Temat nie był trudny


Panie twierdzą że małych dzieci nie ma teraz do adopcji a wczoraj poświęciły dużo czasu niemowlakom. Usłyszeliśmy też, że możemy dostać propozycję dziecka już od razu po ostatecznej kwalifikacji. Trochę to wszystko dla mnie nie jasne, niby maluchów nie ma a dużo mówimy o opiece nad maluchami. Niby długo się czeka a telefon może być od razu. Bardzo ciekawe to wszystko....
Oczywiście są prace domowe

Została nam ostatnia sesja i panel. To my mamy przygotować panel, poczęstunek, upominki dla gości a przede wszystkim pytania. Na razie nie bardzo wiem o co miałabym pytać. Mam tylko jedno pytanie GZIE JEST NASZ MAŁY KOSMITA?
Znamy też termin spotkania decyzyjnego. 19 czerwca we wtorek o godzinie 10 dowiemy się czy uzyskamy ostateczną kwalifikację. Nie mogę się doczekać.
Po wczorajszym spotkaniu jestem pełna optymizmu

Już coraz bliżej.... już niedługo......
Wczoraj rozmawialiśmy o zmianach. Co się zmieni w naszym życiu po przyjęciu dziecka. Co się zmieni dla nas, dla dziecka. Jak zmienią się nasze relacje z najbliższymi, rodziną, przyjaciółmi. Jak zapanować nad zmianami, jak podzielić obowiązki. Jak odnaleźć równowagę w obowiązkach i opiece nad dzieckiem. Jak nie zatracić siebie. Jak zadbać o nasze relacje małżeńskie.
Fajnie było. Kurs jako zajęcia warsztatowe zakończyliśmy. Nie mamy jeszcze potwierdzenia w postaci certyfikatu ale dostaniemy za tydzień, na panelu. 19 czerwca spotkanie decyzyjne. Dopiero zaczynaliśmy a już koniec. Nie mogę uwierzyć. Teraz tylko oczekiwanie....




Przygotowaliśmy wszystko ładnie, ciasto, owoce, napoje, kwiaty dla gości i dla naszych pań prowadzących kurs. Obecne były nasze panie prowadzące, 3 panie pedagog, pani dyrektor OA, pani która prowadzi rodzinę zastępczą oraz małżeństwo które jest rodziną adopcyjną. Trwało wszystko 3 godziny. Trochę nam poopowiadali. Pani dyrektor o formalnościach jakie musimy spełnić. "Matka" zastępcza dużo o dzieciach, w jakim stanie do niej trafiają, jak są przygotowywane do adopcji, jak reagują na rodziców adopcyjnych. Natomiast rodzice adopcyjni o tym żebyśmy się nie bali bo to najlepsza decyzja w naszym życiu. Opowiedzieli o urokach ale też trochę o trudach adopcji. Podpowiedzieli bardzo istotne kwestie formalne. Bardzo ciekawe spotkanie. Na koniec dostaliśmy zaświadczenia o ukończeniu kursu. Jednak pani dyrektor zaznaczyła, że nie jest to kwalifikacja a jedynie poświadczenie że skończyliśmy kurs





Tydzień od panelu do rozmowy minął szybko. Nic się specjalnie nie działo. W piątek zaczęła podnosić mi się adrenalina. Podekscytowanie, ciekawość, niepewność rosły. Wczoraj wyruszyliśmy w drogę oboje niepewni. Jak zwykle byliśmy przed czasem. Jedna z trenerek jak nas zobaczyła to stwierdziła głosem stanowczym i z miną grobową, że one pozwolą sobie przyjść o czasie. No powiem Wam,że miałam pietra. Niby człowiek wie, jest czegoś pewny a tu jedno zdanie i zgasili nas. Dostaliśmy ankietę do wypełnienia, po raz kolejny te same pytania, w jakim wieku dziecko, płeć, jakie dysfunkcje ogarniemy a jakich absolutnie nie. Czy dziecko może być chore, upośledzone, niepełnosprawne? Przyszły parę minut po 10. Nie koniecznie spodobały im się nasze odpowiedzi w ankiecie. Zaczęły rozmowę od omówienia z nami 5 kategorii kompetencji i naszych dobrych i mocnych stron w tym zakresie. Zapytały jak nasze rodziny, czy czekają czy wspierają nas? Miały pytania do Marcina o jego relacje z moim bratem (nie są one najlepsze). Wyjaśnił, wytłumaczył i temat się skończył. Przeszły do naszej indywidualnej oceny i ich obserwacji na nasz temat. Wszystko się zgadzało w 120%. Przyszedł czas na podsumowanie nas jako małżeństwa. Jesteśmy zajebiści po prostu







