Podsumowanie: 7 lat starań, 4 inseminacje, 4 pełne próby ivf, 0 śnieżynek, mnóstwo badań, niezliczona ilość wizyt, drożność jajowodów, histeroskopia, lek Atosiban, ocean wylanych łez, strata maleństwa w 9 tc .....chyba wystarczy. Na pewno wystarczy. Zrobiliśmy wszystko co mogliśmy a nawet ciut więce. Wszystko co było w naszym zasięgu. Czy można robić próby w nieskończoność, badania, konsultować z lekarzami, wyszukiwać kolejnych możliwości??? Oczywiście że można. Każdy ma jednak swoje granice, swoją ścianę do której się dochodzi, kres sił i wytrzymałości. My przekroczyliśmy naszą granicę. Nie damy rady więcej, psychicznie, fizycznie... Oprócz poczęcia dziecka trzeba mieć też siły i zdrowie je wychować. Znam parę której udało się za 15 razem, podziwiam ale to nie dla nas. Proponowano nam dawce komórki lub nasienia. My ustaliliśmy na samym początku, że albo dziecko będzie "całe" nasze albo " całe" nasze nie będzie. Znam też pary którym się udało a dziecko wychowuje się bez taty. Ciężko powiedzieć koniec, jest to jednak mądra i odpowiedzialna decyzja. Podjeliśmy ją RAZEM, jest to dla mnie duża wartość. Razem przetrwaliśmy próbę ciężką na którą ktoś postanowił nas wystawić. Wyszliśmy z tej próby silni, pewni siebie, utwierdzeni w przekonaniu że damy radę bo jak nie my to kto
Nie wyobrażam sobie naszego życia bez dziecka... taka jest prawda. Zaczęliśmy temat adopcji. Już podczas starań podjęłam temat. Emek nie chciał słuchać, nie był gotowy. Poprosił o czas do namysły, czas do września. Wrzesień nadszedł, ni z tego ni z owego Emek zaczął temat adopcji. Myślałam że nie myśli, że zapomniał. A jednak. Nie jesteśmy zdecydowani na 100%, mamy mnóstwo wątpliwości, obaw i lęków. Spróbujemy jednak. Jako pierwszy krok postanowiliśmy skierować na rozmowę z rodziną adopcyjną. Umówiliśmy się z rodziną z naszego miasta. Mają 4 adoptowanych dzieci, troje nastolatków i cudownego 3-letniego Aniołka. Spotkaliśmy się z nimi w zeszłym tygodniu.
Mam mieszane uczucia co do tej wizyty. Długa i ciężka droga przed nami. Pierwszą przeszkodą z jaką musimy sie zmierzyć jest stan mojego zdrowia. Czepiają się moich dolegliwości neurologicznych z przeszłości. Zanim zaczniemy procedure potrzebują zaświadczenia od neurologa że wszystko ze mną dobrze. Nie wiem czy coś z tego wyjdzie. Na zaświadczeniu nasze starania mogą się zakończyć. Sama nie wiem co o tym myśleć... Wkurzyłam się, że incydenty z przeszłości mogą odebrać mi ostatnią szansę na bycie matką. Mój entuzjazm został zgaszony. Emek twierdzi, że damy radę. Nie zniechęcą nas. Pokażemy im jak bardzo chcemy i żaden lekarz nam w tym nie przeszkodzi. Emek powiedział do pani pedagog, że my się nadajemy i jesteśmy wzorowymi kandydatami tylko, że oni jeszcze o tym nie wiedzą. Byłam dumna z niego.
No nic spokojnie, bez nerwów małymi kroczkami.
Muszę na nowo nauczyć się cierpliwości....