, że w moim wypadku trzeba będzie zwyczajnie powalczyć i będzie to nie za wszelką ale na pewno za wielką cenę. Oznajmiłam, że muszę mieć pewność, że jest na to gotów. Uświadomiłam mu, że to też nie jest szczyt moich marzeń, że jestem rozczarowana i zawiedziona przede wszystkim SOBĄ, że czuje się jak Gówno, a nie kobieta i że jeśli do tego dołoży się stymulację hormonalną i jego "nie wytrzymuję ciśnienia" to we mnie coś strzeli i będzie to wyglądało jak po detonacji DOOM DOOM! W trakcie tyrady i uświadamiania B. wspomniałam też o spuszczaniu się do kubeczka i seksie w określonym przedziale godzinowym (jak do testu na wrogi śluz)...no i co mi zaproponował pan Profesor? BADANIE NA WROGI ŚLUZ SZYJKOWY!...
Wizyta 170zł
USG dopochwowe najkrótsze w mojej karierze staraczki,
przerzucenie moich papierów
stwierdzenie, że moja laparoskopia jest wątpliwa bo szpital w którym byłam, często wyłudza pieniądze od NFZ wpisując operacje zamiast badania diagnostycznego.../WTF??/
propozycja histeroskopii za jakiś czas
skierowanie na biocenozę pochwy - kolejne 280 zł no i wizyta w 10-12 dc zeby ocenić pęcherzyk i wycelować z terminem testu na "wrogi śluz"...
Zastanawiam się czy nie mogę się udać gdzieś do przychodni żeby dali mi skierowanie na to badanie ale w ramach NFZ...
Nic nie zrobione, nic nie jasne a w tym miesiącu już 450zł w plecy, w poprzednim miesiącu za namową lekarza w Invimed zrobiliśmy badanie wirusologiczne 360 zł /na szczęście HIVów nie mamy.../ ehhhhhhhhhhhhhhhhhhh
Wracając Luby stwierdził, że to na pewno wrogi śluz bo przecież inaczej po udrożnieniu na bank zaszłabym w ciążę "bo przecież się kochaliśmy"...nie miałam już siły mu tego tłumaczyć
Końcówka bo od rana czuję MACICEEE, chociaż nie wiem jakim cudem przebija się sygnał o macicy przez epicki, dwudniowy ból głowy. Na dokładkę miałam klasyczny napad PeMeSa, roztargnienie, szkliste oczka z byle powodu, wkurw BEZ powodu. Oczywiście wyrzuty do Lubego bo rano skomentował, że fajnie wyglądam w tych spodniach /szerokie nogawy a góra dopasowana takie "marynarskie"/ A przecież przytyłam, czuje się i wyglądam jak "CRAP" i w ogóle to mój facet nigdy mi nie prawi komplementów... Poza tym trzymał mnie foch z dnia poprzedniego, bo mój "Pan Prywatność" wkurzył się, że oglądam tv a w salonie nie zasłonięte rolety! A przecież to już "się ściemnia"..."i wszyscy widzą"..."i szafa nie zasunięta i widzą, BAŁAGAN W SZAFIE"..."no ale ty masz na to wyjebane"...
Wstałam i wyszłam - z psem na siku.
Więc z ugruntowanym fochem wróciłam do domu, śpiąca, zmigrenowana, zrobiłam obiad, zdjęłam marynarskie spodnie i w przerośniętym T-shirtcie NHL Arizona coyotes /spadek po exie ale ćśśś/ klapnęłam z gołym dupskiem na sofie. Włączyłam telepudło i przyczłapał się sprawca focha mego. Zaczął masować pupe i tak jakoś skończyło się na bardzo niewygodnej sofie
Oprócz tego, że wciąż łeb napiernicza oraz boli mnie macica //rym!/ to mam cudowny Luz w Dupie, a ciąża chwilowo zwisa mi i powiewa - Love IT!!
Wpis bez większego sensu, ot tak, mam ochotę sobie popisać trochę - w pracy
//No i Helutka żebyś wiedziała ile mnie LuzWDupie kosztuje
Cały czas emanowałam luzem w dupie ale w sobotę jednak zaryłam dupskiem o dno żalu i rozpaczy. W piątek było ok, okres zjawił się jakąś godzinkę po bzykanku i było mi to obojętne, przecież byłam przekonana, że przylezie franca. Duma rozpierała mnie, bo pomimo spóźnienia o ładnych parę dni nie nasikałam na luksusowy patyczek ciążowy...