Powiedziano nam, że nie wiadomo jak długo będziemy czekać na Kosmitę. Dzisiaj nie jest to dla mnie ważne, najważniejsza informacja że MÓJ KOSMITA BĘDZIE, JEST JUŻ gdzieś. Muszą nam tylko pomóc się odnaleźć. Dostaliśmy wszystkie księgi życia z powrotem, genogram, bajkę. Niestety projektu pokoju nie odzyskaliśmy (żałuję że nie mam ksero). Wczoraj przeczytałam wszystkie księgi Marcina. Śmiał się bym nie czytała bo to się rozwodem skończy. Nie skończy się. Był szczery i otwarty. KOCHAM GO.
I tak zaczął się kolejny etap w naszym życiu w długim oczekiwaniu na Kosmitę....
Aha czekanie na Kosmitę zacznie się liczyć o lipca, do końca czerwca potrwają jeszcze formalności już bez naszego udziału.
Dziś ostatnie pary z naszej grupy miały rozmowy decyzyjne. Wszyscy przeszliśmy



Teraz czekamy do 1 lipca by zacząć odliczać czas do TEGO telefonu - najważniejszego w życiu.
W weekend byliśmy na grillu u znajomych z grupy. Spotkaliśmy się w 3 pary. Zamierzamy utrzymywać kontakt, wspierać się w czekaniu a potem wymieniać doświadczeniami i chwalić się swoimi dziećmi. Było bardzo miło, to wspaniali ludzie. Liczę na to że nie zaprzepaścimy szansy na wspaniałą znajomość, może z czasem przyjaźń.
Zaczęłam się uczyć do egzaminu końcowego na studia podyplomowe. Opornie mi idzie, jestem już stara chyba. Nic mi do głowy nie wchodzi. Zostało mi bardzo mało czasu, będzie wstyd w pracy jak nie zdam. Oj niedobrze niedobrze
Bardzo czekałam na ten dzień. Od dzisiaj oficjalnie czekamy na Kosmitę. Mogę zacząć odliczanie. Bardzo dłużył mi się ten czas od rozmowy decyzyjnej. Teraz już wiem, że będzie bardzo ciężko. Ciężko czekać, ciężko skupić się na czymś innym, ciężko nie rozmyślać ile to jeszcze potrwa. Czekanie jest okropne. Najgorsza jest chyba świadomość, że mój mały Kosmita gdzieś teraz cierpi. W szpitalu, ośrodku, rodzinie zastępczej jest sam, bez nas. I też czeka, na pomoc, na uregulowanie swojej sytuacji prawnej, na diagnozę, na NAS.
Odkąd znalazłam się na OVU chciałam mieć suwaczek, taki odliczający czas do porodu. Dzisiaj spełniłam swoją zachciankę. Mam suwak, który odlicza dni oczekiwania na Kosmitę

Już 5 dni minęło. Cieszy mnie codzienny widok zmieniających się dni na suwaku


W tym tygodniu Kosmita dostał pierwszy prezent. Marcina kolega z pracy wyciął z pianki tapicerskiej "ludzika". Narysował mu oczy, buzię i nos


Zamówiłam sobie książkę o tematyce adopcji. Autorka Kotowska Katarzyna, tytuł Jeż. W formie bajki opisana historia jej rodziny i adopcji jej synka, tytułowego jeża. Kilka stron, przeczytałam w 10 minut. Pięknie ilustrowana. Bardzo dobry wstęp by kiedyś opowiedzieć Kosmicie naszą historię. Pierwsza książeczka też już jest

