





Podsumowanie: 7 lat starań, 4 inseminacje, 4 pełne próby ivf, 0 śnieżynek, mnóstwo badań, niezliczona ilość wizyt, drożność jajowodów, histeroskopia, lek Atosiban, ocean wylanych łez, strata maleństwa w 9 tc




Nie wyobrażam sobie naszego życia bez dziecka... taka jest prawda. Zaczęliśmy temat adopcji. Już podczas starań podjęłam temat. Emek nie chciał słuchać, nie był gotowy. Poprosił o czas do namysły, czas do września. Wrzesień nadszedł, ni z tego ni z owego Emek zaczął temat adopcji. Myślałam że nie myśli, że zapomniał. A jednak. Nie jesteśmy zdecydowani na 100%, mamy mnóstwo wątpliwości, obaw i lęków. Spróbujemy jednak. Jako pierwszy krok postanowiliśmy skierować na rozmowę z rodziną adopcyjną. Umówiliśmy się z rodziną z naszego miasta. Mają 4 adoptowanych dzieci, troje nastolatków i cudownego 3-letniego Aniołka. Spotkaliśmy się z nimi w zeszłym tygodniu.

Mam mieszane uczucia co do tej wizyty. Długa i ciężka droga przed nami. Pierwszą przeszkodą z jaką musimy sie zmierzyć jest stan mojego zdrowia. Czepiają się moich dolegliwości neurologicznych z przeszłości. Zanim zaczniemy procedure potrzebują zaświadczenia od neurologa że wszystko ze mną dobrze. Nie wiem czy coś z tego wyjdzie. Na zaświadczeniu nasze starania mogą się zakończyć. Sama nie wiem co o tym myśleć... Wkurzyłam się, że incydenty z przeszłości mogą odebrać mi ostatnią szansę na bycie matką. Mój entuzjazm został zgaszony. Emek twierdzi, że damy radę. Nie zniechęcą nas. Pokażemy im jak bardzo chcemy i żaden lekarz nam w tym nie przeszkodzi. Emek powiedział do pani pedagog, że my się nadajemy i jesteśmy wzorowymi kandydatami tylko, że oni jeszcze o tym nie wiedzą. Byłam dumna z niego.

No nic spokojnie, bez nerwów małymi kroczkami.
Muszę na nowo nauczyć się cierpliwości....