A jednak! Podstępna nadzieja zdążyła wyrosnąć jak mleczyk na wycackanym trawniczku. Pojawił się nikczemny głosik w głowie "udało się?!"
Zamknęłam się w kibelku żeby wylać nagromadzone łzy. B od razu coś podejrzewał. Wlazł mi do toalety... - jak ja tego nie cierpię! Skoro drzwi są zamknięte to nie bez powodu!..
I nie potrzebnie zaczął drążyć "co się dzieje", oprócz tego, że OKRES to wylały się ze mnie wszystkie nagromadzone urazy, drzazgi i drzazgunie. Wiadro pomyj. Choćby to, że siostra B upomina swojego syna gdy zwraca się do mnie per "ciocia" - "nie, nie ciocia Pani A." ... WTF?! Do tego standardowo, ślub, dziecko, kasa - klasyczny FunPack
Zwiałam do łazienki wygrzać się w wannie, ochłonąć do reszty i odszukać zagubiony Luz W Dupie. Luby przyszedł, usiadł przy wannie. Nic nie mówił tylko się na mnie patrzył. Romantyczna scena rodem z hollywoodzkiego gniota tylko pies psuł obraz wpychając swój wielki łeb do wanny próbując napić się wody z mydlinami. "Może pójdziemy schamić się do jakiejś galerii?"
W sumie, czemu nie...
Wyszykowałam się, a trochę to zajęło bo nie łatwo znowu wyglądać jak człowiek gdy godzinę wcześniej wylazła ze mnie smoczyca
No ale jeszcze z psem trzeba wyjść, więc pójdziemy razem "poczekaj na łące, wyniosę śmieci"... No ok, więc czekam na tej łące, pies zdążył pobiegać, obsiurać pół parku, strzelił kupcie, pokopał, obwąchał się z kolegami... a B nie widać. Wracamy do domu, a B "gdzie miałas czekac? mam za toba ganiac po calym miescie? tak trudno zaczekac, tylko z fochem idziesz i masz wszystko w dupie?"....
eeeeee a gdzie miałam czekać?
No na polance!
tej przy garażu?
TAK!
a ja myślałam, że do lasu idziemy i czekałam NA ŁĄCE!...
No i teraz ja czekałam aż Luby spuści ciśnienie, tez nazbierało mu się wiaderko pomyj.
Że jestem taka, śmaka i owaka, że od kiedy staramy się o dziecko wiecznie jestem niezadowolona, wkurzona, obrażona nie wiedzieć na co, a przecież na nic nie mamy wpływu... Ripostowałam jak mogłam, ale nie wyrobiłam i stwierdziłam, że albo kończymy to albo się pakuje w tej chwili i wyprowadzam. Widocznie nie zmierzamy w dobrym kierunku skoro kłótnia jest z byle powodu. Nie odezwał się, poszłam do sypialni i w ciuchach wgramoliłam się pod kołdrę. Leżałam gapiąc się w sufit pewnie z godzinę. Przyczłapał się i położył obok. Pocałowałam go w zmarznięty nos, odwróciłam na bok i łzy dalej zaczęły się kulać. Leżeliśmy tak przez kilka minut. Reszta popołudnia była cicha, włączyliśmy jakiś pseudokomediowy gniot ale nie dałam rady tego oglądać, podziękowałam za kino i poszłam spać. Po jakimś czasie dołączył do mnie, przytulił się do moich pleców i powiedział, że przeprasza, że nie chciał tak na mnie nakrzyczeć.
To drugi raz w naszej historii gdy za coś mnie przeprasza, on nie umie tego robić.
Może w końcu dotarło do niego, że mam trochę więcej stresu niż on w związku z tematem "dziecko", albo inaczej - ja sobie z tym tematem gorzej radze niż on. Zamiast wsparcia i otuchy każe "twardym być". Tyle to ja sama wiem, potrzebuję wsparcia innego rodzaju.
Niedziela szybko minęła, od rana kurs, Liga i tak nie wiedzieć kiedy zrobiła się 18. Luby zagaił spontanicznie o "podstawę naliczania składki na ubezpieczenia społeczne"... Stwierdził też, że powinnam pomyśleć co i jak zrobić żeby wyciągnąć z ZUS gdy zajdę w ciążę....heheheheeee obawiam się, że okres opłacania składek przed zrówna się z ewentualnym chorobowym i macierzyńskim od tej bandy złodziei (czytaj z u s )
Okej, dosyć na dziś "drogi pamiętniczku"... Luz W Dupie to sztuka, nie zawsze udana!