Zamierzam kupić kolejną książkę tej autorki. Postanowiłam że poczytam teraz trochę, jak pomóc takim dzieciom, jakich błędów nie popełniać. Jak być matką to nauczy mnie Kosmita, ale ja bym chciała być dobrą matką. Skorzystam z pomocy ludzi co się znają na tym lub mają doświadczenie w tym temacie. Na pewno mi to nie zaszkodzi.
Zdałam egzamin



Już dwa tygodnie minęły :-)super. Trochę się wydarzyło. Moje uczucia to oczekiwanie i rosnąca ciekawość. Łapię się na tym, że gapię się na obce dzieci. Przyglądam się im, obserwuje, oceniam wiek. Z tym mam największy problem. Nie mamy w rodzinie małych dzieci więc trudno jest mi określić na ile wygląda dane dziecko. Marcin też się gapi. Jak zobaczymy jakiegoś aniołka albo czorta w sklepie to zaraz mówi do mnie takie mogłoby być NASZE. Staram się za bardzo nie rozmyślać. Owszem temat jest ze mną cały czas ale nie czuję jakiegoś ciśnienia.
Jedna z par z naszej grupy OA wczoraj poznała swojego synka. Zakochali się od pierwszego wejrzenia. Cieszymy się wszyscy ich szczęściem. Liczymy na to że tempo zostanie utrzymane. Może słowa pani dyrektor OA się sprawdzą i do końca roku większość grupy (może cała) będzie już dzieciata

Zastanawiam się czy faktycznie tak jest, że czuję się od razu "chemię"? Czy można od razu poczuć że to właśnie NASZ Kosmita? Nie umiem sobie tego teraz wyobrazić.
Przeczytałam wczoraj książkę Katarzyna Kotowska - Wieża z klocków. Cudowne świadectwo dojrzałej miłości adopcyjnej matki. Prosto opowiedziana historia adopcji jej synka. Nie lukrowana, prawdziwa, szczera, momentami smutna. Dająca NADZIEJĘ, bardzo konkretna i pomocna. Kilka patentów spróbuję wykorzystać przy Kosmicie.
Jakoś poprzedni tydzień był trochę ciężki psychicznie i fizycznie. Dowiedziałam się o dwóch bliskich mi osobach, które zaszły w ciążę.Bardzo się ucieszyłam. Niestety jedna ciąża się już skończyła ;-( Tak bardzo chciałam by to dzieciątko przyszło na świat... Dotarła też do mnie informacja o śmierci znajomego miał 23 lata...... Jakoś tak wszystko się skumulowało, smutno mi było, do tego pogoda paskudna, migrena. Weekend też nie był najlepszy. Ktoś mi powiedział, że to jest właśnie ŻYCIE ehh......
Zaczął się nowy tydzień trzeba ruszyć do przodu. Wczorajsza wiadomość o tym, że będę ciocią adopcyjną bardzo nakręciła mnie pozytywnie. Wstałam dzisiaj pełna radości i spokoju. Czuję, że mogę góry przenosić, trochę jestem nakręcona. Może w domu posprzątam. Trzeba spożytkować te pokłady energii.
Może od środy zacznę urlop, nigdzie w tym roku raczej nie wyjeżdżamy. Mamy wesele w połowie sierpnia. Spróbuję Marcina namówić na dwa dni nad morzem. To może być nasz ostatni urlop we dwoje.
Ojojoj było 2 tygodnie a już jest 2 miesiące.... czas leci.
W tym tygodniu otrzymaliśmy wspaniałą informację, nasza grupa adopcyjna powiększa się o kolejne dziecko, mamy kolejnego chłopca. Tym razem jest to niespełna dwulatek. Bardzo się cieszę ich szczęściem. Czuję radość, kolejka się zmniejsza, jesteśmy coraz bliżej naszego upragnionego szczęścia.
Marcin jest smutny, dlaczego to do nas nie zadzwonili. Tłumaczę mu, że po co nam cudze dziecko? Ten chłopczyk nie był nasz. Odnajdzie się NASZ Kosmita to zadzwonią do nas

Coraz częściej rozmawiamy jak to będzie, jak ogarniemy np zakupy dla Kosmity. Będzie nam potrzebne wszystko na raz, ubrania, zabawki, spanie, wózek jak to mówią od skarpetek po gumki do włosów (gdyby miała być to jednak Kosmitka)




Urlop nam minął baaaardzo leniwie. Niestety nigdzie nie byliśmy, nawet na weekend nad morzem


Jest jeszcze jedna wspaniała wiadomość moja najlepsza i najbliższa kuzynka jest w ciąży. W zdrowej, szczęśliwej, upragnionej. A co najważniejsze w szybkiej i naturalnej. Bez wszystkich tych złych rzeczy i emocji dookoła. Śmiejemy się , że jesteśmy w tym samym tygodniu ciąży. Z tą niewielką różnicą, że ja jestem w 9 tygodniu ciąży adopcyjnej


Dużo czytam, wkręciłam się w temat adopcji. Jedne książki są lepsze inne trochę gorsze, ale wszystkie bardzo pouczające. Uspokaja mnie czytanie na ten temat. Dużo się dowiaduję jak sobie radzić z nieciekawymi sytuacjami, które mogą się pojawić. Sytuacje te dotyczą raczej otoczenia niż samego dziecka. Wniosek z tego całego czytania: jesteśmy normalni, tacy sami jak miliony par, małżeństw, rodzin na świecie. Stworzymy z Kosmitą zwykłą rodzinę, nic w nas nadzwyczajnego. Jedyne co nas będzie odróżniać od innych rodzin to sposób w jaki poznamy NASZE Dziecko. Nie będzie to sala porodowa.
Nie mogę doczekać się telefonu, informacji jaki jest, gdzie jest, ON czy ONA..... Nie mam obsesji, nie żyję od 7 do 15 (godziny pracy OA). Nie dostaje też zawału na dźwięk telefonu








Teraz odpowiem Wam na pytania

Fujitsu karmienie dziecka jest dla mnie czarną magią, przeraża nas to oboje ale raczej go nie zagłodzimy


Anuśla mam marzenie jak bym chciała by wyglądał pokój, tylko ja nie umiem tego zrealizować. Nie mam wyobraźni przestrzennej, nie wiem co do czego pasuje. Chyba nie mam gustu. Na kursie adopcyjnym mieliśmy zadanie przygotować projekt pokoju coś tam zrobiłam ale czy tak będzie wyglądał pokój Dziecia to nie wiem. Widziałam ostatnio prześliczną tapetę w kolorowe sowy mówię wam cudo może się zdecyduje? Co do imienia dla dziecka to jest taka możliwość zmiany mu imienia. Składając wniosek w sądzie od razu pisze się prośbę o zmianę imienia. Jednak dużo czynników składa się na taka decyzję np. wiek dziecka i to jak bardzo jest związane ze swoim imieniem i jak na nie reaguje. Z maluszkami jest oczywiście łatwiej. Dawno temu jak staraliśmy się naturalnie o dziecko każde z nas miało mnóstwo imion wybranych. Toczyły sie zagorzałe dyskusje co do wyboru




Dziś miałam sen, przepiękny. Poznałam w śnie Kosmitę, był cudowny, piękny, idealny. Miał ogromne niebieskie oczy i pucołowatą uśmiechniętą buzie. Byliśmy w pomieszczeniu, które wyglądało jak szpital ale było jakąś placówką (dom dziecka?). Na dużej sali było mnóstwo par, każda bawiła się z jednym dzieckiem. Kosmitę przyniosła pielęgniarka. Od razu wiedziałam, że jest nasz, był uśmiechnięty od ucha do ucha. Wyglądał na 5 - 6 m-cy ale ja wiedziałam, że jest młodszy. Nie wiem tylko czy to ON czy ONA. Pamiętam bardzo dokładnie uczucia, ogromną radość. Wiem to tylko sen a wszystko tak bardzo realne, niesamowite