"jesteś najwspanialsza na Świecie !!! Kocham Cie i chce tylko Ciebie ! Przestan sie przejmowac rzeczami bez znaczenia"
Dzień urlopu żeby zrobić odwlekaną i przekładaną biocenozę pochwy. Od rana podskoczyłam jeszcze zbadać TSH i PRL
Wyniki:
Luby zdążył je odebrać ale jeszcze nie powiedział jakie są....
Później kurs na uniwerek medyczny żeby zrobić sobie przyjemność patyczkiem do wymazów za 246 zł. Oczywiście na ostatnią chwilę bo rejestracja tylko do godziny 11. Kwitłam w kolejce do badania jeszcze jakieś pół godziny. Fajnie, że "personel medyczny" nie miał ciśnienia, że to już prawie 12 - a tu pacjenci się pchają. Pani laborantka widząc moją rozpiskę wymazową z CHLAMYDIĄ na czele poszła po panią doktor. Oczywiście standardowe pytania, czy brałam antybiotyki w ostatnich 2 tygodniach, czy mam infekcje, upławy, czy coś mnie boli...
- NIE to rutynowe badanie...diagnozuję niepłodność!
...AHAAAA.... No fakt, to często jest bez objawów i utrudnia zajście w ciążę, albo skutkuje poronieniem, bardzo dobrze, że robi pani to badanie...
Wdrapałam się na leżankę, pani doktor wkłada rurkę w pochwę, laborantka podaje wziernik a pani doktor - oj nie trzeba, wprawdzie my pobieramy z szyjki a nie z samej pochwy ale u pani tu jest idealnie, szyjka śliczna, jakby stworzona do badania...
eeeeeee....miło mi to słyszeć?!
Wyniki do odbioru za ok 14 dni ale w następny czwartek można już przedzwonić i zapytać czy są wyniki.
Gramole się do auta w którym czeka luby...czekał prawie godzinę w aucie bo szkoda mu było wrzucić drobne do parkomatu - bez komentarza.
Opowiadam o podziwie dla mojej pochwy pani doktor i tylko padło hasło - "lesba">?
no to odpowiadam, że nie...starsza babka!
hehehhe jakby wiek miał coś do rzeczy, padłam ofiarą stereotypu lesbijki? blondyna ze sztucznymi cyckami w HD? LOL
Na dwunastą zaklepany fryzjer bo ostatnio ciężko mi było ujarzmić zapuszczane włosy
Chwilę musiałam jeszcze poczekać, ale przy okazji dowiedziałam się, że w salonie przyjmuje kosmetyczka - i akurat ma wolne, no to luu proszę mnie wpisać na regulację brwi Przychodzi moja fryzjerka Ada i kuuurka wodna - jest w ciąży!
Ostatnio byłam ponad 2 miesiące temu i nic nie było widać - a to drobna i szczupła dziewczyna, a teraz śliczny prawie 6miesięczny brzuszek.
Największym zdziwieniem było to, że szczerze mnie to ucieszyło, bez krzty żalu i goryczy. Nie darłam wewnętrznie łachów "dlaczego nie ja, why??! why?!" tak jak to miało miejsce do tej pory. Nie wiem co się stało ani kiedy, ale coś się przestawiło w tej mojej łepetynie.
I dzięki CI PANIE! Ostatni rok to pasmo frustracji i płaczu "bo inne mają dzieci, bo inne są w ciąży TYLKO NIE JA!" A teraz - cisza, kolejna ciąża która mnie ucieszyła. Wcześniej gdy udało mi się zachować obojętność na taki news byłam z siebie cholernie dumna, a teraz radość?! LVL w górę! NICE!
Fryzurka jest prawie taka jak chciałam, prawie bo jeszcze włosy muszą podrosnąć no i kolor po ostatnim rozjaśnieniu też już dużo lepszy ale jeszcze nie jest to mój wymarzony blond.
Chociaż plan jest taki żeby poszaleć z jasnymi włosami przez lato a na jesień wrócić do ciemniejszych kolorów. Kumpel zapytał mnie dzisiaj jak moja nowa fryzura, odpisałam, że oczekiwania były takie, że będę najpiękniejszą kobietą na świecie, no obudziłam się i potwierdzić się nie dało - ale z drugiej strony, to tylko kwestia nastawienia, więc od dzisiaj mentalnie zarzucam włosami!
Później przyszła po mnie kosmetyczka, pani Beata, jeśli któraś z Was szuka dobrej kosmetyczki w Poznaniu to piszcie, dam namiary bo śmiało mogę ją polecić
Zerkam w portfel, a tam trochę grosza bo zostało kasy z badania /miało być ok 280/ no i luby dał na taryfę bo musiał jechać do pracy...hmmm stykło na oczyszczanie, maseczkę i regulację
Na dzień dobry przy zmywaniu makijażu komplement - "czy to pani rzęsy"?
- TAK, a czyje?
"na pierwszy rzut oka sądziłam, że sztuczne "1 do 1""
Czyli odżywki do rzęs działają
Do oczyszczania za dużo nie było i następnym razem mam się zapisać na przyjemniejsze zabiegi, ale zawsze coś z nosa i brody WYLEZŁO
W trakcie herbatka i burczenie w brzuchu, pani Beata znika i po chwili przynosi mi talerzyk z obraną pomarańczą. Chociaż głupio mi było, zjadłam. Śmieszne ale prawdziwe, brakowało mi takiego "głaskania po główce", zwykłych gestów życzliwości, bezinteresowności, namiastki opieki, dobrego słowa.
O dziwo, po maseczce nie było większych śladów wyduszania, chociaż spodziewałam się kraterów i rozpieprzonego pola minowego zwłaszcza na brodzie. Dziewczyny z salonu uparły się i siłą zaciągnęły "na ściankę" więc moja facjata wyląduje gdzieś na fejsie -którego nie mam, nie żyję i czuję się z tym świetnie :)Kosmetyczka dała mi jeszcze kosmetyki do make-upu na "sesje"...pierwszy raz miałam w rękach markę Mary Kay, tusz do rzęs świetny - zwykły tusz, a rzęsy po nim jak po wodoodpornym, czyli bardzo czarne, wręcz "lśniące". Róż rozświetlający - bomba /już go namierzyłam na allegro/ i błyszczyk - rewelacyjny tylko szkoda, że nie przeczytałam jaki to odcień wrrrrr
Powrót taryfą i pół godziny w korkach, zakupy w biedronie, wysikiwanie psa w deszczu i telefon od lubego, że jedzie, że głodny, że co zjemy?!
Na obiad zupa z marchwi i dyni / z biedronki, 6zł , bardzo smaczna i styknie na 2 osoby/
i sałatka z kurczakiem... Luby najedzony, opowiadam mu o swoim dniu, chyba ucieszyło go to, że opowiadając o ciąży mojej fryzjerki nie miałam łez w oczach.
Później wystrzelił na kosza a ja z winkiem powędrowałam do wanny. Po 22 byłam już jedną nogą w głębokim śnie ale obudziło mnie smyranie po pupie
Miły dzień i niesamowita równowaga psychiczna, już zapomniałam jak to jest być normalną kobietą, a nie staraczką! Jeśli jedynym sposobem na zdrowie psychiczne przy walce o dziecko jest "odpuszczenie" to nie widzę innej drogi. Badania, leczenie, procedury - to takie pochłaniacze czasu, energii, kasy, myśli, że ciężko wyobrazić sobie coś poza tym. Brzmi idiotycznie, ale ja już naprawdę zapomniałam jak to jest "nie starać się o dziecko"/"nie frustrować bo nie mogę zajść w ciążę"/"Nie mieć pretensji do całego świata i każdej ciężarnej z osobna że ONA TAK a JA NIE"
Boskiego Constans - dla siebie i dla Was Kochane!
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 kwietnia 2015, 11:11
TSH 0,9288 (norma 0,490 - 4,670)
PRL 16,81 (norma 1,39 - 24,2)
Nie jest łatwo radzić sobie z kolejnymi nieudanymi próbami bez upragnionych dwóch kresek na teście ciążowym. Aby to przetrwać potrzeba dużej dojrzałości, umiejętności radzenia sobie w trudnych sytuacjach, ale przede wszystkim zdolności do wspierania się nawzajem.
Zdarza się, że to zaczyna parę przerastać i zamiast pomagania sobie nawzajem stopniowo się od siebie oddalają czując coraz większe wzajemne rozczarowanie.
Dlaczego tak czasami bywa? Ponieważ sposób radzenia sobie w trudnych sytuacjach często jest odmienny u mężczyzny i u kobiety. Kiedy para nie zdaje sobie z tego sprawy może stopniowo się od siebie oddalać czując wzajemne rozczarowanie.
Czym zatem się różnią?
Mężczyzna zwykle przekonuje swoją partnerkę, że wszystko będzie dobrze, że przecież kiedyś im się uda, bo dlaczego miałoby być inaczej? I faktycznie ma rację, bo tylko niewielki procent osób nigdy nie doczeka się własnego dziecka.