Hormony mi szaleją w tej mojej ciąży adopcyjnej

Jestem ostatnio jakaś taka nakręcona (rozchwiana) emocjonalnie. Moje uczucia to od totalnej euforii przez radość, spokój po smutek, żal, niepokój i niemoc. Wzrusza mnie byle co, nie śpię po nocach. Nic takiego się nie dzieje, nie mam w sumie żadnego powodu. Ehh może to pogoda? Faza cyklu? Zmiana czasu? Jesień? Może to ten czas wszystkich świętych, cmentarzy, rozmyślania o tych co odeszli..... Sama nie wiem......smutno mi tak w środku, głęboko.
Jedna z par z naszej grupy OA rozmawiała z paniami z ośrodka. Usłyszeli, że dzieci nie ma, trzeba czekać. Jednak zaraz dodały, że do roku oczekiwania każda para powinna dostać propozycję dziecka (propozycja -nie podoba mi się to określenie). Czy tylko ja widzę tu rozbieżność, dużą, w tym co mówią??? Pani dyrektor OA na panelu stwierdziła, że do końca roku większość z nas zostanie rodzicami. Panie twierdzą, że do lipca przyszłego roku. Zastanawiam się skąd wezmą te dzieci skoro ich nie ma. Skąd pani z ośrodka wie, że w ciągu 8 m-cy znajdzie się sześcioro dzieci (to jest tylko zapotrzebowanie naszej grupy). A grupy przed nami już mają, wszyscy??? Nie podobają mi się takie informacje, wprowadzają tylko zamęt. Dzieci nie ma ale spoko znajdą się. Mówiły o dobieraniu konkretnych rodziców do dziecka a teraz wychodzi na to , że jak się tylko "jakieś" znajdzie to nie ważne czy do niego pasujemy czy nie zostanie nam przedstawione. Nie podoba mi się to. Nie powinny tak mówić. Dzieci w placówkach są tylko nie maja uregulowanej sytuacji prawnej. Można chyba przekazać nam prawdziwe informacje. Wolałabym usłyszeć informację , że dzieci są, pracują nad ich sytuacją prawną, regulują to, proszę czekać i być cierpliwym. Tylko dla mnie jest to proste i oczywiste??? Po co wprowadzać zamęt? Nie trzeba nas traktować jak ludzi niczego nierozumiejących.
Powtarzam sobie najważniejszą informację, że się DOCZEKAMY. Może jeszcze nie teraz, musimy poczekać, ale NASZ KOSMITA się odnajdzie. Poczekam ile będzie trzeba. Tyle przeszłam, tyle już czekam, 8 dłuuuuugich lat, przy tym 8 m-c to naprawdę moment. Chciałabym tylko czekać w spokoju.
Rozmawiałam ostatnio z ojcem.Smutno mi się zrobiło. Wiem, że nie chciał sprawić mi przykrości, a jednak zabolało. Powiedział, że nie może doczekać się aż moja kuzynka urodzi. Chciałby dożyć chwili, żeby zobaczyć ją szczęśliwą z dzieckiem na ręku. Chciałabym by czekał na nasze dziecko, by nie mógł się doczekać.... ;-( Jego słowa wryły mi się w mózg. Może to przez to taki mi smutno ostatnio.....
W sklepach rozpoczął się okres świąteczny. Na półkach stoją mikołaje z czekolady, bombki i inne ozdoby. Święta tracą swoja magię. Czas cudów powszednieje.
Święta to dla mnie trudny czas. Co roku pragnęłam tylko jednego, żebyśmy kolejnych świąt nie spędzali we dwoje. Najbliższe zapowiadają się jak każde poprzednie... smutno....
Dużo smutku w tym moim wpisie. To pewnie chwilowe, przejdzie mi, będzie lepiej

A pro po świąt, może zacznę robić ozdoby świąteczne. Będę miała zajęcie, głupoty nie będą mi przychodziły do głowy, zajmę się czymś, odprężę się.
Mam na OVU koleżankę poznaną na jednym z forum. Nie znamy się osobiście ale czuję z nią więź. Lubię z nią pisać. Potrafi mnie podnieść na duchu i rozbawić. Jej ostatnia wiadomość do mnie: wróżba licznej rodziny. Ja, Marcin, piątka dzieci z czego część biologiczna