Celem mężczyzny jest rozwiązanie problemu i tak było od początku naszego istnienia. To mężczyzna miał zapewnić rodzinie środki do przetrwania i jego działanie skierowane jest na to jak ten cel osiągnąć. Do braku dziecka zatem także podchodzi w sposób zadaniowy. Jeśli coś się nie udaje trzeba znaleźć inne rozwiązanie i liczyć, że to kolejne powinno się udać. Często jednak nie potrafi tego kobiecie jasno wytłumaczyć,że według niego to najskuteczniejszy sposób zmagania się z problemem.
Co zwykle słyszy kobieta?
„ Mój mąż mówi, że wszystko będzie dobrze, po to, żeby mnie na chwilę uspokoić, chociaż wcale tak nie uważa. To puste słowa pocieszania, za którymi nic nie stoi. Bagatelizuje problem. Nie rozumie co ja przeżywam. A może tak naprawdę wcale mu nie zależy na dziecku? Czasami czuję się w staraniu o dziecko zupełnie osamotniona.
To niebezpieczny moment dla związku, ponieważ ich odmienne sposoby radzenia sobie mogą doprowadzić do niezrozumienia i zamiast wzajemnego wspierania do konfliktów w parze, które nie będą sprzyjały trudnemu leczeniu.
Często dopiero w trakcie rozmowy z terapeutą uświadamiają sobie jak myśli i co tak naprawdę czuje druga strona i, że nic nie jest wymierzone przeciwko drugiej stronie.
Mężczyzna faktycznie czasami nie rozumie napięcia jakie pojawia się u jego żony, która wpada w pułapkę comiesięcznej paniki. Kobieta potrzebuje w tym trudnym momencie zupełnie innego wsparcia, niż jej mąż stara się jej zapewnić. On chce wymyślić jakieś rozwiązanie, kiedy tak naprawdę ona potrzeba przytulenia i wysłuchania bez dawania rad. Jej zamartwianie się wydaje mu się stratą czasu. Na pytania „Co będzie jeśli znowu nam nie wyjdzie? najczęściej odpowiada: „Wtedy się zastanowimy.” Kobieta zazwyczaj nie traktuje tego jako konstruktywne rozwiązanie bo jej psychika potrzebuje zupełnie czego innego. Przede wszystkim chce zwentylować emocje, wypłakać strach, a potem przeanalizować setki scenariuszy, zwykle tych najgorszych, które mogłyby się zdarzyć. Konsekwentnie wraca do analizowania spotkań z lekarzem, zamartwia się badaniami, zastanawianiem się „co by było gdyby”. Kobieta zwykle czuje się bezpieczniej kiedy ma w głowie ułożony jakiś plan działania na każdą okoliczność. Wtedy łatwiej jej funkcjonować.
Kiedy oboje uświadomią sobie, że tak naprawdę każde na swój sposób przeżywa ten sam problem nie robiąc niczego przeciwko sobie przede wszystkim mogą łatwiej wzajemnie się zrozumieć, ale także dać to, co potrzebne drugiej stronie. Do tego jednak potrzebna jest przede wszystkim szczera rozmowa.
Słowa, które mogą zabrzmieć znajomo
Myśl o niepłodności przenika do każdej sekundy Twojego życia. Testy ciążowe z uporczywą tylko jedną kreską zdają się piętrzyć i tworzyć mur odgradzający Cię od całej radości tego świata. Masz poczucie, że utknęłaś. Twoje ciało staje się Twoją obsesją. Stale skupiasz się na jego reakcjach, wyczekujesz sygnałów okresów płodności i – oczywiście! – ciąży. Odwiedzasz ginekologa, endokrynologa, poddajesz się medycznym zabiegom i farmakoterapii. Twoja dusza cierpi, ale wydaje Ci się, że podczas leczenia niepłodności wsparcie psychoterapeutyczne byłoby zbędną fanaberią.
Trudniej o jednak jaskrawszy przykład sprzężenia zwrotnego między ciałem a umysłem niż w przypadku terapii niepłodności. Skorzystanie z profesjonalnej psychologicznej pomocy – doradztwa, warsztatów, psychoterapii – może okazać się kluczowe dla odzyskania życiowej harmonii, naprawienia relacji z partnerem, odzyskania radości życia. Badania Alice Domar, badaczki zagadnień niepłodności pokazują ponadto, że wsparcie takie zwiększa znacząco prawdopodobieństwo zajścia w ciążę i szczęśliwego jej donoszenia.