Jak widać ciążę przechodzę typowo, nudnie i z hormonami

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 listopada 2018, 13:27
Moje wymarzone dziecko, mój ukochany Kosmita, moje Dziecko z chmur uratowało mi tyłek (służbowo) wczoraj. Dostałam propozycję zmiany stanowiska pracy (na gorsze). Nie chcem tego stanowiska, to "palący" stołek. Propozycja okazała się "nie do odrzucenia", albo przyjmuję albo wypad. I wtedy w ostatniej chwili powiedziałam przełożonym, że czekamy przecież na dziecko. Moja kandydatura nie jest dobra, w każdej chwili mogę pójść na macierzyński. Dobrze zrobiłam bo oni zapomnieli o mojej sytuacji. I tak uratował mnie mój Dzieć. Uff udało się




W tym tygodniu miałam dziwną? zabawną? zaskakującą? sytuację. Będąc w pracy, ciężko pracując, byłam bardzo skupiona na tym co robię i nagle zadzwonił mój telefon SZOK i totalny PARALIŻ. Chwyciłam telefon i zobaczyłam obcy numer ale z miasta w którym znajduje się nasz OA. Nie byłam w stanie odebrać tego telefonu. Po raz pierwszy odkąd czekamy na TEN telefon tak mnie sparaliżowało. Ręce mi się trzęsły, koleżanka krzyczała odbież odbież a ja jak słup soli. Trwało to całą wieczność. Jednak roztrzęsiona przesunęłam palcem po zielonej słuchawce i usłyszała jak pani po drugiej stronie przedstawia się i informuje, że dzwoni z przychodni by przełożyć mi wizytę u ortopedy ha ha ha.....
Do tej pory nigdy nie zdarzyło mi się tak zareagować na dzwoniący telefon. Ostatnie 4 miesiące zawsze na luzie, spokojnie, bardzo się zdziwiłam swojej reakcji. Nie spodziewam się telefonu w tym roku. Co to będzie jak na telefonie wyświetli mi się numer OA (mam go wprowadzonego w komórkę) Toć ja padnę na glebę





















































Trafiłam do raju godzina 10:59 odebrałam TELEFON z OA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Kosmita się odnalazł!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Jest chłopcem i ma 11 miesięcy!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!























































Telefon do Marcina szok, płacz, emocje NIEWIARYGODNE. Telefony do rodziców radość radość radość. Nogi mi się trzęsły jak nigdy w życiu. W pracy nic już nie zrobiłam. Nie mogłam się doczekać pójścia do domu do Marcina. W życiu nie przeżyłam tak silnych pozytywnych emocji. Nie da się tego porównać z niczym.
W nocy nie spałam, tryliardy myśli, czy damy radę, jaki jest, czy go nie skrzywdzimy, a może się wycofać z wszystkiego, jaką ma przeszłość, gdzie jest, jaki jest, w co go ubierzemy, nic dla niego nie mamy, i wiele wiele wiele innych. Dla mnie najdziwniejsza to że musimy mu kupić buty nie mam pojęcia skąd mi się akurat te buty wzięły



Kolejna noc nieprzespana.... ostatecznie wstałam o 4 i nie mogłam znaleźć sobie miejsca.
Pojechaliśmy rano o 8 byliśmy już w osrodku. O 8,30 bylismy w placówce z panią psycholog. Najpierw mieliśmy rozmowę z pielęgniarką. Ogólne informacje o stanie jego zdrowia. Nasza kruszyna jest troche chorowita, często się przeziębia. Ma problemy z oskrzelami. Po całej wizycie stwierdziliśmy z Marcinem że to od tego że tam jest zimno. Bo nawet nam było chłodno. Potem zaprowadzili nas do sali i poznaliśmy panią która jest jego opiekunem prawnym, bardzo sympatyczna. Wogule wszyscy byli dzisiaj mili i otwarci na nas, uśmiechnięci i pomocni. Pani przyniosła SYNKA do nas. Jest drobniutki, chudziutki ale długi


Dzisiejsza noc była spokojniejsza, spałam



Dziękuję dziewczyny za miłe słowa. Wasze kibicowanie i wsparcie bardzo mi pomagają. Dziękuję za rady i naukę


Cudownie! Jesteście już tak blisko!
Ale fajne prace domowe:)
Jesteście już naprawdę blisko! <3 19 czerwca otrzymacie piękną wiadomość, na pewno :)