Dlaczego nie powinnyśmy skakać na bungee próbujac zajść w ciążę?
Stresujące wydarzenia pociągają za sobą wydzielenie się w naszym organizmie „hormonu stresu“, czyli kortyzolu i enzymu alfa-amylazy. Zbyt wysokie stężenie tego ostatniego zmniejsza prawdopodobieństwo zajścia w ciążę. Naukowcy z Uniwersytetu w Oksfordzie przebadali 247 zdrowych kobiet starających się zajść w ciążę. Kobiety, w których ślinie stwierdzono najwyższe stężenia alfa-amylazy miały o 12% mniejsze prawdopodobieństwo zajścia w ciążę niż kobiety z najniższymi stężeniami tego enzymu.
Analogicznego związku nie wykazały badania nad kortyzolem. To bardzo ciekawe, bo to kortyzol jest reakcją organizmu na stres chroniczny, długotrwały, alfa-amylaza pojawia się zaś w naszej krwi w odpowiedzi na presję krótkotrwałą i towarzyszący jej wyrzut adrenaliny1. Według opisanych badań długotrwały stres w miejscu pracy nie powinien obniżać zatem znacząco płodności. Na drodze ku szczęśliwemu poczęciu stać zaś mogą m.in. sporty ekstremalne i jednorazowe traumatyczne przeżycia (np. śmierć bliskiej osoby).
Pamiętajmy jednak, że wysokie stężenie kortyzolu wpłynąć może na obniżenie popędu płciowego, co w oczywisty sposób pośrednio może zaważyć na efektach starań o poczęcie dziecka. Naukowcy odkryli też związek między stresem, zaburzeniami lękowymi i depresją a gorszymi wynikami zapłodnienia pozaustrojowego.
Depresyjne koło zamachowe niepłodności
Gdy umysł zalewają negatywne myśli i uczucia, od razu reaguje na to ciało. Wystarczy samo wspomnienie porannej kłótni z partnerem, by serce zaczęło nam szybciej bić, mięśnie karku napięły się bezwiednie, zęby zacisnęły. Podobnie jest w przypadku niepłodności, już sama myśl o niej (zwłaszcza jeśli uporczywie powraca) powodować może bardzo silne emocjonalne reakcje na poziomie naszego ciała (łzy, płytki oddech, ból głowy itp.). Czujemy się coraz gorzej, a dla naszego umysłu to sygnał, że jest nam źle. Nie możemy zajść w ciążę > zadręczamy się myślami > nasze ciało cierpi > im bardziej cierpi, tym bardziej nam źle... i tu koło się zamyka, koło najczęściej prowadzące do depresji lub innych zaburzeń nastroju.
W badaniu obejmującym 200 par zamierzających poddać się zabiegowi in vitro, 48% kobiet wskazało zmagania z niepłodnością jako najbardziej przygnębiające doświadczenie w ich życiu2. Spójne jest to z wynikami otrzymanymi przez Alice Domar, które wykazały, że kobiety doświadczające niepłodności odczuwają depresję porównywalną do stopnia, w jakim doświadczają jej osoby chore na nieuleczalne choroby. Powyższe wyniki pokazują, że zagadnienia płodności stoją często w centrum kobiecego funkcjonowania psychicznego.
Ponad 20% kobiet poddających się zabiegowi in vitro cierpi na depresję. Powszechnie (i potocznie) uważa się, że odpowiada za to terapia hormonalna towarzysząca temu zabiegowi. Według doktor Miki Blocha z Uniwersytetu w Tel Avivie, bardziej prawdopodobny wpływ na depresję mają wcześniejsze lęki kobiet związane z leczeniem niepłodności niż sama ekspozycja na hormony. Tak jakby nasz umysł, zmęczony długotrwałym cierpieniem emocjonalnym i paraliżująca niepewnością, wraz z dokonaniem zabiegu in vitro nie miał już zasobów, by walczyć dalej3.
Długość bezskutecznych starań o dziecko przyczynia się do intensyfikacji uczuć depresyjnych. W badaniach przeprowadzonych Domar najintensywniej doświadczały depresji kobiety, które próbowały zajść w ciążę co najmniej 2-3 lata. Domar wyjaśnia to następująco: To ma sens z punktu widzenia klinicznego. Pierwszy rok kobiety te próbowały zajść w ciążę bez pomocy lekarzy. Drugiego roku odwiedziły lekarza, mając nadzieję, że jego wsparcie pomoże im w ich staraniach. Ale po kolejnym takim roku zaczynały myśleć, że już nic nie pomoże. A to może być bardzo przygnębiające.
Czy chroniczny smutek zmniejsza szansę na zajście w ciążę?
Niepłodność może przyczynić się do depresji, to nie ulega wątpliwości. Czy możliwy jest związek odwrotny? Poniżej dwa ważne wyniki badań:
Kobiety, które doświadczyły w przeszłości objawów depresji, 2 razy częściej - niż kobiety, które nigdy depresji nie doświadczyły - zmagały się z niepłodnością;
U kobiet, które przed zabiegiem in vitro, doświadczyły przynajmniej jednego wcześniejszego niepowodzenia związanego z tą metodą i które zmagały się z depresją przed zabiegiem, procent ciąż wynosił jedynie 13 (u kobiet bez symptomów depresyjnych było to 29%).
Domar nie wskazuje jednak na występowanie zero-jedynkowego związku pomiędzy depresją a niepłodnością. Mówi ona jedynie o tym, że może ona obniżać jakość komórek jajowych, obniżać i/lub destabilizować poziom potrzebnych hormonów czy sabotować kobiecy układ odpornościowy. A każdy z tych czynników może w potężny sposób stanąć na drodze do upragnionej ciąży.
1 stymulacja CLO
1 IUI
Już dawno temu straciłam serce do tego pamiętnika, do starań z reszta też ale w tym cyklu stwierdziłam, że warto zrobić wpis. A nóż przyda się przy kolejnych IUI.
Stymulacja CLO od 2 do 6 dc
Monitoring 10 dc - dwa pęcherzyki dominujące na lewym 15mm, na prawym 13mm
Monitoring 12dc - jeden pęcherzyk dominujący na lewym jajniku, prawy się schował. Decyzja o IUI w 13dc.
Od rana telefon do seminologa - przesympatyczny facet /blok D pok. 202 - i obleśne niebieskie fotele/ Godzina oczekiwania na odwirowanie próbki, następnie spacer z fiolka między cyckami spacr do BLOKU B1 / wjeście od dupy strony winda B1 - oddział obserwacyjno diagnostyczny/ I tam od razu wyszedł po mnie pan doktor.
Nasienie SUPER 209mln
Endometrium SUPER powyżej 1 cm
Jajco na lewym jajniku SUPER grubiejące ścianki szykujące się do pęknięcia ale profilaktycznie zastrzyk w dupe TEŻ SUPER!
Na prawym dwa pęcherzyki więc monitoring w poniedziałek i sprawdzimy czy się wchłonęła menażeria.
Oczywiście wracając do domu nasłuchałam się jaki to B jest zmęczony i jak się narobił... Nie omieszkałam wspomnieć, że cewnik w macicy cholernie boli, a sam zastrzyk - widział gazę, widział jak długo krwawiłam po dziabnięciu w dupsko.
Wchodząc do domu i witając się z psem B.walnął tekst, że rodzice już wrócili, a byli robić mu siostrzyczkę. Roześmiałam się w głos - chyba braciszka!
I po zawodach, teraz tylko czekać! Zostaje profilaktyka! - zjebać Biga 3 razy dziennie który twierdzi, że MUSI SIĘ UDAĆ i tak do terminu @
Przeraża mnie to jego nastawienie, dla niego to proste, takie cholernie proste - "proste jak jebanie" pfff- mieć dziecko ?! Bo przecież dziecko może mieć każdy NO NIE ?!
A no nie! ale jestem na takim etapie, że nie zamierzam czuć się gorsza z tego powodu, może i spłodzić dziecko jest proste jak budowa cepa, ale szczęśliwy związek dwojga ludzi, nie uwiązanych niczym prócz chęci maszerowania przez życie razem - to coś czego na pewno nie ma każdy !
Póki co znoszę i toleruję nadskakiwanie B. Soczek jednodniowy z marchewki, opieprz, że tak mało zjadłam na obiad i w ogóle, szlaban na kawę i wieczorny przytulas z tekstem, że jestem najwspanialszą kobietą na świecie - do tego mogłabym się przyzwyczaić ale boję się bo B to NieRomantyczna i NieWylewna CHOLERA ! Którą niestety kocham nad życie.
EDIT !
Ponieważ portal Ovufriend poległ na moim pamiętniku i spotkał się z wielce rzadkim błędem nie mam przekierowania na fiolet. Zawsze czułam, że mnie tam nie chcą :p
Tak czy inaczej CIĄŻA ROZPOCZĘTA 3 GRUDNIA 2015
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 maja 2016, 14:06
Ciąża rozpoczęta 16 stycznia 2018
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 lutego 2018, 20:43
Mądra z Ciebie kobieta Wronko! A mężczyźni.... no może im lepiej wszystkiego nie tłumaczyć bo i tak nie zrozumieją:)))) Ja jestem z moim na etapie "jak bedzie to będzie" i na nic nie zdają sie moje tłumaczenia : " jakoś nie ma, cos jest nie tak". Mój uważa, że jak opuszczą mnie wszelkie stresy i w końcu wyluzuje to i dziecko będzie:) Może on i ma rację... No w każdym razie, działaj sobie powoli, podejmuj decyzje ale pamietaj, że trochę luzu też nie zaszkodzi:)))))) Wiem wiem, gówniana sprawa:))))) Sama się tak czuje:) Ale grunt to dobre podejście. Ja swoje zmieniłam na takie bardziej olewcze , bo wiem że nie mam na to wpływu i żyje mi się lepiej. A o to chodzi przecież. P>S> Dałam sobie pobrac krew wczoraj-dzięki za rozpiskę!
Mądra z Ciebie kobieta Wronko! A mężczyźni.... no może im lepiej wszystkiego nie tłumaczyć bo i tak nie zrozumieją:)))) Ja jestem z moim na etapie "jak bedzie to będzie" i na nic nie zdają sie moje tłumaczenia : " jakoś nie ma, cos jest nie tak". Mój uważa, że jak opuszczą mnie wszelkie stresy i w końcu wyluzuje to i dziecko będzie:) Może on i ma rację... No w każdym razie, działaj sobie powoli, podejmuj decyzje ale pamietaj, że trochę luzu też nie zaszkodzi:)))))) Wiem wiem, gówniana sprawa:))))) Sama się tak czuje:) Ale grunt to dobre podejście. Ja swoje zmieniłam na takie bardziej olewcze , bo wiem że nie mam na to wpływu i żyje mi się lepiej. A o to chodzi przecież. P>S> Dałam sobie pobrac krew wczoraj-dzięki za rozpiskę!
Zaglądałam, zaglądałam i cisza, aż w końcu napisałaś. :) Widzę, że wizyta nie bardzo. A może to ten pan profesor wyłudza pieniądze podważając wiarygodność laparoskopii i zlecając różne wątpliwe badania? Poczytałaś opinię o nim? Biocenoza 280 zł? Jakoś strasznie dużo. A co do Lubego... chyba każdy przechodzi "trudności" w różnych dziedzinach inaczej. Ja się przejmuję i robię wszystko, co mogę, aby się zdiagnozować, a ktoś inny może bardziej wyluzowany jest. Wiem, że czasami zbytnie "wyluzowanie" może drażnić, szczególnie jak na czymś nam zależy. Może to taki jego (twego Lubego) mechanizm obronny, to jego motto życiowe "nic na siłę"... Różnie to bywa. Sama nie wiem, co napisać, gadam jak potłuczona. Pozdrawiam serdecznie. Trzymam kciuki jak zawsze.
Przede mną też badanie śluzu... ale jakoś tak trudno się wstrzelić w ich terminy, więc nie wiem kiedy mi się to uda. A w sumie powinnam ten test wykonać, bo już wykryli mi przeciwciała w krwi :/ A z tłumaczeniem facetom to nie prosta sprawa, ja już się czasem poddaje i wole zmienić temat niż eksplodować od środka ;)
Przede mną też badanie śluzu... ale jakoś tak trudno się wstrzelić w ich terminy, więc nie wiem kiedy mi się to uda. A w sumie powinnam ten test wykonać, bo już wykryli mi przeciwciała w krwi :/ A z tłumaczeniem facetom to nie prosta sprawa, ja już się czasem poddaje i wole zmienić temat niż eksplodować od środka ;)
Wracając do badania na przeciwciała p/plemnikom. Ja znalazłam w dwóch laboratoriach. W jednym cena 50zł, wyniki 3 tyg, wynik pozytywny lub negatywny - w sytuacji wykrycia przeciwciał trzeba byłoby zrobić dokładniejszy aby określić ich poziom, w drugim labo cena 90 zł, wyniki do tygodnia, wynik określony plusikami (skala od 1-4). Mi wyszedł jeden + z opisem, że najczęściej nie ma znaczenia klinicznego, ale mimo to dostałam steryd. Dlatego warto przed badaniem dopytać jak wygląda wynik.